Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Ludobójstwo w Afryce. Niemieckie zbrodnie kolonialne. - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
5199 pkt
punktów Virtualo

Ludobójstwo w Afryce. Niemieckie zbrodnie kolonialne. - ebook

Pod wodami zatoki Lüderitz (Namibia) nurkowie odkryli, że shark island otaczają ludzkie kości i zardzewiałe stalowe kajdany. Ludzie, których zmuszono do ich noszenia, a których szczątki leżą pod wodą, zostali niemal całkowicie wymazani z namibijskiej i światowej historii. Nazwy ludów, do których należeli – hererowie, witbooiowie nama, nama z bethanie – dla większości ludzi spoza namibii nic nie znaczą.

12 maja 1883 roku niemiecka flaga została podniesiona na wybrzeżu Afryki Południowo-Zachodniej, współczesnej Namibii, co zapoczątkowało budowę niemieckiego imperium kolonialnego w Afryce. Wraz z przybyciem sił kolonialnych rozpoczęły się brutalne represje, które przerodziły się w otwartą wojnę eksterminacyjną. Tysiące rdzennych mieszkańców zostało zabitych lub wypędzonych na pustynię, gdzie czekała ich śmierć. Do 1905 roku ocalałych umieszczono w obozach koncentracyjnych, gdzie byli systematycznie głodzeni i zmuszani do pracy na śmierć.

Lata później ludzie i idee, które stały za czystkami etnicznymi w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej, wpłynęły na formowanie się partii nazistowskiej.

Ludobójstwo Hererów i Nama było celowo ukrywane przez niemal stulecie. Odkrycie grobów ofiar, ponowne ujawnienie tej historii podważają przekonanie, że nazizm był jedynie aberracją w historii Europy.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8402-124-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

CELA NUMER 5

14 października 1946 roku o godzinie 22.00 szeregowy Harold F. Johnson z kompanii C 26. regimentu piechoty armii Stanów Zjednoczonych przeszedł korytarzem prowadzącym do celi numer 5. Zająwszy stanowisko, na którym miał spędzić następne kilka godzin, zajrzał przez wizjer do celi. „Więzień leżał na plecach, z rękoma wzdłuż ciała, na kocu – zeznawał potem przed komisją śledczą Johnson. – Pozostawał w tej pozycji przez około pięć minut, nawet nie drgnąwszy”. Około 22.40 – informował Johnson – jeniec „złożył ręce na piersi, splótł palce i zwrócił głowę w stronę ściany (…). Leżał tak przez dwie albo trzy minuty. (…) Później zdawało się, że stężał i zaczął wydawać ustami odgłosy dmuchania i krztuszenia się”. Szeregowy Johnson podniósł alarm i zawołał dowódcę zmiany, porucznika Cromera, który głośno zbiegł spiralną klatką schodową z piętra wyżej. Za nim przybiegł więzienny kapelan, kapitan Henry Gerecke. Dopiero kiedy byli wszyscy trzej, Johnson otworzył drzwi do celi. Cromer ominął pozostałych i wpadł pierwszy, za nim kapelan, a na końcu Johnson „trzymając światło”. Kapelan Gerecke schylił się i chwycił więźnia za prawie ramię, które zwisało bezwładnie z metalowego łóżka. Gorączkowo szukał pulsu, po czym powiedział: „Mój Boże, ten człowiek nie żyje”.

Więzień, który leżał martwy w celi numer 5 więzienia w Norymberdze, z resztkami ampułki z cyjankiem w ustach, był niegdyś premierem Prus, przewodniczącym Reichstagu, dowódcą budzącego największy lęk lotnictwa Europy, a także bezwzględnym zarządcą, odpowiedzialnym za wyniszczającą eksploatację Europy Wschodniej. Uważał się – i zaledwie kilka tygodni wcześniej przechwalał się tym przed swoimi strażnikami – za „postać historyczną” oraz był przekonany, że „za pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat” w całych Niemczech będą stać jego pomniki. Nazywał się Hermann Göring i w ostatnich chwilach swojego dziwnego życia udało mu się oszukać kata, popełniając samobójstwo zaledwie dwie godziny przed planowaną egzekucją.

