- nowość
- W empik go
Lucek - ebook
Lucek - ebook
Lucek i babcia Marysia tworzą parę najlepszych przyjaciół. Ona wyprowadza go na spacer, on ogląda z nią teleturnieje w telewizji. Często chodzą do parku, gdzie Lucek chętnie bawi się ze szczeniakiem Budyniem. Może się wtedy wybiegać za wszystkie czasy, bo z babcią musi chodzić niezbyt szybko. Sam zresztą też już nie jest taki młody. Pewnego razu w parku babci Marysi robi się słabo. Dobrze, że właścicielka Budynia, dziesięcioletnia Maja, ma telefon i wie, że w takiej sytuacji należy zadzwonić pod numer 112. Przyjeżdża pogotowie ratunkowe i babcia Marysia otrzymuje pomoc, ale co stanie się z Luckiem? Zostaje teraz przecież zupełnie sam.
Wzruszająca historia o przyjaźni młodych i starszych psów oraz młodych
i starszych ludzi.
dla dzieci 5-10 lat
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-831-3 |
Rozmiar pliku: | 6,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziś po obiedzie poszli z babcią Marysią do parku. Jak on to lubił! W parku spotykał często swojego kumpla Budynia. Budyń, choć dużo większy od Lucka, był jeszcze szczeniakiem, który uwielbiał zabawy, psoty i gonitwy. Wybiegał się więc dziś Lucek aż nadto i teraz najchętniej zwinąłby się w kłębek i usnął.
Powinienem zadbać o kondycję – pomyślał i zaraz uświadomił sobie, że w jego sytuacji jest to raczej niemożliwe. W dodatku wiszące w przedpokoju wielkie lustro za każdym razem uczynnie potwierdzało, że Luckowy brzuszek coraz bardziej się zaokrągla. Ach, gdzie te czasy, gdy co dzień biegał za piłką lub aportował patyk… Teraz krótkie spacery na smyczy, pyszne jedzonko i drzemki w fotelu. Wszystko to miłe, ale…
Uniósł łebek i spojrzał na siedzącą w sąsiednim fotelu drobną postać. Była to najwspanialsza osoba na całym znanym Luckowi świecie, mianowicie jego pani, czyli – jak o niej mówiono – babcia Marysia.
Babcia Marysia nie miała wnuków i Lucek domyślał się, że nazywano ją tak ze względu na wiek. Nie miała też dzieci i tak naprawdę miała tylko jego – Lucka. I kochała go bardzo, a on całym swym psim serduszkiem tę miłość odwzajemniał.
Inną miłością babci Marysi – ale oczywiście bez porównania mniejszą – były teleturnieje, w których oglądaniu Lucek zawsze jej towarzyszył. Ten z uśmiechniętym panem, który właśnie oglądali, jego pani lubiła najbardziej.
Prawdę mówiąc, te teleturnieje były dla Lucka trochę dziwne. Polegały na tym, że uśmiechnięty pan bez przerwy kogoś o coś pytał. Lucek nie rozumiał, dlaczego pan zamiast sprawdzić w domu w jakiejś encyklopedii czy choćby w telefonie, jak to często robiła babcia, przychodził do telewizji i tam bez wstydu obnosił się ze swoją niewiedzą. Ale babci najwyraźniej to nie przeszkadzało. Może dlatego, że miły pan tak ładnie się do niej uśmiechał? Lucek żałował, że psy nie potrafią się uśmiechać. Raz nawet próbował: zmrużył ślepia i najniewinniej jak umiał wyszczerzył zęby.
Wyglądał idiotycznie, co uczciwie potwierdziło lustro i zaniepokojona mina babci.
Tymczasem miły pan zadał kolejne pytanie. Babcia zerknęła na psiaka i szybko powiedziała:
– Mikołaj Kopernik, zobaczysz! – Po czym znów w napięciu wpatrywała się w ekran.
Wytrzymam, nie usnę! – postanowił Lucek i potrząsnął energicznie łebkiem, by odgonić czający się sen.
– Mikołaj Kopernik – padła odpowiedź z telewizora i po chwili rozległy się fanfary.