Magiczne Drzewo. Pióro T-rexa. Tom 11 - ebook
Magiczne Drzewo. Pióro T-rexa. Tom 11 - ebook
Bohaterowie przenoszą się do świata dinozaurów. Tylko tam mogą zdobyć lek, który uratuje chorego przyjaciela. Walczą z drapieżnymi jaszczurami i olbrzymim krokodylem. Ich pojazd zostaje zniszczony i dzieci muszą same odnaleźć drogę do swoje¬go czasu. Ściga ich potężny T-rex. Magiczny przedmiot sprawia, że tyranozaur zmienia się w istotę jeszcze groźniejszą...
Opowieści Magicznego Drzewa są podstawą znanego na świecie cyklu filmowego, nagrodzonego Emmy – telewizyjnym Oscarem – za wyobraźnię, mądrość i humor.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7480-8 |
Rozmiar pliku: | 18 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzeciego dnia piorun uderzył w olbrzymi stary dąb rosnący na wzgórzu. Drzewo pękło i runęło na ziemię. Zadrżały domy w całej dolinie, a burza natychmiast ustała.
Nie był to zwyczajny dąb. Było to Magiczne Drzewo. Miało w sobie ogromną, cudowną moc, lecz wtedy nikt o tym nie wiedział.
Ludzie zawieźli je do tartaku i pocięli na deski. Z drewna zrobiono setki różnych przedmiotów, a w każdym przedmiocie została cząstka magicznej mocy. W zwyczajnych rzeczach ukryła się siła, jakiej nie znał dotąd świat. Wysłano je do sklepów i od tego dnia na całym świecie zaczęły się niesamowite zdarzenia.– Ratunku! Na pomoc! Ratujcie mnie!
Budyń wpatrywał się ze strachem w ekran laptopa. Była na nim twarz siedmioletniej dziewczynki.
– Na pomoc! – wołało dziecko na ekranie. – Ida! Alik! Budyń! Ratujcie! Jestem zupełnie sa…
TRZASK. Ekran zamigotał i obraz zniknął. Po chwili dziewczynka znowu się pojawiła.
– Na pomoc! – krzyczała. – Ratujcie! Przylećcie do mnie! Bo jestem…
Coś pisnęło i ekran laptopa zgasł. Pojawił się komunikat: POŁĄCZENIE PRZERWANE.
Kundelek siedział jak sparaliżowany.
Wiedział, kim jest dziecko wzywające pomocy. To Julka. Kiedyś miała magiczną moc i pomogła im wygrać walkę z robotami. A teraz sama jest w niebezpieczeństwie. Prosi o pomoc!*
– Co się mogło stać? – wyszeptał Budyń. – Czy roboty powróciły? Ale jakim cudem? Przecież cofnęliśmy czas i zagrożenie minęło. Korto mówił, że czas nigdy się nie powtarza w taki sam sposób. Więc roboty chyba nie mogły wrócić… A może stało się coś innego?
Jedno jest pewne. Małej Julce grozi jakieś niebezpieczeństwo. Trzeba ją ratować! Tylko jak? Przecież ona jest we Włoszech, tysiące kilometrów stąd.
Budyń rozejrzał się bezradnie po pustym pokoju. Był sam w domu. Kuki wyjeżdżał dziś na zieloną szkołę. Ida i Alik też tam jechali. Autokar z uczniami wyruszał sprzed szkoły o dziewiątej.
Kundelek spojrzał na zegar (Kuki nauczył go rozpoznawać godziny). Było pięć po dziewiątej. To znaczy, że autokar już odjechał. A może ktoś się spóźnił i wciąż czekają? Wtedy Budyń mógłby zawiadomić Kukiego i resztę! Razem wyruszyliby na pomoc Julce.
Kundelek popędził do korytarza. Przecisnął się przez otwór w dole drzwi, zrobiony specjalnie dla niego, by mógł wychodzić na spacer.
Zbiegł po schodach, przeskakując po trzy stopnie. Brama była otwarta. Wyskoczył na ulicę i pognał w stronę szkoły.
Budyń pędził jak szalony, wyprzedzając rolkarzy i rowerzystów. Skręcił w ulicę Kasztanową i zobaczył budynek szkoły. Przed bramą stał żółty autokar!
Są! Jeszcze nie odjechali!
Kundelek przyspieszył. Był już blisko szkoły, kiedy autokar ruszył.
– Stójcie! – krzyknął Budyń.
Nikt go nie usłyszał. Autokar wyjechał na ulicę i zaczął się oddalać.
Na szczęście po stu metrach były światła. Właśnie zapaliło się czerwone. Pojazd się zatrzymał.
Budyń popędził w jego stronę. Kiedy dobiegał do skrzyżowania, zmieniło się światło. Zielone! Autokar znów ruszył. W oknach było widać twarze dzieci, ale żadne nie dostrzegło małego psiaka.
Kundelek rozpaczliwie zawołał:
– Szefie! Ida! Alik! Stójcie!!!
Żadnej reakcji. Autobus przyspieszył i zniknął w głębi ulicy.
Budyń usiadł bezradnie na chodniku, dysząc ciężko.
Siedział długo, kompletnie nie wiedząc, co zrobić. Jak ma ratować Julkę?
Nie mógł zadzwonić do przyjaciół, bo nie miał telefonu. Psy nie noszą ubrań, więc nie mają kieszeni, by schować smartfon. Budyń mógłby powiesić telefon na szyi, ale to niewygo… Nagle kundelek zastygł. Na szyi!? Przecież na jego szyi jest…
Uniósł łapkę i dotknął błyszczącego krążka wiszącego na rzemyku. Dra-kula! Ma zawieszoną na szyi dra-kulę! Zapomniał o tym!
Rok temu Budyń został porwany. Z trudem udało mu się wydostać z rąk porywacza. Od tego czasu Kuki, kiedy wyjeżdżał, zostawiał psu magiczny pojazd. Wieszał go Budyniowi na szyi, żeby kundelek mógł uciec w razie zagrożenia.
Psiak pochylił głowę. Pomagając sobie łapką, zdjął rzemyk z dra-kulą. Musiał to robić ostrożnie, żeby pojazd nie powiększył się zbyt szybko.
Położył świecący krążek na chodniku i rozejrzał się uważnie. Ulica była zupełnie pusta. Żadnych przechodniów, którzy mogliby zemdleć z wrażenia na widok dra-kuli. Budyń mógł uruchomić pojazd.
Nacisnął nosem krążek. TRACH! Dra-kula zaczęła się błyskawicznie powiększać. Po chwili przed kundelkiem wyrósł wielki kulisty pojazd. Drzwi były otwarte. Budyń wskoczył do dra-kuli. Już kilka razy kierował pojazdem, więc umiał nim sterować. Usiadł na fotelu pilota i nacisnął łapką START. Właz się zamknął z cichym sykiem. Włączyły się silniki. Dra-kula zaczęła się toczyć ulicą, najpierw powoli, potem coraz szybciej. Po chwili oderwała się od chodnika i uniosła się wysoko ponad miasto.
Kundelek zastanawiał się, dokąd lecieć. Czy powinien ścigać autokar, którym jadą jego przyjaciele? Dra-kula dogoniłaby go z łatwością. Poruszała się dużo szybciej niż zwykłe pojazdy. Problem w tym, że Budyń nie wiedział, którą drogą pojechał autobus. Musiałby go długo szukać, a nie miał na to czasu. Jeśli roboty wróciły, mogły już dawno schwytać Julkę. Albo wyrwać z ziemi jej dom i zabrać go razem z dziewczynką.
Trzeba działać szybko, żeby uratować Julkę! Czyli Budyń musi sam do niej polecieć i sprawdzić, co się tam dzieje.
Budyń włączył nawigację. Na szczęście adres Julki był w pamięci komputera, oznaczony ikoną słonika. Kundelek nacisnął ikonę.
Pojazd zmienił kierunek i pomknął na południe. Baterie były pełne energii i dra-kula leciała szybko, wyprzedzając w chmurach wielkie odrzutowce.
Kuki, Ida i Alik siedzieli na końcu autokaru. Kuki patrzył w okno.
– Zdawało mi się, że widziałem Budynia – powiedział.
– Co!? – zawołała Ida. – Widziałeś Budynia? Gdzie?
– Przed szkołą. Biegł za autobusem. To znaczy… tak mi się wydawało. Ale nie jestem pewny, bo zaraz skręciliśmy w inną ulicę.
– Po co Budyń miałby biegać za autobusem? – zdziwił się Alik. – On raczej nie lubi joggingu. Na pewno ci się zdawało. Budyń siedzi w domu i zajada kiełbaski.
– Chyba tak… – mruknął niepewnie Kuki. – Szkoda, że Gabi i Blubek wyjechali. Mogliby sprawdzić, co się dzieje z Budyniem.
Blubek i Gabi pojechali z zespołem tanecznym na festiwal. Oczywiście tańczyła tylko Gabi. Blubek zajmował się obsługą świateł i efektów komputerowych.
Kuki był niespokojny. Co chwila spoglądał w okno, choć oczywiście było niemożliwe, by kundelek biegł za autokarem. Ale przecież Budyń ma dra-kulę. Jeśli coś się stało, mógłby za nimi polecieć. Kuki zerknął w górę. Dra-kuli nie było widać. Trochę się uspokoił. Chyba mu się wydawało, że Budyń ich gonił. Psiak na pewno siedzi w domu i po raz setny ogląda swój ulubiony film o dalmatyńczykach…
Autokar wyjechał na autostradę i ruszył w stronę gór widocznych w oddali.
Panował straszny hałas. Uczniowie krzyczeli, puszczali muzykę i wygłupiali się na różne sposoby. Tylko chłopak siedzący przy drzwiach nie brał udziału w zabawie. Miał rude włosy i okulary. Czytał jakąś grubą książkę.
– Wiecie, kto to jest? – spytała Ida, wskazując na okularnika.
– Nie znam go – mruknął Alik. – Ale to dziwne, że zabrali takiego małego chłopaka. Przecież na zieloną szkołę miały jechać tylko starsze klasy. A on jest najwyżej z trzeciej.
W tej chwili wstał nauczyciel, pan Korus. Był ich opiekunem, od kiedy pani Szulc została wychowawczynią młodszej grupy.
– Uwaga! – zawołał nauczyciel. – Podam kilka ważnych informacji. Jak wiecie, tematem naszego obozu jest paleontologia. Oczywiście wszyscy rozumieją, co oznacza to słowo?
– To nauka o wymarłych zwierzętach – powiedziała Amelia.
– Tak jest. Spędzimy trzy dni w Paleolandii, słynnym parku dinozaurów. Zobaczycie tam figury jaszczurów naturalnej wielkości. A także szkielet olbrzymiego karnotaura…
Zgłosił się Nikodem, z powodu bladości zwany Trupkiem.
– Uważam, że ten obóz jest bez sensu – mruknął. – Po co zajmować się czymś, co dawno wymarło?
– Nie zgadzam się z tobą – powiedział nauczyciel. – Era dinozaurów jest bardzo ciekawa. Wiele osób się nią pasjonuje. Jedzie z nami Kajetan Lewicki. – Nauczyciel wskazał na rudego chłopca w okularach. – Ma dopiero osiem lat, ale wygrał już olimpiadę z wiedzy o dinozaurach. Prowadzi wideobloga o wymarłych jaszczurach. Możecie się od niego sporo dowiedzieć.
Chłopak w okularach podniósł głowę i spojrzał nieprzytomnie na nauczyciela.
– Co?
– Mówiłem, Kajetan, że o dinozaurach wiesz prawie wszystko.
– Nieprawda – powiedział okularnik. – Czytam dopiero jedenasty tom _Encyklopedii dinozaurów_. A jest dwadzieścia siedem tomów. I wciąż są nowe odkrycia. Na przykład wczoraj znaleziono w Utah wielką szczękę ze stu zębami. T-rexy mają mniej zębów, więc to chyba nowy gatunek teropoda.
Wszyscy gapili się na chłopaka ze zdumieniem. Był mały, a gadał jak profesor.
Kajetan nie zwracał na to uwagi. Pochylił się nad książką.
Dra-kula leciała wysoko, ponad chmurami, kierowana przez autopilota.
Budyń próbował opracować jakiś plan. Co ma zrobić, kiedy dotrze do domu Julki? Jeśli grasują tam roboty, nie da rady z nimi walczyć. Przecież jest tylko małym kundelkiem.
„Po prostu zobaczę, co się tam dzieje. Jeśli Julka została uwięziona przez roboty, to spróbuję ją znaleźć i uwolnić”.
Głos w nawigacji zamruczał: „Jesteś u celu”.
Dra-kula zaczęła się zniżać. Przez okno było widać morze i zatokę otoczoną skałami. Nad brzegiem stał niebieski dom. Tutaj mieszkała Julka ze swoją babcią.
Żadnych robotów Budyń nie dostrzegł, ale to o niczym nie świadczyło. Stalowe potwory mogły się kryć za skałami. Albo już porwały Julkę i uciekły. Oczywiście, jeśli te przeklęte roboty naprawdę powróciły.
Dra-kula łagodnie wylądowała na trawniku przed niebieskim domem. Właz się otworzył i Budyń ostrożnie wyjrzał.
Wszystko wyglądało zwyczajnie. Dom Julki nie był uszkodzony, w ogrodzie też nie było żadnych podejrzanych śladów. Panowała zupełna cisza.
Psiak zaczął węszyć, ale nie wyczuł zapachu robotów.
Wyskoczył z pojazdu i zaczął się skradać w stronę budynku. Szedł ostrożnie, kryjąc się za krzakami róż. Kilka metrów od ganku kundelek zatrzymał się i znowu węszył. Nadal nie wyczuwał żadnych podejrzanych zapachów. Podczołgał się do drzwi. Były uchylone.
Budyń niepewnie wsunął się do korytarza. Nikogo tu nie było. Na podłodze leżał tablet w błękitnej oprawie. Budyń zaraz go poznał. To był tablet Julki! Co tu się stało?
– Julka… Jesteś tu? – szepnął. – To ja, Budyń. Jesteś tu!?
Cisza. Żadnej odpowiedzi.
Kundelek ostrożnie wszedł do salonu. Wyczuwał zapach Julki, ale słaby, ledwo uchwytny.
Nagle coś zatrzeszczało. Powoli zaczęły się otwierać drzwi szafy.
Budyń zastygł, gotów do ucieczki.
Drzwi uchyliły się mocniej. Z szafy wysunęła się…
– Julka! – krzyknął kundelek.
– Budyń!!!
Dziewczynka wyskoczyła z szafy i podbiegła do psiaka. Objęła go.
– Jak to dobrze, że do mnie przyleciałeś – wyszeptała. – Jak to dobrze!
– Julka, mów, co się dzieje!? – pisnął kundelek. – Czy roboty wróciły?
– Nie ma żadnych robotów – powiedziała dziewczynka. – W ogóle nikogo nie ma. Jestem zupełnie sama.
– Nie rozumiem?
– Ja też nie rozumiem – westchnęła Julka. – Ale trochę się boję.
– Julka, opowiedz spokojnie, co się stało. Gdzie jest twoja babcia?
– Babcia poleciała.
– Jak to poleciała? – zapytał Budyń. – Masz na myśli samolot? Poleciała gdzieś samolotem?
– Nie. Babcia po prostu wyfrunęła przez okno. I gdzieś poleciała.
– Zwariowałaś? Jakim cudem twoja babcia może latać?
– Nie wiem. Ale babcia naprawdę pofrunęła jak ptak.
– To musiał być czar! – zawołał Budyń. – Czyli znowu się spełniają twoje prośby!
– Nie. Próbowałam sto razy prosić o różne rzeczy i nic się nie spełnia. Nic a nic! Nie mam żadnej mocy magicznej.
– To jakim cudem twoja babcia odfrunęła? – spytał Budyń.
– Nie wiem – westchnęła Julka. – Ale już dwa dni jestem zupełnie sama i trochę się boję. Dlatego chowam się w szafie.
Kundelek się zastanowił.
– Czekaj… Jeśli twoje życzenia się nie spełniają, to znaczy, że tu jest jakiś magiczny przedmiot. Coś, co wywołuje dziwne zdarzenia. Musimy odkryć, co to jest.
Kundelek usiadł obok Julki.
– Opowiedz, co robiłaś, zanim babcia zniknęła.
– No… Pojechałam z babcią do sklepu, żeby kupić różne rzeczy do szkoły. Bo ja już chodzę do pierwszej klasy. Babcia kupiła mi zeszyty, piórnik i atrament…
– Atrament? Po co?
– Dostałam od babci wieczne pióro – powiedziała Julka. – Ono jest trochę staroświeckie i potrzebny jest do niego atrament w butelce. Babcia mówi, że tylko takim piórem można porządnie pisać.
– I co było dalej?
– Wróciłyśmy do domu. Babcia napełniła pióro atramentem i chciała mnie uczyć pisać. A ja powiedziałam, że już umiem. Bo naprawdę umiem! Sama się nauczyłam!
– I co było dalej?
– Babcia mi nie uwierzyła. Więc wzięłam to pióro i zaczęłam pisać.
– Przypomnij sobie, co pisałaś! – zawołał Budyń.
– No, napisałam bajkę, którą wymyśliłam. O tym, że babcia leci do przyjaciółki, a ja zostaję sama w domu.
– I co!? Co było dalej?
– Jak to napisałam, babcia zaraz krzyknęła, że musi odwiedzić przyjaciółkę. Wzięła torebkę ciasteczek i wyfrunęła przez okno! Po prostu poleciała jak ptak. A ja zostałam sama. Dokładnie jak w tej historii, którą napisałam.
– No to wszystko jasne! – powiedział Budyń. – Pióro wywołało czar! Gdzie ono jest?
– Na stole.
Budyń wskoczył na taboret, a stamtąd na stół. Leżały tu zeszyt i wieczne pióro. Obok stała butelka atramentu. Pióro miało ciemnozielony kolor i błyszczącą stalówkę z wyrytymi jakimiś znakami. W przeźroczystym pojemniczku było widać atrament.
Kundelek pochylił głowę i ostrożnie powąchał pióro. Nie poczuł żadnego specjalnego zapachu, jednak zdawało mu się, że przedmiot lekko świeci. Chociaż blask dochodził raczej ze strony buteleczki z atramentem. Widocznie światło odbijało się od szkła…
Budyń dotknął pióra językiem.
– Jest metalowe – szepnął. – Ale może w środku siedzi coś drewnianego?
Zastanawiał się, co zrobić. Czy powinien sprawdzić działanie pióra? To zbyt ryzykowne. Poza tym Budyń nie potrafił pisać.
Kundelek chwycił pióro w pyszczek i zeskoczył na podłogę. Podszedł do Julki.
– Posłuchaj, będzie najlepiej, jak polecimy razem do Idy, Alika i Kukiego. Oni odkryją, jak to pióro działa. I zaopiekują się tobą. Weź trochę rzeczy do ubrania i startujemy!
– Wezmę też zeszyt, w którym pisałam, i atrament – powiedziała dziewczynka.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.