Magiczne Drzewo. Berło - ebook
Magiczne Drzewo. Berło - ebook
Bohaterowie zdobywają berło, które daje władzę nad ludźmi i przedmiotami. Groźni przestępcy porywają berło, a z nim Idalię i Alika. Tworzą straszliwego robota, który ma pozbawić świat elektryczności. Wszędzie gasną światła i przestają działać urządzenia. Kuki, Gabi, Blubek i mówiący pies wyruszają walczyć z pożeraczem prądu. Jednak trudno go odnaleźć, bo robot potrafi zmieniać się w chłopca...
Andrzej Maleszka, reżyser filmowy, autor powieści i scenariuszy. Jest zdobywcą wielu nagród na międzynarodowych festiwalach. Jego filmy i powieści są pełne fantastycznych przygód. A jednocześnie opowiadają o ważnych sprawach.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-4944-8 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzeciego dnia piorun uderzył w olbrzymi stary dąb rosnący na wzgórzu. Drzewo pękło i runęło na ziemię. Zadrżały domy w całej dolinie, a burza natychmiast ustała.
Nie był to zwyczajny dąb. Było to Magiczne Drzewo. Miało w sobie ogromną, cudowną moc, lecz wtedy nikt o tym nie wiedział.
Ludzie zawieźli je do tartaku i pocięli na deski. Z drewna zrobiono setki różnych przedmiotów, a w każdym przedmiocie została cząstka magicznej mocy. W zwyczajnych rzeczach ukryła się siła, jakiej nie znał dotąd świat. Wysłano je do sklepów i od tego dnia na całym świecie zaczęły się niesamowite zdarzenia.Był piątek, dwunasty maja. W twierdzy Angaro dwaj mężczyźni w czarnych płaszczach pędzili po schodach. Stalowe stopnie łomotały jak bębny. TRACH! TRACH! TRACH!
Wbiegli do przedsionka i zatrzymali się przed wysokimi drzwiami. Jeden z przybyszy dotknął mosiężnej głowy wilka sterczącej w miejscu klamki. Ciężkie drzwi zaczęły się otwierać. Odsłoniła się wielka mroczna sala. Jej ściany i podłoga były zrobione z kamienia, a okna szczelnie zakryte. Na środku stało podwyższenie z żelaznym fotelem. Siedział na nim ktoś ledwo widoczny w mroku. Wyglądał, jakby był cieniem.
Mężczyźni w czarnych płaszczach weszli do sali.
Jeden z mężczyzn zawołał:
– Don Morrati! Znaleźliśmy je wreszcie. Wiemy, gdzie jest! – Uniósł mapę trzymaną w ręku i dotknął jakiegoś punktu. – Jest tutaj!
– Kto je posiada? – spytał głos w ciemności.
– Złodziej. Rudy drań, który kradnie zegarki.
– Kłamiesz – mruknął człowiek na fotelu. – Kto ma ten przedmiot, nie musi kraść. Może mieć wszystko.
– On nie chce mieć wszystkiego. Boi się.
– Czyli jest głupcem. Jedźcie tam i zdobądźcie ten przedmiot. Pamiętajcie, że ma straszliwą moc. Wiecie, co trzeba zrobić?
– Wiemy, Don Morrati!
– Ruszajcie!
Po kilku minutach w murze otaczającym twierdzę otworzyła się brama. Wyjechało szare bmw. Siedziało w nim dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach.
Drogę przecinała rzeka, nad którą był przerzucony żelazny most. Kierowca dotknął ekranu w samochodzie. Most drgnął i lekko się przesunął. Bmw przetoczyło się po nim ostrożnie. Potem silnik zahuczał i samochód popędził drogą wśród czarnych skał. Słońce już zachodziło i powoli zapadał zmrok.
Rankiem następnego dnia Kuki, Gabi i Blubek stali przed bramą domu na ulicy Weneckiej. Obok opierali się o ścianę Alik i Idalia.
Wszyscy gapili się na Budynia, który ze smętną miną siedział na chodniku.
– Szefie, naprawdę muszę? – spytał kundelek.
– Musisz! – stwierdził stanowczo Kuki.
– Ale ja dziś kiepsko się czuję – pisnął żałośnie psiak. – Boli mnie ogonek. I pazurki!
– Nie zmyślaj, Budyń – powiedziała Ida. – Po prostu nie chce ci się biegać!
– Zgadza się. Nienawidzę tego głupiego joggingu. Gdybym miał gonić kota, to co innego. Ale biegać, żeby biegać, to jest bez sensu!
