Magiczny walc - ebook
Magiczny walc - ebook
Hrabia Adam Shalford jest na skraju bankructwa. Grozi mu utrata rodowej posiadłości, chyba że bogato się ożeni. Wyjeżdża do Londynu, by znaleźć na balu debiutantek odpowiednią kandydatkę. Najlepszym wyborem wydaje się zamożna i piękna Henrietta Buxted, która chętnie z nim flirtuje i zapewne z radością przyjęłaby jego oświadczyny. Jednak hrabia nie może oderwać wzroku od jej skromnej i cichej kuzynki. Chociaż Charlotte nie ma żadnego majątku, to ją zaprasza do walca i nagle świat wokół przestaje istnieć…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4524-1 |
Rozmiar pliku: | 835 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Londyn, rok 1814
Hrabia Shalford, oparty o złoconą kolumnę, przyglądał się z chłodnym uśmiechem gościom na przyjęciu u lady Jersey. Elegancka sala balowa była wypełniona po brzegi, a gościom przyświecało jedynie to, aby dobrze się bawić.
– Adamie? Tu jesteś! Pożerasz wzrokiem damy?
Hrabia popatrzył niechętnie na młodszego brata.
– To raczej twoja działka, Harry. Ja wychodzę.
– Tak wcześnie? Noc dopiero się zaczęła. Obiecałeś też taniec pannie Ross!
– Przeproszę ją. Nagła niedyspozycja.
– Nie jesteś wcale niedysponowany. Tylko skwaszony, jak zawsze. Dalej, Adamie! Tyle tu pięknych ptaszków, tyle flirtów cię czeka! Inaczej zanudzisz się na śmierć we własnym towarzystwie.
– Tutaj już umieram z nudów. Żadna z dam nie jest w stanie niczym mnie zaciekawić. Tańczę z nimi i w następnej chwili już je zapominam. Jak mam którąś z nich wybrać?
– A musisz wybierać? Ciesz się chwilą. Tata zmarł już wiele miesięcy temu, a ty się zachowujesz, jakbyś…
– Jakbym go wciąż opłakiwał? Bez obaw. Pogodziłem się z tym. Za to odpowiedzialność za majątek spadła teraz na moje barki.
– To nie musi być ciężkie brzemię. Przecież wciąż możesz cieszyć się życiem.
– Cieszę się, Harry. Poczekaj, aż znajdę się wśród przyjaciół, z którymi naprawdę chcę przebywać.
– Ależ i oni są wśród gości!
– Może to po prostu nie mój wieczór. Za to ty baw się dobrze, Harry. Flirtuj z damami, ile tylko zdołasz.
– To nie wypada, Adamie.
Brat tylko machnął ręką. Odszedł, zamienił kilka słów z panną Ross, która wydała się szczerze zawiedziona, a potem pożegnał się z lady Jersey.
Gdy tylko Adam opuścił salę, Harry rzekł do siebie pod nosem:
– Chciałbym poprawić ci humor, Adamie, ale jeśli nie pomaga taniec z pięknymi dziewczętami, to co pozostaje?ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dom Buxtedów w Half-Moon Street był elegancką, miejską rezydencją, doskonale umiejscowioną pomiędzy Curzon Street i Green Park. Pod bramą posesji zatrzymał się powóz i z okna wyjrzał pułkownik sir Edward Wyncroft. Powietrze przesycone było aromatem wiosny, który mieszał się z zapachami Londynu, dymem z kominów i końskim łajnem.
Pułkownik był szczupłym i energicznym dżentelmenem o inteligentnych niebieskich oczach i kręconych włosach, które gdzieniegdzie znaczyła siwizna. Dziarskim krokiem podszedł do drzwi.
Oddał laskę i kapelusz służącemu i rzekł do kamerdynera, którego imię zapamiętał:
– Rozumiem, że twój pan mnie oczekuje, Biddle?
– Owszem, sir Edwardzie. Miło mi pana widzieć ponownie. Proszę tędy.
Sir Edward podążył za nim do pokoju śniadaniowego, gdzie Frederick Buxted kończył właśnie posiłek. Gdy kamerdyner oznajmił przybycie gościa, Buxted uścisnął dłoń sir Edwarda i zaprosił do wspólnego stołu.
– Dziękuję, Freddy, ale już jadłem. Nie mogę się przyzwyczaić do tych późnych posiłków.
– Tak? W Wenecji wstaje się wcześniej?
– W Wiedniu, drogi chłopcze – sprostował sir Edward. – Każdego ranka muszę być gotów na wszystko. To nawyk z armii.
Buxted popatrzył na niego podejrzliwie.
– Nigdy nie zrozumiałem, dlaczego zostałeś w wojsku po śmierci Marii. Damy twierdziły, że nie chciałeś wracać do domu, w którym jej brakowało.
– Moja Maria była piękna. Ale wcale nie o nią tutaj chodziło. Ja po prostu jestem żołnierzem z krwi i kości. A poza tym nie znajdowałem powodu, żeby wracać.
– A twoja córka?
– Nic nie rozumiesz, Freddy. Do śmierci jej matki mała Charlotte przebywała razem z nami. Była radosna i pełna życia. Miałem kazać jej spędzać dzieciństwo wśród tłumu służących? Nie, lepiej było jej przy mnie.
– Przy tobie? – wykrztusił Freddy, prawie zachłystując się kawą. – Podróżując z jednej wojny na drugą, po obcych miastach, wśród Bóg jeden wie jakich niebezpieczeństw?
– Nigdy jej nic nie groziło. Zawsze pozostawała bezpieczna w obozie armii. No, prawie zawsze. – Pułkownik ściągnął brwi. – Moja Lottie ma serce wojownika. Żadnych tam migren czy kaprysów.
– Owszem, ale twoja córka spędziła w kraju niewiele czasu.
– Przyznaję – odparł sir Edward melancholijnie. – Po śmierci Marii ulokowałem Charlottę z pokojówką i guwernantką w Madrycie, potem we Florencji, a obecnie w Wiedniu. Posłałem ją tam do świetnej szkoły, którą właśnie ukończyła. Jednak masz oczywiście rację, powinna poznać Londyn i obracać się przez pewien czas wśród angielskich dam. A jak tam się miewa twoja rodzina? Co u pani Buxted, jak twoje córeczki?
– Wszystkie mają się świetnie. Louisa i dziewczynki leżą jeszcze w łóżkach po wczorajszym balu. Dzięki temu mam okazję w spokoju zjeść śniadanie.
– Och, ja też nie lubię zbyt wczesnym rankiem wysłuchiwać paplaniny. Mam do ciebie prośbę.
– Oczywiście Edwardzie. – Buxted popatrzył niespokojnie w stronę drzwi. – O ile tylko będzie to w mojej mocy.
– Chodzi o Korsykanina.
– Napoleona?
– O niego właśnie. Widzisz, ma zostać zesłany na Elbę.
– Wieść dotarła już do Londynu, nie wiedzieliśmy tylko, gdzie trafi. Bogu dzięki, wojna się skończyła.
– Castlereagh nie jest zachwycony, za to car musi być w siódmym niebie. Trzymam z Campbellem, który na pewno wszystkiego dopilnuje.
– Owszem. – Freddy przybrał minę znawcy.
– Nie wolno nam dopuścić, żeby ten knypek miał się za obalonego cesarza. Rzecz jednak w tym, że nadszedł już czas, aby Charlotte wróciła do Anglii. Tymczasem ja jadę do Paryża, a Francuzi nie są dla niej odpowiednim towarzystwem.
– Co to, to nie! – zgodził się Buxted, ogarnięty nagłą trwogą. – Ale czy nie ma nikogo…
– Nikomu w Londynie nie ufam tak jak tobie. Jesteś krewnym Marii i sam masz dwie córki. To idealny dom dla mojej Charlotte.
– Rozumiem, jednakowoż…
– Bez obaw! Nie nastręczy ci żadnych kłopotów. Jest cicha i spokojna, chociaż rozumu jej nie brakuje. Nie zdziwiłbym się nawet, gdybyś ją polubił.
– Na jak długo chciałbyś ją u nas ulokować?
– Kilka miesięcy. Trudno dokładniej przewidzieć. Będzie to zarazem moja ostatnia misja. Gdy tylko wyprawimy Napoleona bezpiecznie w rejs, pozostanie mi tylko uporządkować sprawy w jednostce i będę mógł wrócić do domu na dobre.
– Jednak…
– Nie martw się, Freddy, pokryję wszystkie wydatki. Zorganizuję też dla niej kieszonkowe, ale muszę cię prosić o znalezienie w stajni miejsca dla klaczy Charlotte. O ile się zgodzisz.
Pan Buxted przygarbił ramiona. Nie miał siły dłużej oponować.
– A zatem ustalone! – podjął pułkownik. – Poproszę Charlotte, żeby listownie poinformowała twoją żonę o dacie przyjazdu.
Sir Edward był w pełni zadowolony z tego, jak potoczyły się sprawy. Bez zbędnego przedłużania grzecznościowej pogawędki postanowił się pożegnać, dając Buxtedowi sposobność, by poinformował swoją żonę Louisę o nieodległej wizycie. Gospodarz zapadł się w fotelu, przytłoczony czekającym go zadaniem.
– W tym celu – mruknął pod nosem – potrzebuję wsparcia. Biddle – zawołał. – Biddle! Natychmiast mi przynieś porter!
Po trzech tygodniach panna Charlotte Wyncroft przybyła do rezydencji Buxtedów. Towarzyszył jej stajenny Joseph, prowadząc piękną gniadą klacz, pokojówka panna Priddy, oraz niezwykła wprost liczba kufrów i skrzyń, które piętrzyły się na stopniu powozu.
– Nareszcie jesteśmy na miejscu, Priddy.
– Nie ma co się nadmiernie ekscytować, Panno Charlotte.
– Jesteśmy w Londynie! Sama wiesz, jak długo czekałam, by odwiedzić Anglię, a już w szczególności Londyn. Trudno uważać się za Angielkę, gdy Anglia pozostaje ledwie mglistym wspomnieniem. A oto moje kuzynki. Jakie atrakcyjne dziewczęta!
Gospodyni stała u szczytu schodów z dwiema córkami. Obie były jasnowłose, urocze i eleganckie. Gdy uchyliły się drzwiczki powozu, Charlotte doszły urywki ich rozmowy.
– Mamusiu, ile bagaży! – zauważyła młodsza panna Buxted.
Z listów pani Buxted Charlotte wiedziała, że ma na imię Faith. Była bardzo ładna, miała niebieskie oczy i falujące włosy.
Panna Henrietta Buxted była dwa lata starsza od Faith i olśniewała urodą. Jej włosy były koloru złota, a oczy błękitne.
Henrietta parsknęła.
– Mam nadzieję, że nie sprawi nam kłopotu, mamusiu.
– Dobroczynność zaczyna się w progach własnego domu – zadeklamowała pani Buxted.
Była po czterdziestce, a w jej oczach i po kształcie ust można było odczytać surowość charakteru. Na jej twarzy malowała się jeszcze dawna uroda.
Stojąc sztywnio wyprostowana, w bordowej sukience z krepy, pani Buxted dodała szorstko:
– Wciąż jeszcze nie rozumiem, dlaczego wasz ojciec w ogóle się na to zgodził. I to wtedy, kiedy mam dwie córki na wydaniu. Wprost nie do wiary!
Pan Buxted, który stał cicho za plecami żony i córek, sprawiał wrażenie zaniepokojonego.
Charlotte spojrzała oszołomiona na Priddy. Pokojówka też wyglądała na wstrząśniętą. Charlotte nie mogła zrozumieć, dlaczego pani Buxted i jej córkom wydaje się, że ich nie słyszy.
Przybrała uprzejmy wyraz twarzy, uśmiechnęła się ciepło i postawiła pierwsze kroki na kamiennych stopniach.
– Pani Buxted, niezmiernie się cieszę, że tu jestem. Jestem zarazem ogromnie wdzięczna za gościnę. A to muszą być moje kuzynki.
– Moje córki, Henrietta i Faith.
Dziewczęta dygnęły z gracją.
– Jest mi przemiło was poznać! Dzień dobry, panie Buxted.
– Proszę, mów mi wuju. Cieszę się, że twój ojciec zgodził się, abyś nas odwiedziła. – Poruszony serdecznością Charlotte pan Buxted obdarzył ją buziakiem w policzek.
– Ależ panie Buxted, łatwo mogę sobie wyobrazić, jak bardzo mój ojciec nalegał. Zazwyczaj udaje mu się osiągnąć zamierzony cel. To dlatego jest takim świetnym pułkownikiem.
Pan Buxted roześmiał się.
– Muszę przyznać – zawyrokował – że w niczym nie przypominasz mojej drogiej kuzynki, Marii.
– To prawda – przyznała. – Ona słynęła z urody, a ja podobno mam ją raczej po ojcu.
Henrietta westchnęła z emfazą.
– Jak żyć bez matki? To musi być dla ciebie bardzo smutne.
– Ani trochę – odparła radośnie Charlotte. – Prawie jej nie pamiętam. Zmarła, gdy miałam zaledwie sześć lat.
– Ale przecież musiało ci brakować przewodnictwa, którego potrzeba każdej młodej damie – zaoponowała pani Buxted bez emocji. – Wychowanie bez matki musiało pozbawić cię mądrości, którą tylko matka może przekazać.
– O, to możliwe – zgodziła się Charlotte. – Czasami wydaję się sobie całkiem niemądra!
– W takim razie – zaproponowała Henrietta – może uda nam się rozruszać twój umysł w trakcie tej wizyty?
– Szczerze wątpię – odparła Charlotte ze smutkiem. – Zawsze byłam słabą uczennicą. Na szczęście ukończyłam szkołę w zeszłym miesiącu. Naprawdę się starałam, żeby się zachowywać rozważnie i posłusznie, ale to bywa takie trudne!
Mrugnęła do Faith, która uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
Puszczając mimo uszu jęk wstrząśniętej Henrietty, pani Buxted uniosła podbródek.
– Zobaczymy – rzekła tylko, zaciskając usta.
– Cieszę się – dodała Henrietta, zwracając się do matki – że nasza kuzynka ma ciemne włosy.
– A jakie to ma znaczenie? – zdziwiła się Faith.
– Będzie opisana jako drobna dziewczyna o zgrabnej figurze, olśniewających niebieskich oczach z ciemnymi rzęsami – to dziedzictwo Buxtedów – i niemodnych ciemnych włosach. Jest raczej ładna, aniżeli piękna. – Henrietta pouczyła siostrę zniecierpliwionym tonem. – A to oznacza, że to ja będę nadal najpiękniejsza w rodzinie.
– Jest elegancka – uznała pani Buxted, lustrując niebieską pelisę narzuconą na dobrze skrojoną muślinową sukienkę.
Charlotte słuchała z szeroko otwartymi oczami uwag na swój temat. Podobne zachowanie w Wiedniu byłoby uznane za rażąco nietaktowne.
– Tak, tak – dodał pan Buxted. – Na pewno wszystkie świetnie wypadniecie. Moje drogie, zostawię was same, byście lepiej się zapoznały. Spotkamy się przy obiedzie.
– Pani Walker, nasza ochmistrzyni, zaprowadzi cię do pokoju. – Pani Buxted wskazała pulchną kobietę w średnim wieku. – Na pewno zechcesz odpocząć po podróży.
– Wcale nie, dzisiaj mam za sobą zaledwie kilka godzin drogi. Woleliśmy zatrzymać się na noc w Godalming, zamiast przyjechać do was wieczorem. Ale oczywiście chętnie się odświeżę – odparła uprzejmie Charlotte. – Pomoże mi pokojówka, panna Priddy.
Panna Priddy, która oczekiwała w uprzejmym oddaleniu, ściskając w dłoniach niewielką szkatułkę z biżuterią Charlotte, dygnęła i dołączyła do swojej pani. Ochmistrzyni poprowadziła je po szerokich schodach na górę. Priddy była chudą kobietą o nieokreślonym wieku. Pracowała dla rodziny Wyncroftów jeszcze przed narodzeniem Charlotte, z początku jako pokojówka jej matki.
Pokój Charlotte był jasny i nieskazitelnie czysty, wyposażony w wygodne łóżko i niewielki kominek. Charlotte podziękowała ochmistrzyni oraz służącym, którzy ruszyli po kolejne pakunki.
Charlotte przez chwilę stała w drzwiach, a następnie podeszła do okna. Miała wrażenie, że w dole widzi cały Londyn.
– Och, Priddy, jest tak, jak myślałam! To będzie bardzo interesujące.
– Tylko spokojnie, panno Charlotte.
– Przyznaję, że polubiłam wuja Buxteda. A panna Faith też wydaje się sympatyczna. Nie jestem pewna co do ciotki Buxted i panny Henrietty. Są okropnie bezpośrednie. Ale może to taki londyński zwyczaj? Słyszałaś, co mówiły? Nie chciały, żebym przyjeżdżała.
Priddy rzuciła jej ponure spojrzenie i nie odezwała się ani słowem.
Charlotte przeciągnęła się. Była szczęśliwa, że nareszcie wydostała się rozdygotanego powozu. Podróż z Wiednia zajęła im ponad tydzień. Joseph, który wielokrotnie już przemierzał Europę, wybrał najbezpieczniejszą trasę i najlepsze zajazdy po drodze. Chociaż oficjalnie nastał pokój, we Francji wciąż dochodziło do zamieszek i starć.
Charlotte popatrzyła z zastanowieniem na służącą, która właśnie opróżniła jeden z kufrów i rozprostowywała plisy jedwabnej sukni.
– W Wiedniu poznałam wiele panien z dobrego towarzystwa, podobnie było w Brukseli. Nigdzie jednak nie natknęłam się na damy równie oschłe jak panna i pani Buxted.
– To Londyn, panienko. Samo serce angielskiego towarzystwa i na pewno spotka tu panienkę wiele niespodzianek. Kiedy panie tego domu lepiej panienkę poznają, na pewno panienka zyska ich sympatię.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz. – Charlotte odetchnęła z ulgą. – Bardzo długo czekałam na tę chwilę. Wreszcie jestem w ojczyźnie. Na pewno wszystko będzie dobrze.ROZDZIAŁ DRUGI
Charlotte popędziła Andaluzję do cwału. Powiew powietrza chłodził jej policzki, a popołudniowe słońce migotało na powierzchni stawu. Na końcu łąki ściągnęła klacz i pozwoliła Josephowi się ze sobą zrównać.
– Muszę pani przyznać, panno Charlotte, doskonale pani sobie z nią radzi – rzekł stajenny.
– Podobało ci się, prawda? – Charlotte poklepała klacz po szyi. – Szkoda, że nie mamy pozwolenia na pełny galop. Chyba pora już wracać, Josephie. Tego popołudnia będziemy mieli gości.
Kiedy przecinali park, kierując się w stronę Half-Moon Street, Charlotte rozmyślała o swoim pierwszym tygodniu w Londynie. Sezon był już w pełni, ale pani Buxted nie pochwalała tak zwanych libacji. Proszone obiady, spotkania i bale mogła tolerować jedynie w celu znalezienia odpowiednich kandydatów na mężów dla swoich córek.
Podczas swoich pierwszych dwóch sezonów Henrietta musiała ograniczyć wizyty do mniejszych spotkań i okazjonalnych odwiedzin w klubie Almack’s. W tym roku miało się to zmienić. Henrietta była niezwykle piękna, ale wciąż niezamężna, dlatego pani Buxted zamierzała zezwolić jej na bywanie na balach, rautach i większych przyjęciach.
W cichości ducha Charlotte zastanawiała się, co sprawiło, że Henrietta nie znalazła jeszcze męża, choć olśniewała urodą.
– Mama chce dla nas jak najlepiej – wyznała Faith. – Dlatego też pragnie, abyśmy unikały czczej rozrywki i pustych przyjemności. Ale mnie się podoba strojenie w piórka i chodzenie na przyjęcia.
– I bardzo dobrze! – uspokoiła ją Charlotte. – Cudownie jest się wystroić na bal. To podniecające, kiedy planujesz kreację i szykujesz się do wyjścia.
Jak dotąd Charlotte nie miała okazji wyjść wieczorem do miasta. Pani Buxted, strażniczka przyzwoitości, wyjaśniła jej, że najpierw musi zostać przedstawiona na dworze. Z tego względu była wyłączona z dużych przyjęć, choć mogła zjawiać się na małych, nieformalnych spotkaniach. Charlotte przyjęła te zasadę z wielkim rozczarowaniem. Miała nadzieję zebrać w Londynie wiele ciekawych doświadczeń.
Już pierwszego wieczoru w Buxted House wyjaśniono jej, że Charlotte będzie musiała dostosować się do potrzeb rodziny gospodarzy.
– Panno Charlotte – perorowała pani Buxted. – Jestem osobą bezpośrednią i szczycę się swoją szczerością. Jesteśmy w Londynie poważani. Z urodzenia ty też należysz do Buxtedów, chociaż krew naszej rodziny rozrzedziło niższe pochodzenie twojego ojca. Teraz jesteś pod moją opieką i będziesz wykonywała moje polecenia. Oczekuję idealnego zachowania. Przez wiele lat przygotowywałam moje dziewczęta, aby godnie wkroczyły do londyńskich sfer i nie pozwolę, by ktokolwiek zaprzepaścił ich sukces. Zrozumiano?
– Tak, ciociu – odparła Charlotte pogodnie, w głębi serca jednak zaczynała ogarniać ją rozpacz. Jej pobyt w Londynie mógł okazać się bardziej surowy od lat spędzonych w armii.
Nadzieje na zawiązanie przyjaźni z kuzynkami też okazały się płonne. Faith była słodka, ale nierozgarnięta, a na usposobienie Henrietty składały się przede wszystkim duma i próżność. Możliwe, że ich matka miała dobre intencje, ale domem rządziła żelazną ręką.
Charlotte nie nawykła do dyscypliny równie pozbawionej subtelności, starała się jednak nie zapominać, że jest gościem w domu ciotki. Kiedy ojciec przekonał ją do przyjazdu do Londynu, nie spodziewała się takiego przyjęcia. Teraz pragnęła tylko, żeby ojciec jak najszybciej po nią przyjechał.
Rozmarzyła się na myśl o ojcu. Wiele razy byli już rozdzielani, ale nigdy na trzy długie miesiące. Czuła się, jakby stała nad przepaścią. Czasem nawet płakała w samotności.
Tymczasem jednak, patrząc obiektywnie, radziła sobie całkiem nieźle. Zgodziła się na to, by zawsze poza domem towarzyszyła jej służąca, za wyjątkiem porannej przejażdżki, na którą jeździła z Josephem. Zasady obowiązujące w towarzystwie nie były tu całkiem odmienne od tych, z którymi miała okazję się zaznajomić. Najtrudniejsze i najbardziej zaskakujące okazało się dla niej to, że oczekiwano, aby skrzętnie unikała okazywania wiedzy i nie wypowiadała opinii w żadnej istotnej kwestii.
– Dama – wyłuszczyła jej ciotka Buxted – nigdy nie będzie bardziej inteligentna od dżentelmena. Nasze słabe kobiece mózgi nie radzą sobie ze złożonością spraw tego świata, a nie ma nic bardziej pretensjonalnego niż udawanie mądrzejszej, niż jest się w istocie. Nie ma nic gorszego niż łatka sawantki.
Akurat tego Charlotte nie mogła zrozumieć. Była przyzwyczajona do towarzystwa polityków i wojskowych, a także kobiet zainteresowanych polityką, podobnie jak ona.
Jednak by spełnić oczekiwania ciotki, gotowa była udawać głupią i niemą.
Weszła do domu i skierowała się do pokoju, żeby się przebrać. Po drodze jednak zasłyszała głos pani Buxted z salonu.
– No i gdzie jest ta przebrzydła dziewucha?
Charlotte pospieszyła do środka z bijącym sercem. Pani Buxted oraz jej córki oczekiwały w pozach pełnych splendoru: matka na fotelu niby na tronie, a córki po bokach na szezlongach. Cały salon dekorowany był w stylu francuskim, z delikatnymi złoconymi meblami. Faith trzymała w dłoni robótkę ręczną, a Henrietta czytała psałterz.
Trzy pary oczu zwróciły się na Charlotte.
– A, tutaj jesteś! I do tego wciąż w stroju jeździeckim. Idź się przebrać w coś odpowiedniego. Migiem, dziewczyno. Oni wkrótce tu będą!
– Oczywiście, ciociu. Przepraszam, że jestem tak późno.
Priddy pomogła jej ubrać się w śliczną sukienkę z jasnobłękitnego muślinu z modną falbaną i satynową wstążką. Charlotte zastanawiała się, dlaczego ciotka była tego dnia tak rozdrażniona.
– Nie mam zielonego pojęcia – parsknęła Priddy. – Za to część służby wydaje się żywo zainteresowana dżentelmenem, który nas dzisiaj odwiedzi.
– Ma przybyć dwóch braci, Harry i Adam Fantonowie. Niewiele o nich słyszałam.
Priddy zajęła się układaniem jej włosów.
– Nie należy dawać wiary plotkom, ale chodzą słuchy, że pani Buxted upatrzyła ich sobie dla swoich córek. Starszy, Adam, przychodzi w odwiedziny do panny Henrietty. Nosi tytuł hrabiego Shalford, a jego posiadłość przylega do majątku Buxtedów. Podobno szuka bogatej żony.
– Jestem pewna, że ciotka cieszy się z tak dobrej partii dla Henrietty.
– Włosy panienki już muszą tak zostać. – Priddy cofnęła się o krok, żeby podziwiać swoje dzieło. – Dlaczego pojechała panienka na przejażdżkę tuż przed przybyciem gości? Ma panienka zaróżowione policzki!
– Nie bądź taka drobiazgowa, Priddy. – Charlotte uśmiechnęła się i zbiegła na dół.
Było już jednak za późno.
Gdy zbliżyła się do drzwi salonu, doszły ją męskie głosy. Stanęła w progu, aby objąć wzrokiem całą scenę. Nie miała pojęcia, jak uroczo i pociągająco wygląda z rumianymi policzkami i oczami błyszczącymi od wysiłku. Damy w salonie wciąż siedziały w sztywnych pozach, dołączyło zaś do nich dwóch przystojnych mężczyzn: jeden ubrany w doskonale dopasowaną czarną marynarkę z cienkiej wełny, drugi był w mundurze. Na jej widok natychmiast wstali, a pani Buxted dokonała prezentacji.
– Panno Wyncroft, pozwoli pani, że jej przedstawię hrabiego Shalford oraz jego brata, kapitana Harry’ego Fantona. Poznajcie panowie pannę Charlotte Wyncroft. Jej matką była Maria Buxted, kuzynka mojego męża. Panna Wyncroft przebywała dotąd za granicą ze swoim ojcem, pułkownikiem sir Edwardem Wyncroftem.
Obaj dżentelmeni byli wysocy i dobrze zbudowani. Mieli ciemne włosy i przystojne, intrygujące twarze. Hrabia dobiegał trzydziestki. Miał przenikliwe szare oczy i przypatrywał się Charlotte chłodno. Kapitan, dla odmiany, cały rozpływał się w uśmiechach. Był podobny do brata, ale miał niebieskie oczy i sprawiał wrażenie trochę niższego.
Kapitan odezwał się jako pierwszy:
– Jak długo zamierza pani zostać w Londynie, panno Wyncroft?
– Nie jestem jeszcze pewna. Mój ojciec przebywa obecnie w Paryżu.
Do rozmowy włączył się jego brat, który zajął już miejsce obok Henrietty:
– Z lordem Castlereagh?
Kapitan wybuchnął śmiechem.
– Zawsze jestem zdumiony, że mój brat wszystkich zna, panno Wyncroft. Tego roku objął swój mandat i rozsmakował się w polityce.
– Mnie też polityka interesuje, chociaż mam słabe pojęcie o tym, co się dzieje za murami Westminsteru. Pobierałam wykształcenie na kontynencie; ostatnio mieszkaliśmy w Austrii. Dlatego brakuje mi wiedzy o polityce wewnętrznej. -Zwróciła się do hrabiego, który jej słuchał z uwagą.- Spędzałam czas z tatą oraz lordem Castlereagh do dnia wyjazdu do Londynu.
– Kuzynka nie mieszkała w Anglii nazbyt długo – wtrąciła Henrietta. – Doprawdy, obcokrajowiec z niej.
– Muszą panowie wybaczyć jej nieokrzesanie – podjęła pani Buxted. – Była na hippicznej ekskursji. Nie poznała jeszcze wagi punktualności i szacunku dla proszonych gości.
Charlotte na moment straciła mowę.
Na ratunek ruszył jej kapitan.
– A zatem jest panienka panią swojego serca! Dobrze wiem, jak cudownie jest korzystać ze świeżego powietrza w tak pogodny dzień.
Charlotte uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Lubię konne przejażdżki. Wuj Buxted był tak miły, że przyjął do stajni moją klacz.
– Przyprowadziła panienka własnego konia? Aż z Austrii?
– Owszem, chociaż nabyliśmy ją w Hiszpanii. Ma na imię Andaluzja.
– Chętnie bym ją poznał. Jeździmy z bratem konno prawie codziennie. Może moglibyśmy któregoś razu towarzyszyć panience?
– Oczywiście. O ile panowie nadążą.
– To chyba było wyzwanie – mruknął hrabia.
– Mam słabość do zakładów, panno Wyncroft. Przyjadę po panią jutro, jeśli to pani odpowiada.
– Z przyjemnością jutro do pana dołączę, kapitanie Fanton.
Kapitan Fanton ukłonił się w podziękowaniu. Jego brat założył tylko nogę na nogę i zachował milczenie.
– Faith też lubi konną jazdę, prawda, Faith? – wtrąciła pani Buxted dosyć głośno, tak by oczy wszystkich zwróciły się na córkę.
Faith akurat ugryzła porządny kęs ciasta i niemal się zadławiła, słysząc pytanie matki. Po kilku łykach herbaty zdołała odpowiedzieć, że owszem, lubi jeździć konno.
Charlotte powstrzymała się przed wyrażeniem uprzejmego zdziwienia. Zdążyła się już zorientować, że pojęcie o konnej jeździe, jakie miały panny Buxted, ograniczało się do spokojnego stępa.
Wierzchowce Buxtedów były tak stateczne i łagodne, że ojciec Charlotte natychmiast by je odrzucił. Zarówno Henrietta, jak i Faith były przy koniach nerwowe. Ich postawa w siodle pozbawiona była energii, co dla żywiołowej Charlotte było irytujące.
Henrietta zajmowała hrabiego cichą rozmową, a pani Buxted rozprawiała z kapitanem i Faith o wspólnych znajomych. Korzystając z nadarzającej się okazji, Charlotte przyjrzała się obu mężczyznom.
Lord hrabia Shalford był wysoki, ponury i wycofany. Zachowywał się z chłodną obojętnością graniczącą ze znudzeniem. Uprzejmie przysłuchiwał się jednak słowom Henrietty. Charlotte powściągnęła uśmiech. Hrabia najwyraźniej preferował spokojne, jasnowłose damy.
Kapitan zdawał się znacznie bardziej przystępny. Otwartością i pogodnym spojrzeniem przypominał jej młodych oficerów, których spotykała często w towarzystwie ojca.
– Przybyliśmy tu dzisiaj w konkretnym zamiarze – zwrócił się do pani Buxted lord Shalford.
– Adamie, czy naprawdę musisz być taki formalny? – roześmiał się jego brat.
– Na to wygląda – uciął hrabia. – Jak pani wie, pani Buxted, od śmierci ojca zajmowałem się organizowaniem pochówku, porządkowaniem dokumentów i pilnowaniem, by majątek ojca był dobrze zarządzany. Jako pierworodny syn miałem już do czynienia z intendentem ojca, ale muszę się jeszcze wiele nauczyć.
– Jestem przekonana, że pana majątek jest w dobrych rękach. – Pani Buxted uśmiechnęła się, ale jej oczy nie zdradzały wesołości.
– To już czas pokaże – odparł hrabia. – Wracając jednak do powodu naszej wizyty…
– Właśnie, Adamie, wykrztuś to wreszcie!
Kapitan popatrzył łobuzersko na Charlotte, która odpowiedziała mu tym samym. Jednak hrabia dostrzegł ich wymianę spojrzeń i przez chwilę Charlotte poczuła się nieswojo, bo spojrzał na nią karcąco.
Uniosła brwi. Naszło ja wspomnienie starego lorda Carmby, aroganckiego dyplomaty, którego poznała w Wiedniu. Jego zjadliwe riposty odsunęły od niego wszystkich znajomych. Raz nazwał Charlotte „bezczelnym, zadufanym bachorem”, kiedy śmiało podjęła dyskusję z jego politycznymi poglądami. Poczuła narastający gniew.
– Odkąd zdjęliśmy żałobę – mówił dalej hrabia – dla całej rodziny i wszystkich w Chadcombe najważniejszy stał się powrót do zwyczajnego życia. Ojciec długo chorował, matka zmarła trzy lata przed nim. Postanowiłem zaprosić do Chadcombe grupę przyjaciół. Moja cioteczna babka, lady Langley, uprzejmie zgodziła się pełnić funkcję gospodyni. Byłbym szczęśliwy, gdyby pani oraz jej rodzina przyjęła zaproszenie, wraz z waszym uroczym gościem.
– Odwiedzimy Chadcombe? – spytała Henrietta.
Pani Buxted posłała córce surowe spojrzenie.
– Oczywiście będziemy zachwyceni, mogąc odwiedzić panów w Chadcombe. Od wieków nie byłyśmy w hrabstwie Surrey. Ostatnio widziałyśmy Monkton Park minionego lata. Nasze majątki ze sobą sąsiadują. Jesteśmy wdzięczne za zaproszenie.
Henrietta pospieszyła z wyjaśnieniem, zwracając się do Charlotte:
– Cioteczna babka zostawiła nam w spadku Monkton Park. Majątek ten sąsiaduje z posiadłością Chadcombe od wschodu.
– Po śmierci ciotki dokonaliśmy inspekcji i odwiedzaliśmy go kilkakrotnie. – Pani Buxted spojrzała na lorda Shalford. – Nie mogliśmy odwiedzić hrabiego, waszego ojca, z powodu jego choroby. Monkton Park to uroczy zakątek, ale wolimy nasz dom niedaleko Melton Mowbray. Monkton Park przypadnie tej z naszych córek, która wyjdzie za mąż pierwsza.
Henrietta uśmiechnęła się lekko.
– Nie ma wątpliwości, że to Henrietta otrzyma spadek, bo jest starsza, a przy tym taka piękna! Ciotka zaznaczyła, że to ją miała na myśli przy podziale spadku. I tak też się stanie, gdy tylko Henrietta wyjdzie za mąż – mówiła dalej pani Buxted.- Pomówię jeszcze z małżonkiem, choć jestem niemal przekonana, że nie mamy żadnych zobowiązań w lipcu.
Henrietta zachowała milczenie, ale Charlotte dostrzegła błysk w jej oku. A więc tego pragniesz, pomyślała.
– Wybornie – podsumował hrabia, po czym zwrócił się do Henrietty, która natychmiast przybrała niewinną minę: – A pani, panno Buxted? Czy panienka też będzie zachwycona, mogąc odwiedzić mój dom?
– Tak, lordzie Shalford – odparła cichym i łagodnym głosem.
Hrabia pokiwał głową z aprobatą. Charlotte powstrzymała uśmiech. Gdyby hrabia widział Henriettę wcześniej, kiedy wrzeszczała na Faith tylko dlatego, że wstążka była niewłaściwej długości, pomyślała. Tego ranka Charlotte chętnie wyszła na przejażdżkę, żeby przeczekać jej napad złości. Wiedziała już, że Henrietta, jako starsza i urodziwsza, była faworyzowana przez panią Buxted.
Od pokornej Faith oczekiwano, że poświęci każdą przyjemność dla starszej siostry. Charlotte zasugerowała jej delikatnie, że powinna bardziej bronić swojego zdania i Faith przyznała wtedy, że zbyt łatwo się poddaje.
Niedługo później goście wyszli. Kapitan ukłonił się Charlotte i wyraził nadzieję na ponowne spotkanie, a hrabia Shalford skinął głową. Pani Buxted przyglądała im się uważnie, mrużąc oczy.
Kiedy już kobiety zostały same, pani Buxted odezwała się triumfalnie:
– Moja droga Henrietto, to doprawdy wspaniała wiadomość! Zaproszenie było skierowane szczególnie do ciebie. Jeśli dobrze wykorzystasz tę sposobność, na wasz wspólny dom hrabia wybierze Chadcombe.
– O tak, mamo! Pomyśl tylko, Chadcombe! Majątek Fantonów! A ja będę jego panią!
– Tylko spokojnie, moja droga. Nie myśl, że już go zdobyłaś. Najpierw musisz mieć jego słowo. Chociaż jestem przekonana, że każdy mężczyzna w Anglii byłby szczęśliwy, gdyby mógł cię wziąć za żonę. Masz urodę, rodowód i maniery damy.
Oraz majątek! – dodała w duchu Charlotte. Zaraz zganiła się za małostkowość. Monkton Park był najwyraźniej częścią niezależnej umowy, nie dało się jednak ukryć, że majątek ten czynił z Henrietty bardzo atrakcyjną partię.
Charlotte zauważyła, że Fantonowie nie sprawiali wrażenia mężczyzn, którzy szukają bogatych żon. Zachowywali się z dużą pewnością siebie, znamionującą ludzi zamożnych.
Nie wiedziała jeszcze, jaki ona dostanie posag, choć do niedawna nie trapiło jej to zbytnio. Odkąd jednak przybyła do Londynu i zobaczyła, jak wielką wagę Buxtedowie przywiązują do ślubów, posagów i pieniędzy, zdała sobie sprawę, że nie wie nawet, jak zamożny jest jej ojciec.
Ciotka miała na ten temat znacznie bogatszą wiedzę.
– Pytałam męża o twój posag, Charlotte – rzuciła po kolacji zeszłego wieczoru. – Mówił, że w jego przekonaniu przypadnie ci raczej skromna fortunka z uwagi na długi po dziadku. Mąż uważa, że sir Edward odłożył przez lata trochę pieniędzy z oficerskiej pensji, ale wątpi, by było tego dużo.
Bezceremonialność ciotki dotknęła Charlotte. Ojciec nigdy nie rozmawiał z nią o pieniądzach i nie miała pojęcia, jakimi środkami dysponuje. Rodzinny dom w Shawfield, którego nie widziała od dwunastego roku życie, był od lat wynajmowany.
Herr Lenz z Austrii, wspólnik ojca w interesach, bez wątpienia działał w ich imieniu bardzo energicznie, ale Charlotte nie wiedziała, jak dobrze prosperowała ich spółka. Do tej pory nawet o tym nie myślała.
Ojciec zapewnił Charlotte kieszonkowe za pośrednictwem umowy bankowej na nazwisko wuja Buxteda i zaproponował, że pokryje koszty utrzymania jej konia w stajni, lecz wuj uprzejmie odmówił. Powiedział też, że nie przyjmie ani pensa na utrzymanie Charlotte, chociaż chętnie posłuży jej za bankiera.
Charlotte nie była pewna, czy wynikało to z czystej życzliwości. Być może uważał, że ojca nie stać na taki wydatek? Wyprostowała się i zacisnęła usta.
– Och, mamo, widziałaś, jak na mnie patrzył? – Podniecony głos Henrietty przywrócił ją do rzeczywistości. – Patrzył tylko na mnie!
Kuzynka była zarumieniona. Charlotte przygotowała się na to, że temat spotkania będzie tego dnia wałkowany bez końca.
Zachwyt Henrietty szybko ją znużył. Wymówiła się ćwiczeniem muzyki i zeszła cicho do porannego salonu, gdzie znajdował się fortepian. Zdziwiła się na widok obu gości, którzy wciąż jeszcze rozprawiali przy drzwiach. Najwyraźniej ich powóz się spóźniał. Bracia jej nie dostrzegli, a ją doszły strzępki ich rozmowy.
– Przyjezdna jest uroczą dziewczyną.
– Może i tak, ale sprawia wrażenie aroganckiej. Chyba to po prostu następna dama z muchami w nosie.
– Doprawdy, Adamie, przynajmniej okazuje charakter. Nie pojmuję, dlaczego wolałbyś…
Charlotte zdziwiło, że hrabia wytknął jej arogancję. Och, mam nadzieję, że ożeni się z Henriettą, pomyślała. Dopiero w następnej chwili dotarło do niej, jak absurdalnie się zachowuje i roześmiała się, podchodząc do fortepianu.