Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Małżeństwo w dwóch aktach - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
27 maja 2025
11,99
1199 pkt
punktów Virtualo

Małżeństwo w dwóch aktach - ebook

Emma Santini przekonana, że jej mąż Nico zginął w katastrofie lotniczej, po trzech miesiącach decyduje się wyjść za mąż za przyjaciela. Małżeństwo pomoże zapewnić byt jej i dziecku, którego się spodziewa. W dniu ślubu nieoczekiwanie zjawia się Nico. Nie dopuszcza do zawarcia przez Emmę nowego związku, ale rozżalony faktem, że tak szybko znalazła sobie innego, chce się z nią rozwieść. Nie wie jednak, że zostanie ojcem. A poza tym nadal bardzo ją kocha…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8342-903-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Ja znam powód.

Słowa, które rozniosły się echem po kościele, nie były tym, czego oczekiwała Emma Dunnet. Nikt się ich nie spodziewał, ponieważ była to część ceremonii, kiedy wszyscy powinni zachować milczenie. Najwyraźniej jednak znalazł się ktoś, kto tego nie rozumiał.

Emma popatrzyła zaskoczona na swojego przyszłego męża, a zgromadzeni w świątyni zaczęli wykręcać szyje, by sprawdzić, do kogo należał głos. Pan młody był równie zdumiony i, mrużąc oczy, wypatrywał teraz osoby, która zdecydowała się zakłócić spokój.

– Tak? – spytał duchowny, który także wyglądał na zakłopotanego.

Nie była to reakcja, jaką ktokolwiek chciałby usłyszeć w odpowiedzi na wypowiedzianą przed chwilą przez duchownego formułkę: Jeśli ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie może się pobrać, niech go wyjawi lub zamilknie na wieki.

– Tak – powtórzył dobitnie męski głos z końca kościoła. Emma usłyszała go teraz wyraźniej i naleciałość obcego akcentu wydała jej się znajoma.

Ten głos…

– Znam powód, dla którego ten ślub nie może się odbyć.

Kapłan bezradnie rozglądał się po ławkach, w których zebrała się garstka gości. Głównie rodzina Willa i kilkoro jego przyjaciół. Wszyscy byli mocno zdziwieni pomysłem ślubu z kobietą, którą Will poznał nieco ponad miesiąc temu. Na ich twarzach pojawiły się kpiące uśmieszki, stwierdziła Emma w panice. Matka Willa wyglądała na zdegustowaną. Nie chciała, by syn się żenił, a już na pewno nie z kimś takim jak Emma. Kilka razy nazwała ją bezczelną łowczynią majątków i bynajmniej nie kryła się ze swoją niechęcią. Emma nie bardzo się tym przejmowała. Znała gorsze epitety i jeszcze gorszych ludzi.

Nie była też łowczynią majątków, a przynajmniej nie w tradycyjnym sensie. Wychodziła za Willa, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. To się zgadzało i Will miał tego świadomość. Nie przeszkadzało jej to myśleć, że będą tworzyć udany związek.

Spojrzała znów na matkę Willa, której usta wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku. Może ona to wszystko zaaranżowała, żeby wyrwać syna ze szponów podstępnej uwodzicielki… Wziąwszy pod uwagę, że Emma nigdy nawet nie pocałowała Willa, a on też nie był nią w taki sposób zainteresowany, przypisywanie jej roli wampa było dość komiczne. Emmie nie zależało na tym, by przekonać matkę Willa o czystości ich relacji, szczególnie że była w czwartym miesiącu ciąży… z innym mężczyzną.

Emma z trudem opanowała chichot, który byłby w tej sytuacji zupełnie nie na miejscu. Już jako dziecko częściej śmiała się, niż płakała, radząc sobie w ten sposób z trudnymi emocjami. Kiedy dorosła, poczucie humoru i pogodna natura stały się jej znakiem firmowym. Dziś jednak jej życie znów znalazło się na zakręcie i śmiech mógł tylko pogorszyć sytuację.

– Kim pan jest? – zakrzyknął Will ze złością w bladobłękitnych oczach. Emma próbowała dodać mu otuchy uśmiechem, ale prawda była taka, że w całej tej sytuacji trudno było choćby o promyk nadziei na pozytywne zakończenie. Bezpieczna i pewna przyszłość powoli, acz nieuchronnie wymykała się Emmie z rąk. Jak zwykle zresztą…

Gdy tylko odważyła się poczuć w życiu nieco pewniej, coś zaczynało się psuć. A dla kogoś takiego jak ona, kto, nie mając bliskich, zawsze musiał polegać na sobie, takie niespodziewane zdarzenia mogły oznaczać katastrofę.

Choć może tym razem będzie inaczej? Tym razem nie była już sama i musiała myśleć o dziecku, które nosiła pod sercem. Dlatego wyprostowała plecy i położyła dłoń na odrobinę wypukłym brzuchu. Wsłuchiwała się w rytmiczne i zdecydowane kroki, których odgłos był coraz bliżej i bliżej.

– Proszę pana, jaki to powód? Proszę go nam wyjawić – zażądał kapłan.

Serce Emmy zadrżało w panice.

– Jaki powód? – zapytał mężczyzna i Emma wiedziała już, do kogo należy ten głos. Głos, który prześladował ją w snach i sprawiał, że budziła się nad ranem z poczuciem tęsknoty i żalu. Głos, który budził w niej tyle wspomnień. Głos, który potrafił wywołać na jej twarzy uśmiech, nawet gdy była pogrążona w smutku. Był to głos, którego nigdy więcej miała nie usłyszeć, ponieważ należał do kogoś, kto już nie żył.

– Główny powód jest taki, że panna młoda jest już mężatką. Wzięła ślub ze mną.

Właściciel zdeterminowanego głosu stanął niedaleko narzeczonych. Światło wpadające do środka przez kolorowy witraż nadało jego kruczoczarnym włosom miedziany odcień. Nico Santini skierował spojrzenie na Emmę. Furia szalejąca w intensywnie zielonych oczach dosłownie ją sparaliżowała. Wzdrygnęła się i bukiet ślubny wypadł jej z rąk. Kilka płatków róż rozsypało się po podłodze. Ich ciężki zapach zemdlił Emmę, która zachwiała się na nogach.

– Nico… – wyszeptała. – Skąd… – W ustach zupełnie jej zaschło, serce łomotało, jakby miało wypaść z piersi. Nie była w stanie dokończyć pytania. Jakim cudem się tutaj znalazł? Przecież był martwy. Nie żył od prawie czterech miesięcy. Zginął tydzień po ich błyskawicznym ślubie. Zdążyli ze sobą spędzić ledwie miesiąc. A teraz ona znowu stała na ślubnym kobiercu i… Nie! To było po prostu niemożliwe. Widziała akt zgonu. Była na jego pogrzebie. Symbolicznym, ponieważ ciała nigdy nie odnaleziono. Ledwo zdążyła przebrać się z żałobnej sukienki, została odstawiona na lotnisko. Podobno wszystko odbyło się zgodnie z wolą Nica.

Skąd zatem wziął się tutaj, w Los Angeles? Ostatnim razem widzieli się w Rzymie. Stamtąd wyleciał na Malediwy, gdzie miał miejsce tragiczny w skutkach wypadek. Mały samolot, który wynajął, aby dostać się do jednego ze słynnych luksusowych ośrodków wypoczynkowych należących do Santini Enterprises, spadł do oceanu po awarii silnika.

Emma wzdrygnęła się, nie mogąc sobie poradzić z emocjami. Była zaskoczona, a równocześnie poczuła ulgę, co było jeszcze dziwniejsze. Naprawdę lepiej by było, gdyby nie wrócił z martwych, zwłaszcza że wyglądał na rozwścieczonego. Trudno było mieć mu to za złe.

Emma boleśnie zdała sobie sprawę, że stoi tutaj w pastelowo żółtej sukni ślubnej, do włosów ma przypięty welon, bukiet róż leży na granitowej podłodze. A co najgorsze, obok niej stoi mężczyzna, którego miała poślubić. Czuła, że Nico jest wściekły. Nie mogła się przemóc i spojrzeć na niego. Nie w tej chwili w każdym razie. Kompletnie nie wiedziała, co ma z tym wszystkim zrobić. Może spróbować ucieczki? Choć w tym stroju i na obcasach zapewne nie dobiegłaby daleko.

W jej głowie kołatała się teraz tylko jedna myśl. Wrócił Nico. Jej mąż!

Tylko że… oni się prawie nie znali. Mimo że dobrze im było ze sobą, podejrzewała, że Nico szybko się nią znudzi. Odejdzie jak większość ważnych dla niej osób. Każda rodzina zastępcza, każdy bliższy znajomy, każda osoba, która zwróciła na nią uwagę, znikała z jej życia bezpowrotnie. Nawet jej własna matka. Dlaczego więc Nico miałby postąpić inaczej?

– Emmo? – Głos Willa był łagodny. Zwróciła się w jego stronę. Na przystojnej twarzy malowała się uraza. Co miała mu powiedzieć?

