-
W empik go
Mały Ignacy i jego wielkie przygody - ebook
Mały Ignacy i jego wielkie przygody - ebook
„Mały Ignacy i jego wielkie przygody” to historia chłopca, który przeżywa różnorodne przygody pełne radości i wyzwań. Ignacy, choć mały, wykazuje się ogromną ciekawością świata i odwagą, podejmując różne zabawy, rozwiązując zagadki oraz pomagając innym. W trakcie swoich przygód spotyka niezwykłe postacie i uczy się wielu cennych lekcji o przyjaźni, odpowiedzialności i odwadze. Dowiaduje się, czym jest prawdziwa przyjaźń, jak ważne są zaufanie i współpraca z innymi, a także odkrywa, czym jest odwaga — nie tylko w chwilach niebezpieczeństwa, ale i w codziennych wyborach. Jego perypetie to podróż przez dziecięcy świat pełen fantazji, który zaskakuje go na każdym kroku.
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| Rozmiar pliku: | 33 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Anita Gad-Turalska
Przygody małego Ignacego: Wyprawa po Skarb Króla Morskiej Bryzy
W malutkim miasteczku, ukrytym wśród zielonych wzgórz, nad brzegiem lśniącego jeziora, mieszkał mały Ignacy. Był chłopcem pełnym energii, z jasnymi blond włosami, które falowały na wietrze, i dużymi, niebieskimi oczami, w których odbijała się cała jego ciekawość świata. Miał piegi rozsiane na nosie niczym gwiazdy na niebie i zawsze nosił przy sobie mały skórzany notes, w którym zapisywał swoje największe marzenia o przygodach. Każdy, kto go znał, wiedział, że jego głowa była pełna niesamowitych pomysłów, a serce – gotowe do odkrywania nieznanego. Jego ulubionym miejscem była stara biblioteka dziadka oraz tajemniczy strych, gdzie wśród kurzu i zapomnianych skarbów szukał inspiracji do swoich wypraw.
Tajemnicza mapa na strychu
Pewnego dnia, buszując na strychu dziadka w poszukiwaniu skarbów, Ignacy natknął się na stary dębowy kufer. Strych był pełen kurzu i pachniał drewnem oraz starym papierem. W półmroku, wśród pajęczyn, piętrzyły się stosy pożółkłych ksiąg, zapomniane zabawki i drewniane skrzynie o tajemniczej zawartości. Promienie słońca wpadały przez małe okienko, oświetlając unoszące się w powietrzu drobinki kurzu niczym złoty pył.
Kufer, na który natknął się Ignacy, wyglądał, jakby pamiętał dawne czasy. Był ciężki i masywny, wykonany z ciemnego, solidnego drewna, którego powierzchnię znaczyły rysy i ślady upływu lat. – - Coś ty za jeden? – szepnął do siebie, przesuwając dłonią po chłodnym drewnie.
Ostrożnie uniósł wieko, które zaskrzypiało tajemniczo. W środku leżała stara mapa, zdobiony kompas i pożółkły list. Z podekscytowaniem Ignacy chwycił pergamin i pobiegł do dziadka.
– Dziadku! Co to za mapa? – zapytał, oddychając szybko z ekscytacji.
Dziadek wziął mapę w drżące dłonie i przyjrzał się jej uważnie, po czym uśmiechnął się tajemniczo.
– To legenda o skarbie Króla Morskiej Bryzy. Podobno ukrył go na Wyspie Tysiąca Muszli. Ale tylko osoba o czystym sercu może go odnaleźć – powiedział.
Ignacy poczuł dreszcz ekscytacji.
– W takim razie muszę go znaleźć! – oznajmił z zapałem.
Wyprawa przez las
Następnego ranka Ignacy spakował plecak: mapę, kompas, pajdę chleba, bukłak z wodą i latarkę. Pożegnawszy się z rodzicami, ruszył w drogę.
– No to przygoda się zaczyna! – powiedział do siebie, rozglądając się z zaciekawieniem.
Las otoczył go niemal natychmiast. Był gęsty i tajemniczy, pełen wysokich, starych drzew, których splątane korony tworzyły zielony dach, przez który tylko pojedyncze promienie słońca przedzierały się do leśnego poszycia. Wśród zarośli słychać było szelest niewidocznych stworzeń, a w oddali rozbrzmiewał śpiew ptaków, przeplatany stukaniem dzięcioła.
Podróż nie była łatwa. Gęste gałęzie momentami zahaczały o rękawy Ignacego, a splątane korzenie zdawały się celowo plątać mu nogi. Ścieżka, którą podążał, stopniowo rozmywała się w gąszczu, aż w końcu całkowicie zniknęła. Chłopiec zatrzymał się, rozejrzał i westchnął.
– Jak ja teraz znajdę drogę? – powiedział do siebie z niepokojem.
Nagle usłyszał cichy szelest. Spojrzał w górę – stado wesołych wiewiórek skakało z gałęzi na gałąź. Ich rude ogonki migały wśród liści niczym małe płomyki.
– Może pomożecie mi odnaleźć drogę? – zapytał je grzecznie.
Największa z nich zeskoczyła na ziemię i stanęła na jego drodze.
– Chcesz odnaleźć swoją drogę? – zapytała wiewiórka, spoglądając na niego swoimi błyszczącymi oczkami.
– Tak – przytaknął chłopiec.
– W takim razie musisz pomóc nam w pewnej sprawie – oznajmiła. – W głębi lasu, w starej dziupli dębu, ukryty jest nasz największy skarb – Złoty Żołądź. Kiedyś strzegła go nasza najstarsza siostra, ale pewnego dnia pojawił się w pobliżu kruk i przegonił ją. Teraz boimy się tam wrócić.
Ignacy zamyślił się. Wyprawa była trudna sama w sobie, ale nie mógł zostawić wiewiórek bez pomocy, zwłaszcza że to one wskażą mu drogę.
– Pomogę wam – powiedział stanowczo.
Wiewiórki zapiszczały z radości i poprowadziły go do wielkiego, sękatego dębu. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykłe drzewo, ale Ignacy dostrzegł, że w jednej z dziupli coś połyskuje.
W tej samej chwili nad jego głową rozległo się chrapliwe krakanie. Kruk, wielki i czarny jak noc, usiadł na najniższej gałęzi i przyglądał mu się uważnie.
– Czego tu szukasz, mały wędrowcze? – zapytał ptak, przechylając głowę.
– Chcę odzyskać Złoty Żołądź – odpowiedział Ignacy odważnie.
Kruk zachichotał.
– Nie oddam go tak łatwo. Ale jeśli rozwiążesz moją zagadkę, pozwolę ci go zabrać.
Chłopiec skinął głową, a ptak zaczął mówić:
„Nie jestem żywe, choć rosnę,
Nie mam oczu, choć się czerwienię,
Bywam słodkie, ale i cierpkie,
A gdy spadnę, w ziemię się zmienię.
Czym jestem?”
Ignacy zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wtem przypomniał sobie jabłonie rosnące w sadzie jego dziadka i czerwone owoce, które opadały na ziemię, czasem zmieniając się w nasiona nowego drzewa.
– Jabłkiem! – zawołał pewnie.
Kruk przez chwilę milczał, po czym rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze.
– Dobrze zgadłeś – powiedział, odlatując.
Ignacy podszedł do dziupli i ostrożnie wyjął z niej Złoty Żołądź, który lśnił niczym promień słońca wśród kory drzewa.
Kiedy wrócił do wiewiórek i oddał im skarb, te zapiszczały z wdzięcznością.
– Jesteś prawdziwym przyjacielem lasu! – powiedziała największa wiewiórka. – Teraz twoja droga będzie jasna.
Po tych słowach stworzenia wskazały mu ukrytą ścieżkę prowadzącą ku dalszej przygodzie.
Wdzięczny Ignacy podzielił się z nimi suszonymi jabłkami. Gryzły je chętnie, chrupiąc zadowolone.
Nagle ta sama wiewiórka podskoczyła bliżej i wręczyła mu orzech laskowy.
– Przyniesie ci szczęście w trudnych chwilach – powiedziała tajemniczym głosem.
Chłopiec schował orzech do kieszeni i ruszył dalej.
Po kilku minutach marszu znów coś się wydarzyło. Gdy szedł wzdłuż powalonego pnia, usłyszał delikatne piski. Zajrzał za drzewo i zobaczył małego ptaszka zaplątanego w gałązki jeżyn.
– Spokojnie, pomogę ci – szepnął, ostrożnie rozplątując drobne łapki.
Ptak zatrzepotał skrzydłami i uniósł się w powietrze. Zatoczył koło nad głową Ignacego, jakby dziękując mu za pomoc, a potem odleciał.
Chłopiec uśmiechnął się i ruszył dalej, ściskając w dłoni orzech. Może rzeczywiście przyniesie mu szczęście?
Spotkanie z jednorożcem
Gdy wyszedł z lasu, dotarł do rzeki, która była rwąca i głęboka. Woda szemrała złowieszczo, rozbryzgując pianę na brzegach. Wśród wysokich traw, nad lustrem wody, stał samotny jednorożec.
Był niezwykły – jego sierść lśniła jak najczystsza perła, odbijając blask słońca delikatnym, srebrzystym połyskiem. Smukłe, harmonijnie zbudowane ciało sprawiało wrażenie, jakby zwierzę mogło unieść się w powietrze zaledwie jednym lekkim krokiem. Srebrna grzywa smętnie opadała na szyję, delikatnie falując na wietrze, a błękitne oczy, głębokie jak jezioro w świetle księżyca, wyrażały smutek i tęsknotę. Na czole widniało puste miejsce – tam, gdzie powinien znajdować się jego róg.
– Co się stało? – zapytał Ignacy, podchodząc ostrożnie.
Jednorożec westchnął ciężko, jego uszy lekko zadrżały.