***

Siedem miesięcy wcześniej, w mowie otwierającej proces głównych niemieckich zbrodniarzy wojennych, amerykański Główny Prokurator, Robert H. Jackson, określił procesy norymberskie jako „największe seminarium historyczne w dziejach”. Samo wniesienie sprawy wymagało wielkiej pracy: ekipa badaczy, historyków, tłumaczy, archiwistów, dokumentalistów zebrała i skatalogowała, oszacowała i wyliczyła wszystkie akty przemocy i zbrodnie, jakie popełniono w czasie dwunastu lat istnienia „Tysiącletniej Rzeszy” Hitlera. Z tych milionów indywidualnych tragedii stworzono akt oskarżenia. Dokumenty wskazujące na udział w tych zbrodniach dwudziestu trzech oskarżonych powielono, zindeksowano i przetłumaczono na francuski, rosyjski i angielski. Przygotowywanie sprawy przez prokuratorów mogło trwać dłużej niż rządy nazistów. Sam akt oskarżenia składał się z dwudziestu czterech tysięcy słów, a jego oficjalne odczytanie zabrało pierwsze trzy dni rozprawy.

W trakcie procesu oskarżonych pogrążyła dokumentacja ich własnych uczynków. Złożone przez nich podpisy na oficjalnych dokumentach świadczyły przeciwko nim. Odczytano im – a czasem wykrzyczano – obciążające ich stenogramy ze spotkań oraz podjęte przez nich uchwały. O swoich wstrząsających doświadczeniach opowiedzieli ci, którym udało się przeżyć więzienia i obozy koncentracyjne. Zapewne nigdzie i nigdy indziej praca historyków i archiwistów nie została wykorzystana w tak dramatycznym celu. Za naszych czasów dramaturgię Norymbergi do pewnego stopnia przypominała jeszcze tylko Komisja Prawdy i Pojednania, utworzona w Republice Południowej Afryki po upadku apartheidu.

To, co wydarzyło się w Norymberdze między listopadem 1945 roku a październikiem roku 1946, było czymś więcej niż tylko procesem – było wyszukanym zwieńczeniem ogromnych zbiorowych egzorcyzmów odprawionych na całym narodzie niemieckim. Alianci uważali, że osądzenie pozostałych przy życiu członków nazistowskiej elity stanie się kluczowym momentem „denazyfikacji” Niemców. To, jak będzie wyglądał powojenny porządek, miało po części wynikać z tego, czy pobici i wyczerpani Niemcy zechcą odrzucić nazizm. Największe miasta leżały w gruzach, pięć milionów Niemców zginęło lub zmarło, a terytorium kraju znajdowało się pod okupacją czterech państw. Wszyscy, z wyjątkiem najbardziej fanatycznych nazistów, byli gotowi przyznać, że Trzecia Rzesza była nieszczęściem niebywałych rozmiarów. Kiedy w trakcie procesów norymberskich zostali skonfrontowani z nieprzyjemną prawdą na temat tego, co uczyniły nazistowskie Niemcy, niektórzy doszli jednak do innych wniosków. Nazistowscy przywódcy na ławie oskarżonych oraz tysiące tych, którzy wykonywali rozkazy, zaczęli być postrzegani jako „inni”. Ich działania były nieludzkie, a zatem, być może, nie byli ludźmi. Mając takich przywódców, Trzecia Rzesza była zdolna popełnić czyny potworne i dotychczas niespotykane w dziejach ludzkości. Wniosek był taki, że nazizm był jakimś wypaczeniem, brakiem ciągłości europejskiej historii.

To jednak nic innego jak tylko powojenny mit: pocieszająca fantazja, że naziści byli jakimiś potworami, a ich zbrodnie unikalne i niemające precedensu w historii. Tak nie było. Duża część nazistowskiej ideologii i wiele zbrodni popełnionych w jej imieniu wpisywało się w pewien istniejący wcześniej nurt europejskiej historii. Nazizm był zarazem kulminacją i wypaczeniem wielu dekad historii i filozofii nie tylko niemieckiej, ale też europejskiej. Po części był zwieńczeniem teorii i praktyki, które Europejczycy rozwijali – i udoskonalali – w czasie imperialistycznego podboju odległych zakątków świata. Nie oznaczało to wcale, że na tym gruncie nieunikniony był rozwój nazizmu, ale z pewnością fakt ten sprawia, że łatwiej go zrozumieć. Wszystkie historyczne precedensy zostały jednak w Norymberdze zamiecione pod dywan. Na „największym seminarium historycznym” nie spojrzano bowiem wystarczająco daleko w przeszłość.

***

Procesy norymberskie zaczęły się od roku 1914, w którym nad Europą zaczęło dominować nowe barbarzyństwo. Dla państw oskarżycielskich to był rok zerowy. Wszystkie zgadzały się co do tego, że to I wojna światowa rozpoczęła dramat, który zapoczątkował ścieżkę prowadzącą do horrorów II wojny. Pokolenie, które okaleczyło swój kontynent, samo oszpeciło się ideologicznie i politycznie. Narodowościowe niesnaski i trauma wywołana przez masowe, zmechanizowane zabijanie zasiały ziarna okrucieństwa, które legło u podstaw nazizmu. Wszystko to, co było przed Sommą, Verdun i Ypres, traktowano w Norymberdze jako nieistotny szczegół. Zakładano, że ideologia nazistowska w gotowej formie wyłoniła się z chaosu i rozczarowań, które spowodowała klęska Niemiec w roku 1918.

Ta wąska perspektywa historyczna była czymś powszechnym – proces Hermanna Göringa był w tym względzie (choć chyba tylko w tym) typowy. Kiedy rankiem 13 marca rozpoczęły się przesłuchania, Göringa poproszono o „krótkie streszczenie swojego życia do roku 1914”. Sędzia przewodniczący kilkakrotnie podkreślał potrzebę zwięzłości. Dopiero kiedy Göring doszedł do wybuchu I wojny światowej, poproszono go o rozwijanie niektórych zagadnień i zaczęło się zadawanie szczegółowych pytań. W ciągu trwającego 218 dni procesu Hermann Göring, który był głównym oskarżonym, wypowiedział tylko cztery zdania o swoim życiu do 1914 roku i o roli, jaką jego rodzina odegrała wcześniej w niemieckiej historii.

Tymczasem gdyby norymberscy prokuratorzy spojrzeli głębiej w przeszłość Göringa, odkryliby inną historię o obozach śmierci i rasistowskim ludobójstwie. Dostrzegliby, że idee wielu filozofów, naukowców i żołnierzy, które inspirowały Hitlera, były podstawą wcześniejszego, zapomnianego holokaustu. Mogliby wówczas rozpoznać pewną ciągłość niemieckiej historii i zrozumieć, że nazizm nie był niczym wyjątkowym. Mogliby również pojąć, jakie znaczenie miało te kilka zdań, które Göring wypowiedział na początku przesłuchania, opisując swoją rodzinę i świat sprzed roku 1914, który ukształtował jego i całe jego pokolenie.

Göring chciał z kolei wykorzystać swoje ostatnie wystąpienie na ławie oskarżonych w Norymberdze do tego, by ulokować Trzecią Rzeszę w głównym nurcie światowej historii. Jedną z jego linii obrony było twierdzenie, że nazizm i zasady, na jakich został zbudowany, nie były niczym wyjątkowym, lecz tylko germańskimi wcieleniami tych samych sił, które oskarżające go mocarstwa same stosowały w swoich imperiach w celu zwiększenia własnej potęgi.

Drugiego dnia przesłuchań obrońca Göringa, doktor Otto Stahmer, spytał swojego klienta o to, jak definiuje pojęcie Lebensraum, teorię przestrzeni życiowej, na której opierały się plany niemieckiej inwazji na Związek Radziecki i plany jego kolonizacji. Göring odparł: „Ta koncepcja jest bardzo kontrowersyjna. W pełni potrafię zrozumieć, że mocarstwa – odnoszę się tylko do czterech mocarstw sygnatariuszy – które uważają ponad trzy czwarte świata za swoje, inaczej definiują to pojęcie”.

Kilka dni później, rozmawiając w celi numer 5 z G.M. Gilbertem, psychologiem, któremu zezwolono na dostęp do oskarżonych w Norymberdze, Göring wprost porównał zbrodnie, o które był oskarżony, z tymi, których dokonano w zamorskich imperiach zwycięskich państw. Twierdził, że „(…) imperium brytyjskie nie zostało zbudowane z poszanowaniem zasad humanitaryzmu”, a „Ameryka już wyrąbała sobie drogę Lebensraumu przez rewolucję, masakrę i wojnę”.

Próby zrównania zbrodni Trzeciej Rzeszy z ludobójstwami i masakrami imperializmu łatwo było zbyć jako po prostu desperacką próbę obrony. Ale za tymi przechwałkami, arogancją i niemoralnością człowieka, który ewidentnie nie był w stanie stawić czoła własnym winom, leżała też niewygodna prawda.

Kiedy Göringa poproszono o to, by krótko opowiedział o swoim życiu przed rokiem 1914, wspomniał o „kilku punktach, które są ważne dla mojej późniejszej kariery”. Powiedział sądowi o swoim ojcu, który był „pierwszym gubernatorem Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej”, zauważając, że na tym stanowisku „utrzymywał kontakty z dwoma brytyjskimi politykami, Cecilem Rhodesem i starszym Chamberlainem”.

Ojciec Hermanna Göringa, doktor Heinrich Göring, odegrał w istocie kluczową rolę w późniejszej karierze syna. W 1885 roku kanclerz Otto von Bismarck polecił mu założenie niemieckiej kolonii w Afryce Południowo-Zachodniej, dzisiejszej Namibii. Zadaniem doktora Göringa było powolne prowadzenie negocjacji z Afrykanami – dysponował skromnymi funduszami i nie miał żadnego oddziału wojskowego. Pięćdziesiąt lat później oficjalna biografia Hermanna Göringa bezwstydnie próbowała wychwalać jego ojca jako twórcę imperium. Opisywała, jak „z oczami błyszczącymi z podekscytowania młody Göring słuchał wspomnień ojca na temat jego niegdysiejszych przygód. Dociekliwy i obdarzony wyobraźnią chłopak był (…) poruszony opowieściami o pracy ojca jako komisarza Rzeszy w Afryce Południowo-Zachodniej, podróżach przez pustynię Kalahari i walkach z Maharero, czarnym królem Okahandja”.

Tak naprawdę w czasie pobytu w Afryce Heinrich Göring nigdy nie walczył z żadnymi „czarnymi królami”. Przez trzy lata podróżował po pustyniach z zapasem tak zwanych traktatów o opiece, desperacko próbując albo oszukać wodzów miejscowych ludów, albo im się podlizać, byle tylko podpisali dokument, w którym zrzekali się swojej ziemi. Kiedy „opieka” okazywała się tylko pustą obietnicą, uznawano go za oszusta i natychmiast wyrzucano.

Tak jak wielu innych Niemców pod koniec XIX wieku, starszego Göringa do służby w Afryce skłoniło przekonanie, że w niedalekiej przyszłości kontynent ten stanie się przestrzenią życiową, którą będą mogli zająć Niemcy. Wyobrażano sobie, że czarni Afrykanie – poddani nowego, niemieckiego imperium kolonialnego – staną się tanią siłą roboczą dla niemieckich bauerów. Te plemiona, które nie pogodziłyby się ze służebnym statusem, musiałyby zmierzyć się z nowoczesną bronią Niemiec, która pewnego dnia miała pojawić się w Afryce Południowo-Zachodniej. Afrykanie, którzy stanęliby na drodze germańskiej rasy, mieli nie mieć żadnej przyszłości. Tak jak jego syn pięćdziesiąt lat później, doktor Heinrich Göring rozumiał, że słabsze ludy ziemi muszą paść łupem nacji silniejszych – i uważał to za sprawiedliwe.

W pewnych kręgach politycznych końca XIX wieku przekonania takie nie były niczym kontrowersyjnym. W Niemczech niektórzy pisarze i politycy zaczęli odróżniać Europejczyków od innych mieszkających znacznie bliżej ludów, które później Hitler miał nazwać „ludami kolonialnymi”. W ostatnich dekadach XIX wieku ludzie ci zaczęli argumentować, że przeznaczeniem Niemców jest stać się panami imperium na kontynencie europejskim. Niemcy spóźniły się na wyszarpywanie swojej części Afryki czy Azji, ale tuż za jej wschodnimi granicami, na terenach zamieszkałych przez Słowian – Polaków i Rosjan – znajdowała się cała przestrzeń, jakiej tylko mogły potrzebować.

Losy rodziny Göringa doskonale odzwierciedlają zmianę w kolonialnych ambicjach Niemiec. Ojciec i syn byli obaj z przekonania imperialistami. W czasie swojej krótkiej kariery kolonialnej ojciec próbował przy użyciu skromnych środków stworzyć skromne podstawy kolonii na pustyni południowo-zachodniej Afryki. Ponad pół wieku później jego syn, zarządzający przemysłowym potencjałem większej i zmobilizowanej Rzeszy, stworzył krótkotrwałe, ale ludobójcze imperium na wschodzie Europy. O ile jednak ojciec, którego ofiarami byli czarni Afrykanie, pasuje nam do wizerunku kolonialisty, o tyle syn już nie. Mimo to wojna nazistów na Wschodzie przyniosła imperialistyczną ekspansję, kolonialne osadnictwo oraz motywowane rasowo ludobójstwo.

Dziś wojnę tę przedstawia się zazwyczaj jako gigantyczną klęskę militarną. Bitwy na Łuku Kurskim, o Leningrad i Stalingrad są dziś dobrze znane, ale za linią frontu, na terenach cywilnych, które znalazły się pod okupacją niemiecką, toczyła się inna walka. Oczyszczano ziemię, konfiskowano zboże, niewolono miliony ludzi. Karne ekspedycje starły z powierzchni ziemi całe wioski – tak jak miało to miejsce w czasie stuleci ekspansji kolonialnej w Afryce, Azji i obu Amerykach. Na żyznej Ukrainie etniczni niemieccy farmerzy zamieszkiwali na ziemiach należących wcześniej do ukraińskich chłopów. W wielu przypadkach po prostu wprowadzali się do domów, z których wysiedlano Słowian, przejmując cały ich dobytek, podczas gdy poprzednich właścicieli wysyłano do obozów. Biurokraci w Berlinie całymi dniami planowali przesiedlenie milionów Niemców, kosztem milionów Słowian i Żydów.

W czasie ponurego procesu kolonizacji Hitler w swoim podziemnym bunkrze w Prusach Wschodnich do późnej nocy opowiadał generałom i partyjnym funkcjonariuszom o cudach imperium, które właśnie zaczynało powstawać. Bez końca perorował o wielkiej sieci autostrad, które połączą nowe osady z Berlinem, o nowym pokoleniu żołnierzy-rolników, którzy staną się panami Wschodu, władcami słowiańskich hord. Miliony podludzi trzeba było zlikwidować, a resztę wytresować i przyzwyczaić do prymitywnego życia – odmawiając im dobrodziejstw medycyny, wykształcenia, a nawet zupełnie podstawowych praw. Jeśli tubylcy, tak jak zdarzało się to we wcześniejszych imperiach, stawialiby opór swoim nowym panom, ich wioski zostałyby zbombardowane z powietrza.

Nazistowska wojna w celu zdobycia imperium na Wschodzie była klasyczną wojną kolonialną także z powodu ludobójstwa, o którym często się nie pamięta – szczególnie tego, którego dokonano na słowiańskich cywilach i radzieckich jeńcach wojennych. Kolonialne ludobójstwa zawsze były dość długim procesem masakr, głodów, zniewolenia i potajemnych eksterminacji, wojen, które nie przynosiły chwały, toteż zazwyczaj nie wspominano o nich w pamiętnikach. Pamięć o wojnach, które stworzyły brytyjskie i francuskie imperia, które zapewniały stałe dostawy kauczuku z belgijskiego Konga, które „oczyściły” argentyńską pampę i Wielkie Równiny Stanów Zjednoczonych, przyćmiła inna, elegantsza wersja historii kolonializmu, skupiająca się na wielkich bitwach i bohaterskich postaciach.

Imperia Drugiej i Trzeciej Rzeszy zmarły wkrótce po swoich narodzinach. Pierwsze odpowiedzialne było za śmierć setek tysięcy ludzi, drugie – milionów. Oba kierowały się nacjonalistyczną i rasistowską fantazją, której początków należy szukać w wieku XIX. W Norymberdze, ale i przez wiele lat później, nie pamiętano, że zbrodnie popełnione przez Trzecią Rzeszę miały swój precedens w niemieckiej historii. Koszmar, którego doświadczyli mieszkańcy Europy Wschodniej w latach 40. XX wieku, był wyjątkowy pod względem skali i uprzemysłowienia zabijania – mieszanina rasizmu i fordyzmu była nazistowskim wynalazkiem – ale wiele innych rzeczy wcale nie było dla Niemców nowością.

Osiem tysięcy kilometrów od Norymbergi leży małe namibijskie miasteczko Lüderitz. Położone między zimnymi wodami południowego Atlantyku a nieskończonymi wydmami pustyni Namib, jest bez wątpienia jednym z najdziwniejszych miejsc na ziemi. Morze wydm kończy się dosłownie na granicy miasteczka, diuny wyglądają, jak gdyby rozbiły obóz, czekając na pozwolenie, by wejść do osady. Rankiem, kiedy pustynię zasłania gruba kurtyna morskiej mgły, Lüderitz wygląda zupełnie nietropikalnie, przypominając raczej bazę arktyczną albo opuszczoną osadę wielorybników gdzieś na Falklandach lub Grenlandii. Nawet w ładny dzień miasto sprawia wrażenie, jak gdyby było na wpół opustoszałe.

Większość budynków, pomalowanych na jasne kolory – czerwienie, pomarańcze i żółcie – stoi rozproszona na kilku wzgórzach, które otaczają szeroką i wietrzną zatokę. Żywe barwy budynków kontrastują z wymytymi przez morze skałami wzgórz, przypominających pomarszczoną i zakurzoną skórę słonia. Główne aleje miasta niedawno wyasfaltowano, ale boczne ulice wciąż są raczej podziurawionymi i wyboistymi ścieżkami. Wszędzie pełno piasku, którego hałdy zalegają na rogach ulic. Gość przybywający statkiem nie zobaczy niczego, co mogłoby wskazywać na to, że znajduje się w Afryce. Na lądzie zdziwi go duża liczba białych ludzi mówiących po niemiecku oraz setki czarnych Afrykanów mówiących po afry- kanersku, w języku Burów.

Dziś większość ludzi dociera do Lüderitz lądem. Szosa B4, prosta niczym asfaltowa strzała, przecina pustynię Namib po trasie dawnej linii kolei wąskotorowej, która łączyła osady na południu Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej z Zatoką Lüderitza, a stamtąd z wielkimi szlakami handlowymi cesarskich Niemiec. Każdej nocy wydmy o centymetr wdzierają się na asfalt B4, próbując zadusić miasto, i każdego ranka wielka żółta koparka dudniąc wyrusza z miasteczka, żeby oczyścić drogę. Pustynia zdaje się za wszelką cenę chcieć odciąć Lüderitz od zewnętrznego świata. Jak lasy Konga dla Josepha Conrada, wydmy Namib zdają się trwać „ze złowrogą cierpliwością, z oczekiwaniem, że ta opętana inwazja przeminie.

W 1905 roku ta niewielka osada została wybrana na miejsce eksperymentu w sprawie sposobu prowadzenia wojny. Jeszcze jakieś trzydzieści lat temu najstarsi mieszkańcy Lüderitz pamiętali, co wydarzyło się tu w pierwszych latach XX wieku, ale nie mówili o tym. Dziś wciąż jest to tajemnicą. Biuro informacji turystycznej przy Bismarckstrasse nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia, nie wspominają o tym przewodniki po Namibii, a w większości polecanych w nich książek historycznych także nie można niczego się o tym dowiedzieć. A jednak to, co wydarzyło się w Lüderitz w latach 1905–1907, czyni z niego kluczowe miejsce dla dziejów XX wieku.

Eksperyment przeprowadzono na leżącej w zatoce Shark Island, przysadzistej, złowrogo wyglądającej kupie skał, z której rozpościera się widok na całe miasteczko. Na swój sposób eksperyment zakończył się pełnym sukcesem, dając światu wynalazek, który stał się symbolem całego stulecia i zabrał więcej istnień ludzkich niż bomba atomowa. To właśnie tam, na południowym skrawku Afryki, wynaleziono obóz zagłady.

Dziś Shark Island jest miejskim kempingiem Lüderitz. Nowa restauracja z widokiem na wyspę oferuje najlepsze południowoafrykańskie wina i poławiane w południowym Atlantyku owoce morza. Gości zachęca się do tego, by siadali na tarasie z widokiem na wyspę, na której sto lat wcześniej dokonano systematycznej eksterminacji trzech i pół tysiąca Afrykanów. Zaledwie kilkaset metrów dalej, pod wodami zatoki Lüderitz nurkowie odkryli, że Shark Island otaczają ludzkie kości i zardzewiałe, stalowe kajdany. Ludzie, których zmuszono do ich noszenia i których szczątki leżą pod wodą, zostali niemal całkowicie wymazani z namibijskiej i światowej historii. Nazwy ludów, do których należeli – Hererowie, Witbooiowie Nama, Nama z Bethanie – dla większości ludzi spoza Namibii nic nie znaczą.

Shark Island nie stanowi jedynej tajemnicy Namibii. Pod bocznicami przy dworcu kolejowym w stolicy kraju, Wind­huku, znajdują się masowe groby, podobnie jak na przedmieściach nadmorskiego kurortu Swakopmund. Namibijskie Muzeum Narodowe mieści się w starym niemieckim forcie, który wzniesiono na miejscu obozu koncentracyjnego.

Dla większości ludzi Namibia jest tylko jakimś osobliwym zaściankiem, reliktem krótkotrwałego niemieckiego kolonializmu i miniaturą Niemiec z przełomu XIX i XX wieku, która w jakiś tajemniczy sposób przetrwała niezmieniona do wieku XXI. W turystycznych sklepikach można kupić pocztówki i albumy ze zdjęciami przedstawiającymi utraconą idyllę. Ulice noszą imiona dawnych dowódców wojskowych pochodzących z arystokratycznych rodów. W centrach handlowych można kupić kapelusze Schutztruppe, niemieckiej armii kolonialnej, ozdobione czerwonymi, białymi i czarnymi insygniami Drugiej Rzeszy – epoki kajzerów. Na sprzedaż jest także niemiecka flaga cesarska – z surowym, czarnym orłem – a także książki na temat lokalnej historii, które pomijają temat wojen, jakie prowadzono pod tym sztandarem – wojen, które niemal całkowicie zgładziły dwa rdzenne ludy Namibii.

To, czego dokonali w Namibii niemieccy zarządcy i niemieckie wojska, jest dziś zapomnianą kartą historii, ale naziści doskonale o tym pamiętali. Kiedy sto lat temu oddziały Schutz­truppe podjęły próbę eksterminacji Hererów i Nama, Hitler był piętnastoletnim uczniem. W 1904 roku mieszkał na kontynencie, który ekscytował się nadchodzącymi z Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej doniesieniami o bohaterstwie Niemców i barbarzyństwie Afrykanów.

Osiemnaście lat po ludobójstwie Nama i Hererów, Hitler blisko związał się z weteranami tamtych wojen. W 1922 roku został zwerbowany do skrajnie prawicowej bojówki w Monachium, której nieformalnie przewodził charyzmatyczny generał Franz von Epp, w czasie niemieckich wojen z Hererami i Nama służący w Afryce w randze porucznika. von Epp, zarówno jako młody żołnierz w koloniach, jak i jeden z przywódców NSDAP, był niezmiennie zagorzałym zwolennikiem koncepcji Lebensraumu i spędził całe życie na szerzeniu teorii, że Niemcy potrzebują powiększyć swoją przestrzeń życiową kosztem niższych ras czy to w Afryce, czy w Europie Środkowej. Przesadą byłoby stwierdzenie, że Hitler był jego protegowanym, ale w chaosie panującym w Monachium po I wojnie światowej to właśnie von Epp był osobą, która – nie licząc Hitlera – przyczyniła się do rozwoju partii nazistowskiej. To właśnie przez niego w bardzo pokrętny sposób Hitler poznał wielu ludzi, którzy mieli stać się partyjną elitą: zastępcą von Eppa był Ernst Röhm, założyciel SA, Oddziałów Szturmowych. Poprzez kontakty z von Eppem i innymi weteranami niemieckich wojen kolonialnych Röhm i Hitler zdobyli zapasy dawnych mundurów Schutztruppe. Ponieważ zaprojektowano je do walki na afrykańskich sawannach, koszule miały brązowy, ziemisty kolor – stąd właśnie nazistowskich bojówkarzy nazywano „brunatnymi koszulami”.

Dziś von Eppa uważa się za drugoplanową postać w historii nazizmu. Kiedy partia nazistowska doszła w 1933 roku do władzy, powierzono mu zadanie zabiegania o zwrot utraconych na mocy traktatu wersalskiego kolonii, w których walczył jako młody człowiek. W 1939 roku von Epp był już postacią marginalną, wykluczoną z najbliższego kręgu Hitlera i przyćmioną przez młodszych. Jego udziału w powstaniu partii często się nie dostrzega, ale w swoich przedwojennych pismach Hitler doceniał rolę polityczną, jaką odegrał von Epp. Na niezliczonych zdjęciach i filmach propagandowych widać, jak obydwaj stoją obok siebie, ramię w ramię.

Na swoim ostatnim zdjęciu von Epp siedzi obok Hermanna Göringa. Pozbawieni mundurów i odznaczeń oczekują procesu, przebywając w amerykańskim areszcie w Mondorf-les-Bains. Przygarbiony stary generał wygląda na wymizerowanego i mruży oczy w kierunku fotografa. O pokolenie starszy od pozostałych oskarżonych, von Epp zmarł w areszcie zaledwie kilka tygodni po zrobieniu tego zdjęcia. Czy gdyby dożył do procesu i zasiadłby na ławie oskarżonych obok Göringa, jego zeznania naprowadziłyby prokuratorów na podobieństwa i związki między czynami popełnionymi przez Trzecią Rzeszę a ludobójstwem, w którym wziął udział jako młody porucznik?

Pamięć o niemieckim imperium została odseparowana od europejskiej historii. Dziewiętnastowieczny kolonializm od dawna był postrzegany jako temat specjalistyczny, przypis do historii rozgrywającej się niemal w całkowitej izolacji od Europy. A jednak w dziejach kolonializmu zawsze następował przepływ idei, metod i ludzi. Słowa Hitlera z 1941 roku, że będzie traktował Słowian jak „ludy kolonialne”, straciły dziś swój wydźwięk, ale kiedy je wypowiadał, miały jasne znaczenie. Były skrótem myślowym doskonale zrozumiałym dla pokolenia nazistów, którzy byli chłopcami, kiedy kajzer wysyłał armie do Afryki, żeby zgniotły buntowników, a teraz wiązali swój los z rasowym przeznaczeniem Niemiec. Nasze zrozumienie tego, czym był nazizm i skąd wzięły się idee i filozoficzne koncepcje, które leżały u jego podstaw, będzie niepełne, jeśli nie zgłębimy tego, co wydarzyło się w Afryce pod panowaniem cesarza Wilhelma II.

Leonard Mosley, The Reich Marshal: A Biography of Hermann Goering, London 1977, s. 427–428.

The Trial of German Major War Criminals: Proceedings of the International Military Tribunal Sitting at Nuremberg, Germany, 20th November 1945 to 1st October 1946, HM Stationery Office, London 1946–1951, Part 9: 12–22 marzec 1946, s. 63.

Niem. Lebensraum dosłownie znaczy: przestrzeń życiowa; uważano ją za obszar niezbędny dla istnienia Niemiec, uzasadniając tym niemiecką politykę ekspansji i zaboru (przyp. tłum.).

Göring miał na myśli cztery mocarstwa, które podpisały tzw. umowę londyńską w sprawie powołania Międzynarodowego Trybunału Wojskowego: Stany Zjednoczone, Związek Radziecki, Wielką Brytanię i Francję (przyp. tłum.).

Ibidem, s. 81.

Gustave Mark Gilbert, Dziennik norymberski, Warszawa 2012, s. 233.

The Trial of German Major War Criminals..., op. cit., s. 63.

Erich Gritzbach, Hermann Goering: The Man and His Work, London 1939, s. 222.

Joseph Conrad, Jądro ciemności, przeł. Magda Heydel, Kraków 2011, s. 45.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: