Małżeństwo z rozsądku - ebook
Małżeństwo z rozsądku - ebook
Lady Felicity Weston nigdy nie zależało na zamążpójściu. Skutecznie ukrywała swoje atuty i nie pozwalała się nikomu adorować, aby uniknąć oświadczyn. Teraz jednak musi to zmienić. Nie znosi swojego ojczyma, a jedynym sposobem ucieczki z domu rodzinnego jest ślub. Ma nadzieję, że znajdzie kandydata, który nie wzbudzi w niej żadnych uczuć, da jej dzieci, a potem zamieszka w osobnym majątku. Szczęśliwie oświadcza się jej sam lord Richard Stenton, jeden z najprzystojniejszych dżentelmenów w towarzystwie, który wyznaje podobny pogląd na małżeństwo. Po ślubie okazuje się jednak, że zachowanie rozsądku nie przyjdzie im tak łatwo, jak sądzili…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3056-8 |
Rozmiar pliku: | 756 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sierpień 1810 roku
Stan wolny ma wiele zalet, myślała lady Felicity Weston, schodząc na kolację w Cheriton Abbey. Nie miała zobowiązań wobec żadnego mężczyzny, nikt nie krytykował jej wyglądu ani nie dyktował, co powinna robić.
Była zadowolona z życia.
Dotarła do podestu schodów i stanęła jak wryta. Na górę, przeskakując po dwa stopnie, wbiegał ciemnowłosy mężczyzna. Był bez krawata, z rozpiętego pod szyją kołnierzyka koszuli wyłaniała się smukła szyja, a podwinięte rękawy odsłaniały opalone, muskularne ramiona. Wyglądał intrygująco. Zatrzymał się o dwa stopnie niżej i podniósł na nią wzrok. Rozpoznała w nim earla Stanton i wstrzymała oddech.
Stanton był najlepszą partią w towarzystwie, obiektem westchnień ambitnych matron i ich córek. Nawet lekceważone przez wszystkich bezpretensjonalne stare panny podziwiały go z daleka, być może zastanawiając się, jak czuje się adorowana przez niego kobieta. Spośród wszystkich dżentelmenów to właśnie Stanton przyciągał wzrok Felicity, gdy przed pięciu laty debiutowała w towarzystwie, on jednak zupełnie nie zwrócił na nią uwagi. Ani razu nie poprosił jej do tańca, nie poprowadził do kolacji. W gruncie rzeczy była z tego zadowolona. W następnych latach rzadko go widywała, mogła się jednak domyślić, że Stanton znajdzie się na liście gości zaproszonych na przyjęcie kuzyna Leo, z którym się przyjaźnił.
Wziął głęboki oddech i popatrzył na nią z przepraszającym wyrazem twarzy. Felicity była pewna, że jej nie poznał.
– Zechce mi pani wybaczyć – rzekł głębokim barytonem. – Jestem nieco spóźniony i nie spodziewałem się, że ktoś będzie jeszcze szedł na dół. – Przeczesał długimi palcami włosy i stanął na schodku obok niej. Z bliska czuć było od niego zapach koni, deszczu i skóry. Cofnęła się bezwiednie i jego usta zadrgały.
– Najmocniej przepraszam za mój wygląd. Zaskoczył mnie deszcz i zostawiłem żakiet na dole. – Skłonił się przed nią. – Stanton, panno…?
Stłumiła impuls, by podać mu fałszywe nazwisko. Nie miała zamiaru tracić rozumu na widok atrakcyjnego mężczyzny w samej koszuli. Mimowolnie zatrzymała spojrzenie na jego szerokich ramionach. Podniosła wzrok i dostrzegła na jego twarzy rozbawienie. Arogancki łajdak, pomyślała i dumnie uniosła głowę. Powinna pamiętać, że zuchwalstwo często idzie w parze z bogactwem, wysoką pozycją społeczną i przystojną twarzą.
– Felicity Weston, milordzie.
Nie zdziwiło jej, że Stanton z niedowierzaniem zmarszczył czoło. Rzadko teraz bywała w towarzystwie i większość zdążyła już o niej zapomnieć. Często spotykała się ze zdziwieniem i przestało już ją to krępować czy ranić. Ludzie nie mieli pojęcia, do której części rodziny Westonów należy ją przypisać. Zwykle nie mogli uwierzyć, że jest tak blisko spokrewniona ze swymi atrakcyjnymi rodzicami i rodzeństwem.
Poczuła niedorzeczność sytuacji i uśmiechnęła się promiennie do jego lordowskiej mości.
– Rozumiem, że to bardzo niewdzięczne zadanie próbować odgadnąć moją pozycję w klanie Westonów. Pozwoli pan, że pana oświecę. Jestem siostrą Ambrose’a, earla Baverstock.
– Siostrą?
– Niestety tak. Szokujące, nieprawdaż?
– Ależ skąd, absolutnie! – odrzekł natychmiast. – Najmocniej przepraszam za moją niewybaczalną lukę w pamięci.
– Zapewniam pana, że nie czuję się urażona. Przywykłam do reakcji podobnych do pańskiej. Gdyby ktoś zareagował inaczej, czułabym się zupełnie niedostrzegana.
Stanton w milczeniu przymrużył oczy.
– Jest pani…
– Niestosownie szczera? – zapytała, przechylając głowę na bok.
– Szczera, owszem. Ale czy niestosownie? – Wciąż patrząc jej w oczy, przysunął się bliżej. – Hm, raczej nietypowo szczera.
Felicity wiedziała, że tego rodzaju werbalne potyczki były codziennością dla mężczyzn pokroju lorda Stanton.
– Uznam to chyba za komplement, milordzie. W końcu nikt nie chce być uważany za osobę pospolitą.
Roześmiał się.
– To prawda, lady Felicity. Z pewnością zobaczymy się później… gdy będę już odpowiednio ubrany. Jeszcze raz przepraszam za mój wygląd.
– Przeprosiny nie są konieczne, choć owszem, przyznaję, że zaczęłam się zastanawiać…
Stanton pytająco uniósł ciemne brwi, a Felicity kontynuowała:
– …czy to nowa moda wśród dżentelmenów chodzić bez krawata. Obawiam się, że nie jestem na bieżąco. A poza tym – dodała szybko, widząc, że on otwiera usta – czy nosi się teraz podwinięte rękawy koszuli? A może jedno i drugie to cecha dżentelmenów, którzy lubią spędzać czas na świeżym powietrzu… coś takiego jak krawat marki Belcher?
Stanton zacisnął usta i Felicity zaczęła się obawiać, że posunęła się za daleko. Wielu mężczyzn nie lubiło, gdy ktoś się z nimi droczył. Zaraz jednak dostrzegła błysk w jego aksamitnych brązowych oczach. Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Felicity zatrzymała wzrok na ciemnych włoskach widocznych pod rozpiętą na piersi koszulą i poczuła przyjemny dreszczyk.
– Jest pani nie tylko niezwykła, ale również niepoprawna, lady Felicity. Jeśli ciekawi panią, dlaczego jestem w dezabilu, dlaczego po prostu pani nie zapyta?
– Sir! – Felicity z udawanym przerażeniem uniosła dłoń do czoła. – Jak może pan choćby sugerować coś takiego? To absolutnie nie uchodzi, by dama wypytywała dżentelmena, którego prawie nie zna, o jego poczynania!
– Rzeczywiście, ale skoro już ośmieliła się pani poruszyć ten temat, oświecę panią. Pomagałem stajennemu przyłożyć gorący okład jednemu z koni.
Felicity spoważniała.
– Czy któryś z pańskich koni okulał? Przykro mi to słyszeć. Mam nadzieję, że wkrótce wróci do zdrowia.
– Dziękuję. – Stanton uśmiechnął się. – To tylko środek zapobiegawczy. Jestem pewien, że nie ma żadnych powodów do niepokoju. – Skłonił się. – Zechce pani raz jeszcze przyjąć moje przeprosiny, lady Felicity.
– Nie ma za co przepraszać, lordzie Stanton. Nie mógł pan wiedzieć, że ośmielę się wyjść z pokoju przed porą kolacji. Może pan być pewny, że nikt się nie dowie o pańskim… uchybieniu.
Rzuciła jego lordowskiej mości pełen wdzięku uśmiech i zeszła na dół, unosząc dumnie głowę. Podczas swoich krótkich spotkań z dobrym towarzystwem przekonała się, że warto robić to, czego się nie spodziewano, i kończyć rozmowę jako pierwsza. Dzięki temu to nie ona zostawała na schodach z otwartymi ustami.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Koniec sierpnia 1811 roku, Bath
– Mamo, chciałabym, żebyś zaaranżowała dla mnie małżeństwo.
Lady Katherine Farlowe, wpółleżąca na różowej sofie w jasnoróżowym szyfonowym szlafroku lamowanym łabędzim puchem, spojrzała na swoją jedyną żyjącą córkę i otworzyła szeroko duże niebieskie oczy. Felicity, oparta o drzwi bawialni matki, wstrzymała oddech.
– Och, moja droga, tak się cieszę! – Lady Katherine podniosła się, z wdziękiem przepłynęła przez bawialnię i pochwyciła córkę w ramiona. – Kim jest ten szczęściarz?
Felicity usztywniła się.
– Nie wiem – odrzekła stłumionym głosem, z twarzą wciśniętą w pierś matki. Łabędzi puch połaskotał ją w nos. – Właśnie dlatego proszę, byś coś dla mnie zaaranżowała.
Lady Katherine wypuściła ją z objęć i zmarszczyła białe czoło.
– Nie rozumiem. A co z uczuciem? Nie chcesz być szczęśliwa w małżeństwie?
Felicity ugryzła się w język, żeby nie odpowiedzieć cynicznie. Matka była niepoprawną romantyczką. Nieodwzajemniona miłość oznaczała jedynie cierpienie. Tak było z jej siostrą, a także z matką, która opanowała do perfekcji umiejętność przymykania oczu na wszelkie przykrości. Felicity jednak była rozsądniejsza i postanowiła stanowczo, że z mężem będzie ją łączyć co najwyżej przyjaźń. Nie miała zamiaru cierpieć z powodu nieodwzajemnionego uczucia, tak jak pozostałe kobiety w rodzinie.
Poza tym miała już dwadzieścia cztery lata. Po tak długim czasie od debiutu jej szanse na małżeństwo z miłości spadły niemal do zera. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek jakiś mężczyzna okazywał jej szczególne względy, choć była córką earla i miała otrzymać spory posag. Przez całe życie pozostawała w cieniu matki i starszej siostry Emmy, które uchodziły za prawdziwe piękności.
– Chciałabym mieć własny dom i dzieci – powiedziała, oblewając się rumieńcem. Nikomu wcześniej nie przyznała się do tych marzeń, nawet swojej starej niańce Beanie, ale tylko myśl o dzieciach sprawiała, że perspektywa małżeństwa wydawała się nieco bardziej znośna.
– Podejdź, Felicity, i usiądź obok mnie.
Matka od dawna ubolewała nad niedostatkami urody Felicity oraz nad jej niechęcią do dostosowania się do zasad panujących w towarzystwie. Nie miała żadnej z cech, jakich oczekiwano od młodej kobiety szukającej męża. Czas mijał, Felicity stawała się coraz starsza i lady Katherine musiała się pogodzić z wyborem córki. Felicity była z tego bardzo zadowolona – aż do ostatniego roku. Matka wyszła za Quentina Farlowe’a, który właśnie był przyczyną drastycznej decyzji Felicity. Nie mogła powiedzieć o tym matce, bowiem najmniejsza nawet krytyka jej najświeższej miłości sprowokowałaby lady Katherine do łez, wyrzutów i zupełnego zaprzeczenia.
Lady Katherine wzięła rękę córki w swe delikatne białe dłonie.
– Och, Felicity. Wciąż ci powtarzam, że gdybyś tylko zechciała używać balsamu, miałabyś ręce, z których mogłabyś być dumna. Takie jak moje – dodała, z satysfakcją spoglądając na własne pulchne palce ozdobione pierścionkami. – Chcesz chyba, żeby twój mąż był dumny, że nosisz jego pierścionek?
Felicity postanowiła zignorować uwagę matki.
– I cóż, mamo, czy zaaranżujesz dla mnie małżeństwo?
Lady Katherine westchnęła.
– Nie mam pojęcia, jak udało mi się urodzić tak doszczętnie pozbawioną romantyzmu córkę. Nawet twój drogi papa, Panie, świeć nad jego duszą, był bardziej romantyczny niż ty, a to już coś znaczy.
Felicity przez wiele lat obserwowała małżeństwo rodziców. Matka była beznadziejnie zakochana, a ojciec pobłażał jej we wszystkim, o ile tylko nie próbowała ograniczać jego swobody. Romanse i beztroska w postępowaniu głęboko raniły matkę. A teraz lady Katherine miała nowego męża, do którego Felicity czuła coraz większą niechęć. Zdawało się, że wszyscy dżentelmeni z arystokracji zachowują się podobnie: wdają się w romanse i oddają przyjemnościom, nie zważając na cierpienie, jakie zadają najbliższym.
– Zastanówmy się, kto mógłby wchodzić w grę. – Lady Katherine postukała palcem o usta, wdzięcznie wygięte w kształt łuku Kupidyna. – Na przykład młody Avon. Zawsze byliście ze sobą w dobrych stosunkach, a poza tym jest spadkobiercą księcia.
– Nie. Najmocniej cię przepraszam, mamo, ale wolałabym jakiegoś starszego mężczyznę. Dominic jest młodszy ode mnie i traktuję go jak brata. Nie mogłabym za niego wyjść, nawet gdyby był gotów już się ustatkować, a nie jest. Nie, nie chcę nikogo młodego, przystojnego ani popularnego w towarzystwie.
Nie mogę wyjść za mężczyznę, w którym mogłabym się zakochać, pomyślała. Tego nie zaryzykuję. Nie łudziła się, że mąż mógłby ją pokochać. Skoro nawet mama ani Emma, obydwie równie piękne, nie potrafiły wzbudzić miłości w mężczyznach, których kochały, to jakie ona miała szanse?
Matka wydawała się rozczarowana.
– Cóż, nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale jestem pewna, że wiesz, czego chcesz, Felicity. Zawsze byłaś dziwną dziewczyną, zupełnie inną niż moja biedna Emma. – Łzy, zawsze gotowe spłynąć, potoczyły się po gładkich policzkach. Lady Katherine westchnęła i uniosła dłoń do piersi. – No cóż, Felicity. Porozmawiam z księciem, on z pewnością zna kogoś odpowiedniego. Natychmiast do niego napiszę.
Kuzyn Leo, książę Cheriton, dzielił opiekę nad Felicity aż do chwili, kiedy wyjdzie ona za mąż albo dobiegnie trzydziestu lat. Felicity miała nadzieję, że książę znajdzie jakiegoś miłego, nierzucającego się w oczy dżentelmena, z którym uda jej się stworzyć harmonijny związek.ROZDZIAŁ DRUGI
– Stan! Dobrze cię widzieć.
Leo Beauchamp, książę Cheriton, uścisnął dłoń Richarda Duranta, earla Stanton. Znajdowali się w eleganckim holu w majątku Fernley Park w hrabstwie Hampshire, rodzinnej siedzibie Richarda.
– Wasza wysokość – uśmiechnął się Richard. Doskonale wiedział, że Leo nie znosi, gdy przyjaciele zwracają się do niego tak ceremonialnie. – Przyjechałeś dzisiaj z Cheriton?
– Nie. Prawdę mówiąc, przyjechałem z Bath.
– Bath? – zdziwił się Richard. – Nie sądziłem, że jesteś już staruszkiem.
Leo żartobliwie pociągnął go za ucho.
– Dość już tych żartów, młodzieńcze – odpowiedział, choć był tylko o siedem lat starszy. – Nie pojechałem tam do wód.
– A zechcesz mnie oświecić, po cóż w takim razie się tam wybrałeś?
– Żona mojego kuzyna, Baverstocka, wezwała mnie tam w sprawach rodzinnych.
Richard ściągnął brwi.
– Baverstock? Ach, tak. Jeśli dobrze pamiętam, wdowa po Baverstocku jest piękną kobietą…
– Tak, była… nadal jest piękna. W kwietniu powtórnie wyszła za mąż za Farlowe’a.
Richard gwizdnął.
– A zatem pojechałeś, żeby powitać go w rodzinie?
Leo parsknął.
– Trudno tak powiedzieć. Próbowałem ją ostrzec, ale ona była równie zdeterminowana, by go zdobyć jak on, by zapewnić sobie z nią małżeństwo. Z jej dochodem będzie mógł żyć jak nabab.
– A zatem spadł na cztery łapy. Szkoda, że Charlesowi tak się nie poszczęściło. Może jakaś bogata wdowa zechciałaby zdjąć mi go z barków.
Charles Durant, daleki kuzyn Richarda, był jego spadkobiercą i regularnie zwracał się do niego z prośbami o uregulowanie długów. Myśl, że Charles może kiedyś odziedziczyć jego tytuł i majątek, budziła niepokój Richarda, choć starał się zanadto nie zaprzątać sobie tym głowy. Był zdrowy, sprawny i zamierzał żyć długo.
Lokaj otworzył przed nimi drzwi salonu i dołączyli do pozostałych gości. Był to pierwszy wieczór kilkudniowego polowania, na które zaproszeni zostali wyłącznie mężczyźni. Matka Richarda wybrała się na tę okazję w odwiedziny do przyjaciółki.
O zmierzchu drugiego dnia polowania przybył posłaniec. Utrzymywała się piękna pogoda, ptaków było całe mnóstwo i wszyscy czuli się zmęczeni po udanych łowach. Wiadomość o śmierci lorda Cravena, szkolnego przyjaciela Richarda, wstrząsnęła całym towarzystwem. Craven spadł z konia i zabił się. Dla Richarda ta wiadomość była szczególnie bolesna, bowiem przywiodła do niego mroczne wspomnienia starszego brata Adama, który zginął od przypadkowego postrzału szesnaście lat wcześniej. Richard był wówczas w szkole i, o ironio, to właśnie Craven pocieszał go po śmierci brata.
Po tym wypadku rodzice zmienili się nie do poznania. Ojciec omal nie oszalał z rozpaczy, prawie nie jadł i nie spał, matka stała się zgorzkniała i wycofała się z życia. Rodzice prawie nie rozmawiali ze sobą ani z nim. Richard odziedziczył tytuł earla w młodym wieku siedemnastu lat, gdy ojciec poszedł do grobu za Adamem. Od tamtej pory zainteresowanie matki jego osobą ograniczało się do kwestii spłodzenia dziedzica tytułu. Na tym tle powstawały między nimi burzliwe konflikty. Matka próbowała przekonać Richarda do małżeństwa, on zaś zdecydowanie się opierał. Prowadził pełne, aktywne życie, był jednym z najlepszych sportowców w towarzystwie, wszyscy podziwiali go za umiejętności jeździeckie, strzeleckie, mistrzostwo we władaniu szpadą, a nawet za to, że był niepokonany w boksie. Nie spieszyło mu się, by nałożyć sobie małżeńskie kajdany. Byłby całkiem zadowolony z życia, gdyby nie uporczywe nalegania matki, która nieustannie przypominała mu, jak ryzykowny tryb życia prowadzi, i nie chciała przenieść się do osobnego domu, dopóki w Fernley Park nie zamieszka nowa gospodyni.
Jednak śmierć Cravena skłoniła Richarda do refleksji. Przyszło mu do głowy, że jeśli nic nie zrobi, to mogą się ziścić czarne wizje matki i rodzinny majątek pójdzie na zmarnowanie w ręce Charlesa.
Przy kolacji panowała atmosfera przygnębienia. Po posiłku większość gości zasiadła do kart. Richard nie miał ochoty odgrywać roli jowialnego gospodarza i zawędrował do biblioteki, gdzie samotny Leo ponuro przesuwał figury po szachownicy.
– Masz ochotę na partyjkę?
Richard wzruszył ramionami i przysunął sobie krzesło, ale nie był w stanie skupić się na grze. Przesunął gońca i zaklął pod nosem, gdy Leo zbił go skoczkiem. Podniósł wzrok i napotkał zagadkowe spojrzenie.
– Coś cię gryzie, Stan?
– Craven. Trudno w to uwierzyć, prawda?
– Smutna historia. Z pewnością przywodzi to do ciebie nieprzyjemne wspomnienia.
– To prawda.
Leo przyjaźnił się z Adamem i w młodości często odwiedzał Fernley Park. Po śmierci ojca stał się wielkim wsparciem dla Richarda, sam bowiem również odziedziczył władzę i majątek w bardzo młodym wieku i wiedział, z czym wiąże się taka odpowiedzialność. Od tamtej pory byli bliskimi przyjaciółmi.
Richard sięgnął po gońca, zawahał się i cofnął rękę. Tym ruchem odsłoniłby królową.
– Ile on miał lat? Około trzydziestu?
– Trzydzieści dwa, tyle samo co ja. Byliśmy razem w Eton – odrzekł Richard i zamilkł, zastanawiając się nad następnym ruchem. W końcu sięgnął po pionek.
– Muszę się zastanowić nad własnymi obowiązkami. Nie mogę tego dłużej unikać. Uznałem, że pora już się ustatkować.
Paradoksalnie, gdy wypowiedział te słowa na głos, poczuł się lepiej. Napięcie, które nie opuszczało go przez cały wieczór, nieco zelżało. Poza tym, gdyby się ożenił, matka przeniosłaby się do innego domu. To byłaby dodatkowa korzyść.
Na myśl o tym, że matka mogłaby opuścić Fernley Park, perspektywa małżeństwa zaczęła mu się wydawać wręcz pociągająca. Jej obecność przypominała mu nieustannie, że nie okazał się wystarczająco dobrym synem. Przez to coraz częściej wyjeżdżał z domu, zostawiając większość spraw na głowie Elliotta, pełnomocnika. Czuł wyrzuty sumienia z powodu swej niechęci do matki, ale nie potrafił wzbudzić w sobie innych uczuć do niej oprócz synowskiej odpowiedzialności. Tym bardziej że od śmierci Adama matka nie okazywała mu żadnych uczuć. A potem, gdy ojciec… Richard przełknął. Gdyby tylko wtedy postarał się bardziej, gdyby był lepszym synem… Czy mógłby go powstrzymać? Czy ojciec nadal by żył?
Śmierć ojca wstrząsnęła całą rodziną i wywróciła wszystko do góry nogami. Udało się uniknąć skandalu, ale ani on, ani matka od tamtej pory nie byli już tymi samymi ludźmi.
– Bardzo lubię Charlesa, ale nie mogę ryzykować, że doprowadzi całą posiadłość do ruiny – dodał, przesuwając pion w zupełnie przypadkowy sposób.
– Racja. To bardzo lekkomyślny młody człowiek. – Leo przesunął królową i zbił pionek, który Richard właśnie przestawił. – Podobno wierzyciele znów go ścigają.
– Już? Przecież wykupiłem jego długi zaledwie w zeszłym roku. Zdawało mi się, że zapłaciłem wszystko.
– Nie wątpię, że tak było. Chyba ostrzegałem cię wtedy, żebyś nie marnował pieniędzy.
– Ostrzegałeś i powinienem był cię posłuchać. Dotychczas twoje rady nigdy mnie nie zwiodły.
Leo uśmiechnął się.
– Lubię myśleć, że do czegoś mogę się jeszcze przydać – mruknął, biorąc do ręki wieżę. – A zatem zastanawiasz się nad małżeństwem. Czy mogę zapytać, która dama dostąpi tego szczęścia?
Richard zaśmiał się bez humoru.
– Nie mam pojęcia. Nikt mi nie przychodzi do głowy. Chcę tylko, żeby była dobrze urodzona, miła, uległa i nie wtrącała się w moje życie. Z pewnością znajdę kogoś odpowiedniego. – Sięgnął po gońca, zawahał się i zbił jeden z pionów Leo.
– Aha – mruknął Leo z satysfakcją, zbijając królową.
Richard westchnął. Zdecydowanie nie potrafił skupić się na grze. Partia zaledwie się zaczęła, ale patrząc na figury, które pozostały na szachownicy, widział, że jest w kłopotach.
– Kontrakt małżeński? – zapytał Leo. – Czy jesteś pewien, że właśnie tego chcesz: uległej żony?
– A dlaczego nie? Nie interesuje mnie małżeństwo z miłości, a jeśli zatęsknię za podnietami, to znajdę ich mnóstwo poza domem. Miła, posłuszna dama, którą zadowoli prowadzenie domu i zajmowanie się moimi dziećmi – taki układ bardzo by mi odpowiadał.
– W takim razie znam chyba odpowiednią dziewczynę dla ciebie – oznajmił Leo. – Szach i mat.ROZDZIAŁ TRZECI
Połowa września 1811 roku
Felicity siedziała przed lustrem w swojej sypialni w Cheriton Abbey. Pokojówka, którą wypożyczyła jej kuzynka Cecily, młodsza niezamężna siostra księcia wychowująca jego dzieci po śmierci żony, czesała jej włosy. Wysiłki Anny nie wzbudziły w Felicity entuzjazmu, choć musiała przyznać, że fryzura jest lepsza od tej, którą zwykle robiła jej stara Beanie.
Panna Bean wyniańczyła całą trójkę dzieci Westonów i od szesnastych urodzin Felicity była jej pokojówką, ale ze względu na podeszły wiek i kiepski wzrok nie mogła wybrać się w podróż do posiadłości kuzyna Leo. Felicity musiała się w końcu pogodzić z myślą, że czas już, by kochana Beanie, która była jej bardziej matką niż prawdziwa matka, odeszła na zasłużoną emeryturę.
Olivia, siedemnastoletnia córka księcia, wydawała przyjęcie przed swoim debiutem towarzyskim następnej wiosny. Oprócz rodziny zaproszono czternaście osób. Felicity, która przed godziną przyjechała z Bath, dowiedziała się tego wszystkiego od Cecily. Miała również poznać swego ewentualnego męża i na tę myśl przewracało jej się w żołądku.
– Jest pani gotowa, milady – powiedziała Anna. – Muszę teraz pomóc lady Cecily. Rodzina zwykle zbiera się w bawialni o szóstej.
– Dziękuję, Anno. Czy wszyscy goście już są?
– Chyba tak, proszę pani.
Dłonie miała spocone, a żołądek podchodził jej do gardła. Żałowała, że nie może po prostu pójść do kościoła i wziąć ślubu z jakimś zupełnie obcym człowiekiem. To chyba byłoby lepsze niż te piekielne gry towarzyskie. Oderwała jednak myśli od tych nieprzyjemnych spraw i pocieszyła się, że już jutro przyjedzie Dominic, lord Devon, najstarszy syn kuzyna Leo i towarzysz jej zabaw z dzieciństwa. Przez ostatnie sześć miesięcy nie wytknęła nosa z Bath i teraz spragniona była nowin z Westfield, londyńskiego przytułku dla sierot, który obydwoje z Dominikiem wspierali.
Naraz przyszło jej do głowy, że jej mąż nie zechce sponsorować dobroczynności i może zabronić jej zaangażowania w Westfield, jak to już próbował uczynić jej ojczym. Miałby do tego prawo. Na tę myśl przeszył ją zimny dreszcz.
To tylko nerwy, pomyślała. Poczujesz się lepiej, gdy już go poznasz.
Bardzo się obawiała tego, co miało nadejść. Najgorsze było poczucie, że wydarzenia potoczą się bez jej kontroli, że stanie się kawałkiem drewna dryfującym z prądem. Nie była w stanie dłużej zastanawiać się nad tym wszystkim w samotności. Wzięła głęboki oddech i wyszła z sypialni.
Na szczycie majestatycznych schodów spojrzała w dół i przypomniała sobie scenę z zeszłego roku. Myśl o Stantonie sprawiła jej przyjemność. Czy będzie tu i tym razem? To całkiem możliwe, pomyślała i poczuła przyjemny dreszczyk. Przed rokiem po tym spotkaniu na schodach Stanton niemal jej nie zauważał. Przez cały weekend flirtował z innymi damami, potwierdzając swoją reputację.
Bez względu na to, kim będzie jej przyszły mąż, z pewnością earl będzie nad nim górował pod każdym względem, podobnie jak nad większością innych mężczyzn. Ale czyż nie tego właśnie sobie życzyła – spokojnego, nierzucającego się w oczy dżentelmena?
Stłumiła zdenerwowanie i zeszła do bawialni, gdzie czekali na nią pozostali goście, a także jej własna przyszłość.
Leo pociągnął Richarda w kąt biblioteki. Przy kamiennym kominku, w którym wesoło trzaskał ogień, stała nieduża, pokryta skórą kanapa i dwa fotele.
– I cóż, powiesz mi wreszcie, kto to taki?
Przez całą kolację Richard próbował odgadnąć, kim jest jego potencjalna narzeczona. Dlaczegóż, do diabła, nie zapytał o to wcześniej, zanim przyjechał aż tutaj, do Devon? Wiedział tylko tyle, że dziewczyna prosiła matkę o znalezienie stosownego męża.
Szare oczy Leo błysnęły.
– Cierpliwości, drogi chłopcze.
Richard popatrzył na niego ponuro, Leo jednak tylko uniósł brwi z uprzejmym uśmiechem. Ten drań dobrze się bawi, pomyślał Richard. Doskonale znał to spojrzenie; w końcu przyjaźnili się od piętnastu lat. Tłumiąc irytację, usiadł na kanapie. Leo nalał brandy do dwóch szklaneczek i przysiadł w fotelu.
– To moja podopieczna, lady Felicity Weston.
Richard przywołał obraz lady Felicity. Nie siedzieli obok siebie przy kolacji i nie rozmawiali ze sobą, wydawała się jednak przygaszona i rzadko się odzywała. Może denerwowała się myślą, że ma poznać przyszłego męża. Przypomniał sobie ich spotkanie sprzed roku, ale dziewczyna, którą widział dziś przy stole, nie miała w sobie nawet śladu temperamentu i dowcipu tamtej kobiety.
Jej matka z kolei była duszą towarzystwa, ale zdaniem Richarda zachowywała się zbyt głośno i głupio. Przypomniał sobie, że była jeszcze jedna córka, która zmarła w młodym wieku i która odziedziczyła urodę po matce. Nic dziwnego, że lady Felicity twierdziła, że nikt jej nie zauważa, bo to była prawda; w towarzystwie matki wtapiała się w tło. Przed kolacją Richard widział jednak, jak lady Felicity, z głową przechyloną na bok i roziskrzonym wzrokiem, rozmawiała z Cecily, siostrą Leo, żywo gestykulując. W pewnej chwili podniosła wzrok i gdy napotkała jego spojrzenie, całe jej ożywienie zniknęło. Wówczas jednak Stanton nie zwrócił na to uwagi.
