- W empik go
Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera - ebook
Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera - ebook
Alicja wyszła za mąż za socjopatę, który szybko osaczył ją zazdrością, stosował wobec niej przemoc oraz gwałcił ją, gdy była pod wpływem środków nasennych. Marta żyła z alkoholikiem. Rozwód był względnie szybki, ale dochodzenie do siebie już nie. Julia rozwodziła się z manipulatorem, który niemalże doprowadził ją do samobójstwa. Adela przeżyła rozwód jako osobistą klęskę, Diana wciąż usiłuje stanąć na nogi, choć od uzyskania decyzji sądu minęło dużo czasu, a Sylwia nadal spłaca kredyt zaciągnięty, by pokryć długi byłego męża.
Trudne emocje, paraliżujący stres, potężna zmiana, a w oczach społeczeństwa – porażka. Cena, jaką przychodzi kobietom zapłacić za wolność, jest często zbyt wysoka, by od razu zacząć nowe, lepsze życie.
Historie bohaterek tej książki to tak naprawdę opowieści wielu kobiet, które postanowiły odejść od mężów. Ta książka niczego Wam nie doradzi, ale być może zawarte w niej przykłady okażą się wsparciem, zmotywują do działania czy po prostu dodadzą siły.
Mam już dość opowiada o tym, co spotyka rocznie ponad sześćdziesiąt tysięcy par małżeńskich w Polsce – o piekle rozwodu. O tym, jak to jest walczyć na sali sądowej, i co dzieje się później, kiedy zapada wyrok, a rzeczywistość przypomina zgliszcza.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8210-704-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
A małżeństwo bywa najtrudniejszą z nich
Były mąż Alicji to socjopata. Gwałcił ją, gdy była pod wpływem leków nasennych. Dziesięć lat po rozwodzie wciąż funduje jej kolejne sprawy w sądzie. Marta żyła z alkoholikiem. Rozwód był względnie szybki, ale dochodzenie do siebie już nie. Julia rozwodziła się z manipulatorem, który niemalże doprowadził ją do samobójstwa. Adela przeżyła rozwód jako wielką porażkę, Diana wciąż usiłuje stanąć na nogi, choć od uzyskania decyzji sądu minęło dużo czasu, a Sylwia nadal spłaca kredyt zaciągnięty, by uiścić długi byłego męża.
Historie naszych bohaterek to tak naprawdę opowieści wielu kobiet, które przeszły piekło rozwodu. Bo to zawsze trudne emocje, paraliżujący stres, potężna zmiana, a w oczach społeczeństwa – porażka. Cena, jaką przyszło im zapłacić za wolność, jest często zbyt wysoka, by od razu zacząć nowe, lepsze życie. Jednak po wielu godzinach rozmów, po wysłuchaniu tych trudnych życiorysów, chcemy powiedzieć: da się. Da się z tego wyjść, da się zebrać siły i pójść dalej. Istnieją różne drogi, a każda kobieta ma szansę odnaleźć swoją.
Oddajemy w Wasze ręce zwyczajne historie zwyczajnych kobiet, które bardzo szczerze opowiadają o tym, co było kiedyś i co jest dzisiaj. Będzie smutno, będzie przerażająco, ale obok tych wszystkich traumatycznych, przytłaczających wydarzeń pojawiają się nadzieja i światło w mroku bezradności. Chcemy, aby to światło rozbłysło mocniej.
Ta książka niczego Wam nie doradzi, ale być może przykłady innych kobiet okażą się wsparciem, motywacją czy po prostu dodadzą siły. Kiedy Joasia podzieliła się w sieci swoim doświadczeniem przemocy w związku, zalała ją fala wiadomości od różnych kobiet, na różnych etapach życia i z różnym bagażem na barkach. Wszystkie prosiły, by mówić o tym głośniej i więcej. Nie mogłyśmy pozostać obojętne!
Opowiadamy o tym, co spotyka rocznie ponad sześćdziesiąt tysięcy par małżeńskich w Polsce. O rozwodach. O tym, jak to jest walczyć na sali sądowej, i co się dzieje później, kiedy zapada decyzja, a rzeczywistość wygląda jak miasto po bombardowaniu. I o tym, że właściwie nigdy nie jest tak, że tych zgliszczy nie da się uprzątnąć i zastąpić nowym, przyjaznym otoczeniem.ALICJA
Jego oczko w głowie
– Gdy poznałam K., miałam dwadzieścia pięć lat. Wyrwałam się z domu rodzinnego, zamieszkałam w stolicy. W domu nauczono mnie, że jestem niewiele warta i brzydka, że jedyne, na co mogę liczyć, to nieczułość. Na drogę dostałam plecak oraz poczucie, że nikt mnie nigdy mocno nie kochał, bo rodzice stosowali tak zwany zimny chów i byli szorstcy jak papier ścierny. Żadnego przytulania czy gładzenia po włosach. Tylko robota w obejściu i masa obowiązków.
Dzisiaj Alicja jest po czterdziestce. Wygląda świetnie, w jej uśmiechu i oczach nie dostrzegam traum przeszłości. Nie wiem jeszcze, co mi opowie, nie spodziewam się aż tak mocnej historii.
Przyjechała do Warszawy jako dwudziestolatka, wynajęła mieszkanie z koleżanką i zaczęła dorosłe, odpowiedzialne życie. Mogła liczyć tylko na siebie. Zatrudniła się w sieci sklepów i harowała od świtu do nocy, wylewając siódme poty. W domu wychowano ją tak, by umiała pracować bez wytchnienia. Jak sama wielokrotnie podkreśla: to był skrypt wgrany na twardy dysk i na stałe wypalony w korze mózgowej.
Alicja niczego nie planowała, jeżeli chodzi o relacje romantyczne. Jej celem było zarobić na chleb, może coś odłożyć. Nie umawiała się na randki, nie szukała chłopaka. Sam się znalazł, choć wszystko potoczyło się inaczej niż w wyobrażeniach młodej dziewczyny, która marzy o zbudowaniu stabilnego, zdrowego związku. Innego niż ten, który stworzyli jej rodzice.
– K. dostrzegł mnie od razu, gdy nasze drogi przecięły się w pracy. I już od pierwszego dnia poświęcał mi sto procent uwagi. Nie dowierzałam, bo nigdy nie byłam dla nikogo najważniejsza, a tym bardziej adorowana w taki sposób. Czy mi się podobał? To zdecydowanie nie był mój typ. Ja jestem drobna, K. ma prawie dwa metry wzrostu i jest bardzo postawny. Wielki Ptak z ulicy Sezamkowej, tak bym go określiła. Gdyby nie to, że tak ciasno otoczył mnie opieką i uwielbieniem, w życiu nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale muszę przyznać, że wykazywał się wysoką skutecznością. To była jego supermoc.
Znajomi z pracy tylko kręcili głowami. Pojawiały się życzliwe głosy, które przestrzegały Alicję przed niebezpieczeństwem. Mówiono o nim, że skacze z kwiatka na kwiatek. A przecież to był żonaty facet. Tym gorzej! Jednak Alicja szybko zaczęła patrzeć na niego inaczej niż cała reszta. Złakniona uwagi i czułości dziewczyna nie mogła uwierzyć, że inteligentny mężczyzna, dusza towarzystwa, który cieszy się powodzeniem wśród kobiet, całkowicie stracił dla niej głowę.
– Przyjeżdżał po mnie. Interesował się mną, pytał o wszystko. Nosił na rękach. Poczułam się jak księżniczka. Zalała mnie fala szczęścia, bo okazało się, że jednak ktoś może mnie kochać całym sercem. K. sprawiał, że czułam się wyjątkowa, mówił, że jestem ideałem. Nie doszukiwałam się kłamstwa, bo widziałam jego maślane oczy i codzienne starania. Myślę, że żadna kobieta z deficytami wyniesionymi z domu nie zdołałaby mu się oprzeć.
Alicja zawsze wierzyła w ludzi. A ludzie potrafią zmienić się na lepsze. Miała nadzieję, że K. też się zmienił, bo w końcu spotkał kobietę, która była warta tego wysiłku. W różowych okularach czy bez – K. wypadał wspaniale na każdym polu i zdawał wszystkie testy na piątkę z plusem.
Ona to już nie żona
– Nie czułam się kochanką i nie nazwałabym się tak. Nie dlatego, że chcę uniknąć oceny. Po prostu wszystko było jawne, niczego nie tailiśmy. Sprawy toczyły się błyskawicznie, a ja miałam wrażenie, że znamy się od zawsze. Czułam się przy nim bezpiecznie. Nie pytałam o nią za wiele. Uznałam, że po prostu się nie dobrali, takie rzeczy się zdarzają. Każdy popełnia błędy. To była jego decyzja. Nie odbijałam nikomu męża. Wszystko działo się poza mną. Co więcej, on zachowywał się jak kawaler i już po dwóch miesiącach zaproponował, abyśmy wynajęli razem mieszkanie. A żonie wszystko szczerze powiedział. Zażądał rozwodu. To było uczciwe. Gdy podpisaliśmy umowę najmu, on miał już papiery rozwodowe w sądzie. Nie wyglądało to wcale jak te wszystkie opowieści o facetach, którzy latami okłamują żony i sypiają z kochankami w hotelach.
Teoretycznie informacja o żonie powinna być dla nowej partnerki ważnym sygnałem ostrzegawczym, ale skoro tak wiele par się rozwodzi, to fakt, że K. wszedł z jednego związku w drugi, nie wydawał się Alicji aż tak niezwykły. A kiedy pławiła się w morzu miłości i komplementów, nic nie miało prawa się do niej przebić. W końcu ktoś rekompensował jej niełatwe dzieciństwo. Chłonęła to doznanie. Czuła się szczęśliwa, a w takim stanie czujność tępieje niczym nożyczki starej krawcowej.
– Nie, nie byłam czujna jak sarna w lesie. Ale nie mam o to do siebie pretensji. Wierzyłam, że zasługuję na miłość. A on do dzisiaj jest mistrzem manipulacji i bardzo dobrze zmontowanych kłamstw. W starciu z zawodowcem byłam skazana na porażkę. K. obudził we mnie pragnienie budowania związku, zakładania rodziny. Nagle wszystko zaczęło się wydawać możliwe. Dom, praca, kariera i uczucie, za którym pobiegłabym w ogień.
Zamieszkali razem, a K. snuł plany na przyszłość. Sąd wyznaczył mu pierwszą rozprawę rozwodową i wyglądało na to, że pójdzie gładko. Zresztą, jemu zawsze wszystko się udawało. Z żoną nie miał się o co sądzić: żadnych dzieci, wspólnego kredytu czy wielkiego majątku.
– Jego żona nie istniała w moim życiu, widziałam ją tylko na zdjęciach. Normalna, ładna dziewczyna, niepodobna do mnie. Byłam o tym przekonana aż do dnia, gdy wpadła do mojej pracy. Podeszłam do niej, choć serce zaliczało migotanie przedsionków, a stan zawałowy pukał do drzwi. Jej widok okazał się wstrząsem. Patrzyłam na swoją kopię! Taka sama fryzura, podobny strój. Jedyne, co nas różniło, to wzrost. Od razu mnie rozpoznała, a ja zaczęłam uciekać. Rzuciłam tylko coś w stylu: „Proszę załatwiać te sprawy z K.! Ja nie jestem stroną w waszych sprawach i nie mam nic do powiedzenia”. I tyle. Nie wiem, co chciała mi wówczas powiedzieć… Może gdybym poświęciła jej chwilę, coś by do mnie dotarło. Chociaż nie, nie sądzę. Byłam zakochana po uszy i nikt nie mógł tego zmienić.
Zgodnie z przewidywaniami K. dostał rozwód na pierwszej rozprawie. Sprawa jego małżeństwa została zamknięta niczym ostatni rozdział skończonej właśnie książki. Nie było przeszkód, by rozpocząć nową.
Co, gdzie i z kim?
Sielanka nie trwała długo.
– Pewnego dnia, gdy już mieszkaliśmy ze sobą, K. zatrzymał mnie rano, przed wyjściem do pracy.
„A co ty masz na sobie?”
„Spódnicę i bluzkę, a co?” – Pracowałam jako kierowniczka sklepu.
„Dla kogo starasz się być taka seksowna?”
„Słucham?”
„Pytam, komu chcesz się tak podobać?! Myślisz, że nie widzę, jak zagadujesz do wszystkich kolesi z roboty?”
„Nieprawda! O czym ty mówisz?”
„Masz z nimi nie gadać. Z żadnym facetem, jasne? I weź przestań zakładać te miniówki. To jak zaproszenie”.
Tak wyglądała pierwsza z wielu regularnych kłótni. K. szukał powodów do sprzeczek. Niemal codzienne zarzucał Alicji, że robi coś z kimś, co jemu się nie podoba. Te oskarżenia były nie tylko bezzasadne, lecz także przepełnione agresją.
– Karał mnie oschłością i całymi dniami milczenia. A to było gorsze od awantur, możesz mi wierzyć. Mój przychylacz nieba, który dawał mi tak wielkie oparcie, zamienił się w pełnego pretensji faceta, który ciągle psuł atmosferę. Nie potrafiłam jednak dodać dwa do dwóch. Nie dostrzegałam, że jego złości przede wszystkim mój rozwój. Byłam doceniana w pracy, zaczęłam lepiej zarabiać. I podjęłam decyzję o zakupie kawalerki. Zawsze o tym marzyłam i w końcu mogłam zaciągnąć kredyt. Znalazłam małe mieszkanko na poddaszu i sfinalizowałam transakcję. Zamieszkaliśmy w nim razem, wreszcie na swoim.
Alicja miała nadzieję, że własny kąt pozwoli im trochę się poukładać, ale nic z tego. On szalał coraz bardziej, aż w końcu doszło do rozstania. K. się wyprowadził, ona skupiła się na karierze. Szybko wyszło na jaw, że znalazł kogoś nowego – zajęło mu to raptem kilka tygodni. Ona postanowiła, że zamyka się na sprawy uczuciowe. Świeży awans wymagał poświęcania się pracy. Zaczęła wyjeżdżać w delegacje, harowała przez całe dnie.
– Aż w końcu spotkaliśmy się ponownie. Niby przypadkiem. I gdy go zobaczyłam, wszystko wróciło. Motyle w brzuchu, emocje. Jakbyśmy się rozstali na dwa dni, a nie na pół roku. Paradoksalnie ta rozłąka jeszcze bardziej mnie do niego zbliżyła. Uświadomiłam sobie, jak mocno za nim tęskniłam. On zdawał się czuć to samo i od tego momentu wszystko toczyło się błyskawicznie.
Na zawsze razem, na dobre i na złe
K. się oświadczył. Wzięli szybki, romantyczny ślub. Wesele odbyło się w ogrodzie przyjaciela, w otoczeniu najbliższych. Wspólne życie jako małżeństwo zaczęli na pełnym luzie, z myślą, że wszystko będzie się układać. Mieli pracę, mieszkanie, perspektywy. A przynajmniej ona tak myślała.
– Zapragnęłam dziecka. I to bardzo. Nie wiem, dlaczego mój zegar biologiczny zaczął nagle tak głośno tykać, ale szalenie mi na tym zależało. On też tego chciał, więc staraliśmy się kilka miesięcy. I nic. Okazało się, że to droga przez płotki i kałuże, na dodatek błotne.
Początkowo Alicja robiła dobrą minę do złej gry. Przecież współczesna medycyna powinna poradzić sobie z niepłodnością. Marzenie gnało ją do przodu. Cyklicznie odwiedzała lekarza, robiła badania, obliczała dni płodne. Seks uprawiali według kalendarza.
– Mijał czas, a ja dalej nie zachodziłam w ciążę, choć stawałam na rzęsach i gotowa byłam robić przysiady czy kąpać się w herbacie, gdyby mogło to pomóc. Psychika siadała mi coraz mocniej. Zmagałam się ze stanami depresyjnymi. Zniknęła uśmiechnięta, pełna energii dziewczyna, która zarażała innych pasją. Nie wytrzymałam tej presji i podjęłam decyzję, że rzucam starania o dziecko. Bardzo potrzebowałam oddechu. Zwłaszcza że w pracy oczekiwano ode mnie coraz więcej. W sumie z ulgą wyjeżdżałam w delegacje, bo to dawało mi zapomnienie. Z kolei w K. budziło agresora, bo tracił wówczas nade mną kontrolę. Myślę, że jemu całkiem się podobało, gdy łapałam doły. Byłam wówczas wycofana i potulna, co bardzo lubił. Umykało mi to.
K. dostawał szału, ilekroć Alicja wsiadała do pociągu lub do samolotu. Wydzwaniał i próbował udowodnić, że na pewno sypia z kimś w hotelach. I znów ją karał. Przestał przyjeżdżać po nią na lotnisko czy dworzec, w domu traktował z obojętnością, jak rzecz. Tymczasem Alicja czuła się tym wszystkim zmęczona. I zakiełkowało w niej marzenie o własnym biznesie.
– Gdy K. się o tym dowiedział, od razu przyklasnął. Myślałam, że chce mnie wspierać w realizacji celu, ale nie o to chodziło. Podnieciła go myśl, że przez przynajmniej kilka lat będę od niego całkowicie zależna, bez grosza przy duszy. Bo w firmę musiałam zainwestować prawie wszystkie środki.
Los wepchnął Alicję na prawdziwy diabelski młyn. Zdecydowała się wraz z mężem na zakup kolejnego, tym razem wspólnego mieszkania, zaciągnęła pożyczkę w banku. Kawalerka, którą nabyła wcześniej, poszła na wynajem. Kiedy wyłożyła resztkę środków na wkład własny, została bez oszczędności, zdana całkowicie na łaskę K. Trzeba przyznać, że zrobiło się gorąco. Kredyt na karku plus nowy interes – to naprawdę duże zobowiązania. Postanowiła nie martwić się na zapas, tylko rozwijać firmę.
Gdy jej biznes zaczął raczkować, okazało się, że jest w ciąży. Szczerze się ucieszyła – przecież czekali na to bardzo długo, już bez nadziei. Jednak K., który rozsmakował się we władzy i posłuszeństwie żony, nie okazał entuzjazmu.
Na skraju
– Bardzo nie spodobało mu się zalecenie lekarza, by powstrzymać się od seksu. Zakazy i nakazy to nie dla niego. A ja miałam spełniać powinności na wielu polach. Kochanka, gospodyni, służąca, ozdoba. Co mu akurat bardziej pasowało. To, co wcześniej odbierałam jako coraz bardziej niepokojące sygnały, stało się moją codziennością.
Alicja musiała porzucić wyobrażenia o mężu, który wspiera ją w niełatwej, zagrożonej ciąży. Nic jednak nie mogło przygotować jej na moment pojawienia się dziecka na świecie.
– Trafił nam się egzemplarz, który nie śpi. Po prostu. Nasz syn płakał przez większość doby, a sen był mu potrzebny jak serek na grabiach. Taka jego natura, lekarze wzruszali ramionami. Trzeba było się nim zajmować bezustannie, a K. już pierwszego dnia umył ręce. Zostałam sama z opieką nad wymagającym noworodkiem.
Gdyby chodziło tylko o obojętność i zaniechanie obowiązków, być może Alicja wyszłaby z tego obronną ręką. Jednak K. był niezadowolony i żądał od niej czegoś więcej niż tylko wyłącznego zajmowania się synem. Przede wszystkim Alicja miała spełniać powinność żony i regularnie uprawiać z nim seks. A zaraz potem odhaczać etat sprzątaczki i kucharki oraz oczywiście zarabiać przyzwoite pieniądze, bo on nie zarabiał zbyt wiele i bardzo mu się to podobało. Choć sytuacja była dramatyczna, potrzeba spełniania wszelkich pragnień K. stale wygrywała. Alicja zgodziła się na stosunek seksualny raz w tygodniu.
– Nie widziałam innej opcji. Czy to takie dziwne? Byłam wyczerpana, niezdolna do stawiania oporu. Przerażona, sama, bez oszczędności i wsparcia. Nikt nie wiedział, jak mi źle. Jego matka udawała ślepą, a moja rodzina była daleko, poza Warszawą. Najgorsze jest to, że ta mała posłuszna dziewczynka w środku mnie wydawała mi rozkazy. Przed seksem starałam się ubrać w kusą koszulkę nocną i robiłam, co K. mi kazał. Byłam posłuszna, choć co tydzień wymiotowałam ze stresu.
W którym momencie Alicja uwikłała się w spiralę przemocy i strachu? Zapewne już w dniu, gdy poznała swojego oprawcę. K. starannie dobrał ofiarę. Wiedział, że Alicja ze swoimi kompleksami i lękiem przed odrzuceniem będzie uległa. Poczuł się władcą i nie zawahał się sięgnąć po drastyczne środki. Nawet jeżeli miało to oznaczać złamanie prawa.
– Byłam tak wycieńczona niespaniem, że niemal traciłam przytomność. Sytuacja była niesamowicie trudna, a K. tylko podsycał ten koszmar. Zostawiał naczynia w zlewie. Porozrzucane ubrania. Bałagan w łazience. Robił to z rozmysłem, choć może się to wydawać niewiarygodne. W końcu poszłam do lekarza, opowiedziałam o moich zmaganiach z bezsennością, na co lekarz przepisał mi bardzo silne leki nasenne. K. łaskawie się zgodził, że będziemy się wymieniać nocną opieką nad małym. Co drugą dobę brałam tabletki, by przespać kilka godzin.
System działał do czasu, aż Alicja pewnego ranka odkryła coś przerażającego. Zrywając się rano z łóżka, poczuła spływającą po udach lepką ciecz. Jego spermę. Nigdy nie zapomni tego momentu: chaos w głowie, walenie serca, gonitwa myśli.
– Tabletki były naprawdę mocne. Musiałam takie brać, bo w przeciwnym razie wybudzał mnie każdy dźwięk. I choć zdążyłam już poznać ciemną stronę K., to i tak nie mogłam uwierzyć w swoje odkrycie… Mój mąż gwałcił mnie, gdy byłam nieprzytomna. Ile razy? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że tym razem skończył we mnie i że ból zmaltretowanego ciała, który składałam na karb zmęczenia, towarzyszył mi od tygodni.
Alicja jeszcze nigdy nie doświadczyła tak potwornego upokorzenia. Czuła się brudna, zbrukana. Obca. W ten okropny poranek wzięła prysznic, choć dłonie dotykały jakby obcej skóry. Umysł szybował gdzieś dalej, do innego miejsca, w którym TO nigdy nie miało miejsca.
– Stanęłam z nim twarzą w twarz i spojrzałam mu w oczy. Od razu spostrzegł, że już wiem. Patrzył na mnie z wyższością i pogardą. Nie powiedział nawet słowa, bo nie musiał. W jego przekonaniu mógł mnie mieć w każdy możliwy sposób. A ja wiedziałam, że ma rację. Nie miałam siły, by walczyć. Przegrałam już dawno temu.
Tylko strach
Natychmiast odstawiła tabletki. Wolała nie spać i mdleć, niż ryzykować, że K. znów to zrobi. Głęboko zakorzeniony lęk okazał się skutecznym środkiem pobudzającym. Alicja przypominała zombie. I wciąż nie mogła na nikogo liczyć. Dni upływały jej na byciu matką wciąż nieśpiącego syna, żoną faceta, który lubił ją krzywdzić i upokarzać, i szefową młodego zespołu pracowników. Firma stawiała pierwsze kroki i wymagała uwagi.
– Syna zostawiałam z teściową, która jednak niechętnie zgadzała się na opiekę. Nie dziwię się. Mały cały czas wył jak syrena, nie dawał nawet chwili wytchnienia. Mimo to jakoś to wszystko szło do przodu. Dzień za dniem, noc za nocą. Niestety, wciąż do jakiejkolwiek stabilizacji było mi tak daleko jak do najbliższej orbity. Przez przypadek odkryłam, że K. ma kogoś na boku. Nie był to szok, ale jednak cios. Z rozpaczy postanowiłam zapisać nas na terapię małżeńską.
Alicja musiała nakłonić go do tego podstępem. Zapewniła męża, że to nad nią będą pracować. Nad tym, żeby stała się lepszą żoną, sprawiała mniej problemów i nauczyła się nie wyprowadzać go z równowagi. Jemu spodobała się ta wizja, więc się zgodził. Poszli jednak tylko na kilka sesji. Gdy ostatni raz nie pojawił się w gabinecie, terapeutka postanowiła porzucić na chwilę zawodowe pozory.
– Pani Alicjo, to nie pani ma problemy, tylko on. To bardzo, ale to bardzo chory człowiek. Nie widzę szans, by coś miało się zmienić, dopóki mąż sam tego nie pojmie.
Jednak nawet te słowa nie zdołały nakłonić Alicji do ucieczki. Wciąż nie widziała żadnej drogi ewakuacji. Bez pieniędzy, wsparcia rodziny, z ogromem obowiązków na głowie i małym dzieckiem na rękach szanse na złapanie gruntu pod nogami miała znikome. Odnosiła wrażenie, że tkwi po pas w ruchomych piaskach.
Lepiej się nie stawiaj
– Nasz synek już wtedy chodził, ale wciąż pochłaniał całą moją uwagę. Resztki sił pozostawiałam na sprzątanie. Pewnego dnia zobaczyłam, jak w zlewie rośnie sterta talerzy. Chwilę wcześniej załadowałam naczynia do zmywarki, a tymczasem K. wyprodukował dwa nowe i ani myślał posprzątać. Na ten widok ogarnęła mnie jakaś taka dziwna rozpacz. „Powiedz mi, dlaczego ty mi to robisz?” – zapytałam. Nie spodziewałam się, że właśnie zbudziłam potwora. K. wstał i ruszył w moją stronę, dysząc. Ogarnęła go furia, jakiej jeszcze u niego nie widziałam. Zaczął okładać mnie pięściami, wszędzie, tylko nie po twarzy. Wiedziałam, że mam za sobą synka i ścianę, więc nawet nie próbowałam uciec.
Pobił ją dosyć mocno, choć obyło się bez złamań. Gdy skończył, zdążył się jeszcze obrazić. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami, choć miał zostać z dzieckiem. Tego dnia Alicja planowała stawić się w swojej firmie.
Syn płakał. Alicja zebrała się z podłogi i poszła do łazienki. Czuła, jak stłuczenia pulsują pod skórą, wszystko ją bolało. Gdy jednak spojrzała w lustro, nie chciała widzieć ofiary. Nie chciała widzieć właściwie nikogo, próbowała wymazać wszystko z pamięci, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To się nie stało. Tego nie ma.
– Zadzwoniłam do jego matki, by zajęła się wnukiem. Gdy przyszła i zobaczyła, w jakim jestem stanie, powiedziała, że to musiał być przypadek. A ja ubrałam się i pojechałam do firmy, gotowa udawać, że wszystko jest w porządku. Plan był trudny w realizacji, gdyż stłuczenia puchły z godziny na godzinę, a ból nie pozwalał zrobić kroku. Kolega z pracy przyglądał mi się tylko przez chwilę i już wiedział, że wydarzyło się coś złego. Nie chciał mi odpuścić, musiałam mieć potworny wyraz twarzy. W końcu powiedziałam prawdę. Chciał jechać ze mną na policję albo chociaż do szpitala, ale się nie zgodziłam. Powód był prosty: konsekwencją wizyty w komisariacie lub szpitalu była wizyta funkcjonariuszy u nas w domu. W domu, do którego miałam wrócić i zmierzyć się ze złością męża za składanie donosów. Kolejnego wybuchu jego wściekłości mogłam nie przeżyć. Stanęło na tym, że zrobimy kilka zdjęć siniaków, żebym miała jakikolwiek dowód. Gdy kolega cykał fotki telefonem, usiłowałam się uśmiechnąć. Tak mnie nauczono, żeby na zdjęciach nie mieć smutnej miny.
Początek końca
K. wrócił, przeprosił i zaproponował wyjazd tylko we dwoje na wycieczkę do ciepłych krajów. Już wcześniej o tym rozmawiali, ale on chciał to zrobić jak najszybciej.
– Powiedziałam, że się zgodzę pod jednym warunkiem. Że to już nigdy się nie powtórzy. Spojrzał na mnie wówczas z powagą i stwierdził: „Nie mogę ci tego zagwarantować”. Więc powiedziałam: „To ja nie jadę”. Wzruszył ramionami i poleciał sam. Dopiero później odkryłam, że jednak nie do końca. Kochanka też się załapała na te wakacje. On zarezerwował dla niej pokój już wcześniej. Gdybyśmy znaleźli się w hotelu we trójkę, wówczas ona byłaby razem z nami, a ja miałam się o tym nie dowiedzieć. Przecież wystarczyło podać mi podstępnie leki nasenne…
Alicja miała kilka dni na to, by ochłonąć. Po raz kolejny była gotowa wmówić sobie, że wszystko jakoś się ułoży. Po jego powrocie czekała ją jednak kolejna niespodzianka. Tego nie mogła przewidzieć nawet w najśmielszych przypuszczeniach.
– Wrócił do domu opalony i wypoczęty. I już w progu oświadczył mi, że mam wypierdalać. I to dosłownie. Razem z dzieckiem, bo jesteśmy dla niego kulą u nogi. Myślałam, że źle słyszę, ale nie. Poprosiłam go o trochę czasu, żeby wypowiedzieć mieszkanie lokatorom z mojej kawalerki. Dał mi kilka tygodni.
Po miesiącu Alicja spakowała swoje rzeczy, wzięła syna pod pachę i zniknęła z życia męża. Przynajmniej taką miała nadzieję. K. złożył pozew o rozwód. Kolejny w swoim życiu. Gdy dotarło do niej, co się działo przez ostatnie lata, w odpowiedzi zażądała rozwodu z orzekaniem o winie. Chciała usłyszeć, jak publicznie – nie za kulisami, przez terapeutę – wypowiadane są, słowa, że K. jest złym człowiekiem, że nie oszalała, że tak nie można traktować drugiej istoty. Że ktoś widzi jej krzywdę i uznaje, iż to K. ponosi za nią pełną odpowiedzialność.