- W empik go
Manipulatorka Temptation Club Tom 3 - ebook
Manipulatorka Temptation Club Tom 3 - ebook
Trzeci tom serii Temptation Club. Książka dla czytelników 18+ Pięć lat po wydarzeniach z „Manipulanta” Aleksander wciąż nie może pogodzić się z odejściem Aurelii. Jego życie zamienia się w maraton pracy, seksu i alkoholu. W końcu popada w tarapaty. Skandal obyczajowy elektryzuje Polskę, a mężczyźnie grozi utrata stanowiska prezesa. Na ratunek upadłemu biznesmenowi przybywa specjalistka od zarządzania kryzysami wizerunkowymi. Kim jest? Czy uratuje Aleksa? A co z Aurelią?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397005327 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To trzeci tom serii Temptation Club, a także długo wyczekiwana kontynuacja losów Aleksandra i Aurelii z “Manipulanta”.
Może to Was zaskoczy, ale tym razem nie będzie żadnych trigger warningów, ponieważ ta część nie zawiera scen BDSM, choć nie brakuje w niej opisów zbliżeń. Proszę Was jednak o odrobinę cierpliwości, gdyż sytuacja naszych bohaterów jest skomplikowana i zanim pójdą ze sobą do łóżka, muszą przemyśleć oraz przeboleć kilka spraw.
Aurelia i Aleksander wrócą do Was gościnnie w ostatnim tomie serii, pt. “Opiekun”.
Jeśli trafiliście na “Manipulatorkę” przed przeczytaniem poprzednich części Temptation Club, lojalnie ostrzegam – znajomość “Manipulanta” jest konieczna do zrozumienia tej historii. “Masochistka” nie jest niezbędna, ale z pewnością ułatwi Wam zrozumienie losów Aleksandra i Aurelii.1.
ALEKSANDER
_Pięć lat temu_
Jestem złym człowiekiem. Rozkochałem w sobie niewinną dziewczynę, by ożenić się z nią
i zrobić z niej swoją uległą. Plan brzmi dobrze? Jasne, tylko jest jeden szczegół. Aurelia nie była świadoma tego, że nią manipuluję i wprowadzam w nasze życie elementy tresury.
Gdy odkryła moje zamiary, spakowała walizki i uciekła. Postąpiła po mistrzowsku, niczym w jakimś dobrym kryminale lub thrillerze. Sprzedała cały swój majątek, zostawiła telefon, a nawet poinformowała policję, że wyjeżdża i mają zignorować moje zgłoszenie o zaginięciu.
Od dwóch tygodni robię wszystko, by odzyskać żonę. Sprawdzam ślady finansowe, dyskretnie wypytuję wśród jej znajomych. Urządziłem piekło w Gdańsku, gdy próbowałem przesłuchać agenta nieruchomości i ludzi, którzy kupili od Aurelii mieszkanie. Mało brakowało, a zostałbym aresztowany. Policjanci chyba zlitowali się, widząc moją rozpacz.
Najchętniej zamieściłbym zdjęcia Aurelii w mediach i ogłosił wysoką nagrodę dla tego, kto da mi informację o jej miejscu pobytu, ale nie mogę tego zrobić. Na razie jesteśmy rozdzieleni, ale moja żona nie zrobiła tego, na co sobie w pełni zasłużyłem – nie ujawniła prawdy o mojej niechlubnej przeszłości. Jeśli zacznę na nią naciskać, może poczuć się osaczona i opublikować dowody tego, jak złym człowiekiem jestem. Sam bym to jeszcze przeżył. Zasłużyłem, ale nie chcę zniszczyć innych.
Moja kompromitacja może skutkować problemami w firmie, a co za tym idzie, moi pracownicy mogą stracić pracę i źródło utrzymania. Poza tym oberwie się też Sarze, a ona akurat najmniej sobie na to zasłużyła. Nie to co Tomek, a także przekupiony przeze mnie terapeuta Aurelii i jej ginekolożka. Wszyscy zasługujemy na to, co najgorsze.
Wlokę się do sypialni, ale nie kładę do łóżka. Wchodzę do garderoby. Po jednej stronie wiszą moje garnitury i koszule, a po drugiej ubrania, które zostawiła Aurelia. Już po pustych wieszakach widać, że dziewczyna spaliła za sobą wszystkie mosty. Zabrała ciuchy na każdą porę roku.
Wyjmuję jej suknię ślubną. Wyglądała w niej pięknie, jak leśna nimfa. Wtedy już ją kochałem, choć oszukiwałem się, że wcale tak nie jest.
Załamany, ciągnę warstwy zwiewnego materiału przez pomieszczenie i przechodzę z nim do sypialni. Kładę się do łóżka, ściskając kreację niczym dziecko ukochany kocyk. Zanurzam nos w tkaninie i zaciągam się zapachem ukochanej. Wciąż pamiętam ten słodki, owocowy aromat. W moich oczach stają łzy, pierwszy raz od lat płaczę. Krztuszę się swoim żalem i niemo szlocham, wtulając twarz w pamiątkę po żonie.
Zasypiam wplątany w sukienkę, modląc się, by Aurelia wróciła do mnie chociaż w snach... Nie mogę normalnie oddychać. Utrata ukochanej jest przytłaczająca. Utrata, właśnie to do mnie dociera. Ona nie tylko odeszła, straciłem ją.
