Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Malownicze. Wymarzony dom - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Malownicze. Wymarzony dom - ebook

Każdy ma swój Wymarzony Dom. Miejsce, w którym może znaleźć ukojenie, szczęście i miłość. Kiedy Magda podejmuje szaloną decyzję i kupuje stary dom w Malowniczem, miasteczku u podnóża Sudetów, nie wie jeszcze, jak bardzo zmieni się jej życie. W pierwszym odruchu chce się go pozbyć, ale dom nie chce wcale pozbyć się jej. Siła kryjąca się w jego wnętrzu pozwala Magdzie odnaleźć swoje miejsce i pomóc innym:

Małej Marcysi, która potrzebuje mamy.

Krysi, która leczy złamane serca kawą migdałową, a wieczorami piecze „kłopotki”, by zapomnieć o przeszłości.

Michałowi, który uczy się walczyć o miłość Magdy.

"Malownicze. Wymarzony dom" to wzruszająca i pełna humoru opowieść o spełnianiu marzeń, a przede wszystkim o miłości, która zmienia życie i nadaje mu sens. Jeśli wyciągniesz rękę do innych i nauczysz się marzyć, los uśmiechnie się do ciebie.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-3097-2
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Większość zwykła uważać, że o wiele lepiej jest porzucić, niż zostać porzuconą. Madeleine należała do większości. I tak trudno byłoby wymagać od Grzegorza, żeby definitywnie zakończył związek, który w jego oczach był po prostu idealny. Mieszkali osobno („nowoczesność i samodzielność”, jak często powtarzał, „jest podstawą zachowania niezbędnej autonomii”, do czego zwykł wracać, gdy podrywając się z łóżka po pospiesznym seksie, natykał się na jej pełen wyrzutu wzrok), obiady jadali u niej („wspólne posiłki integrują związek oparty na swobodzie i niezależności”). Posiłki ofiarnie przygotowywała sama, bo Grzegorz był miłośnikiem domowej kuchni, a wieczory spędzali oddzielnie, bo, jak twierdził, skoro pracowali razem, należało im się trochę „odpoczynku”. Zresztą soboty i niedziele też zwykł wydzielać Madeleine nader skąpo.

– Sama rozumiesz, kotku, przyjaciele też są ważni, a w tygodniu zwykle nie mają tyle czasu co ja – mówił, zostawiając talerz na stole i posyłając jej z przedpokoju całusa. Zanoszenie naczyń do zlewu, nie mówiąc już o zmywaniu, uważał za czynności wybitnie niemęskie.

Madeleine już jakiś czas temu zaczęła się zastanawiać, jak wplątała się w ten układ. I jakim cudem wytrzymała z Grzegorzem prawie dwa lata. Nie znajdowała na to żadnego rozsądnego wytłumaczenia, a już na pewno nie chodziło o miłość. Kiedyś chyba była w nim zakochana, ale to uczucie szybko zamieniło się w przyzwyczajenie. Gdyby chociaż zauważyła ten moment przemiany, może wtedy by zareagowała i oszczędziła sobie tych dwóch lat. Teraz przyglądała się sobie uważnie, malując rzęsy przed lustrem. O dziwo, decyzja wcale nie wymagała od niej poświęcenia, Madeleine nie miała nawet cienia wątpliwości, jak powinna postąpić. I gdyby nie pewien problem, zrobiłaby to już wcześniej. Grzesiek był szefem i właścicielem firmy, w której Madeleine pracowała jako tłumaczka języka francuskiego, co komplikowało wiele spraw.

– Zobaczysz, jak go zostawisz, może ci tak umilić życie, że będziesz musiała zmienić pracę – przestrzegała przyjaciółka Klara. – Mówiłam ci, że romans z przełożonym to fatalny pomysł.

Cóż, z perspektywy czasu trudno było nie przyznać jej racji. Ale w końcu szef nie szef, nie mogła do końca życia tkwić w chorym układzie.

Najwyżej mnie zwolni. Może to nie byłoby takie złe, utknęłam w tej firemce zupełnie jak w związku z Grześkiem. Szczerze mówiąc, już od dawna marzy mi się całkowita zmiana, pomyślała, wrzucając kosmetyczkę do torebki.

Zapomniała, że czasami warto być ostrożnym z wypowiadaniem życzeń. Bo niektóre marzenia dość nieoczekiwanie mogą się spełnić.

W biurze jak zwykle o tej porze panował spokój. Madeleine chyba po raz pierwszy, odkąd tu pracowała, zignorowała ogonek stojący do automatu z kawą i ruszyła prosto do gabinetu Grzegorza.

– Skoro już mam to zrobić, nie ma na co czekać – mruknęła, bezszelestnie otwierając drzwi, i stanęła jak wryta.

Jej oczom ukazała się stojąca tyłem wysoka brunetka w niebotycznie wysokich szpilkach i prawie niewidocznej spódnicy. Schylała się właśnie po papiery do jednej z najniższych szuflad w szafce tuż koło biurka szefa.

– Wspaniale, myślę, że będzie pani doskonałą sekretarką – z zachwytem stwierdził Grzegorz, wstając i poklepując brunetkę po wypiętej pupie.

– Ja też tak uważam – odezwała się wreszcie, z satysfakcją patrząc na ich zaskoczone miny. – Właściwie dobrze się stało, że właśnie teraz egzaminowałeś panią, bo ułatwiłeś mi sytuację. Odchodzę! I od ciebie, i z pracy! – dodała, bo nagle z całą jasnością zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie pracować z Grześkiem. Po co utrudniać sobie nawzajem życie?

– Au revoir, Grzesiu – dodała stanowczo i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.

Sama nie była jeszcze pewna, czy to, co czuje, jest mieszanką żalu i wściekłości, czy też raczej ulgi i euforii, ale wiedziała, że podjęła słuszną decyzję.

Cóż, trzeba będzie to uczcić jakimś winem albo jeszcze lepiej szampanem, postanowiła, zbierając z biurka swoje rzeczy i wrzucając je do pudła. I rozejrzeć się za nową pracą. Ale to za kilka dni. Nie miała urlopu od dwóch lat, a skoro i tak rzuciła pracę, spokojnie może pobyć bezrobotną trochę dłużej. Wsunęła pudło pod pachę i machając koleżankom z sąsiedniego boksu, opuściła biuro z przyjemną świadomością, że jest tu po raz ostatni.

