Mała matura - ebook
Emocje budowane amplitudami tragizmu i komizmu przetykane są opisami zapomnianych miejsc, czynności i przedmiotów. Zachwyca wierność odwzorowania najdrobniejszych detali i bogactwo języków przedwojennego wielokulturowego Lwowa. Tak dla dzisiejszych, jak i ówczesnych maturzystów powinna to być lektura obowiązkowa.
| Kategoria: | Powieść |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-63656-27-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Ludwik przeszedł już na emeryturę, zakończył wszystkie konsultacje i udziały w konsyliach, zamknął praktykę prywatną i nareszcie wyjechał z miasta, zamieszkał w starym domu pod wysokimi sosnami, które sadzili przed czterdziestu laty. Piaszczysta skarpa opadała do plaży zjadanej z roku na rok przez fale, ale wciąż jeszcze szerokiej i złocistej. Gdy budził się z popołudniowych drzemek i leżał wpatrzony w sufit, na którym migotały srebrne drzazgi światła odbitego od wody, rozpamiętywał sen powracający do niego uporczywie co noc. Śnił, że stoi boso, po kostki w wodzie i wpatruje się w drugi, daleki brzeg, nad którym piętrzy się miasto. Chciałby tam przejść, lecz nie może, boi się, że nie przepłynie, że utonie na środku wielkiej, gładkiej jak lustro tafli, a jednak jakoś tam dociera i chodzi ulicami, w poszukiwaniu domu, z którego przed laty wyszedł. Nie jest pewien, czy to właściwe miasto, ulice przypominają mu wszystkie miasta, w których mieszkał lub bywał w ciągu swojego długiego życia: Lwów, Kraków, Pragę, Wiedeń, Barcelonę, a czasem Nowy Jork lub Warszawę. I zawsze jest tak samo: zatrzymuje się ujęty znajomą perspektywą ulicy, wie, że musi dojść do rogu i skręcić w przecznicę. Tam jest ta brama, której szuka, już stoi przy niej i mrużąc oczy, nerwowo poszukując po kieszeniach okularów, wpatruje się w kolumnę mosiężnych tabliczek, by znaleźć dzwonek do mieszkania rodziców. To było na drugim piętrze, a może na trzecim, pod nimi mieszkali Wróblewscy, a nad nimi państwo Ferens? Ale kto to jest Brehmer, dr Hugo Brehmer? A Lajos Kodanyi? A Fernando Perez? Oni tu nie mieszkali, chyba że potem. Czy ojciec umarł, a matka wyszła powtórnie za mąż, za doktora Brehmera? A może za Fernanda Pereza? Ależ to nie ten dom! Przecież tam, za rogiem jest nasza ulica, tak, taka stroma. Jak ciężko wejść nią pod górę, trzeba przysiąść na tym murku i godzinami wpatrywać się w wodę, w chyboczące odbicie wielkiej góry domów, z których jeden był naszym domem. Tylko który?
W empik go