Magia domowa. Tom 2 - ebook
Magia domowa. Tom 2 - ebook
Domowy czarownik Fin lubi porządek w kuchni i poza nią, mimo to nie zapowiada się, żeby udało mu się uporządkować wszystkie swoje sprawy. Po pierwsze, bez tytułu szlacheckiego nie ma szans na oficjalne zaloty u swojej ukochanej Anniki, którą rodzina chce zmusić do politycznego małżeństwa. Po drugie, zbliża się wojna z Troivackiem – i kiedy Fin prosi o chwilę wytchnienia poza murami zamku, król idzie mu na rękę… ale pod warunkiem, że kuchmistrz będzie dla niego szpiegował na ulicach Austice. Po trzecie – i to chyba najgorsza okoliczność – ojciec Fina jest w drodze do Daxarii. Jego przybycie z pewnością spowoduje jeszcze większe zamieszanie w życiu syna.
W miarę jak Fin zawiera nowe przyjaźnie i sojusze – te magiczne i te całkiem zwyczajne – wplątuje się w kolejne dworskie intrygi. Odżywają stare waśnie i osobiste problemy. A im bardziej próbuje posprzątać ten bałagan, tym bardziej staje się oczywiste, że to dopiero początek jego kłopotów. Czy Finowi uda się je pokonać?
Delemhach to urodzona i wychowana w Kanadzie autorka, w Internecie działa pod pseudonimem. Stworzyła „Magię domową”, by podzielić się z czytelnikami ciepłem, radością i miłością do jedzenia. Już w młodym wieku pokochała fantastykę. Obecnie pracuje na różnych stanowiskach, ale największą przyjemność czerpie z udzielania prywatnych lekcji muzyki. Ma dwa koty – Krakena i Piña Coladę. Zdecydowanie za wiele czasu spędza na rozpamiętywaniu niezręcznych sytuacji ze swojego życia.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8391-522-7 |
Rozmiar pliku: | 628 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szczególne podziękowania należą się Pice Trebondowi, który był moim największym fanem, a także redaktorem. Co tydzień wysyłam mu jako pierwszemu najnowszy rozdział. Jego zapał i sentyment do tej historii są moją motywacją w najtrudniejsze dni. Pika, jesteś wspaniałym człowiekiem, twoje wsparcie już od dłuższego czasu stanowi nieodzowny element tego przedsięwzięcia.
Nie wiem, jak mam ci dziękować.ROZDZIAŁ 1
SPOTKANIE PRZY KAWIE
Fin poruszył się na sienniku – był poranek po urodzinowym balu księcia, w kominku powoli dogasał żar. Mimo że leżał na podłodze, a ogień ledwie się tlił, pomieszczenie wydawało się wyjątkowo nagrzane. Na szczęście nie był całkowicie ubrany i…
Chwileczkę… Co takiego?
Czarownik leniwie otworzył oczy, ale już po chwili całkowicie się rozbudził, przypomniawszy sobie wydarzenia minionej nocy. Zerknął w prawo, gdzie leżała pogrążona w błogim śnie i równie roznegliżowana Annika Jenoure.
Natychmiast się rozczulił.
Zawalczył o nią…
Dzięki temu, że podjął ryzyko, zdobył najpiękniejszą kobietę na kontynencie. Spędziła całą noc w jego ramionach.
Przysunął się bliżej i musnął ustami jej skroń. Odprężył się, rozkoszując się dotykiem gładkiej skóry Anniki.
Czarnowłosa piękność zamruczała cicho, na co Fin uśmiechnął się jeszcze szerzej. Właśnie odkrywał, że jego wybranka nie należy do rannych ptaszków. Uwielbiał dowiadywać się o niej nowych rzeczy.
Annika nie podzielała jego promiennego nastroju.
– Dzień dobry – zagadnął wesoło.
Odburknęła coś niewyraźnie, odwracając się na drugi bok. Ten nagły ruch zaskoczył Fina. Opierała teraz czoło o jego nagi tors, a jej oddech muskał skórę, wywołując dreszcze.
– Kawy? – zapytał szeptem, dokładając drewna do pieca, by zagotować wodę.
– Mmmfffgh, co? – wymamrotała.
– Czy chcesz kawy?
– A co to jest?
Finlay uniósł brwi. Nie dziwiło go, że daxaryjska służba nie zna tego naparu, ponieważ ziarna były rzadkim towarem importowanym z Troivacku, spodziewał się jednak, iż Annika próbowała tego napoju lub przynajmniej o nim słyszała. Już wcześniej, zanim jeszcze zakupił kilka pierwszych worków, wydawało mu się dziwne, że żaden z dworzan nie zamówił kawy…
– Zaczekaj.
Pocałował ją w czoło i wstał.
Wicehrabina natychmiast zapadła z powrotem w półsen, czując, jak jej ciało rozluźnia się, a myśli uspokajają po raz pierwszy od lat.
Dryfowała z błogością między jawą a snem, kiedy poczuła dziwny zapach. Był jakby przypalony… apetyczny… intrygujący…
– Spróbuj, milady.
Skrzywiła się z niezadowoleniem, usiłując rozchylić ciężkie powieki. Próbowała bezskutecznie odszukać tunikę. Fin podał jej ubranie.
Wstała powoli, wciągnęła koszulę przez głowę i jęknęła cicho. Postawił przed nią z uśmiechem gliniany kubek wypełniony jakimś płynem. Przypominał herbatę, ale był od niej ciemniejszy.
– Skosztuj – zachęcił, popijając z własnego kubka.
Obserwował ją z łobuzerskim błyskiem w oczach, jakby spodziewał się czegoś zabawnego.
Zerknęła na niego podejrzliwie, zanim ostrożnie zbliżyła naczynie do ust i wypiła pierwszy łyk. Z powodu gorzkiego smaku miała ochotę go wypluć, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Finowi z jakiegoś powodu zależało, by…
– Och. – Rozszerzyła oczy i rozluźniła mięśnie twarzy. Czuła się tak, jakby po raz pierwszy wyszła na słońce po długich miesiącach spędzonych w ciemnościach. Poczuła przyjemną gęsią skórkę na nogach i ramionach. Wypełniały ją fale ciepła przepędzające resztki senności. – Smakuje obrzydliwie, ale… Na bogów, jak ja tego potrzebowałam. – Wzięła kolejny łyk.
– Dziwię się, że masz jeszcze kubki smakowe po takich ilościach wypijanego samogonu – zażartował zaczepnie Fin, smakując kawę. Usiadł przy stole, a Annika poszła za jego przykładem. Przechylił głowę na prawą stronę, podpierając ją jedną ręką, podczas gdy drugą obejmował naczynie. Para unosiła się fantazyjnie w złotym blasku poranka, tworząc ulotne wzory.
– Moim kubkom smakowym nic nie dolega – stwierdziła. Iskierki wesołości w jej oczach wytrąciły kucharza z równowagi. Jego ręka znieruchomiała w połowie drogi do ust, a serce na moment zamarło.
Był szczęśliwy.
Trwała jego ulubiona część dnia, a on był z kobietą, którą kochał, po spędzonej razem nocy. Wokół panowała cisza, kawa ogrzewała mu ręce, a przez okno, jak strugi miodu, sączyło się słońce. Światło poranka tworzyło aureolę wokół uśmiechniętej i rozczochranej Anniki. Fin poczuł całym sercem, że nigdy nie zapomni tej chwili.
Puknęła go palcem wskazującym w czubek nosa.
– Nie mam całego dnia, więc może zrobiłbyś coś więcej poza gapieniem się na mnie?
Lekko potrząsnął głową, wyprostował się i podniósł kubek do ust.
– Co dokładnie masz na myśli? – zapytał nieufnie, podnosząc brew.
Annika wstała z ziewnięciem.
– Nie obraziłabym się za pocałunek na dzień dobry.
– Ach, pocałowałem cię, kiedy jeszcze spałaś, więc… – Fin spłonął rumieńcem i uciekł przed nią wzrokiem.
Wicehrabina przyłożyła palce do brody, rzucając mu figlarne spojrzenie.
– Coś ty taki wstydliwy, co? – Pogładziła się po brodzie z zadumą, podczas gdy rudzielec objął swój kubek obiema rękami i się napił. – Przecież… my już… – Zawiesiła głos z szelmowską miną.
– Wiem! – zawołał, podczas gdy jego policzki zapłonęły czerwienią w jeszcze ciemniejszym odcieniu. Zerknął niepewnie na Annikę, która skradała się ku niemu jak kot. Podskoczył na równe nogi i okrążył stół.
Na twarz wicehrabiny wypełzł przewrotny uśmiech, gdy położyła ręce na ich ulubionym drewnianym blacie.
– Co cię trapi, mój kochanku? – zapytała, przeciągając zmysłowo ostatnie słowo.
