- nowość
- W empik go
Madame - ebook
Madame - ebook
Eden St. Claire jest profesjonalną dominą. To ona ustala reguły, a klienci muszą się podporządkować. I po to właśnie do niej przychodzą. Tak naprawdę jednak jej nie znają.
Wchodząc w rolę uwielbianej w Salacious Players Club Madame Kink, kobieta zakłada maskę i taki układ odpowiada wszystkim. Eden ma bowiem sekret, którego pilnie strzeże. Właściwie ma ich wiele, a większość skrywa się w jej bolesnej przeszłości.
Kiedy na jej drodze pojawia się uległy i bardzo przystojny Clay Bradley, Eden – ku własnemu zaskoczeniu – pozwala mu się do siebie zbliżyć bardziej niż innym. Lecz na przekór podszeptom serca i nauczona wcześniejszymi doświadczeniami, postanawia odepchnąć także i jego.
Pewnego dnia spotykają się ponownie, ale tym razem Clay nie pojawia się już sam. Przyprowadza ze sobą Jade Penner. To zdecydowanie intryguje Eden. A jeszcze bardziej kusi ją prośba kobiety, aby nauczyła ją roli dominy.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-975-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drodzy Czytelnicy,
niniejsza historia zawiera elementy potencjalnie drażliwe. Umieściłam w niej sceny przemocy domowej i wykorzystywania.
Poruszono tu także temat zdrady, zaniedbania i emocjonalnego wykorzystywania przez rodziców oraz traum z okresu dzieciństwa, ale także procesu zdrowienia, osobistych zmagań, zwątpienia i powrotu do równowagi.
Jak w każdej książce z tej serii znajdziecie tu również mocne sceny seksu, BDSM, impact play¹, krępowanie liną oraz degradację.
Jeśli którykolwiek z tych tematów wzbudza Wasz niepokój albo szczególnie Was porusza, zalecam zachowanie szczególnej ostrożności podczas lektury. Wasze zdrowie i bezpieczeństwo są dla mnie ważne.
Dziękuję!
SaraPROLOG
Mniej więcej siedem i pół roku temu
Eden
Moje proste czarne włosy zawisają nad porcelanową miską sedesu, kiedy targa mną kolejna fala mdłości. Żołądek mam kompletnie pusty, ale wystarczył ostry zapach środków czyszczących, których używają w restauracyjnej łazience, żeby wywołać u mnie niemożliwe do pohamowania torsje.
Czy ten dramat kiedyś się skończy?
Drżącymi dłońmi ocieram usta i spuszczam wodę. Nie potrafię powiedzieć, czy trzęsę się z nerwów, czy dlatego, że nie jestem w stanie utrzymać jedzenia w swoim organizmie. Może z obu tych powodów.
Myję ręce w umywalce i ponownie nakładam czerwoną szminkę i czarny eyeliner, który rozmazał się od łez napływających do oczu w efekcie wymiotów. Dopiero kiedy kończę poprawiać makijaż, zbieram się na odwagę, żeby przyjrzeć się swojemu odbiciu w lustrze.
Nie rozpoznaję kobiety, która odwzajemnia w nim moje spojrzenie.
Jest śmiała.
Piękna.
Nieustraszona.
Bystra.
Stoi w łazience eleganckiej restauracji, ubrana w nowiutką, obcisłą czarną sukienkę, gotowa na pierwszą randkę z miliarderem, z którym skojarzyła ją aplikacja dla pasjonatów kinkowego seksu. I udaje, że nie jest, kurwa, przerażona.
Ta kobieta to nie ja.
Ale tej nocy jestem gotowa udawać. Muszę. Jeśli nie dla mnie, to dla nowego życia, które we mnie rośnie. Muszę udawać, że jestem tą kobietą, bo nie mam zamiaru się cofnąć. Ta kobieta jest inteligentna, seksowna i wystarczająco odważna, żeby uwieść bogatego starszego faceta i tym samym zdobyć bilet w jedną stronę ze stacji własnego życia.
Jeśli to pozwoli mi uciec od męża, zrobię wszystko, co trzeba.
Może i się boję, ale na pewno się nie wstydzę.
Z tą myślą wsuwam torebkę pod pachę, wyrzucam zużyty ręcznik papierowy do kosza i wychodzę z łazienki. Wysoko unosząc podbródek, podchodzę do stanowiska hostessy i z całą pewnością siebie, na jaką mnie stać, podaję jej moje nazwisko.
– Eden St. Claire.
– Tak, pan Kade czeka na panią – odpowiada. – Proszę tędy.
Ściskając niewielką torebkę, zmuszam moje dłonie, żeby przestały się trząść, i ruszam śladem kobiety. Zamiast poprowadzić mnie pomiędzy ciasno ustawionymi stolikami renomowanej restauracji, skręca za zasłonę, za którą widnieją schody. Idę za nią po krętych stopniach z kutego żelaza, aż docieramy na dach budynku.
Kiedy otwiera drzwi, przystaję na chwilę. Znajduje się tu obramowany sznurami lampek taras z widokiem na zatokę. Z oddali dobiega nas odgłos fal, rozbijających się o brzeg. Na środku ustawiono pojedynczy stolik. Obok niego stoi siwiejący mężczyzna. W zamyśleniu patrzy na ciemny ocean, którego powierzchnię zdobi blask księżyca.
Mężczyzna odwraca się na dźwięk otwierających się drzwi, a na jego usta wypływa szczery, życzliwy uśmiech.
– Eden – mówi, zbliżając się do mnie.
Dopiero kiedy podchodzi, widzę, jaki jest przystojny. To chyba dobrze. Powinno mi być o wiele łatwiej. Miał wprawdzie zdjęcie profilowe, ale nigdy temu do końca nie ufam, więc oddycham z ulgą, że na żywo wygląda równie dobrze.
– Panie Kade… – odpowiadam z uśmiechem, a on chwyta mnie za rękę i całuje knykcie.
– Wyglądasz zachwycająco. Bardzo ci dziękuję za przyjście.
– To ja dziękuję za zaproszenie.
Kiedy zauważam drżenie własnego głosu i napięcie kryjące się za uśmiechem, przypominam sobie, że mam być kobietą z lustra. Śmiałą. Piękną. Nieustraszoną.
