Magiczny wieczór - ebook
Magiczny wieczór - ebook
Świąteczna kontynuacja bestsellerowej serii Czary codzienności.
Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami. W małym miasteczku, Zmysłowie, trwają gorączkowe przygotowania. Prócz tradycyjnej świątecznej krzątaniny, Daniela, jedna z trzech sióstr Niemirskich, przygotowuje się do ślubu. Czy można sobie wyobrazić piękniejszą scenerię dla tej wyjątkowej chwili? Miasteczko, leżące w bajkowej dolinie, przytulone do strzegących go strzelistych sosen, których gałęzie uginają się pod upadającymi płatkami śniegu? Nadchodzi magiczny wieczór, który przyniesie ukojenie wszystkim targanym wątpliwościami, a w niektóre skołatane serca wleje spokój i pewność, że nigdy nie jest za późno, by zawalczyć o szczęście. Bo wszystko może się zdarzyć, są takie chwile, gdy życie przypomina baśń, a szczęśliwe zakończenie mości się w niej, niczym mruczący kot w przytulnej kuchni… Zapraszamy do zimowego Zmysłowa! Spędźcie magiczny, świąteczny wieczór, sprawcie, by te święta stały się naprawdę wyjątkowe...
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-383-9 |
Rozmiar pliku: | 959 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny,
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.
(…)
Posyłam ci ułamek rodzinnego chleba,
O ty, który mi jesteś bratem i czymś więcej!
A w chlebie tym uczucia tyle, ile trzeba,
Aby ludzie ze ziemi byli wniebowzięci.
Wacław Rolicz-Lieder
W. Rolicz-Lieder, Do Stefana George, online: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolicz-lieder-do-stefana-george.html, dostęp: 27.06.2022.1.
– Stój prosto – marudziła Monika, klęcząc na podłodze i przyglądając się sukni od dołu. – Ciągle się tutaj coś kiepsko układa, pani Wiktorio. Już poprawiałyśmy sto razy i nadal nie leży dobrze.
Kolecka pokręciła głową i podeszła dwa kroki bliżej.
– Sama nie wiem, co się dzieje. Czyżbyśmy źle skroiły, Moniczko? Przecież to niemożliwe! A jednak z prawej strony bardzo nieładnie się marszczy.
– Moim zdaniem nic takiego się nie dzieje. – Daniela niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.
– Oczywiście, że się marszczy. Póki stoisz nieruchomo, to jeszcze jakoś to wygląda, ale gdy się ruszysz, fałdy się robią jak nic – rozpaczała Monika, ujmując materiał sukni w dwa palce.
– Niestety to prawda. – Wiktoria przyznała jej rację. – Nie ma rady, trzeba będzie spruć i przeszyć jeszcze raz.
– Spruć? – jęknęła Daniela. – To znaczy, że musimy zaczynać od nowa? Ślub za trzy tygodnie! Było już tyle przymiarek…
– Najwyraźniej nie ma innego wyjścia – mruknęła Monika. – Mówiłam ci, że to był zły pomysł, żebyś z Jakubem wybierała fason. Przez to mamy pecha z tą suknią.
– No wiesz! – zaperzyła się narzeczona. – Po pierwsze, wcale z nim nie wybierałam, tylko akurat pojawił się, kiedy przeglądałam żurnal, no i po prostu spytałam go, czy mu się podoba, a po drugie…
– To pierwsze wystarczy – przerwała siostra przyszłego pana młodego. – Sama widzisz, sukienka nam się „zauroczyła”. Nie na darmo mawiają, że narzeczony nie powinien oglądać wybranki w sukni przed ślubem. Jak widać, zabronione jest też kartkowanie czasopisma z najładniejszym wykrojem.
– Brednie – skomentowała Kolecka. – Popełniłyśmy po prostu błąd. Wszystko da się naprawić, tylko trzeba rozpruć z tej strony, podkroić, po czym zszyć ponownie. Takie rzeczy się zdarzają, trudno.
– Może nie będę się ruszała? Wtedy się nie zmarszczy – spytała Daniela z nadzieją, bo miała już naprawdę dosyć poprawek.
Gdy sąsiadki zaproponowały jej, że uszyją suknię ślubną, podeszła do tego pomysłu z entuzjazmem. Długo przeglądała katalogi mody, aż w końcu wybrała wymarzony model. Krój sukni był dość nietypowy, ale pani Wiktorii to nie odstraszyło. Potem jakiś czas trwało kupowanie właściwego materiału i dodatków, jednak samo szycie poszło już sprawnie. Do pierwszej przymiarki. Bo później cała sprawa zaczęła się komplikować.
– Zwariuję z tą suknią – zwierzyła się Jakubowi pewnego popołudnia.
– Ja tym bardziej. Moja siostra o niczym innym nie mówi, tylko o tym szyciu. Ciągle lata do Koleckich. Przesiaduje tam godzinami z Kingą i panią Wiktorią.
Danieli zrobiło się głupio. Wybrała trudny do wykonania model sukienki, zaangażowała przyszłą szwagierkę i sąsiadki w skomplikowany projekt. W dodatku szło jak po grudzie. Jakieś fatum ciążyło nad tą pracą czy co? Dziewczynie naprawdę trudno było to wszystko zrozumieć. Zwłaszcza teraz, kiedy jej figurze nie można było nic zarzucić.
Jeszcze w niedalekiej przeszłości Daniela walczyła z nadwagą i kwestia strojów była prawdziwym tematem tabu. Ubierała się w workowate tuniki i unikała drażliwej kwestii związanej ze swoją tuszą. Kiedy jednak przyjechała ze swoją starszą siostrą Agatą Niemirską do Zmysłowa, wszystko się zmieniło.
Tak, była to prawdziwa rewolucja w ich życiu…
Agata niespodziewanie otrzymała wiadomość o śmierci swej biologicznej matki, malarki Ady Bielskiej, z którą od lat nie utrzymywała kontaktu. Gdy razem z Danielą przybyły do miasteczka na pogrzeb, okazało się, że Ada osierociła też małą Tosię, czyli przyrodnią siostrę Agaty. Było to niespodziewane i szokujące odkrycie. Obie dziewczyny nie miały jednak wątpliwości, że trzeba pozostać w Zmysłowie, tak dobrze znanym małej dziewczynce i związanym ze wspomnieniami o ukochanej matce. Podjęły się też prowadzenia sklepu, który odziedziczyły po Adzie, przekształcając go w klimatyczną herbaciarnię „3 Siostry i 3 Koty”. To właśnie tutaj wśród spokojnego życia, dobrych uczuć i życzliwości ludzkiej Daniela zdecydowała się na przemianę.
Dziewczyna uśmiechała się do swoich myśli, gdy wspominała tamte słoneczne dni. Poznała wówczas Jakuba Borkowskiego, swego obecnego narzeczonego, wtedy obrażonego na cały świat chłopaka, który uważał, że jego życie jest skończone. Po wypadku, któremu uległ podczas studiów w Stanach Zjednoczonych, miał poważne trudności z poruszaniem się, ale i jego uleczyło to niezwykłe lato…
Ostatnie miesiące zmieniły życie ich wszystkich. Daniela widziała to każdego dnia, przeglądając się w lustrze i podziwiając swoją gibką figurę.
Tymczasem przymiarka dobiegła końca i Monika pomogła się rozebrać przyszłej pannie młodej.
– Mam wyrzuty sumienia – zwierzyła się, na co siostra Jakuba spojrzała na nią ze zdumieniem. – Tylko kłopot z tą suknią…
– No co ty w ogóle opowiadasz! Dla nas to czysta frajda! Wszyscy się tym interesują, nawet mama się wybiera rzucić okiem, jak nam idzie. Zimą naprawdę tutaj nie ma co robić i gdyby nie ta uroczystość oraz wszystkie przygotowania, tobyśmy tu padli z nudów. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że niedługo będziemy siostrami. No… prawie siostrami – poprawiła się, nie wiedząc, jak Daniela zareaguje na to określenie. Ona jednak uśmiechnęła się szeroko.
– Tak, to prawda. Już niedługo będzie nas, sióstr, jeszcze więcej. Wspaniale!
– Babiniec, jak mówi Kuba – roześmiała się Monika. – Ale to miło, prawda?
– Oczywiście.
– Dobrze, zabieram suknię do domu, bo muszę rozpruć ten bok. Obawiam się, że mogłam tam coś źle złożyć przy dopasowywaniu. Mama już wczoraj się upierała, że trzeba sprawdzić z formą i przeszyć od początku. Nic się nie martw, to może tak groźnie wygląda, ale jesteśmy już na ostatniej prostej. Będziesz wyglądała cudownie. Już moja w tym głowa.
– Dziękuję.
Ślub zaplanowano na sobotę tuż przed sylwestrem, więc czasu było jednocześnie i sporo, i bardzo mało.
Daniela chciała, by uroczystość odbyła się w kaplicy Świętej Rity, ale proboszcz niespodziewanie się opierał.
– Zimno tam i mało miejsca – protestował, gdy narzeczona zaczęła przekonywać go do swego pomysłu. – Jeszcze w lecie mógłbym się na to zgodzić, ale teraz, w środku zimy? A niech mi się tam ktoś poślizgnie, zjedzie z tego pagórka i nogę złamie… Poza tym ludzie się nie zmieszczą w środku.
– Proszę księdza, jacy ludzie? Zapraszamy zaledwie kilka osób – tłumaczyła Daniela, na co duchowny obrzucił ją pobłażliwym spojrzeniem.
– Akurat, kilka osób. Bo ja to nie wiem? Zawsze się tak mówi, a jak przychodzi co do czego, to tłumy są. Niech pani zaufa mojemu doświadczeniu. Kościół parafialny też jest przecież ładny. Bo pomyślę, że się pani u mnie nie podoba.
– Ależ podoba się! Tylko ta kaplica, wie ksiądz… Figura Świętej Rity ma dla mnie wielkie znaczenie. Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale ona wiąże się z całą naszą historią. Ksiądz nie jest do tego przekonany, ale ja naprawdę wierzę, że ta cudowna woda, która wypływa w kapliczce, w jakiś sposób uleczyła Kubę z jego choroby, chociażby symbolicznie – wyjaśniała Daniela, wspominając wypadek, jakiemu ulegli z Jakubem w lecie na drodze tuż pod kaplicą.
Rozpędzony kierowca – jak się później okazało – mąż Moniki, z którym od dawna była w separacji, prawie staranował ich, gdy spacerowali po ścieżce. Tylko cudem uniknęli śmierci – Kuba spadł ze ścieżki do strumienia, a Danielę przygniotła gałąź drzewa, w które uderzyło auto. Oboje trafili do szpitala, ale paradoksalnie tak właśnie rozpoczęła się mozolna droga Jakuba ku zdrowiu i ich wzajemna wędrówka ku sobie.
Duchowny się roześmiał.
– A nie pamięta pani, że figura, odrestaurowana jesienią, wciąż znajduje się w zakrystii? Postanowiłem nie wstawiać jej na zimę do kaplicy. Pan Halicki obiecał, że przeznaczy jakieś środki na trwałe zabezpieczenie drewna przed wodą. Zrobi się remont budynku na wiosnę, to i Święta Rita do niego wróci.
Dziewczyna się uśmiechnęła. Skoro tak, to nie miała już argumentów, by się upierać przy kapliczce, choć z niechęcią pożegnała ten pomysł. Latem było tam tak pięknie… Gdzieś w jej marzeniach majaczył wciąż projekt ślubu wśród kwiatów na rozgrzanej słońcem i przesyconej zapachami łące. Tyle że w grudniu był on całkowicie nierealny, a do lata nie chcieli czekać.
Tomasz Halicki przyjeżdżał tej jesieni do Zmysłowa wielokrotnie. I jego przyciągało to urokliwe miasteczko.
Był przyrodnim bratem Tosi Bielskiej, synem Cezarego Halickiego, z którym Ada przed laty miała romans, ale starannie to ukrywała. Kiedy już po śmierci malarki Agata Niemirska rozwikłała tę zagadkę, Tomasz początkowo był bardzo negatywnie nastawiony zarówno do przyrodniej siostry, jak i do jej opiekunki. Podejrzewał Agatę o wyrachowanie, knucie intryg, by wyłudzić od Halickich nienależne Tosi pieniądze, tym bardziej że w międzyczasie Cezary zmarł i pojawiła się kwestia spadku. Potem jednak, gdy poznał lepiej wszystkie trzy siostry i sam Zmysłów, zmienił zdanie.
Włączył się w pomoc Agacie, gdy jej ślicznemu domowi zaczęła zagrażać żona burmistrza, Małgorzata Trzmielowa. Chciała ona wykupić Willę Julia, w której dziewczyny mieszkały, zburzyć ją i po połączeniu ze swoją ziemią zamienić w okropny aquapark z podgrzewanymi basenami. Dzięki przytomności umysłu Tomasza, który skłonił w końcu burmistrza i jego żonę, aby odsprzedali mu swoje udziały, nie doszło do najgorszego.
Halicki przeżył też ogromne rozczarowanie swoją rodzoną siostrą Eleonorą, sławną aktorką występującą pod pseudonimem Lora Hagen. Wykorzystała jego zaangażowanie w Zmysłowie i sprytnie pozbawiła władzy w innych rodzinnych spółkach. Dzięki zręcznej intrydze stała się też właścicielką drugiej połowy konsorcjum „Margot Spa”, czyli firmy, która miała budować aquapark na ziemi Agaty Niemirskiej. Tomasz poczuł się zdradzony i wykorzystany. Bolały go podstępy i nieuczciwości siostry, która dotąd była mu oddana (a przynajmniej tak mu się zdawało). Z przyjaciółki i sojuszniczki stała się jego rywalką. Nie mógł w to uwierzyć.
W pierwszym odruchu chciał z nią pomówić i podjąć przynajmniej niektóre kwestie. Pojechał za nią nawet do Londynu, gdzie kręciła swój film, aby domagać się wyjaśnień. Nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że siostra zwróciła się przeciwko niemu. W końcu – takie przynajmniej odnosił wrażenie – przez całe życie kochali się i wspierali. Ufał jej, a teraz to wszystko legło w gruzach.
Eleonora nie chciała jednak z nim rozmawiać. Nie odpowiadała na telefony, ukrywała się przed nim jak przed natrętnym wielbicielem. Jej agent bronił swojej klientki niczym lew. Tomaszowi to tchórzostwo siostry wydało się śmieszne, ale też wiele mu o niej powiedziało. Lora bała się wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Najpierw podejmowała jakieś kroki, a potem wolała, żeby sprawy same toczyły się bez jej aktywnego udziału.
– Dobrze – oświadczył więc menadżerowi po kolejnej bezowocnej próbie kontaktu z Eleonorą. – Przekaż mojej siostrze, że ja zawsze jestem do dyspozycji. Chcę z nią tylko porozmawiać, nie będzie żadnych scen ani pretensji. Wciąż przecież jesteśmy rodziną.
Wiele go to kosztowało, bo nigdy nie czuł się tak wykorzystany. Zrozumiał jednak, że Zmysłów bardzo go zmienił. Właściwie nie samo miasteczko, ale osoby, które tam poznał, choćby Agata Niemirska czy prawniczka Lucyna Zimmer, która ogromnie pomogła w walce z Małgorzatą Trzmielową i jej inwestycją.
Agata zawsze kierowała się rozsądkiem i starała się być sprawiedliwa, a Lucyna apelowała o wybaczanie. Kiedyś podobne wartości wydawały mu się słabością, głupim idealizmem, mrzonką. Teraz widział w nich sens, bo pozwalały uzyskać wewnętrzną harmonię, której wcześniej nie znał.
Uświadomił sobie, że wybory, jakich dokonujemy, są ważne, bo mają wpływ na życie wielu osób. Dostrzeżenie tego prostego faktu umożliwiło mu uporanie się ze swoim egoizmem, szersze spojrzenie na świat. Wciąż łatwo wpadał w gniew i zatracał się w rozpamiętywaniu krzywd, ale zyskał świadomość jałowości takich działań. Rana musi się zabliźnić, rozdrapywanie jej jest pozbawione sensu. Trzeba iść do przodu, zło zostawiać za sobą. Tak rozumowała Lucyna, a on przejmował ten sposób myślenia. Wzmacniało go to i sprawiało, że czuł nową energię i chęć do życia.
Lora zachowała się wobec niego podle, ale nie mógł się na tym koncentrować i myśleć wyłącznie o zemście. Rewanż daje krótkotrwałą satysfakcję płynącą z poniżenia przeciwnika, ale nie przynosi szczęścia ani spełnienia. Wręcz przeciwnie – pozostawia przykry osad, poczucie, że nikt nie pozostał bez winy, ani ten, kto skrzywdził, ani ten, co dochodził zadośćuczynienia, odpłacając się pięknym za nadobne.
Skupił się więc na nowym projekcie, czyli przebudowie ośrodka Małgorzaty. Początkowo, żeby dać prztyczka w nos siostrze, zamierzał utopić w tym przedsięwzięciu jak najwięcej firmowych pieniędzy. Potem zrozumiał, że inicjatywa może być cenna i przynieść spółce Halickich korzyść tak biznesowo, jak i wizerunkowo. Lucyna przekonała go, że warto zrobić coś dla innych i realizować pomysł, jaki przyszedł mu do głowy podczas pamiętnego letniego przyjęcia w ogrodzie sióstr Niemirskich. Chciał organizować wakacyjne kolonie dla dzieci z rodzin, których na taki odpoczynek nie było stać.
– Niestety tak już jest, Tomaszu, że powszechnie uważa się, że ludzie ubodzy powinni być wdzięczni za byle co – tłumaczyła prawniczka. – Dlatego projekt zapewnienia niezamożnym dzieciom wakacji w bardzo dobrych warunkach uważam za niezwykle godny pochwały. Wręcz za wychowawczy. To wyraz szacunku do człowieka, a nie tylko gest dobroczynny wobec kogoś, komu gorzej się powodzi.
W ten sposób Halicki zabrał się do modernizacji okropnego budynku. Trzmielowa zbudowała pensjonat „Margot Spa” jako pierwszy z kilku planowanych obiektów, które miały się ze sobą łączyć. Nie była to zbyt udana realizacja, zarówno jeżeli chodziło o bryłę, jak i o wykończenie wnętrza. Tomasz jednak się nie poddawał i starał się tchnąć życie w koślawy projekt.
Uruchomił też wreszcie nieczynny basen i instalację z ciepłą wodą termalną. Pozostawała ona wciąż niewykorzystana, odkąd pojawił się pomysł kompleksu z aquaparkiem, a burmistrzowa zaczęła walczyć o bardziej wydajne źródło. To ujęcie, które sama od lat posiadała, wystarczało jednak do zasilenia skromnego hotelowego basenu, co Tomasza całkowicie zadowalało. Na działce było zresztą więcej takich niewielkich źródeł. Planował w przyszłości zrobić baseny na wolnym powietrzu, możliwe do wykorzystania latem. Sprowadził też robotników, by jeszcze przed zimą postawili wzdłuż brzegu Bystrej niewielkie osiedle domków wakacyjnych, idealnie wtapiających się w teren i roślinność.
Miał w związku z tym ręce pełne roboty i mieszkańcy Zmysłowa przyzwyczaili się już do jego wielkiego samochodu, kursującego tam i z powrotem na trasie pomiędzy miasteczkiem a ośrodkiem wypoczynkowym, który nazwał Słoneczną Przystanią.
Jedno wciąż nie dawało mu spokoju. Daniela Strzegoń. Usilnie próbował zapomnieć o niej, ale wciąż się to nie udawało. Zafascynowała go od momentu, gdy ją zobaczył po raz pierwszy. Niestety, ona wybrała innego. Była do szaleństwa zakochana w Jakubie i nie potrafił stawać na drodze jej szczęściu. Jednakże obserwując tych dwoje, miał nieustannie poczucie dojmującej porażki. Poprowadził całą sprawę źle, pozwolił, by dziewczyna mu się wymknęła. Wciąż jednak czekał i miał nadzieję. Nawet gdy otrzymał zaproszenie na ich ślub.
„Nic nie jest przesądzone” – myślał, obracając w dłoni elegancki kartonik. „Póki nie zobaczę, jak księżowska stuła wiąże ich dłonie, wszystko może się jeszcze wydarzyć. A nawet i później…”
Dni jednak płynęły, jesień zamieniła się w zimę, a przyszli państwo Borkowscy z każdym dniem wydawali się szczęśliwsi.
– Ciekawi mnie, gdzie zamieszkają po ślubie – rzucił pewnego razu do Lucyny, gdy omawiali sprawę dobroczynnej fundacji i namawiał ją, by przyjęła miejsce w zarządzie. Prawniczka także mnóstwo czasu spędzała obecnie w Zmysłowie i chyba miało to coś wspólnego z Jerzym Wilkiem, miejscowym weterynarzem.
Kobieta spojrzała na Tomasza bystro, ale nie skomentowała.
