Losing Hope - ebook
Losing Hope - ebook
Czasami, aby pójść naprzód, trzeba najpierw sięgnąć głęboko w przeszłość.
Przekonał się o tym również Dean Holder. Po tym gdy utracił swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, przez wiele lat zmagał się z poczuciem winy. Mógł wówczas zareagować i nie pozwolić jej odejść, ale nie odważył się na ten krok. Od tego czasu uparcie jej szukał, nie spodziewając się, że gdy ponownie się spotkają, ogarną go jeszcze większe wyrzuty sumienia.
„Losing Hope” to historia trojga młodych ludzi naznaczonych przez traumatyczne doświadczenia. Każde z nich wybrało inny sposób na to, by sobie z nimi poradzić, jednak nie każde z nich wybrało życie…
„Dopiero po przeczytaniu Losing Hope zrozumiałam w pełni dramat przeżyć Sky i Holdera. Przygotuj się na to, że ich historia wyłączy cię z życia na wiele godzin – będziesz przeżywać ją razem z bohaterami jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę. Polecam wszystkim, których oczarowało Hopeless”.
Eliza Wydrych-Strzelecka
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7515-796-3 |
Rozmiar pliku: | 756 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Serce bije mi tak mocno, że chyba powinienem dać sobie spokój i stąd iść. Les już kilka razy przypominała mi, że to nie moja sprawa. Nigdy jednak nie była bratem. Nie ma pojęcia, jak trudno jest usiedzieć w miejscu i się nie wtrącać. To właśnie dlatego ten sukinsyn jest dla mnie w tej chwili najważniejszy.
Wsuwam dłonie do tylnych kieszeni dżinsów. Mam nadzieję, że zdołam je tam jakoś utrzymać. Stoję za kanapą i patrzę na niego. Nie wiem, kiedy mnie zauważy. Biorąc pod uwagę zaangażowanie, z jakim obmacuje siedzącą mu na kolanach dziewczynę, nieprędko. Stoję tak kilka minut, a wokół nas impreza trwa w najlepsze. Żadna z obecnych tu osób nie ma pojęcia, że jestem o krok od kompletnego szaleństwa. Chętnie sięgnąłbym po telefon i zrobił kilka zdjęć na dowód jego zdrady, ale nie chcę zranić Les. Nie potrzebuje pomocy wizualnych.
– Ej – odzywam się w końcu, nie mogąc już dłużej wytrzymać. Gdybym musiał oglądać choć chwilę dłużej, jak bez żadnego szacunku dla swojego związku z Les ugniata cycki tej laski, chyba powyrywałbym mu te pieprzone łapy.
Grayson odrywa usta od panienki i odchylając głowę do tyłu, gapi się na mnie szklistymi oczami. Kiedy dociera do niego, na kogo patrzy, w jego oczach pojawia się strach. Nagle zdaje sobie sprawę z mojej obecności, choć byłem ostatnią osobą, jakiej spodziewał się na tej imprezie.
– Holder... – Spycha dziewczynę z kolan i wstaje, ale ledwie może utrzymać się na nogach. Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, wskazując na panienkę, która poprawia na sobie praktycznie nieistniejącą koszulkę. – To wcale nie... To nie tak...
Wyjmuję dłonie z kieszeni i krzyżuję ręce na piersiach. Moje zaciśnięte pięści znajdują się bardzo blisko jego twarzy. Już sobie wyobrażam, jak dobrze bym się poczuł, gdybym go walnął.
Wbijam wzrok w podłogę i robię głęboki wdech. A potem kolejny. I jeszcze jeden, tylko po to, by się nacieszyć jego paniką. Kręcę głową i patrzę mu prosto w oczy.
– Daj mi swój telefon.
Gdybym nie był taki wkurzony, pewnie uznałbym wyraz jego twarzy za zabawny. Śmieje się i cofa o krok, ale wpada na stolik. Łapie równowagę, podpierając się ręką o szklany blat.
– Sam sobie, kurwa, weź ten telefon – bełkocze. Okrąża stolik, nie patrząc w moją stronę. Spokojnie podchodzę do kanapy i odcinam mu drogę.
– Telefon – mówię, wyciągając rękę. – Już.
Jesteśmy podobnie zbudowani, więc na pozór nasze szanse są wyrównane. Ale buzująca we mnie wściekłość daje mi olbrzymią przewagę. Grayson zdaje sobie z tego sprawę. Cofa się, co nie jest najrozsądniejszym posunięciem, bo za plecami ma róg pokoju. Zaczyna grzebać w kieszeniach i wreszcie wyciąga telefon.
– Po jaką cholerę ci moja komórka? – pyta. Wyrywam mu aparat z dłoni i wybieram numer Les, ale nie zatwierdzam połączenia. Oddaję mu telefon.
– Zadzwoń do niej, powiedz, jakim jesteś gnojkiem, i skończ to.
Patrzy na telefon, a potem na mnie.
– Spierdalaj – syczy.
Biorę głęboki wdech i rozluźniam mięśnie. Wcale mi to jednak nie pomaga, nadal czuję żądzę krwi. Łapię Graysona za kołnierz, po czym przyciskam przedramię do jego szyi i popycham go na ścianę. Muszę sobie ciągle przypominać, że jeśli spuszczę mu łomot, zanim zadzwoni do Les, wszystkie moje działania okażą się bezcelowe.
Mam zaciśnięte zęby i czuję gwałtowne pulsowanie w skroniach. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem tak wielkiej nienawiści do innej osoby. Sam jestem przerażony intensywnością tych odczuć.
Patrzę mu z nienawiścią w oczy, aby zrozumiał, co go czeka w ciągu najbliższych paru minut.
– Posłuchaj, Grayson – warczę przez zaciśnięte zęby. – Jeśli nie chcesz, żebym zrobił to, o czym naprawdę marzę, weźmiesz telefon, zadzwonisz do mojej siostry i powiesz jej, że to koniec. Potem się rozłączysz i już nigdy więcej się do niej nie odezwiesz. – Dociskam go mocniej ramieniem, zauważając, że z braku tlenu jego twarz zrobiła się czerwieńsza niż koszula, którą ma na sobie.
– Dobra – mamrocze, próbując odsunąć moją rękę. Czekam, aż naciśnie guzik, i dopiero wtedy go puszczam. Przykłada telefon do ucha i nie przestając się we mnie wpatrywać, czeka, aż Les odbierze.
Wiem, jak będzie się czuła, lecz naprawdę nie miała pojęcia, co Grayson wyprawiał za jej plecami. Niezależnie od tego, ilu ludzi jej o tym mówiło, zawsze znajdował jakiś sposób, by znów wedrzeć się do jej życia.
Nie tym razem. Nie wtedy, gdy mogę temu zapobiec. Nie pozwolę, by robił coś takiego mojej siostrze.
– Cześć – odzywa się do słuchawki, próbując się ode mnie odwrócić, ale znów przyciskam go do ściany. Krzywi się z bólu.
– Nie, kochanie – mówi, wyraźnie zdenerwowany. – Jestem u Jaxona. – Przez dłuższą chwilę wsłuchuje się w jej odpowiedź. – Wiem, co mówiłem. Kłamałem. To właśnie dlatego dzwonię. Les... Wydaje mi się, że potrzebuję trochę więcej luzu.
Kręcę głową, by zrozumiał, że musi całkowicie z nią zerwać. Nie chcę, by dawali sobie więcej luzu. Zależy mi na tym, by raz na zawsze dał jej spokój.
Grayson przewraca oczami i macha zniecierpliwiony ręką.
– Zrywam z tobą – mówi głosem wypranym z emocji. Potem słucha w milczeniu. Brak jakiejkolwiek skruchy na jego twarzy tylko potwierdza, że jest bezdusznym kutasem. Wiem, co musi się w tym momencie dziać z Les, i nie mogę opanować drżenia rąk. Coraz ciężej też złapać mi oddech. Nienawidzę się za to, co jej zrobiłem, ale nawet jeśli sama w to nie wierzy, wiem, że zasługuje na coś lepszego.
– Muszę kończyć – mówi Grayson do telefonu.
Przyciskam jego głowę do ściany, zmuszając, by na mnie spojrzał.
– Przeproś ją – syczę cicho, by mnie nie usłyszała. Grayson zamyka oczy i zwiesza głowę.
– Bardzo cię przepraszam, Lesslie – rzuca do słuchawki i natychmiast przerywa rozmowę. Przez dłuższą chwilę patrzymy sobie w oczy.
– Mam nadzieję, że jesteś zadowolony – odzywa się w końcu. – Właśnie złamałeś jej serce.
Nie pozwalam mu powiedzieć nic więcej. Zanim pada na podłogę, moja pięść dwukrotnie uderza w jego szczękę. Macham obolałą dłonią, cofam się i ruszam do wyjścia. Telefon dzwoni, zanim dochodzę do samochodu. Nie muszę patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć, kto dzwoni.
– Cześć. – Próbuję opanować drżenie głosu, gdy słyszę jej płacz po drugiej stronie. – Już do ciebie jadę. Wszystko będzie dobrze. Zaraz się zobaczymy.
*
Od rozmowy z Graysonem minęła już prawie doba, wciąż jednak czuję się winny, dlatego w ramach pokuty dokładam sobie trzy kilometry do wieczornej przebieżki. Nie spodziewałem się, że Les będzie aż tak bardzo zrozpaczona. Dociera do mnie, że zmuszenie go do zerwania chyba nie było najlepszym pomysłem, ale nie mogłem przecież pozwolić, by dalej robił ją w konia.
Najbardziej zaskakujące jest to, że Les wściekła się nie tylko na Graysona. Wygląda na to, że znienawidziła wszystkich facetów. Krążyła po swojej sypialni, wyzywając każdego mężczyznę od „pojebów”, a ja siedziałem i czekałem, aż się wyładuje. Wreszcie załamała się kompletnie, weszła pod kołdrę i zasnęła, wyczerpana płaczem. Leżałem z otwartymi oczami, wiedząc, że to przeze mnie ma złamane serce. Siedziałem przy niej przez całą noc, nie tylko po to, by mieć pewność, że nic jej się nie stanie, ale również po to, by zapobiec ewentualnym desperackim próbom dodzwonienia się do Graysona.
Muszę przyznać, że okazała się silniejsza, niż zakładałem. Nie próbowała do niego dzwonić ani w nocy, ani dzisiaj. Jako że nie pospała zbyt wiele, jeszcze przed lunchem wróciła do swojego pokoju na krótką drzemkę. Co jakiś czas zatrzymywałem się przed drzwiami sypialni, nasłuchując, czy nie rozmawia z kimś przez telefon, wiedziałem więc, że nie próbowała się z nim kontaktować. Przynajmniej nie wtedy, kiedy byłem w domu. Tak właściwie jestem całkowicie pewien, że ta wczorajsza bezlitosna rozmowa pomogła Les, wreszcie zrozumiała, z kim miała do czynienia.
Zrzucam buty przy drzwiach i ruszam do kuchni, by nalać sobie wody. Normalnie w sobotni wieczór włóczyłbym się gdzieś z Danielem, ale wysłałem mu SMS-a, że zostaję w domu. Obiecałem to Les, która nie chciała wychodzić, by nie wpaść gdzieś na Graysona. Ma szczęście, że to ja, bo w sumie nie znam zbyt wielu siedemnastolatków, którzy odpuściliby sobotnią balangę, by oglądać ckliwe filmidła ze zrozpaczoną siostrą. Z drugiej strony nie znam też wielu takich rodzeństw jak nasze. Nie mam pojęcia, czy nasza bliska relacja wynika z tego, że jesteśmy bliźniakami. Nie mam więcej rodzeństwa, więc nie mogę nas z nikim porównać. Może się uskarżać, że jestem wobec niej nadopiekuńczy, i pewnie w jakimś stopniu odpowiada to prawdzie, ale nie mam zamiaru pod tym względem niczego zmieniać.
Wbiegam po schodach, zrzucam koszulę i wpadam do łazienki. Odkręcam wodę, a potem podchodzę do jej drzwi i pukam.
– Wezmę szybką kąpiel, mogłabyś zamówić pizzę?
Opieram się dłonią o drzwi, a drugą zdejmuję skarpetki. Wrzucam je do łazienki, odwracam się i znów pukam do drzwi sypialni.
– Les!
Cisza sprawia, że wzdycham ciężko, patrząc w sufit. Będę wkurzony, jeśli odkryję, że z nim gada. Jednak jeśli tak właśnie jest, Grayson na pewno powie jej, że zerwał z nią przeze mnie, i wtedy to ona będzie wkurzona. Wycieram dłonie w szorty i wchodzę do pokoju, przygotowany na kolejny wykład o tym, że powinienem pilnować własnego nosa.
*
Patrząc na Les leżącą na łóżku, błyskawicznie wracam pamięcią do czasów dzieciństwa. Do tej chwili, która mnie odmieniła. Odmieniła mnie i cały otaczający mnie świat. Jaskrawe, żywe kolory zastąpiła martwa szarość. Niebo, trawa, drzewa... gdy dowiedziałem się, że to ja odpowiadam za zaginięcie naszej najlepszej przyjaciółki Hope, wszystko straciło swoje piękno.
Nigdy już nie patrzyłem tak samo na ludzi ani na przyrodę. Zmieniło się również moje postrzeganie przyszłości. Jeśli niegdyś wszystko miało znaczenie, cel i powód, to teraz otaczała mnie drugorzędna wersja tego, czym mogłoby być moje życie. Mój niegdyś tak radosny i ożywiony świat nagle zaczął przypominać rozmazaną, poszarzałą kserokopię.
Oczy Les w tym momencie wyglądają dokładnie tak samo.
Nie należą do niej. Są otwarte. Patrzą na mnie z łóżka.
Ale nie należą do niej.
Straciły całą barwę. Dziewczyna na łóżku jest poszarzałą, bezbarwną kserokopią mojej siostry.
Mojej Les.
Nie mogę się ruszyć. Chcę, żeby mrugnęła, zaśmiała się, ujawniła pointę tego pojebanego chorego żartu. Czekam, aż znów zabije mi serce, a płuca zaczną wciągać powietrze. Czekam na odzyskanie kontroli nad własnym ciałem, bo nie mam pojęcia, kto je teraz kontroluje. Na pewno nie ja. Czekam i czekam, zastanawiając się, jak długo będzie to jeszcze ciągnęła. Ile czasu można wytrwać z szeroko otwartymi oczami? Jak długo można nie oddychać, nim ciało zmusi cię do gwałtownego zaczerpnięcia powietrza?
Ile czasu minie, zanim, kurwa, ruszę się i coś zrobię?!
Dotykam jej twarzy, łapię za ramię, potrząsam całym ciałem, biorę ją w objęcia i sadzam sobie na kolanach. Z jej dłoni wysuwa się opróżniona buteleczka po tabletkach i spada na podłogę, lecz nawet nie patrzę w tamtą stronę. W jej oczach wciąż nie ma śladu życia, a głowa opada do tyłu za każdym razem, gdy próbuję ją podnieść.
Nie krzywi się, gdy wrzeszczę jej imię, nie robi uniku, gdy wymierzam jej policzek, nie reaguje, gdy zaczynam płakać.
W ogóle nic nie robi.
Nie mówi mi nawet, że wszystko będzie dobrze. I wtedy właśnie uświadamiam sobie, że utraciłem najlepszą część samego siebie.ROZDZIAŁ DRUGI
– Poszukasz jej różowej bluzeczki i eleganckich spodni? – pyta mama, nie odrywając wzroku od leżących przed nią dokumentów.
– Jeszcze tylko kilka stron, Beth – uspokaja ją pracownik domu pogrzebowego, wskazując miejsca do podpisu na formularzach. Mama podpisuje je mechanicznie, nie zadając żadnych pytań. Będzie trzymała fason do momentu, aż wszyscy wyjdą, ale wiem, że zaraz potem znów się załamie. Minęło dopiero czterdzieści osiem godzin i wystarczyło tylko na nią spojrzeć, by zrozumieć, że trzyma się resztkami sił.
Można by pomyśleć, że umiera się tylko raz. Że tylko raz znajduje się ciało własnej siostry i tylko raz widzi się reakcję własnej matki na wiadomość o śmierci córki.
To duże niedopowiedzenie.
Wszystko się bez ustanku powtarza.
Wystarczy, że zamknę oczy, bym widział spojrzenie Les. Wystarczy, że moja matka popatrzy w moją stronę, a po raz kolejny przypomina sobie, że jej córka nie żyje. Po raz trzeci. Po raz tysięczny. Wystarczy, że mrugnę, odetchnę lub spróbuję coś powiedzieć, żebym znów doświadczył jej śmierci. Nie zastanawiam się, czy uda mi się kiedykolwiek z tym pogodzić. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek wymażę z pamięci obraz, który wciąż mam przed oczami.
– Holder, oni naprawdę potrzebują tych ubrań – ponagla mnie mama, widząc, że nie ruszyłem się z miejsca. – Idź do jej pokoju i poszukaj różowej bluzki z długimi rękawami. Uwielbiała ją, na pewno chciałaby ją mieć na sobie.
Dobrze wie, że równie mocno nie chcę wchodzić do tego pokoju tak jak ona. W końcu jednak odsuwam krzesło i ruszam na górę.
– Les nie żyje – mruczę pod nosem. – I ma głęboko w dupie, w co ją ubierzemy.
Zatrzymuję się na chwilę przed drzwiami, wiedząc, że kiedy tylko je otworzę, znów zobaczę jej śmierć. Nie zaglądałem tam od chwili, kiedy ją znalazłem, i naprawdę nie mam ochoty, by jeszcze kiedykolwiek tam wchodzić.
W końcu jednak to robię i zamykam za sobą drzwi. Podchodzę do szafy, starając się ze wszystkich sił nie myśleć o Les.
Różowa bluzka.
Nie myśl o niej.
Długi rękaw.
Nie myśl o tym, że oddałbyś wszystko, by wrócić do sobotniego wieczoru.
Eleganckie czarne spodnie.
Nie myśl o tym, jak bardzo nienawidzisz się za to, że ją zawiodłeś.
Ale i tak o tym wszystkim myślę. Znów ogarnia mnie ból i gniew. Łapię całe naręcze bluzek wiszących na wieszaku i rzucam je ze złością na podłogę. Zaciskam palce na obramowaniu szafy i zamykam oczy, wsłuchując się w postukiwanie rozkołysanych, pustych wieszaków. Próbuję się skupić na tym, że mam do zabrania tylko dwie rzeczy, ale nie mogę się ruszyć. Wciąż wracam do chwili, gdy ją znalazłem.
Osuwam się na kolana i patrząc na łóżko, raz jeszcze przeżywam śmierć Les.
Siedzę z zamkniętymi oczami, opierając się plecami o szafę, i pozostaję w tej pozycji tak długo, aż uświadamiam sobie, jak bardzo nie chcę być w tej sypialni. Odwracam się, przez chwilę grzebię w ubraniach leżących na podłodze i w końcu odnajduję różową bluzkę. Z wieszaka zdejmuję czarne eleganckie spodnie. Odkładam je na bok i powoli podnoszę się z podłogi, nagle jednak siadam ponownie, bo zauważam gruby notatnik oprawiony w skórę leżący na jednej z dolnych półek.
Sięgam po niego i kładę go sobie na kolanach, a potem siadam pod ścianą i wgapiam się w okładkę. Już go wcześniej widziałem. Dostała go jakieś trzy lata temu od taty, ale mówiła, że nigdy nie użyje tego notesu, wiedząc, że to pomysł jej terapeuty. Les nienawidziła terapii i nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego mama ją do niej zachęcała. Po rozwodzie rodziców przez jakiś czas ja również uczestniczyłem w tych spotkaniach, ale przestałem, gdy zaczęły kolidować z treningami w szkole. Mamie zdawało się to nie przeszkadzać, a Les dwa dni temu była na kolejnej z cotygodniowych sesji, które, jak jasno wynika z jej działań, w niczym nie pomogły.
Otwieram notes na pierwszej stronie i odkrywam bez zaskoczenia, że jest zupełnie pusta. Ciekawe, czy byłaby jakaś różnica, gdyby skorzystała z niego zgodnie z zaleceniami terapeuty?
Raczej w to wątpię. Nie mam pojęcia, co mogło ocalić Les przed nią samą. Ale na pewno nie była to kartka i długopis.
Wyjmuję długopis z oprawki notesu i dociskając jego czubek do papieru, zaczynam pisać list do Les. Nie mam pojęcia, dlaczego to robię. Nie wiem, czy może mnie zobaczyć z tego miejsca, w którym się znajduje, ani czy w ogóle znajduje się w jakimkolwiek miejscu, lecz jeśli może to przeczytać... Chcę, żeby się dowiedziała, jak wpłynęła na mnie jej samolubna decyzja. W jak beznadziejnym stanie mnie pozostawiła. Dosłownie beznadziejnym. Jestem całkowicie osamotniony i jest mi potwornie przykro.ROZDZIAŁ DRUGI I PÓŁ
Les,
na środku pokoju zostawiłaś swoje dżinsy. Wyglądają tak, jakbyś dopiero co je z siebie zrzuciła. To dziwne. Dlaczego je zostawiłaś, wiedząc, co zamierzasz zrobić? Nie mogłaś ich przynajmniej wrzucić do kosza na pranie? Nie pomyślałaś, co się stanie, kiedy Cię znajdę, i że ktoś w końcu będzie musiał je podnieść i coś z nimi zrobić? Ja w każdym razie nie mam zamiaru ich zbierać. I Twoich bluzek też nie będę wieszał na miejsce.
Siedzę właśnie na podłodze Twojej sypialni. Tak właściwie nie wiem, co chcę Ci powiedzieć ani o co zapytać. Oczywiście jedynym pytaniem, które w tej chwili wszystkich interesuje, jest to, dlaczego to zrobiłaś. Jednak nie będę o to pytał. Z dwóch powodów:
1. Nie możesz mi odpowiedzieć. Nie żyjesz.
2. Nie jestem pewien, czy mnie to w ogóle obchodzi. Nie powinnaś była tego robić. Jeśli możesz zobaczyć w tej chwili mamę, doskonale sobie zdajesz z tego sprawę. Jest kompletnie zdruzgotana.
Do tej pory tak naprawdę nie wiedziałem, na czym polega bycie zdruzgotanym. Wydawało mi się, że wszyscy byliśmy załamani po zniknięciu Hope. Wszyscy odczuliśmy to jako tragedię, ale nie sposób tego porównać z tym, co zrobiłaś mamie. Jest tak totalnie zdruzgotana, że powinniśmy na nowo stworzyć definicję tego słowa. Należałoby go używać wyłącznie w takich sytuacjach. To absurdalne, że ludzie opisują za jego pomocą coś innego niż to, co czuje matka po stracie dziecka. To naprawdę jedyna sytuacja, w której słowo „zdruzgotanie” oddaje cały ogrom uczuć.
Cholera, nie masz pojęcia, jak za Tobą tęsknię. Strasznie przepraszam, że Cię zawiodłem. Przepraszam, że nie umiałem odczytać, co się dzieje w Twojej głowie, gdy powtarzałaś, że wszystko jest w porządku.
I tak to wygląda. Dlaczego, Les? Dlaczego to zrobiłaś?
H.ROZDZIAŁ DRUGI I TRZY CZWARTE
Les,
gratuluję, stałaś się całkiem popularna. Samochody zapełniły nie tylko parking przed domem pogrzebowym, lecz także miejsca w sąsiedztwie i przy obu kościołach. Było ich naprawdę dużo.
Starałem się to wszystko ogarnąć, głównie ze względu na mamę. Tata wyglądał prawie tak samo źle jak ona. Cały pogrzeb był dość dziwny. Ciągle się zastanawiałem, czy ludzie zareagowaliby inaczej, gdybyś zginęła w wypadku samochodowym albo w jakiś inny, bardziej rozpowszechniony sposób. Pewnie nie zachowywaliby się aż tak dziwnie, gdybyś celowo nie przedawkowała (tak mówi o tym mama). Sprawiali wrażenie, jakby się nas bali albo myśleli, że Twoje samobójstwo może być zaraźliwe. Rozmawiali ze sobą tak, jakby nas nie widzieli; ciągle tylko szepty, spojrzenia i współczujące uśmieszki. A ja marzyłem tylko o tym, by wyciągnąć stamtąd mamę, bo każdy uścisk, każda łza i uśmiech wciąż na nowo przypominały jej o Twojej śmierci.
No i oczywiście ciągle miałem wrażenie, że wszyscy nas o to w jakiś sposób obwiniają. Wiedziałem, co im krąży po głowach.
Jakim cudem rodzina nie zdawała sobie sprawy?
Nie zauważyli żadnych sygnałów?
Co z niej za matka?
Jaki brat nie zauważa depresji u swojej siostry bliźniaczki?
Na szczęście zaraz po rozpoczęciu ceremonii uwaga wszystkich skupiła się na ekranie. Na wielu zdjęciach byliśmy razem, Ty i ja. Na wszystkich wyglądałaś na szczęśliwą. Podobnie jak na Twoich fotografiach z przyjaciółkami. I na tych z mamą i tatą, jeszcze sprzed rozwodu, a także na zdjęciach z mamą i Brianem, już po ich ślubie. Tak samo jak na fotografiach z tatą i Pamelą, kiedy już się pobrali.
Tak naprawdę poruszyło mnie dopiero ostatnie zdjęcie, to, na którym stoimy oboje przed naszym starym domem. Zrobione jakieś pół roku po zaginięciu Hope. Wciąż nosiłaś tę bransoletkę, taką samą jak ta, którą dałaś Hope w dniu, kiedy zniknęła. Zauważyłem, że przestałaś ją zakładać parę lat temu, ale nigdy o to nie zapytałem. Wiedziałem, że nie lubisz o tym rozmawiać.
Wracając do zdjęcia – otaczam Cię na nim ramieniem i oboje uśmiechamy się do obiektywu. Masz taki sam uśmiech na wszystkich fotografiach. Zacząłem się nad tym zastanawiać i doszedłem do wniosku, że faktycznie wszędzie uśmiechasz się dokładnie tak samo. Nie przypominam sobie żadnego zdjęcia, na którym byłabyś naburmuszona. Żadnych nieobecnych spojrzeń. Zupełnie tak, jakby całe Twoje życie opierało się na podtrzymywaniu tego fałszywego wizerunku. Tylko dla kogo? Nie mam pojęcia. Być może bałaś się, że aparat utrwali na zawsze Twoje prawdziwe uczucia. Bądźmy w końcu szczerzy – nie zawsze byłaś szczęśliwa. Pamiętasz te wszystkie noce, które przepłakałaś w łóżku? Te noce, gdy byłem Ci potrzebny, żebyś mogła się przytulić, ale nie chciałaś mi powiedzieć, co się dzieje? Gdyby Twój uśmiech był szczery, nie płakałabyś tak mocno. Wiem, że miałaś problemy, Les. Że to wszystko, co nam się w życiu przytrafiło, miało na Ciebie zupełnie inny wpływ niż na mnie. Ale skąd miałem wiedzieć, że było to aż tak poważne, skoro nigdy tego nie okazywałaś, nigdy mi o niczym nie powiedziałaś?
A może... naprawdę nienawidzę tej myśli... może wcale Cię nie znałem? Wydawało mi się, że tak, ale przecież niczego nie zauważyłem. Nie wiem, czy w ogóle Cię poznałem. Znałem dziewczynę, która płakała po nocach. Znałem dziewczynę uśmiechającą się ze zdjęć. Ale nie znałem tej, która uśmiech ze łzami. Nie wiedziałem, dlaczego zwodziłaś wszystkich tym uśmiechem, wylewając jednocześnie najprawdziwsze łzy rozpaczy. A kiedy chłopak kocha jakąś dziewczynę, zwłaszcza swoją siostrę, powinien wiedzieć, co sprawia, że się uśmiecha, a co zmusza ją do płaczu.
Ja jednak tego nie wiedziałem. Strasznie mi przykro, Les. Przepraszam, że pozwoliłem Ci udawać, że wszystko jest w porządku, choć wcale tak nie było.
H.ROZDZIAŁ TRZECI
– Może się położysz, Beth? – pyta Brian moją mamę. – Jesteś wykończona. Powinnaś się przespać.
Mama potrząsa głową i wciąż wpatruje się w przestrzeń przed sobą, puszczając mimo uszu błagania mojego ojczyma, by trochę odpoczęła. Chociaż lodówka pęka w szwach od jedzenia, ona wciąż upiera się przy gotowaniu dla nas, abyśmy nie musieli się żywić „pokarmem współczucia”, jak to nazywa. Mam już potąd smażonego kurczaka. Wygląda na to, że każdy, kto przyniósł nam jedzenie do domu, wpadł na ten sam pomysł. Od czterech dni, czyli od poranka, gdy znalazłem Les, żywię się wyłącznie smażonym kurczakiem.
Podchodzę do kuchenki, wyjmuję chochlę z rąk matki i zaczynam mieszać w garnku, gładząc ją jednocześnie drugą dłonią po ramieniu. Opiera się o mnie z głośnym westchnieniem. To nie jest dobre westchnięcie. To westchnięcie mówi: „mam dość”.
– Usiądź sobie, proszę. Ja to dokończę – mówię.
Kiwa głową i zaczyna snuć się po salonie. Patrzę z kuchni, jak siada na kanapie i opiera głowę o zagłówek, wbijając wzrok w sufit. Brian siada obok i przytula ją do siebie. Nawet gdybym tego nie słyszał, wiedziałbym, że mama znowu płacze. Poznaję to po sposobie, w jaki się w niego wtula, wczepiając dłonie w jego koszulę.
Odwracam wzrok.
– A może zostaniesz z nami na jakiś czas, Dean? – pyta ojciec, opierając się o blat kuchenny. – Mógłbyś się na chwilę oderwać.
Tylko on nazywa mnie Deanem. Od ósmego roku życia wszyscy mówią na mnie Holder, ale może właśnie dlatego, że dostałem po nim imię, ojciec nie przyjmuje tego do wiadomości. Widujemy się zaledwie parę razy do roku, więc nie przeszkadza mi to zbyt mocno. Choć nadal nienawidzę tego imienia.
Spoglądam na niego, a potem ponownie patrzę na mamę wciąż tulącą się do Briana w salonie.
– Nie mogę, tato. Nie zostawię jej. Nie teraz.
Od kiedy się rozwiedli, próbował mnie namówić na wyjazd do Austin. Jednak prawda jest taka, że podoba mi się tutaj. Nie odwiedzałem rodzinnego miasta od wyprowadzki. Zbyt wiele rzeczy przypominało mi tam o Hope.
Obawiam się, że od teraz zbyt wiele rzeczy będzie mi tutaj przypominało o Les.
– Wiesz, że moje zaproszenie jest zawsze aktualne – mówi ojciec.
Kiwam głową i wyłączam kuchenkę.
– Gotowe – oznajmiam.
Brian z Pamelą zasiadają z nami przy kuchennym stole, a mama przez całą kolację nie rusza się z salonu, płacząc cicho w poduszkę.
*
Macham ojcu i Pam na pożegnanie, gdy pod domem pojawia się samochód Amy. Czeka chwilę, aż tata wyjedzie z podjazdu, po czym parkuje. Podchodzę do jej wozu i otwieram drzwi od strony kierowcy.
Uśmiecha się bez przekonania i spoglądając w lusterko, wyciera z twarzy smugę po rozmazanym makijażu. Zmrok zapadł jakąś godzinę temu, a ona wciąż nosi ciemne okulary. To oznacza, że musiała płakać.
Przez ostatnie cztery dni właściwie nie miałem okazji, żeby z nią porozmawiać, ale nie musiałem pytać, jak się czuje. Od siedmiu lat jest najlepszą przyjaciółką Les. Jeśli ktokolwiek czuje się teraz tak samo jak ja, to właśnie ona. A ja nadal nie jestem pewien, jak się z tym czuję.
– A gdzie Thomas? – pytam, gdy wysiada z samochodu.
– W domu. – Jednym ruchem odgarnia z twarzy jasne włosy i podtrzymuje je na czubku głowy za pomocą okularów. – Po szkole musiał pomóc w czymś ojcu.
Nie wiem, jak długo z nim chodzi, ale byli ze sobą już wtedy, gdy się tu przeprowadziliśmy. A było to w czwartej klasie, czyli jakiś czas temu.
– Jak się trzyma twoja mama? – pyta i w następnej chwili potrząsa przepraszająco głową. – Wybacz, Holder. Głupie pytanie. Obiecywałam sobie, że nie będę jedną z tych osób.
– Nie jesteś. Możesz mi wierzyć – zapewniam, zapraszając ją gestem do środka. – Wejdziesz?
Kiwa głową, patrzy na dom, po czym przenosi wzrok na mnie.
– Pozwolisz mi zajrzeć do jej pokoju? Zrozumiem, jeśli nie zechcesz tam ze mną wejść. Chciałabym znaleźć kilka zdjęć.
– W porządku, nie ma problemu. – Jej przyjaźń z Les daje jej takie samo prawo do przebywania w pokoju Les, jak i mnie. Wiem, że siostra pozwoliłaby zabrać Amy, co tylko zechce.
Idzie za mną do domu, po czym wchodzimy na piętro. Po drodze zauważam, że mama już nie siedzi na kanapie. Brian musiał ją w końcu przekonać, by się położyła. Wchodzę z Amy na samą górę, ale nie mam najmniejszej ochoty zaglądać do pokoju Les. Wskazuję głową swoją sypialnię.
– Gdybyś mnie potrzebowała, będę u siebie.
Amy bierze głęboki wdech i kiwa głową, po czym wypuszcza powietrze.
– Dzięki – mówi, patrząc nieufnie na drzwi pokoju mojej siostry. Robi niepewny krok w ich stronę, a ja odwracam się i ruszam do siebie. Zamykam za sobą drzwi, po czym siadam na krawędzi łóżka i sięgam po notatnik Les. Pisałem już dzisiaj, ale nie mając nic lepszego do roboty, zabieram się za kolejny list do niej. Właściwie nie chcę robić nic innego, bo wszystkie myśli i tak prowadzą mnie zawsze do Les.