Magia seksu - ebook
Magia seksu - ebook
Przystojny miliarder Marcus Moss prowadzi beztroskie życie. Czas spędza na rozrywkach, uprawia ryzykowne sporty. Nieoczekiwanie spada na niego wiadomość, że aby nie stracić pakietu kontrolnego akcji, musi spełnić warunek założycieli firmy i ożenić się przed trzydziestym piątym rokiem życia. On, który z żadną kobietą nie spędził więcej niż dwa dni! Stawka jednak jest wysoka i Marcus zgadza się na ślub – na papierze. Los wiąże go z Eve Seaton, genetyczką poszukującą inwestora do start-upu. Podpisują umowę biznesową i małżeńską. Nie mają nic do stracenia, za to wiele do zyskania. Proste? Owszem, choć nie przewidzieli, że już pierwszej nocy zostaną kochankami...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8342-458-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Powiedzcie, że to żart! – domagał się Marcus.
– Rozważ naszą propozycję – prosiła Gisela, kierowniczka jego sekretariatu. – Każda kobieta z tej listy z powodzeniem mogłaby odegrać rolę twojej tymczasowej żony.
– Co mam zrobić, żebyście wreszcie zrozumiały? – krzyknął. – Odmawiam uczestniczenia w tej grze!
– Nie jesteś jedynym uczestnikiem, Marcus – przypomniała mu jego bratowa Tilda. – Na szali leży przyszłość zawodowa wielu osób.
Marcus Moss, dyrektor do spraw technologii w MossTech, przeklinając pod nosem, odsunął się z fotelem od wielkiego biurka, wstał i spojrzał gniewnie na swoją siostrę Maddie, Tildę i Giselę Valez. Wszystkie trzy doprowadzały go do furii.
Gisela pracowała z nim od początku jego kariery w MossTech. Była bardzo kompetentna i gdy przebywał poza Seattle, nadzorując laboratoria rozrzucone po świecie, żelazną ręką kierowała biurem. Darzył ją szacunkiem i sympatią, ale dzisiaj wzbudzała w nim przeciwne uczucia.
Teraz skrzyżowała ramiona na wydatnym biuście.
– Nie prosimy, żebyś zakochał się na zawołanie – powiedziała. – Prosimy, żebyś zawarł transakcję.
– I nie zostało ci zbyt dużo czasu – przypomniała Maddie. – Za siedem tygodni kończysz trzydzieści pięć lat i jeśli będziesz kawalerem, pakiet kontrolny akcji trafi w ręce wuja Jerome’a, co oznacza koniec MossTech.
Marcus zamknął oczy i znów zaklął. Przejęcie pakietu kontrolnego przez wuja byłoby karą za niespełnienie absurdalnego warunku babki. Nawet po przejściu na emeryturę Jerome koniecznie chciał kierować MossTech. Było to jego pragnieniem, odkąd razem z bratem, a dziadkiem Marcusa, Bertramem, założyli firmę. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat toczyli ustawiczną wojnę o wpływy, a teraz babka, współwłaścicielka firmy i dyrektor naczelna, postanowiła szantażem doprowadzić wnuki i wnuczkę na kobierzec ślubny. Calebowi i Maddie się poszczęściło. On ożenił się rok temu, ona miała wyjść za mąż za kilka tygodni.
– I jak? – zapytała, gdy milczenie się przedłużało. – Ziemia do Marcusa. Zrób coś.
– Cały czas robię – żachnął się. – Usiłuję ratować, ile się da, zanim Jerome zaorze wszystko, co zbudowaliśmy. Przestańcie mnie rozpraszać!
– Nasza propozycja kupuje ci czas – przekonywała Tilda. – Zawrzyj z kimś z listy kontrakt korzystny dla obu stron. Nie musisz udawać, że to prawdziwe małżeństwo. Babcia jest za mądra, żeby się czepiać akurat w tym momencie.
– Jakby to było takie proste! – prychnął. – Nie jestem Calebem, Til. Jasno dałem każdej dziewczynie, z którą randkowałem, do zrozumienia, że nie interesują mnie związki. Nie chcę prawdziwego małżeństwa. I nie chcę udawanego!
Zielone oczy Tildy się zwęziły.
– Daj spokój, Marcus. Kobiety padają ci do stóp jak owoce z drzewa. Wystarczy pstryknąć palcami.
– Jeśli chodzi o partnerkę na gorący weekend, to owszem. Ale nie mówimy o weekendzie.
– Dąsasz się, bo przyszła kolej na ciebie – wytknęła mu Maddie. – Miałeś nadzieję, że Caleb albo ja nie wywiążemy się z zadania i będzie po sprawie. A tu masz.
– To cudownie i cieszę się bardzo, ale nie powinniście spełniać każdej zachcianki babci. Teraz uważa, że jak już zadbała o wasz los, kolej na mnie.
Tilda i Maddie wymieniły słabe uśmiechy.
– Nie liczyłam się z życzeniem babki, kiedy zakochałam się w Jacku – oznajmiła Maddie. – Słuchałam głosu serca.
– Ja również – odezwała się Tilda.
– Ja też tak zrobię – burknął. – Nie podporządkuję się cudzej woli, wiecie o tym. Caleb to wie i babcia także.
– Próbuje naprawić dawne błędy – powiedziała Tilda. – Komenderuje tobą, ale w swoim mniemaniu ci pomaga. I naprawdę nie stara się cię ukarać.
– Próbowała mną komenderować, odkąd zacząłem chodzić – odparł. – Skoro wtedy jej się nie udawało, to dlaczego teraz ma się udać?
– Pamiętasz tę rozmowę wideo z Indonezji? I potworną kłótnię na cały świat?
– Tamtą, kiedy babcia usiłowała wybrać mi partnerkę na twój ślub? Pamiętam aż za dobrze.
– Powiedziałeś wtedy, że raczej wyciągniesz los z kapelusza, niż pójdziesz z dziewczyną wybraną przez nią. I wiesz, co? Podsunąłeś nam pomysł.
– Żartowałem, Til – wysyczał przez zęby.
– Ty tak, ale my nie. Wyciągniesz karteczkę z nazwiskiem. Zobaczymy, na kogo padnie. Zgódź się. Będzie przy tym trochę zabawy.
– Przejrzałam listę kobiet w MossTech i wybrałam te, które mają angaż tylko do konkretnych projektów – zaczęła Gisela. – Wszystkie inteligentne i ambitne. Podpisały umowę o poufności, ale przygotujemy dodatkowy aneks. Mogą odmówić i nie będzie to miało wpływu na ich karierę. Zrobiłam algorytm, żeby wyłowić singielki w odpowiednim wieku, potem wysondowałam, czy nie są zaręczone ani czy nie mieszkają z partnerem. Wiem, że to brzmi dziwacznie, ale sytuacja podbramkowa wymaga niekonwencjonalnych zachowań, prawda? Która kobieta nie chciałaby zostać tymczasową żoną największego przystojniaka wśród dyrektorów MossTech?
– Ten tytuł należy się Calebowi – burknął Marcus.
– Już nie – zaprotestowała Tilda. – Przeszedł na ciebie, kiedy Caleb ożenił się ze mną. Teraz Caleb jest zwyczajnym zagonionym mężem i ojcem, który usiłuje pogodzić życie rodzinne z pracą. Noś go z dumą, Cudowny Chłopcze.
Uśmiechy, jakie wymieniła z Giselą i Maddie, sprawiły, że krew się w nim zagotowała.
– Nie przeciągajcie liny – ostrzegł.
– Uśmiechnij się, braciszku – Maddie starała się go udobruchać. – Z doświadczenia wiem, jak trudno jest znaleźć kandydata na małżonka w krótkim czasie. Calebowi babcia dała tylko miesiąc. Próbujemy przygotować dla ciebie trampolinę do…
– Do skoku w przepaść!
– A propos przepaści – odezwała się Tilda. – Jeśli Jerome przejmie firmę, zablokuje fuzję z przedsiębiorstwem mojego ojca, co odbije się na pracownikach Riley Biotech. Marcus, weź to pod uwagę. Teraz nie chodzi tylko o ciebie.
– Pogadaj z babcią. Ten pasztet to nie moje dzieło.
– Kup nam trochę czasu – poprosiła. – Osiemset osób w Riley Biotech liczy, że ochronię ich byt. Postaraj się. Trzymaj Jerome’a w niepewności. Pamiętaj, że zostawiasz sobie furtkę. Małżeństwo nie będzie trwać wiecznie. Pokażę ci kontrakt, jaki zawarliśmy z Calebem. Zmodyfikuj go według swojej woli.
– Nie będę tańczył, jak mi babcia zagra – oświadczył Marcus. – To poniżające.
– Tak samo jak zwolnienie z pracy – wtrąciła Gisela.
– Posłuchaj – zaczęła Maddie – nigdy nie chciałeś się żenić, tak? To małżeństwo na niby, więc nie oddajesz niczego, co dla ciebie ważne.
– Tylko dumę, honor i integralność.
Gisela przewróciła oczami.
– Mnie kuzyni wyswatali z Hectorem na ślubie wuja Luiza. Dwa dni później się zaręczyliśmy. Od trzydziestu lat jesteśmy zgodnym małżeństwem, jeśli nie liczyć jego chrapania. Czym moja sytuacja różni się od tej?
– Przynajmniej masz pewność, że każda osoba zatrudniona do specjalnych projektów przez MossTech jest prześwietlona na wszystkie sposoby – namawiała Maddie.
– Czy babcia zażądała badania DNA? Zaświadczenia od dentysty? Raportu o stanie zdrowia?
– Nie rozmawiałam o tym z panią Moss. To są wszystko miłe, godne szacunku młode kobiety, więc bądź uprzejmy. – Gisela wyjęła arkusz papieru i szafirową torebkę na prezenty. – Nie mam kapelusza, ale możemy użyć torebki Diora po perfumach _J’adore_, które dałeś mi na urodziny. A przy okazji, uwielbiam ten zapach.
– Cieszę się – odparł ponurym głosem. – Nie wystarczyły jednak, żeby zatrzymać cię w moim obozie. Co mam ci ofiarować? Perły? Krew prosto z serca?
– To wszystko służy najlepszym interesom, więc nie dramatyzuj – skarciła go Gisela. – Wiesz, że razem z tobą Jerome wyrzuci twój personel. Od tygodni rozsyłamy podania i życiorysy. Stres bardzo negatywnie wpływa na morale zespołu.
O tym nie pomyślał. Był w szoku.
– Wykluczone! – zawołał. – Dlaczego miałby to robić? Gdyby cię zwolnił, strzeliłby sobie w stopę. Na wylot znasz to miejsce. Wszystkie nasze operacje, naszych inżynierów, naszą historię, laboratoria we wszystkich zakątkach świata. Jerome byłby szaleńcem, gdyby się ciebie pozbył!
– On mi nie zaufa. – W głosie Giseli brzmiała nuta rezygnacji. – Zwolni nas oboje. A ja miałam nadzieję dotrwać tu do emerytury. Nie chcę w tym wieku szukać nowej roboty, więc nie tylko twój los leży na szali, okej? Sebastian! – zawołała. – Przynieś mi jakieś nożyczki!
Młody asystent przybiegł z nożyczkami w dłoni. Z ciekawości oczy niemal wychodziły mu z orbit.
Gisela wręczyła mu arkusz.
– Potnij to na paski i wrzuć do tej torebki.
Sebastian przebiegł oczami listę nazwisk.
– To losowanie narzeczonej?
Marcus aż się skrzywił.
– Cały sekretariat wie o tym cyrku?
– Nie twój interes, Sebastianie. – Gisela skruszona spojrzała na Marcusa. – Musiałam popytać o stan cywilny kandydatek. Starałam się być dyskretna, ale…
– Rozumiem – uciął.
Sebastian pomachał paskiem papieru.
– Nix Barb Jennings. Na konferencji w Vegas poznała kogoś. Teraz ma rozmarzony wzrok i ciągle chichocze.
– Dzięki za info.
Gisela wyjęła mu z ręki pasek i wrzuciła go do kosza. Sebastian włożył pozostałe paski do torebki Diora i postawił ją na biurku przed Marcusem.
– Dzięki, Sebastianie. – Gisela odprawiła chłopaka.
– Mam wyciągnąć karteczkę z nazwiskiem, pójść do nieznajomej kobiety i poprosić, żeby za mnie wyszła, tak? – zapytał Marcus.
– Tak – odpowiedziały unisono.
– Braciszku, posłuchaj – zaczęła Maddie. – Jeśli ktokolwiek na świecie może to zrobić, to tą osobą jesteś ty. Nie chcę, żeby to zabrzmiało banalnie, ale jesteś bogaty, inteligentny i obłędnie seksowny. Bez względu na aspiracje zawodowe kobiety nie są obojętne na takie cechy.
– Uwielbiasz ten dreszczyk niepewności, co? – odezwała się Tilda. – Dlatego uprawiasz sporty ekstremalne. Potraktuj to tak samo. Zobaczysz, dokąd cię to zaprowadzi.
– Najchętniej na koniec świata – mruknął.
– Flaki sobie dla ciebie wypruwałam – ciągnęła Gisela. – Jesteś mi coś winien. Przynajmniej spróbuj, zanim wysadzisz w powietrze samolot z nami na pokładzie.
– Nie grajcie na moich wyrzutach sumienia – obruszył się. – Nie ja siedzę za sterami.
Gisela wyciągnęła rękę z torebką w jego stronę.
– Dla reszty z nas to niczego nie zmienia. Nie boję się narazić szefowi, bo i tak mnie zwolnią. Ciągnij.
Zaklął w duchu. Zepchnęły go do narożnika i wiedziały o tym. Włożył rękę do torebki i w niej pogrzebał.
– Przestań grać na zwłokę – zirytowała się Maddie.
– Przestań zrzędzić – odciął się i wyciągnął pasek.
– Kto to? – zapytały chórem.
Spojrzał na nazwisko.
– Eve Seaton. Nigdy o niej nie słyszałem.
Tilda głośno wciągnęła powietrze w płuca.
– A ja tak. Caleb mówił o niej. Wszyscy chcieli ją zaangażować, ale ją interesowała tylko umowa krótkoterminowa. Caleb ma nadzieję, że zmieni zdanie.
– Specjalność?
– Genetyka. – Gisela zaczęła z zawrotną szybkością stukać w klawiaturę. – Mówią, że jest obłędnie inteligentna. Zaangażowali ją na szefową zespołu badającego sekwencję genomu jakiegoś grzyba atakującego korzenie czegoś tam. Och, jest. Doktor Eve Seaton. Spójrzcie.
Marcus stanął za jej plecami i spojrzał na ekran. Na zdjęciu Eve miała ciemne włosy zaczesane do tyłu i albo związane w kucyk, albo splecione w warkocz, albo upięte w kok. Nosiła okulary w czarnej oprawie i biały kitel laboratoryjny, który zlewał się z białym tłem, dlatego twarz i dłonie zdawały się unosić na morzu bieli. Nachylił się bardziej. Jej oczy przyciągały go mimo okularów, które w dziwny sposób wcale nie stanowiły bariery. Duże, głęboko osadzone, żywe, szare z jasnymi refleksami. Pełne spokojnego wyzwania.
Nagle zorientował się, że trzy kobiety wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
– Na pewno jest tak bystra jak ty, o ile nie bystrzejsza. – Maddie przybrała ironiczny ton młodszej siostry. – Może powinieneś spróbować drugi raz.
– Przestań pastwić się nade mną – burknął. – Nie jesteśmy w przedszkolu. – Odpowiedział mu stłumiony chichot. Miał ich dość. – Później porozmawiamy.
– Zaczekaj! – Gisela kliknęła myszą. – Jest w laboratorium genetyki, pokój czterysta pięćdziesiąt. Weź to. – Ze stosu dokumentów wyjęła papierową teczkę. – To wszystko, co udało mi się znaleźć na jej temat. Dyplomy, CV, członkostwo w organizacjach, publikacje. W zamian za tę przysługę możesz urzeczywistnić jej marzenia. Hm?
Wziął teczkę. Pozbycie się trzech kobiet z gabinetu bez użycia przemocy fizycznej wydawało się niemożliwe, dlatego wyszedł. Gdy mijał kolejne stanowiska w otwartej przestrzeni biurowej, pracownicy odwracali głowy, doskonale wyczuwając jego nastrój.
Tylko Sebastian nie zwietrzył niebezpieczeństwa.
– Jak było? Kogo pan wyciągnął? – zawołał.
Marcus wycelował w niego palec wskazujący.
– Ani. Słowa. Więcej.
Chłopak skulił się w sobie i wymamrotał przeprosiny.
Wyszedł na dziedziniec wewnętrzny kompleksu biurowego. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem.
W głowie rozbrzmiewały mu słowa, jakie przed chwilą padły z ust Giseli, Tildy i Maddie.
„Nie jesteś jedynym uczestnikiem tej gry”.
„Na szali leży przyszłość zawodowa wielu osób”.
„Przynajmniej spróbuj, zanim wysadzisz w powietrze samolot z nami na pokładzie”.
Niech szlag trafi babcię za to, że zrzuciła taki ciężar na jego barki. Gdyby chodziło tylko o niego, bez żalu pożegnałby MossTech. Nawet gdyby naraził Caleba na stratę pracy, też by tak zrobił, brat świetnie dałby sobie radę. Przeżywał dobry okres. Był bez pamięci zakochany w Tildzie i małej Annice. Nie posiadał się ze szczęścia, że jego najlepszy przyjaciel, Jack Daly, wrócił i dzięki Maddie, która stała się miłością jego życia, został oczyszczony z zarzutów. Wszechobecne szczęście i miłość wprawiały go w stan śpiączki cukrzycowej.
Ale świadomość, że Gisela i cała reszta zostaną zwolnieni… Psiakrew, zaklął w duchu. Co z pracownikami Riley Biotech ojca Tildy?
Zatrzymał się pośrodku dziedzińca obok fontanny. Woda spływała po błyszczącej kuli z czarnego granitu. Otworzył teczkę. W środku były artykuły z pism naukowych. Nazwisko Eve zawsze figurowało na pierwszym miejscu.
Jego wzrok przykuło zdjęcie Eve odbierającej nagrodę za osiągnięcia w dziedzinie biotechnologii. Uśmiechnięta, otoczona rozpromienionymi kolegami, trzymała kryształową statuetkę. Ma na sobie haftowaną grafitową suknię o kroju chińskiej tuniki z wysoką stójką. Dopasowaną, podkreślającą figurę. Całkiem niezłą.
Nagrodę przyznano za projekt pod nazwą Corzo. Przerzucił dokumenty. Eve z zespołem wyhodowali genetycznie zmodyfikowaną wieloletnią trawę, która nie wymaga przekopywania i absorbuje ogromne ilości dwutlenku węgla z powietrza. Po dwóch latach łąka obsiana corzo może wychwycić więcej dwutlenku węgla z atmosfery niż podobna działka lasu deszczowego, jednocześnie dając bogate w białko nasiona nadające się do jedzenia przez ludzi i zwierzęta. Chmary zagrożonych wyginięciem pszczół zlatywały się do kwiatów. Miły bonus, pomyślał.
Artykuły zebrane przez Giselę podkreślały, że corzo jest nie tylko jadalne, ale na dodatek smaczne. Jeden opisywał współpracę zespołu Eve z lokalnymi piekarzami, którzy opracowali przepisy kulinarne. Inne czasopismo zachwalało wakacyjną trasę połączoną z degustacją produktów powstałych na bazie corzo i publikowało zdjęcie Eve z zespołem zgromadzonym wokół stołu zastawionego koszami z chlebem, bułeczkami i makaronami. Na innym Eve krakersem nabiera pastę serową z miseczki, na jeszcze innym podnosi do ust ciasteczko.
Miły uśmiech. Ładne pełne wargi. Wysoka. Zgrabna. Wyjął komórkę i wybrał numer Giseli.
– Czy projekt Eve Seaton ma sponsorów? – zapytał.
– Miał, ale w zeszłym roku stracił z jakiegoś powodu – usłyszał. – Świetny projekt, prawda?
– Tak. Dzięki.
W jego kieszeni zabrzęczała druga komórka. Zaklął. Żałował, że nie zostawił jej w szufladzie biurka. Służyła mu tylko do kontaktów z kobietami, z którymi umawiał się na seks. Ostatnio, gdy rozeszły się plotki o tym, że musi się ożenić, zaczęły wydzwaniać do niego byłe partnerki.
Spojrzał na ekran. Teresa Haber. Weekendowa przygoda sprzed kilku miesięcy. Postanowił odebrać.
– Cześć.
– Cześć. – Jej głos miał uwodzicielskie brzmienie. – Doszły mnie szokujące plotki o tym, że babka zmusza cię do małżeństwa. To prawda?
– Tak, ale sprawa już nieaktualna. Miłego wieczoru.
– Czyli kogoś znalazłeś? Kogo?
Zakończył połączenie. Nie jej cholerny interes.
Spojrzał na artykuł i zdjęcie uśmiechniętej Eve. Po drugiej stronie fontanny stał biurowiec, a w nim znajdował się pokój 450. O tej porze dziedziniec był prawie pusty. Eve Seaton pewnie też wyszła do domu, niemniej wszedł do holu z windami i nacisnął przycisk czwartego piętra.
Winda stanęła, drzwi rozsunęły się, do kabiny, którą opuścił, weszło kilka osób. Przeszedł prawie pustym korytarzem do drzwi z numerem 450. Były zamknięte.
Nagle zobaczył wysokiego mężczyznę o azjatyckich rysach, który właśnie wychodził z pomieszczenia czystego.
– Przepraszam. Szukam Eve Seaton.
– Jest w clean roomie.
– Dziękuję. – Stanął i przez szybę patrzył na swoją przyszłą żonę, nieświadomą, że jest obserwowana.