Los byka - ebook
Myśli byka o czasie i historii.
Był królem stada. Wszystkie zwierzęta na pastwisku czuły respekt dla jego siły, a jednocześnie darzyły go szacunkiem za stateczność i wielkoduszność. Cieszył się również uznaniem dziedzica i innych mieszkańców dworu. Stawał w obronie słabszych – niejedno zwierzę w gospodarstwie, w tym jego ulubiony pies i kot, zawdzięczało mu ocalenie. To właśnie ta gotowość niesienia pomocy kazała mu ponieść najwyższą ofiarę, jaką – przynajmniej w ludzkim rozumieniu, ukrywanie Żydów – jest oddanie własnego życia.
Czując zbliżający się koniec, byk przywołuje wydarzenia, które go ukształtowały. Nie szczędzi ironii, ale jego wspomnieniom towarzyszą też refleksje o dojrzewaniu i przemijaniu, sile erotyzmu oraz relacjach między zwierzętami i ludźmi. Wspomina okrucieństwa wojny – masowe egzekucje w Piaśnicy i obozowe transporty – i snuje rozważania nad naturą dobra i zła.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8423-067-1 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przypomniała mi się „Księżniczka”. Tak dziedzic nazywał swą córkę. Piękna dziewczyna, potem kobieta. Dorastaliśmy w tym samym czasie. Chyba mnie lubiła, czasami głaskała po karku, dotykała rogów. Coś niezwykłego. Wąchałem jej bukiet zapachów. Chodziłem potem jak odurzony.
A chyba nie miała szczęścia w miłości. Tak to niekiedy bywa, nie zawsze uroda wszystko rozwiązuje, a nawet potrafi być ciężarem. Jeden z jej kawalerów prawie zajeździł ogiera i pan go przegonił. Byli i inni. Ale bez zachwytu. Tak naprawdę to dziedzic decydował. Delikatnie, ale jednak. Może był zazdrosny o córkę? Ja też byłem zazdrosny przy niektórych cielakach, o których wiedziałem, że jestem ich ojcem. Bywało, że się rozczulałem. Chroniłem może aż nadto? Nie wiem. I przyszła chwila próby.
To było pod koniec wojny. Do dworu przyjechali ciężarówką i autem terenowym żołnierze. Ci, co przegonili tych poprzednich. Hałas, puste butelki, zaczęli strzelać nawet do kur. Część osób z folwarku piła z nimi. Jakaś ich kotłowanina. I nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk od strony dworu. Rozpoznałem głos córki dziedzica. Straszny pisk. Czułem, że to jej wołanie o pomoc jest skierowane do mnie. Bo któż był silniejszy we dworze niż ja?
Ruszyłem ogrodem za zabudowaniami gospodarskimi. Wtedy zobaczyłem, jak stara się bronić przed atakiem dwóch żołnierzy. Jeden leżał na niej, drugi ją przytrzymywał. Chyba byli pijani. Uderzyłem w furtę raz, drugi. Otworzyła się. Zauważył mnie ten trzymający ręce księżniczki. Próbował chwycić za broń. Nie zdążył wycelować we mnie, gdy walnąłem go łbem. Aż przeleciał kilka metrów. Seria z automatu przeszyła powietrze. Drugi zaczął uciekać z opuszczonymi spodniami. Nawet przez moment się uśmiechnąłem, bo wleciał w pokrzywy. Krzyczał, ale dziarsko biegł dalej. Stałem nad dziewczyną – obolałą, zapłakaną. Podałem jej róg, żeby wstała. Czułem jej zapach, inny niż kiedyś, był w nim pot, strach. Weszła od strony kuchni do dworu.
Nie wiem, jak długo tam wtedy stałem, czując, że to koniec pewnego świata. Ruszyłem w głąb lasu.