– Mógłbym im odstąpić jeden z moich domków nad rzeką – ciągnął Halicki. – Nie sądzę, by Daniela chciała się wprowadzić do teściowej, a w Willi Julia będzie im chyba za ciasno? Agata też ma pewnie swoje plany?
O zamiarach Niemirskiej plotkowano niestrudzenie od lata.
Narzeczeństwo Piotra Koleckiego i Martyny Musiał zakończyło się z hukiem nagłym wyjazdem nauczycielki, w dniu wernisażu prac Ady Bielskiej. Wszyscy wiedzieli, że zabrała samochód Agaty, który zresztą później odnalazł się w Cieplicach. Nauczycielka już się jednak więcej nie pojawiła. Listownie złożyła wypowiedzenie z pracy, stawiając dyrektorkę szkoły w bardzo trudnej sytuacji, bo ta od początku roku szkolnego musiała łatać plan lekcji zastępstwami. Resztę rzeczy odwiozła Martynie do Krakowa kuzynka, Eliza. To od niej właśnie mieszkańcy Zmysłowa dowiedzieli się, że panna Musiał już nie wróci do miasteczka. Ślub z Koleckim planowany na wrzesień został odwołany, a niedługo potem w okolicy gruchnęła wieść, że nauczycielka wychodzi za mąż za lekarza z Cieplic.
Plotki były rozmaite. Początkowo obwiniano głównie Piotra, że zaniedbywał narzeczoną i nie potrafił utrzymać jej przy sobie. Domyślano się jakiegoś drugiego dna tej sprawy, ale bliscy byli tak dyskretni, że nikt nie wiązał tego z Agatą. Potem, gdy sprawa z doktorem Popławskim wyszła na jaw, Piotrowi zaczęto współczuć, a odium niechęci obróciło się przeciwko nauczycielce. Analizowano każdy jej krok i wyciągano na jaw wszystkie oznaki nielojalności. Summa summarum późną jesienią wszyscy uznali, że dobrze się stało, iż to niedobrane narzeczeństwo zakończyło się w ten, a nie inny sposób.
Agata i Piotr nie afiszowali się ze swoim uczuciem, ale szybko stało się jasne, że „mają się ku sobie”, jak określił to miejscowy farmaceuta, Jaskólski.
– Piękna para – zachwycił się proboszcz i to zakończyło właściwie sprawę, choć nie uciszyło różnych spekulacji.
Przede wszystkim z upodobaniem plotkowano o ślubie. No bo właściwie czemu nie? Wszyscy wiedzieli, że Daniela i Jakub planują swoją uroczystość niedługo po Bożym Narodzeniu, więc może wkrótce Agata także zaskoczy sąsiadów dobrą wiadomością?
– Po skandalu z tą Martyną to pewnie nie ma ochoty – mówiła właścicielka piekarni do Jaskólskiego, korzystając z okazji, że ani Kingi, siostry Piotra, ani jego mamy Wiktorii nie było w aptece, gdzie często pomagały.
– Jakim skandalu, co też pani mówi? – obruszył się farmaceuta, patrząc z uwagą na receptę. – Takie rzeczy się zdarzają, mamy dwudziesty pierwszy wiek.
– No, ale żeby narzeczona uciekła prawie sprzed ołtarza? I jeszcze do innego? Sam pan przyzna, że to trochę… nietypowe.
– Nie uciekła sprzed ołtarza, bo do ślubu było jeszcze kilka tygodni – uciął aptekarz, który bardzo lubił Agatę i nie w smak mu były te insynuacje. – Poza tym moim zdaniem lepiej, że tak się stało. Dużo gorzej byłoby, gdyby się rozeszli po ślubie, nie uważa pani?
– Pewnie, że tak – przytaknęła właścicielka piekarni. – Tylko że podobnej sensacji jeszcze u nas nie było.
– No to kiedyś musiał być pierwszy raz – filozoficznie zakończył magister. – Zresztą cóż to za sensacja? Ślub zaplanowany, ślub odwołany, zwyczajne sprawy. Ja tam pani Martynie życzę dużo szczęścia. Pani Agacie także.
– Oczywiście – skwapliwie potwierdziła kobieta, niezbyt rada, że w aptece nie nasłucha się więcej plotek. Ona i tak wiedziała swoje: ucieczka Martyny i nowy związek jej eksnarzeczonego to były smakowite historie na długie jesienne wieczory. Takie, które można drobiazgowo roztrząsać i dziwić się szczegółom.
Agata i Piotr uparcie milczeli jednak w kwestii ewentualnego ślubu. Gdy starsza pani Kolecka coś na ten temat wspomniała, chłopak tylko marszczył brwi. Nie mówiono zatem o tym więcej. Nie wiadomo było, czy to Agata się opiera, czy Piotr nie bardzo ma ochotę na kolejną uroczystość. Być może musiało upłynąć trochę czasu, by wszyscy zapomnieli o niefortunnym pierwszym narzeczeństwie.
Tylko weterynarz, Jerzy Wilk, kręcił nad tym głową i mruczał pod nosem:
– Dziecinada!
Nikt jednak nie brał jego zdania na poważnie, może poza siostrzeńcem, Juliuszem, który zawsze nieco obawiał się wujka.2.
Agata siedziała w herbaciarni i ziewała z nudów. Zimą niewiele działo się w miasteczku, więc dni mijały dość monotonnie. Właściwie gdyby nie intensywne przygotowania do ślubu siostry, można by powiedzieć, że czas przepływał niepostrzeżenie. „3 Siostry i 3 Koty” praktycznie przestały działać, bo turystów było jak na lekarstwo. Trzeba przyznać, że tutaj pani Małgorzata Trzmielowa miała rację, gdy w lecie przekonywała do swej inwestycji. Zdecydowanie brakowało czegoś, co ożywiłoby okolicę i zapewniło ruch turystyczny w zimie. Zmysłów zamierał po sezonie letnim i cieplejszej części jesieni, gdy można było chodzić w góry. W listopadzie, kiedy przyszły intensywne deszcze i chłody, pensjonaty ostatecznie opustoszały i miasteczko zapadło w sen.
– Dolina Muminków w listopadzie – skomentowała Tosia Bielska, która akurat nie narzekała wcale, że sezon się skończył i zaczęło brakować klientów. Miała teraz całą herbaciarnię i obie siostry wyłącznie dla siebie. Mogła przesiadywać na wszystkich fotelach z ulubionymi książkami, zawinięta w pled z rybim ogonem. Uwielbiała wpatrywać się w deszcz padający za wielkim oknem i roztapiający resztki opadłych liści. Na zmieniający się krajobraz, który tracił kolory, jakby płowiejąc i rozpływając się w wilgoci i mgle. Razem z siostrami miała wiele czasu na rozmowy o przyszłości.
– Trochę się martwię – przyznała szczerze Agata, przecierając blat ściereczką. Zrobiła to już kolejny raz, choć nie było na nim ani jednej smugi. Tosia złożyła książkę.
– Czym?
– Tą zimą. Nie ma prawie żadnego ruchu. Właściwie tylko klienci na prasę i krzyżówki. Mało kto wpada na herbatę czy ciasto.
– Czasami ktoś z Cieplic przyjedzie – przypomniała dziewczynka, marszcząc zabawnie nos.
Nie myliła się. Ich herbaciarnia była znana w sąsiednim kurorcie, gdzie nawet polecano ją w niektórych hotelach jako lokalną atrakcję. Sympatyczne miejsce na odpoczynek w Zmysłowie podczas górskiej wycieczki czy też w drodze powrotnej z Lisiej Góry. No, ale teraz, zimą, nawet w Cieplicach ludzi było mniej i rzadko ktoś zaglądał.
– Może w ferie pojawi się więcej turystów – westchnęła Agata, nie chcąc zaprzątać głowy siostry swoimi problemami.
Tosia od razu się rozchmurzyła.
– Na pewno. A wiesz, że niedługo będziemy mieć nową nauczycielkę? Na miejsce pani Martyny. Dyrektorka szkoły dzisiaj o tym wspominała.
Starsza siostra lekko się skrzywiła. Ta historia zerwanych w dosyć niecodzienny sposób zaręczyn była pewnego rodzaju dysonansem pomiędzy nią a Piotrem. Niezałatwioną kwestią, zadrą.
Mówili o tym bardzo niewiele. Choć dla większości mieszkańców Zmysłowa cała sprawa wciąż była okryta tajemnicą, Agata doskonale znała sekret Martyny: lekarz z Cieplic, opiekujący się Jakubem i Danielą po wypadku, był dawną wielką miłością nauczycielki. Przypadkowe spotkanie w szpitalu uruchomiło ciąg wydarzeń, który doprowadził do zerwania narzeczeństwa z Piotrem i ucieczki z miasteczka.
Kolecki nigdy nie roztrząsał motywów Martyny. Agata początkowo myślała, że robi to z delikatności, i nawet jej to imponowało. Potem doszła do wniosku, że właściwie uczciwość nakazywałaby, aby o tym porozmawiali, coś sobie wyjaśnili. Czas jednak płynął, a on uparcie milczał, jakby nie było sprawy. A ona wcale nie zniknęła, nie poszła w zapomnienie. Wręcz przeciwnie, zamiast wymazywać się z pamięci Agaty, coraz bardziej ją dręczyła. Jak cierń, który drażni, dopóki tkwi w ciele. Niedomówienia położyły się między nimi cieniem i uwierały Niemirską, która nie potrafiła zagaić rozmowy na ten temat, a im więcej czasu upływało od odejścia Martyny, tym trudniej było jej zacząć.
Dlatego też każde wspomnienie nauczycielki robiło się dla niej nieprzyjemne. Tosia jednak tego nie zauważyła i ciągnęła:
– Podobno ma zacząć od poniedziałku. Ciekawe, gdzie będzie mieszkała. Jak myślisz?
– Nie wiem. Może to ktoś miejscowy? – powiedziała Agata bez przekonania. Siostra zaprzeczyła.
– Na pewno nie. Dyrektorka mówiła, że się tu przeprowadza. A skoro się przeprowadza, to musi skądś przyjechać.
– Tak, to logiczne – stwierdziła Niemirska, choć nie bardzo chciała kontynuować tę rozmowę. Tosia za to wręcz przeciwnie, była ogromnie ciekawa nowej pani. Jaka będzie? Młoda czy stara, wesoła czy surowa? Przybędzie z daleka?
– Lubiłam panią Martynę – szczebiotała z zaangażowaniem. – Jej lekcje były takie ciekawe, zawsze coś nowego potrafiła wymyślić, nie nudziła. A jeśli ta nowa okaże się drętwa? Co sądzisz?
Siostra westchnęła. Spekulacje na temat ewentualnych cech nowej wychowawczyni przekraczały w tym momencie jej możliwości.
– Będzie miała sto lat i latała na miotle – rozległ się spod drzwi tubalny głos. To doktor przyjechał po swoją codzienną gazetę.
Tosia pisnęła z radości.
– Skąd pan wie? Na pewno pan żartuje. A może nie? Widział ją pan?
– Nie, ale się domyślam. Z takimi huncwotami, jak wy, może sobie poradzić tylko ktoś wyjątkowo obeznany z tematem. Myślę, że wiedźma z Łysej Góry byłaby jak znalazł.
– Wiedźma z Lisiej Góry? – zdumiała się Tosia. – Nie wiedziałam, że tutaj mieszkają czarownice.
– Na razie nic mi o tym nie wiadomo, zwłaszcza odkąd Małgorzata Trzmielowa przestała panoszyć się w całej okolicy – zaśmiał się Wilk. – Łysa, a nie Lisia, moja panno, Góra leży w całkiem innych rejonach naszego pięknego kraju, a słynie z sabatów czarownic.
– Sabatów? A co to takiego? – Chciała wiedzieć dziewczynka.
– To takie zloty, spotkania, podczas których wiedźmy gotują czarodziejskie napary, palą ogniska i organizują przejażdżki na miotłach i ożogach. Od razu ci powiem, że ożóg to taki pręt służący do układania węgli w piecu, czyli po prostu pogrzebacz – wyjaśnił weterynarz.
– Ojej, jak fajnie. Też bym chciała na taki sabat – zadeklarowała się Tosia.
– Nie radzę. Bardzo brzydko się po nim wygląda. Od magicznych mikstur rosną brodawki na nosie i włosy w uszach.
– Fuj! Nie mówi pan poważnie.
– Bardzo serio. Już ja się znam na takich „lekarstwach”, nieraz musiałem ratować ich ofiary. Trzymałbym się z daleka od sabatów na twoim miejscu. Poza tym bardzo trudno dzisiaj o ożogi.
Agata przysłuchiwała się temu przekomarzaniu z uśmiechem.
– Pańska gazeta – przypomniała doktorowi, bo najwyraźniej zamierzał odjechać bez codziennej prasy.
– O, właśnie, zapomniałabym. A bez porcji dobrych i złych wieści czuję się po prostu chory.
– Proszę do nas wpaść po południu na kawę i ciasto – rzuciła jeszcze Niemirska.
– Z przyjemnością. Muszę wprawdzie dzisiaj jechać do gminy w sprawie jakichś papierów, ale potem będę już wolny. Zimą nie mam zbyt wiele pracy.
– Tak jak i my – westchnęła po raz któryś, a weterynarz rzucił jej krzepiące spojrzenie.
– Trzeba się cieszyć, że można trochę odpocząć. Do zobaczenia.
– Właśnie, jesteśmy bardzo zadowolone! – Tosia podskoczyła i znowu otwarła książkę.
Agata zmierzwiła jej włosy.
– Kiedy przyjdzie Daniela? – spytała dziewczynka, podnosząc jeszcze oczy znad lektury.
– Za chwilę. Mierzy sukienkę – wyjaśniła siostra.
– Znowu? Jakie to monotonne. Myślałam, że wychodzenie za mąż jest ciekawe, ciągle się coś dzieje. A to nudziarstwo. W kółko przymiarki, planowanie i takie tam sprawy dorosłych – stwierdziła mała z niesmakiem.
– Cóż. Śluby to głównie sprawy dorosłych. – Siostra uśmiechnęła się wyrozumiale. – Nie cieszysz się, że Daniela wyjdzie za mąż?
– Nie – odpowiedziała niespodziewanie Tosia, a Agata aż podniosła głowę znad komputera, w którym zaczęła sprawdzać rachunki.
– Dlaczego?
– Bo wszystko się zmieni – wyznała dziewczynka. – Daniela nie będzie już ze mną mieszkała i w ogóle nic nie będzie takie samo. A tak nam było dobrze razem.
Niemirska oniemiała.
To prawda. Wraz ze ślubem średniej siostry Willę Julia czekały duże zmiany. Tosia jeszcze o tym nie wiedziała, bo Daniela zamierzała sama jej o tym powiedzieć, ale planowali z Jakubem wyprowadzkę. To znaczy Daniela miała się przenieść do domu Borkowskich. Nie bardzo jej to było w smak, bo ciągle niezbyt dobrze dogadywała się z matką Jakuba, ale Monika była po prostu zachwycona.
– Tylko na jakiś czas – tłumaczyła przyszła panna młoda starszej siostrze. – Zanim nie znajdziemy czegoś własnego.
– Niby czego? – Agacie także nie bardzo podobał się ten pomysł.
– Może coś wynajmiemy?
– Bądź poważna. W Zmysłowie? Tu nie ma żadnego wolnego domu ani mieszkania. Chyba że wprowadzicie się do Juliusza, on chyba dysponuje wolnym piętrem w tym swoim domku.
– To jest jakaś myśl – uśmiechnęła się blado Daniela. – Z Julkiem na pewno byłoby wesoło.
– Zwłaszcza na nieogrzewanym stryszku – dodała z przekąsem Niemirska, która naprawdę nie rozumiała decyzji siostry. – Przemyślałaś to dokładnie?
– A co mamy zrobić? Tu nie ma miejsca.
– Może gdybyśmy inaczej wszystko rozplanowały…
– Jak to sobie niby wyobrażasz?
– Możecie mieszkać w pokoju na dole. To naprawdę myśl do rozważenia.
– Pewnie i do rozważenia, ale długo tak byśmy nie wytrzymali. Ty także będziesz chciała wkrótce ułożyć sobie życie. Jak wtedy pomieścimy się w tym domeczku? Będziemy się potykać o własne nogi.
Starsza siostra przygryzła wargi. Sprawa jej osobistych planów również była drażliwym tematem. Nie chciała o tym mówić.
– Możemy go rozbudować. Słuchaj, Daniela, to nie jest zły pomysł. Tata mógłby się tym zająć.
– Zastanawiałam się nad tym. Nawet jeśli znajdziemy na to fundusze, nie zrobimy tego od razu. Nie ma szans. Musimy się zresztą spokojnie zastanowić.
– Jak uważasz – odparła Agata zniechęcona już tą rozmową. Naprawdę sądziła, że dom można powiększyć bez szkody dla jego wyglądu. Nie rozumiała, dlaczego siostra się opiera.
– O czym myślisz? – przywołała ją teraz do rzeczywistości Tosia, która przyglądała się jej od dłuższego czasu.
Agata zamknęła klapę laptopa zdecydowanym gestem i przesiadła się bliżej.
– O nas. Zmiany nie muszą być złe, kochanie. Nawet bardzo często zdarza się tak, że zaskakują nas pozytywnie. Człowiek po prostu lęka się nieznanego, ale to naturalne, nic w tym złego.
Dziewczynka zerwała się z fotela i przylgnęła ufnie do siostry.
– Agata, ty jesteś taka mądra, wszystko mi potrafisz wytłumaczyć. Bardzo cię kocham.
– Ja też cię kocham, bąku mały – roześmiała się Niemirska, gładząc siostrę po plecach.
– Że też mnie nikt nie chce przytulić – odezwał się od progu Tomasz Halicki. – W taką pogodę marzę o jakimś ciepłym geście.
– Ja cię przytulę! – Tosia skoczyła w kierunku przyrodniego brata, a on lekko podniósł ją z ziemi i obrócił w powietrzu.
– Jak się masz, księżniczko? Gotowa na ślub pięknej siostry? Masz już sukienkę? Różową?
Dziewczynka się skrzywiła.
– Co wy wszyscy o tych sukienkach? Nudziarstwo. A ty kupiłeś sobie sukienkę?
– Ja? Masz chyba na myśli smoking. Szczerze mówiąc, ostatni raz w sukience występowałem chyba przy okazji chrztu. W każdym razie tak wyglądała na zdjęciu ta przedziwna szatka.
– Na pewno prezentowałeś się wystrzałowo – skomentowała wesoło Niemirska.
Odwrócił się w jej kierunku.
– Żebyś wiedziała. To był chyba ostatni raz w życiu, gdy wyglądałem bezwarunkowo uroczo. Właściwie to przyszedłem do ciebie, Agato.
– Tak? Co się stało? – zaniepokoiła się.
Tomasz pokręcił głową.
– Nie… To znaczy jeszcze nic się nie dzieje, ale może się zacząć, więc chciałem z tobą porozmawiać.
– Zabrzmiało groźnie – zdenerwowała się.
Halicki zrobił uspokajający ruch ręką.
– Absolutnie nie ma powodów do obaw. Czy możesz ze mną pójść do Słonecznej Przystani? Tosiu, dasz radę wszystkiego sama dopilnować przez chwilę?
– No jasne! – Dziewczynka się ucieszyła, bardzo dumna, że powierza się jej tak odpowiedzialne zadanie.
Jej siostra skinęła głową.
– Dobrze. Zaraz zresztą przyjdzie Monika, miała tu zajrzeć po południu. Mogę też poprosić naszą sąsiadkę, Julię…
– Nie ma potrzeby! Ja sobie poradzę – zapewniała najmłodsza.
Agata zastanowiła się przez chwilę. Praktycznie nie było żadnego ruchu, więc siostra mogła zostać sama na gospodarstwie. Niemirska była zdania, że dzieciom należy okazywać zaufanie i pozwalać na wykonywanie drobnych obowiązków. Zresztą zaraz miał się pojawić ktoś dorosły do pomocy.
– Niech będzie – zgodziła się, a mała podskoczyła prawie pod sufit.
Natychmiast zabrała się do sprzątania, choć zupełnie nie było to potrzebne.
– Bez pośpiechu, Tosiu. Nikogo na razie nie ma, możesz spokojnie poczytać, zająć się swoimi sprawami – upomniała ją Agata.
Dziewczynka jednak wiedziała swoje i poczuła się już gospodynią. Przebiegła przez ogród zimowy, sprawdzając, czy wszystko jest w należytym porządku. Wyciągnęła nawet zza donicy śpiącego Sylwka, który zamiauczał pełnym niezadowolenia tonem.
– No co? Myślisz, że można się tak wylegiwać bezproduktywnie? – skrytykowała go Tosia. – Poszukałbyś lepiej Kocia i Belli, bo się o nich niepokoję.
– Bella siedzi na pieńku przed domem i warczy na ptaki – poinformował ją Tomasz. – Widziałem, kiedy tamtędy przechodziłem. Nawet nie zaszczyciła mnie uwagą. Co do Kocia, to jest ten drugi szary kot, prawda?
– Srebrzysty – sprecyzowała dziewczynka. – Im na zimę tak ściemniało futerko, ale normalnie są srebrzyste.
– Może i srebrzysty – zgodził się brat, choć kot wydawał mu się po prostu popielaty. – W każdym razie nie zauważyłem go, zawsze mi się zresztą w oczach mieni, takie są oba podobne.
– Wcale nie. Kocio ma dłuższe łapy i jedno ucho trochę oklapnięte. Sylwka wyróżnia bardziej puszysty ogon – pouczyła go mała.
– Możliwe, ale nie widziałem takiego.
– Mam nadzieję, że nic mu się nie stało – zaniepokoiła się Tosia. – Już rano gdzieś przepadł, a oni są zawsze nierozłączni z Sylwkiem.
– Rozejrzę się po drodze – zapewniła ją starsza siostra. – Idziemy?
– Tak. – Halicki natychmiast zaczął zapinać płaszcz.
Wyszli przed dom. Poprzedniej nocy spadł śnieg i chwycił mróz, więc krajobraz wyglądał bajkowo w promieniach słońca, mieniąc się kryształowym blaskiem sopli na gałęziach i rynnach dachów.
– Ależ pięknie! – Agata wciągnęła głęboko ożywcze zimowe powietrze.
– Czarodziejsko. Tylko odśnieżać trzeba – trzeźwo zauważył Tomasz, prowadząc ją ścieżką w kierunku ośrodka.
Odkąd Halicki odkupił posiadłość, siostry były tutaj częstymi gośćmi i droga nad rzekę wydawała im się dużo krótsza, bo przemierzana wiele razy.
Efekty remontu były imponujące. Nowy właściciel podszedł do pracy z fantazją. Nie kontynuował szeroko zakrojonego pomysłu burmistrzowej na szereg połączonych budynków. Pozostawił główny gmach, starając się jednocześnie nadać mu jak najbardziej przyjazny charakter. To samo zrobił z wnętrzem, które urządził w dużo spokojniejszym stylu.
– I tak jestem już znerwicowany – wyznał wówczas Agacie. – Nie potrzeba mi dodatkowej stymulacji kolorami.
Po uruchomieniu basenu i centrum odnowy biologicznej ośrodek przeobraził się w naprawdę sympatyczne miejsce. Mieściła się tu przytulna jadalnia i bar, którym nowy właściciel także zmienił wystrój.
Razem z eleganckimi domkami turystycznymi „Słoneczna Przystań” tworzyła teraz całkiem spory kompleks wypoczynkowy i w perspektywie mogła przynosić spore zyski. Członkowie rady nadzorczej konsorcjum rodziny Halickich domagali się jednak korzystnego bilansu już teraz, więc Tomasz musiał jak najszybciej uspokoić ich skutecznym planem działań.
O tym właśnie chciał porozmawiać z Niemirską. O nowych zamierzeniach. Tomasz darzył dziewczynę wielkim zaufaniem i czasami ubolewał, że to nie ona jest jego siostrą. Gdyby tak było, mógłby się z nią otwarcie i bez lęku dzielić każdym projektem, bo miał już dowody, że Agata go nie wyda i nie zadziała przeciwko niemu. Zupełnie odwrotnie niż Lora. Kiedy poznał Danielę i zauroczył się nią, żywił wielką nadzieję, że Niemirska zostanie jego przybraną siostrą. Niestety, los chciał inaczej.
– Napijesz się czegoś? – zapytał, rozsiadając się w fotelu.
Agata skinęła głową i rozejrzała się po jego gabinecie. Tomasz oczywiście wszystko przerobił tu po swojemu. Wyrzucił stare meble, bo uznał je za przejaw staroświeckiego mieszczańskiego gustu, i kazał znacznie powiększyć okna. Sprzęty, wykonane na zamówienie, także były w jego stylu.
„Neurotyczne” – pomyślała dziewczyna, przyjmując podaną filiżankę. Kształty i faktury mebli zwracały uwagę, były nowoczesne, ale pełne niepokoju. Zdaniem Niemirskiej nie bardzo pasowały do ośrodka wypoczynkowego w małym miasteczku.
– Chciałem z tobą pomówić o interesach – zaczął po chwili. – Nie będę ukrywał, że Lora stara się zdyskredytować w oczach zarządu mnie i moje pomysły i ta inwestycja jest wodą na jej młyn. Dowodzi, że to nieopłacalne, że wymusiłem kupno tej posiadłości, choć przecież ona sama nabyła połowę udziałów. Wiesz jednak, że takie pomówienia trafiają na podatny grunt, zwłaszcza gdy realia ekonomiczne nie są szczególnie dobre i zaczyna się szukanie winnych.
– Aż tak? – przerwała Niemirska.
Skinął głową. Tak, jego siostra wykorzystywała każdą okazję, by pozbawić go zaufania członków rady. Pokazać jego nieudolność i brak zdolności przewidywania. Musiał kontratakować, jeżeli nie chciał stracić swojej pozycji na rzecz Lory, a drugi raz nie zamierzał na to pozwolić. Wtedy go podeszła, uśpiła jego czujność i powoli wymieniła w zarządach firm ludzi na lojalnych wobec siebie. On tego nie zauważył, bo bezkrytycznie jej zaufał. Teraz jednak nie zamierzał popełniać tego błędu. Zawsze działał z wyprzedzeniem. Postanowił uderzyć.
– Sytuacja ogólnie nie jest dobra. Na świecie interesy także nie idą wspaniale – tłumaczył. – Z tym że to dla mnie jest bez znaczenia. Ja muszę udowodnić swoją przydatność. No i oczywiście sens tego ośrodka. – Zatoczył ręką koło.
– Nie rozumiem. Przecież gdy go kupowałeś, twierdziłeś, że to ma być bardziej inwestycja wizerunkowa, chciałeś poprawić obraz firmy w mediach…
– Tak, to wszystko prawda, ale okazało się, że to za mało. W zaistniałych okolicznościach nasza wioska wypoczynkowa musi na siebie zarobić.
– Nie będzie to łatwe. Zmysłów to dziura, turystyka tu raczej nie kwitnie, sam wiesz. – Niemirska zmarszczyła brwi. – Tylko w sezonie coś się dzieje, to nie Cieplice. Przeszkodziliśmy przecież w budowie aquaparku z hotelem. Mam nadzieję, że nie chcesz wrócić do tego pomysłu?
– Nie. Nie masz powodów do obaw – uspokajał ją. – Nawet gdyby przyszło mi to do głowy, nie mam tyle pieniędzy do zainwestowania. Szalony zarząd na czele z moją siostrą też na to nie pójdzie. Wymyśliłem zupełnie inny plan.
– Jaki? – Agata się zaciekawiła.
– Wyciąg narciarski. – Przyglądał się swojej rozmówczyni, żeby sprawdzić, jakie to zrobi na niej wrażenie.
– Wyciąg? Ale gdzie?
– Na zboczu Kocianki. Zaraz za kapliczką Świętej Rity, trochę w stronę Lisiej Góry.
– A to nie jest teren rezerwatu? – zaniepokoiła się dziewczyna, której ten koncept zasadniczo wydawał się dobry, bo perspektywa uprawiania sportów zimowych w Zmysłowie była kusząca. Sama przecież dopiero co zamartwiała się tym sezonowym zastojem.
– Właśnie nie! Nie masz pojęcia, kto do mnie z tym przyszedł.
– No kto? – spytała z zainteresowaniem.
– Proboszcz. To do niego w przeważającej części należy ten grunt. Kiedyś był dzierżawiony jako pastwisko, ale teraz, gdy ludzie nie hodują już zwierząt na taką skalę jak dawniej, leży odłogiem. Ksiądz uważa, że można by coś z tym zrobić, a jest mi wdzięczny za renowację figury i chyba mi ufa.
Agata skinęła głową. Fundacja rodziny Halickich zajmująca się zabytkami dotrzymała słowa i odrestaurowała posąg świętej. Zabytkową kaplicę zabezpieczono tymczasowo przed wodą, a wkrótce planowano jej generalny remont, który także miała sfinansować fundacja. Ksiądz był bardzo zadowolony i zamierzał po zakończeniu wszystkich prac wyprawić wielką imprezę odpustową w dniu patronki, Świętej Rity, z podziękowaniami dla sponsorów. Niemirska zastanawiała się, jak na zaproszenie do wzięcia udziału w tej fecie zareaguje Lora Hagen.
– Tylko że wyciąg narciarski także jest kosztowny. Te rozmaite urządzenia są na pewno bardzo drogie. – Wyraziła na głos swoją wątpliwość.
Tomasz pokręcił głową.
– Okazało się, że można wszystko mieć w zupełnie znośnych cenach. Zresztą na początek nie będziemy tu budować wielkiej stacji narciarskiej, na to nie ma funduszów. Myślę o jakiejś dotacji na rozbudowę, ale to w przyszłości. Jak uważasz? Czy to dobry pomysł?
– Nie wiem, jak wygląda ten teren, nigdy nie przyglądałam się okolicy pod kątem szusowania. Powiem ci jednak, że zrobienie tu czegoś, co może działać zimą, to rewelacyjny projekt. Teraz mamy bardzo mały ruch. Może w ferie będzie trochę lepiej, ale nawet weekendy są marne. Taki wyciąg, nawet skromny na początek, ożywiłby turystycznie okolicę.
– To cudownie, bo potrzebna mi będzie twoja pomoc. Część zbocza Kocianki należy do pani Julii Kovács. Ta najważniejsza część, na dole, w pewnej odległości za waszymi domami. Tam zaczynałaby się trasa wyciągu i znajdowałyby się wszystkie elementy wyposażenia – bramki oraz kasa. Chcę cię prosić, żebyś mi pomogła namówić twoją sąsiadkę na tę inwestycję. Pamiętam, jak zareagowała na ten aquapark, i boję się, że tutaj może być podobnie.
– A zamierzasz bardzo wszystko zmienić? Niszczyć krajobraz?
– Widziałaś wyciągi narciarskie, więc sama wiesz, jak to wygląda. Działalność wyłącznie sezonowa, później zostają tylko stałe elementy infrastruktury. Zbocze Kocianki jest w takiej odległości od najbliższych zabudowań, że to nie będzie dla nikogo uciążliwe. Jedynym problemem wydaje się miejsce dla samochodów, ale to już muszę omówić z burmistrzem. Parking trzeba by zbudować od strony szkoły, co może i nie byłoby złym pomysłem. Mógłby z powodzeniem służyć również rodzicom i parafianom, bo to jest bardzo blisko kościoła. Teoretycznie pożyteczna inwestycja. Ksiądz się zaofiarował, że może mnie wspomóc w rozmowach z władzami. No, ale teren pod parking musiałoby dać miasteczko i to także może okazać się niełatwe, zwłaszcza w obecnej sytuacji… – Zamikł.
Obruszyła się.
– Niby dlaczego? Zdjąłeś im kłopot z głowy. Pamiętasz, jaki się zrobił skandal, że burmistrz i jego żona rujnują środowisko? A wtedy ty się pojawiłeś i odkupiłeś ich udziały za godziwe pieniądze. Z jakiego powodu mieliby ci coś utrudniać?
Tomasz westchnął.
– Agatko, ty chyba ludzi nie znasz. Zawsze będą czuli do mnie żal. A już szczególnie teraz, gdy dowiedzą się, że planuję coś, na co oni po prostu nie wpadli.
– Nigdy się nie przekonasz, jeśli nie spróbujesz. Ja w każdym razie mogę pomówić z Julią – zadeklarowała się.
Halicki wyglądał na zadowolonego.
– Wspaniale, jestem ci bardzo wdzięczny. Zobaczysz, gdy nam się powiedzie, wszyscy skorzystają. Będzie ruch, więcej chętnych na noclegi i wyżywienie.
– Wiem. To by mogło mnie uratować. Nie podoba mi się ten zimowy marazm. – Pokręciła głową.
– Zatem bądźmy optymistami. Jeżeli masz jeszcze chwilę, pokażę ci, jak tu wszystko urządzam. Musiałem wyłączyć takie niewielkie studio na parterze, bo szkoła wynajęła u mnie lokum dla nowej nauczycielki. Za późno zaczęli remont mieszkania służbowego w szkole i nie mają wyjścia.
– Naprawdę? – Agata się zdumiała. – Wydawało mi się, że Martyna tam mieszkała.
– Chyba jednak nie, bo lokal jest ponoć w opłakanym stanie i potrzebuje gruntownej renowacji. Rogowska, dyrektorka szkoły, nie zadbała o to we właściwym czasie. Ogólnie odnoszę wrażenie, że pojawienie się nowej nauczycielki nie jest jej na rękę. Nie wiem, kogo ostatecznie zatrudniono, ale mam nadzieję, że nie okaże się osobą pokroju mojej siostry.
Niemirska poruszyła niepewnie ramionami. Oboje pomyśleli o tym samym, tylko każde na swój sposób. W Tomaszu wciąż tkwiła głęboka uraza do Lory, że zniszczyła ich rodzinną więź. Agata współczuła mu i rozmyślała o swoich najbliższych – jak ważne jest porozumienie mimo istniejących różnic.
„Oczekuje się tego w rodzinie” – medytowała podczas powrotu do herbaciarni. „Uważa się, że bez wzajemnej akceptacji dla swych słabości nie może być mowy o harmonijnym szczęściu domowym. Czy nie tak samo powinno być w związku uczuciowym dwojga ludzi? To mrzonka, że wzmacniają nas różnice. Umacnia nas tolerancja dla słabości osób, które kochamy, i akceptacja rozbieżności pomiędzy tym, co sobie wyobrażaliśmy jako ideał związku, a tym, co istnieje w rzeczywistości. Dlaczego ja nie potrafię w ten sposób pomówić z Piotrem? Co mnie powstrzymuje? Zaprzeczam sama sobie i martwię się tym”.
Ciąg dalszy w wersji pełnej