Małe planety. O miejscach i ludziach - ebook
Małe planety. O miejscach i ludziach - ebook
Tematyka książki nie zamyka się, co mógłby sugerować tytuł i jego (zawarta we wstępie) wykładnia, w kręgu geografii literackiej. Dom, miasto, krajobraz stanowią tu raczej asumpt do snucia frapującej opowieści o tym, co dzieje się na styku geografii, biografii, krytyki literackiej i literatury, i o wzajemnych relacjach miejsc, ludzi i tekstów. Autora interesują spotkania, więzi i – często nieoczywiste – paralele, wynikające tyleż z doświadczenia wspólnej przestrzeni, co z czytania – z czytania, będącego odkrywaniem „miejsc wspólnych”, tropieniem splotów i powiązań intertekstualnych. Zarazem zaproponowana tu lektura, podobnie jak charakteryzowane w książce pisarstwo Jacka Łukasiewicza, „nie fetyszyzuje granicy pomiędzy krytyką literacką a historią literatury – albo, ogólniej rzecz ujmując, literaturoznawstwem akademickim”. Idąc śladami swego mistrza, Paweł Mackiewicz dystansuje się zarówno od „naukowej ortodoksji”, jak od historycznoliterackich syntez; przedkłada przypadkowość, zjawiskowość i jednostkowe mikrohistorie nad „uogólniające, czasem upraszczające konstrukty makrohistoryczne”, a równocześnie osadza omawianą twórczość w złożonym historycznym, politycznym i społecznym kontekście. Taka optyka w połączeniu z badawczą dociekliwością i hermeneutycznym podejściem do tekstu okazuje się bardzo atrakcyjna poznawczo: pozwala wyławiać nieznane lub niedostrzeżone fakty życia literackiego i wydobywać nowe rysy znanych pisarzy, poetów, krytyków, a ponadto – w innym świetle ukazuje ich twórczość, zwracając uwagę na jej spacjalne uwarunkowania. Dotyczy to nie tylko relacjonowanych przez Autora spotkań Kazimierza Wyki i Stanisława Czycza, Tadeusza Różewicza i Tymoteusza Karpowicza, Wincentego Pola i Kornela Ujejskiego, Stanisława Pigonia i Alfreda Jahna, Krzysztofa Vargi i Damiana Kowala, Krzysztofa Karaska i Jana Kulki, ale też relacji, w jakie wchodzą z innymi osobami i/lub z miejscem pozostali bohaterowie tej książki: Marta Wyka, Dariusz Suska, Piotr Szewc, Karol Maliszewski, Michał Książek.
Z recenzji prof. dr hab. Małgorzaty Mikołajczak, Uniwersytet Zielonogórski
Paweł Mackiewicz (ur. 1980) – historyk literatury, krytyk literacki, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się literaturą polską XX i XXI wieku. Autor książek: Pisane osobno. O poezji polskiej lat pierwszych (Poznań 2010), W kraju pełnym tematów. Kazimierz Wyka jako krytyk poezji (Kraków 2012), Małe i mniejsze. Notatki o najnowszej poezji i krytyce (Katowice 2013), Sequel. O poezji Marcina Sendeckiego (Poznań 2015), Spór o realizm 1945–1948 (Poznań 2020). Opracował tomy: Kazimierz Wyka, Tylnym pomostem. Felietony zebrane (Kraków 2014), Kazimierz Wyka, Wybór pism (BN, Wrocław 2019), Jacek Łukasiewicz, Krok i rytm. Wybór szkiców (Wrocław 2024).
Seria Górska jest odpowiedzią na rosnące zainteresowanie górami, jak również wieloaspektową, szeroką recepcję przestrzeni i kultury górskiej w literaturze, sztuce i życiu społecznym. W ostatnich dziesięcioleciach w nauce światowej pojawiły się odrębne studia poświęcone przestrzeni górskiej – mountain studies, prowadzone przede wszystkim z perspektywy ekologicznej, potwierdzające znaczenie gór, widzianych jako enklawy przyrodniczo-kulturowe, w aspekcie rozwoju i przetrwania współczesnej cywilizacji. W tym wymiarze wyraźnie rysuje się potrzeba rozszerzenia tej perspektywy o pogłębioną refleksję z obszaru szeroko pojętej humanistyki i dziedzin jej pokrewnych, historia poznania, eksploracji i zdobycia gór (alpinizm, andynizm, himalaizm) stanowi bowiem bardzo ważny element historii cywilizacji i kultury. W serii prezentowane będą najnowsze prace naukowe o charakterze monograficznym, jednego bądź wielu autorów, łączące doświadczenia literaturoznawcze z badaniami z zakresu antropologii kultury, psychologii i socjologii oraz historii poznania i zdobycia gór. Nie oznacza to jednak wykluczenia z serii prac z zakresu nauk przyrodniczych i innych obszarów badań. W ramach serii planowane są także wznowienia dziewiętnastowiecznych i dwudziestowiecznych zapomnianych dzieł o wybitnej wartości poznawczej dotyczących gór, przekłady ważnych pozycji zagranicznych z tego zakresu oraz edycje krytyczne wybranych dzieł z obszaru eseistyki i beletrystyki.
