- W empik go
Małżeństwo z rozsądku - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Małżeństwo z rozsądku - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Aranżowane małżeństwo, czarujący książę oraz surowa etykieta wiktoriańskiego dworu.
Młody markiz nawiązuje zakazany romans z zamężną lady Lanstone. Gdy królowa planuje związać markiza z niemiecką księżniczką, lady Lanstone postanawia zaaranżować małżeństwo kochanka z inną, aby zachować pozory i tym samym zatrzymać go przy sobie. Czy spisek kochanków wyjdzie na jaw? Jaka kara czeka ich za oszustwo samej królowej?
Idealna dla fanek Bridgertonów!
Barbara Cartland (1901–2000) - brytyjska autorka harlequinów. Napisała 723 powieści, w tym 5 biografii, uważana za jedną z najbardziej płodnych pisarek w historii z rekordem sprzedaży przekraczającym miliard egzemplarzy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-117-7129-7 |
Rozmiar pliku: | 292 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książę Albert pozostał Koburgiem przez całe swoje życie. Nic w nim nie było angielskie, poza dokumentami naturalizacji. Ubierał się zgodnie z niemiecką modą i z królową rozmawiał w języku niemieckim.
Jednocześnie nie przepuścił żadnej okazji, by sprowadzić do Anglii swoich rodaków. Jednym z pierwszych był baron Stockmar, który pomagał mu organizować dwór królewski. Zarówno on, jak i królowa wierzyli niemal obsesyjnie, że ślub może zapobiec wszelkiemu złu. Kiedy książęcy brat Ernest został zamieszany w mało chwalebny związek z pewną kobietą, książę poradził mu, by znalazł młodą i niewinną żonę, która oczyści jego imię w oczach świata.
Ernest skorzystał z tej rady poślubiając Alexandrinę Baden.
Małżeństwo Ernesta — pisała królowa — jest dla nas najpiękniejszą rzeczą. Dzięki Bogu, o to właśnie modliłam się żarliwie.ROZDZIAŁ 1
1845
Świece w sali bankietowej pałacu Buckingham dawały mniej blasku niż brylanty zdobiące tańczące damy.
Diademy, naszyjniki, bransolety i kolczyki lśniły oślepiająco, gdy panie wirowały w rytmie walca wiedeńskiego.
Królowa, choć była już matką trojga dzieci, tańczyła ochoczo, z ożywieniem w oczach emanujących szczęściem.
Odkąd wyszła za mąż, nie mogła już poświęcać się tańcowi tak często, jak miała to w zwyczaju, zanim książę Albert zawładnął jej sercem.
Tego wieczoru jednak nawet on wyglądał na zauroczonego muzyką, chociaż chwilami zagłuszały melodię głośne rozmowy gości.
Tylko jeden mężczyzna wydawał się raczej znudzony, z cynicznym wyrazem twarzy. Nawet kiedy tańczył, nie bardzo pasował do wirujących par. Mimo to oczy kobiet ustawicznie zwracały się w jego kierunku.
Książę Tynemouthu, Ulrych, bo to o nim mowa, był nie tylko tak wysoki, że tłum nie przesłaniał jego postaci, ale także nieprzeciętnie przystojny, co powodowało, że gdziekolwiek się pojawił, zostawiał wiele złamanych serc.
Udekorowany Orderem Podwiązki i innymi odznaczeniami — w tym kilkoma bardzo ważnymi — wyglądał prawie jak król. Poza tym był jednym z panów bawiących dzisiaj jej królewską wysokość.
Wiedział, że królowa miała słabość do urodziwych mężczyzn.
Kiedy wstępowała na tron, była rozkochana do szaleństwa w przystojnym i namiętnym lordzie Melbourne. Pomimo że darzyła księcia Alberta przykładną miłością małżeńską, lubiła również towarzystwo księcia Ulrycha.
Tego wieczoru królowa nawet tańczyła z nim, co było zaszczytem, który nie mógł ujść uwagi zgromadzonych, choć niektórzy z nich zdawali sobie sprawę, że dla księcia była to wątpliwa przyjemność. Jego twarz nawet na chwilę nie zmieniła cynicznego wyrazu.
Nie lubił tańczyć i kobietom, które próbowały z nim flirtować, rzadko udawało się wyciągnąć go na parkiet.
Zaraz po skończeniu tańca przeszedł w róg sali bankietowej i rozpoczął rozmowę z jednym z generałów, który skarżył się na cięcia w budżecie armii. Generał długo i rozwlekle opisywał detale związane z tymi ograniczeniami.
Książę Tynemouth odetchnął z ulgą, kiedy dostrzegł zbliżającą się w jego stronę hrabinę Langstone.
Była to jedna z najpiękniejszych kobiet w Anglii, która prześcignęła samą siebie tego wieczoru wyglądając jeszcze ładniej niż zwykle.
Suknia z szeroką spódnicą uwydatniała wąską talię, kolorowy koronkowy kołnierzyk wysadzany był diamentami, dekolt prawie przesadnie głęboki ukazywał doskonały kształt ramion i szyi, podkreślany jeszcze przez naszyjnik ze szmaragdów, który błyszczał niemal tak kusząco jak oczy hrabiny.
Zatrzymała się przy nim. Książę przypomniał sobie, jak parę nocy temu powiedział jej, że w ciemności przypomina tygrysicę. Pomyślał teraz, że to było bardzo trafne porównanie, wyrażające żar ich intymnych spotkań. Poza tym prawdą było, uśmiechnął się lekko do tej myśli, że to hrabina na niego polowała.
Unikał jej od pewnego czasu, lecz nie dlatego że już jej nie pragnął. Emanował z niej tak silny magnetyzm, że trudno by było zachować wobec niej obojętność. Obawiał się jednak zaangażowania w związek z żoną mężczyzny, którego regularnie, niemal codziennie, spotykał w pałacu Buckingham.
Mężem hrabiny Langstone był lord Steward. Chociaż książę uważał go za dość nudnego i prawie tak samo zasadniczego jak księcia Alberta, nie chciał narażać się na konflikty z nim.
Hrabina jednak umiała postępować z mężczyznami, których pragnęła. Trudno było księciu Ulrychowi jej unikać, a ona była tak uparta, że w końcu uległ pokusie.
Obecnie nie żałował tego, wiedział jednak, że powinni zachować szczególną ostrożność.
Był świadom, że jego reputacja i jej uroda mogą stać się wodą na młyn dla sępów szukających plotek.
— Na Boga, Alino — powiedział, gdy się ostatnio widzieli. — Nie mów nic do mnie, kiedy jesteśmy w towarzystwie, chyba że z tak daleka jak tylko to możliwe. Doskonale widać, co do siebie czujemy, zdradzasz się swoim głosem, spojrzeniem. Te plotkary tylko na to czyhają.
— Wiem. One mnie nienawidzą, ale musiałabym być naprawdę głupia, gdybym pozwoliła, by się domyśliły, ile dla siebie znaczymy.
— Ja też mogę popełnić jakiś błąd — rzekł książę. — Musimy bardzo uważać, bo zorientują się i oczywiście zaraz poinformują o wszystkim królową. Sama wiesz, co ona myśli o takich rzeczach.
— Wiem o tym aż za dobrze — ostro odparła Alina. — Poza tym George potrafi być czasami bardzo zazdrosny. Wiem, że musimy być ostrożni.
Książę kolejny raz pomyślał, że popełnił błąd wiążąc się z hrabiną. Teraz jednak było już za późno, by cokolwiek zmienić. To znaczy, może by się jeszcze mógł wycofać, ale nie bardzo mu się chciało.
Nigdy nie znał kobiety, która byłaby tak niezaspokojona i jednocześnie pomysłowa — kusząca przy każdej okazji na tysiące różnych sposobów.
Był rozbawiony i pobudzony, pokazała mu nowe sposoby miłości, jakich jeszcze nie znał. Zanim ją poznał, często myślał cynicznie, że nie ma kobiety, która byłaby choć trochę inna, wszystkie są takie same.
Jeżeli on był zaintrygowany Aliną Langstone, to o niej można powiedzieć, że zupełnie niespodziewanie dla samej siebie całkiem straciła dla niego głowę. Bez reszty pogrążyła się w tym uczuciu.
Z prawdziwym zachwytem powiedziała mu, że nigdy jeszcze nie miała tak namiętnego kochanka, choć przecież nie brakowało jej doświadczenia z mężczyznami.
Porzuciła wszystkich innych adoratorów. Teraz interesował ją tylko książę.
Ulrych zaś często się zastanawiał, dlaczego kobiety ciągle mu mówią, że przewyższa w sztuce kochania ich mężów. Być może byli zupełnie pozbawieni wrażliwości albo tak bardzo egoistyczni, że nie interesowali się potrzebami i pragnieniami swoich żon.
Książę podejrzewał, że być może kobiety wolą go od innych mężczyzn, ponieważ — choć może brzmi to nieco dziwnie — poświęcał im nie mniej uwagi niż swoim koniom.
Nigdy nie dosiadał nowego konia, póki nie poznał wszystkiego, co dotyczyło zwierzęcia. Interesowały go wszystkie szczegóły. I to bardzo dokładnie, od dnia narodzenia źrebaka. Wiedział, co sprawia koniowi radość, czego zaś zwierzę nie lubi i jakie metody najskuteczniej doprowadzą do optymalnego wykorzystania zwierzęcia.
Z kobietami w zasadzie bazował na tym samym, ciesząc się poznawaniem kolejnej nowej piękności. Ponieważ każda była indywidualnością, zadawał sobie trud odkrycia, czym ją można rozbudzić, dawał jej satysfakcję i szczęście.
— Kocham cię! Kocham cię! — jakże często słyszał od kobiet te słowa.
To wydawało mu się tak naturalne, że gdyby mu tego nie mówiły, zmartwiłby się, że je zawiódł.
Teraz na chwilę ogarnął go strach. Pomyślał, że to bardzo nierozsądnie ze strony Aliny, iż do niego podeszła tutaj, na sali balowej pałacu Buckingham, na oczach wszystkich zgromadzonych.
Podeszła nie tylko do niego, oczywiście udawała zainteresowaną opowieścią generała. Czuł jednak wyraźnie emanujący od niej magnetyzm, zaborczość...
W końcu uratowała ich pewna starsza dama, która zbliżyła się do nich.
— Sir Aleksandrze! — zawołała do generała. — Szukałam pana! Obiecywał mi pan przecież wspólną kolację.
— Przepraszam, przepraszam szanowną panią, że pozwoliłem pani na siebie czekać — sumitował się generał.
Szarmancko oferował ramię starszej pani i odeszli razem.
Alina szybko zwróciła się do księcia.
— Muszę się z tobą zobaczyć, Ulrychu.
Miał zamiar skarcić ją, że była tak nierozważna podchodząc do niego, wydało mu się jednak, że usłyszał w jej głosie nutę zdenerwowania.
— Co się stało?
— Nie mogę powiedzieć tego teraz. Przyjdź do nas jutro po południu na herbatę. Zapewniam cię, że to bardzo ważna sprawa.
To wszystko uczyniło księcia jeszcze bardziej poirytowanym. Miał zasadę, że nigdy nie przychodził do domu hrabiego, gdy ten był w Londynie. W podobny sposób postępował z innymi kobietami, z którymi się wiązał. To chroniło go przed wieloma nieprzyjemnościami wynikającymi z faktu, iż służba na ogół była lojalna wobec swoich panów.
— Wydaje mi się to zbyt nieostrożne — powiedział cicho.
— To naprawdę jedyny sposób, żebyśmy mogli się spotkać — odparła zdecydowanie. — To bardzo ważna sprawa i dotyczy przede wszystkim ciebie.
Książę spojrzał na nią ze zdziwieniem.
Hrabina, gdy upewniła się, iż wyraził zgodę na spotkanie, odeszła pośpiesznie, by pozdrowić kilkoro przyjaciół, którzy właśnie wkraczali na salę balową.
Przez chwilę książę zastanawiał się, wyraźnie poruszony, co takiego mogła mieć mu do powiedzenia i dlaczego zachowywała się w tak dramatyczny sposób.
Potem doszedł do wniosku, że powinien zignorować to zaproszenie. Z pewnością to nie było rozsądne, że zaprosiła go do rezydencji Langstone’ów, i miał nadzieję, że choćby to było nie wiadomo jak ważne, nic się nie stanie, jeśli spotkanie z Aliną odłoży na później.
Przecież mogli spotkać się jak zwykle w domku letniskowym w czasie weekendu. Tam zawsze była okazja, żeby spokojnie porozmawiać bez obawy przed donosicielstwem służby, a także by całować się bez strachu, że ktoś ich przyłapie na gorącym uczynku.
Książę oczywiście zdążył się już przyzwyczaić do kobiet, które darzyły go taką namiętnością, że wydawało im się niemożliwe wytrzymać bez niego choćby jeden dzień. Bez przerwy chciały być blisko niego i cały czas robić różne rzeczy, który mogłyby mu sprawić przyjemność.
— Jak ja przeżyję cały tydzień bez ciebie? — bardzo często słyszał takie pytania i naprawdę bardzo trudno było mu znaleźć na to odpowiedź.
Pomyślał jednak, że Alina była zbyt doświadczona i rozsądna, by popełniać tak kardynalne błędy. Do tej pory nie czyniła mu równie nieroztropnych propozycji i jeśli to było konieczne, potrafiła przeżyć bez niego cały tydzień. Postanowił jeszcze raz zastanowić się nad tym zaproszeniem. Być może rzeczywiście chodziło jej o coś ważnego.
Potem przypomniał sobie, jak często u innych kobiet „coś ważnego” znaczyło, że bardzo pragną natychmiast się z nim zobaczyć, że chodzi tylko o zaspokojenie ich pragnień, co wydawało im się sprawą najwyższej wagi. Marzyły o tym, by wtulić się w jego ramiona, oddać się rozkoszy pieszczot...
Pozostawał niewątpliwie pod wrażeniem urody Aliny Langstone, nie zamierzał jednak wywoływać niepotrzebnego skandalu, który zarówno jemu, jak i jej przysporzyłby wiele kłopotów.
Królowa wymagała od swych poddanych nienagannej moralności, szczególnie dotyczyło to stałych bywalców pałacu. Niejednokrotnie w imię wyższych celów ingerowała w ich życie prywatne.
Książę wiele razy myślał z goryczą, że urodził się w nie najlepszych czasach. O wiele łatwiej byłoby mu żyć za panowania Grzegorza IV, wuja obecnej królowej.
Donosicielstwo stało się w pałacu czymś oczywistym, na każdego, kto próbował zachować dyskrecję w jakiejś sprawie, patrzono ze zdziwieniem.
Królowa była bardzo rygorystyczna w kwestiach moralności już wówczas, gdy jako młoda i niewinna dziewczyna wstąpiła na tron.
Obecnie książę Albert, z typową niemiecką pedanterią w trosce o przestrzeganie zasad moralnych i z luterańskim purytanizmem, mocno dawał się we znaki swoim podwładnym. Tak atrakcyjni mężczyźni jak Ulrych musieli szczególnie dbać o pozory.
— Do licha z tym wszystkim — powiedział kiedyś jeden z przyjaciół księcia Ulrycha. — Lepiej od razu załóżmy klasztor, jeśli mamy tak bardzo się przejmować.
— To chyba nie byłoby najlepszym rozwiązaniem naszych problemów — odrzekł ironicznie Ulrych.
— Przynajmniej nie czułbym bez przerwy na karku oddechu księcia Alberta. Mam dość tego wtrącania się we wszystko i wiecznych kazań o niemoralności narodu angielskiego. On oczywiście za każdym razem ma mnie na myśli.
— Czy nie jesteś trochę przewrażliwiony — dziwił się wtedy Ulrych.
— Nonsens — odpowiedział jego przyjaciel. — Wiesz dobrze, że Niemcy są zupełnie nietolerancyjni i nie wykazują ani odrobiny pobłażliwości dla ludzkich słabości.
Książę Ulrych wiedział, że w słowach jego przyjaciela kryje się dużo prawdy.
Mąż królowej był typowym Niemcem. Oczywiście on również wiele razy popełniał błędy i ulegał jakimś słabościom. Zawsze jednak zachowywał się z niewzruszoną godnością.
Miał wiele zalet, brakowało mu jednak poczucia humoru. Często podchodził do pewnych spraw z nadmierną powagą i przez to nie cieszył się sympatią lekko traktujących życie arystokratów.
Książę Ulrych rozejrzawszy się po sali balowej pomyślał, że uroda pań, wytworny sposób ubierania i elegancja mężczyzn to były rzeczy typowo angielskie i najpiękniejsze.
Mógł jednak zrozumieć, ponieważ odznaczał się nieprzeciętną inteligencją, również inne powody, dla których książę Albert nie mógł czuć się Anglikiem.
Można powiedzieć nawet, że podzielał jego odczucia w tym względzie. On też w pałacu nie czuł się jak u siebie w domu.
Zupełnie nagle książę Ulrych zapragnął ziewnąć i pojechać do domu.
Chociaż przez krótką chwilę uważał pałac królewski za zabawny, wiedział, że zawsze za śmiechem kryły się jakieś restrykcje.
Zastanowiwszy się doszedł do wniosku, że w przyszłości nie ma ochoty zbyt często spędzać wieczoru w podobny sposób.
Kiedy potem tańczył z jedną z dam, Alina Langstone przesłała mu uwodzicielskie spojrzenie spod długich czarnych rzęs. Nie mógł się mylić w interpretacji tego spojrzenia.
Następnie, gdy odwróciła śliczną buzię, by uśmiechnąć się do swojego partnera, pomyślał, że nikt z gości nie mógł dostrzec tego spojrzenia ani też domyślić się jego znaczenia.
Zapytał się w duchu, dlaczego miałby czekać aż do weekendu, jeżeli Alina wyraziła życzenie zobaczenia go już jutro.
Był pewien, że błędem by było przyjechać do domu Langstone’a w czasie obecności hrabiego w Londynie. Ponieważ hrabina tak bardzo nalegała, zaczął się również denerwować, co też może mieć mu do powiedzenia.
Następnego popołudnia hrabina Langstone oczekiwała księcia w salonie, w rezydencji Langstone’ów w Grosvenor Square.
Budynek nie był szczególnie atrakcyjny, należał do rodziny już blisko pięćdziesiąt lat i przez ten czas nie robiono w nim żadnych przeróbek, nic nie próbowano ulepszyć czy upiększyć.
Jedynie pokoje gościnne nadal wywierały imponujące wrażenie, pięknie udekorowane, zachwycały obfitością kwiatów.
Salon był duży, w kształcie litery L. Hrabina zdawała sobie sprawę, że wysokie okna udrapowane welwetem i falbanami firan oraz gustownie dobrane meble tworzą wspaniałą oprawę dla jej urody.
Oczywiście wielu słynnych malarzy próbowało malować jej portrety, ale wisiały one w domu jej męża w Londynie i w letnim dworku na wsi. Tylko jednym z obrazów udekorowano pokój jej męża.
Artyści ukazywali śmiało biel skóry i niebieski blask czarnych włosów oraz dobrze oddawali jej doskonałe rysy.
Żaden jednak nie potrafił nanieść na płótno namiętności jej ust i pożądliwego spojrzenia oczu.
Idąc do salonu hrabina przeglądała się w kilku ogromnych lustrach, oprawnych w złote ramy. Uśmiechnęła się świadoma swojego wdzięku, sposobu poruszania się i uroku kształtnej, długiej szyi.
Zgrabna szyja, wąska talia i smukła figura — to najbardziej ceniono w pięknościach dnia i podczas gdy królowa wydawała się zbyt niska, by spełniać owe ostre kryteria kobiecej urody, hrabina w każdym punkcie miała przewagę nad innymi damami. Książę zresztą często zapewniał ją o tym.
Jakże mogłabym pozwolić na to, by go stracić — pytała Alina Langstone sama siebie czekając na przybycie księcia.
Odkąd po raz pierwszy wkroczyła do elity towarzyskiej u boku przystojnego i liczącego się w tym świecie hrabiego Langstone, spotkała się z tak wieloma wyrazami uznania, powiedziano jej tyle przeróżnych komplementów, że każdej młodej dziewczynie mogłoby się od tego przewrócić w głowie.
Alina nie była niestety wyjątkiem.
Flirtowała niemal z każdym, podniecała mężczyzn, którzy prawili jej komplementy tak gorące, jak tylko potrafili. Pozostała jednak wierna mężowi aż do momentu, kiedy spełniła swój obowiązek małżeński rodząc mu dwóch synów.
Potem wiedząc, że zrobiła już to, co do niej należało, wpadała w ramiona jednego kochanka po drugim, skutecznie ukrywając wszystko przed hrabią. Wydawało się przy tym, że mąż nie jest podejrzliwy, gdyż uważa ją za kobietę oziębłą.
Hrabia z pewnością nie potrafił już wzniecić w niej dawnego ognia, więc hrabina flirtowała wesoło z kilkoma kochankami. Wkrótce jednak wszystkich porzuciła z powodu księcia.
Hrabina postanowiła, że go zdobędzie, gdy pierwszy raz go zobaczyła. Wyróżniał się spośród innych przystojnych i elegancko ubranych mężczyzn, był po prostu najwspanialszy.
Okazało to się trudniejsze, niż oczekiwała, żywiła jednak silne przekonanie, że i tym razem musi odnieść sukces.
Kiedy wreszcie mogła uznać księcia za zdobytego, przekonała się, że instynkt jej nie zawiódł: książę różnił się bardzo od innych mężczyzn.
Wiele kobiet myślało o nim, że jest inny, ale Alinie książę wydawał się prawdziwym objawieniem.
Tylko dzięki temu, że starała się zachowywać powściągliwie i nie okazywała mu, jak bardzo pogrążyła się w tym uczuciu, a także dzięki przeróżnym kobiecym sztuczkom, intrygom i perfekcyjnej grze miłosnej, udało się hrabinie utrzymać go przy sobie.
Jednakże jak każda kobieta dążyła instynktownie do małżeństwa. Ostatnim razem, gdy byli sami, powiedziała do niego:
— Och, Ulrychu! Dlaczego nie poznaliśmy się wcześniej, gdy byłam młodą dziewczyną? Zanim jeszcze wyszłam za George’a.
— Wątpię, czybym cię wtedy zauważył — odparł książę. — Młode dziewczęta przeraźliwie mnie nudzą.
— Nie byłam może wtedy jeszcze tak piękna jak teraz — rzekła ż urażoną miną. — Ale i tak miałam wystarczająco dużo uroku, by zniewolić George’a, który przysiągł mi dozgonną miłość. Wtedy jeszcze jakoś sobie radził w tych sprawach — dodała ironicznie.
Książę nic nie odpowiedział, nie lubił się kłócić.
Pomyślał tylko sobie, jak to mu się zdarzało wiele razy w podobnych sytuacjach, że miał rację unikając małżeństwa.
Chociaż oczywiście romansował z żonami innych mężczyzn, robiąc z nich głupców, to jednak przez męską solidarność potrafił wyobrazić sobie siebie w ich sytuacji. Irytowało go, że hrabina wyraża się z lekceważeniem o mężczyźnie, którego poślubiła.
Wiedział dobrze, że gdyby to jego żona potraktowała w taki sposób, nigdy by tego nie przebaczył i niewątpliwie walczyłby o honor swój i rodziny. Zabiłby każdego, kto przyczyniłby się do przyprawiania mu rogów.
Pojedynki były zabronione zarówno przez królową, jak i przez prawo, powszechnie mówiono jednak, że dotyczyło to tylko tchórzy. Zawsze można się było spotkać w Hyde Parku lub przekroczyć kanał La Manche i strzelać do siebie w Calais albo w Boulogne.
Książę nie lubił wdawać się w tego rodzaju brudne sprawy i dawno już doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem, by uniknąć takich właśnie konfrontacji było zachowanie stanu wolnego.
On sam był bardzo dobrym strzelcem. Wiedział, że każdy dżentelmen, podejrzewający go o flirtowanie ze swoją żoną, zawaha się i pomyśli co najmniej dwa razy, zanim go wyzwie na pojedynek.
— Nigdy się nie ożenię — często mawiał do przyjaciół.
— Mówisz bez sensu — odpowiadano mu. — Przecież musisz mieć potomka.
— Nie ma z tym pośpiechu — twierdził.
Miał już trzydzieści trzy lata i jak do tej pory udawało mu się tak manewrować, by pozostać kawalerem. Pomimo wielu zakusów na jego osobę.
Ambitni rodzice panien na wydaniu zapraszali go do siebie nader często.
Dziewczyny patrzyły na niego oczyma płonącymi pożądaniem. Miały jednak świadomość, że nie zwraca na nie uwagi.
Damy, z którymi książę lubił spędzać czas i które przyciągały jego uwagę, musiały być doświadczone, dowcipne, a przy tym bardzo kobiece.
Lubił panie o miękkim głosie i delikatnej skórze.
Nigdy nie interesował się kobietami agresywnymi, kłótliwymi — sam był bardzo męski, natomiast damy, jego zdaniem, powinny być delikatne i kruche.
— Instynktownie dążysz do tego, by opiekować się kobietami, by bronić słabszych od siebie istot — zauważył kiedyś jeden z jego przyjaciół.
Książę zaśmiał się cynicznie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że większość kobiet, z którymi aktualnie flirtował, doskonale potrafiła zadbać o siebie.
Wiedział też, że podniecało je, iż dominuje nad nimi i nad wszystkimi innymi.
Następnego poranka po balu w pałacu Buckingham książę wstał jak zawsze wcześnie i udał się na przejażdżkę do parku.
Było więcej mężczyzn na koniach, ale spotkał również kilka kobiet. Książę zastanawiał się przez moment, czy nie łatwiej byłoby spotkać się z Aliną właśnie tutaj. Coś przecież chciała mu opowiedzieć.
Potem przypomniał sobie, że trudno by jej było wymknąć się samej z domu. Nie mogła pojawić się poza domem bez męża albo przynajmniej kogoś ze służby.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.