Luna - ebook
Luna - ebook
Luna ma w sobie coś z żywiołu. Gdy się śmieje, świat śmieje się wraz z nią. A gdy kocha, to całym sercem. Latając, czuje się wolna. I choć wciąż ściga ją wspomnienie przeszłości, wierzy, że wypełniając swoją misję w przestworzach, zagłuszy czarne myśli.
Daniel musi być silny. W jego zawodzie chwila zawahania może oznaczać czyjąś śmierć. Tajemniczy samotnik nie wie, czym jest strach. Przy Lunie dowie się, czym jest miłość.
Połączy ich gorący romans. Rozdzielą setki kilometrów i mężczyzna, który potrafi walczyć o swoje. Czy krótki, ale bardzo intensywny związek przetrwa tak ciężką próbę?
Szalona miłość, spontaniczne wybory i żar, który może zranić. Gabriela Gargaś odważnie opowiada o emocjach silniejszych niż rozsądek.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66736-52-8 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kochany… Człowiek rusza dalej!
Kochany… To będzie opowieść o miłości. Naszej miłości i o tej do świata.
To Ty na nowo odkryłeś przede mną świat.
Powiedziałeś: otwórz szerzej oczy, nabierz powietrza w płuca i poczuj to…
Poczułam — z TOBĄ!
Kochany… To będzie opowieść o naszych rozstaniach i powrotach.
Kochany… Ludzie lubią używać określenia „na zawsze”, podobnie jak innych wytartych frazesów. Nie zdają sobie sprawy, że „na zawsze” może stracić swój termin przydatności. A potem zdziwieni, z rozdziawioną buzią stoją bezradni, chcąc składać reklamację, bo „na zawsze” okazało się na chwilę.
Nie lubię słów przysięgi małżeńskiej, a szczególnie tych: „I że cię nie opuszczę aż do śmierci”.
Nie wiemy, kiedy nasze drogi się rozejdą. Gdybym kiedyś miała złożyć tę przysięgę, powiem tak: i że cię nie opuszczę, dopóki oboje będziemy się nawzajem kochać. Dopóki miłość będzie trwała.
To smutne, kiedy dwoje ludzi żyje z sobą pod jednym dachem bez miłości…
Musisz wiedzieć, że są w życiu każdego człowieka takie chwile, kiedy rzeczywistość rozmija się z tym, czego chcemy.
Kochany, słyszysz ten szum morza? Teraz nie będzie już powrotu, nie mogę Ci powiedzieć dlaczego. Nie wymagaj tego ode mnie, ale uwierz, tak będzie dla nas lepiej. Dla Ciebie. Gdybyś tylko wiedział… Nie. Nie chcę, byś się dowiedział.
Nie rozpaczaj. Gdy odnajdziesz w sobie spokój, wszystko się ułoży.
A teraz posłuchaj:
„Gdybym miał strzelać w niebo, zawsze gdy zaczynam tęsknić,
to posłałbym tam w górę więcej kulek im niż Nesquik
Po moim mieście snuję się jak zakochany Szekspir
Tęskniłem za Tobą, nie kłamię jak zły
Że dałbym się pociąć, ale przyjmę kulkę w moim bubble tea
Tęskniłem za Tobą, nostalgia to błysk
Do którego nocą latają ochoczo takie ćmy jak my
Takie ćmy jak my”1.
Gdzieś na drugim krańcu Europy Daniel pomyślał o niej. Wierzył w to, że spotkają się jeszcze w innym wymiarze, innej czasoprzestrzeni, i przeżyją wszystko na nowo.
I nieważne, co się stanie, ważne, że mogło być…
Obiecała mu, że kiedyś spotkają się gdzieś w połowie drogi. A co, jeśli wcześniej się pogubią?
Nie chciał teraz o tym myśleć.
Teraz…
Zamknął oczy i przypomniał sobie słowa tej piosenki; ich piosenki.
„Gdybym miał strzelać w niebo, zawsze gdy zaczynam tęsknić
To posłałbym tam w górę więcej kulek im niż Nesquik
Po moim mieście snuję się jak zakochany Szekspir…”
------------------------------------------------------------------------
1 Quebonafide feat. Daria Zawiałow, Bubbletea.Prolog
Było ładnie, ale wietrznie. Na Bałtyku tworzyły się spienione fale. Chwilę wcześniej Igor pomyślał, że taka pogoda bywa zdradliwa. Wiedział, że wtedy trzeba zachować szczególną ostrożność. Wiedział też, że ludzie nie czują respektu przed morzem i zakładają, że akurat im nic złego nie może się stać.
Luna była bardzo zmęczona tym, co się ostatnio wokół niej działo. Za dużo napięć, za dużo pracy. Za dużo wszystkiego. I jeszcze te sprawy z Krystianem nie dawały jej spokoju. Jego już nie ma, odszedł — a jednak wciąż zajmował jej myśli. To był chory człowiek… Luna najchętniej widziałaby go zamkniętego na jakimś oddziale psychiatrycznym.
Wszystko w jej życiu zaczęło rozchodzić się w szwach dwa lata wcześniej, kiedy uświadomiła sobie, że to, w co wierzyła, było kłamstwem. Uwierzyła w kogoś, a ten ktoś zadrwił z jej wiary. Była dobrym człowiekiem, ale wtedy pozwoliła sobie na tę myśl po jego kolejnym kłamstwie. Chciałaby, żeby zniknął… Żeby go nie było.
Każdy z nas ma takiego kogoś, o kim myśli jak najgorzej. I nawet jeśli się tego wypiera, to i tak nad niektórymi emocjami trudno zapanować.
On ją zniszczył. Zniszczył tę kobietę, którą kiedyś była. A ona? Ona przecież przez krótką chwilę w swoim życiu tak bardzo go kochała…
Zamknęła oczy.
Zrobiłaś w życiu coś, czego w normalnych warunkach byś nie zrobiła? Pod wpływem silnego wzburzenia? Impulsu? Emocji? Rozwścieczenia? Coś, do czego nikomu byś się nie przyznała?
Ona wtedy, te kilka lat temu, zrobiła…
I to wszystko do niej wracało. W snach, we wspomnieniach, w wyrzutach sumienia.
Przyjechała nad morze sama. To miał być czas tylko dla niej. Musiała poukładać w głowie tyle myśli. Jagoda namówiła ją na ten wyjazd — jak zawsze. I chyba jak zawsze miała rację.
Tego dnia kobieta czuła się słabo. Ostatnio mało jadła. Z nerwów nie mogła nic przełknąć. Kręciło jej się w głowie. Napiła się wody i położyła się na materacu. Lubiła, kiedy woda kołysała ją lekko, wtedy była najbardziej odprężona.
Musiała przysnąć, bo kiedy się obudziła, zauważyła, że jest daleko od brzegu. Dźwignęła się na łokciu. Przed oczami pojawiły jej się tysiące gwiazdek, głowa jej ciążyła, a ona sama opadała z sił. Nie wiedziała, jak to się stało, że nagle znalazła się w wodzie. Ona, która potrafiła zachować zimną krew, teraz spanikowała. I w jednej chwili pomyślała: może dobrze, że tonę. Tak, przeszła jej taka myśl przez głowę; chora myśl. Tak naprawdę już od dawna tonęła — przez niego.
Nie, nie da mu tej satysfakcji, poza tym jest jeszcze Szymon.
Zaczęła wymachiwać rękoma. Próbowała wypłynąć, ale wszystko dookoła niej nieustannie wirowało. Zakrztusiła się wodą i nie potrafiła opanować paniki. Jej wdechy były coraz płytsze. Czuła, że zaraz straci przytomność. Woda dostawała się do płuc, a ona odnosiła wrażenie, że jakaś siła rozrywa ją od środka. Demony próbowały ją ściągnąć w dół.
Igor od razu zauważył ten niebiesko-biały materac, który niebezpiecznie oddalił się od brzegu. Ludzie często zasypiali na materacach, a prądy morskie i wiatry odpychały je w głąb morza. Wiedział, że to jest ta chwila. Kiedy płynął w tamtą stronę łódką, materac przechylił się na bok i osoba znajdująca się na nim wpadła do wody. Wiedział, że liczy się każda sekunda.
Wiosłował coraz szybciej. Dopłynął do poszkodowanej dosłownie moment po tym, jak wpadła w odmęty spienionego morza. Wskoczył do wody, zanurkował, objął kobietę wpół i wyciągnął na łódź. Była nieprzytomna. W pierwszej kolejności musiał wypompować wodę z płuc i przywrócić akcję serca. Ułożył kobietę w pozycji horyzontalnej, odchylił jej głowę do tyłu, wyjął z ust topielicy kilka wodorostów. Dotknął jej szyi, ale nie mógł wyczuć tętna. Rozpoczął resuscytację krążeniowo-oddechową w normalnym rytmie: trzydzieści uciśnięć środkowej części mostka na głębokość około pięciu—siedmiu centymetrów na przemian z dwoma oddechami ratowniczymi.
Przyłożył swoje usta do jej ust. Wpompował powietrze. I wtedy się ocknęła.
To niemożliwe, pomyślał, patrząc w jej zielone oczy.
Te oczy, przemknęło przez myśl kobiecie…
To niedorzeczne, myślał Igor następnego dnia, kiedy pakował swoje rzeczy do torby. Dlaczego nie mógł przestać myśleć o tej kobiecie? Spotykał na plaży mnóstwo turystek. Pięknych kobiet, o ponętnych kształtach. Kobiet, które same proponowały mu spotkanie. On jednak odmawiał, sam nie wiedział dlaczego. Koledzy korzystali z okazji. A on? Jego nie kręciły już przygody na jedną noc, seks na wydmach… Pragnął od życia czegoś więcej.
Nieważne, czego chciał. Ważne, że nie mógł zapomnieć o kobiecie, którą uratował. Dziewczynie o długich, kasztanowych włosach i zielonych oczach, która miała w sobie jakąś magię.
Nie, to nie mogła być prawda. Odbiło mu. To były ułamki chwil. Ale kiedy otworzyła oczy… Naprawdę działo się z nim coś niedobrego. Zachowywał się nieracjonalnie.
Luna wyszła ze szpitala nazajutrz po wypadku i od razu skierowała się na plażę. W pobliskim sklepie kupiła misia i ozdobną torebkę. Teraz czuła się głupio z tym misiem. Może powinnam kupić mu alkohol albo czekoladki? — rozmyślała gorączkowo. Nic nie wiedziała o mężczyźnie, który uratował jej życie, ale chciałaby się dowiedzieć. W jego oczach było coś fantastycznego. Na samo ich wspomnienie uśmiechnęła się do siebie.
Zdjęła sandały i ruszyła w stronę, gdzie znajdowała się wieża ratownicza. Dwóch mężczyzn stało odwróconych do niej tyłem.
— Przepraszam — powiedziała mocnym głosem.
Odwrócili się ku niej w tym samym czasie. Żaden z nich nie był nim.
— Ja… — Nie mogła zebrać myśli. — Topiłam się kilka dni temu i jeden z ratowników mnie uratował.
— Igor — powiedział ten wyższy z ratowników. Najwyraźniej mężczyźni musieli wymieniać się opowieściami ze swoich zmian albo nieczęsto zdarzało się, że ktoś zaczynał się topić. A może też byli tu tamtego dnia?
— Chciałabym mu podziękować.
Obaj ratownicy wymienili się spojrzeniami, a w ich wzroku dostrzegła zakłopotanie.
— Wyjechał — powiedział jeden z nich.
Coś ścisnęło ją w sercu. „Wyjechał”… Spotkała w swoim życiu mnóstwo fajnych mężczyzn, tych z poczuciem humoru, które tak sobie ceniła. Tych, którzy zawsze wiedzieli, co powiedzieć, i tych, których mogłaby słuchać godzinami, bo od tego, co mówili, miękły jej kolana… Czarujących słowem. Mężczyzn wrażliwych, ale też takich, którzy potrafili przywalić. Mężczyzn spokojnych i tych jak tsunami. Cichych, głośnych, małomównych… Takich, z którymi chciała się kochać całą noc, i też takich, z którymi w ogóle nie chciała tego robić, a jednak coś ją do nich ciągnęło.
Spotykała też zwykłych psycholi, socjopatów i kłamców, którzy perfidnie ją ranili. Tak, ich też. Wzbudzili zaufanie, rozkochiwali w sobie, a potem robili z jej życia piekło. Ale takich chciała wymazać z pamięci jak najszybciej.
A teraz spotkała jego. Ratownika, któremu zawdzięczała życie.
A więc ma na imię Igor, pomyślała z dziwną czułością. To zdecydowanie był mężczyzna, który miał w sobie to coś. Jakieś chochliki w oczach. Wprawdzie spędzili ze sobą zaledwie chwilę, ale wiedziała to na pewno, nie mogło tylko jej się wydawać. Pomyślała, że z nim mogłaby chodzić na spacery i wyjadać palcami nutellę ze słoika. I tańczyć w deszczu.
Roześmiała się. Coś miała nie tak z tym tańcem w deszczu. Może naoglądała się za dużo filmów? A może to jest tak, że każda kobieta chciałaby zatańczyć w deszczu z tym właściwym mężczyzną. Mężczyzną, który uratował jej życie.
Uratował ją na wiele sposobów. Teraz już o tym wiedziała.