Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mamy do pogadania Matki świata o miłości, sile i trudnych wyborach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 maja 2023
Ebook
39,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Mamy do pogadania Matki świata o miłości, sile i trudnych wyborach - ebook

RELACJA Z NIEZWYKLE CZUŁEJ REPORTERSKIEJ PODRÓŻY

Jak kobiety z różnych krajów przygotowują się do porodu?

Co jedzą przyszłe mamy w Japonii, Meksyku i w Sudanie?

Dlaczego ojciec śpi w jednym łóżku z mamą i noworodkiem na porodówce na Islandii?

Gdzie na świecie podział obowiązków domowych między kobietami a mężczyznami jest sprawiedliwy?

Dlaczego matki z krajów zachodnich czują się bardziej samotne od tych z Afryki?

Czy matki we Francji naprawdę piją alkohol w ciąży?

Czemu poronienie to wciąż w Europie temat tabu?

W „Mamach do pogadania” słuchamy głosów i historii matek ze wszystkich kontynentów, z ponad 90 krajów na świecie. Opowiadają o macierzyństwie, rodzicielstwie, jego trudach, wyzwaniach, bezwarunkowej miłości do dzieci oraz tradycjach związanych z wychowaniem dzieci w swoich krajach.

Anna Pamuła pokazuje, że mimo znaczących różnic – kulturowych, społecznych, ekonomicznych – mamy całego świata bardzo wiele łączy. Podobnych rzeczy się boją, nad podobnymi się zastanawiają i o podobne walczą. Uświadomienie sobie tego może pomóc kobietom zaufać własnej macierzyńskiej intuicji i uwolnić się z poczucia winy.

Od momentu ogłoszenia światu informacji „jestem w ciąży” kobieta wciąż słyszy, co powinna, a czego absolutnie nie może. Zupełnie jakby nasze ciało i życie stawało się własnością publiczną. A bycie mamą na różnych krańcach świata jest przecież różne. Czytając te opowieści mam z wielu zakątków naszego globu, żałuję, że nie wiedziałam tego wszystkiego 15 lat temu, kiedy urodziłam Marysię i tak bardzo przejmowałam się zdaniem innych, zamiast słuchać własnej intuicji. To książka niezwykle potrzebna nam wszystkim. Uwalniająca i przynosząca ulgę.

Martyna Wojciechowska

Wzruszająca i ważna książka. Ten wielogłos matek z całego świata układa się we wspólną opowieść o pracy opiekuńczej, odpowiedzialności za drugą istotę i próbie znalezienia w tym siebie. Wędrówka po kulturach, językach i obyczajach pokazuje również, że macierzyństwo jest istotnym elementem naszego ponadnarodowego doświadczenia.

Sylwia Chutnik

Anna Pamuła – polska reporterka i pisarka mieszkająca w Paryżu. Jej teksty ukazują się w „Gazecie Wyborczej” i „Wysokich Obcasach”. Autorka m.in. książek: „Wrzenie. Francja na krawędzi” i „Polacos. Chajka płynie do Kostaryki”. Mama Józka.

Fragmenty z książki:

Dzięki mamom świata poczułam siłę kobiecości i macierzyństwa, choć przecież żeby myśleć jak matka, wcale nie trzeba nią być.

Anna Pamuła

Najważniejsze dla kobiety to mieć wybór. I to musimy sobie stworzyć same. Zadbać o siebie, bo nikt nie zrobi tego za nas.

Mariama, Gwinea

Boję się, że moje dzieci będą dorastały w strasznym świecie: zanieczyszczonym i chaotycznym z powodu wojen klimatycznych.

mama z Norwegii

Matki przełykają strach, by dzieciom było lepiej, ale to nie znaczy, że go nie odczuwają.

Bissan, Syria

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-4183-5
Rozmiar pliku: 6,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jak, kiedy, ile – dlaczego?

Przeczuwam wiele pytań oczekujących odpowiedzi,

wątpliwości poszukujących wyjaśnienia.

I odpowiadam:

– Nie wiem.

Ilekroć, odłożywszy książkę, snuć zaczniesz nić własnych myśli,

tylekroć książka cel zamierzony osiąga.

JANUSZ KORCZAK

Macierzyństwo to więcej niż urodzenie dziecka.

To rozumienie potrzeb świata.

ALEXIS DE VEAUX

DLACZEGO MAMY DO POGADANIA?

Nie istnieje zajęcie, które przez ostatnich dziewięć lat zajmowałoby mi więcej czasu, przysparzało więcej troski i skłaniało do większej liczby pytań.

Kiedy mój syn Józio miał cztery lata, często miewał kłopoty z zaśnięciem.

– Śpij wreszcie, bo muszę pracować – powiedziałam pewnego dnia, zniecierpliwiona.

– Mama, idziesz pisywać? – zapytał łagodnym głosem, chcąc mnie zagadać.

– Tak, idę pisać, jak zawsze wieczorem, kiedy już wreszcie śpisz.

– To jest naprawdę twoja praca?! – wykrzyknął zaskoczony.

– A jak ją sobie wyobrażałeś, synku?

– Twoja praca to ja!

„Nie ma innego zajęcia, na którym lepiej bym się znała, chociaż mam tylko jedno dziecko, wciąż dość małe, i wcale nie uważam się za perfekcyjną mamę”. Z synem Józiem. Kilka miesięcy po jego narodzinach.

No właśnie. Józio chodzi do szkoły cztery dni w tygodniu (w środę jest wolne), przez osiem miesięcy z 12 (wakacje we Francji to dwa miesiące w lecie i kolejne dwa w ciągu roku, rozbite na dwutygodniowe ferie). Tydzień to 168 godzin. W tym sen, szkoła, zajęcia pozaszkolne. Pozostały czas – czyli prawie 70 godzin – spędzamy razem. Czasem mniej, czasem więcej, bo Józio bywa u kolegi, bo wyjeżdżam, bo dużo czasu spędza z tatą itp. Częściej jestem mamą niż reporterką.

Nie ma też innego zajęcia, na którym lepiej bym się znała, chociaż mam tylko jedno dziecko, wciąż dość małe, i wcale nie uważam się za perfekcyjną mamę. Daleko mi do tego!