Niestety, jeżeli myślała, że uda jej się odejść bez przeszkód, była w błędzie. Ledwo wyszła na ulicę, dogonił ją Grzegorz.

– Posłuchaj, nie możesz odejść! Nie pozwolę ci porzucić pracy, nie mówiąc już... O mnie! Jesteśmy dla siebie stworzeni, a tamten incydent... Nie sądziłem, że tak się przejmiesz. W końcu jesteśmy w nowoczesnym związku...

– Grzegorz, nie rób scen – Madeleine zaczynała mieć dość. – Ten „incydent” tylko mnie utwierdził w tym, co i tak zamierzałam zrobić. Więc teraz wracaj do biura i zachowuj się jak na szefa przystało. W innym wypadku zaczną cię wytykać palcami – dodała, sugestywnie spoglądając w okna, z których ciekawie zerkali pracownicy Grześka. – Za moment dostaniemy się na języki i o ile mnie to niewiele obchodzi, bo już tu nie pracuję, to ty zostajesz i zapewne nie będziesz zachwycony, że o tobie gadają. Jutro podrzucę ci wypowiedzenie.

– Wracam, ale to nie koniec. Nie oszukasz mnie. Po prostu jesteś zraniona i działasz pod wpływem emocji. Nie dam ci odejść.

Jeżeli myślała, że Grzegorz rzucał tylko czcze pogróżki, po południu musiała zmienić zdanie. Właśnie szykowała się do wyjścia, gdy w drzwiach zachrobotał klucz. Madeleine ze złością przypomniała sobie, że sama wręczyła mu dodatkowy komplet. W ostatnim momencie zdążyła założyć łańcuch i dla pewności przyblokowała nogą drzwi.

– Madziu, nie będziesz chyba ciągnąć tego przedstawienia? – Grzegorz usiłował wsunąć głowę przez niewielką szparę. – Już mi dałaś do zrozumienia, że jesteś niezadowolona, wystarczy. Teraz może dasz się przeprosić – dodał uwodzicielsko i w szparze ukazała się ręka z butelką wina.

– Przyjmuję przeprosiny – powiedziała, sięgając po butelkę, a drugą ręką usiłując bezszelestnie włożyć klucz do zamka. – Nie gniewam się. A teraz do widzenia! – dodała, zatrzaskując drzwi i jednocześnie przekręcając klucz.

Grzegorz nie poddał się tak łatwo, szarpał jeszcze przez chwilę klamkę i nie odpuścił, nawet gdy zagroziła, że wezwie policję.

– Albo ja to zrobię! – Madeleine usłyszała głos swojej sąsiadki. – Co to za zwyczaje, żeby się tak panience narzucać! I to w jaki sposób! Myśli taki jeden z drugim, że wystarczy włożyć garnitur i już z chama zrobi się pan! Im jestem starsza, tym więcej słuszności widzę w podziałach klasowych. Przynajmniej człowiek wiedział, czego się spodziewać po mężczyźnie we fraku, a teraz byle chłop może zawiązać krawat i wpuszczać w maliny przyzwoitych ludzi.

– A pani z jakiej racji się wtrąca?! – głos Grzegorza aż drżał z wściekłości. – To nie pani sprawa!

– To się nazywa zainteresowanie bliźnim – powiedziała pani Basia rozeźlona. – Ale po kimś takim trudno spodziewać się, że to zrozumie.

– Pani Basiu, niech się pani nie denerwuje – krzyknęła, nie odrywając oka od judasza. – Ten pan już sobie idzie!

– Ja się, dziecko, nie denerwuję! Ja przeżyłam wojnę, powstanie warszawskie, Niemców się nie bałam, to byle chłystka też się nie przestraszę. – Pani Basia wojowniczo wzięła się pod boki. – Idzie pan czy mam zadzwonić do wnuka?

– Ten wnuk jest policjantem, radziłabym ci zniknąć, zanim się na ciebie porządnie rozeźli, bo z tego, co mi wiadomo, jest bardzo przywiązany do babci – poradziła mu zza drzwi Madeleine.

– Idę, ale jeżeli myślisz, że się mnie pozbędziesz, jesteś w błędzie! Posiedzę sobie w samochodzie pod blokiem. To chyba nie jest zabronione? – zapytał z przekąsem. – Kiedyś w końcu będziesz musiała wyjść – rzucił mściwie w kierunku zamkniętych drzwi.

– Możesz już otworzyć, dziecko – usłyszała głos pani Basi, gdy na klatce zapanowała cisza. – Poszedł.

– Dziękuję. – Madeleine z westchnieniem ulgi wyjrzała na klatkę. – Nie wiem, jak bym się go pozbyła bez pani pomocy. Obawiam się, że w końcu wyważyłby drzwi. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak wymienić zamki... Mam nadzieję, że nie będzie próbował tu wrócić w czasie mojej nieobecności...

– W pierwszej kolejności to ty musisz zastanowić się, jak wyjść, żeby go nie spotkać. Zapowiedział przecież, że będzie siedział w samochodzie – przypomniała pani Basia, przygładzając króciutko przycięte siwe włosy.

– O matko, no tak! Zepsuje mi cały wieczór – jęknęła Madeleine. – Nawet nie mam szans, żeby niepostrzeżenie się wymknąć...

– To może ja jednak zawezwę wnuka? Odwiezie cię tam, gdzie chcesz, a poza tym ten laluś nie będzie robił scen przy policji.

– To nie przejdzie. Grzegorz to może i laluś, ale za to uparty. Sceny pewnie nie zrobi, ale z całą pewnością za nami pojedzie i będę go miała na karku, jak tylko pani wnuk zniknie z pola widzenia. Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak zostać w domu. W końcu znudzi się czatowaniem i zrezygnuje.

– Za szybko się poddajesz, moje dziecko – mruknęła pani Basia. – Obróć no się, kochana – zadysponowała i okręciła zdziwioną dziewczynę w kółko. – Przy odrobinie pomocy powinno się udać – zawyrokowała.

– Ale co powinno się udać? – Zaniepokojona Madeleine przestąpiła z nogi na nogę.

– A, to za chwilę zobaczysz. Jesteś już gotowa do wyjścia?

– Prawie, muszę tylko wziąć torebkę...

– To bierz i chodź za mną – oznajmiła ożywionym głosem starsza pani i nie oglądając się za siebie, zeszła na dół.

Idąc, a właściwie biegnąc do Klary, Madeleine odczuła na własnej skórze, co znaczy „być na widelcu”. Czuła ślizgające się po niej nieprzychylne spojrzenia przechodniów. Taksówkarz, którego udało jej się zatrzymać, popatrzył na nią z niesmakiem i stwierdził, że nie zamierza po jednym kursie prać całej tapicerki, po czym odjechał z piskiem opon. Madeleine zmięła w ustach wszystko, co miała ochotę powiedzieć temu gburowi, i starając się nie zwracać uwagi na gapiących się na nią ludzi, pognała przed siebie. Gdy w końcu stanęła przed furtką prowadzącą do domu przyjaciółki, była ledwo żywa. Obiecała sobie solennie, że już nigdy nie da się podpuścić żadnej staruszce. Za nic na świecie. Nawet gdyby musiała do końca swych dni siedzieć we własnym mieszkaniu.

– Jezus Maria! – tyle tylko powiedziała na jej widok Klara.

– Z dwojga złego wolę Maria – mruknęła Madeleine. – Przynajmniej dobrze się kojarzy... Wpuścisz mnie?

– Co się stało? Wyglądasz jak ofiara napadu, dzwonić po policję? – Klara odzyskała już zdolność trzeźwego myślenia i niemal wciągnęła przyjaciółkę do środka.

– Jeżeli jest jakaś jednostka doprowadzająca do porządku kobiety, które utknęły w piwnicznym okienku, to dzwoń. Jak przyjedzie jakiś przystojniak, to nawet pozwolę mu się wykąpać. – Madeleine z niesmakiem popatrzyła na swoje odbicie w lustrze zajmującym całą ścianę przedpokoju. Teraz już nie dziwiła się tak bardzo taksówkarzowi. Na jego miejscu zachowałaby się tak samo.

– Utknęłaś w piwnicznym okienku? – powtórzyła Klara, patrząc na Madeleine z niedowierzaniem. – Jakim cudem?

– No normalnie, wychodziłam i nagle okazało się, że tkwię jednym końcem w piwnicy, a drugim na zewnątrz...

– Nie o to pytam. Po co łaziłaś po piwnicach?

– Po pierwsze nie po piwnicach, tylko po piwnicy, po drugie nie łaziłam, tylko wyłaziłam, po trzecie pani Basia stanowczo twierdziła, że to bułka z masłem i ona w konspiracji robiła to tysiące razy. Ale wtedy okienka były większe albo dziewczyny mniejsze... Postaram się to ująć krótko i dać ci szansę na twoje: „a nie mówiłam!” – dodała na widok zdziwionej miny Klary, która nic nie rozumiała z jej odpowiedzi. – Więc dziś zerwałam z Grzegorzem, rzuciłam pracę i nie wpuściłam go do domu, mimo że niemal siłą starał się do mnie dostać. W końcu spod moich drzwi wypłoszyła go pani Basia, grożąc policją i wytrącając go zupełnie z równowagi, bo wspomniała o tym, że garnitur z chłopa nie zrobi pana... Dorzuciła też coś o słuszności podziałów klasowych, a sama wiesz, jak Grzegorz jest czuły na tym punkcie... Oczywiście nie mógł darować sobie ostatniego słowa i stwierdził, że skoro tak, to posiedzi sobie w samochodzie pod blokiem... W tej sytuacji musiałam niepostrzeżenie wydostać się z domu, bo inaczej miałybyśmy go na głowie i pomysł z okienkiem wydał mi się atrakcyjny... Oczywiście do momentu, gdy okazało się, że nie mogę się wydostać. Na szczęście pani Basia ma dobrą kondycję, bez jej pomocy zapewne zostałabym tam na wieki. Tak więc jestem bezrobotna, „bezchłopna”, obolała i bardzo szczęśliwa. Zdaje mi się, że starłam sobie skórę na biodrach...

– Nie wiem dlaczego, ale „szczęśliwa” jakoś mi nie bardzo pasuje do tego zestawu. – Klara z trudem przetrawiała te wszystkie rewelacje. – I zupełnie nie wiem, z jakiej racji miałabym teraz powiedzieć: a nie mówiłam...

– Bo mówiłaś – przyznała z rozbrajającą szczerością Madeleine – że szef i związek to złe połączenie.

– To rzeczywiście powtarzałam wielokrotnie, ale przepowiadałam ci raczej inną przyszłość. Standardowo to on powinien wywalić cię na zbity pysk... A ty tonąć we łzach i wić się z rozpaczy. Tymczasem nawet pod tą czarną warstwą widać, że promieniejesz. Więc wybacz, nijak nie mogę skwitować tego moim ulubionym powiedzeniem. A teraz dam ci ręcznik i zapędzę do łazienki, co? Oczywiście wolałabym natychmiast wziąć cię na spytki i wyciągnąć wszystkie szczegóły, ale za chwilę przyjdzie tu moja mama i obawiam się, że na twój widok mogłaby dostać zawału, a tego absolutnie bym sobie nie życzyła. Więc idź i doprowadź się szybko do porządku, a ja tymczasem zrobię kawę. Jak się pospieszysz, może jeszcze zdążymy pogadać w cztery oczy.

– Właściwie powiedziałam już wszystko, ale nawet jak przyjdzie pani Lilka, odpowiem na każde pytanie. Słowo daję, nawet uczynię to z przyjemnością. Jakby spojrzeć z boku na całą tę historię, okazuje się dość zabawna. Z tych, co to się po latach opowiada jako rodzinną anegdotkę. Swoją drogą, cieszę się, że twoja mama ma zamiar wpaść! – krzyknęła już z łazienki. – Nie widziałam jej całe wieki.

– Zupełnie jak ja. Ostatnio była podejrzanie zajęta i haniebnie mnie zaniedbała. Przez telefon miała dziwny głos, przeczuwam, że znów coś wymyśliła – odkrzyknęła Klara i przez uchylone drzwi podała Madeleine dresowe spodnie i sweter. – A co właściwie teraz zamierzasz zrobić? – zapytała, gdy jej przyjaciółka wychodziła z łazienki, wycierając ręcznikiem mokre włosy.

– Nie wiem. Po raz pierwszy od kilku lat nie mam żadnych planów. Chyba wykorzystam ten niespodziewany urlop i gdzieś wyjadę. Może w góry. Dawno nie byłam, a wiesz, jak kiedyś kochałam włóczęgę. Dzięki Bogu, o pieniądze nie muszę się martwić. U Grzegorza zarabiałam bardzo dobrze, ojciec nadal uparcie reguluje opłaty za moje mieszkanie, twierdząc, że dopóki nie wyjdę za mąż, ktoś musi się mną opiekować, no i nadal co miesiąc wpływa mi na konto spora kwota od tego tajemniczego francuskiego wuja.

– No właśnie, dowiedziałaś się w końcu, kto to? Miałaś podpytać mamę.

– Podpytuję, ale zbywa mnie jakimiś półsłówkami. Do tej pory nie miałam odwagi tknąć tych pieniędzy, bo dziwnie się czuję z tą finansową tajemnicą, a uzbierała się z tego całkiem niezła sumka. Wiesz co, jak teraz na to patrzę, jestem bardzo zamożną osobą.

– Cóż, przynajmniej masz wabik na kawalerów – roześmiała się Klara, sięgając po puszkę z herbatnikami. – Posag dobra rzecz, w razie groźby staropanieństwa możesz zawsze przekupić jakiegoś brzydala stojącego na krawędzi bankructwa.

– Wiesz co, bankruta jeszcze rozumiem, ale dlaczego od razu brzydala? Skoro miałby polecieć na kasę, ja też chciałabym coś z tego mieć. Może być ubogi, ale przynajmniej musi być przystojny. Czy mi się wydaje, czy ktoś dzwoni do drzwi?

– Nie wydaje ci się, to na pewno mama. Mam złe przeczucia – westchnęła Klara i poszła otworzyć.

Rzeczywiście, wystarczyło jedno spojrzenie na panią Lilkę, żeby docenić instynkt jej córki. Włosy, zwykle porządnie spięte, dziś miała w nieładzie, żakiecik nie pasował do spódnicy, a z przewieszonej przez ramię torebki wystawała butelka z winem. Zrzuciła na podłogę wielką torbę, po czym ciężko oddychając, usiadła na stołeczku. Z poważną miną popatrzyła na córkę i dopiero po chwili dostrzegła Madeleine.

– Dzień dobry, pani Lilko – Madeleine pierwsza przerwała ciszę i rozsądnie postanowiła udawać, że niczego niepokojącego nie dostrzega. – Klara właśnie zaparzyła świeżą kawę, napije się pani z nami?

– Kawa o tej porze w moim wieku jest wysoce niewskazana, ale przyniosłam ze sobą coś innego – dodała, wyciągając z torebki butelkę, którą wręczyła zaskoczonej córce.

– Rozumiem, że w przeciwieństwie do kawy to jest w twoim wieku wskazane? – zagadnęła Klara, spoglądając na matkę z niepokojem.

– A co ma do tego wiek, moje dziecko? W stanie, w jakim się znajduję, nic innego nie wchodzi w grę – westchnęła pani Lilka, wstając ze stołka i wygładzając spódnicę. – Potrzebuję porządnego znieczulenia. Zresztą nie tylko ja – dodała, rzucając córce znaczące spojrzenie.

– Wyczuwam kłopoty. I widzisz, teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć: „a nie mówiłam” – zwróciła się do Madeleine. – Wiedziałam, po prostu wiedziałam!

Pani Lilka udała jednak, że nie słyszy, i poszła prosto do salonu, gdzie usadowiła się w głębokim fotelu i z westchnieniem ulgi oparła nogi na podnóżku.

– To może poczekajmy jeszcze na Piotrusia – zaproponowała, kiedy dziewczyny dołączyły do niej z filiżankami w ręku.

– Piotrek pojechał w delegację. Tym razem twój ulubiony zięć ci nie pomoże. – Klara nieznacznie się uśmiechnęła, doskonale wiedząc, że mama liczyła najbardziej właśnie na poparcie Piotrka. Jej mąż uwielbiał teściową, zresztą z wzajemnością. – Tak więc, moja droga mamo, mów!

– Klara, chodź ze mną na chwilę do kuchni, ja też przyniosłam wino, a nie wiem, gdzie trzymasz korkociąg. – Madeleine za plecami pani Lilki zamachała przynaglająco ręką i nie oglądając się, wyszła z pokoju.

W kuchni odkręciła wodę i przymknęła drzwi.

– Możesz mi wyjaśnić, co robisz? – zainteresowała się Klara.

– Nie chcę, żeby twoja mama nas słyszała – wyszeptała Madeleine. – Wiem, że jesteś zdenerwowana, całkowicie cię rozumiem, ale nie sądzisz, że lepiej będzie załatwić to trochę inaczej?

– Inaczej? Ty chyba zapomniałaś, z kim masz do czynienia! Przecież to moja matka, która ewidentnie coś przeskrobała! A to oznacza, że będzie kluczyć i zwodzić, aż w końcu przyprzemy ją do muru! Przepraszam cię, ale nie mam ochoty na te wszystkie ceregiele i wolę zrobić to od razu.

– A nie pomyślałaś, że lepiej będzie po prostu ją upić? – mówiąc to, Madeleine wyciągnęła ze swojej torebki butelkę.

– Każesz mi spić własną matkę?

– Spić! Od razu takie wielkie słowa! Powiedzmy, że tylko lekko podchmielić. Ona i tak przyszła tu z zamiarem wyznania ci swoich win, więc alkohol to tylko ułatwi, a ty będziesz miała z głowy całe męczące śledztwo. Więc chwilowo pogadaj o pogodzie, albo jeszcze lepiej ja opowiem o mojej porannej przygodzie w biurze, a ty dbaj o pełne lampki. Zobaczysz, ani się obejrzysz, jak twoja mama wyśpiewa całą prawdę.

– Dobrze, może i masz rację. – Klara zakręciła wodę i wyciągnęła z szuflady korkociąg. – Chociaż upijanie własnej matki jest chyba trochę niemoralne...

Dopiero w połowie trzeciej butelki, którą po długich poszukiwaniach znalazły w kuchennej szafce, Klara zorientowała się, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Niewątpliwie alkohol spełnił swe zadanie, ale rezultat był taki, że i Madeleine, i pani Lilka świetnie się bawiły, rozchichotane niczym nastolatki zgodnie wznosiły toasty za wolność i swobodę.

– Córciu, dolej nam jeszcze – zadysponowała pani Lilka, zaglądając do opróżnionego kieliszka i chwiejnie odstawiając go na stół.

– Mamo, może jednak wystarczy...

– Nie wystarczy, absolutnie nie wystarczy, bo teraz ja będę mówić – odrzekła starsza pani.

Klara z rezygnacją napełniła dwie lampki i spojrzała wyczekująco na matkę.

– Otóż wygląda na to, że muszę z tobą zamieszkać.

– A, to wspaniale, będziemy się częściej widywać – ucieszyła się Madeleine, zanim Klara zdołała coś powiedzieć. – Jestem całkowicie za! Wypijemy za to?

– Moment. Jak to ze mną zamieszkać? – Klara postanowiła zignorować wstawioną Madeleine i skupiła się na matce. – Dlaczego?

– A dlatego, że twój ojciec wyrzuci mnie już niedługo z domu – wyjaśniła pani Lilka, płynnie przechodząc z rozbawienia do łez. – Niczego nie rozumie, jak to mężczyzna – dodała, ocierając sobie oczy.

– Aha... A dokładnie czego nie rozumie? – zapytała Klara, wznosząc się na wyżyny cierpliwości.

– Na przykład tego, że czasami trzeba coś zrobić nawet wbrew jego woli. A twój ojciec już w ogóle zatracił jakiekolwiek poczucie przyzwoitości! Żeby akurat teraz wykupywać głupi rejs do Norwegii!

– Mamo, ale przecież to twoje marzenie! Odkąd pamiętam, mówiłaś, że chcesz na własne oczy zobaczyć Trollstigen i ten znak „Uwaga na trolle”, fiordy...

– Chciałam, chciałam! I tych fiordów, i romantycznych kolacji, ale, na miłość boską, nie teraz, kiedy właśnie kupiłam dom!

– Jezus Maria! – Klara złapała się za głowę. – Jaki dom?

– Jaki, jaki! Wy wszyscy jesteście tacy sami! Nikt mnie nie słucha! Jaki ja dom mogłam kupić, i to bez wiedzy Henryka?

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to ma związek z historią zaginionego krewnego? Jednak właśnie to chcesz mi powiedzieć – na widok skruszonej miny matki Klara udzieliła sobie sama odpowiedzi. – Mamo, jak mogłaś? Tata ci tego nie wybaczy!

Pani Lilka nie musiała odpowiadać, jej mina mówiła sama za siebie. Madeleine przyglądała się im obu, stukając palcem w pustą lampkę. Zdecydowanie nie powinna tyle pić, ale przecież robiło się coraz ciekawiej.

– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że tata pojechał z misją specjalną uratowania kapliczki? – zwróciła się do niej Klara, opierając się z rezygnacją o poduszkę. – W góry, na badania ze studentami? Razem z nim pojechała mama i traf chciał, że na cmentarzu znalazła nagrobek ze swoim panieńskim nazwiskiem. Pochowany tam był niejaki Piotr i mama uważa, że to jej zaginiony przed wojną krewny. Po nim został w miasteczku dom, który gmina wystawiła na sprzedaż z racji tego, że ów Piotr zmarł bezpotomnie i na nikogo nie przepisał majątku. Od tamtego momentu mama nie mogła znieść myśli, że ten dom nie ma właściciela...

– Bo to jednak moja rodzina! A dom to jedyne, co zostało po Piotrusiu. Mama przez całe życie go wspominała i ubolewała, że nie udało się go odnaleźć. Czuję się w obowiązku, muszę zaopiekować się tym, co jest związane z Piotrem! Ale cóż, wy, młodzi, tego nie zrozumiecie. Może kiedyś, jak będziecie w moim wieku... – Pani Lilka westchnęła, co tylko rozjuszyło Klarę.

– Mamo, co ty sobie w ogóle wyobrażałaś?! Że tata nie zauważy braku pieniędzy?

– Ale to miało być tylko na chwilę! Do momentu, aż znajdę kupca. I tak by się stało, gdyby twojemu ojcu nie przyszło do głowy, że na stare lata będzie spełniał moje marzenia! Przecież te pieniądze wcześniej czy później wróciłyby na konto!

– A gdzie jest ten dom? – zainteresowała się Madeleine, z trudem odstawiając lampkę na stolik.

– W górach, gdzieś na końcu świata – mruknęła Klara.

– W górach... Świetnie! Mam pewien pomysł. A pani, pani Lilko, może się już w ogóle nie martwić – dodała i to zapewnienie sprawiło, że Klara z miejsca poczuła się bardzo zaniepokojona.ROZDZIAŁ II

Obudziła się z potwornym bólem głowy i świadomością, że coś się stało. Powoli przed jej oczami przesuwały się urywki wspomnień z minionego wieczoru: matka Klary śmiejąca się serdecznie z opowieści o rzucaniu Grześka, Klara dolewająca wina, jakaś opowieść o kupionym domu zaginionego krewnego, pełne łez oczy pani Lilki i... Madeleine zmarszczyła w skupieniu brwi, ale wspomnienie nie chciało zniknąć. Przed oczami bardzo wyraźnie widziała kartkę i swoją rękę podpisującą...

– O Boże – jęknęła, zwlekając się z łóżka. – Mam nadzieję, że wszystko sobie wymyśliłam! To nie może być prawda!

– Wstałaś? – usłyszała zza drzwi głos przyjaciółki. – Musimy pogadać.

Klara, nie czekając na zaproszenie, otworzyła drzwi i trzymając się pod boki, przyglądała się Madeleine spod zmrużonych powiek.

– Czy ty wiesz, co zrobiłaś? Pamiętasz cokolwiek?

– Niestety chyba tak. A twoja reakcja utwierdza mnie w przekonaniu, że to, co pamiętam, niekoniecznie jest wytworem mojej wyobraźni... Czy ja obiecałam coś twojej mamie?

– Żebyś tylko obiecała! Ty z nią podpisałaś umowę przedwstępną!

– Czy mogłabyś tak nie krzyczeć? – Madeleine przycisnęła dłonie do pulsujących skroni. – Zamiast się nade mną znęcać, dałabyś mi lepiej coś przeciwbólowego... Twoja mama już wstała? – zapytała, idąc potulnie za Klarą do kuchni.

