- promocja
- W empik go
Mam na imię OLA - ebook
Mam na imię OLA - ebook
Czy do samotności można przywyknąć? Ola myślała, że zna ją doskonale, ale kiedy zamknęła za sobą drzwi pierwszego hostelu, zdała sobie sprawę, że takiej samotności nie zaznała jeszcze nigdy w życiu. Co gorsza, spadła na nią jeszcze przygniatająca odpowiedzialność i to nie tylko za siebie, ale i za dziecko, które wkrótce urodzi. Kiedy codzienność przytłacza, nie da się planować przyszłości. Nie da się nawet marzyć. Można jedynie żyć biegnącą chwilą. W jednej z takich chwil dziewczyna otrzymuje niezwykłą propozycję. Bez zastanowienia ją odrzuca. Wie jednak, że nie ma innego wyjścia. Musi zgodzić się na rozwiązanie, którego konsekwencje zmienią nie tylko jej życie.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396797223 |
Rozmiar pliku: | 356 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla szczęśliwej mamy był to już trzeci poród, choć tak jak za pierwszym razem, tak i teraz ciąża kompletnie ją zaskoczyła. Miała już czterdzieści jeden lat, Paweł ― czterdzieści dwa. Bali się, oczywiście, że się bali. W tym wieku ryzyko chorób u dzieci się zwiększa, jednak ani przez chwilę nie brali pod uwagę innych rozwiązań. Zresztą nie po raz pierwszy.
Gdy Małgosię w końcu zmorzył sen, drzwi sali się otworzyły i położne wprowadziły kolejne łóżko oraz maleńką kołyskę z noworodkiem. Choć personel szpitala starał się zachowywać cicho, Dorotka się zbudziła i oczywiście zaczęła płakać. Kilka sekund później płacz rozległ się także z drugiego łóżeczka.
― Chyba dzieci się witają ― powiedziała z uśmiechem Małgosia, biorąc córeczkę na ręce.
Tymczasem położne pomagały już młodej mamie z drugiego łóżka prawidłowo przystawić noworodka do piersi. Przez twarz młodej dziewczyny przeszedł grymas bólu, jednak nie poskarżyła się ani słowem.
Kiedy noworodki zajęte jedzeniem umilkły, jedna z położnych zapytała, czy mamy czegoś jeszcze potrzebują. Obie pokiwały przecząco głowami, więc ta po raz kolejny poinstruowała, jak ją wezwać, gdyby była potrzebna, i wraz z koleżanką opuściła salę.
― Chłopczyk czy dziewczynka? ― zapytała Małgosia, zakładając za ucho kosmyk kasztanowych włosów.
― Dziewczynka ― odpowiedziała cichutko jej towarzyszka.
― W takim razie mamy tu dwie księżniczki. Jak ma na imię?
Zamiast odpowiedzi po twarzy dziewczyny potoczyła się łza. Kobieta doskonale rozumiała strach, ból i niepewność, które mogły miotać sercem młodziutkiej, na oko osiemnastoletniej dziewczyny.
― Spokojnie, kochanie ― powiedziała po chwili, ledwie powstrzymując wzruszenie. ― Dorotka to moje trzecie dziecko, więc gdybyś potrzebowała w czymś pomocy, to po prostu powiedz ― dodała ciepło.
Rano Małgosię obudził dopiero płacz córki. Wyjęła ją z łóżeczka, przewinęła i przystawiła do piersi. Ukradkiem zerknęła na sąsiadkę. Dziewczyna leżała bokiem, wpatrywała się w swoje dziecko, a jej opuchnięte oczy i zapadnięte policzki nie pozostawiały złudzeń. Młoda mama miała łagodne rysy i nieco pociągłą twarz. Jej proste i długie blond włosy, wcześniej spięte w ciasny kok, dziś swobodnie spływały na białą, szpitalną poduszkę. Była szczupła i delikatna. Zdaniem Małgosi była też bardzo naturalna, nie dostrzegła ani odrobiny makijażu czy dodatkowych ozdób.
Przez dłuższy czas Małgosia nie potrafiła znaleźć właściwych słów. Bała się, że spłoszy nastolatkę, ale bardzo chciała jej powiedzieć, że doskonale ją rozumie i jeśli chce, to mogą porozmawiać. Ona wydawała się natomiast nieobecna, wycofana. Jakby pochłonięta myślami, które mąciły jej spokój. Dopiero po śniadaniu, które ― delikatnie mówiąc ― nie odpowiadało standardom, jakie powinny obowiązywać na porodówkach, Małgorzata wymyśliła, jak się przebić przez rozpacz dziewczyny.
Odłożyła śpiącą Dorotkę, podeszła do szafki i wyjęła z torebki portfel. Zawsze nosiła przy sobie zdjęcia męża i dzieci i coraz częściej się dziwiła, że jej maluchy są już właściwie dorosłe. Hołdując zasadzie, że ciekawość to ogromna siła napędowa, bez słowa podała sąsiadce małą fotografię.
Dziewczyna popatrzyła na zdjęcie, a potem pytająco spojrzała na Małgosię.
― To mój syn, Witek. Jest już studentem, a urodziłam go, gdy miałam dziewiętnaście lat ― urwała.
Nastolatka długo się wpatrywała w fotografię. Z zamyślenia wyrwało ją ciche jęknięcie córeczki, która we śnie delikatnie się przekręciła.
― Przystojny ― powiedziała, oddając zdjęcie. ― Też mam dziewiętnaście lat. Wychowała go pani?
― Oczywiście.
― Sama?
― Nie. Jego ojciec na szczęście stanął na wysokości zadania, a z czasem zaczęli nam też pomagać rodzice.
― My mamy tylko siebie.
― Jesteś pewna? Może teraz twoi bliscy są źli albo się boją. Z czasem wszystko zacznie wyglądać inaczej.
― Nie zacznie. ― Głos dziewczyny się urwał, a jej oczy ponownie napełniły się łzami.
Nim Małgorzata zdążyła zareagować, drzwi sali się otworzyły, a do środka wszedł lekarz. Codzienny obchód zakończył się badaniem słuchu noworodków, a po wyjściu doktora w sali została jeszcze pielęgniarka z plikiem dokumentów w dłoni.
― Przed wyjściem ze szpitala musimy otrzymać od pań zaświadczenie, że dzieci zostały zgłoszone do położnej środowiskowej.
― Co to znaczy? ― zapytała dziewczyna.
― To znaczy, że odwiedzi panią w domu położna, w ramach wizyt patronażowych. Zbada, zważy i zmierzy dziecko, a także odpowie na wszystkie pytania i pomoże w ewentualnych trudnościach. Proszę więc poprosić kogoś z rodziny, aby dostarczył nam zaświadczenie od położnej. W pani dokumentach brakuje jeszcze informacji o miejscu zamieszkania. Musimy to uzupełnić. Ale spokojnie. ― Pielęgniarka obdarzyła dziewczynę miłym uśmiechem. ― Możemy to zrobić jutro, kiedy nabierze pani sił. Potrzebują panie czegoś?
― Dziękujemy, radzimy sobie ― odpowiedziała za obie Małgorzata, po czym siostra wyszła, zostawiając je same.
Małgosia chciała wrócić do przerwanej rozmowy, ale właśnie zadzwonił jej telefon.
― Cześć, kochanie! Możesz rozmawiać? ― usłyszała w słuchawce głos męża.
― Cześć! Pewnie.
― Przyjechaliśmy wszyscy. Wiem, że mieliśmy być po obiedzie, ale Kaja siedziała w samochodzie od świtu i trąbiła, więc nie miałem wyjścia. Jeśli to jednak zły moment, to oczywiście poczekamy. Cierpliwie! ― dodał z naciskiem Paweł, a Małgosia oczyma wyobraźni widziała, jak wymownie spogląda na ich córkę. Kaja miała siedemnaście lat i nieposkromiony temperament.
― Lekarz był u nas już jakiś czas temu, więc za chwilę możemy do was wyjść.
― Wspaniale, czekamy.
Małgosia wolałaby teraz porozmawiać z dziewczyną, ale przecież nie mogła kazać najbliższym czekać. Paweł oczywiście widział Dorotkę zaraz po narodzinach. Towarzyszył żonie podczas porodu, jednak dzieci miały zobaczyć siostrzyczkę po raz pierwszy.
Oboje bali się reakcji swoich pociech na wieść o kolejnym dziecku. Witek miał już w końcu dwadzieścia dwa lata. W sumie sam mógłby być ojcem. Myśli, że Kaja mogłaby być mamą, Małgorzata jakoś nie dopuszczała do świadomości.
Najpierw rozmawiali z Witkiem. Był podobny do ojca ― spokojny, szczery i życzliwy. Potrafił panować nad swoimi emocjami, co wcale nie oznaczało, że nie był ciepłym i pewnym swoich uczuć mężczyzną. Kiedy rodzice mu powiedzieli, że będzie miał rodzeństwo, przez chwilę wydawał się zszokowany, ale na jego sympatycznej twarzy szybko pojawił się uśmiech. Małgosia wiedziała, że nigdy nie zapomni, jak po prostu ją przytulił.
― Ale ja nadal będę twoim ukochanym synkiem, prawda? ― zapytał z nutką rozbawienia w głosie.
― Zawsze ― odpowiedziała poważnie i zmierzwiła jego nieco dłuższe, wpadające w oczy włosy.
― Nie martw się, mamo. Zaskakiwaliście nas wielokrotnie, a zawsze wszystko kończyło się dobrze, więc i teraz tak będzie. Kocham cię ― dodał i przytulił ją jeszcze mocniej.
Chwilę później jej dorosły syn wyciągnął dłoń w stronę ojca i z pełną powagą powiedział:
― Cóż, tato, gratuluję! ― Po czym po raz kolejny się uśmiechnął w ten swój łobuzerski sposób.
Reakcja Kai stresowała ją o wiele bardziej. Dziewczyna była wprost nieprzewidywalna, uwielbiała zaskakiwać otoczenie. Wytykać ludziom ich błędy i mówić głośno to, o czym inni tylko myśleli.
W trakcie tej rozmowy Kaja zachowała się niezwykle dorośle. Nie ukrywała, że rodzice bardzo ją zaskoczyli, i nie udawała radości, ale też nie powiedziała ani słowa, które mogłoby ich zaboleć.
Kilka chwil później Małgorzata wraz z córeczką wyszły do pokoju odwiedzin. Szpital nie pozwalał gościom wchodzić do sal, w których przebywały matki z noworodkami. Początkowo zdziwiło ją to rozwiązanie. Zmieniła jednak zdanie, kiedy przypomniała sobie, jak przed laty się krępowała, gdy próbowała nakarmić synka w sali, w której nieustannie przebywali goście jej sąsiadki.
Kiedy znalazła się wśród najbliższych, Witek z Kają od razu pochylili się nad łóżeczkiem siostrzyczki.
― Hej, kruszynko, ale ty jesteś do mnie podobna! Kupiłam ci wielkiego misia, ale ten zrzęda tatuś, bo wiesz, mamy tego samego tatę, nie pozwolił mi go tu przynieść. Nie, nic się nie martw. Jutro przyjadę sama, więc na pewno go zabiorę.
― Siostra, błagam cię, przymknij się. Nie widzisz, że maleńka śpi? Naprawdę chcesz ją obudzić?
Witek i Kaja zachwycali się siostrzyczką, a Małgosia poczuła się rozluźniona, kiedy tylko znalazła się w pobliżu Pawła. Zawsze działał na nią kojąco, nieraz nazywała go swoją prywatną ostoją spokoju. Choć bywało, że jego opanowanie drażniło ją w momentach, kiedy sama była czymś zdenerwowana. Mimo to była to jedna z cech, którą szczerze w nim podziwiała.
― Jesteś zmęczona? ― zapytał. ― Kochanie?
Głos męża wyrwał Małgosię z zamyślenia.
― Przepraszam. O co pytałeś?
― Jesteś zmęczona. Może będzie lepiej, jeśli już pójdziemy?
― Nie, zostańcie jeszcze chwilę, nie jestem zmęczona.
― Więc o co chodzi? ― zapytał, a kiedy uparcie milczała, dodał: ― Skarbie, proszę cię, przecież widzę.
― Nie martw się, nie chodzi o mnie ani o malutką.
― Więc…
― Nie teraz.
― Małgosiu…
― Leżymy na sali we dwie. Moja sąsiadka ma dziewiętnaście lat. Jest załamana. ― Małgosia ściszyła głos, chciała, żeby jej słowa usłyszał tylko mąż.
Paweł milczał przez chwilę.
― W takim razie dziewczyna ma ogromne szczęście, że trafiła na ciebie.
― Paweł, błagam cię.
― Po pierwsze kto zrozumie ją lepiej niż ty? Po drugie jestem pewien, że nie ustąpisz, dopóki jakoś jej nie pomożesz.
Kiedy Dorotka z mamą wróciły na salę, ich sąsiadka karmiła właśnie swoją córeczkę.
― To zawsze tak boli? ― zapytała niepewnie.
― Na początku tak. Twoje ciało musi się przyzwyczaić do wielu nowości, ale zobaczysz, za pewien czas będziesz mogła karmić nawet podczas snu.
Ich rozmowa, nieustannie przerywana, znów utknęła w martwym punkcie. Małgorzata wiedziała, że nie ma prawa pytać i naciskać, ale równocześnie tak bardzo chciała jakoś pomóc. Czuła, że jeszcze chwila, a po prostu wstanie i przytuli tę młodziutką, zagubioną dziewczynę.
― Zosia.
― Słucham?
― Pytała pani wczoraj, jak ma na imię. Zosia, po mojej babci.
― Ślicznie. Skoro po babci, to znaczy, że jednak w twojej rodzinie jest ktoś ci bliski… ― zaryzykowała.
― Był. ― Głos dziewczyny zadrżał.
― A ty? Jak masz na imię?
― Aleksandra.
― Miło mi, ja jestem Małgosia. Dorotkę już znasz.
Ola delikatnie się uśmiechnęła, choć był to tylko ruch mięśni, całkowicie pozbawiony uczuć. Małgosi kojarzył się raczej z wyuczoną grzecznością aniżeli przejawem radości.
― Chciałabym ci jakoś pomóc… ― zaryzykowała po raz kolejny.
― Dziękuję, doceniam, ale to niemożliwe. Muszę radzić sobie sama.
― Naprawdę nie masz nikogo?
― Mam Zosię.
― A ona ma ciebie i to jest naprawdę piękne, ale co z twoimi rodzicami?
― Tata nawet nie wie, że byłam w ciąży, a mama…
Zapatrzyła się w córeczkę. Malutka przestała już ssać pierś i zasnęła jej na rękach. Delikatnie odłożyła ją do łóżeczka, a Małgosia dostrzegła kolejną łzę spływającą po policzku. Nie mogła tak po prostu siedzieć i patrzeć. Widziała w Oli siebie, widziała swoją nastoletnią córkę i widziała ją, niezwykłą młodą kobietę, która wbrew wszystkiemu walczy o własne dziecko. Wstała i delikatnie przytuliła ją do siebie. Ta najpierw gwałtownie zesztywniała, jednak mięśnie po chwili się rozluźniły, a sylwetką zaczęły wstrząsać kolejne fale płaczu. Małgosia długo tuliła Olę w ramionach, głaskała jej włosy i próbowała uspokoić.
― Dziękuję i… przepraszam ― wyszeptała dziewczyna po dłuższym czasie.
― Nie musisz. Ja naprawdę wiem, co czujesz, wiem, jak bardzo człowiek może się bać o przyszłość i to nie tyle swoją, ile tego maleństwa.
Małgorzata miała niezwykle ciepłą barwę głosu, dzięki czemu każda rozmowa, nawet kiedy nie dotyczyła sympatycznych kwestii, stawała się łagodniejsza.
― Nie zostawię jej, choć moja mama nie widzi innej drogi. Ona myśli, że usunęłam ciążę i że za pewien czas wrócę, udając przed wszystkimi, że byłam na wakacjach. Tata niczego nie zauważy, a nasze życie będzie płynęło dalej w jednym wielkim kłamstwie. Ja tak nie chcę! Nie potrafię! Nie mogłam usunąć ciąży i teraz też jej nie zostawię.
Małgosia nie pytała, nie musiała. Dziewczyna po prostu mówiła. Od miesięcy była całkiem sama ze swoimi problemami. Nie miała żadnego wsparcia, nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Dlatego też ta rozmowa, możliwość zwykłego wyrzucenia wszystkiego z siebie, była dla niej błogosławieństwem. Opowiedziała o tym, jak ukrywała przed wszystkimi ciążę. Jak jej matka w końcu się dowiedziała i zrobiła straszną awanturę. O ucieczce od rodziny i samotnym życiu w wynajętym pokoju. Mówiła o planach, a w zasadzie jedynej ślepej uliczce, jaką widziała, czyli domu samotnej matki i życiu na zasiłku, dopóki dziewczynka nie będzie na tyle duża, żeby ona mogła podjąć jakąś pracę. Jakąkolwiek. Mówiła chaotycznie, często nie kończyła myśli i wielokrotnie powtarzała, że nie zostawi córeczki, a serce Małgosi rozpadało się w trakcie tej opowieści na miliony kawałeczków.
W końcu, gdy Dorotka zapłakała, domagając się karmienia, Ola położyła się i zasnęła. W głowie Małgosi kłębiło się tysiące myśli. Opowieść nie tylko ogromnie ją zasmuciła. Należała do tych osób, które zawsze szukają rozwiązań i nie spoczną, dopóki nie zrobią chociażby jednej maleńkiej rzeczy, by pomóc. Wiedziała więc, że musi coś zrobić. Długo leżała na swoim łóżku, bijąc się z myślami. W tej całej historii najbardziej intrygowała ją postać ojca. Ola mówiła o nim ciepło, a mimo to w ogóle nie brała pod uwagę zwrócenia się do niego z prośbą o pomoc.
Małgorzata nie wątpiła w szczerość opowieści swojej młodej sąsiadki. Analizowała jej słowa i długo się zastanawiała nad każdym możliwym rozwiązaniem, jakie tylko przychodziło jej do głowy. Z zamyślenia wyrwał ją cichutki płacz Zosi. Nie namyślała się długo, podeszła do dziewczynki i wzięła ją na ręce. Ola była tak zmęczona, że cichy płacz dziecka nie dał rady jej obudzić. Trudy porodu, rozpacz, w jakiej się znalazła, i walka, którą prowadziła od dłuższego czasu, były widoczne na jej młodziutkiej, ślicznej, a równocześnie ogromnie zmęczonej twarzy. Małgosia przewinęła malutką dziewczynkę, ukołysała ją do snu i patrząc na jej słodką twarzyczkę i zmęczoną Olę, wiedziała, co może, a w zasadzie co musi, zrobić. Tylko jak zareaguje Paweł? On się zgodzi, gorzej z dziećmi. Witek coraz mniej czasu spędza w domu, ale Kaja? Kaja była w jej planie największą zagadką, jednak postanowiła zaufać córce.
Dziewczyny spały, więc Małgosia zabrała swoją komórkę i cichutko wyszła na korytarz.
― Cześć, kochanie! ― Paweł zawsze odbierał telefon w ten sposób, mimo ich niemałego stażu.
― Hej… Chciałabym z tobą porozmawiać, ale nie przez telefon. Mógłbyś przyjechać?
― Oczywiście, spodziewałem się tego. Będę za pół godzinki, dobrze?
― Dziękuję. Kocham cię.
Pół godziny później Zosia i jej mama nadal spały, Małgosia wyjechała wózeczkiem z Dorotką na korytarz, ale wróciła się jeszcze do łóżka Oli. Wiedziała, że nie powinna robić niczego na siłę, ale spodziewała się bezsensownego oporu dziewczyny, więc chciała jej udowodnić, że nie rzucają słów na wiatr. Schyliła się do szafki stojącej obok jej łóżka i zabrała małą karteczkę, która leżała na samej górze.
Paweł słuchał opowieści żony w milczeniu. Wiedziała, że on doskonale rozumie, przez co przechodzi jej młodziutka znajoma. Kiedy na świecie pojawił się Witek, miał zaledwie dwadzieścia lat. Od zawsze marzył o pracy zawodowego strażaka. Jako dziecko działał w Ochotniczej Straży Pożarnej, potem zrobił wszystkie możliwe kursy ratownicze, prawo jazdy na większe samochody i szereg uprawnień, które mogły mu otworzyć drogę do upragnionego zawodu. Wydawało się, że dziecko pogrąży te plany i starania. Paweł jednak nigdy się nie skarżył. Podjął dodatkową pracę w pobliskiej piekarni, choć szczerze nie cierpiał tego zajęcia. Mimo że niekiedy wracał do domu dosłownie skonany, zawsze znajdował czas, aby pomóc żonie i pobawić się z synkiem. Ich pierwsze lata były naprawdę trudne, dlatego też Małgosia była pewna, że jej mąż przystanie na propozycję, którą chciała mu przedstawić.
― Powiedziała, że przez pierwszy miesiąc, może dwa, da radę utrzymać siebie i dziecko, ale potem chce pójść do domu samotnej matki. Widzę, że cała ta sytuacja ją przeraża, ale jest naprawdę zdeterminowana, żeby zrobić wszystko dla swojej córki.
― Skąd ma pieniądze na pierwsze miesiące?
― Nie wiem. Musiała mieć zapas gotówki, bo przez ostatnie cztery miesiące też sama się utrzymywała, ale nie pytałam skąd. Proszę cię, przez gardło by mi takie pytanie nie przeszło.
― Skarbie, nie mówię, że powinnaś ją zapytać. Po prostu głośno myślę.
― Odpowiedz mi na najważniejsze pytanie. Zgadzasz się?
― Tak… Choć nie jestem do końca przekonany, czy aby na pewno postępujemy właściwie. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak zareaguje Kaja. Nasuwa mi się też mnóstwo argumentów na nie, ale jest jeden na tak, który przeważa wszystkie inne.
― Jaki?
Paweł spojrzał żonie prosto w oczy.
― Gdybyś ty była na jej miejscu, chciałbym bardzo, żeby ktoś ci pomógł.
― Ja miałam ciebie ― odpowiedziała i przytuliła się do niego. ― Przyprowadzę ją, dobrze? Myślę, że w takiej sytuacji powinniśmy wspólnie z nią porozmawiać.
Kiedy wróciła na salę, Ola już nie spała.
― Pielęgniarki zabrały Dorotkę do kąpieli? ― zapytała, widząc, że Małgosia wróciła sama.
― Nie. Chciałabym cię o coś prosić, mogę?
― Tak ― odpowiedziała od razu, choć w jej głosie było słychać zdziwienie.
― Weź, proszę, Zosię i chodź ze mną.
Kiedy w trójkę weszły do pokoju odwiedzin, Paweł kołysał córeczkę w ramionach. Zbliżał się wieczór, a pomieszczenie było puste, co bardzo ucieszyło Małgorzatę. Nie miała ochoty prowadzić tej rozmowy przy świadkach, ale nie mogła zabrać męża do sali, w której leżały.
― Olu, poznaj mojego męża. To jest Paweł.
Mężczyzna wciąż trzymał na rękach dziecko, uśmiechnął się więc jedynie ciepło i skinął dziewczynie głową. Małgosia miała wrażenie, że Ola skurczyła się w sobie. Była zdenerwowana, a jej spojrzenie wyrażało niepokój.
Młoda dziewczyna spojrzała na mężczyznę jedynie przez ułamek chwili. Choć Paweł siedział, Ola nie miała wątpliwości, że jest wysoki i dobrze zbudowany. Krótko ścięte włosy, dawniej pewnie kruczoczarne, dziś znacznie przyprószyła siwizna. Na jego sympatycznej twarzy wyróżniały się niebieskie oczy.
― Kochanie, na początku chciałabym cię przeprosić ― zaczęła rozmowę Małgorzata. ― Zrobiłam coś, czego nie powinnam, ale mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Przepraszam, ale opowiedziałam Pawłowi twoją historię.
Dziewczyna słuchała w ogromnym napięciu. Spojrzała na Pawła tylko raz, kiedy weszły do sali, a później spuściła wzrok i uparcie wpatrywała się w podłogę.
― Mówiłam ci, że nasz syn pojawił się na świecie, kiedy byłam dokładnie w twoim wieku ― kontynuowała Małgosia. ― Paweł był wówczas zaledwie rok starszy, ale jego rodzice postąpili dokładnie tak samo jak twoi, czyli odwrócili się od własnego dziecka. Dlatego też, uwierz mi, obydwoje doskonale wiemy, przez co przechodzisz.
Ola wciąż uparcie wpatrywała się w podłogę i nerwowo pocierała dłońmi.
― Chcielibyśmy ci pomóc. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś pojutrze wyjść ze szpitala i zostać z tym wszystkim zupełnie sama. Nie kwestionuję tego, że sobie poradzisz. Opiekujesz się Zosią doskonale, ale uwierz mi, potrzebujesz kogoś obok. Nie mogę pozwolić na to, żebyście zamieszkały w domu samotnej matki. Nie wiem dlaczego, pewnie nie jest to najgorsze miejsce pod słońcem, ale serce mi pęka, kiedy o tym pomyślę. ― Mówiła powoli, a jej głos miał ciepły ton.
Ola słuchała, ale widać w niej było ogromny niepokój. Paweł odłożył córeczkę do szpitalnego wózka i usiadł na krześle obok żony.
― Proszę, pozwól sobie pomóc ― powiedziała po chwili przerwy Małgosia. ― Chcielibyśmy, żebyście na pewien czas zamieszkały u nas. Nie wiem jak długo, czas pokaże, ale proszę cię, nie upieraj się przy tym, że zostaniesz sama.
Gdy wypowiedziała ostatnie zdanie, plecy dziewczyny się wyprostowały. Jej wzrok wciąż spoczywał na tym samym kawałku podłogi, ale Małgorzata wiedziała, że Olę ogromnie zaskoczyło to, co właśnie usłyszała. Kiedy milczenie się przeciągało, kobieta położyła dłoń na jej ramieniu i raz jeszcze poprosiła:
― Pozwól sobie pomóc…
― Ale państwo nawet mnie nie znają… ― wyszeptała Ola, obdarzając ich jedynie przelotnym spojrzeniem. ― Nie wiecie, kim jestem, a… ― Głos jej się załamał, po policzku zaczęły płynąć łzy.
― To prawda, ale i takchcemy tobie, a w zasadzie wam, pomóc. Ty także nas nie znasz. Wiemy, że dla ciebie to też jest ogromne ryzyko i niekomfortowa sytuacja. Dlatego musimy sobie wzajemnie zaufać. Proszę, zgódź się! Dla ciebie i Zosi to teraz najlepsze rozwiązanie. My naprawdę chcemy wam pomóc.
Ola zamilkła, ale ciszę przerwał płacz Zosi. Dziewczyna natychmiast podeszła do córeczki, delikatnie ją pogłaskała, a uspokojone maleństwo zapadło w sen. Stojąc przy wózku, spojrzała na Małgosię, następnie na Pawła i ponownie wybrała podłogę.
― Ja… dziękuję, ale to zbyt wiele… ja… jakoś sobie poradzę. Naprawdę dziękuję… i… doceniam, ale…
― Dziecko, usiądź jeszcze na chwilę, proszę ― odezwał się Paweł po raz pierwszy. ― Wiem, że to wszystko jest dla ciebie ogromnym zaskoczeniem. Dla mnie też, bo Małgosia powiedziała mi o tym chwilkę przed twoim przyjściem. My naprawdę doskonale rozumiemy twoją sytuację, bo spotkało nas niemalże to samo. Nam też ktoś wtedy pomógł. A w zasadzie wiele osób. Dostaliśmy wsparcie od ludzi, od których absolutnie się go nie spodziewaliśmy, kiedy nasi najbliżsi nas zostawili. Nigdy nie zapomnę ogromu dobroci, jaką wtedy otrzymaliśmy, i dzisiejszą sytuację odbieram jako spłatę tamtych długów. Nie proponujemy ci wcale nie wiadomo czego. Mamy duży dom, w którym mieszkamy tylko z dziećmi. Na parterze jest wolny pokój. Kiedyś zajmował go mój ojciec, ale zmarł kilka lat temu. Pomalowaliśmy go i używamy tylko sporadycznie, kiedy odwiedzają nas goście. Dla nas i tak jest nieprzydatny, a dla twojej córki może się stać namiastką domu. ― Paweł mówił powoli i spokojnie, chciał, żeby dziewczyna zrozumiała, że obydwoje naprawdę ją rozumieją i że szczerze chcą jej pomóc. ― Wiem, że jest ci ciężko. Mnie też było, Małgosi również, ale wiesz, co wtedy usłyszeliśmy? Mój ówczesny komendant powiedział mi, że od tej pory, czyli od momentu, kiedy pojawiło się dziecko, podejmując każdą decyzję, muszę schować dumę i marzenia do kieszeni i kierować się tylko jego dobrem. Proszę, zastanów się, co dziś jest najlepsze dla twojej córeczki.
Ola nie była w stanie dłużej powstrzymać emocji. Zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać. Małgosia trzymała ją w ramionach, aż dziewczynie udało się nieco uspokoić.
― Nie musisz podejmować decyzji teraz, ale obiecaj nam, że to przemyślisz ― powiedziała, kiedy Ola w końcu zapanowała nad płaczem.
― Dobrze. I dziękuję. Ja… przepraszam.
― Nie, Olu, nie przepraszaj nas. Absolutnie nie masz za co. Pozwól sobie tylko pomóc. ― Małgorzata spojrzała jej głęboko w oczy i obdarzyła kolejnym ciepłym uśmiechem.
Kiedy Ola z Zosią wyszły, Małgosia przytuliła się do męża. Nie musiała nic mówić, wiedziała, że jego myśli krążą wokół dni, kiedy to oni byli na miejscu dziewczyny. Gdy sama wracała do tamtych chwil, wiedziała, że bez Pawła nie znalazłaby w sobie tyle sił, ile dziś dostrzegała w Oli.
― Dziękuję, kochanie ― przerwała w końcu milczenie.
― Nie masz za co dziękować, przecież wszystko, co powiedziałem, to prawda. Mam wrażenie, jakbym nie dalej niż wczoraj usłyszał od starego Malczewskiego, że da mi szansę, ale będzie mi podwójnie patrzył na ręce. Przecież gdyby nie on, ksiądz Waldemar i ostatecznie twoi rodzice, to nie wiem, co by z nami było.
Małgosia nie odpowiedziała. Doskonale pamiętała wszystkich, którzy wtedy wyciągnęli do nich pomocną dłoń.
― Wydaje się silna i sympatyczna ― mąż przerwał potok jej myśli.
― Tak. Jest bardzo miła, dobrze wychowana. Mało opowiada o sobie, ale wydaje mi się, że pochodzi z tego na pozór dobrego domu, w którym tkwi jakiś ogromny, nigdy nieprzepracowany problem. Mam nadzieję, że się zgodzi.
Ich rozmowę przerwała Dorotka, która stanowczo zaczęła się domagać kolacji.
Kiedy wróciła do sali z płaczącą córeczką, Ola właśnie przewijała Zosię. Szło jej coraz lepiej, choć każdy jej ruch nadal był niepewny. Małgosia też przebrała dziecko, po czym przystawiła maleńką do piersi. Chciała dać Oli czas. Obiecała sobie, że wytrwa w milczeniu i pozwoli dziewczynie rozpocząć rozmowę. Ta milczała długo i dopiero kiedy Małgosia ułożyła Dorotkę do snu, usłyszała jej cichy głos:
― Wie pani, że ja niczego nie mam. Kilka ubrań dla siebie i dla małej, odrobinę oszczędności. Mogę się starać o pomoc państwową, macierzyński dla bezrobotnych i zasiłek, ale pewnie i tak nie będę w stanie państwu zapłacić.
― Dziecko kochane, przecież my nie oczekujemy od ciebie żadnych pieniędzy. My naprawdę chcemy ci pomóc. Bezinteresownie. Uwierz mi, proszę.
― Ale dlaczego? To, co mi pani proponuje, o wiele dalej wykracza ponad to, co się robi dla nieznanych sobie osób. Pewnie mi pani nie uwierzy, ale ja już ogromnie dużo pani zawdzięczam. Ja… Wczoraj, kiedy mnie pani przytuliła. Od wielu lat nikt nie głaskał mnie po głowie, nikt tak długo nie przytulał. Nikt tyle ze mną nie rozmawiał. Ja… jestem wdzięczna, ogromnie wdzięczna. Już mam u pani dług, a ta propozycja… przecież to o wiele za dużo. Pani mnie nawet nie zna, ja… nie zasługuję na tyle dobroci…
― Skarbie, proszę. Pamiętasz, co powiedział mój mąż? Nie wiem dlaczego, ale zawsze jest tak, że ja mówię i mówię, a ludzie i tak nie słuchają, a on powie trzy zdania i nagle wszyscy się z nim zgadzają. ― W głosie Małgosi po raz pierwszy pojawił się jej zwykły, wesoły ton. ― Paweł powiedział ci, że my też otrzymaliśmy wsparcie i proponując ci pomoc, niejako spłacamy nasz dług. Może kiedyś ty będziesz na naszym miejscu.
Ola nie potrafiła zasnąć. Uniemożliwiały jej to zarazem galopujące w głowie myśli, jak i ból, który pojawił się wraz z nastaniem nocy. Propozycja tej niezwykłej, ciepłej kobiety oraz jej męża kompletnie ją zaskoczyła. Nigdy nie należała do osób otwartych. Wręcz przeciwnie, zawsze maskowała swoje myśli i uczucia, a o trudnościach nikomu nie mówiła. W ostatnim czasie problemów nazbierało się jednak tyle, że po raz pierwszy się bała, że nie da rady udźwignąć własnego życia. Kiedy usłyszała od sąsiadki, że ona przed laty była w takiej samej sytuacji, po prostu chciała się jej wyżalić, opowiedzieć swoją historię. Posłuchać rad, a przede wszystkim uwierzyć, że zakończenie jej historii także może być pozytywne.
Dziewczyna w głębi serca wiedziała, że chce przyjąć propozycję. Od kiedy rozstała się z matką w wielkim gniewie, starała się żyć bieżącym dniem i jak najmniej myśleć o przyszłości. Wizja dni po opuszczeniu szpitala ją przerażała. Miała trochę pieniędzy, ale zdawała sobie sprawę, że szybko nadejdzie dzień, kiedy ich zabraknie. Wiedziała też, że w domu nie otrzyma wsparcia. Mogłaby wrócić i wieść dawne życie bez zastanawiania się nad tym, co zje i gdzie zamieszka. Mogłaby wrócić, ale sama.
Ciepło i dobroć Małgorzaty oraz jej męża zupełnie ją zaskoczyły. Ludzie z jej otoczenia byli raczej oziębli i choć potrafili się prześcigać w aukcjach charytatywnych, robili to tylko na pokaz. Nie znała ludzi, którzy byli gotowi pomóc innym z potrzeby serca. Niemniej ufała tej parze. Nie bała się, że mogliby ją skrzywdzić. Raczej była zawstydzona sytuacją, w której się znalazła.
W natłoku myśli cały czas powracały do niej słowa mężczyzny, który mówił, że teraz musi się kierować dobrem dziecka. Tułaczka po wynajętych pokojach w hostelach czy domach wsparcia na pewno nie była tym, czego Zosia potrzebowała. Ola oczami wyobraźni widziała maleńki pokoik w domu tych ciepłych ludzi, w którym ona i jej córeczka mogłyby się na pewien czas schronić. Czuła, że chociaż przez kilka dni mogłaby żyć wolna od obaw o to, jak będzie wyglądało jutro. Wiedziała, że ta propozycja nie rozwiązuje jej problemów, odbierała ją raczej jako szansę na zaczerpnięcie oddechu, chwilową przerwę w walce o przetrwanie. Nim w końcu zmorzył ją sen, wyobraziła sobie ten pokój, dom i ciepłą rodzinę. Azyl, w którym jej córeczka mogłaby spędzić choć kilka spokojnych chwil. Tej nocy, po raz pierwszy od tak dawna, Ola spała spokojnie.
Rano Dorotka była bardzo niespokojna. Dużo płakała i nawet przystawianie do piersi czy kołysanie nie przynosiło rezultatów. Małgosia musiała więc poświęcić dziecku więcej uwagi, a Ola zaczęła się zastanawiać, czy wczorajsza rozmowa nie była tylko wytworem jej zmęczonego umysłu. Kiedy po obchodzie lekarskim pielęgniarka przypomniała im o zaświadczeniach od położnej środowiskowej, dziewczyna po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, z kim i w jaki sposób powinna porozmawiać. Komu ma powiedzieć, że nie ma stałego adresu? Gdzie miałaby przyjąć położną, skoro jeszcze nie wie, w którym hostelu się zatrzymają? I że nie ma nikogo, kto w jej imieniu mógłby zanieść tę kartkę, gdzie trzeba.
Ola sporo czytała o macierzyństwie, starała się przygotować do tego, co ją czekało. Dowiadywała się też o domach samotnej matki, jednak sprawa położnej kompletnie ją zaskoczyła i teraz stała się ogromną przeszkodą. Dziewczyna najbardziej bała się tego, że kiedy się przyzna do braku stałego adresu, szpital zawiadomi opiekę społeczną, która w rezultacie odbierze jej dziecko. Na samą myśl jej żołądek przeszywał nieprzyjemny skurcz, jednakże wiedziała, że nie może odwlekać takich spraw w nieskończoność. Postanowiła, że nakarmi Zosię i pójdzie porozmawiać z pielęgniarką. Resztkami nadziei łapała się myśli, że być może istnieją jakieś procedury pasujące do jej beznadziejnego przypadku.
Kiedy Małgorzacie w końcu udało się uspokoić Dorotkę i odłożyć ją do łóżeczka, Ola kończyła karmić Zosię. Kilka chwil później kobiety nareszcie mogły na spokojnie porozmawiać.
― Przemyślałaś naszą propozycję? ― zapytała Małgosia, obdarzając Olę kolejnym ze swoich ciepłych uśmiechów.
― Tak, choć nadal nie mogę uwierzyć, że chcą mi państwo zaoferować aż tak wielką pomoc.
Małgorzata uśmiechnęła się po raz kolejny i przesiadła na łóżko sąsiadki. Położyła swoją szczupłą dłoń na dłoni dziewczyny i mocno ją uścisnęła.
― Dziecko kochane, wiem, że to wszystko jest bardzo trudne, ale po raz kolejny proszę cię, pozwól sobie pomóc. Sobie i swojej córeczce.
Ola bardzo chciała powiedzieć, że dziękuje i naprawdę chce się zgodzić. Że potrzebuje ich wsparcia o wiele bardziej, niż kobieta może sobie wyobrazić. Ciągle jednak nie potrafiła przełamać wstydu, lęku i poczucia winy. Zamiast słów pojawiły się jedynie kolejne łzy.
― Jest jedenasta. Paweł pojedzie do położnej o trzynastej. Dałam mu też twoją kartkę. ― Małgosia po raz kolejny zaskoczyła dziewczynę. ― Tak, wiem, że nie powinnam podejmować żadnych kroków bez twojej zgody. I wiem też, że to w zasadzie kradzież. Przepraszam. Oczywiście Paweł nie zrobi niczego bez twojego pozwolenia, ale chciałam, żebyś zyskała pewność, że nasza propozycja jest autentyczna.
Kilka godzin później Paweł przywiózł do szpitala oba zaświadczenia. Na jednym widniało imię Dorotki, na drugim natomiast ― Zosi. Obie kartki łączył ten sam adres. Ola po raz pierwszy uwierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę. Kiedy Małgosia przyniosła jej zaświadczenie, chciała z całego serca podziękować, jednak nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Kobieta po raz kolejny usiadła obok niej, a ona położyła się tak, że jej głowa znalazła się na kolanach sąsiadki. Pamiętała z dzieciństwa, że kiedyś, dawno, dawno temu, leżała tak na kolanach babci Zosi, a ta delikatnie głaskała ją po głowie. Było to jej najcenniejsze wspomnienie z dzieciństwa. Niedługo później babcia odeszła, a dziewczyna niemalże zapomniała, jak to jest być przytulanym.
― Pani dzieci nie będą miały nic przeciwko temu?
― Chyba już przywykły do tego, że czasem stosujemy niekonwencjonalne rozwiązania ― odpowiedziała z uśmiechem Małgosia. ― Witek jest na trzecim roku architektury i na co dzień mieszka w akademiku. Rzadko bywa w domu. Co prawda niedługo zaczną się wakacje, ale jak go znam, to ma już tysiąc pomysłów na wyjazdy. Pewnie się zdziwi, ale jestem przekonana, że szybko się polubicie.
― A pani córka?
― Kaja ma siedemnaście lat. W przyszłym roku będzie pisała maturę. Ma trochę skomplikowany charakter. Jest… ― zrobiła dłuższą przerwę ― …wojownicza i zawsze głośno mówi to, co myśli. Bądź więc gotowa, że na początku może być trudno. Niemniej Kaja miała już okazję się sprawdzić w nietypowych sytuacjach i nigdy jeszcze nie zawiodła. Tak więc głęboko wierzę, że ostatecznie się polubicie. Nie martw się, wszystko poukładamy. A Dorotka będzie przeszczęśliwa, w końcu zna was niemalże całe swoje życie ― powiedziała Małgosia ze szczerym uśmiechem, a po chwili podjęła: ― Witek ma tu przyjechać dziś wieczorem. Jutro zaczyna sesję, więc nie będzie go w domu, kiedy wrócimy. Paweł też przyjedzie, wspólnie porozmawiamy. Kaja dowie się wieczorem od ojca ― dodała, ściskając Olę za rękę.
Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła w odpowiedzi. Nie chciała już mówić o swoich obawach. Było ich mnóstwo, jednakże podjęła decyzję i nie miała siły na dalsze analizowanie sytuacji.
― Zastanawiam się jeszcze, czy pielęgniarki w szpitalu nie będą się dziwiły. Nie chciałabym, żeby ktoś robił pani problemy.
― Dziecko kochane, uwierz mi, nie jesteś tu pierwszą mamą, która ma skomplikowaną sytuację życiową. Poza tym jesteś dorosła, więc masz prawo podejmować decyzje bez pytania innych o zgodę.
Dziewczyna wiedziała, że musi się kierować dobrem córeczki. Wierzyła, że podjęła najlepszą dla niej decyzję. W żaden sposób nie potrafiła jednak wyciszyć nerwów. Drżące dłonie, zaciśnięty żołądek i nieustająca gonitwa myśli towarzyszyły jej od dłuższego czasu.Obie dziewczynki prawidłowo przybierały na wadze. U żadnej nie rozwinęły się żółtaczka ani inne dolegliwości, które wymagałyby pozostania na oddziale, tak więc po trzech dniach Dorotka i Zosia były gotowe, aby opuścić szpital.
Ola włożyła swoje jedyne jeansy i prostą koszulkę, a córeczkę przebrała w nowe body, spodenki i kaftanik. Jeszcze przed porodem zrobiła potrzebne zakupy. Wybrała po kilka sztuk ubranek w najmniejszych rozmiarach, cieplejszy kocyk, czapeczkę, paczkę pampersów i chusteczek nawilżanych. Wiedziała, że te zapasy szybko się skończą, ale nie mogła pozwolić sobie na zakup choć jednej zbędnej rzeczy.
Kiedy wyszły z oddziału położniczego, w korytarzu czekał Paweł. Koło nóg mężczyzny stały dwa identyczne foteliki do przewożenia dzieci w samochodzie. Ręce Oli zadrżały, kiedy zrozumiała, że ktoś inny był zmuszony kupić coś dla jej córki.
― Oddam panu pieniądze za ten fotelik, ja… ― zaczęła nerwowe tłumaczenie, ale Paweł nie pozwolił jej dokończyć myśli.
― Olu, spokojnie. Proszę, nie rozmawiajmy teraz o tak nieistotnych sprawach. Załatwmy, co trzeba, i jedźmy do domu.
Po tych słowach zabrał ich torby, aby zanieść je do samochodu, a Małgosia pociągnęła dziewczynę za rękę i razem z dziećmi weszły do pokoju położnych. Uśmiechnięta brunetka wydała im książeczki zdrowia dziecka, dyspozycje dotyczące szczepień i kontroli bioderek, a także pomogła ułożyć i zapiąć dziewczynki w fotelikach. Nikt nie zadawał Oli krępujących i niepotrzebnych pytań. Paweł zdążył wrócić akurat w momencie, kiedy położna kończyła zapinać Dorotkę.
Dom Małgosi i Pawła znajdował się dwadzieścia minut drogi samochodem od szpitala. Zdenerwowanej Oli wydawało się jednak, że to strasznie daleko, ale jednocześnie, pełna obaw, chciała, aby droga nigdy się nie skończyła.
Kiedy wreszcie dojechali, Paweł znów nie pozwolił im niczego dźwigać. Wniósł do domu torby, a gdy zaczął wypinać foteliki dziewczynek, Małgosia złapała Olę za łokieć i poprowadziła ją do budynku.
Zaraz za drzwiami wejściowymi znajdował się salon. Ola weszła niepewnie i od razu napotkała natarczywe spojrzenie siedzącej na kanapie dziewczyny.
― Kaju, poznaj Olę. Olu, to właśnie jest nasza córka, Kaja.
Siedemnastolatka była ubrana w cienką bluzę z kapturem i jeansy. Niebieskie oczy, które bez wątpienia odziedziczyła po ojcu, z uporem wpatrywały się w gościa. Upór wyrażały także usta dziewczyny. Zdecydowanie szersza dolna warga dodawała im uroku, jednak próżno było szukać na nich choć cienia emocji. Najbardziej wyróżniała ją fryzura. Miała średniej długości dredy z tyłu związane frotką, przez co wyglądały, jakby prostopadle wyrastały z tyłu jej głowy. Ola skinęła delikatnie głową, zaschnięte gardło nie pozwoliło jej wypowiedzieć żadnego słowa. Kaja nie zareagowała w ogóle. Po prostu wpatrywała się w dziewczynę.
Trudną sytuację rozładowało wejście Pawła z dziewczynkami. Kaja natychmiast podeszła do siostrzyczki, przykucnęła nad maluszkiem i delikatnie rozpięła jej kaftanik. Ola natomiast wciąż stała w tym samym miejscu i czuła, że nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu.
― Wasz pokój jest tam ― przerwała trudną sytuację Małgosia, po czym z uśmiechem poprowadziła skrępowaną dziewczynę do znajdujących się po lewej stronie salonu drzwi.
Kiedy Ola weszła do środka, zobaczyła niemały pokój. Obok pojedynczego, prostego łóżka stały łóżeczko z przewijakiem, komoda i szafa. Tuż przy oknie znajdowały się natomiast stolik i dwa fotele, które wyróżniały się najbardziej ze względu na ciemnogranatową tkaninę, którą zostały obite.
Ola weszła niepewnie, czując, że drżą jej nie tylko dłonie. Gdy odwróciła się w stronę Małgosi, w drzwiach stanął Paweł z Zosią w foteliku.
― Luksusów tu nie ma, ale myślę…
― Dziękuję. ― Ola przerwała wypowiedź Małgosi. ― Dziękuję i przepraszam. ― Po jej policzkach znów popłynęły łzy, a para uśmiechnęła się ciepło.
― No już, spokojnie. ― Kobieta pogładziła dziewczynę po ramieniu, a Paweł postawił fotelik z Zosią koło łóżeczka.
― Za tymi drzwiami jest łazienka, niewielka, ale cała tylko dla was. Kuchnia to przedłużenie salonu, a nasza sypialnia znajduje się po drugiej stronie. Na górze są pokoje Kai i Witka ― tłumaczyła Małgosia, a Ola powoli zaczynała wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
― Obiad będzie za około pół godzinki. Rosół, pierś z kurczaka, ziemniaki i buraczki. Nie jestem mistrzem kuchni, ale mam nadzieję, że zjecie ― powiedział z uśmiechem Paweł, kierując się w stronę wyjścia.
― My zajmiemy się Dorotką, a wy na spokojnie się wypakujcie. Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu mów ― dodała Małgosia.
Ola chciała raz jeszcze podziękować, ale kobieta obdarzyła ją kolejnym uśmiechem, po czym wyszła.
Dziewczyna usiadła obok fotelika, w którym wciąż spała Zosia, uśmiechnęła się do niej czule, po czym szeptem powiedziała:
― Nie wiem, co będzie jutro, kochanie, ale dziś możesz spać spokojnie. Masz beznadziejną mamę, ale obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna i szczęśliwa.
Ola zamknęła na chwilę oczy, pozwalając, aby jej myśli potoczyły się w kierunku, w którym do tej pory kategorycznie zabraniała im podążać. Pod jej zamkniętymi powiekami przesunął się obraz trzech twarzy. Troje ludzi, do których sprowadzała się jej przeszłość. Oni jeszcze nie wiedzieli, jak wygląda jej teraźniejszość, ale przyjdzie dzień, kiedy to się zmieni. Wówczas któreś z nich może stanąć przed drzwiami tego domu, a wtedy…
Małgosia była wyczerpana, ale zadowolona. Ogromnie się cieszyła, że Ola przyjęła ich propozycję. Sama nie wiedziała dlaczego, ale gdzieś w głębi duszy czuła pewność, że postąpiła właściwie, choć postawiła całą swoją rodzinę w skomplikowanej sytuacji. Kiedy Dorotka zasnęła w swoim nowym łóżeczku, a Paweł krzątał się po kuchni, poszła na górę do pokoju Kai.
― Mogę? ― zapytała, uchylając lekko drzwi. Córka leżała na łóżku, czytała.