_Trzy lata po odejściu Aurelii_
Dzisiaj mijają trzy lata. Trzy pieprzone lata, odkąd moja żona odeszła bez słowa, zostawiając mi na pamiątkę swoją obrączkę, suknię ślubną i żądne krwi, dziennikarskie hieny spragnione każdej afery w moim życiu prywatnym.
Obiecywałem sobie, że będę na nią czekał. Liczyłem, że do mnie wróci, bym mógł ją błagać o przebaczenie i wszystko wyjaśnić. Przysiąc, że nigdy więcej nie będę bawił się w kretyńskie gierki.
Podczas nieobecności Aurelii raz się złamałem i zdradziłem. Był to efekt rozpaczy, alkoholu i narkotyków. To było obrzydliwe. Żałowałem i żałuję do dziś, ale to już trzecia rocznica zniknięcia mojej żony, a ja mam dosyć czekania.
Wciąż tęsknię, ale coś się zmienia. Nie czuję już takiego żalu. Pojawia się gniew. Trzy lata. Trzy pieprzone lata. Nie oczekuję już wybaczenia. Ale mam prawo do chociaż jednej rozmowy. Przez ten czas Aurelia powinna dojrzeć do konfrontacji. Nawet jeśli nasze spotkanie miałoby być tylko ustaleniem szczegółów rozwodu.
Moja cierpliwość się wyczerpała. Nie potrafię jej znaleźć, a ona najwyraźniej nie pragnie powrotu. Być może ułożyła sobie życie z kimś innym, choć na myśl o tym wzbiera we mnie szał, a zazdrość przepływa przez ciało, paląc niczym kwas.
Skoro Aurelia nie chce ze mną być, nie będę dłużej zachowywał się jak jej mąż. Czas zapomnieć, ruszyć do przodu. Praca, imprezy i tłum chętnych kobiet powinny zabić tęsknotę, która trawi mnie od tych trzech pieprzonych lat.
Sięgam po butelkę wódki i robię sobie drinka o nazwie szklanka wódki. Bez zastanowienia ją wypijam. Krztuszę się i kaszlę, gdy palący płyn styka się z moim gardłem. Pod wpływem mocy alkoholu w moich oczach pojawiają się łzy. Przysięgam sobie, że to ostatnie, które uroniłem z powodu Aurelii. Nawet jeśli ona była tylko ich pośrednią przyczyną.
Wpatruję się w swoją dłoń, na serdecznym palcu wciąż mam obrączkę. Symbol miłości, oddania i wierności. Zdejmuję biżuterię, która teraz zaczyna mi ciążyć jak kajdan. Odnoszę ją do sypialni i chowam do szafki nocnej, do pudełka zawierającego obrączkę pozostawioną przez Aurelię.
Czas wrócić do Temptation, ekskluzywnego, tajnego seksklubu dla bogaczy, którego regularnym gościem byłem przez długi czas. Niecałe trzy lata temu zawiesiłem członkostwo, teraz je przywrócę i zacznę korzystać z życia. Ile czasu można walić konia, gdy w pobliskiej kamienicy czeka tyle chętnych cipek?
_Pięć lat po odejściu Aurelii_
– Możemy się przyłączyć? – Seksowna laska w kusej sukience przysiada się do mnie i wskazuje swoją koleżankę w równie krótkiej i wydekoltowanej kreacji.
W pierwszej chwili mam ochotę odmówić. To odruch. Nie jestem w Temptation, lecz zwykłym klubie. Nie mogę sobie pozwolić na przyciągnięcie ciekawskich spojrzeń, a tym bardziej, tego, że ktoś mi zrobi zdjęcie w towarzystwie kobiet wyglądających jakby urwały się z roboty w burdelu.
Spoglądam smętnie na trzymanego w dłoni drinka. Szklanka jest już prawie pusta. Muszę wypić więcej. Dużo więcej.
To piąta rocznica ucieczki mojej pieprzonej żony. Kiedyś oddałbym życie za to, by do mnie wróciła. Teraz? Teraz chcę się napić i zabawić, a te dwie chętne cipki zabiorę do hotelu i spędzę z nimi szaloną noc. Odstawiam szklankę na stolik i przyglądam się niespodziewanej towarzyszce oraz jej koleżance. Długowłose blondynki. Całkiem atrakcyjne. I patrzą na mnie w sposób, który wyraźnie podpowiada, że poszukują tylko przygody. Idealnie.
– Jasne, zapraszam. – Uśmiecham się zawadiacko i bezczelnie mierzę kobiety spojrzeniem. – Czego się napijecie?
Przywołuję kelnerkę kręcącą się przy strefie VIP. Składam zamówienie dla siebie i blondyneczek, a później przepraszam je na moment i wychodzę, by zadzwonić. Miałem spotkać się z bratem, ale znalazłem lepsze zajęcie. Mikołaj pocieszałby mnie i gadał o tym, że od pięciu lat nie jestem sobą. Wolę ostre ruchanko od jego mowy motywacyjnej.
***
Budzi mnie dobrze znane uczucie. Kac.
Rozsadza mi łeb, w efekcie wywołuje falę mdłości. Zrywam się z łóżka i biegnę do łazienki, by zwrócić zawartość żołądka.
Przepłukuję usta wodą, patrzę w lustro. Widać, że zabalowałem. Zwłaszcza po malinkach na szyi i dwóch kolorach szminki na białym kołnierzyku koszuli. Najwyraźniej byłem tak pijany, że położyłem się spać w ubraniu.
Albo ktoś mnie przetransportował do domu. Nie pamiętam wiele z ostatniej nocy, a jej zakończenia wcale.2.
LORA
Leniwie przeciągam się w łóżku. Przez okna mojego mieszkania na trzydziestym drugim piętrze wpada zdecydowanie za dużo słońca. Czemu nie zasłoniłam ich przed pójściem spać? No tak, byłam zbyt padnięta. Cholery jet lag.
Dopiero wróciłam z Meksyku, wcześniej byłam w Japonii, Korei Południowej, Wielkiej Brytanii i Monako. A to tylko lista miejsc z ostatniego roku. Nie wiem, po co mi to mieszkanie w Pudong, dzielnicy biznesowej Szanghaju, Co prawda z okien swojego gniazdka mam genialny widok na rzekę Huangpu i Oriental Pearl Tower, ale na co mi to, skoro przebywam tu przez kilka tygodni w roku? Równie dobrze mogłabym spać w hotelu i miałabym do tego obsługę na każde skinienie.
Przyciąga mnie mocny zapach kawy. _Napój bogów_. Leniwym krokiem zmierzam do kuchni. No tak, Teo wie, czego mi potrzeba.
– Dzień dobry, skarbie. – Wita mnie lekkim pocałunkiem. Krzywię się na to czułe słówko.
Nie lubię, gdy tak do mnie mówi. Nie lubię, gdy okazuje mi uczucia. To ma być tylko seks od czasu do czasu, gdy jestem w mieście. Facet chyba liczy na coś więcej. Muszę go delikatnie uświadomić, że nie powinien robić sobie nadziei. Nie w mojej sytuacji. Nie wtedy, gdy wciąż formalnie jestem mężatką.
– Od razu mi lepiej. Lot z Meksyku zupełnie mnie wypompował – wzdycham, sięgając po kubek. Gramolę się z nim na blat mojej śnieżnobiałej kuchni.
– Taka praca – odpowiada, wzruszając ramionami. – Ale przynajmniej wszystko załatwiłaś?
– Masz internet. Przecież wiesz, że tak.
– Racja. Jak zwykle byłaś niezawodna. Czasem się zastanawiam, jak ty to wytrzymujesz. No wiesz... te moralne dylematy. – Patrzy na mnie badawczo.
– Nie mam ich – bagatelizuję. – Pracuję dla tego, kto płaci. Nie tylko mili, sympatyczni ludzie pakują się w kryzysy. Moje zadanie to wyciągnąć jak najwięcej z problemu, a taka sprawa jak Meksyk... No cóż, to wyznanie. Nie wiem, skąd u ciebie takie rozmyślenia. Jesteś prawnikiem wielkich korporacji – prycham.
– Racja – mamrocze Teo. Chyba dociera do niego własna hipokryzja. – Będę się zbierał. Zadzwoń, gdy będziesz miała ochotę się spotkać.
Po raz ostatni zerkam na jego umięśnione, szczupłe ciało, zanim mężczyzna zaczyna się ubierać. Teo to świetny facet, jest miły, uroczy, inteligentny, ale zdecydowanie jego największą zaletą jest sześciopak na brzuchu.
– Jadę do pracy. Podrzucić cię po drodze do biura? – pyta, próbując przeciągnąć nasz wspólny czas.
Kręcę głową.
– Nie. Przejdę się. Spacer dobrze mi zrobi.
***
Dwie godziny później docieram do jednego z niezliczonych, szklanych wieżowców w okolicy. Używając swojej karty, wjeżdżam na samą górę. Gdy przekraczam drzwi biura, ogarnia mnie chaos. Ludzie się przekrzykują, biegają po korytarzach. No dom wariatów.
Nie zwracam na to uwagi. Od razu kieruję się na sam koniec.
– Wróciłam – informuję, wchodząc bez pukania do gabinetu..
Za biurkiem siedzi mężczyzna w średnim wieku. Wygląda jak sympatyczny wujek, który rozdaje dzieciom cukierki i daje pieniądze, gdy rodzice nie widzą. To jednak tylko pozory, łatwo mogą zmylić. Oczy ma czujne, nie umyka mu żaden szczegół.
– Mam nadzieję, że się jeszcze nie rozpakowałaś – odpowiada Hong w swoim stylu. Nie owija w bawełnę.
Jego imię oznacza _wielki_. Idealnie odzwierciedla tego faceta. Nie wizualnie, to typowy Chińczyk. Chodzi o jego umiejętności i fakt, że zbudował międzynarodowe, jedyne w swoim rodzaju imperium. Jest moim mentorem, przyjacielem, substytutem ojca. Przygarnął mnie, gdy potrzebowałam wsparcia i pomocy, wyszkolił i dał cel w życiu.
– Gdzie tym razem? – pytam zrezygnowana. Liczyłam na chociaż kilka dni urlopu.
– To ci się nie spodoba, ale zacznę od początku. Może uda mi się trochę cię zmotywować i wywołać uśmiech na tej poważnej twarzy. – Unosi kąciki ust, co nie wróży nic dobrego. Znam to. _Coś za coś_. W życiu nie ma nic za darmo. – Wiesz, że nasza działalność się rozwija. Sama podróżujesz po całym świecie. Chcemy otworzyć europejskie biuro. Załatw tę sprawę, a będziesz nim zarządzać. Sama zdecydujesz, czy wolisz osiąść w Londynie, Paryżu, Madrycie, czy gdzie ci tylko przyjdzie do głowy. Będziesz nadzorować i szkolić własny zespół, który zajmie się sprawami w Europie. Mniej długich podróży, lepsze pieniądze i wolny czas. Co ty na to?
– Gdzie tkwi haczyk? – Rozsiadam się wygodnie w fotelu i nieufnie spoglądam na szefa.
– W tej sprawie – odpowiada, podając mi jeden ze specjalnych, zabezpieczonych, firmowych tabletów. – Skandal obyczajowy, w tle duże pieniądze i polityka. Musisz ochronić naszego winowajcę przed utratą stanowiska, naprawić jego opinię i sprawić, by przeciwne mu media przestały trąbić o jego... wpadce. Szykuj się do wylotu.
– Dziwki, narkotyki, seks, łapówki, kochanki, nieślubne dzieci, defraudacja firmowych funduszy, szpiegostwo...? – wyliczam, próbując zgadnąć, czego mogę się spodziewać.
– Seks, narkotyki, alkohol i wielu wrogów – wyjaśnia Hong. – A teraz najważniejsze...
– Gdzie? – pytam już lekko zirytowana tą jego tajemniczością.
– Polska.
– Kurwa!3.
ALEKSANDER
– Synu, nawet nie waż się wychodzić z domu! – wrzeszczy do telefonu ojciec.
W tle słyszę płacz mamy. Co się stało? Zastanawiam się, czy mój młodszy braciszek czegoś nie odwalił. Nie, to niemożliwe... Mikołaj jest tym grzecznym. Pilnie studiuje, ciężko pracuje w firmie i nie widzi świata poza swoją dziewczyną, Valentiną. W tej rodzinie to ja jestem czarną owcą.
– Ściągnąłem już pomoc. Prezes Bank France polecił mi firmę specjalizującą się w naprawianiu kryzysów. Ich człowiek już do nas leci. Spotkacie się wieczorem w biurze. Nie waż się wcześniej wychodzić! Przyślemy po ciebie kierowcę.
– Tato, uspokój się i powiedz mi wreszcie, co się stało – wzdycham zirytowany.
Jestem zbyt skacowany, by zgadywać, o co mu chodzi. Chcę wrócić do łóżka. Jest niedziela, mam prawo się wyspać.
– Nie wiesz? – pyta zdziwiony po długiej chwili milczenia. – Aleksandrze Kosie, włącz telewizor lub komputer. Tylko szukaj u konkurencji, nie u nas. Zobacz, co narobiłeś i zastanów się, co zrobić, by to naprawić. Nie pozwolę ci zniszczyć naszej rodziny i firmy! Matka płacze, Mikołaj wstydzi się spojrzeć Valentinie w oczy. Ogarnij się wreszcie!
Rozłączam się po tym kazaniu i z mocno bijącym sercem wchodzę w przeglądarkę.
Kurwa mać! Ja pierdolę! Co ja nawyrabiałem?!
Z przerażeniem patrzę na siebie w klubie i to nie Temptation. Rozpoznaję miejsce. Nagranie pochodzi z ostatniej nocy. Ludzie się bawią, tańczą, piją. Strefa VIP jest pełna imprezowiczów. I jestem tam ja, ale nie robię tego, co wszyscy. Kompletnie najebany posuwam jakąś laskę, która nie jest w lepszym stanie ode mnie. Robię to w loży, na stole. Kurwa! Nawet nie wiem, kim jest ta kobieta!
Odpalam drugi link. Ta sama sceneria. Ten sam główny bohater, tylko bohaterka inna. Już rozumiem, dlaczego na kołnierzyku miałem dwa kolory szminki.
Na szczęście szmatławiec, który wrzucił to na swoją stronę, ocenzurował nagrania. W miejscach intymnych wstawił czarny prostokąt. Twarze kobiet zostały całkowicie zasłonięte, a moja tylko lekko zamazana. Każdy i tak się domyśli, że to ja jestem na tych filmach.
Zwłaszcza po przeczytania tytułu _Znany 35–letni potentat medialny przyłapany na harcach!!!_
Mam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Jednak chyba jestem w głębi masochistą, bo zamiast to zrobić, szukam dalszych informacji.
Wszystkie konkurencyjne media zrobiły z tego temat dnia. Prawica grzmi, że powinienem zniknąć ze świata publicznego. Jacyś fanatycy ogłaszają modlitwę za moją duszę i nawrócenie. Moje byłe partnerki seksualne dokładają trzy grosze ze swoimi wspomnieniami znajomości ze mną. Media przypominają mój ślub i zniknięcie Aurelii. Internet zalewają memy ze mną w roli głównej.
– Ja pierdolę... – jęczę zażenowany, gdy ekran telefonu wypełnia animacja ruchających się psów, a jeden z nich ma wklejoną moją, kurwa, głowę.
Stałem się oficjalnie pośmiewiskiem. Kiepskim, żałosnym żartem. Facetem, którego zostawiła żona, a on stoczył się na samo dno i kopie coraz głębiej, jakby było mu mało.
Otwieram maila. Zasypują mnie wiadomości od PR–owców i rzecznika prasowego. Wszyscy każą mi siedzieć cicho i nie wychodzić z domu. Do tego żądania tłumaczeń od udziałowców i członków zarządu. Te sępy już zacierają ręce. Niejeden z nich marzy o tym, by zająć moje miejsce lub wcisnąć na nie jakiegoś swojego krewnego. Po moim trupie.
Jeszcze nie wiem jak, ale wykaraskam się z tego.4.
LORA
Podobno człowiek przed śmiercią widzi całe swoje życie. Ja mam takie flashbacki, siedząc w firmowym odrzutowcu lecącym do Warszawy.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. Nie jestem już małą, zastraszoną dziewczynką. Jestem silną, pewną siebie kobietą. Po pomoc do mnie zwracają się ci, do których w teorii należy ten świat. Koronowane głowy, biznesmeni, politycy, kartele i mafia. Tak, w dzisiejszych czasach nawet zbiry dbają o reputację.
Wracam pamięcią do dnia wyjazdu z Polski, a później cofam się jeszcze dalej. Przywołuję to, co powtarzam sobie od lat. Nie jestem już tamtą dziewczyną. Nie jestem Aurelią Kos. Z gniewu, żalu, rozpaczy i złamanego serca narodziła się Lora Zhang. Nią jestem i nią zostanę.
Załatwię zlecenie jak zwykle. Profesjonalnie, bez zbędnych emocji i szybko. A później wrócę do mojego życia jako szefowa nowego, europejskiego oddziału Crisis Company.
Szukam pozytywów sytuacji. Może, skoro już muszę pojechać do Polski, to zakończę porzucone sprawy prywatne? Mogłabym załatwić rozwód, pozbyć się wiszącego nade mną brzemienia w postaci męża, którego nie chcę już nigdy więcej oglądać? Pięć lat temu byłam naiwną, słodką dziewczyną. Dałam się omamić bogatemu, doświadczonemu mężczyźnie, a kilka miesięcy po ślubie odkryłam, że cały nasz związek był oparty na kłamstwach i chorych fantazjach seksualnych człowieka, którego kochałam całym sercem. Spakowałam manatki i od niego uciekłam.
Myśl o tym, jak niewiele brakowało, bym spełniła wszystkie zachcianki męża, jest przerażająca. Urabiał mnie krok po kroku, a ja pozwalałam mu na to niczym ofiarna owieczka. Owieczka, której przyszłość była przesądzona. Miała zostać złożona na seksualnym ołtarzu w sekretnym klubie, gdzie mógłby mieć ją każdy. A ona zgadzałaby się na to, by zadowolić ukochanego człowieka.
Teraz lecę prosto w paszczę lwa. Do Warszawy. Miasta będącego moim domem przez pierwsze dwadzieścia lat życia, gdzie mieszka Aleksander Kos, mój mąż, Zarzyccy, czyli moja rodzina i wszyscy ci, którzy pomagali robić mi wodę z mózgu.
Muszę to przetrwać. Nie mogę się załamać. Przysięgam sobie, że pozostanę twarda i nic ani nikt nie wpłynie na moje obecne, cudowne życie.
Wyjmuję z torebki tablet i zaczynam przeglądać akta sprawy, którą mam się zająć. No tak, będę potrzebowała pomocy całego zespołu. Hakerzy, prawnicy, negocjatorzy, detektyw. Całe szczęście, że moi współpracownicy mieszkają w różnych miejscach na świecie i nie będę musiała ich wszystkich ściągać do Warszawy. Uroki pracy zdalnej. Szkoda tylko, że ja nie mogę sobie na nią pozwolić.
Czas wreszcie zapoznać się z winowajcą tego całego zamieszania. Poznać człowieka, dla którego będę pracowała przez najbliższe tygodnie. Odpalam informacje o nim.
_Kurwa!_5.
ALEKSANDER/LORA
ALEKSANDER
Do biura podjeżdżam samochodem wysłanym przez ojca. Nie prowadzę. Siedzę z tyłu, ukryty za przyciemnianymi szybami.
Dziennikarskie hieny cały dzień sterczały pod moim budynkiem. Kilku udało się przechytrzyć ochronę i dostać na moje piętro. Na szczęście zostali szybko usunięci.
– Pani Zhang czeka w małej salce konferencyjnej – informuje mnie sekretarka.
Panienka rumieni się na mój widok. Jest jeszcze młoda i głupia, nie widziała wiele w swoim życiu, ale mnie w akcji na filmie pewnie tak. Wnioskuję to, obserwując jak ucieka ode mnie wzrokiem. Cóż, to jej problem.
Wzdycham zirytowany.
– Trzeba było kazać jej poczekać w moim biurze. – Chcę zrobić jak najlepsze wrażenie na tej całej specjalistce od kryzysów. Gabinet prezesa byłby do tego lepszy niż ciasna salka.
– Ale pani Zhang powiedziała, że...
Nie daję dokończyć zdania idiotce. Mijam ją bez słowa i kieruję się do konferencyjnej. Sekretarka nie jest za grosz domyślna, ale co się dziwić, nie zatrudniłem jej dla bystrego umysłu, tylko po to, by popatrzeć na ładne ciałko, złote loki i błękitne oczy.
Wchodzę do sali. Kobieta, z którą jestem umówiony, stoi tyłem do drzwi. Wpatruje się w widok za oknem. Z jej strony nie pojawia się żadna reakcja na moją obecność. No, skoro tak...
– Dzień dobry, jestem Aleksander Kos, twój klient – zwracam się do niej po angielsku i rozsiadam wygodnie w fotelu.
Jeśli ta cała specjalistka nie ma zamiaru okazać mi szacunku, to ja też nie będę się starał.
– Powiedz mi, jak mam ładnie przeprosić, by ludzie zapomnieli o... no wiesz, mojej dobrej zabawie – prycham. – Jakie oświadczenie mam wygłosić i komu przelać kasę?
Mówiąc to, omiatam powoli spojrzeniem ciało tej Zhang. Mówiłem, że sekretarka ma niezłe ciałko? Ona ma lepsze.
Aż mi staje na myśl, że chwyciłbym tę wąską talię, gdy ten krągły, seksowny tyłek podskakiwałby na moim fiucie. Wyobraźnia podsuwa mi też obraz tych długich, zgrabnych nóg oplatających mnie w czasie orgazmu. No i te włosy. Jasny blond, prawie srebrne, proste, lśniące. Chciałbym je chwycić w garść, by zmusić ją do ssania wiadomo czego.
– Może omówmy wszystko szybko, a później skoczymy na kolację lub do mnie? – proponuję bezczelnie.
Kilka drinków, świece i smaczny posiłek powinny załatwić sprawę. Jeszcze tej nocy Lora Zhang trafi na listę moich podbojów. Będzie jęczała pode mną, na mnie, przede mną. Mam w głowie wiele konfiguracji, w których mogę ją wziąć.
No! Wreszcie jest jakaś reakcja. Kobieta się lekko spina. Wykonuje delikatny ruch ręką, a na ekranie na jednej ze ścian pojawia się film ze mną w roli głównej. Tym razem bez cenzury.
W milczeniu gapię się na obraz mojej nędzy i rozpaczy. Z dumą dochodzę do wniosku, że wciąż mam niezłą kondycję, a gdy afera przycichnie, ten film stanie się moją reklamą, która przyciągnie więcej żądnych przygód panienek. Jeśli ta cała Zhang chce mnie onieśmielić, to jej się nie uda.
Rozpieram się wygodnie w fotelu, przywołuję bezczelny uśmieszek.
– Chciałabyś tego spróbować? – proponuję bezczelnie, trochę uwodzicielsko.
Kobieta powoli się obraca.
– Witaj, Aleksandrze – mówi, a ja zamieram z rozdziawionymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. – Dawno się nie widzieliśmy. To już pięć lat.
Lora Zhang to moja żona, Aurelia Kos.
LORA
– Obawiam się, że plan ratowania twojej reputacji będzie bardziej skomplikowany niż tylko przeprosiny i przelewy – informuję tak chłodno i profesjonalnie, jak tylko jestem w stanie.
Wewnątrz cała się trzęsę. Najgorsze jest to, że Aleksander nadal mi się podoba. Nie zmienił się prawie wcale. Wciąż jest zabójczo przystojny.
Serce wali mi jak oszalałe, z trudem panuję nad swoim głosem, ale nie mam wyjścia! Nie jestem już Aurelią. Jestem Lorą, kobietą, dla której ten mężczyzna powinien istnieć tylko w relacji służbowej. _Jasne, łatwo mówić, trudniej wykonać!_
W czasie podróży próbowałam przygotować się psychicznie na spotkanie z mężem, ale kilka godzin to za mało. Zabrakło mi ze stu lat.
– Popełniliście już jeden poważny błąd. Nie zrobiliście nic, gdy czekaliście na mnie – kontynuuję. – Rozumiem, że firma nie chciała wypchnąć cię przed kamerę, ale powinni wystawić chociaż rzecznika prasowego. Kto nim obecnie jest?
– A... Aneta – wydusza z siebie Aleksander.
Przypominam sobie moją dawną przełożoną. To ona nadzorowała mnie, gdy robiłam staż w stacji Kosa. Była jedną z nielicznych osób, które traktowały mnie jak równą sobie, a nie rozpieszczoną, głupią żonę szefa.
– W takim razie jeszcze dziś zwołamy konferencję prasową. Aneta ogłosi, że idziesz na urlop i odwyk...
– Nie potrze...
– Potrzebujesz. Mam gdzieś, czy jesteś ćpunem lub alkoholikiem. Ważne, że opinia publiczna tak sądzi – tłumaczę, wzruszając obojętnie ramionami. – W czasie, gdy ty będziesz dochodził do siebie w klinice, ja zajmę się całą resztą. Przygotuj się na duże wydatki. Musisz z prywatnej kieszeni wesprzeć kilka organizacji dla ofiar przemocy seksualnej, dzieci alkoholików i narkomanów. Dobrze by było, gdybyś założył fundusz opłacający leczenie i wyjście na prostą tym, którzy są na odwyku. I najlepiej, by chociaż połowa tych fundacji i stowarzyszeń miała powiązania z prawicą.
Aleksander marszczy brwi i już otwiera usta.
– Prawicowe media jadą po tobie najbardziej. Daj pieniądze tym, którzy są z nimi powiązani, a zamkną się, by o tym nie wspominać. Twoje kanały mają oczywiście trąbić o akcji charytatywnej non stop. Będą też relacjonować postępy swojego prezesa – mówię szybko, zanim zacznie się wtrącać. – Nasi prawnicy skonsultują się z twoimi, by ustalić, jakie kruczki prawne można wykorzystać, by uchronić cię przed utratą stanowiska.
Czas skończyć to spotkanie, zanim Aleksander odzyska mowę i zacznie mnie napastować pytaniami. Nie jestem gotowa na rozmowę o uczuciach, tym co się ze mną działo i jak bardzo mnie skrzywdził. Nie jestem też w stanie słuchać jego błagań i przeprosin. Szczególnie po tym, co zobaczyłam na filmie.
Co się z nim stało? Czy moje odejście aż tak go załamało? Od jak dawna żyje w ten sposób? A może taki był już wcześniej, tylko nie miałam o tym pojęcia, bo byłam zaślepiona?
– To wszystko na dziś – mówię, wstając od stołu. – Załatwię wszystko z Anetą. Ukryj się w domu. Jutro dostaniesz informację, gdzie pojedziesz na odwyk.
Mijam Aleksandra, kierując się do wyjścia.
– Aurelio...
Potrzebuję chwili, by załapać, że on mówi do mnie. Nie używałam swojego prawdziwego imienia od lat. Przystaję, ale się nie odwracam. Trzymam rękę na klamce.
– Zmieniłaś kolor włosów. – Mój mąż chyba jeszcze jest w sporym szoku, skoro mówi coś tak trywialnego. Pewnie ma wiele pytań, ale zwraca uwagę na kolor moich włosów. Zabawne, przeczy męskim stereotypom, zauważając takie drobiazgi.
– Wiele zmieniłam – odpowiadam najozięblejszym tonem na jaki mnie stać.
Wychodzę, zostawiając go samego.
W pośpiechu kieruję się do wyjścia, by uniknąć ciekawskich spojrzeń pracowników Kos Media Group.
Praktycznie wybiegam z budynku i spazmatycznie łapię powietrze. Dałam radę. Byłam twarda, profesjonalna i chłodna, udało mi się zachować pozory. Teraz, gdy zaczynam czuć buzującą w moich żyłach adrenalinę, nie jestem już taka mocna. Drżę, do oczu cisną mi się łzy.
Cholera! Myślałam, że o nim zapomniałam, że już nic do niego nie czuję, że stał się kimś obojętnym, niegodnym zapamiętania, odległą przeszłością! Cały ból powraca. Poczucie zdrady znowu pali mnie w gardle niczym kwas, serce wali jak oszalałe. Strach i gniew mieszają się z pozytywnymi wspomnieniami, przysięgą przed ołtarzem, pierwszym pocałunkiem i słowami _kocham cię._ Mija chwila, a ja znów mam przed oczami otwarte pliki w jego laptopie. Plan stworzenia idealnej, nieświadomej uległej.
Biorę kilka głębokich wdechów i wzywam taksówkę. Muszę odjechać, zanim zupełnie się rozkleję.6.
ALEKSANDER
Gdy Aurelia wychodzi, jeszcze przez dłuższą chwilę siedzę jak skamieniały. Mam mętlik w głowie. Nie potrafię ogarnąć umysłem tego, że przed chwilą siedziała przede mną moja żona, która w dodatku włączyła moją sekstaśmę i przyjechała tylko po to, by uratować moją reputację po jej wycieku.
Minęło już pięć lat, ale i tak jestem zaskoczony tym, jak bardzo się zmieniła. Aurelia nie jest już tą słodką, niewinną dziewczyną, która rumieniła się pod moim spojrzeniem. W jej oczach nie zauważyłem zupełnie nic. Kompletna pustka, brak jakichkolwiek emocji. Co się z nią stało? Czy aż tak bardzo ją zraniłem? Co się z nią działo przez te lata? I dlaczego, do kurwy nędzy, przedstawia się jako Lora Zhang i ma mnie ratować w czasie kryzysu?!
Mam ochotę rozpędzić się i walnąć z całej siły głową w ścianę. Mogłem zapytać Aurelię o milion rzeczy. Mam do niej wiele pytań, a wyskoczyłem z tekstem o kolorze włosów. Jestem kretynem!
Zrywam się z miejsca i wybiegam z konferencyjnej. Ignoruję sekretarkę i pędzę do windy w nadziei, że uda mi się złapać żonę, zanim odjedzie.
– Aurelio! – wołam, wychodząc z budynku.
Widzę ją! Siedzi w taksówce, która właśnie rusza. Kurwa!
Ręce mi się trzęsą, jakbym miał delirium, ale to tylko emocje. Wyciągam z kieszeni telefon i szukam numeru do działu międzynarodowego jednego z moich kanałów informacyjnych.
– Mamy jakiegoś korespondenta w Chinach? – pytam osoby, która akurat odbiera.
– Tak, proszę pana – potwierdza wyraźnie zestresowana kobieta po drugiej stronie linii. W końcu nie zdarza się często, by dzwonił do niej szef wszystkich szefów. Pewnie nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy.
– Wyślij mi do niego kontakt. Natychmiast!
Rozłączam się i zaczynam nerwowo krążyć po chodniku, ale muszę szybko się schować, bo błyskawicznie przy mnie znajdują się paparazzi.
Przeciskam się między nimi, próbuję zasłonić twarz i wściekam się, że ochrona budynku stoi i nic nie robi.
– Czy te dziewczyny były pełnoletnie?
– Czy był pan pod wpływem narkotyków?
– Czy to dlaczego, że żona od pana odeszła?
Mam ochotę przywalić temu, który zadał to ostatnie pytanie. Nie daję się jednak sprowokować. W końcu o to im chodzi. Zdjęcie, na którym biję fotografa, stałoby się hitem, a ten, który sprzedałby je mediom, zarobiłby na nim krocie.
Dopiero po dostaniu się do swojego gabinetu, oddycham z ulgą. Siadam przy biurku i od razu sięgam po numer do korespondenta w Chinach.
– Dzień dobry, z tej strony Aleksander Kos – przedstawiam się dziennikarzowi po drugiej stronie. – Czy słyszał pan o firmie Crisis Company? To podobno chińska firma...
Nie wiem nic więcej o miejscu pracy Aurelii. Przed spotkaniem, nawet nie zainteresowałem się specjalnie tym, kto i kogo ma do mnie przysłać. Chciałem tylko szybko załatwić sprawę, a teraz nie ma dla mnie nic ważniejszego niż poznanie wszystkich szczegółów o tej firmie i nowym życiu mojej żony.
– No cóż... – zaczyna wyraźnie podekscytowany dziennikarz. – Musiałbym trochę pogrzebać. Ta nazwa oczywiście obiła mi się o uszy, ale to dosyć tajemnicza firma. Proszę dać mi trochę czasu na rozmowy z informatorami i kolegami po fachu tu na miejscu. Nie chciałbym przekazać panu błędnych informacji.
– Ma pan czas do jutra – odpowiadam zniecierpliwiony. – I proszę przy swoim dziennikarskim śledztwie skupić się na jednej z osób z Crisis Company, Lorze Zhang.
Nawet się nie żegnam, po prostu dotykam przycisku rozłączenia rozmowy. Nie jestem w nastroju na grzeczności, zbyt dużo emocji się we mnie kłębi. Jakim cudem moje życie mogło się tak zmienić w ciągu niecałej doby?
Ledwo kończę, a telefon się rozdzwania. Ojciec. Stękam, widząc to przychodzące połączenie. Rozumiem, że moja rodzina siedzi od kilku godzin jak na szpilkach, wszyscy są zaniepokojeni, może nawet przerażeni, ale zupełnie nie mam ochoty zdawać im teraz raportu ze spotkania z żoną. Nie przeciągam jednak dłużej ich niepewności, nie mam prawa tego robić, skoro jestem winien tej sytuacji. Przejeżdżam palcem po zielonej słuchawce na wyświetlaczu telefonu.
– Cześć, tato.
– Synu, jak spotkanie? Podobno ta Zhang zdążyła już zwołać konferencję prasową – wypytuje zaaferowany. – Cały zarząd dostał maile o twoim urlopie i leczeniu. Aleks, jeśli potrzebujesz pomocy... – wzdycha. – Wiesz, że zawsze będziemy przy tobie. Ta sprawa z Aurelią... Wiemy, że to cię załamało.
– Ta cała Lora Zhang to Aurelia – wtrącam.
Przecież nie mogę ukrywać przed rodziną faktu, że zatrudnili moją żonę, która używa fałszywego nazwiska. A może ono nie jest fałszywe? Z nerwów mam ochotę wyrwać sobie włosy dłońmi, które wciąż drżą. Nie wiem, czy to efekt zaskakującego spotkania, czy mojego stanu po nocnej imprezie. Może to kac? A może wziąłem coś, czego nie pamiętam i mam teraz wyjątkowo nieprzyjemny zjazd?
– Jak... jak to Aurelia? – duka ojciec.
– Lora Zhang to Aurelia – powtarzam bardzo powoli. – Przed chwilą się z nią widziałem.
– Co mówiła? Wyjaśniła, dlaczego uciekła?!
– Tato – wzdycham, przecierając dłonią zmęczone oczy – byłem tak zaskoczony jej obecnością, że o nic nie zapytałem. Zatkało mnie. Wyjaśniła mi, co będzie się działo w związku z aferą i szybko wyszła. Następnym razem będę już przygotowany. Porozmawiam z nią, obiecuję.
– No dobrze, dobrze. Rozumiem. – Brzmi, jakby wcale nie wiedział, co czuję. – Rozmawiałeś już z jej rodziną? Sama pewnie się z nimi nie skontaktowała.
– Nie mam zamiaru uprzedzać brata Aurelii. Wiesz, jacy są Zarzyccy – zaprzeczam trochę zbyt agresywnie. Chyba włączył mi się instynkt bronienia Aurelii przed rodziną. Doskonale pamiętam, jak źle traktowali ją najbliżsi. – Sama z nimi porozmawia, jeśli będzie gotowa. Ich sprawy nie są naszymi.
– Skoro tak twierdzisz. – Ojciec nie jest przekonany. – Przyjedź do domu. Matka się martwi. U ciebie pod domem wciąż czeka tłum reporterów. U nas w Konstancinie będzie spokojniej.
– Dobrze. Zaraz wyjeżdżam z biura.
Rozłączam się i po raz ostatni sprawdzam wiadomości w nadziei, że może Aurelia będzie chciała się spotkać i pogadać. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia.
NIEZNANY NUMER:
Prywatny ośrodek w Legionowie. Załatwiłam ci przyjęcie od przyszłego tygodnia. Lora
To wszystko. Żadnego _Aleksandrze, tęskniłam za tobą_ lub _Aleksandrze, chcę rozwodu_. Krótka służbowa wiadomość, bez odrobiny emocji.