– Usiądź, proszę. – Nie wypuszczając mojej dłoni, prowadzi mnie do stolika i odsuwa dla mnie krzesło.
Na środku stołu stoi pojedyncza świeca, naprzeciw siebie ustawiono dwa ozdobne nakrycia. Coś w widoku dwóch różniących się rozmiarem widelców sprawia, że ogarnia mnie niepokój. On mi przypomina, że nie należę do tego świata.
Nie jestem bogata ani znacząca. Nigdy wcześniej nie jadłam kolacji w miejscu, gdzie podano by dwa różniące się rozmiarem widelce.
Ale dziś… To nie jestem ja.
– Pozwoliłem sobie zamówić dla nas butelkę Château Lafite – informuje, zajmując miejsce naprzeciw mnie. – Mam nadzieję, że lubisz czerwone wino.
Ściska mnie w żołądku, dłonie znów zaczynają drżeć.
– Ja… eee… nie piję – dukam.
Jego oczy otwierają się szeroko z zaskoczenia, ale po chwili na twarzy pojawia się wyraz zrozumienia.
– Słusznie. Lepiej zachować trzeźwy i jasny osąd. – Z tymi słowami gestem zatrzymuje kelnerkę, zanim ta zdąży zejść na dół do restauracji. – Proszę odwołać wino i zamiast niego przynieść nam wodę gazowaną. Dziękuję.
– Oczywiście, panie Kade – odpowiada z grzecznym uśmiechem.
Mam właśnie przeprosić za to, że sprawiam kłopoty, ale zamykam usta. Kobieta z lustra nie przeprasza za to, że otwarcie mówi, czego chce. Nie ma za co przepraszać.
Ściągam łopatki i spoglądam na mężczyznę siedzącego naprzeciw mnie. Ronan rozsiada się wygodnie na krześle.
– A więc, Eden… Opowiedz mi trochę o sobie.
– Cóż… Wszystko, co napisałam w aplikacji, jest prawdą. Szukam dominują…
– Przejrzałem twój profil i przeczytałem każdą twoją wiadomość, ale interesuje mnie to, kim jesteś. Kim jesteś naprawdę.
Zmuszam się do przełknięcia śliny.
– Kim jestem naprawdę?
Moja przykrywka spaliła na panewce. Przejrzał moje kłamstwa. Strach pnie mi się po kręgosłupie, mam wrażenie, że każdy kolejny oddech to przykry obowiązek.
– Eeee… – wyduszam.
– Tak. Co cię uszczęśliwia? Jaka jest twoja rodzina? Wolisz psy czy koty? Takie tam sprawy.
Rozchylam usta i spoglądam na niego zaskoczona.
– Och!
Kiedy przez chwilę nic nie mówię, nachyla się do przodu, a pomiędzy jego brwiami zauważam zmarszczkę.
– Przykro mi, jeśli założyłaś, że to będzie szybki numerek. Lubię najpierw poznać kobietę, którą zabieram do łóżka, zwłaszcza jeśli mowa o relacji dominujący - uległa. Napisałaś na swoim profilu, że to dla ciebie coś nowego, więc uznałem, że dobrze byłoby poświęcić nieco czasu na zapoznanie. Czy to ci pasuje?
Z technicznego punktu widzenia trochę mi się śpieszy – nie mam zbyt wiele czasu, żeby przekonać do siebie tego bogacza przynajmniej na tyle, by gotów był wydać na mnie trochę pieniędzy. Jeśli kupi mi biżuterię albo ubrania od projektanta, mogę je wymienić na coś przydatnego.
Prawdę mówiąc jednak… Czuję się swobodniej ze świadomością, że nie jest jakimś płytkim, uzależnionym od cipek zbokiem, nawet jeśli wtedy szybciej trafilibyśmy do łóżka, a ja szybciej mogłabym liczyć na przypływ gotówki.
Biorę głęboki wdech, spoglądam mu w oczy i kłamię:
– Uszczęśliwia mnie wszystko, co lśni. Moja rodzina jest kochająca i skromna, ale nie mieszkają tak blisko, jak bym tego chciała, więc często jestem sama. I zdecydowanie wolę koty.
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
W oczach Ronana pojawia się sceptyczny błysk, który mnie niepokoi. Jeśli nie uwierzy, że jestem po prostu piękną, samotną kobietą, która kocha biżuterię, to mój plan zawiedzie szybciej, niż mogłabym przypuszczać.
Nie stać mnie na zbyt wiele nocy w motelu, zanim skończą mi się wszystkie możliwości.
– A co z tobą? – pytam z zainteresowaniem.
– Ja… – zaczyna, ale przerywa nam odgłos otwierających się drzwi. Kelnerka podchodzi do nas z tacą. – Wybrałem dla nas na początek kilka przystawek. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza. Mają tu genialne przegrzebki.
W tej samej chwili kobieta stawia na stole srebrną tacę. Kiedy do moich nozdrzy dociera intensywny zapach owoców morza, żołądek mi się kurczy, czoło pokrywa zimnym, lepkim potem, a usta wypełnia ślina. Nie zdążę do łazienki. Będzie dobrze, jeśli w ogóle zdążę zerwać się z krzesła.
Bez ostrzeżenia wstaję szybko od stołu i chwiejąc się na szpilkach, pędzę do krawędzi dachu. Wychylam się przez poręcz i wymiotuję na pustą plażę poniżej. Targają mną kolejne fale torsji, a moje włosy fruwają na wietrze i przyklejają mi się do twarzy i szyi.
Przez cały czas, kiedy wyrzucam z siebie tę pustkę, która wypełnia mój żołądek, myślę o tym, jakie to wszystko jest upokarzające. Udaję kogoś, kim nie jestem, żeby uwieść bogatego nieznajomego i wyciągnąć od niego pieniądze, gotowa się z nim przespać i zrobić Bóg wie co jeszcze. A teraz będę musiała wyjść z tej restauracji z podwiniętym ogonem i wrócić do śmierdzącego, głośnego motelu, na który ledwie mnie stać, żeby wymyślić jakiś nowy plan.
Nagle czuję na karku coś zimnego i mokrego. Kiedy torsje ustają, ciepła, miękka dłoń odgarnia włosy z mojej twarzy i zbiera je w kucyk z tyłu głowy.
Cudownie. Próbowałam wyrolować najmilszego miliardera w Kalifornii.
Dobra robota, Eden!
Teraz już nie mogę wziąć od niego ani centa, bo będę się czuła jak najgorsza osoba na świecie.
– Wypij to – mówi. Czuję na wargach dotyk zimnego szkła. Biorę od niego wodę i sączę ją powoli, żeby znów nie rozwścieczyć żołądka.
Po kilku łykach zabiera ode mnie szklankę i przenosi chłodną serwetkę z karku na czoło. To zawstydzające, ale też… miłe. Zamykam oczy, kiedy delikatnie ociera wilgotnym materiałem moją spoconą twarz.
– Lepiej? – szepcze.
Potakuję, ale każdy ruch głowy jakby uwalniał łzy, które wstrzymywałam, od kiedy dowiedziałam się o dziecku. Słone krople zaczynają powoli wypływać spod zaciśniętych powiek.
– Przepraszam – wyduszam łamiącym się głosem. Im szybciej stąd odejdę, tym lepiej.
– Nie przepraszaj. Poprosiłem już o zabranie talerzy.
– Powinnam już iść.
Ale się nie ruszam. Pozwalam temu wysokiemu postawnemu mężczyźnie osłonić mnie przed wiatrem i otrzeć mi twarz. Jego dotyk jest tak kojący, że nie zwracam uwagi na makijaż.
– Chodź tutaj – mruczy, a ja natychmiast padam mu w ramiona, choć nie potrafię do końca powiedzieć, dlaczego to robię i jak to możliwe, że czuję się tak komfortowo z kimś, kogo dopiero poznałam. Ale jest taki potężny, a w jego objęciach jest tak bezpiecznie… I chociaż już wiem, że mój durny, skomplikowany plan nie przyniesie mi ani centa, nie ma nic złego w tym, że przez chwilę nacieszę się jego bliskością, zanim sobie pójdę.
Może to dlatego, że nie robi mi wyrzutów ani nie nazywa głupią. Nie mówi, że myślę tylko o sobie i że wszystkie złe rzeczy są w jakiś sposób moją winą.
Zamiast dać mi w twarz i obrzucić obelgami, gładzi mnie po plecach i powtarza, że wszystko będzie dobrze.
Tyle wystarczy, żebym kompletnie się rozszlochała.
– Nie mogę ci pozwolić odejść w takim stanie, Eden. Czy mogę cię najpierw chociaż nakarmić?
Pociągam nosem.
– Serio?
– Chodź, usiądź sobie, a ja złożę zamówienie.
***
Dwadzieścia minut później stół jest zastawiony zbiorem przypadkowych dań. Przede mną stoi miseczka z risotto. Na środku stołu – koszyk z francuskim pieczywem, półmisek ze świeżymi owocami oraz talerz z piersią kurczaka, pokrojoną w plastry, i duszonymi warzywami.
Na widok owoców zaczynam się ślinić. Nabijam kawałek ananasa na jeden z tych fikuśnych widelców i wkładam go do ust z pomrukiem zadowolenia.
– Okej… O co chodzi z tą sałatką owocową? – pytam z uśmiechem, kiedy smak owocu nie zmusza mnie natychmiast do ponownego zwymiotowania z krawędzi dachu.
– Kiedy moja pierwsza żona była w ciąży, uwielbiała ananasa – odpowiada nonszalancko. Kiwam głową, skupiając się na fakcie, że jest żonaty i ma dzieci, gdy nagle dociera do mnie, że chyba niezbyt dobrze mi wyszło ukrywanie własnego sekretu.
– Skąd wiesz…? – Zastygam z widelcem w połowie drogi do miseczki z ananasem i truskawkami. – To znaczy… Ja nie…
– W porządku – zapewnia Ronan z pogodnym uśmiechem. – Domyśliłem się, kiedy odmówiłaś wina, a potem wyrzuciłaś z siebie lunch z powodu zapachu ryby. Dobrze pamiętam tę fazę.
Przez chwilę nic nie mówię. Wpatruję się w niego i zastanawiam, co, do cholery, powinnam teraz zrobić. Co mam powiedzieć? Że zgodziłam się na kinkową randkę dominujący - uległa, wiedząc, że jestem w szóstym tygodniu ciąży? Że nie planowałam mu o tym powiedzieć? A może powinnam postawić na szczerość?
– To skomplikowane – mówię.
Kiwa głową.
– Na pewno. Ale nie przejmuj się tym. Nie muszę znać szczegółów.
Spędzamy czas na swobodnej rozmowie. On opowiada o tym, jak stracił pierwszą żonę i syna w wypadku samochodowym dwadzieścia lat temu. I jak zrezygnował z długoterminowych związków po tym, jak wielokrotnie złamano mu serce. To właśnie dlatego zainteresował się firmą, która obsługuje tę aplikację randkową i planuje rozwój w przyszłości.
– Więc ty… eee… Ciebie naprawdę kręcą takie rzeczy – mówię, skubiąc chleb. Niespieszne jedzenie maleńkich kawałków to jedyne, co pomaga mi uniknąć kolejnej fali mdłości.
– Takie rzeczy, czyli BDSM?
– Przepraszam. To dla mnie ciągle nowość.
– W porządku. Czytałem o tym na twoim profilu. Odpowiedź na twoje pytanie brzmi: „tak”. Naprawdę mnie to kręci.
– Nie jesteś taki, jak się spodziewałam. – Uśmiecham się nieśmiało.
– Prawdę mówiąc, ty też nie. I nie chodzi mi tylko o tę „sytuację”. – Jego wzrok prześlizguje się na mój brzuch, a ja przykładam do niego dłoń, myśląc tęsknie o rosnącym w środku życiu. – Powiedz mi… – zaczyna, unosząc brew. – Byłaś szczera, kiedy wypełniałaś quiz w aplikacji?
Otwieram usta z zaskoczenia.
– Oczywiście! Dlaczego pytasz?
Odchyla głowę w tył i spogląda na mnie, jakby czekał na właściwą odpowiedź. Jest zbyt miły, żeby go okłamywać, a ja już od bardzo dawna (a może nawet nigdy) nie czułam się tak komfortowo z mężczyzną, więc nie mogę znieść myśli, że w ogóle miałabym to robić. Uginam się więc po ledwie kilku sekundach.
– Dobrze, niech ci będzie. Nie byłam do końca szczera.
– Dlaczego miałabyś kłamać? Dlaczego chciałaś zrobić wrażenie, że jesteś uległa?
Kiedy otwieram usta, by zaprotestować i powiedzieć, że wcale tego nie chciałam, uświadamiam sobie, że… może jednak tak było. Może wcale nie chodziło o sparowanie z bogatym dominującym? Może udzieliłam takich odpowiedzi, które zdefiniowałyby mnie jako uległą, z innych powodów?
Nagle z moich ust wypływają najszczersze słowa, jakie wypowiedziałam do niego przez cały ten wieczór.
– Chyba chciałam, by wyszło, że jestem uległa, bo taką właśnie rolę odgrywam przez całe życie. Podporządkowałam się mojemu ojcu. Podporządkowałam się małemu miasteczku i wszystkim oczekiwaniom, które mi stawiało. Podporządkowałam się mojemu mężowi. Sądzę, że tego chciałam, bo tak właśnie powinno być.
– Ale czy naprawdę tego pragniesz? – pyta, a jego ciepłe brązowe oczy wpatrują się w moją twarz.
Biorąc kolejny oddech, czuję, jak się odradzam. I nie chodzi o seks, BDSM ani nic z tych rzeczy. Po raz pierwszy w życiu uświadamiam sobie, że nie jestem stworzona do roli, którą odgrywałam. Karty, które dostałam, tak naprawdę nigdy nie były moje. Teraz więc z pewnością siebie i śmiałością, niczym tamta kobieta z lustra, odwzajemniam spojrzenie siedzącego naprzeciw mnie mężczyzny.
– Nie – odpowiadam. A potem dodaję: – Nie wiem, kim jestem.
– Hmmm… – Odchyla się na oparcie krzesła i patrzy na mnie badawczym wzrokiem. – Chociaż chciałbym, żebyśmy do siebie pasowali, to mam obawy, że tak nie jest. Ale chętnie bym cię pouczył, jeśli chcesz się uczyć. Mam przeczucie, że czeka cię niezwykła droga, Eden. I nie chodzi mi tylko o dziecko.
Emocje chwytają mnie za gardło, a łzy kłują pod powiekami, gdy docierają do mnie słowa mężczyzny. Myślałam, że pójdę na randkę i jeśli dobrze pójdzie, obudzę się rano z nowym diamentowym naszyjnikiem albo markowymi butami. Nie spodziewałam się rozważań nad wynikami kinkowego quizu. Ale nagle ogarnia mnie niepohamowana chęć, żeby pędem wrócić do domu i zrobić go ponownie.
Jeśli chcę zacząć od nowa, muszę go zrobić jako prawdziwa ja. Kimkolwiek ta prawdziwa ja miałaby być. Nie wrócę do bycia tamtą kobietą, którą byłam wcześniej. Nie będę nadal odgrywać ról tylko po to, żeby zadowolić innych. Czas, żebym postawiła na pierwszym miejscu samą siebie.
– Chciałabym się uczyć – odpowiadam pewnie.
Ronan z uśmiechem unosi szklankę wody gazowanej, jakby wznosił toast. Sięgam po swoją i stukam nią o brzeg jego szkła. To jak początek czegoś wielkiego, czegoś wartego więcej niż pieniądze. Tym razem, kiedy przywołuję obraz kobiety z lustra, zamiast odnosić wrażenie, że jest kimś innym, wyobrażam sobie, że to ja.ZASADA NR 1:
MIŁOŚĆ TO TYLKO JEDNA Z FORM KONTROLI
Eden
– Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem.
Bicz z trzaskiem uderza w plecy przywiązanego do krzyża mężczyzny. Jego krzyk tłumi knebel z kulką. W prawej ręce trzyma czerwoną jedwabną chustkę, która w tej chwili bezpiecznie kryje się w zaciśniętej dłoni. Służy nam do niewerbalnej komunikacji, jako że jego usta są w tej chwili nieco… zapchane. Kiedy wypuści ten kawałek materiału, natychmiast przestanę.
Mniej więcej raz na sześćdziesiąt dni przychodzi do klubu i płaci mi za to, bym doprowadziła go do granicy wytrzymałości – na ból oczywiście – a przy okazji go upokorzyła. Facet uwielbia degradację.
Wygląda na to, że czuje się winny i potrzebuje kogoś takiego jak ja, żeby go ukarał. Niektórzy idą w takiej sytuacji do spowiedzi, inni odmawiają zdrowaśki, a jeszcze inni przychodzą do mnie. Nie muszę znać szczegółów – to nie moja sprawa. Ja mam wcielić się w rolę ich dominy na jedną noc.
Po trzeciej rundzie, złożonej z sześciu uderzeń, robię krótką przerwę, pozwalając mężczyźnie odetchnąć, spocić się, wypłakać.
– Żałosne – mruczę mu do ucha, kiedy jęczy w agonii. – Grzeczny chłopiec dzielnie zniósłby ból, ale ty nie jesteś grzecznym chłopcem, prawda?
Potrząsa głową.
– Będziesz teraz grzecznym chłopcem?
Potakuje. Powieki ma zaciśnięte, a jego nagą klatkę piersiową pokrywają łzy, ślina i pot. I chociaż to obrzydliwe, lubię widzieć ludzi w takim stanie. To jak jakiś oczyszczający rytuał albo egzorcyzm. Przychodzą do mnie z bagażem winy, cierpienia, trosk i stresu, a po kilku godzinach – czy to dzięki bólowi, czy spędzeniu czasu w subspace² – wychodzą odświeżeni, odrodzeni.
Rozpinam pasek knebla z tyłu jego głowy. Jęczy, kiedy w końcu może zamknąć usta i ulżyć obolałym szczękom.
– Powiedz to, Marcusie! Obiecaj swojej Madame, że odtąd będziesz grzecznym chłopcem.
– Obiecuję, Madame! – wrzeszczy.
– Nie wierzę ci – odpowiadam zimnym, pozbawionym emocji głosem.
Jęczy, bo wie, co to oznacza. Ponownie zerkam na jedwabną chusteczkę, ale nadal mocno ją ściska.
– Myślę, że potrzebujesz kolejnych sześciu batów, żebyśmy mieli pewność. Co ty na to, Marcusie?
Jego klatka piersiowa unosi się gwałtownie przy każdym oddechu. Wygląda, jakby znów miał się rozpłakać, jednak kiwa głową.
– Tak, Madame.
Nie przejmuję się tym szczególnie. Zawsze tak się zachowuje pod koniec: wygląda, jakby naprawdę chciał to zakończyć, ale nigdy tego nie robi. Ufam, że mężczyzna powie mi, kiedy dotrze do własnych granic.
– W takim razie podaj mi kolor.
– Zielony, Madame.
Nachylam się do niego, chwytam go za włosy i odginam szyję, aż krzyczy z bólu.
– Naprawdę na to zasługujesz, wiesz?
– Zasługuję na to, Madame – jego głos jest napięty, chrapliwy.
– Po ostatnich sześciu batach znów będziesz moim grzecznym chłopcem, prawda?
– Tak, Madame.
– Dobrze. Tym razem bez knebla. Chcę usłyszeć, jak głośno je liczysz. I nie zapomnij mi podziękować po każdym uderzeniu.
Skomli, kiedy go puszczam i robię krok w tył. Jego pierwszy okrzyk bólu niemal wstrząsa ścianami. To taki piękny dźwięk.
Robienie tego daje mi poczucie celu i kontroli. Mimo że zmęczona ręka zaczyna rwać mnie z bólu, i tak to uwielbiam.
***
Godzinę później, po zajęciu się tak niezbędną aftercare³, widzę Marcusa wychodzącego z szatni – wygląda świeżo i lekko, o wiele lepiej niż po przyjściu do klubu. Nie jest już przygarbiony, a po jego ustach błądzi leniwy uśmiech. Odprężam się, popijając wodę gazowaną przy barze, a on macha do mnie na pożegnanie.
Choć bywa tu regularnie i opanował wszystkie procedury, i tak dostanie automatycznie wysłanego e-maila z instrukcjami dotyczącymi tego, jak zadbać o siniaki, pręgi na skórze i własne uczucia. Nie wszyscy wychodzą z moich sesji tacy euforyczni i szczęśliwi, więc chcę, żeby byli odpowiednio przygotowani. Dostanie cięgów – dosłownie i w przenośni – często pociąga za sobą lawinę myśli i uczuć, na które nie każdy jest gotowy.
Jednak do tej pory nie miałam żadnych skarg.
Sącząc wodę, robię na serwetce listę rzeczy, które muszę załatwić jutro, czy raczej dziś, bo jest już druga w nocy.
Odebrać babeczki.
Zamówić bilety do kina.
Napisać tekst sponsorowany – recenzję zabawki erotycznej.
Umówić się na wosk.
Gdy układam w głowie, co jeszcze muszę zrobić, zamyślona unoszę wzrok znad listy i widzę przechodzącego obok mężczyznę w granatowym garniturze. Ma przydługawe, zaczesane do tyłu brązowe włosy i szczupłą, atletyczną sylwetkę.
Zastygam na chwilę i czekam, aż się odwróci.
Od tyłu wygląda zupełnie jak on. Chociaż sama nie wiem, dlaczego miałabym się tu spodziewać właśnie jego. Przecież nie było go tu od miesięcy.
Podbiega do niego piękna kobieta, a on otacza ją ramieniem i odwraca się nieco w moją stronę. Czuję falę ulgi i rozczarowania jednocześnie, kiedy dociera do mnie, że to zdecydowanie nie on.
Z całą gamą trudnych do zdefiniowania emocji wracam do mojej listy, ale teraz już nie mogę się skupić. Mogę tylko wrócić wspomnieniami do tamtej nocy, kiedy otworzyłam drzwi mojego pokoju w klubie i zobaczyłam czekającego na mnie Claya. Do nocy, w którą wszystko się między nami skończyło. Kiedy wypowiedział tamte słowa, one roztrzaskały na kawałki cały nasz świat: „Ja po prostu chcę ciebie”.
Na to wspomnienie do mojej piersi wdziera się niepokój. Każdej nocy rozmyślam, czy postąpiłam wtedy właściwie. Ciągle od nowa przeżywam tamtą chwilę, powtarzając sobie, że tak będzie lepiej.
Ale nigdy nie czuję się w pełni przekonana.
Próbując odwrócić uwagę umysłu i powstrzymać go od ponownego analizowania tamtej sytuacji, składam serwetkę i wsuwam ją do torebki. Następnie zeskakuję ze stołka barowego, macham na pożegnanie do barmana i ruszam do wyjścia.
Wrzucam do bagażnika samochodu torbę z ubraniami do pracy i wsiadam za kierownicę. Przez całą drogę do domu mój mózg opracowuje szczegółowe plany dotyczące przebiegu poranka. Jeśli dotrę do domu przed trzecią, będę miała sześć godzin na sen, zanim zaczną się poranne przygotowania. Jeśli zamówię bilety do południa, powinniśmy znaleźć czas na babeczki i prezenty z Ronanem i Daisy, zanim Jack i ja pójdziemy na film, zaczynający się o siódmej. Jeśli przetrzymam dzieciaka dłużej, jutro będzie strasznie marudny.
Wjeżdżam do garażu dokładnie o drugiej trzydzieści. Zakradam się do domu, starając się być jak najciszej. Światło w kuchni jest włączone, a to znaczy, że moja nocna niania nadal nie śpi. Rzeczywiście – siedzi przy wyspie kuchennej i pisze coś na laptopie. Kiedy mnie widzi, wyjmuje z uszu słuchawki AirPods.
– Hej – szepcze ze słodkim uśmiechem.
– Hej! Późno już, a ty nadal na nogach? Jak idzie praca?
Przewraca oczami.
– Nawet gdybym miała nie napisać o ochronie praw dziecka już nigdy w życiu, i tak uznałabym, że to zbyt wcześnie.
Ze śmiechem odkładam torebkę na blat.
– Cóż… Chyba jednak będziesz musiała, jeśli zamierzasz pracować kiedyś w opiece społecznej.
Z trzaskiem zamyka laptop.
– Nawet mi o tym nie przypominaj.
– Jak się zachowywał? – pytam, zmieniając temat.
– Idealnie, typowo dla niego – odpowiada. – Zjedliśmy na kolację resztę spaghetti i przeczytaliśmy przed spaniem cztery książki. O ósmej spał już jak aniołek.
– Wspaniale. Dziękuję, Madison.
– Nie ma za co. Uwielbiam spędzać z nim czas. A przy okazji mogę w spokoju popracować nad tą głupią pracą.
Pakuje laptop i ziewa, pocierając oczy dłonią. Odprowadzam ją do drzwi, wdzięczna, że mieszka z rodzicami niedaleko stąd, dzięki czemu nie muszę się martwić, że jeździ sama po nocy przez pół miasta.
– Nie zostało ci już dużo. Po prostu się nie poddawaj – zachęcam, klepiąc ją po plecach.
– Dzięki, Eden. Złóż Jackowi życzenia w moim imieniu – dodaje. – Do zobaczenia w czwartek.
– Do zobaczenia – odpowiadam. Odczekuję, aż wsiądzie do samochodu i odjedzie, po czym zamykam drzwi.
Zatrudniłam Madison trzy lata temu, kiedy otworzył się klub, i nasz układ świetnie się sprawdza. Studiuje w college’u, potrzebuje pieniędzy i czasu z dala od rodziców, nie ma nic przeciwko nockom i uwielbia Jacka.
A najlepsze w Madison jest to, że dokładnie wie, czym się zajmuję, i uważa, że jestem twardzielką. Dokładnie tak mówi. Ale dla podtrzymania pozorów przyzwoitości zachowujemy to dla siebie. Nie wstydzę się tego, co robię, ale dobrze wiem, że nie wszyscy są tak tolerancyjni jak ona i mnóstwo ludzi z chęcią utrudniłoby mi życie, gdyby wiedzieli o mojej pracy, a to odbiłoby się na Jacku.
Kiedy Madison odjeżdża, idę na palcach korytarzem i zaglądam do pierwszego pokoju po prawej. Nocna lampka w kształcie rekina zalewa ściany i sufit niebieskozielonym światłem. Rozglądając się uważnie, przemykam pomiędzy rozrzuconymi na podłodze zabawkami, żeby dotrzeć do łóżka syna. Leży na wznak, wyciągnięty na kołdrze w piżamie w niebieskie paski, więc przez chwilę po prostu się w niego wpatruję.
Rozczochrane ciemnobrązowe loczki rozrzucone są na poduszce. Wyciągam rękę i delikatnie odgarniam je z jego twarzy, a potem pochylam się i całuję go w czoło. Nawet nie drgnie. Głęboki sen ma po mamusi.
Przyglądam mu się jeszcze przez chwilę. Dziś oficjalnie stał się siedmiolatkiem.
Jego urodziny przypominają mi o dniu, kiedy przyszedł na świat. Mieszkałam wtedy w pokoju gościnnym w apartamencie Ronana i myślałam, że mam jeszcze kilka tygodni do pojawienia się dziecka. Ronan wyjechał w interesach, a mnie nagle odeszły wody. Czytałam właśnie artykuł o prawidłowych i nieprawidłowych sposobach wykorzystywania ławek do klapsów. Do dziś nie jestem w stanie na nie spojrzeć, ponieważ od razu przypominam sobie o bólu, który potem przeżyłam.
Rodziłam godzinami, kompletnie sama, bez nikogo, kto mógłby potrzymać mnie za rękę. Kiedy Ronan w końcu dotarł do szpitala, Jack spał już spokojnie w swoim łóżeczku.
Kilka dni później wróciłam do Ronana z ważącym siedem i pół funta dzieckiem, które na zawsze zmieniło mój świat. Kiedy syn zaczął raczkować, mieliśmy już klucze do tego domu, a ja zawodowo zajmowałam się prowadzeniem bloga.
Tamtego dnia obiecałam sobie, że zawsze będę stawiać Jacka na pierwszym miejscu. Byliśmy tylko we dwoje i zawsze mieliśmy być tylko we dwoje. Prędzej bym umarła, niż przyprowadziła do domu kolejnego mężczyznę, który mógłby zrobić Jackowi to, co jego ojciec robił mnie. Nie ma znaczenia, jak czarujący czy bogaty mógłby się okazać – nie zamierzałam drugi raz dać się złapać na tę samą sztuczkę.
Miłość to tylko jedna z form kontroli.
A ja postanowiłam wtedy, że już nigdy nikomu kontroli nie oddam.ZASADA NR 2:
ZAKAZANY OWOC ZAWSZE SMAKUJE NAJLEPIEJ
Clay
– Kuuurwa! – jęczę. – Zaraz dojdę.
Jade natychmiast odsuwa te swoje piękne usta od mojego kutasa i uśmiecha się żartobliwie, spoglądając na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Przez ciebie zostaniemy przyłapani! – szepcze.
– Już będę grzeczny! – mamroczę zdyszany.
Kiedy jej kształtne wargi znów pochłaniają mojego kutasa, niemal łamię tę obietnicę. Zaciskając zęby na knykciach prawej dłoni, staram się zachować ciszę, choć mam wrażenie, że przez penisa wysysa ze mnie duszę.
Bycie cicho, kiedy przyjemność rozlewa się po całym ciele, jest, kurwa, niemożliwością. Zwłaszcza kiedy otwieram oczy i widzę, jak połyka z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Boże, kocham tę kobietę.
Oczywiście jeszcze jej tego nie powiedziałem. To byłoby szaleństwo. Jade i ja widujemy się ledwie nieco ponad pięć miesięcy, a przez połowę tego czasu byłem załamany po zakończeniu poprzedniego związku.
Jest naprawdę niesamowita. Każdego dnia widzę, jak łatwo ją kochać.
Ale zupełnie niedawno myślałem to samo o kimś innym i jak to się dla mnie skończyło?
Poza tym Jade i ja mamy poważną przeszkodę do pokonania.
– Będzie mi brakować tego zakradania się – szepcze, wychodząc spod mojego biurka. Opiera dłonie na poręczach fotela, po czym nachyla się do mnie, a ja przywieram ustami do jej ust.
– Naprawdę powinniśmy mu powiedzieć – odpowiadam, wkładając koszulę do środka i zapinając spodnie.
Odsuwa się.
– Powinniśmy?
Śmieję się i potrząsam głową.
– Im dłużej to ukrywamy, tym większa szansa, że skończę martwy, kiedy się dowie.
– Pomszczę cię – zapewnia, a potem marszczy nos w ten uroczy, charakterystyczny dla siebie sposób.
Obejmuję ją w talii i sadzam sobie na kolanach.
– Maleńka, jeśli naprawdę nie jesteś gotowa, rozumiem. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko.
– I właśnie to w tobie kocham – odpowiada, w końcu przyciskając usta do moich ust.
Zawieszam się na słowie „kocham”, kiedy zegarek na moim nadgarstku zaczyna bzyczeć.
– Jego zebranie dobiega końca. Lepiej już idź.
– No dobrze – jęczy.
– Rozejrzyj się uważnie, zanim wyjdziesz.
– Tak zrobię – zapewnia szeptem. Prostuje się, po czym poprawia sięgającą kolan spódnicę w kwiaty i biały top. Używając mojego oprawionego w ramkę dyplomu ukończenia college’u jako lusterka, przygładza palcami brązowe włosy, obcięte do podbródka, i prostą, gęstą grzywkę, zakrywającą czoło. Potem zabiera leżącą na blacie mojego biurka torebkę i przyłapuje mnie na tym, że się na nią gapię. – Co?
– Jesteś po prostu… idealna – odpowiadam. I jest to prawda, chociaż nie o tym akurat myślałem.
Chodziło mi po głowie, że Jade nie przypomina żadnej innej kobiety, z którą się umawiałem. Jest młoda, słodka i cholernie zabawna. Można by właściwie powiedzieć, że jest całkowitym przeciwieństwem kobiety, z którą się ostatnio spotykałem.
Może w ten właśnie sposób chronię samego siebie? Umawiam się z kobietą, która jest tak odmienna, by zmniejszyć ryzyko, że znów wszystko spieprzę?
Zastanawia mnie jednak to, że chociaż ona i Eden tak się od siebie różnią, moje uczucia do nich są dziwnie podobne.
Z łobuzerskim uśmiechem Jade otwiera drzwi mojego biura i spogląda w obie strony, a potem wyślizguje się na korytarz i rusza do wyjścia. Na szczęście biuro znajduje się tak blisko tylnych drzwi budynku, że kobieta może łatwo zakradać się do środka i wymykać niezauważona.
To dobrze, bo chwilę później na drugim końcu korytarza otwiera się gabinet szefa i słyszę kroki Willa Pennera. Złowieszcze tupnięcia zbliżają się do moich drzwi. Za każdym razem, kiedy tak się dzieje, moja krew buzuje od paranoi. Ale kiedy szef wsuwa głowę do środka, na ustach ma uśmiech, więc oddycham z ulgą.
– Hej, Bradley! Jesteś głodny? – rzuca. Ma w zwyczaju zwracać się do mnie po nazwisku.
– Piekielnie. Co dziś zamawiamy? – pytam, bujając się na fotelu biurowym.
– Poproszę Jade, żeby coś nam przywiozła. Co powiesz na sushi?
– Brzmi świetnie – odpowiadam.
Will opiera się o framugę drzwi, wyjmuje telefon i – jak zakładam – pisze wiadomość do dziewczyny, która przed chwilą wymknęła się z mojego biura.
– Dragon roll? – pyta, a ja potakuję.
– Chętnie.
Bardzo lubię mojego szefa. Jest na tyle wyrozumiały, by przyjemnie się z nim pracowało, a jednocześnie wystarczająco surowy, żebym stawał się przy nim lepszym analitykiem. Przez ostatnie pięć lat jestem kimś w rodzaju jego protegowanego w prowadzonej przez niego firmie, zajmującej się zarządzaniem finansowym. W tym roku mam nadzieję na awans.
Will będzie mnie potrzebował jako partnera, jeśli – zgodnie z jego zamierzeniami – mamy wprowadzić firmę na wyższy poziom. To świetny doradca finansowy, ale jest impulsywny, a czasem dość niezorganizowany. Świetnie się uzupełniamy i jeśli dostanę ten awans, będziemy nie do zatrzymania.
Drzwi do biura się otwierają, a on unosi wzrok znad telefonu. Blednę, kiedy z drugiego końca korytarza rozlega się znajomy słodki głos.
– Cześć, tatusiu! – woła Jade, zbliżając się do Willa.
– Cześć, Muffinko. Właśnie do ciebie pisałem. Co powiesz na sushi na lunch?
Staje w otwartych drzwiach i spogląda na mnie przelotnie. Machając niezręcznie, rzuca lekko:
– Hej, Clay.
– Hej, Jade – odpowiadam i przestraszony, że spojrzenie może mnie zdradzić, wbijam wzrok w monitor.
Kątem oka dostrzegam, że Jade całuje ojca w policzek. Na myśl o tym, co te usta robiły zaledwie pięć minut temu, mam ochotę umrzeć ze wstydu.
Nie planowaliśmy tego. Od kiedy skończyła college, dużo czasu spędzała w naszym biurze, a skoro jesteśmy tu tylko Will, ja i pracownik tymczasowy, na którym nieszczególnie można polegać, zakasała rękawy i wzięła się do roboty. Po wielu przepracowanych do późna wieczorach i pośpiesznych lunchach, w końcu do czegoś między nami doszło.
Efekt jest taki, że od pięciu miesięcy pieprzę dwudziestotrzyletnią córkę mojego szefa, czasami nawet w tym samym budynku, w którym on akurat przebywa.
Jade natychmiast wyczuła mój podły humor po tym, co wydarzyło się wtedy w klubie, choć nigdy jej o tym nie opowiedziałem. Zapewniła mi wówczas uwagę i wsparcie, których tak potrzebowałem. To był początek, od którego wszystko się zaczęło…
– Zgoda, jeśli Clay mnie zawiezie. Nienawidzę parkować w centrum. – Jade się krzywi i spogląda w moją stronę.
– Nie masz nic przeciwko? – pyta Will, nie odrywając nawet wzroku od telefonu.
– Nie, proszę pana.
Wstaję z fotela i wsuwam klucze do kieszeni, a Jade puszcza do mnie oczko. Kiedy zamykam za sobą drzwi biura, Will posyła mi surowe spojrzenie.
– Uważaj na moją córeczkę, Bradley.
Starając się wyglądać niewinnie i posłusznie, kiwam głową i ściągam brwi.
– Oczywiście. Zawsze uważam – zapewniam, jakbym był najlepszym, najbardziej godnym zaufania pracownikiem, o jakim mógłby marzyć.
Po tych słowach ruszam do drzwi, a Jade idzie tuż za mną. Mój kutas ma w zwyczaju ekscytować się na samą myśl o byciu z nią sam na sam, więc już zaczyna się unosić w spodniach, choć jeszcze nawet nie wyszliśmy z budynku.
Udaje nam się trzymać ręce przy sobie nawet wtedy, kiedy docieramy do samochodu i wyjeżdżamy z parkingu. Pokonujemy całą długą ulicę, zanim muszę zjechać na teren podupadłego centrum handlowego. Kątem oka widzę, jak Jade pośpiesznie ściąga ubranie. Ledwie się zatrzymuję, ona już siedzi mi na kolanach, a jej atłasowo gładkie nogi przywierają do moich boków, kiedy mnie dosiada i namiętnie przywiera do warg.
– Nie mogę się tobą nasycić – mamroczę jej w szyję, kiedy ona szamocze się z paskiem moich spodni.
Bo taka jest prawda. Nie jestem w stanie zaspokoić pragnienia, które wywołuje we mnie ta dziewczyna. Na samym początku myślałem, że to będzie tylko przelotny romans, napędzany namiętnością i dreszczem emocji płynącym z jego zakazanej natury, jednak minęło pięć miesięcy, a ja coraz bardziej się do niej przywiązuję. I nie chodzi mi tylko o jej ciało.
Kiedyś myślałem, że jest niewinna, ale jej słodki, dziewiczy wygląd to tylko pozory. Nigdy wcześniej nie byłem z kobietą, która byłaby taka szalona w łóżku. To niesamowicie pociągające.
– Ja też jestem nienasycona tobą – odpowiada z westchnieniem dokładnie w chwili, kiedy opada na mojego kutasa, który z łatwością się w nią wślizguje.
Wyrywa mi się jęk, gdy zaciskam palce na jej biodrach.
– Zawsze jesteś dla mnie taka mokra.
Odpowiadają mi tylko jej jęki i westchnienia, kiedy energicznie podskakuje na moich kolanach.
Jak to możliwe, że miałem tyle szczęścia? Nie jestem aż tak świetnym facetem. To nie może być karma – na pewno nie zasługuję na to, żeby tak często czuć się tak cholernie dobrze, ale ta idealna mała perełka wśród kobiet wydaje się myśleć, że zasługuję na przynajmniej cztery orgazmy dziennie.
Przetrwałem w życiu wystarczająco dużo trudnych chwil, by wiedzieć, że mój zapas szczęścia powinien się wyczerpać dawno temu.
Jade jest słodka i dobra, a ja mógłbym przysiąc, że moja własna matka zwykle nie reaguje przychylnie, kiedy mnie widzi.
Gdzie jest, kurwa, haczyk?
– Tak! – krzyczy głośno ledwie sekundy przed tym, zanim sam dochodzę, jęcząc tak głośno, że chyba każdy w centrum handlowym może nas usłyszeć.
Opada na moją pierś, próbując uspokoić oddech.
– Te wyprawy po lunch nie będą już takie zabawne, kiedy tata się dowie.
– Kiedy się dowie, nie będzie żadnych wypadów po lunch – odpowiadam.
– Pewnie masz rację. – Podnosi się, a jej twarz pojawia się teraz w moim polu widzenia. Unoszę dłoń, żeby odgarnąć z czoła dziewczyny kosmyki grzywki. Wysuwa dolną wargę i dmucha, próbując przywrócić włosy na miejsce, czym mnie rozśmiesza.
Kiedy przyłapuje mnie na tym, że przyglądam jej się zbyt długo, marszczy brwi.
– O co chodzi? – pyta.
– O nic – zapewniam i pochylam się, żeby pocałować ją w usta.
Pewnie mógłbym powiedzieć Jade, że jest dla mnie zbyt dobra. Zbyt słodka. Zbyt bystra. Zbyt idealna.
Ale nie robię tego, ponieważ się boję, że jeśli to powiem, to ją stracę.
Była tylko jedna osoba, która w pełni rozumiała, czego potrzebowałem. Jedna osoba, przy której czułem, że mogę się poprawić. Jedna osoba, która sprawiała, że czułem się wystarczająco dobry.
Ale to wszystko było tylko fantazją, która zrodziła się w mojej głowie. Fantazją, która się skończyła.
Jade schodzi z moich kolan, po czym wyciera się chusteczkami, które trzymam w schowku na rękawiczki dokładnie na takie okazje. Potem się ubiera, a ja już drugi raz dzisiaj upycham kutasa w spodniach.
– Nasze dzisiejsze wyjście do kina jest aktualne? – pyta.
Odwracam się do niej i nagle przypominam sobie, że miałem kupić dla nas bilety na seans o siódmej.
– Tak, jeśli nadal chcesz iść. Dasz radę się wyrwać?
– Powiem mu, że wychodzę z przyjaciółmi.
– Idealnie. – Pochylam się i przyciskam usta do jej ust. Kiedy odwzajemnia mój uśmiech, patrzę na nią uważnie, próbując zrozumieć, dlaczego taka kobieta wydaje się aż tak mnie lubić. Jakby odpowiedź pozostała ukryta w jej minie. Ale niczego nie widzę. Tylko uśmiech i przepełnione niewinnością oczy.
– Lepiej już jedźmy, bo zacznie coś podejrzewać – stwierdza.
– Oczywiście. – Z tymi słowami uruchamiam samochód, po czym wyjeżdżam z parkingu, kierując się do restauracji z sushi.¹ Praktyka seksualna, w której jedna osoba jest uderzana przez drugą, zwykle wielokrotnie, dla osiągnięcia satysfakcji jednej lub obu stron (przyp. red.).
² Subspace jest stanem mentalnym, w którym uległy może czuć się intensywnie szczęśliwy i doświadczyć czegoś w rodzaju narkotykowego haju (przyp. tłum.).
³ Aftercare to termin używany w kontekście BDSM. Oznacza zaopiekowanie się drugą osobą po zakończeniu sesji. Dotyczy to zarówno aspektów fizycznych, jak i emocjonalnych (przyp. tłum.).