Problem w tym, że nikt naszych rodzicielskich umiejętności nie postrzega jako atutu. Ile mam lub tatów wpisuje do CV: zarządzanie wieloosobowym zespołem od x lat na stanowisku menedżerskim, a czasem usługowym? Ja tak zrobiłam – wpisałam do notki biograficznej „pracę w domu”, tuż obok współpracy ze znaną w całej Europie gazetą. Wyjaśniłam też mojemu synowi, że kiedy pracuję, to także się nim opiekuję. Dzięki zarobionym pieniądzom mogę zapełnić lodówkę i zapłacić za jego szkołę tańca.

– Mama, punkt dla ciebie – przyznał po chwili zastanowienia.

Miał wtedy o pięć lat więcej i właśnie zaczęłam wprowadzać go w meandry równouprawnienia.

Przez ostatnie dziesięć lat pracy zawodowej zajmowałam się tak zwanymi trudnymi tematami: napisałam książki „Wrzenie”, której połowa dotyczy francuskich terrorystów, i „Polacos” – o skomplikowanych relacjach polsko-żydowskich, do tego wiele reportaży o uchodźcach, konfliktach religijnych, polityce międzynarodowej itd. Kiedy urodził się Józio i poznałam we Francji Dorothée Saadę, dziś moją serdeczną przyjaciółkę, pomysł na rozmowy z mamami z innych krajów nasunął nam się w sposób oczywisty. Same nimi byłyśmy: zagubionymi młodymi kobietami, szukającymi wszelkich sposobów, by dzieci uśpić, nakarmić, uspokoić, wyleczyć ból brzuszka. A przede wszystkim poczuć się mniej samotnymi, bo nasi mężowie pracowali na planach filmowych i spędzałyśmy z dziećmi dwa razy więcej czasu niż oni. Wtedy i przez kolejne lata, gdy pracowałam nad książką „Mamans du Monde” (Mamy świata), z dziennikarskiego punktu widzenia jeszcze nie do końca traktowałam temat macierzyństwa poważnie. Był to dla mnie taki zapychacz między – jak mi się wtedy wydawało – poważnymi sprawami. W końcu pierwszych stron gazet nie zajmują reportaże o macierzyństwie ani o dzieciach. Trafiają one do sekcji „kobiecej” albo „parentingowej”, bo redaktorzy i redaktorki zakładają, że większość czytelników i czytelniczek nie głowi się nad tym na serio. Na serio to jest zamach terrorystyczny, afera finansowa albo pedofilska. Kto by się przejmował nacinaniem krocza, depresją poporodową czy urlopem tacierzyńskim, nie mówiąc o tym, co kobieta powinna jeść w połogu, by mieć więcej siły do życia?

Napisałam tę książkę, by dać głos tym, którzy kiedykolwiek opiekowali się drugim człowiekiem. Nie jestem lekarką, położną ani dietetyczką, antropolożką ani historyczką, więc nie będę się wymądrzać. Ale chcę zdać relację z niezwykłej reporterskiej podróży, którą odbyłam z Dorothée. Razem poszłyśmy pod prąd, ale dopiero teraz to widzę. Przez ostatnich osiem lat spotkałyśmy się z mamami ze wszystkich kontynentów, łącznie z ponad 90 krajów, a za cel postawiłyśmy sobie dotarcie do matek z każdego państwa na świecie. Od sześciu lat publikujemy co miesiąc portrety mam świata w magazynie „Parents”, które złożyły się na naszą bestsellerową książkę „Mamans du Monde”, wydaną we Francji w 2017 i wznowioną w 2020 roku. Niczemu się nie dziwimy, tylko słuchamy. Czy nie po to mamy dwoje uszu, a jedne usta? By więcej słuchać, niż mówić?

Opowieści wszystkich mam świata pomogły mi określić, kim jestem i kim chcę być jako matka, kobieta, człowiek. Bo nie istnieje żaden dogmat dotyczący macierzyństwa, każdy może robić to, co uznaje za najlepsze, oczywiście zakładając, że nie czyni krzywdy drugiej osobie. Przyglądając się różnym krajom na świecie pod kątem ich polityki reprodukcyjnej, a także praw kobiet, dzieci i ogólnie rodzin, można jak w soczewce dostrzec inne problemy społeczne. Czy miałyśmy możliwość podjęcia świadomej decyzji o macierzyństwie? Czy lekarze byli nam przychylni? Czy udzielono nam pomocy? Czy nas wysłuchano? Czy nie zrobiono niczego wbrew naszej woli? Czy potraktowano nas czule, z miłością? Czy nasi partnerzy, partnerki lub inni bliscy byli przy nas? Czy nasze dzieci mogły pójść do dobrej szkoły? Czy czułyśmy się bezpieczne i czy nasze dzieci były i są bezpieczne? Czy nasz pracodawca lub pracodawczyni uszanowali nasze prawa? Wierzę, że ten życiowy start, nasz własny lub naszych dzieci, jest kluczowy dla poczucia szczęścia i spełnienia. Ale opowieści o macierzyństwie – lub ogólnie o rodzicielstwie na świecie – dotyczą też tych z nas, które nie chcą w nim uczestniczyć (wcale lub w tym momencie życia). Wtedy są to opowieści o tym, czy mają takie prawo i jak są w związku z tym traktowane.

Mamy z Anglii, Brazylii, Bahrajnu, Chin, Kamerunu i wielu innych krajów nauczyły mnie bardziej ufać własnej intuicji. Podarowały mi swój cenny czas – a nie było to łatwe, bo matka jest często bardziej zajęta od szefa projektów w ogromnym przedsiębiorstwie – i dzięki nim poczułam się mniej winna. Poczucie winy towarzyszyło mi, jeszcze zanim byłam w ciąży, pierwszy raz, gdy poroniłam (to na pewno przeze mnie, bo byłam zbyt zestresowana, wyrzucałam sobie wtedy), a potem już właściwie mnie nie opuszczało. Czasem wciąż je czuję, na przykład kiedy mój syn ogląda trzy godziny telewizję, a na obiad daję mu makaron z niczym, bez żadnych warzyw (jego ulubiony). Ale różnorodność przeżyć moich bohaterek mnie uwolniła. Ich wybory, smutki, lęki, pytania pozostające bez odpowiedzi są tak liczne, że choćbym zapisała nimi milion stron, to nie starczyłoby miejsca.

Mimo że jestem świadoma wielu mechanizmów dyskryminujących mnie jako matkę i kobietę, mam przekonanie, że rodząc się mamą (co stało się kilka miesięcy przed pojawieniem się na świecie Józia), stałam się jednocześnie lepszym człowiekiem. Anne Lamott, amerykańska powieściopisarka i aktywistka, zauważyła, że pisanie może dać nam to samo co wychowanie dziecka: uważność i miękkość. Może obudzić do życia. Urodzenie Józia było w moim życiu przełomem, napełniło mnie dumą, dało siłę i mimo dni i nocy spędzonych na karmieniu go, kojeniu, leczeniu może nigdy nie napisałabym ani jednej książki. Wcześniej brakowało mi skupienia i samodyscypliny, a po porodzie nie miałam wyboru, musiałam pracować, gdy on spał, także dlatego, że jego tata był często nieobecny, a moja rodzina mieszkała daleko.

Chciałabym, by ta książka otwierała oczy na wiele niesprawiedliwości dotyczących macierzyństwa na świecie, a jednocześnie była wspierająca i nieoceniająca, jak dobra przyjaciółka (wiem, że to wysoko zawieszona poprzeczka). Aby podkreślała macierzyńską siłę, nie niszcząc za jednym zamachem tej ojcowskiej, równie potrzebnej.

Według Yifat Susskind, działaczki na rzecz kobiet, najlepszy sposób na zmierzenie się z problemami społecznymi to zacząć myśleć i działać jak matka. I ja dzięki mamom świata poczułam siłę kobiecości i macierzyństwa, choć przecież żeby myśleć jak matka, wcale nie trzeba nią być. „Łatwo skupić się na przeszkodach stojących na drodze do świata naszych marzeń, jak chciwość, nierówność, przemoc. Ale drugą opcją jest zasianie nieco innego ziarenka i uprawianie go tak, żeby wyrosło, jak chcemy, nawet w środku kryzysu” – mówiła Susskind podczas konferencji TED. Każda z nas podejmuje przecież istotne decyzje o zdrowiu dzieci, edukacji, dobrostanie emocjonalnym, nawet jeśli nie jest lekarką, nauczycielką czy terapeutką. Rozpoznajemy potrzeby dziecka i staramy się je zaspokoić najlepiej, jak potrafimy. Myślenie jak matka oznacza patrzenie na świat oczami osób odpowiedzialnych za najbardziej bezbronnych ludzi. Myśląc jak matka, priorytetowo traktujemy potrzeby wielu, a nie zachcianki kilku.

Mamy do pogadania, bo za dużo zostało do tej pory przemilczane.

Dajmy sobie wreszcie, cholera, głos.BYĆ LUB NIE BYĆ MATKĄ?

Gdyby przyłożyć ucho do świata, kilka zdań powtarzałoby się w prawie wszystkich językach:

„Kobieta bez dziecka nie może być spełniona”.

„16 lat i w ciąży! Skandal”.

„Masz już 30 lat, moja droga. Ostatni dzwonek, by zajść w ciążę!”.

„Słyszałaś, że M. jest w ciąży? Ona ma 45 lat! Ja bym się bała”.

„Już po ślubie? Gratulacje! Teraz tylko dzidziuś i życie będzie piękniejsze!”.

„Nie obraź się, ale mogłabyś schudnąć. To niebezpieczne dla dziecka”.

„Mogłabyś przytyć, wiesz. Jesteś za chuda”.

„To jest wybryk natury ta para lesbijek w ciąży! Przecież dziecko potrzebuje ojca i matki!”.

„Uważam, że osoby niepełnosprawne powinny dobrze przemyśleć, czy chcą się rozmnażać. To nieodpowiedzialne”.

„Macie jedno dziecko, to ładnie. Ale przydałby mu się braciszek albo siostrzyczka”.

„A. znowu w ciąży. Czwartej! Nie wiem, jak ona sobie poradzi, a mówiłam jej, żeby się zabezpieczała”.

Każda z mam, z którymi rozmawiałam, usłyszała jedno z tych zdań chociaż raz w życiu. Nie ma kraju na świecie, gdzie kobiety – a więc potencjalnie matki – nie byłyby poddawane społecznej inwigilacji. Niczym obywatelkom państwa totalitarnego, przy pomocy systematycznej obserwacji agentów, ingeruje się w ich życie prywatne. „Wtyczkami” są często inne kobiety: matki, babcie, ciotki, koleżanki. Mało kto pamięta, że wybór posiadania dziecka to... no właśnie, wybór. Tymczasem w większości krajów to nie tylko obowiązek wynikający z naszych predyspozycji biologicznych, ale także misja patriotyczna. Tak jest w pronatalistycznym Izraelu i państwach, gdzie rodzi się coraz mniej dzieci, gdzie politycy, zamiast zaproponować sensowną politykę prorodzinną, organizują na przykład... „dzień poczęcia”. W rosyjskim obwodzie uljanowskim za spłodzenie dziecka 12 września – po to by urodziło się dokładnie w Dzień Rosji dziewięć miesięcy później – dostaje się w nagrodę lodówkę. Jednak nie wszystkie kobiety nadają się, by płodzić obywateli i obywatelki. Odpadają za grube, za chude, za młode, za stare, te z niepełnosprawnością, bez ślubu, samodzielne (używam tego słowa zamiast „samotne”), nieheteronormatywne. „Wtyczki” przewidują, że one dobrymi matkami na pewno nie będą. Mają rodzić te najbardziej mleczne, nawet jeśli nie chcą.

Połowa ciąż na świecie jest nieplanowana. Połowa, serio. Nieplanowana to nie znaczy niechciana. Nieplanowana ciąża to tak zwana wpadka. Sama jestem dzieckiem z „wpadki” – zdaje się, że to norma dziecięcego boomu lat osiemdziesiątych. Chociaż rodzice zawsze mnie zapewniali, że cieszyli się z moich narodzin, jestem dumna, że mój Józio został zaplanowany. „Jesteś owocem wielkiej miłości” – powtarzamy mu z mężem, i nie jest to ściema. Przez 15 lat brałam tabletki antykoncepcyjne, bo za czasów mojej nastoletniości były już dostępne w każdej aptece na receptę. (Dzięki, mamo, że zabrałaś mnie na pierwszą wizytę do ginekologa!). Kiedy poznałam Jacques’a, odstawiłam je, bo zdecydowaliśmy, że chcemy mieć dziecko. Tak, chcę. Ja też. Chodźmy się kochać. Józio urodził się rok później. Pamiętam dokładnie, że to była nasza DECYZJA.

Moglibyśmy przecież podjąć inną: dziecka nie chcemy. Boję się wyobrazić sobie, co by na to wtedy powiedziała moja babcia, jakby beze mnie, mojego rozmnażania i bez wnuków lub wnuczek ona ryzykowała zniknięcie. Suszyłaby mi o to głowę i zaczęłabym wątpić, czy na pewno podjęliśmy dobrą decyzję, skoro spędza ona sen z powiek naszym bliskim. Gdybym mieszkała w Stanach Zjednoczonych, może zapłaciłabym za konsultacje u psycholożki specjalizującej się w podejmowaniu decyzji o posiadaniu potomstwa. Opowiadała mi o tym jedna z amerykańskich mam, której siostra przez wiele lat zastanawiała się, czy chce dziecka naprawdę, czy może to presja społeczna. Czy będzie żałować, jeśli nie zajdzie w ciążę? A może będzie żałować bycia matką? Jeśli życie porównać do płynącego statku, jak zauważyła pisarka Cheryl Strayed, to każda z nas posiada także statek widmo, reprezentujący drugie życie, które mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy podjęły inne wybory. Psycholożka poradziła Amerykance, by przyjrzała się najpierw obu statkom. Jeden reprezentował życie matki, a drugi życie bez dzieci.

– Wsłuchaj się w swoje najgłębsze potrzeby, a następnie odpuść – tłumaczyła. – Rozczaruję cię, ale nie doznasz ostatecznego oświecenia, które przyniesie ci ulgę. Intuicja podpowie ci, co teraz jest dla ciebie najlepsze, ale każdy wybór będzie łączył się ze stratą.

Kobieta po kilku tygodniach terapii zdecydowała, że nie chce mieć dzieci. Uznali z partnerem, że ich wolny czas, spędzany na czytaniu godzinami w ciszy, chodzeniu do kina lub podróżowaniu, jest dla nich zbyt cenny i rezygnacja z niego mogłaby ich wpędzić w depresję. Oboje mieli satysfakcjonujące życie zawodowe, nie chcieli z niego rezygnować, a nie stać ich było na nianię. Lubili zajmować się siostrzeńcami, ale po całym dniu spędzonym wspólnie byli wykończeni. Tym samym zasilili szeregi ruchu childfree, osób nieposiadających dzieci z wyboru, których jest coraz więcej, szczególnie w krajach Europy Zachodniej, w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Powody są bardzo zróżnicowane: od tych motywowanych odpowiedzialnością za planetę, przez obawy utraty dobrej pozycji w pracy (szczególnie u kobiet), do niechęci, aby reprodukować własne geny, co może wiązać się między innymi z traumą z dzieciństwa lub chorobą genetyczną. Najnowsze badania CBOS w Polsce z 2023 roku wykazały, że 42 procent Polek w wieku 18-45 lat nieposiadających dzieci nie chce ich w ogóle. 89 procent kobiet po 35. roku życia, które mają już jedno dziecko, też ich nie planuje. „W porównaniu z rokiem 2017 udział kobiet w wieku 18-45 lat planujących potomstwo spadł z 41 procent do 32 procent, a deklarujących zamierzenia prokreacyjne w perspektywie 3-4 lat zmniejszył się z 25 procent do 17 procent”. W Holandii jedna kobieta na dziesięć decyduje się nie mieć dziecka i wybór ten jest coraz lepiej akceptowany społecznie, także dlatego, że tak zwany instynkt macierzyński odchodzi do lamusa i kobiety przestają być krytykowane za jego brak. W zastępstwie mówi się obecnie o instynkcie rodzicielskim – chociażby dlatego, że wysoki poziom oksytocyny występuje zarówno u ojców, jak i rodziców adopcyjnych – lub w ogóle odrzuca się jego istnienie. Jak pisze Elisabeth Badinter w książce „Konflikt: kobieta i matka”: „w rzeczywistości nie ma dwóch sposobów przeżywania macierzyństwa, lecz nieskończoność. To sprawia, że nie można mówić o instynkcie, którego podstawę stanowi determinizm biologiczny”.

Prowadząc wywiady z mamami świata, uznałam mimo wszystko, że nie wypada pytać, czy dziecko było planowane, więc nie wiem, które z moich rozmówczyń „wpadły”. Spontanicznie, choć z początku nieśmiało, swoją historią podzieliła się tylko Sawana z Mali (poprosiła, bym na potrzeby książki zmieniła jej imię). W pierwszą ciążę zaszła w wieku 17 lat. Synka pomogła jej wychować mama, by ona mogła zdać maturę.

– Bardzo się wstydziłam. Wszyscy uznali mnie za „puszczalską”, tymczasem ojciec dziecka zniknął i nikt go za to nie osądzał. To była nieplanowana ciąża. Seks przerywany, bo mój chłopak naciskał, by nie używać prezerwatywy. Uległam, bo bałam się, że uzna mnie za zbyt sztywną. Poryczałam się, kiedy na teście zobaczyłam dwie kreski. Mimo to postanowiłam utrzymać ciążę, choć miałam możliwość dokonania aborcji. Nie do końca wiem, czy to był świadomy wybór. Z jednej strony ciało podpowiadało mi, że chce tego dziecka, ale mój mózg bał się o przyszłość: co będzie ze szkołą? Z wymarzoną pracą? Jaki facet mnie zechce z dzieciakiem? W jednym tygodniu byłam szczęśliwa, w innym płakałam. Z perspektywy czasu wiem, że nie podjęłam tej decyzji sama, towarzyszyły mi siostry, mama, babcia. Niemalże cały klan zdecydował za mnie.

Sawana pokazała mi zdjęcie siedemnastoletniego chłopca, który teraz przerastał ją o dwie głowy. Nigdy nie żałowała, że go urodziła, ale jest świadoma, że gdyby nie pomoc innych kobiet w rodzinie, jej życie potoczyłoby się inaczej. W jej przekonaniu gorzej, bo nie mogłaby skończyć studiów.

Czy ciąża i posiadanie dziecka to zawsze świadomy wybór? Badania temu przeczą: prawie połowa ciąż na świecie jest nieplanowana, z czego najwięcej w Afryce Subsaharyjskiej. Na zdjęciu: kobiety czekają na USG w szpitalu w Ugandzie.

Opracowanie Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych (UNFPA) o nieplanowanych ciążach na świecie potwierdza słowa Sawany: „kobiety myślą, że ich decyzje nie mają znaczenia, i – co jest tragiczne – z punktu widzenia ich rodzin lub społeczności, wiele z nich ma rację”. Najnowsze dane wskazują, że w latach 2015-2019 każdego roku 121 milionów kobiet na świecie zaszło w ciążę niezamierzoną (z czego ponad połowa zdecydowała się na aborcję). To 48 procent wszystkich ciąż. Najwięcej nieplanowanych ciąż było w Afryce Subsaharyjskiej, najmniej w Ameryce Północnej i Europie (w Polsce na 551 tysięcy ciąż 46 procent było nieplanowanych; we Francji o 10 procent mniej). „Wpadki” wynikały najczęściej z braku edukacji seksualnej i braku dostępu do pigułek antykoncepcyjnych lub innych form zabezpieczenia przed ciążą. 23 procent kobiet przyznało, że „nie umiało odmówić seksu”, prawdopodobnie bojąc się przemocy. W wielu krajach ciąża kobiety niezamężnej jest piętnowana, a w przypadku mężatek często zakłada się, że akceptują perspektywę zajścia w ciążę w dowolnym momencie. Te smutne statystyki dowodzą, że na świecie możliwość dokonywania wyboru przez kobiety i dziewczęta, ich sprawczość i decyzyjność są iluzją. A przecież Powszechna Deklaracja Praw Seksualnych, przyjęta przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), jasno stanowi, że każdy człowiek ma prawo do pełnego dostępu do środków regulacji płodności, a także podejmowania wolnych i odpowiedzialnych decyzji dotyczących posiadania lub nieposiadania potomstwa, jego liczby i różnicy wieku między dziećmi.

Większość z nas jest zdolna do czegoś absolutnie cudownego: po dziewięciu miesiącach wydajemy na świat małego człowieka. To jest wielka moc i mogłaby posłużyć scenarzystkom komiksów o superbohaterach i superbohaterkach, ale tylko wtedy, gdyby decyzje o ciąży były świadome. Jednak, jak słusznie powiedziała Sawana, mama z Mali, „wybór” to dla kobiety skomplikowane słowo.

Paulette Cooper całe życie miała żal do rodziców, że sprowadzili ją na świat.

– Wiedzieli, że jest wojna. Moja matka była nieodpowiedzialna, bo urodziła mnie, gdy Żydom zagrażał Hitler.

Cooper jest z pochodzenia polską Żydówką, urodziła się w Belgii w 1941 roku, obecnie mieszka na Florydzie. Jest dziennikarką i pisarką. W 1942 roku jej rodzice Chaim i Ruchla Bucholc zostali wywiezieni do Auschwitz. Ona wraz z siostrą trafiła do domu dziecka. W wieku sześciu lat została adoptowana przez parę amerykańskich Żydów, którzy nie mogli mieć dzieci. Przez pierwsze miesiące jej pobytu w Nowym Jorku żałowali swojej decyzji. Dziewczynka była trudna, nie umiała usiedzieć w miejscu, roznosiła ją energia i robiła mnóstwo głupot. Krnąbrna łobuziara, niepasująca do idealnego obrazka grzecznej dziewczynki. Bali się, że sobie z nią nie poradzą. Nie wyobrażali sobie jednak, że wyślą ją z powrotem za ocean do zniszczonej przez wojnę Europy, zwrócą niczym zepsutą zabawkę, więc zacisnęli zęby i z czasem narodziły się między nimi miłość oraz prawdziwe przywiązanie. W najtrudniejszych momentach matka przypominała sobie, że taką podjęli decyzję. Chcieli mieć dziecko, modlili się o nie, niczego nie pragnęli bardziej. Jako dorosła kobieta Paulette zdecydowała się nie mieć dzieci. Uznała, że jej doświadczenia z dzieciństwa były zbyt trudne, by mogła kiedykolwiek być matką.

Nie wiadomo, dlaczego polska mama Paulette zaszła w ciążę w czasie wojny. Ale podczas konfliktów zawsze rodziło się dużo dzieci. Według UNICEF-u jedno dziecko na osiem przychodzi na świat wśród bomb. Jak sugerują badania UNFPA, w sytuacjach kryzysowych dostęp do środków antykoncepcyjnych jest utrudniony, nasila się przemoc, częściej dochodzi do gwałtów. Prawie wszystkie Syryjki i Jordanki, a także inne kobiety przebywające w obozach dla uchodźców na całym świecie, z którymi wywiady przeprowadzali pracownicy organizacji Save the Children, przyznały, że wcale nie chciały sprowadzać kolejnego dziecka do piekła. Nie były gotowe fizycznie ani psychicznie do opieki nad niemowlęciem. Nie mogły go wyżywić, ubrać ani posłać do szkoły. Żałowały, że zostały matkami.

Wierzę jednak, że niekiedy dziecko w czasie wojny symbolizuje nadzieję. Tak było w przypadku Dzidzi Grzegorczyk, polskiej Żydówki mieszkającej w Paryżu. Urodziła się w 1942 roku jako Lili i miała kilka tygodni, kiedy żydowscy rodzice oddali ją na przechowanie bezdzietnym polskim sąsiadom. Kolejnego dnia Abraham i Estera Fuchsbergowie zostali rozstrzelani. Grzegorczykowie postanowili zaopiekować się niemowlęciem jak własnym. Pokochali Lili – nazywaną dla bezpieczeństwa Dzidzią – całym sercem i całe życie dawali jej wszystko, czego potrzebowała, chociaż sami mieli niewiele. Płacili za lekcje pianina, bo dziewczynka miała po mamie talent muzyczny (została wybitną muzykolożką, pracowała na Sorbonie). Byli dziadkami dla dzieci jej siostry w izraelskim kibucu, a mama lepiła pierogi dla francuskich wnuków do później starości. Kochali córkę bezwarunkowo.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdyby wszystkie kobiety na świecie miały dostęp do środków antykoncepcyjnych, gdyby mogły bez strachu odmówić mężowi czy partnerowi seksu, gdyby mogły uniknąć gwałtu, to dzieci rodziłoby się dużo mniej. Spotkałam się z krytyką, że takim myśleniem doprowadzimy się do autodestrukcji (zachęcam wpisać w Google’a frazę „nataliści vs. antynataliści”). Społeczeństwa coraz szybciej się starzeją, nie będzie młodych do zajmowania się starymi. Koniec z nami. Nie jestem demografką ani futurystką i nie wiem, co będzie za 50 lat, ale jestem przekonana, że zwrócenie kobietom możliwości podjęcia wyboru tu i teraz jest obowiązkiem etycznym, ważniejszym od rodzenia dzieci i „przedłużania rodów”. Dotyczy to zarówno posiadania dzieci w ogóle, jak i ich liczby.

Kiedy Józio miał trzy czy cztery latka, a nasi znajomi kolejne dzieci, nagle wszyscy zaczęli się dopytywać, kiedy planujemy następne. Dużo o tym z mężem rozmawialiśmy. W końcu doszliśmy do wniosku, że drugiego dziecka naprawdę nie chcemy. Przecież nie możemy go chcieć ze względu na Józia (a co, jeśli wcale się z siostrą nie dogadają? Czy chcemy wywierać na niego taką presję?) czy z innych, równie niejasnych przyczyn. Jedynym powodem powinno być chcenie, bez żadnych przypisów małym druczkiem na dole umowy. Ta głęboka chęć, to wewnętrzne ssanie, przemieni się w miłość, a nic innego do wychowania dziecka nie jest potrzebne.

– Gdybym została adoptowana przez siostrę mego żydowskiego ojca, może byłoby mi dobrze, ale nie miałabym rodziców. Rodziców, którzy mnie uwielbiali. A to jest podstawa na całe życie – opowiadała mi Dzidzia Grzegorczyk. Po wojnie siostra jej ojca, jedyna, która przeżyła wojnę, walczyła o bratanicę w sądzie. Przegrała i Grzegorczykowie stali się pełnoprawnymi rodzicami Dzidzi. Walczyli o nią przez osiem lat. – Z jednej strony spadłam im z nieba, wszyscy czuliśmy, że byliśmy sobie przeznaczeni, a z drugiej przecież mogli odmówić opieki nade mną, co zrobiło wtedy wielu Polaków. Bez względu na to, jak ciężko przeżywałam śmierć moich żydowskich rodziców, to czułam, że ci polscy dali mi tak duże poczucie bezpieczeństwa, iż mogę wszystko przetrwać. Dali mi miłość.

CZY KOBIETA MOŻE DOKONAĆ ABORCJI?

Ma być o matkach, a jak o matkach, to także o tych, które matkami (kolejny raz) wcale być nie chciały, i o kobietach, które wybierają, by nimi nigdy nie być. Innymi słowy: temat macierzyństwa na świecie pozostanie niewyczerpany, dopóki nie napiszę o aborcji. Niby jest to odwrotność bycia matką, niemacierzyństwo, ale jednak nie do końca. Chantal Birman, położna na emeryturze, w latach siedemdziesiątych walcząca o dostęp Francuzek do aborcji na życzenie, uważa, że nie tylko poród może dać kobiecie siłę. Aborcja też.

– Wiele jest powodów zajścia w niechcianą ciążę mimo szeroko dostępnych środków antykoncepcyjnych – tłumaczyła mi. – Często zdarza się to kobietom, które wcale nie chcą mieć w danym momencie dziecka, ale potrzebują upewnić się, że są płodne. To może być nawet nieuświadomione. Ta niepewność może powodować ogromny lęk. W takim wypadku aborcja, jeśli jest wykonana w odpowiednich warunkach i przez osobę, która nas nie ocenia, może być wyzwalająca. Może dać nam siłę do życia, tak samo jak poród. Możemy uświadomić sobie potęgę naszego ciała. Jesteśmy zdolne sprowadzić na świat drugiego człowieka – to przecież największa moc. Jeśli kobieta sobie to uświadomi, aborcja albo poronienie będzie dla niej szansą wzrostu, mimo że może towarzyszyć jej ogromny smutek.

Nie doświadczyłam aborcji, ale wiele moich przyjaciółek i kobiet w rodzinie – tak. Towarzyszyłam jednej z nich we Francji, byłam z nią, gdy podjęła tę decyzję. Ma już dwoje dzieci i po prostu nie chciała trzeciego, zaszła w ciążę prawdopodobnie dlatego, że nieregularnie zażywała tabletki antykoncepcyjne. Czekałam na nią w poczekalni, gdy była na pierwszej rozmowie z lekarką i na drugiej, obowiązkowej, podczas której potwierdziła swoją decyzję. Rozmawiałyśmy przez telefon tuż przed tym, jak połknęła pierwszą tabletkę poronną, tę przerywającą ciążę, i drugą, powodującą wydalenie jajeczka z macicy. Płakała potem przez wiele dni, miała baby bluesa, huśtawkę hormonalną, a ja jedynie mogłam jej wysłuchać. Ani razu w trakcie trwania tej procedury nie poczuła się oceniona – przez lekarkę, męża czy przez przyjaciółki. Oczywiście mogło być inaczej, słyszałam historie Francuzek, które doświadczyły pogardliwych uwag ze strony personelu medycznego, ale generalnie wydawało mi się, że aborcja dostępna na życzenie do 12. tygodnia i refundowana przez francuski ZUS została przez społeczeństwo zaakceptowana. Myliłam się.

W 2022 roku trafiłam na manifestację „Marche pour la vie” (Marsz dla życia), organizowaną co roku w styczniu przez przeciwników aborcji i eutanazji. Brało w niej udział wyjątkowo dużo ludzi, bo komisja parlamentarna właśnie wstępnie przyjęła projekt ustawy przewidującej między innymi legalizację aborcji do 14. tygodnia ciąży, możliwość dokonywania jej przez położne i likwidację klauzuli sumienia dla lekarzy i lekarek. Patrzyłam na te Francuzki i Francuzów, których wcześniej nie zauważyłam w moim nowym kraju. Według organizatorów było ich 20 tysięcy, policja naliczyła 10 razy mniej. Krzyczeli: „Co dwie minuty zabija się we Francji jedno dziecko. Mamy tego dość! Jesteśmy za życiem!”. Był tam młody mężczyzna, tłumaczący przed kamerą telewizyjną, że mama oddała go do adopcji.

– Gdyby dokonała aborcji, mnie by nie było – mówił.

Było wielu dwudziestolatków, przekonanych, że „wpadka ich nigdy nie spotka”, a jeśli nawet, będą „chronić życie”. Były osoby starsze, o białej i czarnej skórze, w większości broniące katolickich wartości.

We Francji przeciwnicy aborcji i eutanazji co roku organizują manifestację „Marche pour la vie” (Marsz dla życia). To między innymi dlatego część Francuzów i Francuzek chce, by prawo do aborcji zostało wpisane do konstytucji.

Obserwowałam ich i zastanawiałam się, czy znają najnowsze badania, na których opiera się Światowa Organizacja Zdrowia, dowodzące, że w krajach, gdzie obowiązują bardziej liberalne przepisy aborcyjne, znacznie mniejszy odsetek niezamierzonych ciąż kończy się aborcją? Czyli jest dokładnie odwrotnie, niż myślą „obrońcy życia”: gdyby aborcji we Francji znów zakazać (choć chyba skończyłoby się to rewolucją), to zabiegów byłoby prawdopodobnie więcej, a nie mniej. Czy demonstrujący wiedzą, że powikłania spowodowane nielegalnymi zabiegami przeprowadzanymi w niebezpiecznych warunkach są przyczyną hospitalizacji 7 milionów kobiet rocznie i główną przyczyną śmierci kobiet spodziewających się dziecka? No właśnie, bo aborcja po prostu jest. Wszędzie. W raporcie Funduszu Ludnościowego ONZ z 2022 roku stwierdzono, że co roku 121 milionów kobiet zachodzi w ciążę, z czego 60 procent kończy się aborcją.

W ostatnich latach 59 krajów rozszerzyło prawo do aborcji, a tylko trzy zlikwidowały je albo ograniczyły: Polska, Salwador i Nikaragua. Niedawno do tej listy dołączyły Stany Zjednoczone. Istnieją miejsca na świecie, gdzie aborcja jest niedozwolona, nawet gdy życie matki jest zagrożone: m.in. w Abchazji, Hondurasie i Nikaragui. Są także takie państwa, gdzie za jej dokonanie można stracić życie albo trafić do więzienia na 30 lat. Kiedy pracowałam z Martyną Wojciechowską na planie jej filmu w Salwadorze, odwiedziłyśmy za kratkami Albę, mamę dwóch dziewczynek, skazaną na 25 lat więzienia za aborcję, interpretowaną według lokalnego prawa jako dzieciobójstwo. Tak naprawdę Alba poroniła w piątym miesiącu ciąży, tylko nikt jej nie uwierzył. Dopiero dzięki pomocy Moreny Herrery, znanej lokalnej aktywistki, wyszła na wolność po ośmiu latach. Niestety, nie jest ona i nie była jedyną kobietą w tej sytuacji w Salwadorze – prawdziwym piekle dla kobiet. Nie jest to też jedyne takie piekło na świecie.

Nilofar, afgańska uchodźczyni mieszkająca w Polsce i matka trójki dzieci, którą także poznałam dzięki Martynie, opowiadała mi o życiu kobiet w jej kraju.

– Aborcja jest legalna, ale tylko w trzech sytuacjach: ratowania życia matki, poważnego upośledzenia płodu lub z powodu biedy – o ile rada religijna uzna, że kobieta rzeczywiście nie ma środków, by utrzymać dziecko. W praktyce jednak, nawet w tych trzech przypadkach, aborcja jest mocno napiętnowana społecznie.

Razem z Nilofar czytamy w prasie naukowej dostępnej online, że tylko około 20 procent Afganek korzysta ze środków antykoncepcyjnych, podczas gdy w Europie – według Światowej Organizacji Zdrowia – jest ich około 70 procent. Współczynnik dzietności jest tam jednym z najwyższych na świecie – kobieta jest średnio matką pięciorga dzieci. Afganistan ma też najwyższy na świecie wskaźnik umieralności niemowląt: 107 zgonów na 1000 urodzeń. Afganki uciekają się, jak Polki czy mieszkanki Salwadoru, do niebezpiecznych zabiegów, wykonywanych nielegalnie w kraju (taniej) albo za granicą (drożej, więc to opcja dla nielicznych).

– Bycie kobietą w ciąży albo matką w moim kraju to z jednej strony piekło, a z drugiej niebo – kontynuuje opowieść Nilofar. – Piekło, gdy kobieta zajdzie w ciążę przed zamążpójściem. Przynosi rodzinie ogromny wstyd. Może ją za to spotkać wielka kara, łącznie ze śmiercią. Honor – u nas wszystko sprowadza się do tego słowa. Piekło, bo dzieci należą oficjalnie nie do matki, tylko do ojca, więc i decyzja o aborcji leży w gestii mężczyzny. Kobieta nie ma głosu. Kilka lat temu, poprzez kampanię #whereismyname, razem z innymi aktywistkami próbowałyśmy się temu przeciwstawić. Publiczne użycie imienia kobiety może być uznane za zniewagę. Wielu afgańskich mężczyzn niechętnie wypowiada imiona swoich sióstr, żon czy matek. Kiedy kobieta jest chora, lekarz nie może napisać jej danych na recepcie, a kiedy umiera, jej nazwisko nie pojawia się na akcie zgonu ani na nagrobku. – Nilofar zaciska usta ze złością. – Dzięki naszym działaniom rząd afgański uznał w 2020 roku prawo zezwalające na wpisanie nazwiska matki w dokumentach jej dzieci. Teraz jednak, po ponownym dojściu do władzy talibów, wszystko przepadło. Jedynym niebem dla Afganek może być rodzina, jej kobieca część. Mama i siostry pomagały mi opiekować się dziećmi i dzięki nim nigdy nie byłam sama. Dzieci, nawet te z początku niechciane, są przez nas czczone. Rzadziej dotyczy to dziewczynek, ale nawet one często stają się oczkiem w głowie rodziców. Za tą miłością bardzo tęsknię.

Istnieją też kraje, w których aborcji można dokonać legalnie do szóstego miesiąca ciąży, jak w Singapurze czy Holandii, i takie, gdzie rząd wręcz kiedyś do nich zachęcał.

– Kiedy moja mama była młoda, pod koniec lat siedemdziesiątych, miliony kobiet rocznie były zmuszane do przerywania „nielegalnych” ciąż z powodu wprowadzonej w 1979 roku polityki jednego dziecka – opowiadała mi Yue, mama z Chin. – Co gorsza, aborcje były selektywne ze względu na płeć, więc to dziewczynki usuwane były częściej. Doprowadziło to do sytuacji, w której mężczyzn w Chinach jest dużo więcej niż kobiet! Dużo za dużo! – Yue podnosi głos.

Sprawdzam później, że ten współczynnik jest zachwiany w wielu krajach wschodniej i południowej Azji, na przykład w Indiach, Wietnamie i Korei Południowej. Z tego powodu od kilku lat USG określające płeć dziecka jest nielegalne (co oczywiście nie oznacza, że nieosiągalne, jest po prostu dużo droższe).

– Kiedy rząd wreszcie zdał sobie sprawę z demograficznej katastrofy, do której się przyczynił, wprowadzono politykę dwojga dzieci, a jakiś czas później trojga. Dobrze to pamiętam, bo byłam wtedy w pierwszej ciąży – kontynuuje Yue. – Problem w tym, że obecnie więcej Chinek jest wykształconych. Nie chcemy mieć więcej dzieci, bo z reguły to my jesteśmy ich głównymi opiekunkami. Tym bardziej wkurzył nas niedawny pomysł rządu, by zmienić prawo aborcyjne. W niektórych prowincjach prawo do aborcji z powodów niemedycznych zostało ograniczone. Te wszystkie działania dowodzą, że jako kobiety i matki wciąż jesteśmy kontrolowane. Nasze brzuchy tak naprawdę należą nie do nas, ale do całego społeczeństwa. Od wieków decyduje się za nas: raz każe się nam rodzić tylko jedno dziecko, potem dwoje albo troje, wcześniej tylko chłopców, teraz też dziewczynki. Mam tego naprawdę DOŚĆ. – Yue uderza ręką w stół.

Planuje wyprowadzkę do innego kraju, choć nie jest pewna, że gdzie indziej będzie lepiej.

To Delphine Horvilleur, niezwykle mądra rabinka – jedna z niewielu kobiet na świecie sprawujących tę funkcję – zwróciła mi uwagę, że prawa kobiet nigdy nie zostały zdobyte na zawsze.

– Historia ciągle się powtarza. Czas, w którym kobiety mają prawo głosu, zaraz może się skończyć. Kiedy świat się chwieje, kobiety stają się symbolem groźnej rewolucji i znów muszą zamilknąć. I wtedy mówią za nas mężczyźni. Musimy więc pozostać uważne, bo historia pokazuje, iż jest to ciągły proces.

Pomyślałam, że to dlatego we Francji, mimo że ustawa o legalizacji aborcji do 14. tygodnia została przegłosowana w lutym 2022 roku, grupa polityków i polityczek lewicowych wystąpiła z propozycją, by prawo do aborcji wpisać do konstytucji.

PRZYPISY

Janusz Korczak, „Jak kochać dziecko. Dziecko w rodzinie”, w: „Dzieła”, t. 7, Oficyna Wydawnicza Latona, 1993.

Cyt. za: Yifat Susskind, „In uncertain times, think like a mother”, TED Women, 2019.

Anne Lamott, „Bird by Bird. Instructions on Writing and Life” (Ptak za ptakiem. Lekcje pisania i życia), Canongate, 2020.

Yifat Susskind, „In uncertain times, think like a mother”, TED Women, 2019.

Cheryl Strayed, „Tiny Beautiful Things: Advice on Love and Life from Someone Who’s Been There”, Atlantic Books, 2013.

„Postawy prokreacyjne kobiet”, komunikat z badań nr 3/2023, CBOS. www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2023/K_003_23.pdf (dostęp 6.03.2023).

Elisabeth Badiner, „Konflikt: kobieta i matka”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2013.

„The State of World Population 2022 – SEEING THE UNSEEN. The case for action in the neglected crisis of unintended pregnancy”. Wszystkie dane cytowane poniżej pochodzą z raportu. https://www.unfpa.org/sites/default/files/pub-pdf/EN_SWP22%20report_0.pdf (dostęp 6.02.2023).

„Unintended pregnancy and abortion by income, region, and the legal status of abortion: estimates from a comprehensive model for 1990-2019”, „The Lancet”, wrzesień 2020. https://www.thelancet.com/journals/langlo/article/PIIS2214–109X(20)30315–6/fulltext (dostęp 15.02.2023).

„The State of World Population 2022 – SEEING THE UNSEEN. The case for action in the neglected crisis of unintended pregnancy”. https://www.unfpa.org/sites/default/files/pub-pdf/EN_SWP22%20report_0.pdf (dostęp 6.02.2023).

Ahmad Siyar Noormal, Volker Winkler, Ali Maisam Eshraqi i in., „Factors influencing the uptake of short-term contraceptives among women in Afghanistan”, „Scientific Reports” 12, 6632 (2022). https://doi.org/10.1038/s41598–022–10535–y (dostęp 7.03.2023).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: