Mały miliarder - ebook
Mały miliarder - ebook
Józek Burak jest najbogatszym chłopcem na świecie. Może pływać w pieniądzach. Dosłownie. Ma zjeżdżalnię wodną, która prowadzi z jego sypialni wprost do ogromnego basenu. Własny tor wyścigowy w ogrodzie. Kolejkę górską na tyłach domu. Krokodyla.
W dniu dwunastych urodzin dostaje od Taty czek na dwa miliony funtów. Ale prosi o jeszcze jeden prezent. Taki prawdziwy.
Przetłumaczona na 41 języków! Ponad dwa miliony sprzedanych egzemplarzy!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62745-26-5 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Przedstawiam Józka Buraka
Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest mieć milion funtów?
A miliard?
A co powiesz na tryliard?
Albo nawet gazyliard?
Oto Józek Burak.
On nie musiał sobie wyobrażać, jak to jest spać na forsie, bo był wręcz obrzydliwie bogatym dwunastolatkiem.
Józek miał wszystko, czego tylko zapragnął.
- 100-calowy plazmowy telewizor HD z płaskim ekranem w każdym pokoju ✓
- 500 par markowych adidasów ✓
- tor wyścigowy w ogrodzie ✓
- japońskiego psa-robota ✓
- wózek golfowy z tablicą rejestracyjną „BURAK 2” do poruszania się po terenie posiadłości ✓
- zjeżdżalnię wodną prowadzącą z jego sypialni wprost do basenu olimpijskiego ✓
- wszystkie gry komputerowe świata ✓
- kino IMAX 3D w piwnicy ✓
- krokodyla ✓
- osobistą masażystkę ✓
- podziemną dziesięciotorową kręgielnię ✓
- stół do gry w snookera ✓
- maszynę do popcornu ✓
- tor dla deskorolek ✓
- jeszcze jednego krokodyla ✓
- kieszonkowe w wysokości stu tysięcy funtów tygodniowo ✓
- kolejkę górską na tyłach domu ✓
- profesjonalne studio nagrań na strychu ✓
- prywatne sesje treningowe z piłkarską reprezentacją Anglii ✓
- akwarium z prawdziwym rekinem ✓
Mówiąc krótko, Józek był okropnie rozpieszczony. Chodził do absurdalnie drogiej prywatnej szkoły. Na wakacje latał własnym samolotem. A raz nawet zamknięto na cały dzień Disneyland, żeby nie musiał czekać w kolejce na żadną przejażdżkę.
Oto Józek. Właśnie mknie po swoim torze wyścigowym bolidem Formuły 1.
Niektóre bardzo bogate dzieciaki mają specjalne miniaturowe wersje prawdziwych samochodów. Ale nie Józek. Dla niego zbudowano trochę większy egzemplarz. A to dlatego, że był grubasem. Ty też na pewno byłbyś okrąglutki, gdybyś mógł kupić sobie wszystkie słodycze świata, prawda?
Zapewne zauważyłeś, że Józek jest na tym obrazku sam. Prawdę mówiąc, pomykanie po torze w pojedynkę to słaba zabawa, nawet jeśli ma się milion tryliardów funtów. Przydałby się ktoś, z kim można się ścigać. Problem w tym, że Józek nie miał kolegów. Ani jednego.
----------- ----
• Koledzy
----------- ----
Stanowczo odradzam wam naśladowanie naszego bohatera i rozpakowywanie wielkiego batonika Mars podczas jazdy wyścigówką. Ale od ostatniego posiłku Józka minęła długa chwila, więc zdążył już zgłodnieć. Dlatego wszedł w zakręt, jednocześnie rozdzierając zębami opakowanie, żeby wgryźć się w pyszną, nadziewaną karmelem czekoladę. Niestety trzymał kierownicę jedną ręką, więc kiedy koła samochodu zahaczyły o bandę, stracił panowanie nad wozem.
Warta miliony funtów wyścigówka wypadła z toru, zawirowała i walnęła w drzewo.
PI I I I I I I I I I I I I I I I
I I I I I I I I I I I I I I I I I I ISS
SSSSSSSSSSSSSSSSSS
SSSSSSSSSKKKKKK
KKKK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Drzewo wyszło z tego bez szwanku. Ale samochód nadawał się do kasacji. Józek wygramolił się zza kierownicy. Całe szczęście nic mu się nie stało. Był jedynie oszołomiony, więc nieco chwiejnym krokiem poczłapał do domu.
— Tato, rozbiłem auto — oznajmił chłopiec, przekraczając próg luksusowego salonu.
Pan Burak, tak jak jego syn, był niski i gruby, za to w wielu miejscach o wiele bardziej owłosiony. Z wyjątkiem głowy — ta lśniła łysiną. Tata Józka siedział rozparty na mogącej pomieścić sto osób kanapie ze skóry krokodyla. Wzrok miał wbity w najświeższe wydanie gazety „The Sun”.
— Nie martw się, Józiu — powiedział. — Kupię ci drugi.
Józek klapnął na sofę obok Taty.
— A tak przy okazji, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. — Pan Burak wręczył synowi kopertę, nadal nie odrywając wzroku od dziewczyny ze strony trzeciej.
Józek prędko rozerwał papier. Ile pieniędzy dostanie w tym roku? Od razu pozbył się kartki z życzeniami o treści: „Wszystkiego najlepszego z okazji dwunastych urodzin, synu”, bo liczył się dołączony do niej czek.
Chłopiec nie krył rozczarowania.
— Milion funtów? — prychnął. — Tylko tyle?
— O co chodzi, synu? — Pan Burak na chwilę odłożył gazetę.
— Milion funtów dałeś mi w zeszłym roku — narzekał Józek — kiedy skończyłem jedenaście lat. Teraz mam dwanaście, więc chyba powinienem dostać więcej?
Ojciec sięgnął do kieszeni połyskującego szarością dizajnerskiego garnituru i wyjął książeczkę czekową. Jego garnitur był tak koszmarny jak cena, którą za niego zapłacił.
— Najmocniej cię przepraszam — rzekł. — Niech będą dwa miliony.
Należy tutaj wspomnieć, że tata Józka nie zawsze pławił się w bogactwie. Nie tak znowu dawno rodzina Buraków żyła całkiem skromnie. Gdy pan Burak skończył szesnaście lat, rozpoczął pracę w wielkiej fabryce papieru toaletowego wybudowanej tuż za miastem. To było niesamowicie nuuuuudne zajęcie. Polegało na nawijaniu papieru na tekturową tubę.
Rolka za rolką.
Dzień za dniem.
Tydzień w tydzień.
Całymi latami...
Robił to w kółko, bez końca, aż niemal stracił nadzieję, że kiedyś jego los się odmieni. Całymi dniami sterczał przy taśmie produkcyjnej obok setek innych znudzonych pracowników, wykonując ciągle te same ogłupiające czynności. Gdy papier został nawinięty na rolkę, trzeba było zaczynać od początku. Rolka za rolką. Ich rodzina była tak uboga, że pan Burak na urodziny i Gwiazdkę sam robił synkowi prezenty z pustych rolek po papierze toaletowym. Nigdy nie mieli pieniędzy na najnowsze zabawki, ale mężczyzna wzorował na nich swoje upominki i tak powstał na przykład samochód wyścigowy z rolek albo rolkowy fort z tuzinami żołnierzyków. Większość podarków dawno się rozpadła i skończyła w śmieciach. Józkowi udało się zachować tylko niepozorną papierową rakietę kosmiczną, chociaż sam nie bardzo wiedział po co.
Jedynym plusem pracy w fabryce było to, że pan Burak miał mnóstwo czasu na rozmyślanie. Aż pewnego razu przyszedł mu do głowy pomysł, który miał na zawsze zrewolucjonizować podcieranie tyłka.
A może by tak wymyślić srajtaśmę wilgotną po jednej, a suchą po drugiej stronie? — pomyślał tamtego dnia, nawijając papier na rolkę numer tysiąc. I zaczął zamykać się w łazience ich tyciego komunalnego mieszkania, gdzie w wielkiej tajemnicy godzinami trudził się nad skonstruowaniem idealnej, dwustronnej rolki papieru toaletowego.
Kiedy wreszcie wypuścił na rynek „Zadkobłysk — produkt, który zapewni świeżość twego pośladka”, odniósł oszałamiający sukces. Każdego dnia na całym świecie sprzedawano miliard rolek. A na każdej sprzedanej rolce zarabiał 10 pensów. Z tego wszystkiego zrobiła się straszliwa kupa pieniędzy. Zaprezentowaliśmy ją za pomocą poniższego równania.
10 pensów x 1 000 000 000 rolek x 365 dni rocznie = kupa pieniądzy
Gdy zaczęto sprzedawać zadkobłysk, Józek Burak miał zaledwie osiem lat, a jego życie w mgnieniu oka wywróciło się do góry nogami. Najpierw rozstali się rodzice. Okazało się, że mama Józka, Carol, miała od dłuższego czasu płomienny romans z jego instruktorem harcerstwa — Alanem. Dzięki zawartej podczas rozwodu ugodzie, dostała dziesięć miliardów funtów, a Alan zamienił swój kajak na gigantyczny jacht. Podobno zakochana para ruszyła w rejs wzdłuż wybrzeża Dubaju i co rano na śniadanie raczyła się chrupiącymi płatkami śniadaniowymi zalanymi najdroższym szampanem. Tata Józka dość szybko pozbierał się po odejściu żony i rozpoczął randkowanie z niekończącym się korowodem „dziewcząt strony trzeciej”.
Ojciec i syn prędko wyprowadzili się z ciasnego mieszkania do ogromnej rezydencji, którą pan Burak ochrzcił nazwą „pałac Zadkobłysk”.
Dom był tak wielki, że widać go było nawet z kosmosu. Podjechanie pod drzwi wejściowe zajmowało całe pięć minut. Szeroką żwirową aleję obsadzono setkami młodziutkich drzewek. W rezydencji znajdowało się siedem kuchni, dwanaście salonów, czterdzieści siedem sypialni i osiemdziesiąt dziewięć łazienek.
Na dodatek łazienki w pokojach z łazienkami miały własne łazienki.
Mimo że mieszkali tam od kilku lat, Józek zdążył zapewne zwiedzić tylko jedną czwartą całego budynku. Rozległe tereny dookoła mieściły korty tenisowe, jezioro do przejażdżek łódką, lądowisko dla helikopterów, a nawet stumetrowy stok narciarski z górami usypanymi ze sztucznego śniegu. Wszystkie krany, klamki oraz deski klozetowe wykonano ze szczerego złota, a dywany z futer norek. Ojciec i syn pijali sok pomarańczowy z bezcennych zabytkowych średniowiecznych kielichów, a przez jakiś czas usługiwał im też lokaj imieniem Otis, który był orangutanem. Ale musieli go zwolnić.
— Tato, a czy mógłbym dostać jeszcze taki prawdziwy prezent? — spytał Józek, kiedy schował czek do kieszeni spodni. — Przecież pieniędzy mam całe stosy.
— W takim razie powiedz, co byś chciał, a ja poślę po to jednego z moich asystentów — odrzekł pan Burak. — Może okulary przeciwsłoneczne z litego złota? Ja już mam takie. Co prawda nic w nich nie widać, ale za to były bardzo drogie.
Józek ziewnął.
— Chyba że wolałbyś własną motorówkę? — zgadywał dalej pan Burak.
Chłopak przewrócił oczami.
— Mam dwie, zapomniałeś?
— Wybacz, synu. To może ćwierć miliona funtów w bonach na zakup książek, czasopism i artykułów papierniczych w salonach WHSmith?
— Nuda! Nuda! Nuda! — Nadąsany Józek tupał nogami. Nawet problemy miał z górnej półki.
Pan Burak wyglądał na zrozpaczonego. Nie przychodziło mu do głowy nic, co mógłby jeszcze kupić swojemu jedynemu dziecku.
— W takim razie co?
Józek przypomniał sobie, jak ściga się po torze z samym sobą, i wtedy zaświtała mu w głowie pewna myśl.
— Jest takie coś... — zaczął niepewnie. — Bardzo bym chciał...
— Tak?
— Przyjaciela.
Koniec wersji demonstracyjnej.