– Weterynarz kazał ci uprawiać jogging, bo za bardzo utyłeś – oświadczyła Gabi. – Musisz się odchudzać.
– Wciągasz za dużo kiełbasek czosnkowych – zaśmiał się Blubek.
– To nie moja wina! – zawołał oburzony kundelek. – Od kiedy Korto przestał istnieć, nie mamy żadnych porządnych przygód. Więc z nudów jem i oglądam telewizję.
– Budyń, przestań marudzić. Biegnij!
– A czemu wy nie biegniecie? – pisnął psiak.
– Musimy jechać do szkoły na próbę przedstawienia – powiedział Alik.
– Budyń, koniec gadania – oświadczył stanowczo Kuki. – Start!
Kundelek westchnął i pobiegł ulicą Wenecką.
– Tylko nie oszukuj! – zawołał Kuki. – Masz biec do Rynku i z powrotem. Pięć razy!
– Pięć razy… Jeszcze czego! – mruczał psiak, truchtając niezbyt szybko. – Pobiegnę tylko do sklepu z serdelkami i tam sobie odpocznę na ławce. Powdycham zapach kiełbasek, bo od wąchania pies nie tyje. Ale jak sprzedawczyni da mi kilka serdelków, to trudno, będę musiał zjeść. Przecież nie mogę być niegrzeczny…
Rudzielec zamknął drzwi i odwrócił tabliczkę wiszącą za szybą. OTWARTE zmieniło się w ZAMKNIĘTE.
– Do mnie, Roko! – zawołał.
Rozległ się łopot skrzydeł. Nad głową mężczyzny przeleciał ptak i usiadł na lampie. Był to kruk o czarnych lśniących piórach.
– Chodź tu! – krzyknął Rudzielec.
Ptak siedział bez ruchu.
– Nie słuchasz rozkazów? Poczekaj, łobuzie! Zaraz będziesz posłuszny!
Mężczyzna ruszył w głąb mrocznego pomieszczenia. Minął kufer pełen kościotrupów i regał z głowami wampirów. Wszedł między długie rzędy wieszaków. Kołysały się na nich złote płaszcze, rycerskie zbroje i futra wielkich myszy.
Rudzielec odsunął jeden z wieszaków. Ukazała się metalowa szafa z potężnym zamkiem. Mężczyzna zdjął zawieszony na szyi klucz i włożył go do zamka. Przekręcił. Drzwi szafy otworzyły się z ponurym zgrzytaniem. Błysnęło światło.
Na półkach leżały zegarki. Były ze złota, niektóre ozdobiono drogimi kamieniami. Zegarków było mnóstwo… Setki! Wskazówki poruszały się, wypełniając szafę głośnym tykaniem.
Rudzielec przyglądał się zegarkom z czułością. Wsłuchiwał się w ich tykanie jak w najpiękniejszą muzykę. Potem spojrzał na najwyższą półkę szafy. Leżało tam coś długiego i lśniącego.
Mężczyzna założył grube rękawice i ostrożnie wyjął przedmiot. W sali pojaśniało, jakby ktoś zapalił lampę.
Rudzielec trzymał w dłoni królewskie berło. Było zrobione z drewna i pomalowane złotą farbą. Świeciło w ciemności.
Mężczyzna przez chwilę stał z uniesionym berłem, patrząc na swe odbicie w lustrze.
Ptak skulony na żyrandolu obserwował go z niepokojem. Rudzielec wycelował w niego berło.
– Roko! Do mnie! – rozkazał.
Kruk wrzasnął, jakby go ukłuła niewidzialna igła, a potem pofrunął i wylądował na głowie Rudzielca.
Ulicą Kasztanową jechali na rowerach Kuki, Gabi i Blubek, za nimi Ida i Alik.
– Budyń ma rację – powiedział Kuki.
– Z czym? – spytał Blubek.
– Od kiedy nie ma Korto, jest strasznie nudno. Nie ma szans, by znaleźć nowy magiczny przedmiot, i nic się nie dzieje.
– Biedny Korto… – westchnęła Ida. – Zginął, żeby nas ocalić*.
– Szkoda, że nie można go naprawić – powiedziała Gabi.
– Nie da rady – mruknął Blubek. – Korto jest totalnie zniszczony.
– A wiecie, że on mi się dzisiaj śnił? – powiedział Alik.
– Korto?
– Tak. Śniło mi się, jak walczył z olbrzymami. Zanim go zniszczyły, spojrzał na mnie i powiedział: „Uważaj. To będzie dziś”. A potem dodał coś dziwnego.
– Co?
– Powiedział: „Noś rękawice!”.
– Noś rękawice? – zdziwiła się Ida. – Co to znaczy?
– Nic. Po prostu sen.
– Słuchajcie, musimy się pospieszyć – powiedziała Gabi. – Bo spóźnimy się na próbę.
– Ścigamy się! – zawołała Ida. – Start!
Popędzili w stronę szkoły.
Drzwi z kryształowymi szybkami otwierały się powoli. Wyfrunął zza nich czarny ptak, a potem wysunął się Rudzielec. Miał na dłoniach rękawice, w prawej ręce trzymał berło. Rozejrzał się uważnie.
Był ciepły majowy dzień, słońce wyglądało zza białych obłoków.
– Są chmury – szepnął Rudzielec. – To dobrze…
Poszedł ulicą Wilczą w stronę Rynku. Czarny ptak leciał nad jego głową. Nagle Rudzielec zatrzymał się. Przypomniał sobie, że nie zamknął drzwi, jednak nie chciało mu się wracać. Poszedł dalej.
Budyń biegł staromiejską uliczką w stronę Rynku. Miał wywieszony język i był zziajany.
– Nie cierpię joggingu – sapał. – Czy oni nie rozumieją, że pies się męczy dwa razy bardziej, bo musi przebierać czterema łapami! Niech ten weterynarz sam sobie biega! Na czworakach oczywiście!
Na szczęście niedaleko był sklep SERDELEK, przy którym Budyń postanowił odpocząć. Psiak czuł już rozkoszną woń kiełbasek unoszącą się w powietrzu.
Nagle z bocznej ulicy ktoś wyszedł. Niemal wpadł na Budynia.
Kundelek zatrzymał się.
Przed nim stał mężczyzna z rudymi włosami. W ręku trzymał jakiś długi przedmiot. Nie zwrócił uwagi na Budynia, bo gapił się w niebo.
– Do mnie, Roko! – zawołał.
Po chwili przyfrunął czarny ptak i usiadł na ramieniu Rudzielca.
– Nie oddalaj się! – mruknął mężczyzna. – Chcę cię stale widzieć, rozumiesz?!
Ptak kiwnął głową.
Rudzielec rozejrzał się. Poza Budyniem na ulicy nikogo nie było.
– Zaczynamy – szepnął.
Skierował berło w górę, w stronę chmur, i powiedział coś po cichu.
Zdziwiony Budyń zobaczył, że obłoki na niebie drgnęły i zaczęły opadać jak wielkie spadochrony! Albo jak ogromne poduszki, które ktoś zrzucił z nieba! Po chwili chmury wpłynęły między domy, wypełniając ulice gęstą mgłą. Wszystko zniknęło w białych oparach. Budynki i ludzie stali się niemal niewidoczni! Jakby ktoś pomalował miasto farbą niewidzialności!
Rudzielec zaśmiał się.
– Dobrze. Teraz nikt nas nie zobaczy.
Ruszył w stronę Rynku, znikając we mgle.
Budyń gapił się zdumiony.
– Muszę to zbadać… – wyszeptał.
Zapomniał o sklepie SERDELEK i pobiegł za tajemniczym przechodniem. Rudzielec przepadł w białych oparach, ale genialny nos prowadził kundelka jego tropem.
Zapach zaprowadził Budynia aż na Rynek. Tutaj mgła była rzadsza i widać było zarysy domów i ludzi.
Kundelek ujrzał Rudzielca. Stał przed sklepem ze szwajcarskimi zegarkami i wpatrywał się w wystawę. Leżał tam zegarek ozdobiony wielkimi brylantami. Obok stała tabliczka z napisem: BIG BANG CHRONOGRAF. CENA 3 000 000.
Budyń zobaczył, że Rudzielec cofa się kilka kroków i kieruje berło w stronę wystawy. Mężczyzna wyszeptał coś. TRACH! Pancerna szyba pękła, rozlatując się na tysiąc kawałków. Zawył alarm w sklepie.
Rudzielec machnął berłem.
– Roko! Bierz go! – krzyknął. – Szybko!
Kruk wylądował na wystawie sklepu. Błyskawicznie porwał brylantowy zegarek i odfrunął, trzymając zdobycz w dziobie.
W tej chwili ze sklepu wyskoczył sprzedawca.
– Napad! – wrzasnął. – Kradną! Policja!!!
Rudzielec wycelował w niego berło.
– Stój i milcz! – rozkazał.
Sprzedawca zastygł, jakby ktoś go przykleił do chodnika. Zacisnął wargi i zamilkł.
Złodziej spokojnie się odwrócił i chciał odejść. Wtedy zobaczył Budynia.
Psiak stał kilka kroków od niego i patrzył niepewnie.
Rudzielec mruknął:
– Nie lubię, jak ktoś się na mnie gapi, kundlu! – Skierował berło w stronę psiaka i krzyknął: – Wynoś się! No już! Biegnij!
TRACH! Budyń poczuł, jakby go trafił niewidzialny pocisk! W głowie mu zawirowało i prawie zemdlał. A potem gwałtownie się odwrócił i pognał ulicą. Pędził jak szalony. Próbował się zatrzymać, ale nie mógł. Coś zmuszało go do biegu!
Kundelek dobiegł do skrzyżowania. Na przejściu zapaliło się czerwone światło, ale Budyń się nie zatrzymał. Wbiegł między jadące auta, które hamowały, wyjąc klaksonami. Psiak przebiegł jezdnię i pognał dalej. Ledwo widoczny we mgle, pędził kolejnymi ulicami. Nie potrafił się zatrzymać. Jego łapy poruszały się nieustannie, jak nogi zepsutego robota.
Przechodnie słyszeli we mgle rozpaczliwy krzyk:
– Ratunku! Zatrzymajcie moje łapy! Zatrzymajcie je! Pomóżcie mi!!!
Ale nikt nie pomógł kundelkowi. Nikt nie zatrzymał jego biednych łapek. Więc Budyń musiał pędzić, wciąż dalej i dalej.
W końcu dotarł do granicy miasta. Tutaj mgły już nie było. Kundelek zobaczył przed sobą autostradę. Wbiegł na nią przez dziurę w płocie i zaczął pędzić między autami. Samochody omijały go w ostatniej chwili. Wielkie tiry przejeżdżały ponad biegnącym psem.
– Zginę – jęczał przerażony Budyń. – Rozjadą mnie. Rozgniotą jak pustą puszkę! Muszę się zatrzymać!!!
Ale biedny psiak nie potrafił zatrzymać swych nóg. Gnał autostradą jak samochód z zepsutymi hamulcami.
Jakiś autobus minął kundelka dosłownie o włos. Jedna z pasażerek zauważyła biegnącego psa. Chwyciła telefon i zadzwoniła na policję.
Król wstał z tronu.
– Poddani! – zawołał. – Ukłońcie się władcy!
Wszyscy się ukłonili.
Król łaskawie pokiwał ręką i powiedział:
– A teraz władca chce być sam. Wracajcie do swych domów.
– Alik, znowu pomyliłeś tekst! – zawołał Nikodem zwany Trupkiem. – Masz mówić: „Idźcie do swych domów”, a nie „wracajcie”.
– Przecież to jest to samo – powiedział Alik. Ze złością zdjął koronę i zszedł ze sceny.
– Nie jest to samo! – burknął Trupek. – Tekst trzeba mówić dokładnie. A ty ciągle zapominasz roli!
– Trupek, jesteś głupi! – krzyknął Alik.
– Ty jesteś głupi!
– Przestańcie się kłócić! – powiedziała nauczycielka, pani Szulc (prywatnie mama Alika).
– Ale on ciągle zapomina tekstu! – zawołał Nikodem. – Przez niego przegramy.
– Gadasz tak, bo zazdrościsz, że gram króla, a ty klowna! – odgryzł się Alik.
– Nieprawda! – wrzasnął Nikodem.
– Prawda!
– Dosyć! – przerwała pani Szulc. – Posłuchajcie. Jeśli mamy wygrać festiwal, to nie możemy się kłócić. Musimy być jedną drużyną!
– I tak nie wygramy, bo jesteśmy beznadziejnymi aktorami – westchnęła Idalia, zdejmując koronę księżniczki.
– A ja uważam, że jesteście świetnymi aktorami – powiedziała nauczycielka. – Gracie naprawdę dobrze. Dlatego ogłaszam koniec próby generalnej. Możecie iść do domów.
Uczniowie z ulgą zdejmowali kostiumy. Od miesiąca codziennie mieli próby do przedstawienia Wspaniały król. Jutro miała być premiera. Na widowni usiądą wszyscy uczniowie ze szkoły. A także jurorzy, którzy wybierają najlepszy szkolny spektakl. Nagrodą dla zwycięzcy był wyjazd na festiwal do Londynu!
Wszyscy okropnie się denerwowali nadchodzącą premierą. Najbardziej Alik i Ida, którzy grali główne role.
– Ej! Uważajcie na stroje! – zawołała Gabi. – Nie rzucajcie ich byle gdzie. Schowajcie je do kartonu!
Gabi była odpowiedzialna za kostiumy. Sama je zaprojektowała i uszyła. Stroje były naprawdę niesamowite. Zwłaszcza suknia królowej i płaszcz króla.
Kuki wybrał muzykę do przedstawienia i obsługiwał nagłośnienie.
Światłem i dekoracją zajmował się Blubek.
– Proszę pani! – zawołał. – Musimy jeszcze raz pomalować zamek, bo farba poodpadała…
– Masz rację – powiedziała pani Szulc. – Kto zostanie z Blubkiem i pomoże malować?
– My! – zawołali jednocześnie Ida i Alik.
– My też – zgłosili się Kuki i Gabi.
– Dziękuję wam. Tutaj jest farba, pędzle są w wiadrze. Bierzcie się do pracy. Ja przygotuję trochę kanapek, żebyście nie umarli z głodu.
Nauczycielka poszła do stołówki. Blubek z Kukim złapali drabinę i ustawili obok zrobionego z tektury zamku.
– Kto maluje? – spytał Kuki.
– Ja! – zgłosiła się Ida, która lubiła malować.
– Nie! – zawołał Alik. – Ja pomaluję!
Szybko chwycił pędzel i puszkę z farbą. Wszedł na drabinę.
– Dlaczego ty masz malować? – zaprotestowała Ida. – Ja też chcę!
– Ty zepsujesz dekorację.
– Chyba sam zepsujesz! Umiem malować lepiej od ciebie.
Ida wspięła się na drabinę i zaczęła wyrywać Alikowi pędzel.
– Oddaj pędzel – powiedziała Idalia.
– Nie.
– Ja pierwsza powiedziałam, że chcę malować. Oddawaj!
– Nie!
– Przestańcie! – zawołała Gabi. – Ochlapiecie stroje farbą.
Drabina stała obok pudła z kostiumami.
– Oddaj go, słyszysz?! – krzyczała Ida. – Oddawaj!
Wyrwała Alikowi pędzel. W tym momencie drabina się zachwiała i TRACH! Przewróciła się!
Alik i Ida wrzasnęli i spadli na karton ze strojami. Za nimi poleciała puszka z farbą. Czarny płyn chlusnął na kostiumy.
Dzieci podniosły się ze sterty strojów. Były trochę brudne, poza tym nic im się nie stało. Za to kostiumy zostały całkowicie zalane farbą.
Podbiegli Kuki, Gabi i Blubek.
– Co wyście zrobili?! – zawołała Gabi.
Widok był okropny. Wszystkie kostiumy były czarne i lepkie od farby. Królewskie korony się zgniotły, a berło pękło.
– Stroje się zniszczyły – jęknęła Idalia.
– Nie „się zniszczyły”, tylko wyście je zniszczyli! – krzyknęła Gabi. – Tak się przy nich napracowałam, a wy wszystko popsuliście!
– Może uda się je wyprać? – spytała nieśmiało Ida.
– Nie uda się! – wrzasnął Blubek. – To jest farba wodoodporna!
Patrzyli z przerażeniem na zniszczone kostiumy.
– Co teraz będzie? – szepnęła Ida.
– Trzeba odwołać przedstawienie – powiedział ponuro Kuki. – Przecież nie uszyjemy do jutra nowych strojów.
Usiedli bezradnie na scenie. Miesiąc ciężkiej pracy całej grupy poszedł na marne. Milczeli kompletnie załamani. Wreszcie Alik spytał:
– A może wypożyczymy gdzieś nowe kostiumy?
– Od kogo?! – zawołał Blubek. – Co? Zadzwonisz do królowej angielskiej, żeby dała nam berło?
– Są wypożyczalnie strojów…
Gabi wzruszyła ramionami.
– Bez sensu. Na pewno nie będą mieli odpowiednich rozmiarów.
– Chociaż sprawdźmy – poprosiła Idalia.
– No dobra – powiedział Kuki. – Blubek, zobacz, gdzie są jakieś wypożyczalnie.
Blubek niechętnie wyjął tablet i wpisał pytanie.
– Coś jest – mruknął. – Wypożyczalnia kostiumów KARNAVALO.
– Gdzie?
– Na ulicy Wilczej 13. Czynne do osiemnastej.
– Pojedźmy tam! – zawołała Ida.
– A pani Szulc? – spytała niepewnie Gabi. – Trzeba jej powiedzieć, co się stało.
– Lepiej nie mówmy – powiedział Alik. – Bo mama się strasznie zdenerwuje.
– Masz rację. Trzeba ukryć te zniszczone stroje – zdecydował Kuki. – Jak uda się pożyczyć nowe, to o wszystkim jej powiemy.
Schowali karton z kostiumami za dekoracją. Potem tylnymi schodami zeszli do holu i wybiegli ze szkoły. Wskoczyli na rowery i pojechali na ulicę Wilczą.
Budyń wciąż pędził autostradą. Przebiegł już wiele kilometrów i był potwornie zmęczony. Czasem się przewracał z wyczerpania, ale zaraz się zrywał. Jakaś straszliwa siła kazała mu biec dalej. Jego nogi poruszały się nieustannie i nie było sposobu, by je zatrzymać.
Nagle kundelek usłyszał wycie syreny. Autostradą jechał policyjny radiowóz. Wyminął Budynia i zatrzymał się kilka metrów od niego.
Z auta wyskoczyły dwie policjantki. Trzymały sieć na metalowej obręczy. Zastąpiły kundelkowi drogę i zarzuciły na niego siatkę.
Budyń został uwięziony.
Policjantki podniosły miotającego się kundelka i ostrożnie umieściły go w klatce w radiowozie. Samochód ruszył.
Budyń w klatce nadal próbował biec. Przebierał łapami, naciskając głową na kratę.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
* Historię Korto i inne ważne informacje znajdziecie w specjalnym rozdziale na końcu książki.WAŻNE INFORMACJE
KORTO
Mały robot o wyglądzie skorpiona. Został zniszczony, gdy walczył z Ogromnymi w obronie dzieci. Był niezwykle mądry. Nazywano go przewodnikiem, bo wskazywał drogę do przedmiotów z Magicznego Drzewa. Dzięki Korto bohaterowie znaleźli tajemniczą kostkę do gry, łuk i inne przedmioty. Początek historii Korto jest opisany w tomie _Gra._
DRA-KULA
Pojazd stworzony dzięki magii czerwonego krzesła. Ma kształt kuli i lata z dużą prędkością. Potrafi się także toczyć po ziemi. Wewnątrz ma drugą kulę, która w trakcie jazdy pozostaje nieruchoma. W razie niebezpieczeństwa pojazd potrafi rozdzielić się na cztery osobne miniloty. Dra-kulę można zmniejszać do rozmiaru monety, co ułatwia jej przechowywanie. O tym, jak powstała dra-kula, można się dowiedzieć z tomu _Pojedynek_.
BUDYŃ – PIES, KTÓRY UMIE MÓWIĆ
Budyń jest niedużym kundelkiem. Kuki, używając magii czerwonego krzesła, zmienił jego głos na ludzki. W ten sposób Budyń stał się jedynym psem na świecie, który mówi jak człowiek. Razem z dziećmi bierze udział w niebezpiecznych wyprawach. Ma genialny węch, który pozwala mu wykrywać zagrożenia wcześniej, niż dostrzegą je ludzie. Pierwsze zdarzenia z mówiącym psem są opisane w tomie _Olbrzym._
IDALIA
Gabi wygrała w konkursie drewnianą figurkę, która zmieniła się w dziewczynkę o imieniu Idalia. Wyglądała zwyczajne, lecz miała niezwykłe właściwości. Wszystkie życzenia Idalii spełniały się. Kiedyś, w chwili złości, zażądała, by na świat przybył smok. Potwór wyłonił się z morza, a Idalia i inni bohaterowie _Magicznego Drzewa_ musieli stoczyć z nim walkę. Te zdarzenia są opisane w tomie _Cień smoka._ Pewnego dnia Idalia straciła magiczne cechy. Teraz mieszka w domu Gabi, chodzi do szkoły, lecz nadal jest niezwykłym dzieckiem.
ŚWIAT OGROMNYCH
Alik ułożył puzzle _TERRA MAGNORUM_ i przeniósł się do Świata Ogromnych. Dzięki pomocy Idalii i innych dzieci udało mu się powrócić do domu. Lecz szukający go Ogromni przybyli pewnego dnia na Ziemię. Antybudzik uśpił mieszkańców miasta. Alik i Idalia musieli stoczyć samotną walkę z olbrzymami. Te zdarzenia są opisane w tomie _Inwazja_.