– Wstała, wypiła dzbanek wody z cytryną i położyła się z powrotem. Mimo potężnego kaca radosna jak skowronek. Czy ty wiesz, że ona jest przekonana, że załatwiła sprawę? – Klara ze złością podała jej opakowanie tabletek i z rozmachem postawiła na stole szklankę z wodą. – Usiłowałam jej uświadomić, że to był jedynie skutek zamroczenia alkoholowego i że ty wcale, a wcale nie zamierzasz od niej kupić tego nieszczęsnego domu, ale ona jak zwykle myśli, że wie lepiej!

– Czyli dobrze pamiętam, że rzecz dotyczyła domu – przerwała tę tyradę Madeleine. – I rzeczywiście coś tam podpisałam... Jak to możliwe, że w naszym stanie udało nam się sporządzić umowę...

– A, bo ty nie znasz jeszcze mojej mamy! Ona jest zawsze na wszystko przygotowana. Miała gotowe wydruki. Wystarczyło wpisać dane i złożyć podpis, a z tym wyjątkowo sprawnie sobie poradziła. Gdybym na własne oczy nie widziała, ile wcześniej wypiła, przysięgłabym, że udaje. – Klara z niedowierzaniem pokręciła głową. – Tak czy inaczej, teraz ją obudzę, a ty będziesz musiała jej powiedzieć, że wytrzeźwiałaś i że niestety nie możesz kupić od niej domostwa zaginionego krewnego.

– Poczekaj chwilę... Gdzie jest ta umowa?

– Leży na szafce. Na co niby mam czekać?

– Słuchaj, ten dom jest niewiarygodnie tani... – Madeleine, usiłując nie zwracać uwagi na łupanie w głowie, przebiegła oczami zadrukowaną kartkę. Rzeczywiście, na końcu widniał jej podpis.

– W Malowniczem nieruchomości są tańsze. A ten konkretny dom, o ile mi wiadomo, długi czas nie mógł znaleźć nabywcy. Sukcesywnie obniżano cenę. Wiesz, małe miasteczko to raczej miejsce, z którego się wyjeżdża, niż do niego sprowadza. Swoją drogą, kwota jak za dom niewielka, ale to wszystkie oszczędności moich rodziców. Podejrzewam, że to jakieś nawiedzone miejsce, które rzuciło urok na moją matkę i dlatego zrobiła coś tak niewiarygodnie głupiego. A i ty się nie popisałaś! Że też dałam ci się namówić na ten podstęp z winem!

– Pomysł był dobry, tylko trochę wymknął się spod kontroli. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... – Madeleine ku swojemu zaskoczeniu poczuła, że podjęła właśnie niespodziewaną decyzję. – Jak się pospieszymy, to pan Henryk nawet nie zauważy, że na koncie czegoś brakuje. Jak mi włączysz komputer, zlecę przelew.

– Ty chyba nie mówisz poważnie! Albo ewentualnie jeszcze do końca nie wytrzeźwiałaś! Nie kupuje się domu, nawet go nie oglądając! Poza tym, po co ci chałupa na końcu świata? Co tam będziesz robić? – Klara popatrzyła na swoją przyjaciółkę jak na osobę, która właśnie postradała resztki rozumu.

– Nic. Właśnie, zupełnie nic – odpowiedziała z beztroskim uśmiechem. – Pojadę tam, obejrzę, co zakupiłam, przemieszkam tam kilka dni, a może tygodni... A jeśli się nie da, wynajmę jakiś pokój w okolicy. I tak przecież miałam wyjechać w góry. Po prostu nie mam sumienia zawieść twojej mamy. Dla niej to ogromna suma, a dla mnie... Sama wiesz. Pieniądze i tak leżą nietknięte na moim koncie. – Madeleine wzruszyła lekko ramionami.

Klara przez moment siedziała oniemiała, wpatrując się w nią rozszerzonymi ze zdumienia oczami.

– Nie wiem, co było w tym winie, ale coraz bardziej się cieszę, że zbyt dużo go nie wypiłam – powiedziała wreszcie. – Posłuchaj, kocham swoją mamę i bardzo bym chciała oszczędzić jej problemów, ale nie mogę ci nie powiedzieć, że to idiotyczny pomysł! Dom to nie nowa torebka albo sweterek. Nie możesz kupić go ot tak, bo mojej mamie coś odbiło i napytała sobie biedy!

– Ależ ty jesteś nudna. – Madeleine z ulgą poczuła, że proszek nareszcie zaczyna działać. Łupanie w głowie jakby ustawało. – Zero spontaniczności! Poza tym, przecież ci mówię, że dla mnie to żadna różnica. Kupię, potem sprzedam i po sprawie. Mój brat twierdzi, że na ziemi nigdy się nie straci. A twoja mama nie będzie miała kłopotów.

– Kupię i sprzedam – przedrzeźniała ją Klara. – Już widzę, jak chętni walą drzwiami i oknami!

– Pokaż mi lepiej na mapie, gdzie jest to całe Malownicze, i włącz komputer. – Madeleine jednym haustem opróżniła szklankę z wodą. – Ostatecznie podpisałam tę umowę, a obietnic trzeba dotrzymywać.

– Jesteś nienormalna. – Klara sugestywnie popukała się palcem w czoło. – I pamiętaj, że cię ostrzegałam!

Dopiero po powrocie do domu do Madeleine dotarło, co właściwie zrobiła. Kupiła dom, którego nie widziała nawet na zdjęciu, w miasteczku, o którym do dzisiejszego ranka nie wiedziała, że istnieje. Z westchnieniem sięgnęła po mapę Sudetów.

– Zabierz ją, bo znając ciebie, żadnej w domu nie posiadasz – powiedziała Klara, wpychając jej mapę do torebki. – Dawno nie miałam takiego mętliku w głowie. Z jednej strony kamień spadł mi z serca, bo nie wiem, jak bez twojej pomocy to szaleństwo by się skończyło. Pewnie ojciec śmiertelnie pogniewałby się na mamę. Z drugiej strony nadal nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłaś. I nie wiem, czy mam się martwić tylko trochę, czy bardzo.

Madeleine zostawiła Klarę z tym dylematem. Z całą pewnością mogła się zgodzić z przyjaciółką co do jednego: i ona dawno już nie odczuwała takiego zamętu. Z głębokim westchnieniem rozłożyła mapę na stole. Malownicze było zaledwie maleńką kropką na zielonym tle. Aż trudno było uwierzyć, że w tym mikroskopijnym punkcie mieszczą się domy, ludzie i że stoi tam budynek, który od tego ranka czeka właśnie na nią. W tym momencie przypomniał jej się fragment z jednej z ulubionych książek:

Mam kupić dom w obcym kraju. Dom o pięknej nazwie Bramasole.

Gdy czytała ją po raz pierwszy, pomyślała, że ona nigdy nie miałaby tyle odwagi. Kupić dom w jakimś dalekim miejscu... Z całego serca podziwiała Frances Mayes, ale i uważała ją za szaloną. Przynajmniej w przeciwieństwie do niektórych znała okolicę i widziała miejsce swojego przyszłego zamieszkania.

– Co ci w ogóle, kobieto, przyszło do głowy? – mruknęła do siebie i nagle jej wzrok zahaczył o półkę z ulubionymi lekturami.

Stało tam właśnie Pod słońcem Toskanii, cały cykl o Prowansji Petera Mayle’a i mnóstwo innych książek właściwie o tym samym: o ludziach, którzy przeprowadzali się w poszukiwaniu nowego miejsca do życia. I właśnie w tym momencie do wpatrującej się w półkę Madeleine dotarło, że dzięki upojeniu alkoholem spełniła swoje wielkie marzenie: tak jak bohaterowie jej ulubionych książek kupiła sobie dom w „obcym kraju”. I nie miało tu żadnego znaczenia, że nie przekroczy granic państwa. Bo czym właśnie, jeśli nie obcym krajem, było nigdy niewidziane miasteczko leżące gdzieś na końcu świata?

Boże, dobrze, że pani Lilka nie miała więcej domów na zbyciu, pomyślała w przypływie nagłego rozbawienia. Po tym winie prawdopodobnie kupiłabym je wszystkie bez mrugnięcia okiem. I jedno jest pewne: dobrze, że ten dom nie jest we Francji.

Ktoś, kto nie znał Madeleine, zapewne w ogóle nie zrozumiałby jej sposobu myślenia. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że skoro ktoś jest tak szalony, by kupić dom w zupełnie obcym miejscu, to zupełnie bez znaczenia, czy stoi on w Polsce, we Francji czy w Australii. Ale w przypadku Madeleine nie było to takie oczywiste.

Nie wiadomo, czy ze względu na imię, jakie otrzymała, czy z innej przyczyny urodziła się pod francuską gwiazdą. I zapewne z tego powodu od najmłodszych lat kochała wszystko, co miało związek z Francją. Jej matka twierdziła, że tak jak przy łóżeczku Śpiącej Królewny zgromadziły się dobre wróżki, obdarzając ją wszystkim co najlepsze, przy kołysce Madeleine musiały zgromadzić się wszystkie francuskie wróżki. Ale jak w każdej bajce poza dobrymi wróżkami istnieją też te złe, które rzucają okrutne czary. Zła wróżka Magdy nazywała się Lęk przed Rozczarowaniem. I właśnie dlatego Magda znająca doskonale język, kulturę, historię i wszystko, co tylko związane z Francją, nigdy do Francji nie pojechała. Stworzyła sobie tak idealny obraz tego kraju, że bała się skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Czuła, że gdyby okazało się, że prawdziwa ojczyzna lawendy i wina nie sprosta jej wyobrażeniom, to umarłoby w niej coś, co stanowiło najważniejszy element jej osobowości. A stracić tej części siebie nie chciała za nic na świecie. Z całą pewnością wolała oglądać zdjęcia, czytać książki innych, odważniejszych od niej i żyć Francją stworzoną w głębi swojej duszy.

Od ciągłego wpatrywania się w mapę Madeleine miała wrażenie, że wszystkie miasteczka wokół Malowniczego zlewają się w jedną dużą kropkę. Czaiła się w niej groźna niewiadoma.

– Jeszcze trochę i zacznę w niej widzieć kłapiące zębiska! – Zaśmiała się sama z siebie i zdecydowanym ruchem odsunęła mapę jak najdalej. – Nie ma co się zastanawiać... Trzeba działać – zadecydowała i od razu znalazła w internecie numer telefonu do fachowca od ekspresowej wymiany zamków.

– A tak, wymieniamy – potwierdził męski z lekka schrypnięty głos, gdy w końcu po trzeciej próbie udało jej się połączyć. – Ekspresowo. Za tydzień.

– Przepraszam, ale co za tydzień? – zapytała, nie bardzo rozumiejąc.

– No możemy przyjść i wymienić. Za tydzień. Czego paniusia nie rozumie?

– Niczego właśnie! Jaki to ma być ekspres, skoro tydzień trzeba czekać?

– A bo to paniusia wczoraj się urodziła i w ogłoszenia wierzy? – zaśmiał się głos w słuchawce. – To taki chwyt markietingowy, żeby ładniej wyglądało... To co, za tydzień bedzie dobrze?

– Nie bedzie! A niech was szlag trafi z takim markietingiem – przedrzeźniała rozmówcę wściekła Madeleine.

A zanim się rozłączyła, usłyszała jeszcze, jak spec od markietingu mówi do kogoś obok:

– A polej, Zenek, bo nie idzie inaczej wytrzymać, znów jakaś wariatka na biegu chce zmieniać zamki...

– Niech cię szlag trafi! – rzuciła ze złością do telefonu i z rozmachem wcisnęła czerwoną słuchawkę. – Tak daleko nie zajedziemy... Może pani Basia może mi kogoś polecić – stwierdziła po chwili zastanowienia.

Jednak pani Basia wśród licznego grona znajomych nie posiadała nikogo, kto trudniłby się ślusarstwem.

– Był taki jeden, Janek miał na imię. Przed wojną jeszcze go znałam. On nie tylko wymieniał, ale dla niego nie było zamka, którego by nie otworzył... Miał wyczucie w palcach, oj miał – westchnęła starsza pani rozmarzonym głosem. – Takich jak on już teraz nie uświadczysz. Teraz jak się włamują, najczęściej całe drzwi rozwalają... Zero zawodowego honoru i finezji... Oj, chyba za bardzo się rozgadałam – zreflektowała się poniewczasie. – Gdybyś mogła, dziecko, nie wspominać mojemu wnukowi o naszej rozmowie, to byłabym ci niezmiernie wdzięczna... Sama rozumiesz, że przy jego policyjnym fachu mój zachwyt mógłby nie być dobrze przyjęty...

– Pani Basiu, proszę się nie martwić, będę milczała jak grób – przyrzekła rozbawiona Madeleine. – Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak nadal szukać w internecie. Muszę wymienić zamki przed wyjazdem...

– Tym to się w ogóle nie przejmuj, kochana. Zamów tego ślusarza normalnie, a dopóki się nie pojawi, mój wnuk będzie miał oko na twoje mieszkanie. I tak przychodzi do mnie codziennie na obiady, przynajmniej będzie miał jakąś rozrywkę.

– Tak pani myśli? – Madeleine w głębi duszy wątpiła, żeby wnuk pani Basi pragnął tego typu uciech.

– Oczywiście! Nudzi się biedak w tej policji jak mops. A przy okazji i ja się rozerwę. Teraz tylko siedzę przed telewizorem albo kawki piję z koleżankami, które w większości nie robią nic poza narzekaniem na życie. A wracając do twojego wyjazdu, dokąd ty się wybierasz? – zainteresowała się pani Basia.

– Jadę w góry. Mam tam dom i hmmm... Wie pani, trzeba zobaczyć, jak to wszystko wygląda – kluczyła Magda. – A teraz mam trochę wolnego, nie na rękę mi odwlekać wyjazd. A może jeśli się okaże, że zostaję tam dłużej, przyjechałaby pani do mnie na kilka dni? – zaproponowała nagle.

– No sama nie wiem, czy mogę.

– A czemu nie? Lato się zaczyna i nikt nie powinien siedzieć zamknięty w czterech ścianach, gdy na dworze jest tak pięknie. Wnuk mógłby panią przywieźć albo ja bym po panią przyjechała...

– No jeszcze czego! W jakimś celu się te wnuki hoduje. O transport dla mnie to ty się nie martw. Tylko co ty byś ze mną, starą, tam robiła?

– O to z kolei niech pani się nie martwi. Można o pani dużo powiedzieć, ale na pewno nie, że stara!

– Dobrze, dobrze, zobaczymy. A ten dom jest duży czy mały?

– Hmm... Średni taki – bąknęła niewyraźnie Madeleine. – To co? Pojadę, sprawdzę, jak tam wygląda, i odezwę się. W razie gdyby Grzegorz tu się zjawił, zanim przyjdzie ślusarz, niech sobie nim pani nie zawraca głowy. Wejdzie, zobaczy, że mnie nie ma, i szybko się stąd zabierze.

– Spokojna głowa. Zostaw go mnie i wnukowi! A do środka do mieszkania z całą pewnością nawet nie zajrzy! Chyba że po moim trupie!

W tym momencie wyobraźnia podsunęła Madeleine obraz pani Basi, która na widok Grzegorza niczym Rejtan rzuca się na próg mieszkania, by własnym ciałem zagrodzić wejście. Obraz był tak sugestywny, że aż musiała potrząsnąć kilka razy głową, by się go pozbyć. W każdym razie, patrząc na zaciętą minę i błysk w oczach starszej pani, pomyślała, że na miejscu Grzegorza nie wchodziłaby jej w drogę.

I w ten oto sposób Madeleine, zostawiwszy swoje mieszkanie pod opieką sąsiadki, mogła spokojnie wyruszyć w podróż. Przed wyjazdem zamówiła ślusarza, który przyrzekł zjawić się w ciągu dwóch dni, zadzwoniła do rodziców z wiadomością, że wyjeżdża (nie było ich w domu i korzystając z tego szczęśliwego zbiegu okoliczności, zostawiła na sekretarce sensacyjną wiadomość, że oto stała się właścicielką domu w górach. Sekretarka, jak to sekretarka, nagrała to, co Magda miała do powiedzenia, i miłosiernie nie zadawała żadnych pytań). Zatelefonowała też do Grzegorza i w paru krótkich żołnierskich słowach powiedziała, że przez kilka dni jej nie będzie, a mieszkania pilnuje pani Basia, po czym natychmiast się rozłączyła, ignorując jego natarczywy głos domagający się natychmiastowych wyjaśnień. Jakoś tak mimo wszystko czuła się w obowiązku poinformować go o wyjeździe. Jeżeli miał chociażby odrobinę intuicji, powinien wyciągnąć z tej informacji właściwe wnioski i trzymać się z daleka. Do samochodu została odprowadzona przez panią Basię i jej wnuka, którego starsza pani bez pardonu zagoniła do noszenia walizek, zupełnie nie zważając na protesty zakłopotanej Madeleine.

Pani Basia trzy razy upewniała się, czy wzięła wszystko, co trzeba, a gdy okazało się, że musi na chwilę wrócić na górę, przykazała przysiąść na chwilę w domu, bo inaczej jak nic będzie miała pecha albo, nie daj Boże, jakiś wypadek ją w drodze spotka. W końcu wielokrotnie wyściskana przez przejętą sąsiadkę i raz sztywno przytulona do piersi przez jej wnuka wsiadła do auta i odjechała. We wstecznym lusterku jeszcze przez długi czas widziała malejącą i niestrudzenie machającą postać pani Basi.

Po drodze zastanawiała się, co ją podkusiło, żeby proponować starszej pani przyjazd.

Klara miała rację, zwariowałam, myślała ponuro, popatrując co chwila na wyświetlacz nawigacji. Normalnie szaleństwo za szaleństwem! Nawet nie wiem, jak ten dom wygląda, a już zapraszam do niego gości! Ciekawe, co zrobię, jeśli się okaże, że to kompletna ruina... Najwyżej wynajmę jakiś pokój albo rozbiję namiot w ogródku. Pani Basia pewnie byłaby z tego całkiem zadowolona. Skoro marzą jej się rozrywki z młodości, zapewne biwakiem też by nie pogardziła... Czym ja się w sumie przejmuję? – zapytała sama siebie, mknąc pustą drogą. Dojadę, zobaczę i miejmy nadzieję, że zwyciężę. A jeśli nie, będę miała jeszcze dość czasu na ponure rozmyślania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: