Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Makbet - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 stycznia 2018
8,45
845 pkt
punktów Virtualo

Makbet - ebook

Tragedia Williama Shakespeare'a z 1606 roku. Jedna z najpopularniejszych sztuk autora. Fabularnie oparta na przekazach historycznych dotyczących szkockiego któla Makbeta. Ukazuje upadek moralny bohatera powodowanego żadzą władzy.

Kategoria: Liceum
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-6148-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Osoby

DUNCAN – król Szkocji

MALCOLM – jego starszy syn, książę Cumberlandu, później król Szkocji

DONALBAIN – jego młodszy syn

MAKBET – tan Glamis, później tan Cawdoru, później król Szkocji

LADY MAKBET – jego żona

BANKO – tan Lochaber

FLEANCE – jego syn

MACDUFF – tan Fife’u

LADY MACDUFF – jego żona

Ich SYN

LENNOX

ROSSE

ANGUS – panowie szkoccy

MENTEITH

CAITHNESS

SIWARD – hrabia Northumberland, dowódca wojsk angielskich

MŁODY SIWARD – jego syn

KAPITAN

ODŹWIERNY

STARZEC

WIELMOŻA

MEDYK – na dworze szkockim

DAMA DWORU – w służbie Lady Makbet

SEYTON – oficer w służbie Makbeta

LEKARZ – na dworze angielskim

TRZECH MORDECÓW

HEKATE

TRZY WIEDŹMY

Panowie, Żołnierze, Posłańcy, Służący i inni

Miejsce akcji – Szkocja i AngliaAkt I

SCENA 1

Pustkowie.

Błyskawica i grzmot. Wchodzą trzy Wiedźmy.

I WIEDŹMA

Kiedy się zejdziem znów we trzy?

Gdy deszcz? Gdy błyska się i grzmi?

II WIEDŹMA

Kiedy się za łby brać przestaną,

Ktoś wygra, ktoś da za wygraną.

III WIEDŹMA

Nim słońce skryje twarz rumianą.

I WIEDŹMA

Gdzie?

II WIEDŹMA

Gdzie wrzos rośnie i paprotka.

III WIEDŹMA

Tam się z Makbetem mamy spotkać.

I WIEDŹMA

Już, już, Burasie!

II WIEDŹMA

Ropucha skrzeczy!

III WIEDŹMA

W cwał!

WSZYSTKIE

Piękno jest szpetne, piękna szpetota,

W mgłę lećmy, nad cuchnące błota.

Wychodzą.

SCENA 2

Obozowisko.

Z dala zgiełk bitewny. Wchodzą Król Duncan, Malcolm, Donalbain, Lennox z orszakiem. Napotykają broczącego krwią Kapitana.

DUNCAN

Kto to jest, tam, we krwi? Niesie z pewnością,

Bo spójrzcie, jak wygląda, nowe wieści

O losach buntu.

MALCOLM

To dzielny oficer,

Gdyby nie jego męstwo, byłbym teraz

Siedział w niewoli. Witaj, dzielny druhu!

Powiedz Królowi – gdy schodziłeś z pola,

Jak stała bitwa?

KAPITAN

Niepewnie, jak para

Sczepionych ciasno, półżywych pływaków,

Co drgnąć nie mogą. Krwiożerczy Macdonwald,

Ten urodzony zdrajca – co poświadczy

Bezmiar plugastwa, w jakie go oblekła

Matka Natura – ściągnął z Wysp Zachodnich

Pieszych i konnych zbójów, a Fortuna,

Kurwa zdradziecka, przychylnym uśmiechem

Darzyła tę hołotę. Nadaremno!

Waleczny Makbet (słów braknie dla niego)

Zadrwił z Fortuny; tnąc na oślep mieczem,

Z którego świeża krew tryskała wkoło,

Przerąbał przejście, jak wybranek Chwały,

Aż przed nim stanął.

Ręki nie podał, nie pożegnał łotra,

Póki nie rozpruł go z dołu do góry

I głowy jego nie zatknął na blankach.