W najbliższym czasie ukażą się:
Marta Wójtowicz, Walter Bonatti (1930–2011). Życie – działalność alpinistyczna – twórczość – podróże
Spis treści
Małe planety. Kilka zdań na początek
Część pierwsza
W stronę republiki mieszańcow – Jacek Łukasiewicz
Wyznawca wielkiej krytyki, klucznik „wielkiej dostępności”, stróż tradycji. Kazimierz Wyka – między krytyką a historią literatury
Krzeszowickie echa, echa wojenne. Stanisław Czycz według Kazimierza Wyki
Książki, żywe istoty – Marta Wyka
Część druga
Mały świat. Świat szeroki – Alfred Jahn
W oku umarłego ptaka. Zwykłe miasta Tymoteusza Karpowicza
Formy małe – Tadeusz Różewicz, Tymoteusz Karpowicz
Architektura miasta w poezji kłodzkiej. Na przykładzie twórczości przybysza – Jan Kulka
Uroda świata się nie kończy. Śladem poezji Jacka Łukasiewicza
Dzieciom, którymi byłem. Przestrzenie pamięci Dariusza Suski
Tymczasem. Tutaj – Piotr Szewc
Stempel zamojski – Piotr Szewc
Leporello Karola – Karol Maliszewski
Przewodnik w podroży – Michał Książek
Życie po katastrofie. Miasta przyszłości w powieściach Krzysztofa Vargi i Damiana Kowala
Bibliografia
Nota o tekstach
Indeks osób
| Kategoria: | Polonistyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-242-6849-8 |
| Rozmiar pliku: | 907 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podobne do małych planet, toczące się ulicą jabłka z poematu Jana Kulki o Kłodzku – każde wprawione w ruch na pierwszy rzut oka od pozostałych niezależny, zmierzające w przypadkowych, wydawałoby się, kierunkach – mogą wywołać u przechodnia reakcję zupełnie odruchową: skoro nie sposób zatrzymać wszystkich owoców, warto sięgnąć przynajmniej po kilka z nich. Niekoniecznie po te, którym do wyciągniętej dłoni najbliżej. O tym, co dla nas dobre i pożywne, decyduje coś więcej niż tylko dostępność. Choć nie bez znaczenia jest również to, co właściwie i dlaczego znalazło się w zasięgu naszych rąk, wzroku, wyobraźni, z czym nagle – uświadamiamy to sobie – łączy nas poczucie bliskości. „Doniosłość przypadków, które nas kształtują, poznajemy z wiekiem”1 – pisał Jacek Łukasiewicz na marginesie Dwukropka Wisławy Szymborskiej, potwierdzenia tej obserwacji szukając w Apologii przypadkowości Odona Marquarda:
Przechodzimy przez życie i dochodzimy do siebie samych nie tyle drogą wyboru – a więc poprzez plany – ile raczej przez przypadki, i nie jest to – jak chce nam wmówić filozofia absolutnego wyboru i absolutyzacji człowieka – katastrofa; przypadek nie jest bowiem nieudaną absolutnością, ale – uwarunkowaną przez śmiertelność naszą historyczną normalnością2.
Szymborska odkrywa przypadkowość „z nieustającym zdumieniem”, dzięki czemu „przemienia się w przygodę”. Przygoda zaś, jak uściśla krytyk, „to pozytywnie przeżyty przypadek – nasycony emocją, zmieniony w dzieło. Droga zaś twórcza to wiele takich przypadków-przygód, układających się linearnie”3.
Układ planetarny, w którym się odnajdujemy, odkrywamy nieprzerwanie i wciąż na nowo. Obiektów przybywa, uparcie poszukujemy kolejnych. Ich porządek także podlega zmianom, planety układają się inaczej, gdy pojawiają się następne. Odniesienia, relacje, zależności między nimi jawią nam się jako coraz bardziej złożone, często niespodziewane. Wpływu jednych planet na inne początkowo nie zauważamy, by stopniowo poznawać rozmaitość następstw ich współistnienia. Z czasem najbardziej doceniamy różnorodność układu, nieoczekiwane uzupełnianie się jego elementów, dynamikę.
Planety, o których mowa, są małe. Muszą takimi być, jeśli chcemy opowiedzieć o nich wiarygodnie, przyjrzeć się każdej z odpowiedniej dla niej perspektywy. Można przyjąć, że kluczowym narzędziem ułatwiającym taką obserwację jest skala – nie ustalona, określona i optymalna, lecz zmienna, często domyślna. Wskazująca na procesualność widzenia, konieczność podążania za obserwowanym obiektem, potrzebę zawierzenia mikrohistorii w opozycji do uogólniających, czasem upraszczających konstruktów makrohistorycznych. (I analogicznie: chęć zaufania zjawisku, przypadkowi, przygodzie – przed metodą, skodyfikowaną i reprodukowalną procedurą badawczą). „Najważniejsze w zmienności skali – jak zauważa Paul Ricœur – jest to, że w trakcie tego procesu uwidaczniają się nie tyle same wzajemne powiązania, ile raczej te, które były niedostrzegalne w skali makrohistorycznej”4. Problem – lub raczej szczęście – „nie w tym, iż w zmiennej skali rzeczy widzi się jako mniejsze lub większe, pisane małymi czy wielkimi literami , lecz w tym, że po prostu widzi się coś innego. Nie można już tu mówić o pomniejszeniu skali. Inne są powiązania kompozycyjne i inne więzi przyczynowe”5.
Sulistrowa na Pogórzu Jasielskim, gdzie wychowywał się przyszły świadomy obywatel republiki mieszańców, wyobrażona (przez twórcę Kraju pełnego tematów) „Rzeczpospolita Krzeszowicka”, ojczyzna dwóch rodowitych krzeszowiczan, krytyka i poety, wreszcie te same, lecz z nieco innej perspektywy oglądane Krzeszowice oraz Kraków dzieciństwa i lat dojrzałych autorki Krakowskiego dziecka – w pierwszej części Małych planet. W drugiej – Kleparów pod przedwojennym Lwowem, później do niego włączony, zapamiętany przez rektora uniwersytetu w odległym mieście na zachodzie powojennej Polski, chata samotnika w Oak Park na przedmieściach Chicago, zastępująca mu jego dom na Krzyckiej we Wrocławiu, w końcu zaś Karpacz, ukochana górska miejscowość i starannie wybrane miejsce spoczynku twórcy Gawędy o spóźnionej miłości. Wreszcie fragmenty tej samej części książki najgęściej zaludnione – z Kłodzkiem, Dołami Jasielsko-Sanockimi i Lesznem Wielkopolskim, ze Złotoryją i z Pogórzem Kaczawskim, Zamościem i podzamojskimi Czołkami, Nową Rudą i jej okolicami, frapującymi humanistę terenowego, z Hajnówką i Udziejkiem, Legnicą i Wrocławiem nieodległej przyszłości. Łączy je, jak sądzę, to, o czym pisał Kazimierz Wyka w dopiero pośmiertnie opublikowanym eseju Bose ścieżki z 1947 roku:
Kulisy zjawisk, przy których pozostaje nasze pragnienie trwałości, są przemienne i przesuwalne. Wynikają na plan bliższy, gdy stygnie i w przeszłość już niepowrotną odsuwa się sama treść wzruszeń. Pamięć broni się przed utratą i oplatając wokół ram, ważność nadaje miejscom. Tym donioślejszą, im więcej zapowiedzi się w nich mieści, że nie przeminą tak rychło6.
Małe planety, jak chciałbym je rozumieć, to jednak nie tylko „dom, miasto, krajobraz, ojcowizna oczu naszych”7. To także dom przybrany, miasto gościnne i otwarte, krajobraz przychylny oczom na dłuższym czy krótszym postoju. Ma rację Wyka, że „tylko tę ziemię znamy naprawdę, którą deptaliśmy bosą stopą”8. Pisarze, którym przyglądam się w kilkunastu poniższych szkicach, taki właśnie mieli przywilej.
Wyłaniające się z ich utworów miejsca autobiograficzne, jak opisuje tę kategorię Małgorzata Czermińska, mają „charakter indywidualny”, są „ukształtowane głównie w materii utworów literackich”, lecz każde z nich ocala zarazem „swoje konieczne odniesienie do miejsca geograficznego”9. Wśród tych miejsc autobiograficznych – korzystając z rozróżnień, jakie zaproponowała badaczka – można zauważyć miejsca rodzime, „ukazywane w perspektywie TU I TERAZ, ewentualnie TU I WTEDY, ale w każdym razie bez przestrzennego dystansu, bez oddalenia”10 (na przykład Kraków Marty Wyki, Nowa Ruda Karola Maliszewskiego); miejsca wspominane, czyli rodzime, które zostały utracone lub „opuszczone, najczęściej wskutek wygnania lub ucieczki”11, zwykle są to miejsca „urodzenia, dzieciństwa, czasem też młodości, szczęśliwego, niegdyś osiadłego życia, opuszczone z powodu historycznego kataklizmu, jakim w dwudziestym wieku były masowe przesiedlenia ze wschodu na zachód po drugiej wojnie światowej”12 (przykładem Sulistrowa Jacka Łukasiewicza, którą co prawda trudno nazwać miejscowością kresową, jednak – zrujnowana po bitwie o Przełęcz Dukielską – u schyłku wojny przestała być schronieniem dla rodziny Łukasiewiczów); miejsca wyobrażone, powstałe „w odniesieniu do geograficznego obszaru, którego pisarz nie poznał osobiście, nie miał okazji się w nim znaleźć, kluczową rolę odgrywa tradycja przekazana przez poprzednie pokolenia, dla których były to miejsca rodzinne”13 (warto tu przywołać wiersz Noc we Lwowie Łukasiewicza, ukazujący pierwszy spacer po mieście, odbywany pod koniec XX wieku, i ducha ojca, Romana Petelenza-Łukasiewicza, który znacznie wcześniej bywał mieszkańcem Lwowa); miejsca przesunięte, o których można mówić, gdy „emigrant znajduje jakąś »drugą ojczyznę«, w której się osiedla i którą akceptuje, przynajmniej do tego stopnia, że znajduje dla niej miejsce w swojej twórczości”14 (miejscem przesuniętym wydaje się Oak Park Tymoteusza Karpowicza); miejsca wybrane, które „tym różnią się od przesuniętych, że się je tylko odwiedza, a nie przebywa się w nich stale”15, i „nie muszą co do swej istoty wiązać się z migracjami w tej najdotkliwszej postaci, jaką jest wygnanie”16 (miejscem wybranym mógł być Karpacz dla Tadeusza Różewicza); miejsca dotknięte, również „poznane w podróży, ale tylko przelotnie, niekiedy nawet jednorazowo”17, takie, które nie zdążyły się jeszcze przekształcić w miejsca wybrane, odwiedzane systematycznie (jak liczne przystanki na trasach wędrówek Michała Książka).
Zamieszkiwanie lub choćby przebywanie „człowieka w miejscu – jak pisze Hanna Buczyńska-Garewicz przy okazji swoich rozważań o Marcelu Prouście – to także sprawa otwierania, rozszerzania świata zewnętrznego, a nie tylko uciekania przed nim w bezpieczne zacisze prywatności własnego pokoju czy domu”18. Skądinąd bowiem „przestrzeń rozszerza się przez mieszkanie w niej, a nie kurczy. Zamieszkiwanie otwiera świat przed człowiekiem”19 – sprzyja pomnażaniu i poznawaniu planet, zwłaszcza tych małych.
1 J. Łukasiewicz, Szymborska. Przypadek, idem, Kąt widzenia. Notatki literackie, Wrocław 2016, s. 61.
2 O. Marquard, Apologia przypadkowości, tłum. K. Krzemieniowa, Warszawa 1994, s. 136. Wydaje się, że inspiracją dla Jacka Łukasiewicza była dobrze mu znana gruntowna monografia Rafała Koschanego Przypadek. Kategoria egzystencjalna i artystyczna w literaturze i filmie (Wrocław 2006).
3 Ibidem, s. 62.
4 P. Ricœur, Pamięć, historia, zapomnienie, tłum. J. Margański, Kraków 2012, s. 279.
5 Ibidem, s. 281.
6 K. Wyka, Bose ścieżki, idem, Nowe i dawne wędrówki po tematach, posłowie M. Wyka, Warszawa 1978, s. 9.
7 Ibidem.
8 Ibidem, s. 5.
9 M. Czermińska, Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyzwanie, wyznanie, Kraków 2020, s. 135.
10 Ibidem, s. 143.
11 Ibidem, s. 145.
12 Ibidem.
13 Ibidem, s. 146.
14 Ibidem, s. 147.
15 Ibidem, s. 150.
16 Ibidem.
17 Ibidem, s. 152.
18 H. Buczyńska-Garewicz, Miejsca, strony, okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni, Kraków 2006, s. 269.
19 Ibidem.W stronę republiki mieszańców –
Jacek Łukasiewicz
I
Wpierwszej części tytułowego szkicu książki Republika mieszańców (Wrocław 1974), poświęconego Teodorowi Parnickiemu, Jacek Łukasiewicz opisywał koncepcję człowieka – wywiedzioną z rozległego pogranicza antropologii, historiozofii, psychologii, socjologii – którą wypracował jeden z najbardziej przez krytyka poważanych dwudziestowiecznych pisarzy polskich. Według tej koncepcji: „ człowiek jest istotą skłóconą wewnętrznie, ludzkość wskutek jakiejś przyczyny, którą nazwijmy dla uproszczenia wieżą Babel (Parnicki zresztą nie posługuje się tym przykładem), została podzielona granicami narodowościowymi, językowymi, państwowymi, kulturowymi. Działa na ich korzyść przyrodzona potrzeba podporządkowania się istniejącym koncepcjom życia, rodząca się z lenistwa umysłowego, i łącząca się z nią skłonność do ślepej wiary. Wypływają z niej fanatyzmy religijne i szowinizmy narodowe”20. Tymczasem na przekór lenistwu i fanatyzmom ogółu istnieje pewien typ ludzi, którzy ten konflikt wewnętrzny przeżywają szczególnie intensywnie – takimi właśnie bohaterami w powieściach Parnickiego są mieszańcy. „Mieszańcom tym przypada rola rzeczywistych motorów historii. Aby mogli działać skutecznie, winni uświadomić sobie własną sytuację, w założeniu już tragiczną. Nie mogą bowiem stać się pełnoprawnymi udziałowcami kultur, które ich zrodziły. Zawsze będą odtrącani przez każdą ze stron jako istoty niepełne, jak metal zafałszowany. Dopiero uświadomienie sobie faktu, że stanowią wypadkową historii, jej drożdże i zaczyn, uświadomienie sobie przez nich zdeterminowania własnej inności, pozwoli skierować aktywność na właściwy tor – na tor walki o rzeczpospolitą mieszańców”21. Przeciwko wieży Babel, przeciwko uproszczonym kategoriom wartościowania, przeciwko dyktatowi siły i jednolitości. Czy w imię elitaryzmu? Przecież taka rzeczpospolita mieszańców graniczy z inną republiką – mędrców. Można by nawet odnieść wrażenie, że przy odrobinie nonszalancji sama mogłaby się w nią przekształcić. „Czy to oznacza panowanie elity umysłowej? Okrutną dyktaturę na kształt platoński? Nie może tego oznaczać, albowiem u podstaw republiki mieszańców leży zasada wolności, oczywiście wolności powszechnej – tak jednostkowej, jak i społecznej”22.
Uwagi te spisywał Łukasiewicz w 1957 roku23, jako zaledwie dwudziestotrzylatek, niemal dwie dekady przed książkową publikacją Republiki mieszańców. Zarówno dwanaście lat po wojnie, jak i w Polsce połowy lat siedemdziesiątych, nazbyt dobrze jeszcze pamiętającej okres moczarowsko-gomułkowski, z jego mroczną kulminacją w 1968 roku, szkic ten był równie aktualny. Niestety, swoją aktualność niejednokrotnie potwierdzał także później. Prawdopodobnie należy go czytać jako próbę sformułowania przez młodego krytyka własnego humanistycznego programu, w jego przynajmniej dwóch wymiarach: ideowym i społecznym. Z nich właśnie trzeba wywieść prawidła i zadania pracy pisarskiej, określić obowiązki pisarza wobec tego, co moglibyśmy nazwać wspólnym dobrem. „Proces pisania utożsamiony z poznaniem można utożsamić też w pewnych przynajmniej warunkach z marzeniem. Nie ma więc prawdziwego poznania, które nie wybiegałoby w przyszłość, które
nie byłoby w samej rzeczy naszym marzeniem o przyszłości”24.
Przyszłość republiki, o ile cieszy się ona wolnością jednostek i społeczeństwa, stanowi zadanie, któremu nie sposób sprostać, poprzestając na wyosobnionych, choćby najszlachetniejszych gestach. „W państwie niepodległym patriotyzm przestaje być przedmiotem marzenia i walki, a staje się przedmiotem pracy i działania najbardziej codziennego. Nie może opierać się na przeszłości, ale musi przede wszystkim opierać się na teraźniejszości”25 – dopowiadał Łukasiewicz w Szmaciarzach i bohaterach, pierwszej książce krytycznoliterackiej, uznawanej przez wielu za jeden z głównych manifestów programowych pokolenia. „Każde pokolenie – kontynuował – czy część pokolenia przywiązana jest do swojej wartości, która może być krytykowana, ale nie jest obojętne, kto i jak ją krytykuje. Każdy ma swój święty obraz. Nie wiemy, jeszcze nie możemy wiedzieć, jak będzie wyglądał święty obraz z dnia dzisiejszego”. Jest to bowiem „dzień, który bardziej sprzyja pozytywistycznym niż romantycznym hasłom”26, domaga się raczej pracy niż ponętnych a upraszczających alegorii, uświęconych obrazów.
Tytułowi szmaciarze i bohaterowie nie są jednak w zamyśle Łukasiewicza kategoriami rozłącznymi, mogą, lecz nie muszą być sobie przeciwstawiani. „Bohaterskie” i „szmaciarskie” inklinacje osób oraz całych wspólnot są następnie odzwierciedlane przez tendencje w twórczości literackiej, być może najciekawiej widać to w warstwie formalnej poezji, w dynamice przemian poetyk. „Świat okazał się inaczej zdeformowany, niż to przypuszczali klasycy i romantycy”27 – ta oczywistość ma niebłahe konsekwencje. W eseju W stronę „szmaciarzy” (kończącym pierwszą część Szmaciarzy i bohaterów, zatytułowaną Maski poetów) autor porządkuje znaczenia głównych pojęć książki, rezygnując – będzie tak postępował zawsze – z łatwych rozstrzygnięć, pochopnych sojuszy, oddalających wątpliwości sądów:
tym, co nazywam „bohaterstwem”, dezawuuję jedynie fałsz, pozę i pompę, mało usprawiedliwioną wiarę w magiczną, demiurgiczną w znaczeniu „kapłaństwa” rolę poety, a nie postawę godności, wspartą o najpiękniejsze klasyczne i bardzo humanistyczne tradycje. „Szmaciarstwo” natomiast, postawę „sprawdzającą”, chwalę nie za ten kult brzydoty, który odkryty był dawno przez ojców symbolizmu, który miał epatować zbyt eleganckie powonienie i drażnić zbyt salonowe poczucie piękna, ani za dadaistyczne czy futurystyczne igraszki słowne, ani za ekspresjonistyczne wyjaskrawienia, lecz za postawę skromną i nieufną zarazem. Skromną w stosunku do ogromu dziedzictwa, z którego płynie nauka, że żaden magiczny klucz nie otwiera nowego języka. Nieufną w stosunku do zastanych wzorców, których nie da się ominąć, których nie da się rozbić w puch jednym celnym poematem, ale które trzeba mozolnie badać, sprawdzać i dostosowywać do dzisiejszej świadomości ludzi żyjących współcześnie 28.
Która z postaw skuteczniej wsparłaby mieszańca zmierzającego do jego wymarzonej republiki? Bardzo prawdopodobne, że właśnie ta nieufna wobec aksjomatów i niechętna powielanym receptom. Jednocześnie pokorna w obliczu tradycji jako nieograniczonego rezerwuaru dóbr, spośród których wybiera się po to, by stworzyć suwerenny język teraźniejszości (i przyszłości). Takie stwarzanie nie oznacza kompilacji z tego, co gotowe i pod ręką. Wybierać trzeba odpowiedzialnie, a zarazem odważnie. W republice powinno znaleźć się miejsce zarówno dla tego, co wydaje się nam bliższe, jak i dla tego, co bardziej odległe.
II
Jacek Petelenz-Łukasiewicz urodził się 21 czerwca 1934 roku we Lwowie. Informacja o mieście urodzenia, zwykle zamieszczana w biogramach, może się okazać myląca, ponieważ Łukasiewicz w mieście tym nigdy nie mieszkał, po raz pierwszy zaś (od czasu urodzin) odwiedził je dopiero w latach dziewięćdziesiątych, jako człowiek dojrzały. Dzieciństwo spędził we wsi Sulistrowa w ówczesnym województwie lwowskim, na Pogórzu Jasielskim, w środkowej części międzywojennej Galicji. Okolice Jasła i Krosna opuścił z rodzicami, Romanem Petelenzem-Łukasiewiczem i Marią (z Koczorowskich), oraz z młodszym rodzeństwem, Jadwigą i Andrzejem, po zakończeniu krwawej bitwy o Przełęcz Dukielską (toczonej przez Armię Czerwoną i Wermacht jesienią 1944 roku), podczas której zburzony został dom Łukasiewiczów w Sulistrowej. W 1945 roku rodzina wyjechała do Leszna Wielkopolskiego (tak wtedy nazywało się Leszno), gdzie najstarszy syn ukończył liceum, nawiązując trwałe przyjaźnie, między innymi ze Stanisławem Grochowiakiem, którego poznał jako jedenastolatek. Przeszło siedemdziesiąt lat później Jacek Łukasiewicz wydał swoją ostatnią literaturoznawczą książkę – kolejną poświęconą Grochowiakowi – obszerną monografię Poeta Grochowiak.
Z Wielkopolski w 1951 roku przyszły poeta, krytyk i historyk literatury udał się do Wrocławia na studia polonistyczne (ukończył je po czterech latach). W tym okresie przeżył przedwczesną śmierć matki (w 1953 roku; ojciec zmarł jeszcze wcześniej, w roku 1949). Rok po studiach zawarł związek małżeński z Teresą Mercik (1928–2020), również polonistką. Do końca życia mieszkał i pracował we Wrocławiu.
W latach 1953–1956 Łukasiewicz należał (wraz z Grochowiakiem i Tadeuszem Mazowieckim, wówczas redaktorem naczelnym pisma) do zespołu redakcyjnego „Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego”. Później wchodził w skład redakcji miesięcznika „Odra” (1971–1976) i warszawskiego „Tygodnika Literackiego” (1990–1991). Współpracował z wieloma ogólnopolskimi periodykami: „Tygodnikiem Powszechnym”, „Współczesnością”, „Więzią”, „Twórczością”, „Arkuszem” (by wymienić tylko niektóre spośród najważniejszych). W 1971 roku podjął pracę na Uniwersytecie Wrocławskim (w 1972 uzyskał doktorat, w 1980 – habilitację, w 1991 otrzymał tytuł profesora, w 2004 przeszedł na emeryturę). Jest laureatem Nagrody im. Kazimierza Wyki (1997), Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii Nagroda Osobna za monografię TR (2013) oraz Nagrody PEN Clubu w kategorii
esej (1995).
Zmarł we Wrocławiu 7 marca 2021 roku. Pochowany został na cmentarzu Grabiszyńskim.
III
Jako poeta debiutował Jacek Łukasiewicz w 1952 roku wierszami (podpisanymi pseudonimem Gustaw Berger) w dwutygodniowym dodatku do „Słowa Powszechnego” zatytułowanym „W Młodych Oczach” (nr 8, s. 6). Siedem lat później ukazał się pierwszy tom poety – Moje i twoje. Choć nieco późniejszy od debiutanckich książek jego rówieśników – Ballady rycerskiej Stanisława Grochowiaka (1956), Cudów Jerzego Harasymowicza (1956), Teł Stanisława Czycza (1957), Gumowych klocków Urszuli Kozioł (1957) czy Hymnu bałwochwalczego Haliny Poświatowskiej (1958) – zbiór ten należy do szeregu wystąpień poetyckich pokolenia ‘56. O pokoleniowej wspólnocie świadczą liczne, bliższe i dalsze, powinowactwa tomu z projektami lirycznymi wymienionych twórców. Zapewne najwyraźniejsze podobieństwa łączą Moje i twoje z Grochowiakiem, także z jego książkami podebiutanckimi. Pokrewieństw tych dostarczały wzajemne lektury wierszy (jak wspominał Łukasiewicz w Poecie Grochowiaku: „Przyjmowałem albo odrzucałem jego krytyczne uwagi o tym, co napisałem, on przyjmował lub odrzucał moje. Sądziłem, iż to normalne. Później okazało się, że bardzo rzadkie”29), wspólne lektury przedstawicieli literatury polskiej i światowej, podobne rozległe inspiracje. Dlatego w pierwszym tomie Łukasiewicza nie brakuje utworów nawiązujących do poetyki Grochowiaka, niektóre z nich, przykładem wiersz Janina30, po latach sam autor szczególnie chętnie widział w wyborach swoich wierszy. W kolejnym zbiorze, Obrazie siedzącej, poeta kontynuował uważny dialog z przyjacielem (Grochowiakowi zadedykował liryk Ona31). Z kolei począwszy od tomów następnych, Zabaw zimowych32 oraz Doliny33, w poezji Jacka Łukasiewicza intensyfikują się obecność i znaczenie ekfraz, objawia się – odtąd stale już wyróżniające tę lirykę – uwrażliwienie na problematykę malarstwa, rzeźby (w Zabawach zimowych znajdziemy między innymi wiersz Hokusai: 37. Widok Fudżi34), atencja poety dla muzeów i galerii sztuki. Inspiracje plastyką to zresztą również właściwość wspólna wyobraźni i warsztatów obu reprezentantów pokolenia „Współczesności”.
Nie tylko Grochowiak i dawni poeci barokowi – zwłaszcza zaś dwutomowa, gruntowna, licząca ponad dwa tysiące stron antologia Poeci polskiego baroku35, ważna dla rówieśników Łukasiewicza oraz dla niego samego – wyjątkowo silnie wpłynęli na lirykę wrocławskiego twórcy. „Było to w 1947 roku. Ciepły letni wieczór otaczał szpital w Sopocie. Skończyłem 13 lat, żyłem w czasie uczuć i doznań skierowanym w moją przyszłość. Wstępowałem, czytając, w rytm, wyrażający coś więcej niż nastrój, prowadzący do tajemnicy mojego umysłu i mojego ciała. »Wyjęci z czasu mówić nie umiemy«. I dalej: »Serca pękają nam, jesteśmy niemi«. To było moje pierwsze spotkanie z Jastrunem, decydujące”36. Cytując wersy Poematu o nocy wiosennej Mieczysława Jastruna (z jego Wierszy zebranych, wydanych w 1956 roku), Jacek Łukasiewicz nawiązywał do odwilży, Października, własnych przeżyć zbiegających się z ponowną, dojrzalszą już lekturą poezji autora Spotkania w czasie.
Trzy i pół dekady po pierwszej lekturze jego utworów Łukasiewicz ogłosił blisko pięćsetstronicową monografię Mieczysława Jastruna spotkania w czasie. Pierwszy rozdział książki (Wobec zmysłów) rozpoczął uwagą: „Rzeczywistość jest dla poety widzialna, a to znaczy również słyszalna, dotykalna, dająca się powąchać. Poznanie zmysłowe jest też często tematem jego wierszy”37. Nie inaczej dzieje się w wierszach Łukasiewicza, w których sensualne doznania opisywane są pieczołowicie, z czułością dla poznawanego przedmiotu i zachwytem nad sprawnością aparatu poznawczego – jak w ekfrazie Jadło („Kaczka w agreście, jeż w kolcach, / te marzenia wiosennego stołu, / bażancie sadło. ”) z tomu Podróże38.
Lata osiemdziesiąte to dla poezji Jacka Łukasiewicza czas poszukiwań formalnych. W Albumie, złożonym z siedmiu ksiąg zawierających krótkie uwagi i konstatacje, często zredukowane do jednego zdania lub jego równoważnika, teksty odnoszą się do codzienności początków dziewiątej dekady, do lektur, podróży, przemycają także kąśliwe aluzje do poczynań władzy (na przykład „Voyerzy podglądali Voyażerów”39). Intensywną pracę nad formą poetycką kontynuował Łukasiewicz w Świetle mijania40, tomie pełnym nawiązań do światowej poezji (Paula Éluarda, Géralda Neveu), i Czterech poematach, w których intymna, zwłaszcza erotyczna tematyka uśmierza „mój strach i moje przeczucia”41, odsłaniając to, co pozostało, gdy „Z TWARZY zdjęto maskę czasu. / (Świat to muzeum masek)”42.
Kolejne tomy, już z ostatniej dekady XX wieku, wprowadzają wyraźniejszy niż dotąd ton elegijny, wydobywający z pamięci miejsca z przeszłości, bliskich ludzi, zdarzenia z ich udziałem. Elegijną nutę można było usłyszeć wcześniej, na przykład w wierszu Górna Aleja w S. (czyli w Sulistrowej) w Świetle mijania, lecz charakterystyczny staje się on dla dojrzałej twórczości poetyckiej Łukasiewicza, dla tomu Mali mistrzowie – z wierszem Noc we Lwowie43, opisującym nocny spacer po mieście i wspomnienie ojca – oraz podzielonego na czternaście części poematu Czas niedopełniony44. W zbiorach poetyckich opublikowanych po 2000 roku – Deszczyku45, Stojącej na ruinie46, Rytmach jesiennych47 – ta subtelna elegijność uzupełniona zostaje o głos żartobliwy, odrobinę autoironiczny. Zarazem jednak w Stojącej na ruinie i Rytmach jesiennych znajdziemy wiersze będące próbą rozrachunku z życiem, przeglądu relacji z bliźnimi. Obok tych poważnych, pełnych etycznego namysłu utworów są również erudycyjne poezje o sztuce: obrazach, rzeźbach, muzyce. Jej szczególną rolę potwierdza Róg, jedna z dwóch części książki Stojąca na ruinie, którego inspiracją były dla Łukasiewicza kompozycje waltornisty Richarda Burdicka. Swoistym kontrapunktem – jednocześnie zaś dopełnieniem wymienionych tomów – jest Tercet48, humorystyczne poetyckie varia, publikacja składająca się z trzech tomików: Limeryków, Wierszyków oraz Wierszy dla V… Podobnie bowiem jak ekfrazy, wyrafinowane literackie foremki z Tercetu także mają otwarcie autotematyczny charakter.
Literacką zabawą nie sposób natomiast nazwać Wiązań49, przedostatniego poetyckiego tomu Łukasiewicza, pomyślanego jako cykl utworów trzywersowych, formalnie wzorowanych na haiku. To ćwiczenie uważności w obserwowaniu bliższych planów życia i „forma bardziej pojemna” od mniej tradycyjnych gatunków lirycznych. Wiązania poprzedziły Cięcia50, dziennik liryczny, w którym tematem refleksji uczynił poeta trudną sytuację życiową, w której się znalazł, pozostając jednak wyrozumiałym wobec dotkliwych przemian losu. Utwory z drugiej części książki układają się w spójną narrację podmiotu przebywającego całymi tygodniami we wrocławskich szpitalach. Z kolei liczne wiersze z czwartej (ostatniej) odsłony Cięć są trenami, opowiadają o pustym pokoju za ścianą – „Otwieram drzwi, / ale nie wchodzi przez nie nikt. / I nikt nie wychodzi”51 – i o żywej pamięci o kochanej osobie, która odeszła.
IV
Pierwszym poważnym szkicem krytycznoliterackim Jacka Łukasiewicza był artykuł U poety, który już odszedł, poświęcony poezji Tadeusza Gajcego52. Wybór bohatera w okresie wciąż jeszcze socrealistycznym musiał uchodzić za co najmniej nieoczywisty i śmiały. Gdy dziesięć lat później autor tego tekstu ogłaszał swoją pierwszą książkę krytyczną, Szmaciarzy i bohaterów, był już uznanym krytykiem, towarzyszącym nie tylko swojemu pokoleniu pisarzy. Jego drugi zbiór krytycznoliteracki, Zagłoba w piekle, spotkał się z jeszcze życzliwszym przyjęciem, entuzjastycznie pisał o nim między innymi Kazimierz Wyka w szkicu Węgiel mojego zawodu, włączonym później do autorskiego tomu O potrzebie historii literatury53. Tytułowy bohater – powszechnie znana postać z powieści Henryka Sienkiewicza – jak również jego wcielenie, Piast Dantyszek z utworu Juliusza Słowackiego54, zostali przez krytyka poddani próbie przeniesienia we współczesność. I na odwrót – współcześni pisarze odniesieni zostali do wzbudzającego kontrowersje arcywzorca dziewiętnastowiecznej polskiej literatury. Samochwał wyraża bowiem „zgodę na to, co istnieje, wynikającą z przeświadczenia, że nie ma szerszej i głębszej rzeczywistości społecznej, a tylko jest plazma, którą dowolnie można ujmować pomysłowymi schematami . A przecież piekło jest strukturą, jest zorganizowane, na tym polega piekielność wszelkich piekieł; będąc piekłem świadomości, jest także piekłem historii”55. Dwadzieścia lat po wojnie i po dwóch dekadach ludowej Polski, niełatwo poddającej się ocenie, jeśli miałaby to być ocena sprawiedliwa, problem rozumienia historii oraz własnego w niej miejsca – „Zagłoba to symbol nader wygodny, zwłaszcza dla tych, którzy nie pragną podejmować nadmiernych zobowiązań”56 – wydawał się nader współczesny. Może zresztą jest takim nadal.
„Bez wyjścia z piekiełka – zauważał w krytyk – nie można ustalić własnej tradycji”57. Tę zaś Jacek Łukasiewicz sytuuje w rozległych granicach chronologicznych. Nie bez powodu historyk literatury XX wieku tak chętnie powracał do XIX stulecia, również jako autor popularnonaukowej biografii Mickiewicz, w której zawarł istotny dla siebie sąd o poecie polityku: „Chciał stworzyć pomost pomiędzy Polską stanową, szlachecką a nowoczesną demokracją, projektując ustrój oparty na powszechnej nobilitacji”58. I dodawał: „Polska nadal była dlań wielonarodowa, wielowyznaniowa, połączona unią. W unii polsko-litewskiej widział wzór dla przyszłej federacji państw Europy”59. Do Mickiewicza wrócił Łukasiewicz pod koniec życia, planując monografię poświęconą twórcy Ksiąg narodu. Ukończyć jej nie zdążył.
W uprzywilejowanym obszarze „własnej tradycji” ulokował natomiast rówieśników i pisarzy nieco tylko starszych, czyli debiutantów okolic odwilży. Uzasadniając swoje czytelnicze wybory w tomie Laur i ciało, krytyk deklarował, że podobnie jak w poprzednich książkach, „wyjściem do poszukiwań była poezja tzw. »pokolenia 56«”60. Od poczucia przynależności pokoleniowej ważniejsza jednak jest świadomość czasu i okoliczności, w jakich się pisze i żyje. „Nie wolno zbyt łatwo przekraczać tego, czym jesteśmy, w czym się widzimy, a więc pejzażu, w którym to widzenie zostało dotychczas utrwalone. Nie wolno zbyt łatwo – to znaczy, nie wolno artyście ulegać ignorowaniu własnej sytuacji psychospołecznej, nie wolno ulegać pokusie używania wybiegów”61. Bo polska poezja – literatura w szerszym sensie – jest, mimo woli, „spadkobierczynią własnej historii”62, spraw moralnych i publicznych. Widać to bardzo dobrze w Oku poematu, zbiorze składającym się z błyskotliwych analiz kilkunastu „poematów wielogłosowych, średnich rozmiarów, z dominantą liryczną”63 (jak je we wstępie zapowiada interpretator). Przykładom analizowanych utworów nie sposób odmówić reprezentatywności: Widma Gajcego, Słowo o Stalinie Broniewskiego, Poemat dla dorosłych Ważyka, Traktat poetycki Miłosza, Sztuczne oddychanie Barańczaka.
„Łukasiewicz pisze o książkach i ludziach, nierozerwalnie, bo nawzajem o sobie świadczą i wzajemnie się kształtują, a dla krytyka są więc komplementarnymi przedmiotami lektury”64 – pisał Andrzej Zawada w szkicu Krytyka, czyli sposób bycia (w tomie poświęconym Jackowi Łukasiewiczowi). Szkice o książkach i ludziach po roku 1980 – taki właśnie podtytuł, przypomnijmy, otrzymał zbiór szkiców i esejów Rytm, czyli powinność. Jego autor wrócił wówczas do regularnego uprawiania krytyki, po „dziwnych i przykrych” latach osiemdziesiątych, w radykalnie zmienionych warunkach, już bez Urzędu Kontroli Publikacji. Wrócił do Różewicza, Białoszewskiego, Szymborskiej, Herberta, Kozioł, Czerniawskiego, Barańczaka, Sobkowiaka… Jednocześnie z uwagą skomentował antologię poezji debiutujących roczników sześćdziesiątych, przyszli barbarzyńcy65. Więcej w Rytmie, czyli powinności poetów, co tłumaczy być może konstatacja z tytułowego eseju – o późnych wierszach prozaika Kornela Filipowicza: „Rytm prozy, poważnej, realistycznej winien odpowiadać rytmowi życia. Nie fizjologicznemu, czy nie tylko fizjologicznemu, lecz moralnemu. Wiersz uwydatnia ten właśnie rytm, podkreśla
jego sens”66.
Okazją do wsłuchiwania się w różnorodne rytmy prozy i poezji stały się Ruchome cele67, kolejna książka krytyczna Łukasiewicza, tym razem o literaturze lat dziewięćdziesiątych oraz przełomu wieków i o jej autorach. Do tych, o których krytyk pisał systematycznie, dołączyli ówcześni młodzi: Marcin Sendecki, Bartłomiej Majzel, Ewa Sonnenberg czy Darek Foks. A także liczni pisarze wrocławscy i śląscy (albo kiedyś ze Śląskiem związani), zarówno bardzo znani, jak i mniej głośni: Tadeusz Różewicz, Tymoteusz Karpowicz, Urszula Kozioł, Janusz Styczeń, Henryk Waniek, Wacław Grabkowski,
Jerzy Pluta.
Nieco inny charakter ma Kąt widzenia. Notatki literackie, tom skomponowany z tekstów co prawda datowanych, lecz nieuporządkowanych w rozdziały, który mimo to układa się w pasmo segmentów tematycznych. Nie wszystko zostało tu jednak ułożone chronologicznie. Daty roczne i miesięczne przydają się nawet tam, gdzie ich kolejność przeczy chronologii. Wskazują one wówczas na motywacje systematycznego pisania (rubrykę „Notatki literackie” prowadził Łukasiewicz w „Odrze” od 2004 roku). Rytm zmian, któremu podlegają interesujące krytyka zjawiska, jawi się jako odbity w innym rytmie – ewolucji jego stosunku do nich. Rytmowi temu służą przerwy, konieczne, wyznaczane przez objętość tekstu, periodyczność czasopisma, poetykę gatunku krytycznego.
Pisanie o książkach i ludziach uprawiane przez Jacka Łukasiewicza ma jeszcze jedną konsekwencję ważką dla warsztatu literaturoznawcy, zwłaszcza o uniwersyteckim profilu: rezygnację z fetyszyzowania granicy między krytyką literacką a historią literatury albo, ogólniej rzecz ujmując, literaturoznawstwem akademickim. Dystans wobec naukowej ortodoksji. Wysokiej próby przykładów pisarstwa wyrafinowanego i prostego, celnego a urodziwego dostarczają monografie Łukasiewicza poświęcone najważniejszym dla niego poetom: nawiązująca do kategorii sygnatury, kluczowa dla lektury twórczości krytyka książka o Tadeuszu Różewiczu – TR68 oraz dwie pozostałe – Mieczysława Jastruna spotkania w czasie i Poeta Grochowiak. Wreszcie – popularnonaukowa publikacja biograficzna Herbert69. Można je zresztą czytać jako zwieńczenia długotrwałych praktyk lekturowych badacza, ponieważ monografie te poprzedzają lub uzupełniają inne prace o wymienionych pisarzach: liczne szkice i eseje w zbiorach krytycznoliterackich, od Szmaciarzy i bohaterów po Jeden dzień w socrealizmie70, opracowanie w serii Biblioteki Analiz Literackich Poezja Zbigniewa Herberta71, Stanisława Grochowiaka Wybór poezji w Bibliotece Narodowej72, w końcu – erudycyjna monografia Grochowiak i obrazy73.
V
„Różnica między dawnymi a nowymi czasami polega między innymi na tym, że kiedyś poruszano się wolniej. Ludzie żyli krócej i pomału, my żyjemy dłużej i szybko. Powinniśmy więc więcej przeżyć i – jeśli umiemy – lepiej skorzystać. Przewodnik, dobry przewodnik zwalnia nasze tempo. Trochę wolniej, trochę głębiej, trochę pokorniej, bo i tak nie zobaczy się wszystkiego – nakłania bez pouczeń, a tylko narzucając właściwy rytm, kierując widzeniem”74. Tak o Aleksandrze Olędzkiej-Frybesowej pisał w Ruchomych celach Jacek Łukasiewicz, przewodnik równie znakomity.
20 J. Łukasiewicz, Republika mieszańców, Wrocław 1974, s. 181.
21 Ibidem, s. 183–184.
22 Ibidem, s. 187.
23 Pierwodruk szkicu: „Więź” 1958, nr 1, s. 52–73.
24 J. Łukasiewicz, Republika mieszańców…, s. 203.
25 Idem, Szmaciarze i bohaterowie, Kraków 1963, s. 191–192.
26 Ibidem, s. 192.
27 Ibidem, s. 105.
28 Ibidem.
29 Idem, Poeta Grochowiak, Wrocław 2019, s. 489.
30 Idem, Moje i twoje, Warszawa 1959, s. 30–31.
31 Idem, Obraz siedzącej, Wrocław 1963, s. 11.
32 Idem, Zabawy zimowe, Warszawa 1968.
33 Idem, Dolina, Warszawa 1972.
34 Idem, Zabawy zimowe…, s. 53.
35 Poeci polskiego baroku, t. 1–2, oprac. J. Sokołowska, K. Żukowska, Warszawa 1965.
36 J. Łukasiewicz, Rytm, czyli powinność. Szkice o książkach i ludziach po roku 1980, Wrocław 1993, s. 236–237.
37 Idem, Mieczysława Jastruna spotkania w czasie, Warszawa 1982, s. 15.
38 Idem, Podróże, Warszawa 1976, s. 55.
39 Idem, Album, Kraków 1983, s. 57.
40 Idem, Światło mijania, Warszawa 1986.
41 Idem, Cztery poematy, Kłodzko 1988, s. 9.
42 Ibidem, s. 29.
43 Idem, Mali mistrzowie, Świdnica 1993, s. 38.
44 Idem, Czas niedopełniony, Wrocław 1998.
45 Idem, Deszczyk i inne wiersze, Wrocław 2005.
46 Idem, Stojąca na ruinie, Wrocław 2011.
47 Idem, Rytmy jesienne, Wrocław 2014.
48 Idem, Tercet, Wrocław 2014.
49 Idem, Wiązania, Wrocław 2018.
50 Idem, Cięcia, Wrocław 2020.
51 Idem, Nikt, ibidem, s. 93.
52 „W Młodych Oczach” 1953, nr 8, s. 7–8.
53 K. Wyka, O potrzebie historii literatury. Szkice polonistyczne z lat 1944–1967, Warszawa 1969.
54 J. Słowacki, Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle, Paryż 1839.
55 J. Łukasiewicz, Zagłoba w piekle, Kraków 1965, s. 19.
56 Ibidem, s. 237.
57 Ibidem, s. 19.
58 Idem, Mickiewicz, Wrocław 1996, s. 207.
59 Ibidem, s. 210.
60 Idem, Laur i ciało, Warszawa 1971, s. 173.
61 Ibidem, s. 174.
62 Ibidem, s. 175.
63 Idem, Oku poematu, Wrocław 1991, s. 5.
64 A. Zawada, Krytyka, czyli sposób bycia, Wiary i słowa, red. A. Poprawa, A. Zawada, Wrocław 1994, s. 70.
65 b. g. wstajmfśke, przyszli barbarzyńcy, Kraków 1991.
66 J. Łukasiewicz, Rytm, czyli powinność…, s. 169.
67 Idem, Ruchome cele, Warszawa 2003.
68 Idem, TR, Kraków 2012.
69 Idem, Herbert, Wrocław 2002.
70 Idem, Jeden dzień w socrealizmie i inne szkice, Katowice 2006.
71 Idem, Poezja Zbigniewa Herberta, Warszawa 1995.
72 S. Grochowiak, Wybór poezji, wstęp i oprac. J. Łukasiewicz, Wrocław 2000.
73 J. Łukasiewicz, Grochowiak i obrazy, Wrocław 2002.
74 Idem, Ruchome cele…, s. 255.Spis treści
Małe planety. Kilka zdań na początek
Część pierwsza
W stronę republiki mieszańców – Jacek Łukasiewicz
Wyznawca wielkiej krytyki, klucznik „wielkiej dostępności”, stróż tradycji. Kazimierz Wyka – między krytyką a historią literatury
Krzeszowickie echa, echa wojenne. Stanisław Czycz według
Kazimierza Wyki
Książki, żywe istoty – Marta Wyka
Część druga
Mały świat. Świat szeroki – Alfred Jahn
W oku umarłego ptaka. Zwykłe miasta Tymoteusza Karpowicza
Formy małe – Tadeusz Różewicz, Tymoteusz Karpowicz
Architektura miasta w poezji kłodzkiej. Na przykładzie twórczości przybysza – Jan Kulka
Uroda świata się nie kończy. Śladem poezji Jacka Łukasiewicza
Dzieciom, którymi byłem. Przestrzenie pamięci Dariusza Suski
Tymczasem. Tutaj – Piotr Szewc
Stempel zamojski – Piotr Szewc
Leporello Karola – Karol Maliszewski
Przewodnik w podróży – Michał Książek
Życie po katastrofie. Miasta przyszłości w powieściach Krzysztofa Vargi i Damiana Kowala
Bibliografia
Nota o tekstach
Indeks osób