Wiedział, że Leo lubi tę dziewczynę, toteż ostrożnie dobierał słowa.
– Wydaje się nieco bezbarwna, nieprawdaż?
Pomyślał o Harriet, która od roku była jego kochanką. Cóż to była za kobieta! Kształtna, doświadczona, nieskomplikowana, wesoła. Zmarszczył czoło i zapatrzył się w brązowy płyn w szklaneczce. Czegóż to oczekiwał po przyszłej żonie? Miała być dobrze urodzona, mieć uległy charakter i nie wtrącać się w jego życie. Nic nie wspominał o wyglądzie, ale w gruncie rzeczy jakie to miało znaczenie? Ta dziewczyna nie była brzydka, była po prostu… zwyczajna.
– Być może nie wygląda korzystnie przy matce – odrzekł Leo – ale to dobra dziewczyna. Ma dobre serce, chce założyć rodzinę i jest córką earla. Ojciec lady Katherine był markizem, toteż pochodzenie Felicity z obu stron jest nieskazitelne. Chyba że zmieniłeś zdanie i jednak zamierzasz ożenić się z miłości?
Richard popatrzył na przyjaciela ponuro. Tamten z szerokim uśmiechem pochylił się i oparł rękę na jego kolanie.
– Czy na pewno chcesz to zrobić, Stan? Ani Felicity, ani jej rodzice nie wiedzą, kim jesteś, i mogą nigdy się nie dowiedzieć, jeśli masz ochotę zrezygnować.
Czy naprawdę tego chciał? Nie. Do niedawna sądził, że nie ożeni się jeszcze przez kilka lat, ale nie potrafił zapomnieć o śmierci Cravena, a także o przedwczesnym odejściu ojca i brata. Niechętnie musiał przyznać matce rację. Gdyby spotkało go coś złego… Nie chodziło już tylko o to, czego on chce; chodziło o obowiązek. Musiał podjąć decyzję.
– Jestem zdecydowany. Muszę zapewnić dziedzica tytułu i posiadłości.
Leo odchylił się na oparcie fotela.
– A zatem, skoro jesteś zdecydowany na ożenek, czy masz coś przeciwko lady Felicity?
Miał jeszcze wybór. Mógł zamknąć tę sprawę teraz albo poszukać innej narzeczonej, ale perspektywa spędzenia kilku miesięcy w Londynie pośród zdeterminowanych matek i natrętnych ojców była zupełnie nie do przyjęcia. A zatem…
– Jest bardzo młoda – zauważył.
– Ma prawie dwadzieścia pięć lat, choć na tyle nie wygląda.
Richard był zdziwiony. Dziewczyna z pewnością nie wyglądała na swoje lata. W każdym razie miała odrobinę charakteru, choć nie potrafiła się ubrać. W jasnoróżowej sukni, którą miała na sobie tego wieczoru, nie wyglądała korzystnie, a figurę miała niemal chłopięcą. Pewnie dlatego wydała mu się młodsza. Ale z drugiej strony, czy wolałby kogoś takiego jak jej matka – piękną, lecz pustogłową kokietkę? Nie. Przy takiej kobiecie szybko by oszalał. Felicity w każdym razie wykazała się poczuciem humoru i rozsądkiem.
Tak, lady Felicity zupełnie dobrze nadawała się na jego żonę, o ile tylko nie żywiła żadnych dziewczęcych złudzeń, że mąż powinien się w niej zakochać.
– Doskonale, w takim razie niech to będzie lady Felicity. Przynajmniej będę mógł ustalić wszystkie sprawy związane z intercyzą z tobą, a nie z Farlowe’em.
Leo z uśmiechem uścisnął mu dłoń.
– Witaj w rodzinie, Stan. Spróbuję odciągnąć Felicity i Katherine na bok. Mam nadzieję, że nie wzbudzi to zbyt wielu spekulacji.
Po chwili wrócił z Felicity i jej matką. Richard rozciągnął usta w uśmiechu, podniósł się i przygładził ręką włosy. Miał nadzieję, że lepiej potrafi ukrywać uczucia niż lady Felicity, bo gdy stanęła w drzwiach i ich spojrzenia spotkały się, dostrzegł w jej oczach nieskrywane przerażenie.
Cóż takiego wyjątkowego było w lady Felicity Weston, że earl Stanton nie wydawał jej się wystarczająco dobrym kandydatem na męża?