– Will… Tak mi przykro… Mogę to wyjaśnić…

Choć przecież nie mogła. Nie umiałaby…

– Emmo, co się tu dzieje? Znasz tego mężczyznę? – spytał Will podenerwowany.

– Opowiadałam ci o Nicu… – szepnęła Emma.

– No tak, ale mówiłaś, że nie żyje.

– Oczywiście, że mnie zna – przerwał mu Nico. – Jestem jej mężem.

Przeniósł spojrzenie z Willa na Emmę. Pamiętała jego zielone jak szmaragdy oczy, kiedyś wpatrzone w nią z pożądaniem, teraz zimne i bezwzględne.

Cóż, ona też go już nie kochała. Byli ze sobą za krótko i praktycznie nic o sobie nie wiedzieli.

– Emmo? – Will domagał się wyjaśnień.

Cała ta sytuacja była niewyobrażalna i przerażająca. Nico nie udawał romantycznego kochanka. Spoglądał na nią z dezaprobatą, a może nienawiścią. Musiał ją znienawidzić, jeszcze zanim poleciał na Malediwy.

– Nico był już tobą zmęczony, Emmo. Tak mi powiedział. Im szybciej wyjedziesz, tym lepiej.

Przez wiele lat przekazywano ją z rąk do rąk jak paczkę. Emma umiała wyczuć ten moment, w którym przestawała być potrzebna. Widziała zniecierpliwienie, zaciśnięte usta, przedłużające się milczenie i znaczące spojrzenia. Czasami nie musiała nawet snuć domysłów. Było oczywiste, że nikt jej nie chce.

– Adoptować Emmę? Nie, to wykluczone!

Głos matki zastępczej, w którym pobrzmiewało oburzenie, odbijał się upiornym echem w jej wspomnieniach jeszcze przez wiele lat. Emma wiedziała, jak smakuje odrzucenie, dlatego nigdy nie czekała, by go doświadczyć ponownie.

Otworzyła teraz usta, by po chwili ponownie je zamknąć.

Will westchnął zdenerwowany, tymczasem Nico popatrzył na niego ze złośliwą satysfakcją. Emma nie miała wątpliwości, kto tutaj jest górą. Nico. Zawsze Nico.

To on decydował, jak ma wyglądać ich romans.

– Zostaniemy jeszcze trochę w Nowym Jorku. Potem polecimy do Rzymu. Skończymy, jak powiem ci, że to koniec.

A potem, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, poprosił ją o rękę. A ona, zamiast to przemyśleć i uznać za mało realne, zgodziła się. Pragnęła, by jej życie choć na moment stało się piękną baśnią, bez względu na konsekwencje. Ta chwila szybko minęła, dlatego nie była zdziwiona, że ostatecznie Nico zaczął żałować decyzji podjętej pod wpływem impulsu.

– Ja… – zaczęła, ale zabrakło jej sił, by kontynuować. Jakby tego było mało, zaczęło jej się kręcić w głowie. Przed oczami pojawiły się mroczki, w ustach poczuła metaliczny smak. Postać Nica zaczęła oddalać się od niej i zdążyła jeszcze pomyśleć, że najlepiej, by Nico zniknął na zawsze…

– Emmo – powiedział Will, robiąc krok w jej stronę, ale było za późno.

Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała, zanim osunęła się na podłogę, była wściekłość wypisana na zabójczo przystojnej twarzy Nica.

Cóż, z pewnością był to jakiś sposób wykręcenia się od odpowiedzialności, pomyślał Nico, tłumiąc w sobie gniew. Podszedł do leżącej bez ruchu Emmy i uklęknął. Pan młody patrzył na nią z przerażeniem, drżąc jak osika. Kompletnie bezużyteczny gość, uznał bez wahania. Trzeba się go będzie pozbyć jak najszybciej, razem z resztą tego dziwacznego towarzystwa.

– Z drogi! – zakomenderował i bez wysiłku podniósł Emmę.

Pachniała różami z porzuconego obok bukietu ślubnego i sobą. Upojny zapach, którym dawniej się zachwycał. Kiedyś zapytał nawet, co to za perfumy, ale zaśmiała się.

– Mydło różane – odparła. Bursztynowe oczy błyszczały radością. – Eau de Wszystko za Dolara.

Śmiał się wtedy razem z nią, a potem porwał ją w ramiona i wdychał słodki, mydlany zapach, którym emanowała jej skóra i włosy. Jakiż był wtedy naiwny!

– Proszę pana – odezwał się z oburzeniem Will, ale Nico uciszył go jednym spojrzeniem.

– Twoja rola w tej farsie dobiegła końca – powiedział lodowatym tonem. – Emma Dunnet, a właściwie Santini, jest moją żoną. Od teraz ja się nią będę zajmował, a ty i reszta waszej hałastry możecie wracać do domu.

Przyciągnął do piersi Emmę zwisającą bezwładnie w jego ramionach. Nie ważyła dużo. Zawsze była drobna. Teraz może nawet bardziej, niż zapamiętał. W złotobrązowe włosy wpięte były różyczki i krótki welon. Miała na sobie prosto skrojoną suknię do kostek w odcieniu bladożółtym. Przynajmniej nie ubrała się na biało jak dziewica, pomyślał kpiąco.

Jak mogła mu coś takiego zrobić? Zdradziła go! Choć może nie powinien być zdziwiony? Spotkał się już wcześniej ze zdradą, a nawet całą serią zdrad, które do dziś bolały. Romans matki, brak zainteresowania ze strony ojca – całe jego życie było oparte na kłamstwie. Jeśli osoby, które kochał najbardziej na świecie, tak go oszukały, kolejna zdrada nie powinna być aż takim szokiem. A jednak…

Nigdy by się nie spodziewał, że Emma tak się zachowa.

Duchowny ruszył się z miejsca, pokazując Nicowi, dokąd ma przenieść Emmę. Znaleźli się w małym pomieszczeniu przylegającym do kościoła. Nico ułożył Emmę na niedużej podniszczonej sofie i cofnął się o krok.

– Sir – wyjąkał kapłan. – Nigdy się z niczym podobnym nie spotkałem.

– Nie będziemy zabierać księdzu czasu. Wyjdziemy, gdy tylko żona się ocknie. Czy mógłbym prosić o wyniesienie rzeczy Emmy na zewnątrz? Zabierze je mój kierowca.

Czekał na niego samochód, on zaś nie miał zamiaru pozostać tutaj ani minuty dłużej, niż to było konieczne.

– Proszę nas zostawić samych, dobrze? – dodał i duchowny wyszedł. Przez otwarte kilka sekund drzwi usłyszał szepty i stukot obcasów. Goście wychodzili. Całe szczęście.

Patrzył na leżącą na wznak żonę, mając nadzieję, że nie zraniła się, upadając.

Minęło kilka chwil i jej powieki poruszyły się, a gdy je na chwilę otworzyła, w bursztynowych oczach dostrzegł strach. Była piękna, to musiał przyznać. Może nawet piękniejsza, niż zapamiętał. A spędził sporo czasu w szpitalnym łóżku, powoli próbując przypomnieć sobie wszystko. Początkowo nie pamiętał nawet, jak się nazywa. Jej twarz była jedyną rzeczą, jakiej wypadek nie wymazał z jego pamięci.

Tę twarz miał teraz przed sobą. Kształtem przypominającą serce i bladą jak papier. Z delikatnie uformowanym nosem obsypanym złocistymi piegami, z lekko rozchylonymi różowymi ustami. Miała nierówny oddech, jakby była zmęczona po intensywnym biegu.

– Otwórz oczy, Emmo. Wiem, że jesteś przytomna – powiedział spokojnym tonem.

Wydawało mu się, że specjalnie zacisnęła powieki mocniej. Nico wypuścił gwałtownie powietrze, co można by uznać za parsknięcie, gdyby sytuacja była zabawna. Tak się jednak składało, że czuł złość. A to dlatego, że była łatwiejsza do zniesienia niż uraza czy ból.

Nie było go w jej życiu ledwie trzy miesiące. Trzy miesiące!

– Emmo.

Oddech zadrżał w jej gardle, ale oczy miała nadal zamknięte.

– Nie chcę otwierać oczu – wyznała cicho.

– Nie dziwię się.

Wreszcie Emma odważyła się otworzyć jedno oko i patrzyła na niego niepewnie.

– Nie?

– Szybko o mnie zapomniałaś – odparł. – Dwa śluby w ciągu trzech miesięcy to niewątpliwie rekord.

– W ciągu trzech i pół miesiąca – sprostowała bezbarwnym głosem i tym razem Nico parsknął śmiechem. Nieprzyjemnym, pozbawionym radości. Emma zaczynała z powrotem pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Jak mógł dać się tak oszukać? Po prostu na to pozwolił. Po tym, jak dowiedział się prawdy o swoim pochodzeniu, chciał znów mieć rodzinę.

– Niech będzie. Trzy i pół miesiąca od jednego ślubu do następnego. Te dwa tygodnie robią wielką różnicę.

Emma otworzyła drugie oko i wpatrywała się w niego teraz, jakby zobaczyła ducha.

– Jak to możliwe, że żyjesz?

– Wygląda na to, że niezbyt cię to cieszy. – Emma nie zareagowała na zaczepkę.

Zmusił się do tego, by mówić dalej, nie rozwodząc się nad prawdą, która ponuro patrzyła mu w twarz. Emmie nigdy na nim nie zależało. Był dla niej gwarancją dostatniego życia, co wprost powiedział mu Antonio, zdumiony tym, że Nico chce się żenić po zaledwie trzech tygodniach znajomości. Nico uważał, że przez kuzyna przemawia zazdrość. Ich relacje były bardzo napięte od czasu ujawnienia przez ojca, że Nico nie jest jego rodzonym dzieckiem. Miał też chyba nadzieję, że w związku z tym to on zostanie prezesem Santini Enterprises.

Zwykle tak pragmatyczny i zasadniczy Nico dał się zwieść najbardziej absurdalnej z fantazji. Ale na tym koniec.

– Wyszedłem cało z katastrofy samolotu, to chyba oczywiste?

Powoli pokręciła głową, patrząc na niego skonsternowana. Wyraźnie nie podobał jej się pomysł, by znów mieli być małżeństwem. Jemu też nie, ale nie zamierzał dopuścić, by wyszła za innego i została bigamistką.

– Ale gdzie byłeś przez trzy ostatnie miesiące? – spytała wątłym głosem. Leżąc na sofie, wyglądała jak Królewna Śnieżka. Włosy miała rozsypane na poduszce, welon lekko się przekrzywił. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po szczupłej sylwetce, co z kolei przypomniało mu, jak zgłębiał każdy fragment jej ciała, ucząc się go na pamięć.

Zacisnął mocno dłonie, by nie wyciągnąć ich w jej stronę.

– Trzy i pół miesiąca – sprostował złośliwie. – Uratowali mnie rybacy i przewieźli do małego szpitala na pobliskiej wyspie. Potem zostałem przetransportowany do ośrodka rehabilitacji w Dżakarcie, a w zeszłym tygodniu wróciłem do Rzymu. Jeszcze jakieś pytania?

– Dlaczego nie dałeś znaku życia?

Błysk w oku i nieco mocniejszy głos przypomniały mu, dlaczego się w niej zakochał. Spodobał mu się jej charakter, poczucie humoru, iskry w oczach i delikatny uśmiech, który prawie zawsze zdobił jej twarz. Miała w sobie jakąś pogodę, która działała na niego jak mocna kawa. Dziś wiedział, że to wszystko też było oparte na kłamstwie. Tak naprawdę w ogóle jej nie znał.

– Najpierw byłem w śpiączce, potem niczego nie pamiętałem, nawet jak się nazywam. Nie miałem przy sobie dokumentów, nikt nie wiedział, kim jestem. – Jego głos tętnił bólem, choć robił, co mógł, by go ukryć. Tamte miesiące były dla niego swoistą torturą, a mimo to w całym tym bólu i niepewności pamiętał ją. Teraz wolałby, żeby tak się nie stało.

Bursztynowe oczy Emmy rozszerzyły się, gdy usiadła na sofie.

– Byłeś w śpiączce?

– Trochę za późno na troskę.

Otworzyła usta, w jej oczach błysnął gniew.

– Nie możesz mnie winić za to, że nie wiedziałam…

– Mogę – stwierdził głosem, w którym pobrzmiewała ledwie skrywana wściekłość. – Obwiniam cię o to, że zgodziłaś się na ślub z kolejnym… Zakładam, że był kolejnym, a nie jednym z wielu. Niezbyt imponujący osobnik, nawiasem mówiąc. Naprawdę mogłaś się postarać o kogoś bardziej wyględnego.

– Nie obrażaj Willa. Nie jest niczemu winien – powiedziała cichym, zrezygnowanym tonem.

Miała rację, ale Nico i tak czuł, że rozsadza go wściekłość.

– Ja go nie obwiniam, wręcz przeciwnie, moja droga. – Zrobił krok w jej stronę, konstatując z satysfakcją, że Emma cofnęła się, wciskając ciało w poduszki. Czyżby udawała, że się go boi, aby dodać dramatyzmu tej sytuacji lub chociaż wzbudzić w nim współczucie? Niewiasta w opałach to rola, którą opanowała do perfekcji, ale tym razem to nie zadziała. – Nie obwiniam twojego narzeczonego – powtórzył z jadowitą słodyczą. – Obwiniam ciebie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij