- W empik go
Łowczyni Zagubionych Dusz - ebook
Łowczyni Zagubionych Dusz - ebook
Kiedy Emily Moore traci ukochaną siostrę, postanawia ze sobą skończyć. Staje nad stumetrową przepaścią, by w śmierci znaleźć ukojenie. Skacze. Nie ginie jednak, ponieważ w ostatniej chwili otwiera się przed nią magiczny złoty krąg prowadzący do świata benefitów – istot nieskończenie doskonalszych i piękniejszych od ludzi. Musi się tam zmierzyć z okrutną i złą królową Alice. Otrzymuje funkcję Łowczyni Zagubionych Dusz i przewodzi wyprawie do bram Rady w poszukiwaniu ratunku dla królestwa Lakrimy. Droga pełna jest tajemniczych przygód i niebezpieczeństw, z których dziewczynę, jej ukochanego Jordana i przyjaciół ratują widziane tylko przez nią postaci umarłych.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-315-6 |
Rozmiar pliku: | 985 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Świat za oknem otuliła już noc. Cichy wiatr poruszał gałęziami. Emily westchnęła. Od dawna o tym myślała. Ostatnie przejścia utwierdziły ją w przekonaniu, że to najlepszy wybór, jakiego może dokonać.
Wybiła 23:45. Włożyła na siebie czarne dżinsy, biały podkoszulek i wyszła z domu prosto w ciemny las.
Nigdy nic nie byłoby już takie samo – westchnęła w myślach. Wiedziona myślą odebrania sobie życia, wyszła z lasu i stanęła nad urwiskiem. Oszacowała wysokość. Rozciągała się przed nią głęboka na mniej więcej sto metrów pustka. Powinno wystarczyć.
Gdzieś w oddali zabiły dzwony. Północ. Dziś kończy osiemnaście lat. Dziś zakończy swoje marne życie.
Cofnęła się o kilka metrów, wzięła głęboki oddech i zaczęła biec.
Cassandro, siostrzyczko, kocham cię, ale musisz mi wybaczyć – pomyślała i runęła w przepaść.
Wiatr smagał jej oczy i wyciskał łzy. Jeszcze chwila…
Ale ziemia, ku której spadała Emily, rozstąpiła się. Ujrzała złoty krąg. Omamy?
Krąg ją pochłonął, zamykając w nieograniczonej cichej ciemności.
Spadała dalej i dalej, wciąż mając nadzieję, że za chwilę nastąpi jej koniec.Rozdział 1 Inny świat
Otulona w czarny satynowy szlafrok, Alice stała na balkonie i obserwowała Lakrimę. Miło było widzieć tylu szczęśliwych benefitów, niespieszących się donikąd. Westchnęła. Gdyby tylko wiedzieli, że w Preteranie przestało być bezpiecznie…
– Milady? – rozległ się za nią niski męski głos.
Peter. Oby miał dobre wieści.
– Do naszego świata dostała się ludzka dziewczyna – oświadczył, podchodząc i patrząc się na nią poufale.
– Gdzie jest? – spytała zaciekawiona.
– W kwaterze wartowników, milady.
– Przyprowadź ją tutaj.
Alice weszła z powrotem do komnaty. Jej pantofle głośno stukały o marmur. Zasłoniła okna i usiadła na złotej kanapie. Człowiek w Preteranie? Nie słyszała, aby od stuleci ktokolwiek przedostał się do ich wymiaru.
– Milady, oto ona – powiedział Peter, wprowadzając do środka dziewczynę.
Miała na sobie czarne dżinsy i biały podkoszulek. Krótkie blond włosy okalały jej twarz. Drżała. Była przerażona.
– Usiądź – powiedziała Alice, wskazując miejsce obok siebie.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie.
– Jak się tutaj dostałaś?
– Ja… ja… próbowałam się zabić – wykrztusiła.
– Dobrze, ale jak się tutaj dostałaś?
– Skoczyłam z urwiska i nagle pojawił się złoty krąg… Wciągnął mnie. Czy ja… naprawdę nadal żyję?
– Tak, żyjesz – odparła Alice, stukając się po brodzie idealnie wypielęgnowanymi długimi paznokciami. – Jak ci na imię?
– Emily.
Nie rozumiała, dlaczego znalazła się w innym wymiarze. Alice, milady władająca państwem o nazwie Preteran, była urocza, ale zdecydowanie niezadowolona z jej pobytu. Emily nie rozumiała, kim są postaci, które mijała, włócząc się ulicami pięknego miasta.
Peter przyprowadził ją do niewielkiej sypialni. Miała tam wszystko, czego potrzebowała – łóżko, dwa krzesełka, stolik i kominek. Z okna widać było jezioro.
– Potrzebuje czegoś panienka? – zapytał Peter, chcąc wrócić do Alice.
Wzruszyła ramionami.
– Nie, dziękuję.
– W takim razie żegnam i do zobaczenia.
Kiedy zamykał drzwi, uwagę Emily przykuł przedmiot leżący w rogu. Czyżby skrzypce?
Podeszła i wzięła w dłonie instrument. Był piękny i lekki, ze strunami, które błyszczały jak krople rosy w promieniach słońca. Smyczek leżał obok. Wygrawerowano na nim inicjały: A.W.
Podeszła do okna i rozsunęła ciężkie grafitowe zasłony. Wpatrując się w skrzącą taflę wody, zaczęła grać starą rodzinną pieśń – W krwawych skrzydłach anioła.
Kiedy była mała, mama zawsze przed snem nuciła jej ten utwór. W okresie dojrzewania znienawidziła go, ale teraz był balsamem dla jej duszy. Zaczęła śpiewać:
W krwawych skrzydłach anioła, co upadł na ziemię,
Znalazłam spokój, znalazłam ukojenie.
Anioł ten w szkarłatnym kąpał się blasku,
Dopóki następnego ranka nie dożył brzasku.
Skrzydlaty aniele, co zstąpiłeś z nieba,
Ochroń nas przed złem, daj ukojenia!
O aniele, co masz skrzydła krwawe,
Nie pozwól, by któryś z naszych braci znów martwy padł na trawę…
Pot zrosił jej czoło, gdy powtórzyła kilka razy pierwszą zwrotkę. Nie zważając na to, grała dalej. Ktoś zaczął śpiewać fragment, którego ona już nie pamiętała:
Niebiańskie przestrzenie zrzuciły cię na dół,
Jaki sprawiłeś swemu bóstwu zawód?
Nie ma w twoim sercu ani krzty dobroci,
Niech zstąpi do nas ktoś, kto przed tobą nas obroni!
Emily obróciła się w stronę drzwi. W jej śpiew włączył się drugi głos. Tym razem męski.
I zesłał Bóg na ratunek dzielnych benefitów,
Którzy zażegnali z upadłym moc konfliktów.
Pozostawiając pokój i wiarę na ziemi,
Do innego wymiaru wszyscy odlecieli.
Teraz za niewidzialną kurtyną doglądają świata,
By ludziom w spokoju mijały kolejne lata.
Opuściła skrzypce. Gdy otworzyła oczy, ujrzała Alice i Petera przyglądających się jej ze zdziwieniem.
– Skąd znasz tę pieśń? – zapytał Peter.
– Była śpiewana u nas w domu od pokoleń.
– Łżesz!
Alice położyła mu dłoń na ramieniu.
– Gdyby kłamała, skąd mogłaby naprawdę ją znać? Jest człowiekiem. Nie mogła nauczyć się jej w Preteranie. Nie miała tutaj wstępu.
– Milady? Rada cię szuka. Zaginął kolejny benefit.
– Już idę, Williamie. Peterze, zaopiekuj się pod moją nieobecność gościem. Być może jest jeszcze coś, co wie o naszym świecie.
Zamek, w którym mieszkała milady Alice, był wysoki, zbudowany z ciosanego kamienia. Jego szczyt wieńczyła złota kopuła. Otaczał go ogród, poprzecinany co jakiś czas przez alejki, przy których stały ławki. Pełno było czerwonych i białych róż, piwonii i bratków. Za południową ścianą zamku stała fontanna, kształtem przypominająca rozłożone skrzydła anioła.
– Powiedziałaś – zaczął Peter – że pieśń, którą zagrałaś, znana jest w twojej rodzinie od pokoleń. Opowiesz coś o tym?
– No więc… Kiedy byłam mała, moja mama śpiewała mi ją codziennie przed snem. Mówiła, że krąży legenda, że kiedyś ktoś z naszego rodu poznał anioła z krwawymi skrzydłami. Miłość, którą się wzajemnie obdarzyli, była gorąca, ale wydarzyło się coś, co sprawiło, że ich życie wywróciło się do góry nogami. Na świat przyszło dziecko…
– Dziecko? Ludzkie dziecko?
Peter słuchał z zaciekawieniem. Czyżby jego przypuszczenia miały się sprawdzić?
– Ludzkie, to… nie do końca pasujące określenie.
– Co przez to rozumiesz?
Emily cofnęła się myślami do opowiadań matki. Lubiła słuchać tej opowieści o złym chłopcu, któremu dano na imię Bill.
– Wyglądał jak zwyczajne dziecko. Ale był piękny… Nieskazitelnie piękny… Jak jego ojciec. Był szybki, zwinny, bystry. Ale też zły. Bardzo zły. Niszczył wszystko i wszystkich.
– Co się z nim stało?
– Anioł, który był ojcem dziecka, zabrał je ze sobą. I słuch po nich zaginął.
Przystanęli przed wielką jabłonią. Ptaki latały wokół, wesoło ćwierkając.
Czy Emily wiedziała, że ta historia wydarzyła się naprawdę równe dwa tysiące lat temu?
Czy w jej żyłach płynie krew malfitów? Dobro i zło. Benefici i malfici. Dobroczyńcy i złoczyńcy. Odwieczni wrogowie.
Nie mogła wiedzieć.
– Czy uważasz, że ta historia mogła wydarzyć się naprawdę?
– Dotąd uważałam, że opowieści o innych wymiarach to brednie. Teraz, kiedy tutaj trafiłam, mało co wydaje mi się nierealne.
– Co powiedziałabyś na odwiedzenie tutejszej biblioteki?
Emily kochała książki. Otaczały ją od maleńkiego. Kiedyś, inspirowana opowieściami matki, chciała napisać własną, przedstawiającą życie aniołów, które upadły. Teraz, z upływem czasu wiedziała, że nie byłby to dobry pomysł.
Biblioteka miała trzy kondygnacje. Na każdej znajdował się inny dział. Na pierwszej baśnie, na drugiej legendy i mity, a trzecia obejmowała historię całego Preteranu, jego dzieje i ważne postacie.
Krętymi drewnianymi schodami wspięli się na ostatnie piętro.
– Czego szukamy? – zapytała, przyglądając się starym, zakurzonym egzemplarzom.
– Historii o stworzeniu naszego rodu.
Oparła się o poręcz i patrzyła, jak jej towarzysz z ogromną zręcznością przegląda każdy regał. W końcu przyniósł coś, co na pierwszy rzut oka przypominało podręcznik do liceum.
– Chciałbym, abyś wzięła ją do siebie i trochę poczytała. Może dowiesz się czegoś ciekawego – powiedział, prowadząc ją z powrotem do wyjścia. – Gdybyś miała jakieś pytania, będę tam, gdzie na początku cię przyprowadziłem. W kwaterze wartowników.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, tworząc na niebie różowo-pomarańczowe pasy.
Emily czuła się dziwnie. O czymś zapomniała. I właśnie wtedy jej żołądek zaczął burczeć. No tak, była głodna.