DUNCAN

O, to mi dzielny kuzyn! Godny rycerz!

KAPITAN

Gdy wiosną słońce powracać zaczyna,

Sztorm niszczy statki i walą pioruny.

Tu także wiosna wezbrana nadzieją

Ściągnęła burzę. Słuchaj, królu Szkocji:

Gdy tylko męstwem zbrojna sprawiedliwość

Przegnała czerń zbójecką, gdzie pieprz rośnie,

Węsząc sposobność, król norweski wraca

Ze świeżym wojskiem i lśniącym orężem

I znów naciera.

DUNCAN

Czy Makbet i Banko,

Nasi dowódcy, wpadli w trwogę?

KAPITAN

Pewnie!

Jak lew przed kotem, a przed wróblem orzeł.

Bo, prawdę mówiąc, byli jak armaty ⁴¹

Faszerowane podwójnym ładunkiem.

W dwójnasób tłukli wroga, raz za razem,

Jakby się chcieli skąpać we krwi wrzącej

Lub w dziejach nową zapisać Golgotę,

Nie zgadnę –

Słabo mi, rany proszą o ratunek.

DUNCAN

Te słowa równą przynoszą ci chlubę

Co twoje rany. Dajcie mu lekarzy.

Wyprowadzają Kapitana.

Wchodzą Rosse i Angus.

Kto tam nadchodzi?

MALCOLM

Czcigodny tan Rosse.

Lennox

Co za gorączka w oczach! Tak wygląda

Poseł niezwykłych wieści.

ROSSE

Boże, chroń Króla!

DUNCAN

Skąd to, czcigodny tanie?

ROSSE

Z Fife’u, królu,

Gdzie z nieba szydzą norweskie proporce,

Mrożąc krew w żyłach ludu. Król norweski,

Na czele przeraźliwych sił,

Wsparty przez tego nikczemnego zdrajcę,

Tana Cawdoru, wszczął straszliwą bitwę,

Aż w stal zakuty kochanek Bellony

Wszedł mu w paradę, zmierzył się z nim śmiało,

Cios za cios, ramię z ramieniem zdradzieckim,

Dławiąc rogatą duszę, by na koniec

Dać nam zwycięstwo.

DUNCAN

Na szczęście!

ROSSE

A teraz

Sweno, norweski król, chce się układać;

Lecz mu nie damy pogrzebać zabitych,

Aż nam na świętym Kolmie za to wszystko

Zapłaci dziesięć tysięcy talarów ⁴².

DUNCAN

Już tan Cawdoru nigdy nie zawiedzie

Naszej ufności. On zapłaci głową,

A Makbet weźmie po nim godność nową.

ROSSE

Ja zadbam o to, najjaśniejszy panie.

DUNCAN

Co tamten stracił, to Makbet dostanie.

SCENA 3

Wrzosowisko.

Grzmot. Wchodzą trzy Wiedźmy.

I WIEDŹMA

Gdzieś była, siostro?

II WIEDŹMA

Świnie rżnęłam.

III WIEDŹMA

A ty gdzie, siostro?

I WIEDŹMA

Żona żeglarza kasztany z fartucha

Żarła, żarła, żarła. Mówię jej: „Daj trocha”,

A tłusta zgaga w krzyk: „Wiedźmo, wynocha!”

Mąż do Aleppo płynie, na Tygrysie.

Wnet pożegluję tam na sicie,

W szczura bez chwosta mnie zmienicie,

I tak mu dam, że zobaczycie.

II WIEDŹMA

Wiatr ode mnie dostaniesz.

I WIEDŹMA

Dziękuję ci, kochanie.

III WIEDŹMA

I jeszcze jeden, naści.

I WIEDŹMA

Wszystkie inne mam w garści;

Wiem, z jakich portów go wykurzą,

Bo umiem kręcić wiatrów różą

Na kapitańskiej mapie – tak go złapię!

Potem na wiór wysuszę

I do czuwania zmuszę,

W okap oczu połechcę,

Aż mu się żyć odechce.

Dziewięć razy dziewięć niedziel,

W męce skręcę go i w biedzie,

Łajby mu nie poślę na dno,

Ale sztormy na nią spadną.

Patrzcie, co mam!

II WIEDŹMA

Co to? Co to?

I WIEDŹMA

Kciuk sternika, moja miła,

Com o skały go rozbiła.

Słychać bębny.

III WIEDŹMA

Bębny! Bębnów wołanie!

Zaraz Makbet tu stanie!

WSZYSTKIE

Siostry Wieszcze, z dłonią w dłoni,

Morzem i lądem w pogoni,

Trzy kółka ja, trzy kółka ty,

A z nią potem jeszcze trzy,

Aż dziewięć z tego będzie.

Cicho! Już czar się przędzie.

Wchodzą Makbet i Banko.

MAKBET

Piękny i szpetny dzień, że świat nie widział.

BANKO

Ile jest stąd do Forres? – Co to znowu

Za stwory, suche, cudacznie odziane,

Jak nie z tej ziemi, choć po ziemi chodzą.

Czy jest w was życie? Czy śmiertelnym wolno

Spytać was o coś? Chyba rozumiecie,

Co mówię, skoro każda chudym palcem

Dotyka zwiędłych warg. Niby kobiety,

Choć brody każą wątpić w to.

MAKBET

Przemówcie,

Jeśli umiecie mówić: kim jesteście?

I WIEDŹMA

Cześć Makbetowi! Cześć ci, tanie Glamis!

II WIEDŹMA

Cześć Makbetowi! Cześć, tanie Cawdoru!

III WIEDŹMA

Cześć Makbetowi, który będzie królem.

BANKO

Czemu zadrżałeś, panie, czyś się przeląkł

Tak pięknego proroctwa? Mówcie prawdę!

Czy z was widziadła, czy też z krwi i kości

Stoicie tutaj? Mego towarzysza

Witacie jego mianem, hojną wróżbą

Nowych zaszczytów, królewską nadzieją,

Że aż oniemiał. Mnie nic nie mówicie.

Jeśli umiecie przebrać ziarna czasu,

Te, które umrą, od tych, co żyć będą,

Przemówcie. Ani o łaskę nie błagam,

Ani się lękam waszej nienawiści.

I WIEDŹMA

Cześć ci!

II WIEDŹMA

Cześć ci!

III WIEDŹMA

Cześć ci!

I WIEDŹMA

Nie tak jak Makbet wielki, ale większy.

II WIEDŹMA

Nie tak szczęśliwy, a znacznie szczęśliwszy.

III WIEDŹMA

I spłodzisz królów, choć nie będziesz królem.

Cześć Makbetowi i sława ci, Banko!

I WIEDŹMA

Sława ci, Banko, i cześć Makbetowi!

MAKBET

Stójcie, wykrętne pytie, mówcie dalej!

Odkąd zmarł Sinel⁴³, jestem tanem Glamis,

Lecz co z Cawdorem? Tan Cawdoru żyje,

To pan potężny. Bym miał zostać królem,

Równie przekracza wszelką wyobraźnię,

Jak że dostanę Cawdor. Skąd wam przyszły

Wieści tak niesłychane? I dlaczego

Na wrzosowiskach wchodzicie nam w drogę,

Z taką wyrocznią? Mówcie, rozkazuję!

Wiedźmy znikają.

BANKO

Jak wodna tafla ziemia bańki rodzi,

I stąd się wzięły! Gdzie znikły?

MAKBET

W powietrzu.

Cielesna złuda z wiatrem odpłynęła

Jak oddech. Czemu nie zostały dłużej!

BANKO

Czy były tutaj te, o których mowa,

Czyśmy szaleju się obaj najedli

I rozum nam odjęło?

MAKBET

Ty masz być ojcem królów.

BANKO

A ty królem.

MAKBET

Jeszcze tanem Cawdoru! Tak szła śpiewka?

BANKO

Co do słowa i nuty. Kto tu idzie?

Wchodzą Rosse i Angus.

ROSSE

Wieść o tryumfie twym doszła, Makbecie,

Do uszu króla. Gdy zmierzył twój udział

W wojnie z rebelią, nie wiedział, co począć,

Czy cię nagrodzić, czy milczeć w zachwycie.

Lecz wkrótce inne tego dnia wypadki

Spór rozsądziły, kiedy, oniemiały,

Słuchał, jak wpadłeś na norweskie szyki.

Tam, nie truchlejąc przed swym własnym dziełem,

Posiałeś śmierć i grozę. Gęstym gradem

Spadali gońcy, a każdy przynosił

Wieści o mężnym obrońcy królestwa,

U jego stóp je kładąc.

ANGUS

Przynosimy

Podziękowania od naszego władcy;

Lecz wieść cię mamy przed jego oblicze,

Nie wynagradzać.

ROSSE

Nim większe spłyną na ciebie zaszczyty,

Rozkazał mienić cię tanem Cawdoru;

Witaj, czcigodny tanie, bo ów tytuł

Jest twój!

BANKO

Co? Odkąd piekło prawdę mówi?

MAKBET

Lecz tan Cawdoru żyje! W cudze szaty

Chcesz mnie przystroić?

ANGUS

Ten, co był nim niegdyś,

Żyje, lecz ciąży na nim srogi wyrok

I wkrótce żyć przestanie. Czy wszedł w zmowę

Z Norwegiem, czy też bunt wspierał w ukryciu,

Czynem lub złotem, czy na obie strony

Spiskował, by kraj zgubić, tego nie wiem;

Dość, że zawdzięcza śmierć jawnej, wyznanej,

Najwyższej zdradzie.

MAKBET

(na stronie)

Glamis, tan Cawdoru.

Kolej na to największe.

(do Rosse’a i Angusa)

Dzięki za trudy.

(do Banka)

Czy masz nadzieję zostać ojcem królów?

Przyrzekły ci to usta, co mnie zwały

Tanem Cawdoru.

BANKO

Uwierz w to bez reszty,

A nie dość będzie ci tana Cawdoru

I o koronie zamarzysz. Rzecz dziwna:

Częstokroć, aby nas przywieść do zguby,

Prawdę nam mówią namiestnicy mroku,

Zwodząc rzetelnym głupstwem, by nas zdradzić

W tym, co doniosłe. –

Słowo, panowie.

MAKBET

(na stronie)

Dwie prawdy zabrzmiały;

Zachęcający Prolog, nim się zacznie

Dramat królewski. – Dzięki wam, panowie.

(na stronie)

Takie podszepty sił nadprzyrodzonych

Złe być nie mogą i dobre nie mogą:

Jeśli złe, skąd ten tryumfu zadatek,

Prawdą spłacony? Jam jest tan Cawdoru!

Jeżeli dobre, czemu im ulegam,

Czemu od strasznych wizji włos się jeży

I w żebra tłucze serce nieugięte

Wbrew swej naturze? Groza rzeczywista

Z wyobrażoną równać się nie może.

Myśl, gdzie morderstwo wciąż jest urojeniem,

Tak we mnie burzy wszelki ład człowieczy,

Że mnie domysły mgliste osaczyły,

Jakby istniało tylko to, co nie jest.

BANKO

Jak się zamyślił nasz towarzysz, spójrzcie.

MAKBET

(na stronie)

Los chce, bym władał – niech mnie zrobi królem,

Palcem nie kiwnę.

BANKO

Te nowe godności

Cisną cokolwiek, zanim się uleżą

Jak nowe szaty.

MAKBET

(na stronie)

Co ma być, to będzie.

Burzę z pogodą czas równa w swym pędzie.

BANKO

Tylko na ciebie czekamy, Makbecie.

MAKBET

Wybaczcie, umysł odrętwiały ścigał

Myśl zapomnianą. Lecz wasz trud, panowie,

Spisano w księdze, którą czytam co dzień,

Strona po stronie. Pośpieszmy do króla.

(do Banka)

Przemyśl, co się zdarzyło. W wolnej chwili,

Gdy myśl ostygnie, a czas wszystko zważy,

Porozmawiamy szczerze.

BANKO

Jak najchętniej.

MAKBET

Tymczasem, dosyć. – Chodźmy, przyjaciele.

Wychodzą.

SCENA 4

Forres. Sala w zamku królewskim.

Fanfara. Wchodzą Duncan, Malcolm, Donalbain, Lennox i świta.

DUNCAN

Czy Cawdor ścięty? I czy już wrócili

Ci, którym rzecz tę powierzono?

MALCOLM

Królu,

Jeszcze ich nie ma, rozmawiałem jednak

Z kimś, kto to widział. Mówi, że przed śmiercią

Cawdor otwarcie wyznał swoje zdrady,

Z głęboką skruchą prosząc twój majestat

O przebaczenie. Pożegnał się z życiem

Piękniej, niż przeżyć je zdołał. Tak umarł,

Jakby się kształcił w sztuce umierania,

Swój skarb najdroższy odrzucając lekko

Jak drobiazg bez wartości.

DUNCAN

Któż potrafi

Wyczytać z twarzy tajniki umysłu?

W wielmoży owym pokładałem kiedyś

Ufność bez granic.

Wchodzą Makbet, Banko, Rosse i Angus.

Waleczny kuzynie!

Grzech niewdzięczności ciąży mi na duszy!

Śmigasz tak szybko, że nie ma nagrody

O lotnych skrzydłach, co by cię dognała!

Gdybyś tak mniejsze położył zasługi,

Mógłbym przepłacić cię słowem i złotem

W słusznej proporcji. Cóż mi pozostało?

Oddałbym wszystko, lecz i tego mało.

MAKBET

Służba i wierność, które jestem winien,

Są mi zapłatą. Ty zaś przyjmuj, władco,

To, co tronowi winniśmy i państwu

Jako twe dzieci, jako twoi słudzy,

Czyniący wszystko, co do nich należy,

Dla twej miłości, ku twej chwale.

DUNCAN

Witaj.

Skoro cię zasadziłem, zadbam o to,

Byś wyrósł aż do nieba. Drogi Banko,

Nie mniejszych zasług, równej godzien sławy!

Pójdź w me ramiona, niechaj cię przytulę

Do serca.

BANKO

Gdy tam zapuszczę korzenie,

Żniwo przypadnie tobie.

DUNCAN

Moja radość

Wielka, upojna, w kroplach smutku szuka

Kryjówki. – Moi synowie i krewni,

Tanowie, wszyscy z was, najbliżsi tronu,

Wiedzcie, że naszym dziedzicem zostanie

Najstarszy Malcolm. Księciem Cumberlandu

Dziś go czynimy. Lecz takie zaszczyty

Nie spłyną tylko na jego ramiona.

Inne zabłysną, jak gwiazdy, nad tymi,

Co zasłużyli. Do Inverness, w drogę,

By nowy dług zaciągnąć wobec ciebie.

MAKBET

Na nic spoczynek, gdy tobie nie służy.

Pośpieszę przodem, by żonę ucieszyć

Radosną wieścią o twoim przybyciu.

Wybacz, oddalę się.

DUNCAN

Czcigodny Cawdorze!

MAKBET

(na stronie)

Cumberland zatem! Jeden stopień więcej.

Albo przeskoczę go, albo kark skręcę,

Bo mi zawadza. Światła gwiazd niech zgasną,

Mrok moich pragnień widać w nich zbyt jasno.

Ty nie patrz, oko, póki działa ręka,

A ujrzysz potem, czego dziś się lękasz.

Wychodzi.

DUNCAN

Prawda, mój Banko. Rycerz tak waleczny

Swą chwałą żywi i mnie, swego króla.

To istna uczta dla mnie. Śpieszmy za nim,

Pobiegł tak z troski, by nas lepiej przyjąć.

To krewniak niezrównany.

Fanfara. Wychodzą.

SCENA 5

Inverness. Komnata w zamku Makbeta.

Wchodzi Lady Makbet z listem.

LADY MAKBET

„Przyszły do mnie w dniu zwycięstwa, a dowiedziono mi niezbicie, że wiedzą przewyższają zwykłych śmiertelników. Gdy zaś płonąłem z ochoty, by je dalej wypytać, one rozpłynęły się w powietrzu i zniknęły. Kiedy tak stałem osłupiały, przybyli posłowie od Króla, witając mnie imieniem Tana Cawdoru. Tym właśnie mianem powitały mnie owe Siostry Wieszcze, czas, co nadejdzie, wskazując słowami: „Witaj, przyszły królu”. Pomyślałem, że dobrze tym będzie z tobą się podzielić, w sprawach wielkich najdroższa moja towarzyszko, byś nie straciła okazji do radości na myśl, jak wielkie rzeczy są ci przyrzeczone. Ukryj to w głębi serca i bądź zdrowa.”

Glamisem jesteś i Cawdorem. Będziesz,

Czym obiecano. Choć drżę, że ci w żyłach

Płynie człowiecze mleko poczciwości,

Co wzbrania rzecz przyśpieszyć. Chcesz być wielki

I nie brak ci ambicji, lecz nieprawość

Jej nie wspomaga. Chciałbyś zajść wysoko,

A rąk nie splamić. Niby nie szachrować,

A cudze zgarnąć. Chciałbyś mieć, Glamisie,

To, co ci krzyczy: „By mieć to, zrób tamto”,

Lecz bardziej teraz boisz się to zrobić,

Niż pożałujesz potem, żeś to zrobił.

Śpiesz tu! Mój zapał wleję ci do ucha,

Walecznym słowem z głowy ci wybiję

To, co ją dzieli od złotej obręczy,

Którą, jak widać, los i wyższe moce

Już cię uwieńczyć pragną.

Wchodzi Posłaniec.

Co przynosisz?

POSŁANIEC

Król tu przybywa na noc.

LADY MAKBET

Oszalałeś?

Twój pan jest przy nim. Gdyby tak być miało,

Przesłałby wszystkie konieczne rozkazy.

POSŁANIEC

Wybacz, to prawda. Nasz tan tu przybywa.

Pewien pachołek wyprzedził go w drodze,

A ledwo zdołał wiadomość wykrztusić,

Tak był zdyszany.

LADY MAKBET

Niechże się nim zajmą,

Bo przyniósł ważną wieść.

Posłaniec wychodzi.

Nawet kruk ochrypł,

Kracząc o wejściu złowieszczym Duncana

W moje siedlisko. Przybywajcie, Duchy

Myśli drapieżnych. Weźcie mi płeć moją,

Od czubka głowy do stóp wlejcie we mnie

Mdłe okrucieństwo. Niech ma krew stężeje,

Postawcie tamy mojemu sumieniu,

Niech żaden odruch oględnej Natury

Nie wstrząśnie złym zamiarem, nie odgrodzi

Myśli od czynu. Zstąpcie w piersi moje,

By mleko zmienić w żółć, krwawi posłańcy,

Gdziekolwiek w swoim niewidzialnym kształcie

Knujecie czyny przeciwne Naturze!

Śpiesz, gęsta Nocy w płaszczu z dymów piekła,

By nóż nie widział ran, które zadaje,

A Niebo zza kotary nie wyjrzało,

Krzycząc: „Stój!”

Wchodzi Makbet.

Wielki Glamis! Mężny Cawdor!

Wyższy nad obu w przyszłych powitaniach!

Twój list mnie wyniósł nad obecną chwilę,

Głuchą i ślepą, a przyszłość jak żywa

Stoi przede mną.

MAKBET

Ukochana, Duncan

Będzie tu dziś wieczorem.

LADY MAKBET

A wyjedzie…?

MAKBET

Chciał ruszyć jutro rano.

LADY MAKBET

O! Przenigdy

Słońce nie ujrzy tego jutra!

Twarz twoja, tanie, to księga, skąd każdy

Dziwną wyczyta treść. By świat oszukać,

Weź odeń rysy; noś życzliwość w oku,

W dłoni i w mowie; bądź jak kwiat niewinny,

Gdzie wąż się czai. Ten, co tu przybywa,

Musi być godnie przyjęty. Mnie zostaw

Wielkie zadania nadchodzącej nocy,

Które dniom przyszłym i nocom wykradną

Dla nas majestat i moc samowładną.

MAKBET

Później pomówmy.

LADY MAKBET

Nie skrywaj spojrzenia,

Budzi nieufność ten, co twarz odmienia.

Resztę pozostaw mnie.

Wychodzą.

SCENA 6

Inverness. Przed zamkiem.

Dźwięk obojów, pochodnie. Wchodzą Duncan, Malcolm, Donalbain, Banko, Lennox, Macduff, Rosse, Angus i świta.

DUNCAN

Pięknie leży ten zamek, a powietrze,

Lekkie i czyste, tak łagodnie pieści

Nasze wrażliwe zmysły.

BANKO

A jaskółka,

Letni gość gzymsów świątynnych, poświadcza

Miłością do tych stron, że tchnienie niebios

Pachnie tu słodko. Nie ma tu strzelnicy,

Fryzu, arkady, występu, gdzie ptak ów

Piskląt nie chowa w wiszącej kołysce.

Tam, gdzie się gnieżdżą i mnożą, powietrze

Najczystsze.

Wchodzi Lady Makbet.

DUNCAN

Oto nasza gospodyni!

Ciążą nam czasem oznaki miłości,

Lecz, że to miłość, dzięki. Proś więc Boga,

By błogosławił nam za twoje trudy,

A nam podziękuj za nie.

LADY MAKBET

Służby nasze,

Choćby zdwojone i dane w dwójnasób,

Zbyt wątłe są w swej nędzy, by się zmierzyć

Z wielkim zaszczytem, którym twój majestat

Ten dom obdarza. Pomni dawnych względów,

I syci nowych, będziemy się wiecznie

Modlić za ciebie.

DUNCAN

Gdzie jest tan Cawdoru?

Gnaliśmy za nim w trop, by mu posłużyć

Za kwatermistrza, lecz to świetny jeździec,

A miłość cięła go niczym ostroga,

Więc nas uprzedził. Piękna, dobra pani,

Dziś ci jesteśmy gościem.

LADY MAKBET

Twoi słudzy

Dzierżawią tylko siebie, służbę, mienie

I mogą zawsze ściśle się rozliczyć

Z twojej własności, panie.

DUNCAN

Daj mi rękę,

Wiedź mnie do pana domu. Jest nam drogi

I wciąż nań spływać będą nasze względy.

Za twoim przyzwoleniem, pani.

Wychodzą.

SCENA 7

Inverness. Komnata w zamku.

Dźwięk obojów, pochodnie. Przez scenę przechodzą Ochmistrz i Służący, niosąc półmiski i nakrycia. Po nich wchodzi Makbet.

MAKBET

Gdyby się mogło spełnić, gdy się stanie,

Niechby się szybko stało. Gdyby zbrodnia

Mogła spętać swój skutek, ścisnąć w garści

Jego kres i mój tryumf. Gdyby tutaj

Sztych mógł być wszystkim i kresem wszystkiego,

Tutaj, osiadły na doczesnych piaskach,

Wzgardziłbym życiem wiecznym. Lecz w tych sprawach

Tutaj sądzić nas będą. Świat pamięta

Te krwawe lekcje, jak dobry czeladnik,

By nimi dręczyć mistrza. Sprawiedliwość

Każe do naszych ust zawrócić kielich

Przez nas zatruty. Ufa mi dwojako.

Po pierwsze, wspólna krew i lenne śluby

Wspólnie wzbraniają czynu. A po drugie,

Gościnność każe zamknąć drzwi przed zbrodnią,

Nie samemu nóż ostrzyć. Nadto Duncan

Sprawował urząd tak nieskazitelnie,

Tak dobrotliwie, że jego przymioty

Będą opiewać go jak chór anielski,

Jego zgładzenie gromiąc wielkim głosem,

A Litość, nagie dzieciątko niewinne,

Osiodła burzę albo jak Cherubin

Na niewidzialnym, powietrznym rumaku

Dmuchnie po oczach świata grozą czynu.

Aż wiatr we łzach utonie. Gdzie ostroga,

Co by mój zamiar spięła do galopu?

Tylko ambicja wierzga, a nie spojrzy,

W co wpadnie, zanim skoczy.

Wchodzi Lady Makbet.

Co nowego?

LADY MAKBET

Kończy jeść. Czemu wstałeś i wyszedłeś?

MAKBET

Czy pytał o mnie?

LADY MAKBET

Chyba wiesz, że pytał.

MAKBET

Już nie wracajmy więcej do tej sprawy.

Nie szczędzi mi zaszczytów, złotą sławę

Zyskałem sobie w oczach wielu ludzi,

Będę ją zatem nosić w pełnym blasku,

Nie deptać.

LADY MAKBET

Czy się spiła ta nadzieja,

W którąś się ubrał? Teraz się przespała,

Wstaje i patrzy, zielona i blada,

Na swe wybryki? Odtąd miłość twoją

Tak będę sądzić. Boisz się dorównać

Męstwem i czynem swojemu pragnieniu?

Jak chcesz osiągnąć to, w czym sam uznajesz

Ozdobę życia, godząc się być tchórzem

We własnych oczach? Czy dasz „i boję się”

Nad „i chciałabym” wziąć górę, jak w bajce

O głupiej dziewce? ⁴⁴

MAKBET

Milcz już, dosyć tego.

Stać mnie na wszystko, co godne człowieka.

Nie jest człowiekiem, kogo stać na więcej.

LADY MAKBET

Czy jakaś bestia zamiar mi wyznała?

Byłeś kimś, kiedy mi o nim mówiłeś;

A gdy już będziesz kimś więcej, niż jesteś,

Dopiero będziesz kimś! Gdy czas i miejsce

Ci nie sprzyjały, chciałeś brać je siłą.

Teraz, gdy siłą pchają ci się w ręce,

Opadłeś z sił. Wiem, bo karmiłam sama,

Jak słodko kochać jest dziecko przy piersi,

A jednak, patrząc, jak się do mnie śmieje,

Wydarłabym mu sutek z ust bezzębnych

I roztrzaskała główkę, gdybym kiedyś

Na to przysięgła, jak ty.

MAKBET

Jak się nie uda?

LADY MAKBET

Nam się ma nie udać?

Jeżeli napniesz cięciwę odwagi,

To nam się uda. Kiedy Duncan zaśnie

(Jak go do tego ciężki dzień podróży

Niechybnie skłoni), jego dwóm służącym

Tak zmącę w głowie gorzałką i winem,

Że pamięć, mózgu strażnica, zwietrzeje

I wyparuje, a z myśli naczynia

Będzie alembik. Gdy we śnie bydlęcym,

Podobnym śmierci, obaj się rozpłyną,

Co nam przeszkodzi z bezbronnym Duncanem

Zrobić, co chcemy? By potem obarczyć

Jego pijane ciury całą winą

Za nasze dzieło?

MAKBET

Rodź mi samych synów!

Z tak hartownego kruszcu tylko mężczyzn

Wolno wykuwać. A gdyby tych śpiochów,

Tych dwóch służących, jego krwią umazać,

Używszy ich sztyletów, kto pomyśli,

Że to nie oni?

LADY MAKBET

Nikt się nie odważy,

Jeśli będziemy wyć z bólu do nieba

Po jego śmierci.

MAKBET

Do dzieła! Napinam

Do tego czynu każdy nerw w mym ciele.

Chodźmy świat okpić poczciwie i szczerze,

Kłamstw skrytych w sercu twarz kłamliwa strzeże.

Wychodzą.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij