- promocja
- W empik go
Malwina i Eliza na tropie. Wredny kurdupel - ebook
Malwina i Eliza na tropie. Wredny kurdupel - ebook
Malwina i Eliza, dwie przyjaciółki z Kraśnika, ruszają na Roztocze, aby zaopiekować się domem i kotami swojej dawnej znajomej podczas jej nieobecności. Na miejscu okazuje się, że przyjdzie im spędzić tydzień w świetnie wyposażonej wiejskiej chacie, w towarzystwie ekscentrycznych artystów oraz obrotnej agentki nieruchomości, Barbary Mazurek, zwanej Wrednym Kurduplem.
Kiedy Wredny Kurdupel ginie, wszyscy uznają tę śmierć za wypadek. Podobnie uważa policja. Czy jednak tak jest w istocie? Aby się o tym przekonać, Malwina i Eliza postanawiają poprowadzić własne dochodzenie.
Czeka je nie lada wyzwanie. Okazuje się, że każdy z okolicznych mieszkańców miał powód, by pozbyć się Wrednego Kurdupla. Tylko dlaczego zaczynają pojawiać się następne ofiary?
Jeśli chcesz kolejny raz paść trupem z wrażenia, sięgnij po nową książkę autorki nominowanej do Nagrody Wielkiego Kalibru!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67084-07-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mżyło. Powietrze pachniało wilgotną leśną ziemią i wiosenną świeżością. Grupka ludzi, którzy siedzieli na powalonym, omszałym drzewie, wyglądała jak przeniesiona z innego obrazu — nawet ich bezruch i milczenie nie łagodziły dysonansu, jaki wprowadzali samą swoją obecnością.
Zroszona mżawką polana lśniła — mimo zachmurzonego nieba — nieśmiałą, a już soczystą zielenią pierwszych liści, mrugała fioletowymi oczkami fiołków, mamiła intensywnym błękitem przylaszczek. Nieruchoma ludzka grupka w ciemnych spodniach i przeciwdeszczowych kurtkach z kapturami wyglądała jak brudna plama pacnięta pędzlem przez złośliwego malarza, by zaburzyć harmonię leśnego pejzażu.
Było ich pięcioro — dwie kobiety i trzech mężczyzn, choć trudno byłoby rozpoznać płeć, bo wszyscy, prócz podobnego stroju, część twarzy kryli pod kolorowymi chustami, które zastępowały maseczki.
— Nie zdejmujcie tych szmat — powiedziała ostrzegawczo jedna z kobiet, błyskając groźnie oczami. — Cholera wie, kogo tu diabli przyniosą. Lepiej, żeby nas nie rozpoznali.
— Zwariowałaś — stwierdził z niesmakiem szczupły, wysoki mężczyzna i pogardliwie machnął ręką. — Nikt tędy nie chodzi, a leśnicy i tak nas znają… Co ja mówię… Leśnicy! Cała ta wiocha nas zna!
— Ale ta wiocha, jak byłeś łaskaw się wyrazić, omija nas z daleka — warknęła kobieta. — A żaden świadek nie przysięgnie przed sądem, że widział akurat ciebie, jeśli masz na gębie tę szmatę. Może najwyżej podejrzewać, a to różnica.
— Przed sądem?! — Druga, postawna, której imponujący biust zdawał się rozsadzać zapiętą kurtkę, z widocznym strachem spojrzała na rozzłoszczoną sąsiadkę. — Przed jakim sądem? Za co?!
— Za morderstwo — wyjaśniła uprzejmie pierwsza. — Musimy pozbyć się Wrednego Kurdupla, zanim nas wszystkich wykończy… — Poderwała się z pnia, stanęła przed siedzącą gromadką, biorąc się pod boki, i potoczyła wyzywającym wzrokiem po osłupiałych twarzach. — Jeszcze nie macie dość? Wynieśliśmy się z miasta, żeby mieć spokój, a trafiliśmy na tę cholerę. Będziemy ją opłacać do końca świata? I pozwalać, żeby nam wchodziła na łby? Ona jest jedna, a nas pięcioro! Trzeba się jej pozbyć! W taki sposób, żeby nikt nas nie podejrzewał! Ani nas, ani Bogusia!
— Morderstwo doskonałe istnieje tylko w książkach — zahuczał basem mężczyzna o posturze niedźwiedzia, któremu spod zamotanej chustki wystawały kędziory gęstej brody. — A osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby oskarżyli Bogusia — zarechotał złośliwie. — To zbrodnia znosić przy sobie potulnie taką żmiję jak Wredny Kurdupel. Ten żałosny bałwan przynosi wstyd swojej płci!
— Zamknij się! — syknęła ta, która rzuciła hasło: morderstwo. — Boguś nie może odpowiadać za to, co my zrobimy! Dość już się wycierpiał!
— Myyy? — przeciągnął przysadzisty mężczyzna o wielkich dłoniach, które jakby nie pasowały do jego sylwetki. — Zawsze byłaś zdrowo trzepnięta na umyśle, ale teraz to już przegięłaś! Jak to sobie wyobrażasz? Ubijemy ją zespołowo, a ciało utopimy w bagnie? Przecież ten kretyn będzie musiał zgłosić zaginięcie, a policja od razu weźmie pod lupę jego i nas! Nie chcę! Nie potrafię!
— Nie, nie. Bagno odpada. — Pomysłodawczyni pokręciła głową. — Za daleko. Musielibyśmy przewieźć ciało. To ryzykowne… — Wyprostowała się i oczy jej błysnęły. — Słuchajcie. Długo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że jeśli się czegoś nie wie, to się tego nie zdradzi…
— Co ty bredzisz, kobieto?! — zirytował się nieco piskliwie szczupły drągal. — Świeże powietrze ci zasz…
— Nic mi nie zaszkodziło! Słuchaj, co mówię! Mam przygotowane zapałki. Pięć sztuk. Po jednej dla każdego. Jedna jest z czerwonym łebkiem. Ten, kto ją wyciągnie, będzie musiał zabić Kurdupla. Robimy tak: ciągniecie, wtykacie do kieszeni i dopiero w domu sprawdzacie, jaką wyciągnęliście. W ten sposób nikt z nas nie będzie wiedział, kto zabił.
Przez chwilę na polanie panowała cisza. Tylko oczy siedzącej czwórki prezentowały całą gamę emocji. Stojąca kobieta czekała spokojnie, a kiedy wszyscy jednocześnie poderwali się z pnia i wyciągnęli ręce, po jej ukrytych pod kolorową chustą ustach przewinął się pełen satysfakcji uśmiech.
Żadne z nich nie miało pojęcia, że w spotkaniu na polanie uczestniczy nadprogramowa osoba.