- W empik go
Mafia Casanova - ebook
Mafia Casanova - ebook
Zaufanie. Lojalność. Rodzina. Splątana sieć mafijnego życia.
Dorastaliśmy razem. Ja, Eden, mój brat Tristian. On zawsze był tym dobrym. A ja? Cóż, ja byłem Casanovą, zabójcą, który flirtował z każdą napotkaną osobą, łamiąc serce Eden raz za razem.
A Eden znaczyła dla mnie wszystko. Mimo to wiedziałem, że z moim bratem będzie jej lepiej. On mógł dać jej życie, którego ja nigdy nie będę w stanie jej zapewnić.
Ale wszystko się zmieniło. My się zmieniliśmy.
Moim jedynym celem było chronienie jej i sprawienie, by w zamian mnie znienawidziła. Ale kiedy Tristan nie stał już między nami...
Nadeszła kolej, by odebrać to, co zawsze należało do mnie.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8883-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OGROMNIE się cieszymy, że możemy Ci zaprezentować pierwszy owoc naszej wspólnej pracy! Obie od ponad dziesięciu lat piszemy romanse mafijne. Poznałyśmy się w facebookowej grupie Erotic Playroom, w której podjęłyśmy wyzwanie, aby coś wspólnie stworzyć. Spotkałyśmy się i polubiłyśmy, dlatego postanowiłyśmy napisać powieść.
Mamy nadzieję, że lektura zapewni Ci taką samą rozrywkę, jaką dla nas było jej pisanie. Z ogromną radością połączyłyśmy nasze dwa mafijne światy.
Uściski i całuski <3
M. Robinson i RVDPROLOG
W idealnym świecie nie byłoby idealnie
Bizzaro
Romeo
Obecnie
– Masz jakiekolwiek pojęcie, co mógłbym ci zrobić? – wyszeptałem ochryple do ucha dziewczyny, podsycając demona żyjącego w odmętach mojej duszy.
Ton ociekał furią, a zaraz coś ocieknie krwią. Wściekłość przypominała małą ranę, z której krew sączyła się powoli, aż w końcu utworzyła kałużę i już nie dało się jej przeoczyć. Kałuża stawała się jeziorem, a jezioro oceanem, w którym człowiek tonął, dopóki nie poczuł potrzeby, żeby coś z tym zrobić.
Dlaczego? Bo bezczynność odcinała tlen.
– Źle robimy – szepnęła z uśmiechem. Mimiką wyrażała zgodę, a kłamliwymi słowami odmowę.
Nieważne. Niedługo ją uciszę.
Po tym, jak ekstatyczne krzyki staną się pełne trwogi. Każdy z zewnątrz uznałby, że dziewczyna przeżywa najlepszy wieczór w swoim życiu.
Na pewno nie najgorszy.
W rzeczywistości czekała ją śmierć w biały dzień.
Nie byłem tym, za kogo mnie uważała…
Czarusiem.
Dżentelmenem.
Casanovą.
Facetem, który raz po raz mógłby doprowadzać dziewczynę do orgazmu, aż zaczęłaby błagać o litość. W rzeczywistości suka chciała tego samego, co wszystkie jej podobne.
Mojego serca.
Duszy.
Dwóch słów o największej mocy z moich ust …
Pragnę cię.
Potrzebuję cię.
Kocham cię.
Kobiety pragnęły związku jak z bajki – ziszczenia marzeń, szczęśliwego zakończenia. Zapewnienia, że dla nich facet zmierzyłby się z samym diabłem. Nie dotarło do nich jeszcze, że to podstęp, iluzja, jebane bujdy. W wielokrotnie powtarzane kłamstwo zaczyna się z czasem wierzyć.
To samo można powiedzieć o zapewnieniach o uczuciu.
Za sprawą świetnie rozwiniętej intuicji potrafię odgadnąć ludzkie myśli. To dzięki niej trzymam się przy życiu, mimo że wszyscy pragną mojej śmierci.
Dla mnie bardzo ważne są pewne trzy słowa…
Kto cię skrzywdził?
Przed oczami staje mi obraz ich dwojga razem. Latami bzykałem się z innymi, aby wyrzucić ją z głowy. Nie miałem pojęcia, dlaczego atakują mnie wspomnienia brata.
Rodzonego brata.
Który zrobiłby wszystko dla mnie i dla rodziny – albo raczej dla Famiglii1. Promyk światła w naszym mrocznym świecie można dostrzec tylko w chwili, w której odbiera się komuś życie. Ulotna jasność myśli to obosieczna broń wtrącająca mnie w coraz głębsze odmęty mojej własnej deprawacji. W życiu… nikomu niczego nie odmówiłem.
Potakuję, gdy sytuacja tego wymaga.
Uśmiecham się, gdy tak należy.
Prawię komplementy, gdy mam ku nim sposobność.
Po czym… zabieram kobiety do nieba, a następnie ślę je do diabła.
Powinienem mieć wyrzuty sumienia.
Jednak sumienie mi nie doskwiera.
Po prostu pragnę dreszczyku, jaki daje wrażenie, że się żyje.
Przytoczę słowa wielkiego Shakespeare’a: „Gdy nas ukłujesz, czy nam krew nie ciecze? czy nie śmiejemy się, kiedy nas łechcesz? Kiedy truciznę nam zadasz, czy nie umieramy? A gdy nas pokrzywdzisz, czy nie mamyż pomsty szukać?”2.
To moja dewiza życiowa.
Cudzą krew przelewa się za miejsce w szeregach mafii, własną – by z niej odejść.
Zdecydowanie preferuję żeńskie ofiary. Najlepiej wychodzi mi zabójstwo po przeruchaniu każdej ich. Ostateczne uderzenie zawsze wykonuję wraz z odurzającym orgazmem.
Wilgotna.
Ciepła.
Czerwona.
Zwilża mi dłonie.
Ta kobieta, jak i inne, nic dla mnie nie znaczy…
Dla mnie liczyła się tylko jedna.
Gdy otwartymi ustami przywarłem w pocałunku do szyi kobiety, podsycana wściekłość zaczęła wrzeć, coraz bardziej zmieniając mnie w potwora, którym i tak już się stawałem.
Kobieta objęła mnie nogami.
Bez trudu pojękiwałem.
Wykonywałem powtarzalne ruchy.
Wbijałem się w nią szybko i mocno.
Rżnąłem ją, jakby się paliło.
– Romeo!
Wszyscy mamy swoje demony.
Moim było moje imię.
Chwilę później kobieta wbiła kostki w moje plecy, a paznokcie w skórę.
Dyszała mi w kark.
Zacisnąłem zęby, aby nie rzucić jej prosto w twarz słów cisnących mi się na usta.
Zdrajczyni.
Dziwka.
Cholerny kapuś.
– Dobrze ci, maleńka? – Przesunąłem językiem po jej piersi i w górę, aż do płatka ucha, który lekko pociągnąłem zębami. – Całą noc ci się przyglądałem…
– Wiedziałam… – wyjęczała, gdy wbiłem się w nią po same jaja. – Wiedziałam, że mnie pragniesz.
W tamtej chwili niemal ją zabiłem. Ledwo udało mi się powściągnąć gniew. Z rozmysłem wszedłem w nią boleśnie powoli.
Chciałem, żeby błagała o spełnienie… a może o życie?
– Bystrzacha – rzuciłem kpiąco. To tylko kolejna suka zachowująca się jak podczas cieczki. – Co ty wyrabiasz?
Gdy dotknęła moich kruczoczarnych włosów i pociągnęła za kosmyki, skrzywiłem się w duchu. Naprawdę sądziła, że napaliłem się na nią tak bardzo, że chcę, aby dotykała moich włosów?
To ja zawsze dzierżę władzę.
Ona jest tylko środkiem do celu.
Jak one wszystkie.
– Zaliczam cię – zachichotała. – O Boże.
Szarpnęła mocniej za moje włosy. Strąciłem jej dłoń, nie mogąc się powstrzymać.
Miałem już i tego, i jej dosyć.
– Z kim sypiasz? – zapytałem tę, jak jej tam było.
Taszę?
Nataszę?
A kogo to, kurwa, obchodzi?
– Nie chcę wkurzyć twojego faceta – dodałem. Musiałem kłamać, aby wypełnić zadanie.
– Z Tristianem – odparła bez wahania. – Ale ostatnio ma sporo roboty, zwłaszcza odkąd Rosjanie…
– Rety – wtrąciłem. – Ty to umiesz zaskoczyć. Wystarczy dobre ruchanko, żebyś wszystko wyśpiewała, tak?
Odrzuciła głowę i wybuchnęła śmiechem. Brązowe doczepiane włosy zsunęły się z jej ramienia. Po chwili spojrzała mi prosto w oczy.
– Krąży pewna pogłoska na temat twoich umiejętności w kwestii małej śmierci, Romeo. Jakże mogłabym ci odmówić? Powiem ci wszystko, zwłaszcza dla kolejnej nocy w twoich ramionach. Po prostu nie wyciągaj ze mnie fiuta.
– Hmm, stawiasz bardzo, bardzo – wszedłem w nią głęboko – twarde warunki.
Nie odpuszczałem.
Echem rozbrzmiewał odgłos moich jaj uderzających o jej tyłek wraz z dźwiękiem, jaki wydaje mokra cipka.
Z kolejnym pytaniem czekałem, dopóki dziewczyna nie znalazła się na krawędzi.
Wyczekując spełnienia.
Gotowa na nie.
Spragniona go.
– Dla kogo pracuje?
– Tristian? – Uniosła plecy nad materac.
– Tak.
– Dla tego, kto najwięcej zapłaci. Wiesz, kto to jest.
Poruszyłem się z większą determinacją i trafiłem w jej punkt G.
– O, Romeo…
Rozchyliła wargi.
Nogi jej zadrżały.
Mięśnie cipki się napięły.
– Dochodzę… – jęknęła.
– No co ty, kurwa, nie powiesz.
Zacisnęła się na moim fiucie.
– Chyba się w tobie zakochałam.
Taki już miałem urok, że wszystkie się we mnie zakochiwały.
Posłałem jej przebiegły uśmiech.
– Dzięki za bzykanko.
W tamtej chwili spojrzeliśmy sobie w oczy, nawiązała się między nami więź. A potem dziewczyna zadyszała głośno.
Podwinęła palce u stóp.
Oddech uwiązł jej w piersi.
Serce stanęło.
Przyglądałem się, jak krew wypływa z jej ust i cieknie po podbródku. Pochłonęło mnie to, z jaką symetrią przyszła do niej śmierć.
Zrobiłem, co musiałem.
Rżnąłem dziewczynę, dopóki nie zapomniała o bożym świecie.
A potem…
Poderżnąłem jej gardło.
------------------------------------------------------------------------
1 Rodziny (wł.)
2 W. Shakespeare „Kupiec wenecki”, przeł. L. Urlich (przyp. tłum.).ROZDZIAŁ PIERWSZY
Aby pozostać przy zdrowych zmysłach, czasami trzeba się poddać odrobinie szaleństwa.
Harley Quinn
Romeo
Wtedy: sześć lat wcześniej
– Ależ pieprzysz! – Tristian szturchnął mnie, skinieniem głowy prosząc barmana o kolejne dwa szoty. – Wiesz, że to fizycznie niemożliwe?!
– Ty tego nie wiesz, bo nigdy nie spróbowałeś tego zrobić. Mięczaku, boisz się, że ci fiut odpadnie. Nawiasem mówiąc, wcale nie odpadnie. Masz małego, dlatego się obawiam, że możesz nie trafić w punkt, który sprawi, że dziewczyna wywróci oczami, jakby ujrzała Boga. – Puściłem do niego oko. Miałem świadomość, że udało mi się go zaciekawić.
Z bratem łączyły mnie normalne, jak na rodzeństwo, relacje. Rywalizowaliśmy ze sobą równie mocno, jak się kochaliśmy. Brat był starszy, ale nie mądrzejszy. To ja odziedziczyłem po ojcu intelekt. I to dlatego byłem jego ulubieńcem. Zresztą Tristian o tym wiedział. Wiedziała o tym nawet nasza siostrzyczka Juliet. Wszyscy byli świadomi tego faktu, bo ojciec nie krył się z emocjami.
Matka okazywała nam miłość i oddanie bardziej ukradkowo. Niemniej ona też najbardziej kochała mnie.
Nie chcę być źle zrozumiany. Rodzice uwielbiali Tristiana, swojego pierworodnego, oczko w głowie napawające ich dumą i radością. Każdy wiedział, że mój brat jest zdecydowany, opanowany, godny zaufania. Był księgowym Famiglii, miał za zadanie pilnować, by pieniądze trafiały do odpowiednich ludzi.
Po kryjomu.
Z każdym dniem powiększał bogactwo bezlitosnych skurwysynów.
Mnie w ten sposób nie pobłażano. Z chwilą narodzin stałem się Romeem Sinacorem.
Zabijałem.
Wymierzałem zemstę.
Sprawiałem, że dziewczynom majtki wilgotniały.
– Uch! – prychnęła uwodzicielskim głosem kobieta.
Zwróciłem uwagę na znajomą rudowłosą ślicznotkę, która wchodziła do baru.
– Stać cię na jeszcze większą wulgarność?
– Zależy. Kiedy wleję w siebie odpowiednio dużo alkoholu…
Uśmiechnęła się sarkastycznie, przyglądając mi się zmrużonymi niebieskimi oczami tak, jakbyśmy znajdowali się sami w pomieszczeniu. Często odnosiliśmy takie wrażenie, zwłaszcza gdy byliśmy tylko we trójkę. Przez lata starałem się nie poświęcać uwagi jej spojrzeniom, udawałem, że nie widzę, jak się rozpogadza na mój widok.
Bagatelizowałem to, że przy mnie się śmiała.
Uśmiechała.
Płakała.
Kurwa, ile ona się przeze mnie napłakała.
Eden De Rossi to córka Bartolla – naszego szefa ochrony. Znamy się z nią od zawsze, praktycznie z nami mieszkała, kiedy zadaniem jej ojca było dbanie o nasze bezpieczeństwo. Wychowaliśmy się razem. Eden jest w moim wieku, czyli ma dwadzieścia jeden lat. Tristian jest starszy o dwa lata, a nasza siostra Juliet ma zaledwie szesnaście i już jest jak wrzód na dupie.
Pilnuję jej.
I każdej dziewczyny. Eden też.
Strzegę jej zwłaszcza przed sobą.
Mama chciała mieć dzieci w niewielkim odstępie czasu, by mogły się wspierać. Dla włoskiej mafii najważniejsza jest rodzina.
Lojalność i zaufanie. Koniec tematu.
Przodkowie rodziny Sinacore zasmakowali jedynie krwi i przemocy. Jedno pokolenie po drugim zabijało w imię Famiglii. Należeliśmy do jednej z Pięciu Rodzin, co oznaczało, że osoby, które z nami zadarły, kończyły tym swój żywot.
Już moja w tym ręka.
We wczesnym wieku stałem się ulubieńcem bossa, który nawet nie skrywał, że chciałby, abym został jego partnerem i stał po prawej stronie jego tronu.
Pewnego dnia miałem przejąć władzę w światku.
Tristian był słaby, ja natomiast silny. Miałem w dupie, czego dotyczyły polecenia. Z rozkoszą je wykonywałem. Brat był zbyt emocjonalny, za bardzo się angażował. Jak nasza matka czuł za wiele. Ja nic nie czułem, więc było mi łatwiej.
Wyciągałem wnioski z jego błędów.
Naprawiałem jego potknięcia.
Nadrabiałem jego wady.
Widzicie, Tristian miał serce.
Zdecydowanie…
Ja go nie miałem.
Moje było zimne.
Mroczne.
Śmiercionośne.
Casanova Mafii był taki, jak go wszyscy opisywali.
Tristian zmrużył oczy.
– Nie noszę imienia po mięczaku i znam się na cipkach.
Rozbawiło mnie zwątpienie, które odmalowało się na jego twarzy. Zawsze łatwo mi było go przejrzeć.
– Myślisz o tym, prawda?
– Stul mordę. – Wychylił kieliszek tequili. – Tylko ty potrafisz napędzić mi stracha, że zawiodę, jeszcze zanim wejdę do gry. Czasami cię nienawidzę, skurwysynie.
– Kochasz mnie jak wszyscy inni.
Opuścił wzrok, a po chwili wlał w siebie kolejnego szota.
– W tym właśnie problem. Jak mam zaliczyć, skoro wszystkie lecą na ciebie?
Ani drgnąłem.
Świetnie opanowałem powściągliwość.
Tylko dzięki niej udawało mi się dożyć kolejnego dnia.
Uwodziłem.
Zaspokajałem.
Zabijałem.
Witamy w rodzinie Sinacore.
Zdrówko.
Jakiś ton w jego głosie nie spodobał mi się, być może dlatego, że całe życie słyszałem, jak każda dziewczyna od pierwszej klasy po tę chwilę miała na oku wyłącznie mnie. Na niego nie zwracały zaś uwagi.
Może nie każda na mnie leciała.
Eden.
Mój zakazany owoc.
Mimo moich starań nie łykała bzdur, na które nabierały się inne dziewczyny. Ponieważ ona też od dzieciństwa uczyła się czytać ludzi. Pod wieloma względami była do nas podobna. Różniła się tylko tym, że jakby z dnia na dzień zmieniła się z dziewczynki w kobietę. Mimo że jej ojciec nie cieszył się taką władzą i autorytetem jak nasz, dziewczyna nauczyła się bronić swoimi ulubionymi nożami czy pistoletem.
Na dowód mam bliznę na prawym udzie, która stanowi pamiątkę po tym, jak w ostatniej klasie szkoły średniej usiłowałem ją pocałować.
Dopatruję się w jej zachowaniu pewnej formy gry wstępnej.
Kiedy zagroziła, że znów mnie dźgnie, uświadomiłem sobie, że wypowiedziałem myśli na głos i chwyciłem ją za nadgarstek.
– Raz pozwoliłem, byś mnie skrzywdziła. To się więcej nie powtórzy.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
Żadna nie przyprawiała mnie o szybsze bicie serca i nie wzbudzała takiej żądzy jak ona, zwłaszcza kiedy starała się wykazać, że stać ją na to, by być kimś więcej niż kobietą w świecie mężczyzn.
Kochałem ją.
Obaj z Tristianem ją kochaliśmy.
Niemniej brata kochałem bardziej.
Z Eden nie zamierzałem przekroczyć tej granicy. Nie mnie było dane zasiać nasienie w jej ogródku.
– Skoro mowa o moim rosnącym fanklubie… – Puściłem oko do Tristiana. – Gdzie jest trzecia osoba niezbędna do trójkącika?
– To ja. Ale o trójkąciku nawet nie ma mowy, bo nie wezmę w nim udziału – zażartowała z fałszywą skromnością.
Eden była bystra i wiedziała, że jej pragnę.
Potrzebuję.
Mam na nią ochotę jak ćpun na heroinę.
Oczy Tristiana pociemniały, gdy tylko zaczął napawać się jej widokiem. Ja natomiast się nie odwróciłem. Wiedziałem, co mnie czekało.
Cycki.
Tyłek.
Nogi, które ciągnęły się aż do nieba, a zarazem współgrały z krągłościami. Wzbudzały pragnienie, aby gładzić jej ciało z góry na dół.
Naznaczyć.
Odcisnąć na nim swoje piętno.
Czynić ją moją.
Dopóki nie zacznie błagać, abym przestał.
Nie oddam się jednak swoim pragnieniom.
Nie mogę.
Tłumione latami pożądanie wpływa na każdego mężczyznę. Nie byłem żadnym wyjątkiem od tej reguły. Jej udałoby się mnie ściąć z nóg. Nie chciałem jednak dopuścić, by poróżniła mnie z bratem.
Mimo że pragnąłem jej bardziej niż czegokolwiek na świecie.
– Eden – wskazałem na drinka – zaczęliśmy bez ciebie.
Stojąc za mną, wyciągnęła rękę i wzięła kieliszek od barmana.
– Jak zawsze. Przestało mnie to już dziwić. Co opijamy?
Odwróciłem się powoli, wpatrując się jej w oczy. Tłumiąc chęć, by omieść wzrokiem jej sylwetkę. Eden wymagała szacunku i uwagi. Nigdy nie potraktowałbym jej jak kolejną ofiarę swojego uroku.
Ona była inna.
Oporna na niego.
Niezainteresowana.
Kochała mnie w inny sposób niż ja ją. Dlatego też w liceum ugodziła mnie nożem i rzuciła coś w stylu, że wolałaby umrzeć, niż przespać się z kimś, kto piął się na szczyt po nacięciach na zagłówku. Oczywiście musiałem zażartować na temat szczytowania.
Zamyśliłem się, gdy tak na mnie patrzyła. Tristian chyba to zauważył, bo odchrząknął, żeby uratować mi tyłek. Eden na pewno by mi przywaliła. Bardzo podobała mi się jej zadziorność.
To, że czasami zachowywała się jak suka.
Pragnęła, by jej wysłuchano i pokazano, gdzie jej miejsce.
To dlatego często doprowadzałem ją do łez. Dramatyzowała i miewała napady złości, pomimo których zawsze do mnie wracała. Tak już działałem na kobiety.
Chcesz się dowiedzieć, w jaki sposób sprawić, by kobieta nieświadomie spełniała twoje polecenia i by zwilgotniały jej majtki?
Wkurzaj ją.
Ignoruj.
Jedno i drugie rób jednak z uśmiechem.
No proszę, oto recepta.
– Twój ojciec i Capo3 ustanowili tego dupka kapitanem – oznajmił dumnym tonem Tristian, dlatego na niego spojrzałem.
Brat rozpaczliwie wypatrywał dnia, w którym zmieni status osoby powiązanej z mafią na jej członka, a zarazem nie miał tego czegoś, co pozwoliłoby mu to osiągnąć. Na miłość boską, był księgowym Famiglii. Dostrzegał tylko chwałę stojącą za rozlewem krwi. Mężczyzn, którzy przyklaskiwali sobie za kierowanie się w życiu zasadą „zabij albo daj się zabić”.
Nie wiedział, jak wyglądają samotne noce.
Nigdy nie widział krwi zmywanej pod prysznicem.
Kolejnego garnituru, który należało spalić, żeby nie narazić się na zarzuty karne.
Nie dostrzegał demona, którego ja widywałem codziennie w lustrze, i wolałbym umrzeć, niż dopuścić do tego, by brat zrozumiał, jak wiele skradło mi to życiu… po okruszku.
Po troszeczku.
Aż w końcu stałem się jedynie…
Bezdusznym diabłem.
------------------------------------------------------------------------
3 Szef (wł.)ROZDZIAŁ DRUGI
Przestajemy szukać strachów pod łóżkiem w chwili, gdy uświadamiamy sobie, że sami jesteśmy potworami.
Joker
Romeo
– Naprawdę? – Elena zmarszczyła brwi. Stała przy barze. – Ale… dlaczego?
Przyłożyłem dłoń do serca, jakby jej słowa mnie ubodły.
– Uraziłaś mnie, jaśnie panienko…
– Oj, weźże się zamknij. – Zbyła mnie gestem. – Wprawdzie jesteś śliczniutki i na pewno umiesz zawiązać porządny supeł czy nawet niby kogoś udusić, ale daj spokój, zabiłeś zaledwie dziesięć osób i…
– Pięćdziesiąt siedem – skorygowałem. – Ale kto by liczył? To tylko liczba, prawda? Pomnóż ją przez dwa, to zapewne otrzymasz liczbę kobiet, które zerżnąłem.
Na jej twarzy odmalował się grymas, jednak szybko nad sobą zapanowała. To bez znaczenia, bo mnie nie umknęła jej reakcja.
Nic nie umykało mojej uwadze.
Zwłaszcza w jej przypadku.
– Pora ostro się urżnąć. Piszesz się na to?
Wciąż wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami jak w obcego. Wyraźnie zdumiała ją liczba wrogów, których zabiłem, albo kobiet, które fiutem doprowadziłem do orgazmu. W każdym razie musiałem uciec od krytycznego spojrzenia, którym wypalała we mnie dziurę.
– Skoczę do toalety. Zaraz wracam. – Temu jebanemu zdrajcy Tristianowi tak się spieszyło, by uciec, że niemal przewrócił starszą parę, a był księgowym i nienawidził sprzeczek.
Westchnąłem i powiodłem za nim wzrokiem.
– Zero wyczucia.
– Ani odrobiny. – Eden wzruszyła ramionami. – To dlatego jest czarujący.
– Słucham? On? – Wskazałem mniej więcej w kierunku ubikacji. – Mój starszy brat jest czarujący? Zdążyłaś już się upić? – Przyłożyłem dłoń do jej czoła i na ulubionej części sześciopaka poczułem ukłucie noża. – Śmiało.
– Raz cię dźgnęłam. – Odsunęła gwałtownie rękę i westchnęła. – Tak, jeśli musisz wiedzieć, uważam go za czarującego. Jest – lekko wzruszyła ramionami – inny, wiesz? Jeszcze nie jest zblazowany, nie nosi w sobie mroku w przeciwieństwie do… – urwała.
– Mnie? To chciałaś powiedzieć?
– Spójrz na siebie, Romeo – zaczęła ciszej. – Masz dwadzieścia jeden lat, a zabiłeś pięćdziesiąt siedem osób? Wyobrażałeś sobie, że będziesz mordercą? Mógłbyś zostać modelem, aktorem, strażakiem.
– Wiesz, że wymieniłaś zawody dostępne dla przystojniaków? Gustujesz w bohaterach, Eden? Przed czym ma cię uchronić facet? Według mnie stojąca przede mną kobieta jest równie bezlitosna, jak patrzący na nią mężczyzna. Oświeć mnie zatem. Wyjaśnij mi, proszę, jaka z ciebie niby jest dama w opałach?
Przewróciła oczami.
– Rzecz w tym, że wkroczyłeś do tego świata jak mój ojciec i ja… teraz już nie ma odwrotu. Muszę wyjść za mąż nie z miłości, ale z rozsądku. Zostać jakąś zdobyczą w imię mafii. Tristian w porównaniu do nas jest na poły normalny, jak powiew świeżego powietrza. Nie chce mieć nic wspólnego z twoimi codziennymi obowiązkami. On zwykle nie odbiera ludziom życia i nie pieprzy się z kobietami.
– Kto twierdzi, że ja tak robię?
– Ja.
– Od kiedy to jesteś ekspertką w kwestii mojej osobowości i zachowania?
Uniosła dłonie na znak kapitulacji.
– Nie chcę cię obrazić. Nie podejrzewałam, że się przejmiesz, jeśli ktoś nazwie cię zabójcą.
– Nie przejmuję się, jeśli ktoś nazwie mnie zabójcą.
– To w czym problem?
– W tym, że to ty użyłaś tego słowa.
Prychnęła, rozbawiona.
– Trudno mi w to uwierzyć. Gołym okiem widać, że władza cię rajcuje, Romeo. Cieszy cię, że kobiety padają ci do stóp.
– Raczej padają przede mną na kolana. – Wyszczerzyłem się. – Chociaż ty też masz rację.
– Grrr! Widzisz! Właśnie o to mi chodzi. Niczego nie traktujesz poważnie. Twój brat jest pod tym względem inny. On ceni sobie swoje życie.
– W przeciwieństwie do mnie? Uważasz, że moje życie nie jest nic warte?
– Tego nie powiedziałam.
– Nie musiałaś. Od dziecka czytam z ciebie jak z otwartej księgi. To cię najbardziej we mnie wkurza. Ta więź, która łączy cię tylko ze mną. Nawet z moim czarującym bratem nie jesteś związana w ten sam sposób.
– Twoja arogancja mnie irytuje.
– Słyszałem to od ciebie już tysiąc razy. Znam cię, Eden.
– No dobrze. – Znowu przewróciła oczami. – Czy twoje życie ma dla ciebie jakąkolwiek wartość?
– Tak, oczywiście.
– Poważnie? Od kiedy?
Rozchyliłem usta, by jej odpowiedzieć, i zaraz prędko je zamknąłem.
Czy życie ma dla mnie jakąkolwiek wartość? Czemu nie potrafię udzielić odpowiedzi na to pytanie?
– Zapomniałeś języka w gębie? Zabijasz kobiety w chwili, w której… no wiesz… – Niezręcznie poruszyła dłońmi. – Kiedy…
Wyzywająco rozkazałem:
– Wyrzuć to, kurwa, z siebie. Wolałabyś, żebym zanurzał język w tobie?
– Nienawidzę cię.
– Kochasz mnie.
– Znoszę cię. – Dźgnęła palcem w moją stronę, przy czym zauważyłem, jak zerknęła z zainteresowaniem na moje usta.
Umiem czytać ludzi, wiąże się to z moją pracą, więc wychwyciłem, że pękła po raz pierwszy od bardzo dawna.
Przelotnie.
Niespodziewanie.
Ta chwila mi jednak wystarczyła.
Przytrzymałem Eden za podbródek i zwróciłem twarzą do siebie.
– Mają orgazm? Czy chciałaś powiedzieć coś bardziej nieprzyzwoitego? Boże… powiedz, że miałaś na myśli to drugie…
Oddech uwiązł jej w gardle.
– Romeo… nie możemy.
Nie umknęło mi, że pękła po raz kolejny.
Zdarzało się, że opuszczała gardę i przestawała udawać, że jestem dla niej nikim.
Okazywała wtedy, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń.
Coś więcej niż potyczki słowne.
Że znaczę dla niej więcej…
Niż ktokolwiek inny.
– Zdecydowanie możemy. – Pokiwałem głową. – Nie wiesz, że seks leczy wszelkie bolączki?
Wybuchnęła śmiechem.
– Odbiło ci.
– Zaszalej nieco ze mną. Obiecuję, że ci się spodoba.
– Zabijesz mnie w trakcie czy dopiero później?
– Zdecydowanie później. – Pokiwałem z powagą głową. – Nie chciałbym zepsuć takiej chwili.
Uśmiechnęła się, jej policzki pokryły się delikatnym różem.
– Powiedz, Ruda… co ty na to? – zapytałem.
Gdy nazwałem ją ksywką z dzieciństwa, zrobiła wielkie oczy. Nawinąłem rudy kosmyk na palec wskazujący i przyciągnąłem ją do siebie. Nasze usta dzieliły zaledwie centymetry.
Pojawiła się…
Więź.
Kiedy ktoś odchrząknął, odsunąłem się od dziewczyny. To Tristian. Z surowym, pokerowym obliczem przeskakiwał wzrokiem ze mnie na nią.
– Źle się czuję, ludziska, więc będę się zbierał.
– Nie! – Eden wyciągnęła do niego rękę. – Zostań, proszę!
Tristianowi złagodniało spojrzenie, a gdy go dotknęła, stał się kimś zupełnie innym, człowiekiem, którego nawet ja nie poznawałem, chociaż jestem jego młodszym bratem.
Bo był w niej zajebiście zakochany.
Wiedziałem o tym.
Całe życie.
Eden była ogrodem, w którym obaj pragnęliśmy zasiać nasienie.
To jego, a nie mnie trzymała ze rękę. Mnie odtrąciła, Tristiana zaś przyciągnęła do siebie. Przy nim zachowywała się inaczej niż przy mnie. Ja chciałem ją zaciągnąć do łóżka, a ona niemal błagała mojego brata, by temu zapobiegł.
Poczułem się zazdrosny. Bo to jego dotknęła ręką. Na wszystko przyjdzie pierwszy raz. Miałem ochotę odrąbać Tristianowi rękę.
Szybko wyrzuciłem z głowy tę myśl.
Rodzina ponad wszystko.
Ponad każdego.
– Właściwie – powiedziałem ochryple, siląc się na beztroski uśmiech – zamierzałem się rozejrzeć za partnerką do tańca, więc wy tu zostańcie.
Uraza na twarzy Eden była jak ostrze wbite w moje zimne serce. Wiedziała, co robię. Nie pierwszy i nie ostatni raz odpuszczałem ją sobie na rzecz brata.
– Na pewno? – dociekała, szukając w moim spojrzeniu obłudy.
Niczego nie zdradziłem. Byłem niczym czyste płótno. Potaknąłem, patrząc jej w oczy.
Przyjrzała mi się uważnie. Udało jej się na chwilę zajrzeć do mojego wnętrza. Pierwszy się wycofałem. Opuszczając spojrzenie, wyrwałem się spod władzy, jaką miała nade mną ta kobieta.
W przeciwnym wypadku nie rozejrzałbym się za inną.
W przeciwnym wypadku przejrzałaby mnie na wylot.
W przeciwnym wypadku z baru wróciłaby ze mną.
Nie z nim.
Popełniłem pierwszy poważny błąd z długiej listy błędów, który miał na zawsze odmienić moje życie.
To w tamtej chwili przewróciłem stronę i zakończyłem rozdział zatytułowany „gdybanie”.
W życiu nie porwałem się na nic bardziej szlachetnego niż zrezygnowanie z tej dziewczyny na rzecz brata. Przynajmniej to mogłem zrobić dla swojego krewnego, mężczyzny, którego podziwiałem.
Skąd miałem wiedzieć, że jedną decyzją skażę dusze naszej trójki na potępienie?
Nie wiedziałem.
Nie mogłem tego wiedzieć.
Ja ją tylko sobie odpuściłem.
Rok później byli po ślubie.
Rok później zdobyłem wszystko, czego pragnąłem.
Rok później…
Życie przeciągnęło nas przez piekło.