Twarz Fina stała się niemal fioletowa i przybrała wyraz na poły uśmiechnięty, na poły zbolały. Annika rzuciła się ku niemu, ale on był szybszy. Odskoczył na bezpieczną odległość. Wicehrabina zręcznie zmieniła kierunek, na co Fin uczynił to samo. Za trzecim razem udało jej się wprowadzić go w błąd udawanym manewrem i pochwycić za rękaw tuniki. Podczas pościgu śmiali się w głos, aż rozbolały ich mięśnie brzucha.
– Dobra, wariacie, o co chodzi? – Opasała go ramionami w talii, przyciągając stanowczo do siebie.
Fin zerknął na jej uszczęśliwioną twarz i natychmiast uległ. Uśmiechnął się, obejmując swoją damę z radosnym niedowierzaniem, że znowu może to zrobić.
– Cóż, ten wspaniały napój ma też pewne kłopotliwe efekty uboczne. Nie chciałem, żeby cokolwiek popsuło ten poranek.
Popatrzyła na niego z konsternacją i niepokojem.
Westchnął, odchylił głowę i wzniósł oczy ku niebu. Wszystkie oznaki zniecierpliwienia były wyłącznie na pokaz. Nic nie mogło mu popsuć nastroju w ten dzień.
– Pocałuj mnie, a sama się przekonasz. – Przybliżył ku niej twarz, zerkając na usta ukochanej.
Wciąż zdezorientowana, ale jak najbardziej gotowa spełnić prośbę, stanęła na palcach, unosząc ku niemu głowę. Pocałunek był czuły i płomienny zarazem. Z przyspieszonym biciem serca, prawie unosząc się nad ziemią, wciąż zachodziła w głowę, co też mógł mieć na myśli. Aż do chwili, kiedy westchnął z ukontentowaniem.
– Mógłbyś wyjałowić całą łąkę oddechem – zawołała, zanim zdążyła pomyśleć.
Fin ryknął śmiechem, tuląc ją mocno do siebie.
– Z przykrością donoszę, o piękna pani, że twój oddech mógłby powalić pułk krzepkich żołnierzy.
Odsunęła się nieco, przechyliła głowę i uniosła brwi. Iskierki w jej oczach zapowiadały ciętą ripostę, w tym samym momencie rozległo się jednak głośne pukanie do drzwi oddzielających kuchnię od reszty zamku.
– Fin! Fin! Upiekłeś niesamowity tort! Fin! No coś ty! Nigdy nie śpisz o tej porze!
Para rozdzieliła się, usłyszawszy krzyki księcia, które zapewne postawiły na nogi wszystkich mieszkańców zamku.
Annika pobiegła w stronę wyjścia do ogrodu, po czym nagle obróciła się na pięcie, by spojrzeć na Fina z paniką w oczach.
– Mój brat kazał cię śledzić! Nie mogą zobaczyć, jak stąd wychodzę!
Czarownik usiłował zebrać myśli. Jeśli książę Eric zobaczy Annikę ubraną w męskie spodnie i tunikę, z potarganymi włosami i opuchniętymi wargami, to jego obserwacje mogą dotrzeć do bogowie raczą wiedzieć kogo.
– Schowaj się. – Poprowadził ją w stronę sterty worków z kartoflami, ale wyrwała rękę z jego uścisku i potrząsnęła głową.
– Fiiiin! Słyszę, że tam jesteś! Masz kłopoty? Wezwać kapitana? Albo tatę?
– Nie, Ericu! Wszystko w porządku. Daj mi chwilę na przesunięcie gratów, które zastawiają drzwi! – odpowiedział pospiesznie, po czym spojrzał na Annikę.
– Nie. Schowam się za drzwiami, a potem odwrócisz jego uwagę, żebym mogła się wymknąć. Moja dłuższa nieobecność zwróci uwagę! Muszę wrócić przed przyjściem pokojówki. Mój brat…
– Fiiiin, ja tu czekam!
Nie było czasu na dalsze wyjaśnienia. Annika popędziła w stronę wejścia. Zająwszy pozycję, skinęła stanowczo głową Finowi, który podążał tuż za nią. Rudowłosy czarownik otworzył drzwi.
Książę stał w progu, odziany jedynie w prostą tunikę i spodnie. Najwyraźniej uciekł, zanim guwernantka zdążyła go stosownie ubrać. Świeżo upieczony ośmiolatek uśmiechnął się promiennie do przyjaciela, po czym bez ostrzeżenia oplótł go ramionami w talii i mocno przytulił.
Napięcie opuściło Fina. Przykucnął, wziął chłopca na ręce i odwzajemnił uścisk, co miało tę dodatkową zaletę, że mógł go zanieść w głąb pomieszczenia, dzięki czemu Annika niepostrzeżenie się wymknęła.
Postawił Erica na podłodze i cofnął się o krok, kładąc ręce na biodrach.
– Ależ ty zmężniałeś!
Dziecko roześmiało się z zachwytem.
– Wiem! Niedługo nawet ciebie przerosnę!
– Może tak być! Opowiedz mi, jak było na balu. Udało mi się zajrzeć tylko na chwilę, bo musiałem tu wrócić i wydać ostatnie potrawy.
Rozpoczęli swoje poranne zajęcia. Fin przygotowywał przekąskę dla księcia, a on relacjonował mu najciekawsze wydarzenia minionego wieczoru.
Po godzinie przyszła nieszczęsna zziajana guwernantka, aby zabrać podopiecznego. Wyglądała, jakby też świętowała poprzedniej nocy, o czym świadczyły bladość cery i słaby zapach piwa, jaki roztaczała.
Kucharz właśnie kończył szykowanie śniadania dla służby, gdy nadeszli jego pomocnicy. Hannah sprawiała wrażenie podenerwowanej, rycerze wyglądali na wycieńczonych, Peter natomiast… dziwnie promieniał.
– Dzień dobry. – Fin przywitał wszystkich ciepłym uśmiechem.
Lewis i Taylor byli lekko zielonkawi, Andrews i Harris mieli zaś poszarzałe twarze i uciekali wzrokiem.
– Kawa? – zaproponował, spoglądając na Taylora, który nie ukrywał swojego uzależnienia od porannej filiżanki tego napoju.
– Tak – odpowiedzieli zgodnie rycerze.
– Przejdźmy do konkretów! Co się wydarzyło? – wybuchnęła Hannah, uderzając otwartymi dłońmi w blat stołu. Taylor i Lewis skrzywili się boleśnie.
Fin popatrzył na drobną blondynkę z zarumienioną twarzą.
– A… a wam co się stało? – Zerknął wymownie na rycerzy, czując, że się czerwieni.
Wszyscy wymienili spojrzenia pełne troski.
– Przestań, Ashowan. Nie wykręcisz się od odpowiedzi – stwierdził groźnie Andrews, co wywołało u Fina lekki uśmiech.
Kucharz rozmasował kark i uciekł wzrokiem przed wpatrzoną w niego publicznością. Rozległ się zniecierpliwiony grupowy pomruk.
– Serio, Fin… – jęknął Andrews.
– Tyle stresu poszło na marne? Heather miała mdłości przez dwa dni, tak się denerwowała! Jak mogłeś zmarnować taką okazję na szczerą rozmowę z wicehrabiną!
– Wszystko się udało. Wolałbym nie wyjawiać więcej… z powodów… osobistych – wydukał Fin, unosząc ręce w obronnym geście.
– Ta peleryna w niewielkim rozmiarze, porzucona na workach z jabłkami, każe mi myśleć, że nasz kucharz doskonale sobie poradził – zakomunikował z promiennym uśmiechem Peter, po czym podniósł czarną pelerynę ewidentnie przeznaczoną dla osoby znacznie niższego wzrostu niż Fin.
Czarownik przymknął oczy i westchnął. Być może rzeczywiście nie był najlepszy w ukrywaniu różnych rzeczy…
– A jak wam minął wczorajszy wieczór? – spróbował ponownie zmienić temat, po czym machnął ręką w stronę stołu, na którym śniadanie samo się przygotowywało.
Wszyscy poruszyli się niespokojnie i Fin znieruchomiał.
– Czy wszystko w porządku? Nikomu nic się nie stało? – zapytał, zdjęty niepokojem.
– Och, wszyscy jesteśmy cali… przynajmniej na ciele – mruknął Andrews, zerkając porozumiewawczo na Harrisa.
– Mów za siebie – wtrącił Taylor, odbierając kawę, która przydryfowała ku niemu.
– Pewnych rzeczy nie da się odzobaczyć – stwierdził Harris z nietypową dla niego melancholią.
– Nie wiedziałem, że tam jesteście! – krzyknął Peter.
Sprzeczka rycerzy zwróciła uwagę nawet Hannah.
– W porządku, zaczniemy od ciebie – wskazała Andrewsa, który miał sińce pod oczami i wyglądał na udręczonego.
– Peter nakłonił Dawsona, by opuścił posterunek. Poszliśmy za nimi z Harrisem, żeby nie stała mu się żadna krzywda. Nie mieliśmy pojęcia, że to nam grozi niebezpieczeństwo. – Andrews zadrżał.
– Nic z tego nie rozumiem. – Dziewczyna zmarszczyła brwi i popatrzyła na Petera, który unikał jej wzroku.
– Słyszeli odgłosy męskich amorów – warknął Taylor. Opróżnił kubek jednym haustem, po czym podsunął go Finowi, domagając się dolewki.
– Spałeś z Troivackianinem? – zapytała z niedowierzaniem Hannah, biorąc się pod boki.
– Nie wiedziałem, że coś z tego będzie, kiedy zacząłem go podrywać! Poza tym Karter jest…
– Och, Karter? – powtórzyła z naciskiem Hannah, krzyżując ramiona i piorunując przyjaciela wzrokiem. Mężczyzna wyglądał, jakby marzył o ucieczce.
– Może byśmy… – zaczął łagodząco Fin.
– Nie wtrącaj się! Mam parę pytań do Petera i oczekuję szczerych odpowiedzi! – pisnęła histerycznie Hannah.
Czarownik zerknął na rycerzy, których miny świadczyły o tym, że na wszelki wypadek postanowili się nie odzywać.
Szczęśliwie dla Petera pojawił się ktoś, kto potrafił zapanować nad sytuacją.
– Dzień dobry wszystkim! Fin, kochany, opowiedz mi, jak… – Katelyn Ashowan wparowała do kuchni z zarumienioną twarzą i promiennym uśmiechem. Zawahała się na widok Hannah mierzącej Petera nieprzejednanym wzrokiem. – Co się dzieje?
– Człowiek, którego miałam za dobrego przyjaciela, poszedł do łóżka z wrogiem! – wybuchnęła ze złością Hannah.
Katelyn popatrzyła na Petera, który odpowiedział rozpaczliwym błagalnym spojrzeniem. Następnie przeniosła wzrok na swojego syna, ale ten tylko lekko wzruszył ramionami.
– Fakt, że ktoś pochodzi z kraju nieprzyjaciela, nie czyni go automatycznie wrogiem. Nie każdy obywatel popiera swojego władcę. Moja droga, zechciej mi towarzyszyć podczas przechadzki. Chciałabym zajrzeć do kilku rycerzy z baraków. Chyba że potrzebujesz teraz pomocy Hannah, Finie? – upewniła się Katelyn, delikatnie ujmując dłoń dziewczyny.
– Nie, nie! Proszę bardzo – zawołał gorliwie, a jasnowłosa pokojówka rzuciła mu wrogie spojrzenie.
Kate poklepała dziewczynę po ręce i wyprowadziła ją na zewnątrz, podczas gdy mężczyźni wstrzymali oddech z obawy, że Hannah zmieni zdanie i zawróci.
Wszyscy poczuli ulgę, gdy kobiety odeszły na bezpieczną odległość.
– Trzeba nieco okiełznać temperament Hannah – oznajmił Andrews, potrząsając głową.
– Przydałoby się… Jak tak dalej pójdzie, zacznę ją całować po stopach i błagać, żeby za mnie wyszła. – Harris popatrzył tęsknie na otwarte drzwi do ogrodu.
Taylor trzepnął go w tył głowy.
– Nie gadaj bzdur.
– A więc… Co z wami? – Fin zmienił temat, zwracając się bezpośrednio do Taylora i Lewisa.
Mężczyźni wymienili posępne spojrzenia.
Lewis potrząsnął głową, coraz bardziej zdenerwowany.
– Upiliśmy się z twoją mamą! – wypalił, kuląc się pod gniewnym spojrzeniem Taylora.
– Co takiego?! – ryknął Fin, zbliżając się niebezpiecznie do dwóch przerażonych rycerzy, którzy czym prędzej zrobili trzy kroki w tył.
– Nie ma w tym nic złego, Ashowan! Zobaczyła, że trzymamy straż przed domem, i zaprosiła nas do środka na piwo… Zanim się obejrzeliśmy, wychyliliśmy po kuflu i zaczęliśmy partyjkę… – Zawiesił głos, gdy ktoś zapukał do drzwi od strony zamkowego korytarza.
– Panie Ashowan? Możemy zamienić parę słów? – zawołał kapitan Antonio.
Fin zbladł i boleśnie przełknął ślinę.
Wizyta kapitana oznaczała nadejście nowych informacji na temat wojny… albo ktoś go rozpoznał na balu. Nie był pewien, która z tych możliwości bardziej go przerażała.
Poranna błogość opuściła go w mgnieniu oka. Fin przygotowywał się psychicznie na kolejne uderzenie chaosu.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI