- W empik go
Małe niedole pożycia małżeńskiego - ebook
Małe niedole pożycia małżeńskiego - ebook
Żaden człowiek nie odkrył jeszcze sposobu udzielenia przyjacielskiej przestrogi jakiejkolwiek kobiecie, nawet własnej żonie. (jeden z "pewników" zamieszczonych w tekście). / Para małżonków, Adolf i Karolina, stanowią niejako syntetyczne typy męża i żony, przybierające kolejno, stosownie do zapotrzebowania autora, rozmaite odcienie indywidualne; podobnież i inne postacie, przewijające się kolejno w tej prawdziwej comedia del'arte małżeństwa. Układ i styl dzieła noszą również cechę innej, nie tak bujnej może, lecz na wskroś dojrzałej epoki twórczości autora. Żadnych analiz, żadnych filozoficznych dygresji (...); tu mamy szereg małych scenek, kreślonych jakby wprost z natury ręką wytrawnego mistrza z niewysłowioną precyzją i okrucieństwem. (ze wstępu Boya-Żeleńskiego). / Poszczególnie fragmenty dzieła utrzymane są w różnym tonie: od humorystycznego do całkowicie poważnego, co wiąże się z okolicznościami powstania dzieła i tworzeniem go w częściach, bez dokładnej koncepcji całości. Chociaż przywołane w utworze sytuacje są fikcyjne, pisarz wielokrotnie inspirował się własnymi doświadczeniami bądź opowieściami usłyszanymi w swoim otoczeniu. (Wikipedia)
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7991-294-0 |
Rozmiar pliku: | 729 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książeczka nosząca tytuł Małe niedole pożycia małżeńskiego ukazała się w roku 1845, zatem w piętnaście lat przeszło po napisaniu głośnej Fizjologii małżeństwa. Oba te dzieła w zestawieniu z sobą stanowią bardzo ciekawe zjawisko literackie, w jaki sposób jeden i ten sam temat zarysowuje się w wyobraźni pisarza w innym oświetleniu i w innej epoce jego twórczej ewolucji. Książka zatytułowana na wpół żartobliwie przez autora Fizjologią jest w istocie prawdziwą filozofią wewnętrznych dziejów małżeństwa; jest bystrą i śmiałą analizą owej wielkiej linii, po jakiej przebiega życie uczuciowe dwojga istot skutych ze sobą nierozerwalnym węzłem. W mózgu młodego pisarza idee, esprit, kipią tu po prostu; każde zjawisko, każde najdrobniejsze spostrzeżenie otwiera mu nieskończone perspektywy, najbłahszy szczegół wiąże się tysiącem nici z najgłębszą treścią duchowego życia człowieka. W dziele tym mieści się tyleż najprzedniejszego żartu, ile jest w nim również tęgiej i nieustraszonej myśli.
W inny, bardziej miniaturowy światek przenoszą nas Małe niedole. Autor z rozmysłem pozostawia tu zupełnie na boku wielki, zasadniczy problem małżeństwa, owo być albo nie być, które wyzierało ku nam z każdej stronicy Fizjologii; tutaj wchodzimy wraz z nim w powszednie życie dwojga małżonków, patrzymy na owo codzienne tarcie i potrącanie się dwojga jednostek i dwóch charakterów mniej lub więcej niedobranych, aż wreszcie, w diabelsko optymistycznym Komentarzu, widzimy, jak wszystko na świecie się w końcu układa, w taki lub inny sposób, ku ogólnej pomyślności. Para małżonków, Adolf i Karolina, stanowią niejako syntetyczne typy męża i żony, przybierające kolejno, stosownie do zapotrzebowania autora, rozmaite odcienie indywidualne; podobnież i inne postacie, przewijające się kolejno w tej prawdziwej comedia del'arte małżeństwa. Układ i styl dzieła noszą również cechę innej, nie tak bujnej może, lecz na wskróś dojrzałej epoki twórczości autora. Żadnych analiz, żadnych filozoficznych dygresji, w które — i jak przepyszne! — obfitowała Fizjologia małżeństwa; tu mamy szereg małych scenek, kreślonych jakby wprost z natury ręką wytrawnego mistrza z niewysłowioną precyzją i okrucieństwem. Dziwnym zbiegiem okoliczności dwie książki zawierające najwięcej sarkazmów, lecz i najwięcej głębokich myśli na temat małżeństwa zawdzięcza literatura pisarzowi, któremu samemu, zaledwie na schyłku jego lat męskich, na kilka miesięcy przed śmiercią, dane było zawrzeć dozgonne związki z od dawna upragnioną istotą.Przedmowa, w której każdy odnajdzie własne wspomnienia małżeńskie
Pewnego dnia, przyjaciel mówi ci o młodej osobie:
„Z zacnej rodziny, dobrze wychowana, ładna i — trzysta tysięcy franków gotówką”.
Marzyłeś zawsze o spotkaniu istoty tak doskonałej.
Zazwyczaj wszystkie przypadkowe spotkania są z góry ułożone. Nawiązujesz rozmowę z zachwycającą istotą, która okazuje niezmierną lękliwość
TY: Śliczna zabawa, nieprawdaż?
ONA: Och, tak…
Zostałeś dopuszczony do starania się o młodą osobę.
TEŚCIOWA (do przyszłego zięcia): Nie uwierzyłby pan, jak bardzo to drogie maleństwo umie się przywiązać.
Jednakże między dwoma rodzinami zachodzą trudności z powodu kwestii majątkowych.
TWÓJ OJCIEC (do teściowej): Moja droga pani, nasza posiadłość warta jest pięćset tysięcy franków!…
TWOJA PRZYSZŁA TEŚCIOWA: A nasz dom, mój szanowny panie, ma dwa fronty.
Wreszcie, po długich sporach, dwaj obrzydliwi rejenci, jeden cienki, drugi gruby, doprowadzają do skutku kontrakt małżeński.
Następnie obie rodziny uważają za niezbędne zapędzić cię do kancelarii mera, do kościoła, zanim ułożą cię na spoczynek z młodą oblubienicą, która stroi grymasy.
A potem!… Potem przebywasz rozmaite nieprzewidziane małe niedole, jak na przykład:I. Zdradziecki sztych
Czy to jest duża, czy mała niedola? Nie wiem; jest duża dla twego zięcia lub synowej, jest bardzo mała dla ciebie.
— Mała! Łatwo to mówić; ale dziecko kosztuje wcale nie mało! — zawoła na to małżonek po dziesięćkroć szczęśliwy, który gotuje się właśnie do ochrzczenia swego jedenastego, zwanego ostatnim maleństwem: słówko, za pomocą którego kobiety umieją nadużywać dobrej wiary swoich rodzin.
Cóż to za niedola? Zapytasz. Otóż ta niedola, jak większość małych niedoli małżeńskich, może być dla kogoś wydarzeniem nader szczęśliwym.
Właśnie minęło cztery miesiące, jak wydałeś za mąż swoją córkę, którą nazwiemy słodkim imieniem Karoliny, aby z niej uczynić klasyczny typ wszystkich małżonek. Karolina jest, rozumie się, czarującą młodą osobą, zaś człowiek, którego znalazłeś dla niej za męża, jest:
Albo wziętym adwokatem, albo kapitanem drugiej klasy, albo pomocnikiem inżyniera, albo zastępcą sędziego, albo wreszcie młodym wice-hrabią. Ale najprawdopodobniej jest on tym ideałem, do którego wzdychają wszystkie rodziny obdarzone praktycznym rozsądkiem: jedynym synem bogatego właściciela ziemskiego! (patrz Przedmowa).
Feniksa tego, jakikolwiek by był jego wiek, kolor włosów i stanowisko w świecie, nazwiemy odtąd Adolfem.
Adwokat, kapitan, inżynier, sędzia, słowem zięć, Adolf i jego rodzina biorą w osobie panny Karoliny pod rozwagę:
1. Pannę Karolinę;
2. jedyną córkę twoją i twojej żony.
Tutaj zmuszeni jesteśmy żądać, jak w parlamencie, rozróżnienia:
a) twojej żony:
Twoja żona ma otrzymać spadek po swoim macierzystym wuju, starym podagryku, którego zawija, pielęgnuje, pieści i opatula; nie licząc majątku, jaki przypadnie jej po ojcu. Karolina ubóstwiała zawsze swego wuja, wuja, który ją huśtał niegdyś na kolanach, wuja, który…. wuja, którego… słowem, wuja… po którym spadek można obliczyć na dwieście tysięcy franków.
Żona twoja jest osobą dobrze zakonserwowaną, której wiek jednakże był przedmiotem głębokich roztrząsań i długiego śledztwa ze strony patriarchów rodziny twojego zięcia. Po długich kołowaniach, obie teściowe zwierzyły sobie wreszcie swoje drobne sekrety dojrzałych kobiet.
— A droga pani, jakże?…
— Ja, Bogu dzięki, jestem już wolna od tego; a pani?
— Spodziewam się! — odparła twoja żona.
— Możesz poślubić Karolinę — rzekła matka Adolfa do twego przyszłego zięcia. — Karolina będzie jedyną spadkobierczynią swojej matki, swojego ojca i swego wuja.
b) ciebie samego:
Ciebie, który cieszysz się jeszcze posiadaniem swego macierzystego dziadka, zacnego staruszka; spadek po nim nie ulega żadnej wątpliwości, ponieważ staruszek jest zdziecinniały i tym samym niezdolny do rozporządzenia swoim majątkiem.
Ciebie, który, będąc zresztą bardzo sympatycznym człowiekiem, pędziłeś za czasów swej młodości życie dość wesołe; zresztą masz lat pięćdziesiąt dziewięć, a głowę twoją można by wziąć za kolano, wychylające się z obramienia siwej peruki.
3. Posag trzystu tysięcy franków!…
4. Jedyną siostrę Karoliny, dziewczynkę dwunastoletnią, niedołężną i chorowitą i która nie zapowiada, aby miała długo błąkać się po świecie.
5. Osobisty majątek twój, jako teścia, wynoszący dwadzieścia tysięcy franków rocznej renty, które zaokrąglą się niebawem wiadomą sukcesyjką.
6. Majątek twojej żony, który ma również wzrosnąć o dwa spadki: po wuju i po dziadku.
Trzy sukcesje i oszczędności — 750 000 fr.
Twój majątek — 250 000 fr.
Majątek twojej żony — 250 000 fr.
Razem — 1 250 000 fr. nieulegających żadnej wątpliwości.
Oto autopsja wszystkich tych świetnych małżeństw, wiodących za sobą orszaki tańczące i najadające się, w białych rękawiczkach, ukwieconych butonierkach, bukietach kwiatu pomarańczowego, welonach, liberiach, powozach i karetach, wędrujące z kancelarii do kościoła, z kościoła na ucztę weselną, z uczty na bal, z balu do komnaty małżeńskiej, przy dźwiękach orkiestry i wśród tradycjonalnych żarcików rzucanych przez podstarzałych dandysów. Oto mamy szkielet kryjący się pod powłoką najgorętszych upojeń miłości.
Krewni poczuwają się do obowiązku wtrącenia swojego słówka o tym małżeństwie.
Ze strony pana młodego:
— Adolf zrobił dobry interes.
Ze strony panny młodej:
— Karolina doskonale idzie za mąż. Adolf jest jedynakiem i prędzej czy później będzie miał sześćdziesiąt tysięcy rocznej renty.
Pewnego pięknego dnia, szczęśliwy sędzia, szczęśliwy inżynier, szczęśliwy kapitan lub szczęśliwy adwokat, wreszcie szczęśliwy jedyny spadkobierca bogatego właściciela, słowem Adolf, zjawia się u ciebie na obiad w towarzystwie swojej rodziny.
Twoja córka Karolina jest niezmiernie dumna z lekkiego wypuklenia, jakie zdradza jej kibić od niejakiego czasu. Wszystkie kobiety, w okresie pierwszej brzemienności, rozwijają w tym kierunku pełną niewinności kokieterię. Podobne żołnierzowi strojącemu się do pierwszej bitwy, lubią one podkreślać swą bladość, swoje cierpienia; podnoszą się z krzesła w pewien charakterystyczny sposób i stawiają kroki z najmilszą w świecie afektacją. Same jeszcze jak kwiaty, już owoc noszą w swym łonie; toteż zawczasu przyoblekają się w sztuczną powagę przyszłego macierzyństwa. Wszystkie te kokieterie są nader zachwycające… za pierwszym razem.
Twoja żona, która została teściową Adolfa, zakuwa się w jak najszczelniejsze gorsety. To, co u jej córki budzi wesoły śmiech radości, ją doprowadza do płaczu; wówczas gdy Karolina popisuje się swoim szczęściem, ona stara się ukryć swoje jak najstaranniej. Jednakże po obiedzie przenikliwe oko współteściowej odgadło piekielną rzeczywistość.
Twoja żona jest w odmiennym stanie! Nowina wybucha wreszcie i twój najstarszy szkolny przyjaciel mówi ci ze śmiechem: „Ho, ho, cóżeś ty znowu zmalował!”…
Masz jeszcze nadzieję w konsylium lekarskim, które ma się odbyć nazajutrz. Ty, człowiek z sercem, dochodzisz do tego, iż, rumieniąc się sam przed sobą, żywisz nadzieję puchliny wodnej; ale lekarze potwierdzają zapowiedź ostatniego maleństwa!
Niejeden płochliwy mąż chroni się wówczas na wieś lub doprowadza do skutku od dawna zamierzoną podróż po Włoszech. Słowem, dziwne zamieszanie panuje w twoim domu; oboje, ty i twoja żona, znaleźliście się nagle w nader fałszywym położeniu.
— Jak to! Ty się nie wstydzisz, ty stary lamparcie?… — woła do ciebie spotkany na bulwarze przyjaciel.
— Pokaż to samo, jeżeli potrafisz! — odpowiadasz z wściekłością.
— Jak to! W dniu, w którym twoja córka!… Ależ to niemoralne! I do tego stara kobieta? To prawdziwe kalectwo!
— Ograbili nas jak w ciemnym lesie! — mówi rodzina twojego zięcia.
Jak w ciemnym lesie! Uprzejme porównanie dla teściowej. Rodzina twego zięcia pociesza się nadzieją, że to dziecko, które przecina na troje widoki majątkowe, urodzi się, jak wszystkie dzieci starców, kalekie, skrofuliczne, wątłe. Czy w ogóle będzie zdolne do życia?
Rodzina ta oczekuje rozwiązania twojej żony z tym samym niepokojem, jaki poruszał domem Orleanów podczas ciąży księżnej de Berri: druga córka zapewniała tron młodszej linii bez uciążliwych warunków Dni Lipcowych; Henryk V zagarniał koronę. Odtąd dom Orleanów zmuszony był stawić swe losy na hazard gry: wypadki rozstrzygnęły partię na jego korzyść.
Matka i córka urodziły jedna w dziewięć dni po drugiej.
Pierwsze dziecko Karoliny jest to wątła i blada dziewczynka nierokująca nadziei życia.
Ostatnie dziecko matki jest przepysznym chłopakiem, ważącym dwanaście funtów, który ma dwa zęby i wspaniałe włosy.
Przez szesnaście lat marzyłeś o synu. Ta niedola małżeńska jest jedyną, która napełnia cię szaloną radością. Przy tym żona twoja, odmłodzona, znajduje w tym macierzyństwie to, co można nazwać latem św. Marcina dla kobiet: sama karmi, ma pokarm! Cera jej nabrała świeżości, jest biała i różowa.
W czterdziestym drugim roku przybiera pozy młodej kobiety, kupuje małe pończoszki, przechadza się w towarzystwie niańki, haftuje koszulki, stroi czepeczki, poucza swoją córkę swoim własnym przykładem; jest czarująca, jest szczęśliwa. A przecież jest to niedola, mała dla ciebie, duża dla twego zięcia. Niedola ta jest dwupłciowa; dotyka ona zarówno ciebie, jak i twoją żonę. Z drugiej strony jednak w podobnych wypadkach ojcostwo twoje napełnia cię tym większą dumą, iż jest zupełnie niewątpliwe; tak, mój drogi panie!
(...)
------------------------------------------------------------------------
Koniec wersji demonstracyjnej