- W empik go
Ludzkie zwierzę - ebook
Ludzkie zwierzę - ebook
Komisarz Paweł Wilk, doświadczony policjant wydziału kryminalnego, i aspirant Renata Mazur, dla której będzie to pierwsze śledztwo, rozpoczynają pracę nad sprawą zaginięcia piętnastoletniej Marty Barańskiej. Wkrótce znajdują ciało nastolatki w podziemiach rodzinnego grobowca Barańskich, ale zdemaskowanie mordercy nie będzie łatwe. Zanim stanie się jasne, kto tak naprawdę pociąga za sznurki, życie Wilka i Mazur zmieni się bezpowrotnie. Bohaterowie staną przed trudnymi wyborami i przekonają się na własnej skórze, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
Mariusz Leszczyński w najnowszej powieści przenosi czytelnika w mroczny świat, w którym jeśli chcesz rozdawać karty, musisz pozbyć się sentymentów i zdać się na pierwotne instynkty.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67184-10-6 |
Rozmiar pliku: | 100 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Mamo, mamo! – krzyczała z ekscytacją siedmioletnia Tola Mazur, biegnąc niczym rozpędzone pendolino prosto do sypialni rodziców w jednym z mieszkań położonych na warszawskim Targówku.
Burza kręconych blond włosów dziewczynki o drobnej budowie ciała unosiła się żywiołowo, by w końcu swobodnie opaść, gdy Tola znalazła się na łóżku między rodzicami. Dopiero wtedy kilkulatka odrobinę opanowała swoje ożywienie.
– Gdzie to jest?! – zapytała, a po chwili znowu zaczęła niestrudzenie podskakiwać na miękkim materacu, wymachując przy tym energicznie rączkami.
Renata, wyrwana ze snu, przekręciła się w stronę piskliwego głosu. Coś jej mówiło, że to bardzo wczesna pora, mimo że za oknem widoczne już były promienie słoneczne. Miała ochotę naciągnąć na siebie kołdrę i zniknąć pod nią na jakiś czas, ale wiedziała, że nic by to nie dało. Przymrużyła zaspane powieki i popatrzyła na swoją piękną córeczkę, która spoglądała na nią świdrującym i domagającym się niezwłocznej odpowiedzi wzrokiem. Z takim żywiołem nie miała szans na wygraną. Nie mogła zignorować małej osóbki.
Tola była lustrzanym odbiciem swojej mamy. W genach otrzymała jej delikatne rysy twarzy i kręcone włosy, które gdy Renata była nastolatką, budziły zazdrość u niejednej dziewczyny, podczas gdy ona, patrząc nieraz rano w lustro, widziała tylko sterczące kosmyki wymagające specjalnej troski. Z upływem lat kobieta postanowiła je obciąć i wyprostować, aby nie musieć poświęcać im zbyt wiele czasu, szczególnie z rana, gdy śpieszyła się do pracy.
– Kochanie, czy wiesz, o co może chodzić tej małej mądrali? – Renata skierowała pytanie do męża, unikając tym samym odpowiedzi.
– Nie, nie mam bladego pojęcia – stwierdził zaspany Robert, przekręcając się na drugi bok. – Jedno jednak wiem, jakiś mały aniołek wyrwał mnie z błogich objęć Morfeusza – dodał, po czym złapał córkę i zaczął tulić do siebie.
– Puszczaj! – Niezadowolona siedmiolatka wyszarpała się tacie z rąk. – Wygłupiacie się, a dziś jest ważny dla mnie dzień – oznajmiła i dziarsko zeskoczyła z łóżka. Drewniana podłoga zadudniła pod jej bosymi stópkami.
– Słoneczko, wiesz, która jest godzina? – Renata próbowała przybrać poważny wyraz twarzy.
– Dziadek mówił, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje – odpowiedziała dumna ze swojej riposty Tola.
– Dziadek może i miał rację, ale pobudka o czwartej nad ranem? Nie uważasz, że to lekka przesada? – Renata popatrzyła wymownie.
Dziewczynka spojrzała w prawo. Na szafce, tuż przy łóżku, stał sporych rozmiarów zegar.
– Nie jest czwarta, tylko wpół do piątej. – Tola uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Niedawno nauczyła się odczytywać prawidłowo godziny.
Renata usiadła i również zerknęła na wskazówki zegara.
– Podejdź tu do mnie, ty mała cwaniaro – westchnęła, po czym rozpostarła ramiona w stronę córki, która momentalnie wskoczyła na łóżko i wtuliła się w mamę. – Zrobimy tak: pójdziesz teraz do swojego łóżeczka i położysz się spać, a za dwie godziny wszyscy wstaniemy, zjemy śniadanie, i jak wrócisz ze szkoły, to z tatą będziemy już pamiętali, jaki jest dziś ważny dzień dla maluchów takich jak ty.
– Nie jestem maluchem! Mam siedem lat i sama już mogę chodzić do szkoły. – Tola, lekko oburzona, wyswobodziła się z objęć mamy i przybrała pozę obrażonej.
– Aniołku, daj nam jeszcze chwilę. Dziś w pracy będę miał ciężki dzień. – Robert próbował załagodzić sytuację, lecz przerwał swoje wywody, gdy w pokoju zjawił się trzymiesięczny szczeniak domagający się uwagi swoich opiekunów.
Dziewczynka natychmiast się schyliła i wzięła go na ręce. Przytuliła małą kuleczkę i energicznie wycałowała czarny nosek, nie szczędząc przy tym psiakowi słodkich słów. Renata w tym czasie ziewnęła głośno i przeciągnęła się niczym leniwa kotka, zwiększając dzięki temu w organizmie przepływ krwi potrzebny do dalszego działania. Po chwili podniosła się z łóżka i sięgnęła po szlafrok.
– Chodź z tym małym urwisem do łazienki, zanim zmoczy każdy kąt – zaproponowała.
– A co z...
– Z czym? – wtrącił podenerwowany Robert, odklejając głowę od poduszki.
– Już idę – rzekła markotnie siedmiolatka. – Ale dziś nie pójdę do szkoły. Boli mnie trochę brzuch i głowa, i w ogóle to mam chyba gorączkę – dokończyła, po czym powoli, ze wzrokiem wbitym w podłogę, ruszyła w stronę holu, trzymając psiaka na rękach.
Dorośli spojrzeli na siebie. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy dobiegł do nich przeraźliwy hałas z łazienki. Po kilku sekundach uradowana Tola wparowała z powrotem do sypialni z kartonowym pudełkiem przewiązanym kolorową tasiemką. Szczeniak obskakiwał ją z każdej strony, jakby liczył, że w środku znajduje się coś dla niego.
– Śmiało, otwieraj. I tak już nie pośpimy. – Mężczyzna popatrzył na roześmianą twarz i błyszczące z ekscytacji oczka córki.
Dziewczynka usiadła na podłodze i zaczęła rozpakowywać prezent. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, kiedy dojrzała, że opakowanie zawiera tablet, o jakim marzyła, nie schodził z dziecięcej buzi nawet podczas śniadania.
Po wspólnym posiłku Renata sprzątnęła powstały w kuchni bałagan i udała się na pobliski parking. Stała tam biała toyota auris, którą kupiła parę miesięcy temu na raty. Kobieta wsiadła do auta i uruchomiła silnik. Z radia, które włączyło się automatycznie na ulubionej stacji, popłynęła energiczna muzyka. Renata wrzuciła jedynkę i nucąc znaną sobie melodię, pojechała do pracy.
Robert właśnie kończył rozmowę telefoniczną, gdy usłyszał cichy dźwięk domofonu świadczący o tym, że ktoś otworzył drzwi do klatki kodem. Po chwili w korytarzu rozległ sie dzwonek. Mężczyzna wyjrzał przez wizjer. Po drugiej stronie zobaczył Mariannę Głowacką, mamę Renaty.
Nie rozumiał, dlaczego jego koledzy ciągle narzekali na teściowe, że są bez przerwy zajęte i nie mają czasu dla swoich wnucząt, albo że we wszystko się wtrącają, oczekując przy tym wdzięczności. On nie doświadczył czegoś takiego na własnej skórze, więc trochę trudno było mu uwierzyć w niektóre historie. Czasami odnosił wrażenie, że zostały wyssane z palca. No ale cóż, w duchu cieszył się, że jego sytuacja była zgoła odmienna. Marianna, jak na swoje sześćdziesiąt lat, była bardzo energiczną kobietą i chętnie opiekowała się swoją wnuczką. Wydawało się, że dziewczynka jest jej oczkiem w głowie, zwłaszcza od kiedy kobieta straciła męża. Krzysztof, teść Roberta, który był komisarzem w Wydziale Kryminalnym Komendy Stołecznej Policji, zginął tragicznie latem ubiegłego roku. Mężczyzna utopił się w Wiśle. Ostatecznie policja stwierdziła, że był to nieszczęśliwy wypadek. Po ponad półrocznym śledztwie opisała to jako niefortunne zdarzenie, nie znajdując znamion przestępstwa ani na ciele ofiary, ani w miejscu, gdzie, jak przypuszczano, doszło do tragedii.
Robert otworzył drzwi i wpuścił teściową do środka. Gdy Tola usłyszała w korytarzu głos babci, przybiegła z radosnym okrzykiem się przywitać i opowiedzieć o swoim nowym prezencie. Z jej ust popłynął potok słów, do którego dołączyło entuzjastyczne poszczekiwanie psiaka kręcącego się wokół nóg nowo przybyłego gościa. Robert spojrzał na zegarek i sięgnął po skórzaną teczkę, po czym w pośpiechu wyszedł z mieszkania i udał się do pracy. Trzydziestotrzylatek był zatrudniony w tutejszym Urzędzie Dzielnicy w Wydziale Komunikacji. Lubił swoją pracę, choć czasami wydawała się mu trochę monotonna. Codzienne przeglądanie papierów i przygotowywanie kolejnych nie było szczytem jego marzeń, ale wolne popołudnia po godzinie szesnastej wynagradzały mu prozaiczne zajęcie.
***
Renata dojechała pod gmach Komendy Stołecznej Policji w niecałe pół godziny. Po wejściu do budynku usłyszała znajomy głos dochodzący zza jej pleców:
– Mazur! Zaczekaj!
Spojrzała przez ramię za siebie. W jej kierunku podążał wysoki postawny mężczyzna po pięćdziesiątce – komendant Arkadiusz Bąk, obdarzony nadprogramowymi kilogramami, które w żaden sposób nie chciały go opuścić, od czternastu lat piastował stanowisko szefa policji. Na owalnej twarzy z wysokim czołem widoczne były małe, bystre, piwne oczy. Włosy koloru ciemny blond gładko zaczesywał do tyłu, próbując w ten sposób ukryć zaczątek łysiny. Do tego miał duże uszy i długi nos – wypisz wymaluj francuski aktor Gérard Depardieu w polskim wydaniu. Z tego, co kojarzyła, był żonaty z Sylwią Tarnowską, absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, którą zapewne urzekł osobliwy wygląd i charakter mężczyzny. Renata zatrzymała się i zaczekała na przełożonego. W drodze do jego biura, które mieściło się na drugim piętrze, zamienili kilka zdań.
Komendant energicznie otworzył drzwi i pierwszy wszedł do środka. Za biurkiem siedziała jego sekretarka, Agnieszka Król, młoda kobieta około trzydziestki, której przekazał kilka poleceń, po czym skierował się do swojego pokoju.
– Siadaj. – Wskazał Renacie ręką miejsce i zamknął drzwi.
Podszedł do swojego biurka, po czym zaczął przetrząsać zawartość dolnej szuflady.
– Ile już u nas pracujesz?
– Prawie trzy lata – odpowiedziała aspirant i usiadła na mało wygodnym drewnianym krześle, stojącym tuż przy biurku prawie na wprost komendanta.
Monitor komputera, który stał pośrodku mebla, ograniczał jej widoczność – zasłaniał twarz mężczyzny, a to budziło w niej dyskomfort.
– Podoba ci się ta praca? – Poszukiwacz ukrytych skarbów nie odrywał się od swojego zajęcia, wciąż pieczołowicie grzebał w szufladzie.
– Nie narzekam.
– A tak szczerze, to lubisz łazić po ulicach? Pijaczyny i drobne rozróby, dla mnie to nic ciekawego. – Bąk spojrzał znad biurka na podwładną.
– Wiadomo, nie jest to kryminalna albo narkotykowa.
– I do tego zmierzam. – Zwierzchnik rzucił papierową teczkę na blat biurka i ją otworzył. – Przesuń to krzesło, przecież nie jest przykręcone do podłogi.
Renata chwyciła oburącz za jego boki i unosząc się odrobinę, energicznie przesunęła siedzenie w lewą stronę, tak, by mieć dobry widok na przełożonego, a przede wszystkim na leżące przed nią dokumenty.
– To fotografia z rodzinnego albumu – oznajmiła Mazur, wpatrując się w twarz dziewczynki ze zdjęcia.
– Marta Barańska, piętnastolatka pochodząca ze wsi Grodziec, położonej jakieś sześćdziesiąt kilometrów od Warszawy w powiecie płońskim. Dziewczynka zniknęła miesiąc temu. Nie wróciła do domu po szkole i od tamtego momentu słuch po niej zaginął – powiedział komendant.
– Kojarzę tę sprawę z mediów. Szukało jej pół Polski.
– Jej rodzice to rolnicy z tamtejszej wioski. Przejęliśmy to z uwagi na fakt, że prokurator generalny potrzebuje dobrej prasy i kilku punktów u wyborców. Jak wiesz, teraz wszystko jest upolitycznione.
– Co ja mam z tym wspólnego? Nie pracuję w kryminalnej.
– A chciałabyś? – Bąk uśmiechnął się zachęcająco.
– Komendancie, do rzeczy.
– Zatem powiem bez ogródek. Zbieram zespół, który zajmie się tą sprawą i szybko ją zakończy.
Mazur spojrzała na paczkę papierosów leżącą na biurku koło pustej popielniczki, jakby chciała przez chwilę zebrać myśli.
– Mogę?
– Palisz? – zapytał zdziwiony.
– Głupie pytanie.
– Uważaj na słowa, nie jestem twoim kolegą z radiowozu. – Mężczyzna poczuł się lekko urażony reakcją podwładnej.
– Przepraszam, nie chciałam pana urazić, komendancie – odpowiedziała i jednak wyciągnęła rękę w stronę paczki.
– Dym mi szkodzi, astma, rozumiesz. – Bąk wymownie odsunął papierosy na bok.
– Dlaczego akurat ja?
– Pamiętam dzień, w którym po raz ostatni rozmawiałem z twoim ojcem.
– Minął już ponad rok od tamtego zdarzenia – rzekła tęsknie aspirant.
– Chcę, abyś miała świadomość, że wiedziałem, że coś jest nie tak. Do dziś żałuję braku swojej reakcji. Mogłem się domyślić, że miał ze sobą problemy, pogadać z nim.
– To przeszłość. Dla mnie to nie ma już znaczenia.
Kobieta spojrzała na ścianę, gdzie wisiało wspólne zdjęcie komendanta z jej tatą. Obaj byli w mundurach.
– Posłuchaj, jedynie angażując się w teraźniejszość, uwolnisz się od przeszłości.
Renata wstała z krzesła i oparła się rękoma o biurko, nachylając w stronę przełożonego.
– Nie musi mnie pan awansować, by oczyścić siebie z poczucia winy. To, co zrobił tata, to była jego decyzja. Jak wszystkich samobójców.
– Nie chodzi o to, byśmy ja czy ty poczuli się lepiej dzięki temu, że wzięłabyś udział w śledztwie. Zresztą nie wspominałem nic o twoim awansie. U mnie nie liczą się plecy czy pochodzenie, tylko zaangażowanie i ciężka praca, powinnaś to już wiedzieć.
– Ile mam czasu na odpowiedź? – Policjantka podeszła do drzwi i się odwróciła.
– Dziś podejmij decyzję. Renata... – komendant podniósł się z fotela – musisz wiedzieć, że nie gram twoimi uczuciami. Brakuje mi kogoś spoza kryminalnej, masz też odpowiednie wykształcenie, a twoje testy wykazują, że nadawałabyś się do tej pracy.
– Co miałabym właściwie robić?
– Jeśli się zgadzasz, widzimy się o czternastej w biurze Wilka, tam poznasz szczegóły.
– Jak znajdę wolną chwilę, to może wpadnę na to wasze przedstawienie – rzuciła aspirant i opuściła pokój.
– Aj, Mazur, nie myliłem się co do ciebie, charakterek to masz po Krzyśku – powiedział głośniej komendant za odchodzącą kobietą.
– Przyjmę to jako komplement – odpowiedziała, nie zwalniając kroku.
Bąk z lekkim niedowierzaniem pokręcił głową. Dziewczyna była lustrzanym odbiciem swojego ojca – byłego komisarza Wydziału Kryminalnego. Piekielnie uparta, pewna siebie, a do tego miała wyjątkowe zdolności psychologiczne, co wykazały jej testy z egzaminów do służby w policji.
***
Wskazówki zegara nieśpiesznie przesunęły się na drugą po południu. Promienie słoneczne z dbałością zdążyły nagrzać swoim ciepłem całe pomieszczenie na pierwszym piętrze budynku, gdzie znajdowały się cztery osoby, do których dołączył również komendant Arkadiusz Bąk. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na krześle i skrzyżował ręce na piersi, kładąc leniwie plecy na oparciu. Ziewnął przeciągle i w ciszy oczekiwał na zebranie całego zespołu śledczego, którego głównodowodzącym był czterdziestoczteroletni Paweł Wilk – doświadczony policjant Wydziału Kryminalnego Komendy Stołecznej Policji. Wilk był bardzo dobrym gliną, lecz pochłonięty przez lata swoją pracą, nie zauważył, jak negatywnie wpłynęła na jego małżeństwo. Doprowadziło to do rozwodu, który miał miejsce pięć lat temu. Obecnie jego była, Oliwia, mieszkała w Łodzi z ich siedemnastoletnim synem, Tymoteuszem, i nowym partnerem, Cezarym Tomczykiem.
Wpadający przez otwarte okno przyjemny wiaterek muskał delikatnie twarze zebranych. Trzydziestoośmioletni informatyk Wydziału Kryminalnego, Waldemar Kosowski pseudonim Kosa, zniecierpliwiony czekaniem, przestępował z nogi na nogę, gładząc przy tym prawą dłonią długą brodę.
– Proponuję nie tracić czasu i wybrać kogoś innego na jej miejsce. Ona nie przyjdzie. Nie nadaje się do tej roboty. Samobójstwo ojca nigdy jej nie opuści – wypowiedział swoje zdanie, po czym przeciągnął dłoń po ogolonej głowie, wycierając niewidoczny pot.
– Kosa, zostaw swoje wywody dla tych, których one cokolwiek obchodzą. Mazur jest silniejsza, niż ci się wydaje – pohamowała kolegę w osądach trzydziestoletnia śledcza Weronika Michalak.
– Może, ale czekamy już ponad dziesięć minut – dodał stojący przy drzwiach Jakub Woźniak, technik w tutejszej komendzie.
– Proponuję zacząć – oznajmił lekko rozbudzony komendant w chwili, gdy drzwi do biura się uchyliły. – Zapraszam – dodał, widząc w nich aspirant Mazur.
– To mamy komplet – stwierdziła Michalak. – Cześć. Mam nadzieję, że nasz kolega sceptyk cię przeprosi. – Podała rękę nowej koleżance i wymownie spojrzała na Kosowskiego, który, żując miętową gumę, niewiele robił sobie z jej uwag.
Po niecałej godzinie kilka wątków sprawy zaginięcia Marty Barańskiej stało się o wiele jaśniejszych dla Renaty, jednak mały drobiazg wciąż nie dawał jej spokoju. Po końcowych ustaleniach zespołu i wydanych dyspozycjach kobieta podeszła do komisarza Wilka.
– Domyślam się, że to dzięki twojej ingerencji komendant przydzielił mnie do tej sprawy.
– Moje gratulacje, Mazur. Rozwiązałaś swoje pierwsze śledztwo. Jak na początek kariery w Wydziale Kryminalnym zaliczyłaś niezły start – zażartował komisarz, nie spoglądając nawet na dziewczynę, zajęty zbieraniem dokumentów z biurka.
– Zostaw te żarty dla siebie. Chcę wiedzieć, dlaczego mnie wskazałeś komendantowi.
– Twój ojciec był wspaniałym człowiekiem, notabene najlepszym gliną, z jakim miałem przyjemność pracować. Uważam, że masz po nim nosa. Na dodatek skończyłaś psychologię. Potrzebuję kogoś takiego jak ty do wykonania profilu sprawcy.
– Najgłupsze dwa powody, o jakich słyszałam. Po pierwsze nie mam nosa po ojcu, a po drugie psychologię studiowałam z zupełnie innego powodu, niż sądzisz. Profilera macie już w wydziale.
– Jak dla mnie oba powody są wystarczające. Przejrzyj dokładnie akta sprawy zaginięcia Barańskiej, zeznania rodziców, znajomych, kolegów ze szkoły, potem pogadamy – stwierdził Wilk i wrócił do segregowania papierów.
Chwilę trwało, nim Renata przetrawiła informacje, które otrzymała na spotkaniu. Sama była zaskoczona, że tak szybko podjęła decyzję o dołączeniu do kryminalnych. Komendant nie dał jej za wiele czasu. Może to i lepiej. Zaczęłaby analizować, wypisywać argumenty za i przeciw, a tak: klamka zapadła. W głębi duszy wiedziała, że wcześniej czy później miało to nastąpić. Musiała w końcu skonfrontować się sama ze sobą po tym, co zrobił jej tato.
Zmierzając do nowo przydzielonego pokoju, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że za moment jej ojciec wyłoni się z któregoś z pomieszczeń. Pamiętała czasy dzieciństwa, kiedy zabierał ją na komendę. Wszyscy powtarzali, że była jego oczkiem w głowie. Nie rozumiała wtedy, o co im chodzi, ale za każdym razem, gdy pojawiała się z nim w pracy, była zachwycona.
Renata stanęła przed drzwiami swojego nowego biura. Rozejrzała się po obu stronach opustoszałego już korytarza. Zdała sobie sprawę, że jeśli ta praca miała być jej chlubą, a nie utrapieniem, przykra przeszłość musi odejść w niepamięć. Komendant miał rację.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------