Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mansfield Park - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 listopada 2022
Ebook
49,90 zł
Audiobook
43,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mansfield Park - ebook

XIX-wieczna prowincjonalna Anglia jako tło miłości, namiętności, błędów i sukcesów.

Przynależność do jednej rodziny nie zawsze oznacza ten sam status materialny. Fanny Price jest najstarszym dzieckiem z licznego potomstwa jednej z trzech sióstr, która przed laty najgorzej wyszła za mąż. Jej zamożna siostra, lady Bertram, kierując się dobrym sercem, zabiera dziewczynkę do siebie, by zadbać o jej wychowanie i edukację. Cicha, spokojna i chętna do pomocy Fanny nie od razu odnajdzie swoje miejsce w Mansfield Park. Mimo dobrych chęci państwa Bertram nie jest traktowana na równi z Julią i Marią, jej ciotecznymi siostrami: same dziewczęta, ale przede wszystkim ich ciotka, siostra matki Fanny, traktują ją z góry, jako pozostającą na łasce bogatych krewnych.

Jedynym, który okazuje Fanny serce, jest młodszy z dwóch synów Bertramów, Edmund, przyszły pastor. Jego szczera troska o dziewczynkę w pierwszym okresie jej pobytu w nowym miejscu i pomoc w wysłaniu listu do ukochanego brata zjednują mu jej miłość na zawsze.

Bertramowie prowadzą życie bardzo rodzinne, a w sąsiedztwie znajduje się plebania, gdzie zjeżdża młodsze rodzeństwo pani pastorowej. Nie jest też bardzo daleko do innego świetnego dworu. Są okazje i miejsca, by młodzi ludzie nawiązywali znajomości, a co za tym idzie również sympatie i miłości.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7779-879-9
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział I

Przed bli­sko trzy­dzie­sto­ma laty pan­na Ma­ria Ward z Hun­ting­don, po­sia­da­jąca za­le­d­wie sie­dem ty­si­ęcy fun­tów ca­łe­go ma­jąt­ku, mia­ła szczęście zdo­być ser­ce sir Tho­ma­sa Ber­tra­ma z Mans­field Park w hrab­stwie Nor­thamp­ton i tym sa­mym do­stąpić god­no­ści żony ba­ro­ne­ta ży­jącej w do­stat­ku i wy­go­dzie, ja­kie za­pew­nia pi­ęk­ny dom i po­ka­źny do­chód. Całe Hun­ting­don było za­chwy­co­ne tym wspa­nia­łym ma­ria­żem, a wuj pan­ny mło­dej, praw­nik, stwier­dził oso­bi­ście, że po­win­na była po­sia­dać co naj­mniej trzy ty­si­ące wi­ęcej, aby móc uczci­wie pre­ten­do­wać do ta­kiej po­zy­cji. Mia­ła dwie sio­stry, któ­re mo­gły­by wy­nie­ść po­ży­tek z jej nowo na­by­tej god­no­ści, to­też ró­żni zna­jo­mi – uwa­ża­jąc, że ani naj­star­sza pan­na Ward, ani pan­na Fran­ces nie ustępu­ją pan­nie Ma­rii uro­dą – prze­po­wia­da­li im rów­nie awan­ta­żow­ne par­tie. Nie­wąt­pli­wie jed­nak licz­ba ma­jęt­nych mężczyzn na tym świe­cie nie do­rów­nu­je licz­bie pi­ęk­nych ko­biet, któ­re na nich za­słu­gu­ją. Po kil­ku la­tach naj­star­sza pan­na Ward do­szła do wnio­sku, iż win­na po­czuć skłon­no­ść do wie­leb­ne­go pa­sto­ra Nor­ri­sa, za­przy­ja­źnio­ne­go z sir Tho­ma­sem dusz­pa­ste­rza bez pen­sa przy du­szy, pan­nie Fran­ces zaś po­wio­dło się jesz­cze go­rzej. Gdy przy­szło co do cze­go, oka­za­ło się, że ma­riaż naj­star­szej pan­ny Ward wca­le nie był do po­gar­dze­nia, gdyż na szczęście sir Tho­mas mógł so­bie po­zwo­lić na ofia­ro­wa­nie przy­ja­cie­lo­wi sta­łej in­tra­ty w po­sta­ci pre­ben­dy Mans­field, dzi­ęki cze­mu pa­ństwo Nor­ris roz­po­częli okres ma­łże­ńskiej szczęśli­wo­ści, ma­jąc rocz­nie bli­sko ty­si­ąc fun­tów do­cho­du. Pan­na Fran­ces zaś wy­szła za mąż, jak to się mówi, na prze­kór ro­dzi­nie, i to pod ka­żdym względem na prze­kór, zde­cy­do­wa­ła się bo­wiem na po­rucz­ni­ka ma­ry­nar­ki, bez wy­kszta­łce­nia, ma­jąt­ku czy ko­nek­sji. Trud­no o bar­dziej nie­wła­ści­wy wy­bór. Sir Tho­mas po­sia­dał mo­żli­wo­ści, z któ­rych sko­rzy­sta­łby chęt­nie, aby do­po­móc szwa­gier­ce – skła­nia­ły go ku temu za­rów­no za­sa­dy, jak duma, a rów­nież wro­dzo­na chęć po­stępo­wa­nia go­dzi­wie oraz pra­gnie­nie, by jego bli­scy zaj­mo­wa­li na­le­ży­te, sza­cow­ne po­zy­cje – na cóż się jed­nak mo­gły zdać jego mo­żli­wo­ści przy ta­kim za­wo­dzie, jaki wy­brał szwa­gier? Nim za­cny ba­ro­net zdo­łał ob­my­ślić spo­sób przy­jścia z po­mo­cą sio­strze żony, pa­nie ze­rwa­ły sto­sun­ki. Był to oczy­wi­sty sku­tek po­stępo­wa­nia obu stron, sku­tek, jaki nie­mal za­wsze po­ci­ąga nie­roz­wa­żne ma­łże­ństwo. Pani Pri­ce, pra­gnąc unik­nąć zbęd­nych pro­te­stów, za­wia­do­mi­ła ro­dzi­nę o swym ślu­bie do­pie­ro po fak­cie. Lady Ber­tram, któ­ra była ko­bie­tą po­wści­ągli­wych uczuć oraz uspo­so­bie­nia wy­jąt­ko­wo bez­tro­skie­go i gnu­śne­go, za­do­wo­li­ła­by się pusz­cze­niem ca­łej spra­wy w nie­pa­mi­ęć i za­nie­cha­niem wszel­kich my­śli o sio­strze, pa­nią Nor­ris jed­nak roz­pie­rał duch ak­tyw­no­ści, któ­ry nie spo­czął, póki nie na­pi­sa­ła do Fan­ny dłu­gie­go, pe­łne­go wy­mó­wek li­stu, w któ­rym wy­ty­ka­ła sza­le­ństwo jej po­stęp­ku i za­po­wia­da­ła naj­gor­sze tego po­stęp­ku kon­se­kwen­cje. List ura­ził i roz­gnie­wał pa­nią Pri­ce; w jej gorz­kiej od­po­wie­dzi, w któ­rej mowa była o obu sio­strach, zna­la­zły się tak lek­ce­wa­żące uwa­gi na te­mat dumy sir Tho­ma­sa, że pani Nor­ris w ża­den spo­sób nie mo­gła ich za­cho­wać dla sie­bie, co na dłu­go po­ło­ży­ło kres wszel­kim kon­tak­tom obu ro­dzin.

Miesz­ka­ły tak da­le­ko, ob­ra­ca­ły się w tak ró­żnych śro­do­wi­skach, że w ci­ągu na­stęp­nych je­de­na­stu lat trud­no im było na­wet sły­szeć o wza­jem­nym ist­nie­niu, to­też sir Tho­ma­so­wi wy­da­wa­ło się zdu­mie­wa­jące, iż pani Nor­ris może co pe­wien czas in­for­mo­wać ich obu­rzo­nym to­nem, że Fan­ny zno­wu po­wi­ła dziec­ko. Po je­de­na­stu la­tach jed­nak pani Pri­ce nie mo­gła już so­bie po­zwo­lić na dum­ną ura­zę i stra­tę je­dy­nych krew­nych, jacy by­li­by w sta­nie ją wes­przeć. Licz­na i wci­ąż po­wi­ęk­sza­jąca się gro­mad­ka dzie­ci, mąż nie­zdol­ny do czyn­nej słu­żby, zdol­ny na­to­miast do wy­pit­ki w kom­pa­nii, mi­zer­ne środ­ki na za­spo­ko­je­nie nie­zbęd­nych po­trzeb – wszyst­ko to spra­wi­ło, że za­pra­gnęła na­pra­wić ro­dzin­ne sto­sun­ki, któ­re tak po­chop­nie prze­kre­śli­ła; zwró­ci­ła się więc do lady Ber­tram w li­ście tyle mó­wi­ącym o skru­sze i smut­ku, o dzie­ciach w nad­mia­rze i bra­ku nie­mal wszyst­kie­go in­ne­go, że mu­siał obu­dzić chęć po­jed­na­nia. Szy­ko­wa­ła się wła­śnie do ko­lej­ne­go po­ło­gu, a ubo­le­wa­jąc nad tym, pro­si­ła, by zgo­dzi­li się zo­stać ro­dzi­ca­mi chrzest­ny­mi jej przy­szłe­go po­tom­ka, nie­zdol­na przy tym ukry­wać, jak wa­żne by­ło­by dla niej, gdy­by mo­gli w przy­szło­ści do­po­móc w utrzy­ma­niu tych ośmior­ga już na­ro­dzo­nych. Naj­star­szy to dzie­si­ęcio­let­ni chło­piec, pe­łen ży­cia i ener­gii, ma­rzy o wy­rwa­niu się w świat, lecz ja­kież ona ma mo­żli­wo­ści? Czy nie ma szan­sy, by w przy­szło­ści przy­dał się sir Tho­ma­so­wi w ma­jęt­no­ściach po­sia­da­nych przez nie­go w In­diach Za­chod­nich? Żad­na pro­po­zy­cja nie będzie zbyt skrom­na. Albo – co sir Tho­mas my­śli o Wo­ol­wich? Albo też, jak wy­pra­wić chłop­ca na Wschód?

List nie po­zo­stał bez od­po­wie­dzi. Przy­wró­cił po­kój i wza­jem­ną życz­li­wo­ść. Sir Tho­mas prze­słał rady i za­pew­nie­nie o swo­jej przy­chyl­no­ści, lady Ber­tram – pie­ni­ądze i pie­lusz­ki, a pani Nor­ris na­pi­sa­ła li­sty.

Ta­kie były bez­po­śred­nie tego skut­ki, na­stęp­ny rok przy­nió­sł zaś inne, jesz­cze bar­dziej dla pani Pri­ce po­my­śl­ne. Pani Nor­ris po­wta­rza­ła często w przy­tom­no­ści in­nych osób, iż nie może prze­stać my­śleć o swo­jej bied­nej sio­strze i jej ro­dzi­nie i uwa­ża, że choć tak wie­le dla niej zro­bi­li, po­win­ni uczy­nić jesz­cze wi­ęcej, wresz­cie zaś wy­zna­ła, że jej zda­niem po­win­no się od­jąć pani Pri­ce kło­po­ty i kosz­ty zwi­ąza­ne z wy­cho­wa­niem jed­ne­go dziec­ka z jej licz­nej gro­mad­ki. Gdy­by tak pod­jęli się wspól­nie opie­ki nad naj­star­szą z có­rek, któ­ra ma te­raz dzie­wi­ęć lat? Dziew­czyn­ka w tym wie­ku wy­ma­ga wi­ęcej uwa­gi, niż ta nie­szczęsna mat­ka jest w sta­nie jej dać. Kło­po­ty i wy­dat­ki, ja­kie to po­ci­ągnie, są ni­czym zgo­ła w po­rów­na­niu ze szla­chet­no­ścią po­dob­ne­go czy­nu. Lady Ber­tram na­tych­miast jej przy­kla­snęła.

– Trud­no o lep­sze roz­wi­ąza­nie – po­wie­dzia­ła. – Po­ślij­my po małą.

Sir Tho­mas nie wy­ra­ził zgo­dy rów­nie szyb­ko i bez za­strze­żeń. Za­sta­na­wiał się i wa­hał; to bar­dzo po­wa­żna od­po­wie­dzial­no­ść – dziew­czyn­ka wy­cho­wy­wa­na w ich domu musi otrzy­mać od­po­wied­nie za­bez­pie­cze­nie ma­te­rial­ne, ina­czej za­bie­ra­nie jej od ro­dzi­ców by­ło­by okru­cie­ństwem, a nie do­bro­dziej­stwem. My­ślał o czwór­ce wła­snych dzie­ci, o swo­ich dwóch sy­nach, o ku­zy­now­skich mi­ło­ściach itd. – ale gdy tyl­ko za­czął przed­sta­wiać z na­my­słem swo­je obiek­cje, pani Nor­ris prze­rwa­ła mu, oba­la­jąc wszyst­kie, na­wet te, któ­rych nie wy­su­nął.

– Dro­gi mój szwa­grze, ro­zu­miem cię do­sko­na­le i od­da­ję spra­wie­dli­wo­ść szla­chet­no­ści i de­li­kat­no­ści two­ich sądów, któ­re, trze­ba to przy­znać, sta­no­wią jed­no z two­im po­stępo­wa­niem, i w za­sa­dzie zga­dzam się z tobą, że na­le­ży uczy­nić wszyst­ko, co mo­żli­we, by za­bez­pie­czyć dziec­ko, za któ­re się nie­ja­ko wzi­ęło od­po­wie­dzial­no­ść; do­praw­dy, by­ła­bym ostat­nią w świe­cie oso­bą, któ­ra po­skąpi­ła­by na taki cel, choć moje mo­żli­wo­ści są tak ogra­ni­czo­ne. Nie mam prze­cież wła­snych dzie­ci, ko­muż bym więc mia­ła zo­sta­wić ten skrom­ny do­by­tek, jaki kie­dyś będę mia­ła do od­da­nia, jak nie dzie­ciom mo­ich sióstr? Je­stem też pew­na, że mój ma­łżo­nek jest zbyt szla­chet­ny... ale wiesz do­brze, szwa­grze, że nie na­le­żę do osób, któ­re rzu­ca­ją na wiatr sło­wa i za­pew­nie­nia. Nie po­zwól­my, by bła­he względy od­wio­dły nas od szla­chet­ne­go czy­nu. Dać dziew­czy­nie wy­kszta­łce­nie, wpro­wa­dzić ją od­po­wied­nio w świat – to z pew­no­ścią wy­star­czy, by mo­gła się przy­zwo­icie urządzić, nie na­ra­ża­jąc ni­ko­go na dal­sze kosz­ty. Na­sza sio­strze­ni­ca, dro­gi szwa­grze, a w ka­żdym ra­zie two­ja sio­strze­ni­ca, do­ra­sta­jąca tu, w tej oko­li­cy, będzie mia­ła licz­ne awan­ta­że. Nie po­wia­dam, że do­rów­na uro­dą swo­im ku­zy­necz­kom, co to, to nie, ale wej­dzie w tu­tej­sze to­wa­rzy­stwo w ogrom­nie ko­rzyst­nych oko­licz­no­ściach, dzi­ęki któ­rym, we­dle wszel­kie­go praw­do­po­do­bie­ństwa, znaj­dzie so­bie god­ne sza­cun­ku gniaz­do. My­ślisz o swo­ich sy­nach – nie sądzisz jed­nak, że ze wszyst­kich mo­żli­wo­ści na świe­cie ta jest naj­mniej praw­do­po­dob­na? Prze­cież będą się cho­wać jak ro­dze­ństwo. To rzecz nie­mo­żli­wa mo­ral­nie. Ni­g­dy nie sły­sza­łam o po­dob­nym wy­pad­ku. W isto­cie jest to je­dy­ny spo­sób na za­bez­pie­cze­nie się przed po­dob­nym zwi­ąz­kiem. Wy­obraź so­bie, szwa­grze, że to jest ład­na dziew­czy­na i że Tom czy Ed­mund zo­ba­czą ją po raz pierw­szy za sie­dem lat – wte­dy do­pie­ro nie­szczęście go­to­we. Już sama myśl, że do­pu­ści­li­śmy, by wzra­sta­ła z dala od nas, w bie­dzie i opusz­cze­niu, wy­star­czy­ła­by, aby je­den z tych ko­cha­nych, do­brych chłop­ców za­raz się w niej za­ko­chał. Ale niech się tu z nimi cho­wa, to na­wet gdy­by była pi­ęk­na jak anioł – po­zo­sta­nie dla nich za­wsze tyl­ko sio­strą.

– W tym, co szwa­gier­ka mówi, jest wie­le praw­dy – przy­znał sir Tho­mas – i da­le­ki je­stem od sta­wia­nia ja­ki­chś wy­ima­gi­no­wa­nych prze­szkód wo­bec pro­jek­tu, w któ­rym bie­rze się pod uwa­gę ich wza­jem­ną po­zy­cję. Po­zwo­li­łem so­bie tyl­ko za­uwa­żyć, iż nie na­le­ży po­dej­mo­wać po­chop­nie tej de­cy­zji oraz, je­śli pro­jekt ma przy­nie­ść pani Pri­ce po­ży­tek, a nam – chlu­bę, to mu­si­my za­pew­nić dziew­czyn­ce albo też uwa­żać się za zo­bo­wi­ąza­nych do za­pew­nie­nia jej w przy­szło­ści, kie­dy oko­licz­no­ści będą tego wy­ma­ga­ły, wa­run­ków na­le­żnych ko­bie­cie z do­brej ro­dzi­ny, je­śli nie znaj­dzie owe­go gniaz­da, ja­kie­go ty, szwa­gier­ko, tak uf­nie wy­glądasz.

– Ro­zu­miem cię, szwa­grze, do­sko­na­le – za­pew­ni­ła go pani Nor­ris. – Je­steś czło­wie­kiem uwa­ża­jącym i szla­chet­nym pod ka­żdym względem i je­stem pew­na, że ni­g­dy się w tej spra­wie nie po­ró­żni­my. Jak do­brze wiesz, go­to­wa je­stem za­wsze ro­bić wszyst­ko, co w mo­jej mocy, dla do­bra tych, któ­rych ko­cham, i cho­ciaż ni­g­dy nie będę mo­gła ży­wić dla tej dzie­wusz­ki na­wet set­nej części tego, co czu­ję dla two­ich ko­cha­nych dzie­ci, ani też uwa­żać jej za rów­nie mi bli­ską pod ja­kim­kol­wiek względem – nie mogę jej za­nie­chać: ni­g­dy bym so­bie tego nie da­ro­wa­ła. Prze­cież to moja ro­dzo­na sio­strze­ni­ca. Czy mo­gła­bym znie­ść to, że ona jest w bie­dzie, pod­czas gdy ja mam ka­wa­łek chle­ba, któ­rym mo­gła­bym się z nią po­dzie­lić? Dro­gi mój szwa­grze, przy wszyst­kich mo­ich wa­dach jed­ne­go mi nie brak – go­rące­go ser­ca, i choć je­stem ubo­ga, prędzej od­mó­wi­ła­bym so­bie naj­po­trzeb­niej­szej rze­czy, niż oka­za­ła się skąpa. Je­śli więc nie masz nic prze­ciw­ko temu, na­pi­szę ju­tro do mo­jej bied­nej sio­stry i przed­sta­wię jej na­szą pro­po­zy­cję, a kie­dy już wszyst­ko uzgod­ni­my, zaj­mę się prze­wie­zie­niem ma­łej do Mans­field – nie będziesz miał z tym, szwa­grze, żad­nych su­biek­cji. Je­śli idzie o moje kło­po­ty, to, jak wiesz, lek­ce je so­bie ważę. Wy­ślę spe­cjal­nie do Lon­dy­nu nia­niu­się; może się prze­spać u swo­je­go ku­zy­na, tego ry­ma­rza, a mała po­win­na się tam z nią spo­tkać. Przy­wio­zą ją bez tru­du dy­li­żan­sem z Por­ts­mouth do Lon­dy­nu pod opie­ką ja­kie­jś god­nej za­ufa­nia oso­by, któ­ra aku­rat będzie je­cha­ła. Za­wsze się znaj­dzie ja­kaś sza­cow­na kup­co­wa czy ktoś po­dob­ny ja­dący do sto­li­cy.

Sir Tho­mas sprze­ci­wił się tyl­ko za­ma­cho­wi na ku­zy­na nia­niu­si, poza tym prze­szkód nie sta­wiał, to­też gdy zna­le­zio­no inny, bar­dziej wła­ści­wy, choć mniej oszczęd­ny, spo­sób spo­tka­nia z małą pod­ró­żnicz­ką w Lon­dy­nie – uzna­no spra­wę za za­ła­twio­ną i cie­szo­no się tyl­ko szla­chet­nym pro­jek­tem. Po spra­wie­dli­wo­ści, owa sa­tys­fak­cja nie po­win­na im przy­pa­dać w rów­nych częściach, sir Tho­mas bo­wiem uczci­wie po­sta­no­wił zo­stać praw­dzi­wym i kon­se­kwent­nym opie­ku­nem wy­bra­ne­go dziec­ka, pod­czas gdy pani Nor­ris nie mia­ła za­mia­ru brać naj­mniej­sze­go na­wet udzia­łu w kosz­tach jego utrzy­ma­nia. Była bar­dzo ofiar­na, je­śli jej wkład ogra­ni­czał się do cho­dze­nia i ga­da­nia, i nikt le­piej od niej nie umiał na­kła­niać in­nych do hoj­no­ści, lecz po­dob­nie jak lu­bi­ła rządzić, lu­bi­ła swo­je pie­ni­ądze i rów­nie do­brze po­tra­fi­ła oszczędzać wła­sne, jak wy­da­wać cu­dze. Gdy za­ło­ży­ła dom, któ­ry mu­sia­ła pro­wa­dzić na sto­pie o wie­le skrom­niej­szej, niż uprzed­nio li­czy­ła, po­sta­no­wi­ła z punk­tu, że będzie oszczędzać, a to, co zro­dzi­ło się z roz­trop­no­ści, wkrót­ce sta­ło się ce­lem sa­mym w so­bie, przed­mio­tem nie­ustan­nej tro­ski, nie­uspra­wie­dli­wio­nej po­sia­da­niem po­tom­stwa. Zresz­tą gdy­by pani Nor­ris mu­sia­ła kar­mić wła­sne dzie­ci, to pew­no by nie oszczędza­ła, ale że ich nie mia­ła, nic nie mo­gło ogra­ni­czyć jej skner­stwa czy zmniej­szyć przy­jem­no­ści, jaką czer­pa­ła z do­da­wa­nia co roku za­osz­czędzo­nej sum­ki do nie­prze­je­dzo­nych do­cho­dów z pre­ben­dy. Po­nie­waż tej na­mi­ęt­no­ści nie miar­ko­wa­ło au­ten­tycz­ne uczu­cie do sio­stry, nie mo­gła pra­gnąć nic wi­ęcej prócz za­słu­gi wy­my­śle­nia i za­ara­nżo­wa­nia tego kosz­tow­ne­go do­bro­czyn­ne­go dzie­ła; za­pew­ne jed­nak nie naj­le­piej samą sie­bie zna­ła, wra­ca­ła bo­wiem po tej roz­mo­wie na ple­ba­nię w po­czu­ciu, że jest naj­hoj­niej­szą sio­strą i ciot­ką na świe­cie.

Kie­dy spra­wę po­now­nie pod­jęto, pani Nor­ris ja­śniej okre­śli­ła swo­je sta­no­wi­sko. Na spo­koj­ne py­ta­nie lady Ber­tram: „Gdzie mała z po­cząt­ku za­miesz­ka? U cie­bie, sio­stro, czy u nas?” – sir Tho­mas usły­szał z pew­nym zdu­mie­niem, że nie jest w mocy pani Nor­ris za­jąć się sio­strze­ni­cą w naj­mniej­szej na­wet mie­rze. Do­tych­czas sądził, że będzie ona szcze­gól­nie po­żąda­nym do­dat­kiem na ple­ba­nii, mile wi­dzia­ną to­wa­rzysz­ką bez­dziet­nej ciot­ki, oka­za­ło się jed­nak, że jest w błędzie. Pani Nor­ris stwier­dzi­ła z przy­kro­ścią, że przy­naj­mniej w obec­nym sta­nie rze­czy miesz­ka­nie ma­łej na ple­ba­nii jest wy­klu­czo­ne. Nie po­zwa­la na to zły stan zdro­wia pa­sto­ra: mó­głby rów­nie do­brze zno­sić dzie­ci­ęcą wrza­wę, jak la­tać w po­wie­trzu. Gdy­by prze­sta­ła mu do­ku­czać po­da­gra, a, wów­czas by­ło­by co in­ne­go, wów­czas ona z przy­jem­no­ścią wzi­ęła­by sio­strze­ni­cę do sie­bie, nie dba­jąc o zwi­ąza­ne z tym nie­wy­go­dy, ale te­raz to nie­mo­żli­we, bied­ny pa­stor po­trze­bu­je ca­łe­go jej cza­su, sama wzmian­ka o czy­mś po­dob­nym na pew­no wy­trąci­ła­by go z rów­no­wa­gi.

– Wo­bec tego niech przy­je­żdża do nas – po­wie­dzia­ła z ca­łko­wi­tym spo­ko­jem lady Ber­tram.

Po chwi­li sir Tho­mas do­dał z god­no­ścią:

– Tak, nie­chże tu­taj będzie jej dom. Po­sta­ra­my się spe­łnić nasz obo­wi­ązek wo­bec niej, a będzie mia­ła przy­naj­mniej ten po­ży­tek, jaki daje to­wa­rzy­stwo ró­wie­śnic i sta­łej na­uczy­ciel­ki.

– Świ­ęta praw­da – przy­tak­nęła pani Nor­ris. – Jed­no i dru­gie jest bar­dzo po­trzeb­ne, a pan­nie Lee będzie obo­jęt­ne, czy uczy trzy dziew­czyn­ki, czy dwie – prze­cież to żad­na ró­żni­ca. Że też nie mogę być bar­dziej uży­tecz­na – ale sami wi­dzi­cie, że ro­bię, co mogę. Nie na­le­żę do osób oszczędza­jących so­bie kło­po­tów: nia­niu­sia po­je­dzie po dziec­ko, cho­ciaż bar­dzo mi to nie na rękę, tra­cę na całe trzy dni moją głów­ną po­moc­ni­cę. Przy­pusz­czam, sio­stro, że umie­ścisz małą w bia­łym po­ko­iku na pod­da­szu, obok daw­nych po­koi dzie­cin­nych. To będzie dla niej naj­lep­sze miej­sce, tuż obok pan­ny Lee i nie­da­le­ko dziew­cząt, a ta­kże bli­sko po­ko­jo­wych – jed­na z nich mo­gła­by po­ma­gać jej przy ubie­ra­niu i za­jąć się gar­de­ro­bą, bo nie sądzę, byś uwa­ża­ła za sto­sow­ne, aby El­lis usłu­gi­wa­ła jej tak samo jak two­im cór­kom. Tak, nie przy­pusz­czam, byś mo­gła ją ulo­ko­wać gdzie in­dziej.

Lady Ber­tram nie opo­no­wa­ła.

– Mam na­dzie­ję, że oka­że się dziec­kiem o do­brym uspo­so­bie­niu – ci­ągnęła pani Mor­ris – i będzie świa­do­ma nie­zwy­kłe­go szczęścia, ja­kim jest po­sia­da­nie ta­kiej ro­dzi­ny.

– W rze­czy sa­mej, gdy­by się oka­za­ło, że ma zły cha­rak­ter – po­wie­dział sir Tho­mas – nie mo­gli­by­śmy za­trzy­mać jej u nas ze względu na na­sze dzie­ci. Nie ma jed­nak po­wo­du spo­dzie­wać się ta­kie­go nie­szczęścia. Za­pew­ne za­uwa­ży­my w niej wie­le cech, któ­re będzie­my pra­gnęli zmie­nić, mu­si­my też być przy­go­to­wa­ni na jej ra­żącą igno­ran­cję, pew­ną po­spo­li­to­ść sądów i wy­so­ce przy­kre pro­stac­two obe­jścia, ale to nie są nie­ule­czal­ne wady, a tu­szę rów­nież, że nie oka­żą się nie­bez­piecz­ne dla jej oto­cze­nia. Gdy­by moje cór­ki były od niej młod­sze, uwa­ża­łbym przy­da­nie im ta­kiej to­wa­rzysz­ki za spra­wę wy­ma­ga­jącą wiel­kie­go za­sta­no­wie­nia, ale tak, jak spra­wy sto­ją, sądzę, że nie ma się cze­go oba­wiać, je­śli idzie o nie, a mo­żna mieć duże na­dzie­je, je­śli idzie o nią.

– Tak wła­śnie my­ślę – za­pew­ni­ła go pani Nor­ris. – To samo, sło­wo w sło­wo, po­wia­da­łam dziś rano mężo­wi. Prze­by­wa­nie z ku­zyn­ka­mi będzie samo w so­bie edu­ka­cją dla tej ma­łej. Na­wet gdy­by pan­na Lee ni­cze­go jej nie na­uczy­ła, one da­dzą jej przy­kład, jak być do­brą i mądrą dziew­czyn­ką.

– Mam na­dzie­ję, że nie będzie dra­żni­ła mo­je­go bied­ne­go mop­sa – wes­tchnęła lady Ber­tram. – Uda­ło mi się wresz­cie na­kło­nić Ju­lię, by go zo­sta­wi­ła w spo­ko­ju.

– Sta­nie­my, szwa­gier­ko, wo­bec pew­nych trud­no­ści – po­wie­dział sir Tho­mas – ja­kie wy­nik­ną z ko­niecz­no­ści za­cho­wa­nia na­le­ży­tej ró­żni­cy po­mi­ędzy pa­nien­ka­mi, gdy będą do­ra­stać; idzie mi o to, jak utrwa­lić w umy­słach mo­ich có­rek świa­do­mo­ść, czym są, bez tego, by pa­trzy­ły na ku­zyn­kę zbyt­nio z góry, i jak, nie onie­śmie­la­jąc nad­mier­nie ma­łej, spra­wić, by pa­mi­ęta­ła, że nie jest pan­ną Ber­tram. Pra­gnąłbym, aby się bli­sko za­przy­ja­źni­ły i pod żad­nym po­zo­rem nie po­zwo­li­łbym moim cór­kom na oka­zy­wa­nie ku­zyn­ce naj­mniej­sze­go lek­ce­wa­że­nia, ale mimo wszyst­ko one nie mogą być rów­ne. Ich po­zy­cja, for­tu­na, na­le­żne pra­wa oraz ocze­ki­wa­nia za­wsze będą od­mien­ne. To spra­wa nie­zwy­kle de­li­kat­na i mu­sisz po­móc nam zna­le­źć naj­wła­ściw­szą li­nię po­stępo­wa­nia.

Pani Nor­ris była na jego usłu­gi i choć przy­zna­wa­ła mu ra­cję, że spra­wa jest nie­zwy­kle skom­pli­ko­wa­na, krze­pi­ła go na­dzie­ją, że zo­sta­nie bez tru­du roz­wi­ąza­na.

Ła­two uwie­rzyć, że list pani Nor­ris do sio­stry nie po­zo­stał bez skut­ku. Pani Pri­ce była, co praw­da, zdu­mio­na, że wy­bra­no dziew­czyn­kę, pod­czas gdy ona ma tylu świet­nych chłop­ców, ale przy­jęła pro­po­zy­cję z wdzi­ęcz­no­ścią, za­pew­nia­jąc o do­brym, po­god­nym uspo­so­bie­niu ma­łej, któ­ra z pew­no­ścią ni­g­dy nie da po­wo­du, by ją od­sy­łać do domu. Pi­sa­ła też, że có­recz­ka jest de­li­kat­na i drob­na, i wy­ra­ża­ła szcze­rą na­dzie­ję, że zmia­na po­wie­trza do­brze jej zro­bi. Bied­na ko­bie­ta! Pew­no uwa­ża­ła, że zmia­na po­wie­trza by­ła­by z ko­rzy­ścią dla wszyst­kich jej dzie­ci.Roz­dział II

Dziew­czyn­ka od­by­ła dłu­gą pod­róż bez szwan­ku. W Nor­thamp­ton po­wi­ta­ła ją pani Nor­ris, któ­ra dzi­ęki temu mo­gła wzi­ąć na sie­bie za­słu­gę przy­jęcia go­ścia oraz sma­ko­wać po­czu­cie swo­je­go zna­cze­nia, gdy przed­sta­wia­ła małą po­zo­sta­łym człon­kom ro­dzi­ny i po­le­ca­ła ich życz­li­wo­ści.

Fan­ny Pri­ce sko­ńczy­ła wła­śnie dzie­si­ęć lat i choć na pierw­szy rzut oka nie wy­da­wa­ła się szcze­gól­nie po­ci­ąga­jąca, nie mia­ła też w so­bie nic, co mo­gło­by wzbu­dzić nie­chęć pa­trzących. Na swój wiek nie­du­ża, bez ru­mie­ńców na po­licz­kach czy ja­kich­kol­wiek oznak uro­dy, ogrom­nie nie­śmia­ła, pra­gnąca skryć się przed ludz­ką uwa­gą, wy­da­wa­ła się nie­po­rad­na, lecz nie było w niej po­spo­li­to­ści; głos mia­ła słod­ki, a gdy mó­wi­ła, bu­zia jej wy­da­wa­ła się ca­łkiem ład­na. Sir Tho­mas i lady Ber­tram po­wi­ta­li ją bar­dzo życz­li­wie, a pan domu, wi­dząc, jak jej trze­ba otu­chy, ro­bił, co mógł, by dziec­ko ośmie­lić, prze­szka­dza­ła mu w tym jed­nak wro­dzo­na po­wa­ga obe­jścia, bar­dzo w tym wy­pad­ku kło­po­tli­wa. Lady Ber­tram za­da­wa­ła so­bie o wie­le mniej tru­du, lecz choć na dzie­si­ęć słów męża wy­po­wia­da­ła jed­no, wy­da­ła się ma­łej od pierw­szej chwi­li mniej prze­ra­ża­jąca tyl­ko za spra­wą do­bro­dusz­ne­go uśmie­chu.

Cała mło­dzież była w domu i wzi­ęła udział w pre­zen­ta­cji miło, we­so­ło i swo­bod­nie; tak przy­naj­mniej za­cho­wa­li się chłop­cy, je­den sie­dem­na­sto-, dru­gi szes­na­sto­let­ni, któ­rzy, wy­so­cy na swój wiek, ma­łej ku­zy­necz­ce wy­da­wa­li się już wspa­nia­ły­mi mężczy­zna­mi. Dwie dziew­czyn­ki prze­ja­wia­ły pew­ne skrępo­wa­nie; były młod­sze i oka­zy­wa­ły wi­ęk­szy re­spekt ojcu, któ­ry przy tej oka­zji zwra­cał się do nich w spo­sób nie­for­tun­nie wy­szu­ka­ny. Zbyt często jed­nak by­wa­ły w to­wa­rzy­stwie i słu­cha­ły kom­ple­men­tów, by za­cho­wać na­tu­ral­ną nie­śmia­ło­ść, na­bie­ra­ły więc pew­no­ści sie­bie, w mia­rę jak stwier­dza­ły ca­łko­wi­ty jej brak u ma­łe­go go­ścia, i wkrót­ce już ze spo­koj­ną obo­jęt­no­ścią przy­gląda­ły się jej buzi i su­kien­ce.

Byli wy­jąt­ko­wo do­rod­nym ro­dze­ństwem – chłop­cy bar­dzo przy­stoj­ni, pan­ny zde­cy­do­wa­nie ład­ne, wszy­scy wy­ro­śni­ęci i roz­wi­ni­ęci nad wiek, ró­żni­li się więc ude­rza­jąco od ku­zyn­ki za­rów­no wy­glądem, jak i obe­jściem, po któ­rym znać było szko­łę. Nikt by nie przy­pu­ścił, że te dziew­częta są tak mło­de – w rze­czy­wi­sto­ści mi­ędzy młod­szą a Fan­ny były tyl­ko dwa lata ró­żni­cy. Ju­lia Ber­tram mia­ła za­le­d­wie dwa­na­ście lat, a Ma­ria rok wi­ęcej. Mały ich gość czuł się tym­cza­sem ogrom­nie nie­szczęśli­wy. Za­wsty­dzo­na, za­lęk­nio­na, prze­jęta tęsk­no­tą za do­mem, Fan­ny nie wie­dzia­ła, gdzie oczy po­dziać, i mó­wi­ła ci­cho, le­d­wo sły­szal­nie, z tru­dem ha­mu­jąc łzy. Przez całą dro­gę z Nor­thamp­ton sły­sza­ła od pani Nor­ris, że spo­tka­ło ją wiel­kie szczęście, za któ­re po­win­na od­pła­cić nie­zwy­kłą wdzi­ęcz­no­ścią i do­brym spra­wo­wa­niem, to­też roz­pacz jej ro­sła wraz z prze­ko­na­niem, że jest nie­do­brym dziec­kiem, po­nie­waż nie jest szczęśli­wa. Zmęcze­nie po dłu­giej pod­ró­ży rów­nież da­wa­ło znać o so­bie. Na pró­żno sir Tho­mas oka­zy­wał jej do­bro­dusz­ną ła­ska­wo­ść, a pani Nor­ris gor­li­wie prze­po­wia­da­ła, że ich gość oka­że się do­brym dziec­kiem; na pró­żno lady Ber­tram uśmie­cha­ła się do niej i za­pra­sza­ła do sie­bie, na sofę, koło mop­sa; pró­żny oka­zał się rów­nież wi­dok plac­ka agre­sto­we­go – zdo­ła­ła prze­łk­nąć tyl­ko dwa małe kąski, nim prze­szko­dzi­ły jej łzy, wy­da­ło się więc, że sen będzie jej naj­lep­szą po­cie­chą, i za­pro­wa­dzo­no ją na górę, by prze­mo­gła roz­pacz w łó­żku.

– Nie­zbyt to obie­cu­jący po­czątek – stwier­dzi­ła pani Nor­ris po wy­jściu ma­łej. – Sądzi­łam, że się le­piej za­cho­wa po wszyst­kim, co jej mó­wi­łam, kie­dy­śmy tu je­cha­ły. Tłu­ma­czy­łam, ile za­le­ży od tego, jaka się po­ka­że na po­cząt­ku. Czy też ona cza­sem nie jest skłon­na do fo­chów? Jej mat­ka była, i to jak jesz­cze! Ale dziec­ku trze­ba wie­le wy­ba­czyć i do­praw­dy nie wiem, czy na­le­ży brać jej za złe, że opła­ku­je wy­jazd z domu, boć prze­cież, mimo wszyst­kich swo­ich wad, to był jej dom, a ona nie może jesz­cze zro­zu­mieć, ile sko­rzy­sta­ła na tej zmia­nie; ale też zno­wu – we wszyst­kim trze­ba za­cho­wać umiar.

Mu­sia­ło jed­nak upły­nąć wi­ęcej cza­su, niż pani Nor­ris skłon­na była wy­zna­czyć, nim Fan­ny po­go­dzi­ła się z Mans­field Park i roz­sta­niem ze swy­mi naj­bli­ższy­mi. Od­zna­cza­ła się wiel­ką wra­żli­wo­ścią uczuć, któ­rych nikt nie po­trak­to­wał z na­le­ży­tą po­wa­gą, po­nie­waż ich nie ro­zu­miał. Nikt nie chciał jej zro­bić przy­kro­ści, ale też nikt nie pod­jął wy­si­łku, by jej przy­nie­ść po­cie­chę.

Na­stęp­ne­go dnia obie pan­ny Ber­tram zo­sta­ły zwol­nio­ne z lek­cji, aby mo­gły się po­znać i po­ba­wić z małą ku­zy­necz­ką, lecz ja­koś im się z nią nie kle­iło. Do­szły do wnio­sku, że jest ubo­ga, sko­ro ma tyl­ko dwie szar­fy i ni­g­dy nie uczy­ła się fran­cu­skie­go, kie­dy zaś stwier­dzi­ły, że duet, jaki ze­chcia­ły ła­ska­wie jej za­grać, zro­bił na niej nie­wiel­kie wra­że­nie, nie po­zo­sta­ło im nic in­ne­go, jak ob­da­ro­wać ją hoj­nie za­baw­ka­mi, na ja­kie same nie mia­ły ocho­ty, i zo­sta­wiw­szy ją sa­mej so­bie, za­jąć się naj­now­szą ulu­bio­ną roz­ryw­ką, czy­li ro­bie­niem sztucz­nych kwia­tów i mar­no­wa­niem po­zła­ca­ne­go pa­pie­ru.

Fan­ny, czy to w obec­no­ści, czy nie­obec­no­ści ku­zy­nek, czy w po­ko­ju szkol­nym, w sa­lo­nie czy w par­ku, czu­ła się tak samo za­gu­bio­na, a w ka­żdym miej­scu i w ka­żdej oso­bie wi­dzia­ła coś, co przej­mo­wa­ło ją stra­chem. Mil­cze­nie lady Ber­tram mro­zi­ło w niej du­cha, po­wa­żny wy­gląd sir Tho­ma­sa – przej­mo­wał gro­zą, a re­pry­men­dy pani Nor­ris mia­żdży­ły swo­im ci­ęża­rem. Star­sze ku­zyn­ki spra­wia­ły jej przy­kro­ść ko­men­ta­rza­mi na te­mat jej wzro­stu i za­wsty­dza­ły uwa­ga­mi o jej nie­śmia­ło­ści. Pan­na Lee zdu­mie­wa­ła się jej nie­wie­dzą, po­ko­jo­we szy­dzi­ły z jej su­kien, a kie­dy do tych wszyst­kich zmar­twień do­łącza­ła się myśl o bra­ciach i sio­strach, wśród któ­rych od­gry­wa­ła tak wa­żną rolę jako to­wa­rzysz­ka za­baw, na­uczy­ciel­ka i opie­kun­ka – w ser­cu jej wzbie­rał ogrom­ny smu­tek.

Wspa­nia­ło­ść domu zdu­mie­wa­ła ją, ale nie przy­no­si­ła po­cie­chy. Po­ko­je były zbyt wiel­kie, by czu­ła się w nich swo­bod­nie, bała się, że cze­go się do­tknie, to na pew­no stłu­cze, i tak snu­ła się w bez­u­stan­nym lęku przed tym czy przed owym, często ucie­ka­jąc do swe­go po­ko­ju, by po­pła­kać. Mała dziew­czyn­ka, o któ­rej mó­wio­no, gdy wy­szła wie­czo­rem z sa­lo­nu, że na szczęście wi­dać, iż jest świa­do­ma, jak los się do niej uśmiech­nął, ko­iła co­dzien­nie szlo­chem smut­ki mi­nio­ne­go dnia. Tak prze­sze­dł ty­dzień, a jej spo­koj­ne, bier­ne za­cho­wa­nie nie na­su­wa­ło po­dej­rzeń, co się może za nim kryć, do­pó­ki pew­ne­go ran­ka ku­zyn Ed­mund, młod­szy z bra­ci, nie zna­la­zł jej, pła­czącej, na scho­dach pod­da­sza.

– Ku­zy­necz­ko ko­cha­na – spy­tał ła­god­nie, z wro­dzo­ną de­li­kat­no­ścią – co się sta­ło? – Po czym, usia­dłszy przy niej, sta­rał się prze­zwy­ci­ężyć kon­fu­zję wy­wo­ła­ną na­głym za­sko­cze­niem i skło­nić małą do mó­wie­nia. Może jest cho­ra? Może się ktoś na nią gnie­wa? A może po­kłó­ci­ła się z Ma­rią czy Ju­lią? A może ma ja­kieś kło­po­ty z lek­cją, któ­re spró­bo­wa­łby wy­ja­śnić? Czy, krót­ko mó­wi­ąc, jest coś, co mó­głby dla niej zro­bić czy zdo­być? Przez dłu­ższy czas nie sły­szał nic, prócz: „Nie... nie... nic ta­kie­go... nie, dzi­ęku­ję...”, ale nie da­wał za wy­gra­ną, a kie­dy za­czął kie­ro­wać py­ta­nia ku jej do­mo­wi, gło­śniej­szy szloch wy­ja­śnił mu, skąd się wzi­ął ten smu­tek. Pró­bo­wał ją po­cie­szyć.

– Żal ci, żeś opu­ści­ła mamę, ko­cha­na moja Fan­ny, a to świad­czy, jak do­brą je­steś cór­ką, mu­sisz jed­nak pa­mi­ętać, że znaj­du­jesz się wśród ro­dzi­ny i bli­skich, któ­rzy cię ko­cha­ją i pra­gną, że­byś była szczęśli­wa. Cho­dź, przej­dzie­my się po par­ku, opo­wiesz mi wszyst­ko o swo­im ro­dze­ństwie.

Pod­czas tej roz­mo­wy stwier­dził, że cho­ciaż całe ro­dze­ństwo było jej ogrom­nie dro­gie, jed­na oso­ba zaj­mo­wa­ła w jej my­ślach wi­ęcej miej­sca niż po­zo­sta­łe. Był to Wil­liam, o któ­rym naj­wi­ęcej mó­wi­ła i któ­re­go naj­bar­dziej pra­gnęła zo­ba­czyć; Wil­liam, pier­wo­rod­ny syn, o rok od niej star­szy, nie­odłącz­ny jej to­wa­rzysz i przy­ja­ciel, za­wsze, w ka­żdym kło­po­cie uj­mu­jący się za nią wo­bec mat­ki (któ­rej był ulu­bie­ńcem). Wil­liam był nie­rad z wy­jaz­du sio­stry, mó­wił, że będzie bar­dzo za nią tęsk­nił.

– Ale Wil­liam na pew­no do cie­bie na­pi­sze.

– Tak, obie­cał, że na­pi­sze, ale chce, że­bym na­pi­sa­ła pierw­sza.

– A kie­dy to zro­bisz?

Spu­ści­ła głów­kę i od­po­wie­dzia­ła nie­pew­nie:

– Nie wiem... nie mam pa­pie­ru.

– Je­śli w tym cały kło­pot, dam ci pa­pier i wszyst­ko, co trze­ba, i mo­żesz na­pi­sać list, kie­dy tyl­ko ze­chcesz. Czy na­pi­sa­nie li­stu do Wil­lia­ma spra­wi ci przy­jem­no­ść?

– Tak, ogrom­ną.

– Wo­bec tego zrób­my to od razu. Cho­dź ze mną do po­ko­ju śnia­da­nio­we­go, znaj­dzie­my tam wszyst­ko, co trze­ba, a po­kój będzie­my na pew­no mie­li tyl­ko dla sie­bie.

– Ale, ku­zy­nie, czy list pój­dzie na pocz­tę?

– Tak, mo­żesz być tego pew­na; pój­dzie wraz z po­zo­sta­ły­mi li­sta­mi, a po­nie­waż twój wu­jek go ofran­ku­je, Wil­liam nie będzie mu­siał nic pła­cić.

– Wu­jek... – po­wtó­rzy­ła Fan­ny z prze­ra­żo­ną miną.

– Tak, kie­dy na­pi­szesz list, za­nio­sę go do ojca, żeby go ofran­ko­wał.

Fan­ny uzna­ła to za śmia­łe po­su­ni­ęcie, ale nie pro­te­sto­wa­ła dłu­żej i ra­zem po­szli do po­ko­ju śnia­da­nio­we­go, gdzie Ed­mund przy­go­to­wał jej pa­pier i po­li­nio­wał go z taką samą życz­li­wo­ścią jaką nie­chyb­nie oka­za­łby jej brat, a może na­wet bar­dziej sta­ran­nie. To­wa­rzy­szył jej pod­czas pi­sa­nia li­stu, słu­żąc czy to swo­im no­ży­kiem, czy wie­dzą or­to­gra­ficz­ną jako że od­czu­wa­ła brak jed­ne­go i dru­gie­go, a do tych ja­kże jej mi­łych grzecz­no­ści do­łączył życz­li­wy gest wo­bec Wil­lia­ma, co spra­wi­ło jej przy­jem­no­ść naj­wy­ższą. Na­pi­sał wła­sno­ręcz­nie ser­decz­ne po­zdro­wie­nia dla ku­zy­na Wil­lia­ma i prze­słał mu pół ko­ro­ny pod pie­częcią. Wy­da­wa­ło się Fan­ny, że nie jest w sta­nie wy­ra­zić roz­pie­ra­jących ją uczuć, ale jej bu­zia i kil­ka pro­stych słów świad­czy­ły do­wod­nie, jak bar­dzo jest za­chwy­co­na i wdzi­ęcz­na, co spra­wi­ło, że Ed­mund za­czął o niej my­śleć jako o osób­ce god­nej za­in­te­re­so­wa­nia. Roz­ma­wiał z nią jesz­cze ja­kiś czas i stwier­dził, że ma czu­łe ser­dusz­ko i go­rąco pra­gnie po­stępo­wać jak na­le­ży. Do­sze­dł też do wnio­sku, że win­no się jej po­świ­ęcić wi­ęcej uwa­gi, gdyż jest bar­dzo nie­śmia­ła i ma trud­ną sy­tu­ację. Nie zro­bił jej do­tych­czas świa­do­mie żad­nej przy­kro­ści, lecz te­raz uznał, że trze­ba jej oka­zy­wać czyn­ną życz­li­wo­ść i z tą my­ślą sta­rał się przede wszyst­kim umniej­szyć jej lęki, za­le­ca­jąc szcze­gól­nie, by się ba­wi­ła z Ma­rią i Ju­lią i cie­szy­ła, ile tyl­ko się da.

Od tego dnia Fan­ny po­czu­ła się swo­bod­niej. Wie­dzia­ła, że ma przy­ja­cie­la, a życz­li­wo­ść ku­zy­na Ed­mun­da spra­wia­ła, że czu­ła się pew­niej wo­bec po­zo­sta­łych. Dom wy­da­wał jej się nie tak obcy, jego miesz­ka­ńcy – nie tak strasz­ni, je­śli zaś nie­któ­rych nie prze­sta­wa­ła się bać, za­czy­na­ła przy­naj­mniej po­zna­wać ich oby­cza­je i szu­kać spo­so­bów do­sto­so­wa­nia się do nich. Drob­ne nie­zręcz­no­ści i świa­dec­twa bra­ku ogła­dy, któ­re z po­cząt­ku nie­mi­le za­kłó­ca­ły spo­kój wszyst­kich, łącz­nie z nią samą, te­raz się już nie zda­rza­ły; nie wpa­da­ła w pa­ni­kę, gdy przy­szło jej sta­nąć przed wuj­kiem, a głos ciot­ki Nor­ris nie pod­ry­wał jej z krze­sła. Ku­zyn­kom była od cza­su do cza­su po­trzeb­na. Jako młod­sza i słab­sza, nie nada­wa­ła się na ich sta­łą to­wa­rzysz­kę, nie­kie­dy jed­nak przy­da­wa­ła się bar­dzo jako trze­cia do roz­ma­itych za­baw czy psot, zwłasz­cza że owa trze­cia była usłu­żna i ustępli­wa, to­też kie­dy ciot­ka do­py­ty­wa­ła o jej wady albo Ed­mund żądał oka­zy­wa­nia jej życz­li­wo­ści, przy­zna­wa­ły, że „Fan­ny to do­praw­dy za­cne stwo­rze­nie”.

Sam Ed­mund był dla niej nie­zmien­nie do­bry, a ze stro­ny Toma nie mu­sia­ła cier­pieć nic po­nad żar­ty, ja­kie sie­dem­na­sto­let­ni chło­piec uwa­ża za sto­sow­ne wo­bec dzie­si­ęcio­let­nie­go dziec­ka. Wkra­czał w ży­cie pe­łen we­rwy, ze wszyst­ki­mi swo­bod­ny­mi na­wy­ka­mi pier­wo­rod­ne­go, któ­ry uwa­ża, że uro­dził się tyl­ko po to, by mieć przy­jem­no­ści i wy­da­wać pie­ni­ądze. Życz­li­wo­ść, jaką oka­zy­wał ku­zyn­ce, od­po­wia­da­ła jego sy­tu­acji i pra­wom: da­wał jej ład­ne pre­zen­ty i śmiał się z niej.

W mia­rę jak po­pra­wia­ło się jej sa­mo­po­czu­cie i wy­gląd, sir Tho­mas i pani Nor­ris my­śle­li z wi­ęk­szą sa­tys­fak­cją o swo­im cha­ry­ta­tyw­nym dzie­le i wkrót­ce do­szli do wnio­sku, że choć nie jest mądra, ła­two daje się kie­ro­wać i za­pew­ne nie spra­wi im wi­ęk­szych kło­po­tów. Nie tyl­ko oni mie­li tak ni­ską opi­nię o jej zdol­no­ściach. Fan­ny umia­ła czy­tać i pi­sać, ale nic poza tym, po­nie­waż zaś ku­zyn­ki stwier­dzi­ły, że nie wie nic o spra­wach od daw­na im zna­nych, uzna­ły ją za nie­po­spo­li­cie głu­pią i przez kil­ka po­cząt­ko­wych ty­go­dni nie­ustan­nie przy­no­si­ły do sa­lo­nu świe­że in­for­ma­cje na ten te­mat. „Mamo, niech so­bie mama tyl­ko wy­obra­zi, że na­sza ku­zyn­ka nie po­tra­fi zło­żyć mapy Eu­ro­py” albo: „ku­zyn­ka nie po­tra­fi wy­mie­nić głów­nych rzek Ro­sji”, albo: „ni­g­dy nie sły­sza­ła o Azji Mniej­szej”, albo: „nie wie, jaka jest ró­żni­ca mi­ędzy kred­ka­mi a far­ba­mi wod­ny­mi!”. „Ja­kie to dziw­ne!” „Czy mama kie­dy sły­sza­ła coś rów­nie głu­pie­go?”

– Moja dro­ga – od­po­wia­da­ła na to ich roz­wa­żna ciot­ka – to bar­dzo przy­kre, ale trud­no ocze­ki­wać, by ka­żdy był rów­nie za­awan­so­wa­ny w na­uce i rów­nie po­jęt­ny jak ty.

– Ale, cio­ciu, ona na­praw­dę nic nie umie! Niech so­bie cio­cia wy­obra­zi, spy­ta­ły­śmy ją wczo­raj wie­czór, któ­rędy je­cha­ła­by do Ir­lan­dii, a ona na to, że mu­sia­ła­by po­pły­nąć przez wy­spę Wi­ght. Nic in­ne­go nie ma w gło­wie, tyl­ko wy­spę Wi­ght i mówi o niej Wy­spa, jak­by żad­nej in­nej wy­spy nie było na świe­cie. Na­praw­dę, by­ło­by mi wstyd, gdy­bym nie umia­ła o wie­le wi­ęcej, kie­dy by­łam od niej młod­sza. Nie pa­mi­ętam, że­bym kie­dy­kol­wiek w ży­ciu nie wie­dzia­ła ró­żnych rze­czy, o któ­rych ona nie ma naj­mniej­sze­go po­jęcia. Kie­dy to było, cio­ciu, kie­dy­śmy mu­sia­ły re­cy­to­wać po ko­lei imio­na kró­lów an­giel­skich, z da­ta­mi wstąpie­nia na tron i naj­wa­żniej­szy­mi wy­da­rze­nia­mi za pa­no­wa­nia ka­żde­go z nich.

– Tak – do­rzu­ci­ła jej sio­stra – i ce­sa­rzy rzym­skich aż do Se­we­ru­sa, oprócz tego tyle mi­to­lo­gii po­ga­ńskiej i wszyst­kie me­ta­le, i pó­łme­ta­le, i pla­ne­ty, i naj­wi­ęk­si fi­lo­zo­fo­wie.

– To wszyst­ko szcze­ra praw­da, moje ko­cha­ne, ale Pan Bóg ob­da­rzył was wspa­nia­łą pa­mi­ęcią, a wa­sza ku­zyn­ka, bie­dacz­ka, pew­no w ogó­le nie ma pa­mi­ęci. Są ogrom­ne ró­żni­ce, je­śli idzie o pa­mi­ęć, tak zresz­tą jak o wszyst­ko inne, i dla­te­go trze­ba wie­le wy­ba­czyć wa­szej ku­zyn­ce i wspó­łczuć jej nie­do­stat­kom. I pa­mi­ętaj­cie, że cho­ciaż same je­ste­ście ta­kie mądre i tyle umie­cie, po­win­ny­ście za­wsze być skrom­ne, gdyż mimo zdo­by­tej wie­dzy, ma­cie jesz­cze przed sobą wie­le do na­ucze­nia.

– Tak, wiem, że będę się jesz­cze mu­sia­ła uczyć, póki nie sko­ńczę sie­dem­na­stu lat. Ale mu­szę cio­ci po­wie­dzieć coś jesz­cze o Fan­ny, strasz­nie dziw­ne­go i głu­pie­go. Ona po­wia­da, że wca­le się nie chce uczyć ani mu­zy­ki, ani ry­sun­ku.

– Istot­nie, moja dro­ga, to bar­dzo nie­mądre i świad­czy o bra­ku zdol­no­ści i am­bi­cji. Ale, zwa­żyw­szy wszyst­ko, może i do­brze, że jest tak, jak jest, bo cho­ciaż wie­cie (ode mnie), że wasi ro­dzi­ce są tak za­cni, iż wy­cho­wu­ją ją ra­zem z wami, nie sądzę, aby mu­sia­ła być rów­nie jak wy bie­gła w kunsz­tach – wręcz prze­ciw­nie, pew­na w tej ma­te­rii ró­żni­ca jest rze­czą wła­ści­wą.

Ta­ki­mi to wska­zów­ka­mi wspo­ma­ga­ła pani Nor­ris kszta­łto­wa­nie umy­słów swo­ich sio­strze­nic, nic dziw­ne­go więc, że choć po­sia­da­ły tak obie­cu­jące ta­len­ty i wcze­śnie zdo­by­te wia­do­mo­ści, bra­ko­wa­ło im mniej po­wsze­dnich osi­ągni­ęć, ta­kich jak sa­mo­wie­dza, wiel­ko­dusz­no­ść i po­ko­ra. Były zna­ko­mi­cie kszta­łco­ne we wszyst­kich dzie­dzi­nach, z wy­jąt­kiem cha­rak­te­ru. Sir Tho­mas nie zda­wał so­bie spra­wy z ich nie­do­stat­ków, cho­ciaż bo­wiem był tro­skli­wym oj­cem, nie oka­zy­wał ser­decz­no­ści, a po­wści­ągli­wo­ść jego obe­jścia utrud­nia­ła dzie­ciom szcze­re oka­za­nie, co my­ślą.

Lady Ber­tram nie po­świ­ęca­ła naj­mniej­szej uwa­gi edu­ka­cji swo­ich có­rek. Nie mia­ła cza­su na po­dob­ne obo­wi­ąz­ki. Ca­ły­mi dnia­mi prze­sia­dy­wa­ła w pi­ęk­nej suk­ni na ka­na­pie, szy­de­łku­jąc ja­kąś dłu­gą ani ład­ną, ani po­ży­tecz­ną ro­bót­kę, bar­dziej za­jęta swym mop­sem niż dzie­ćmi, ale ogrom­nie wo­bec tych dzie­ci po­bła­żli­wa, je­śli tyl­ko nie spra­wia­ły jej kło­po­tu; we wszyst­kich wa­żnych spra­wach słu­cha­ła sir Tho­ma­sa, a w drob­nych – sio­stry. Gdy­by na­wet zna­la­zła wi­ęcej cza­su na wy­cho­wy­wa­nie có­rek, uwa­ża­ła­by to pew­no za zbęd­ne, prze­cież były pod opie­ką gu­wer­nant­ki, mia­ły od­po­wied­nich na­uczy­cie­li i nic nie mo­gło im brak­nąć. Co zaś do tego, że Fan­ny oka­zu­je się tępa w na­uce, może tyl­ko po­wie­dzieć, iż to przy­kre, ale cóż, nie­któ­rzy są tępi i Fan­ny musi się po pro­stu bar­dziej sta­rać. Trze­ba jed­nak przy­znać, że prócz tej tępo­ty trud­no się cze­goś złe­go w ma­łej do­pa­trzyć, ow­szem, jest zręcz­na, szyb­ko wy­ko­nu­je po­le­ce­nia i przy­no­si, o co się ją pro­si­ło.

Mimo swo­ich wad – igno­ran­cji i nie­śmia­ło­ści – Fan­ny co­raz sil­niej wra­sta­ła w Mans­field Park i za­czy­na­ła prze­no­sić nań wie­le swo­ich uczuć do daw­ne­go domu, a wśród ku­zy­no­stwa nie czu­ła się nie­szczęśli­wa. Ani Ma­ria, ani Ju­lia nie były z na­tu­ry zło­śli­we i choć nie­raz trak­to­wa­ły Fan­ny w spo­sób dla niej upo­ka­rza­jący, ona nie uwa­ża­ła tego za krzyw­dę, tak ni­skie mia­ła wy­obra­że­nie o przy­słu­gu­jących jej pra­wach.

W tym sa­mym mniej wi­ęcej cza­sie, w któ­rym Fan­ny we­szła do ro­dzi­ny, lady Ber­tram, wsku­tek ma­łej nie­dy­spo­zy­cji oraz du­że­go le­ni­stwa, zre­zy­gno­wa­ła z pro­wa­dze­nia domu w Lon­dy­nie, do­kąd prze­no­si­ła się co roku na wio­snę, i po­sta­no­wi­ła prze­by­wać cały czas na wsi, umniej­sza­jąc w ten spo­sób albo też po­wi­ęk­sza­jąc wy­go­dę sir Tho­ma­sa, w cza­sie kie­dy mu­siał pe­łnić par­la­men­tar­ne obo­wi­ąz­ki. Pan­ny Ber­tram do­sko­na­li­ły więc na wsi swo­ją pa­mi­ęć, ćwi­czy­ły du­ety i ro­sły hoże i strze­li­ste, a oj­ciec stwier­dzał, że za­rów­no ich wy­gląd, jak ma­nie­ry i opa­no­wa­ne kunsz­ty spe­łnia­ją jego ocze­ki­wa­nia pod ka­żdym względem. Naj­star­szy syn, lek­ko­my­śl­ny i roz­rzut­ny, spra­wił mu już wie­le zmar­twień, lecz po­zo­sta­łe dzie­ci za­po­wia­da­ły się do­brze. Sądził, że póki cór­ki no­sić będą na­zwi­sko Ber­tram, póty przy­da­wać mu będą świet­no­ści, kie­dy zaś je zmie­nią, przy­spo­rzą ro­dzi­nie god­nych ko­nek­sji. Cha­rak­ter Ed­mun­da, jego roz­sądek i pra­wo­ść za­po­wia­da­ły, że wy­ro­śnie na czło­wie­ka po­ży­tecz­ne­go i ho­no­ro­we­go, któ­ry so­bie i swo­im naj­bli­ższym za­pew­ni szczęście. Miał zo­stać pa­sto­rem.

Wśród trosk i ra­do­ści, ja­kich nie szczędzi­ły mu wła­sne dzie­ci, sir Tho­mas nie za­po­mi­nał wspo­ma­gać dzie­ci pani Pri­ce: ło­żył na kszta­łce­nie jej sy­nów i po­mó­gł im wy­jść z domu, kie­dy do­ro­śli na tyle, by ob­rać so­bie okre­ślo­ne za­jęcie. Fan­ny, choć nie­mal ca­łko­wi­cie roz­dzie­lo­na z ro­dzi­ną, od­czu­wa­ła praw­dzi­wą ra­do­ść, sły­sząc o świad­czo­nej im po­mo­cy czy też o czym­kol­wiek, co za­po­wia­da­ło po­pra­wę w ich po­ło­że­niu i spra­wo­wa­niu. Raz i tyl­ko raz w ci­ągu wie­lu lat mia­ła szczęście prze­by­wać z Wil­lia­mem. Po­zo­sta­łe­go ro­dze­ństwa nie wi­dzia­ła: ni­ko­mu nie przy­szło do gło­wy, by ją po­now­nie wy­słać do domu, cho­ćby tyl­ko z wi­zy­tą, nikt jej tam nie po­trze­bo­wał i tyl­ko Wil­liam, któ­ry wkrót­ce po jej wy­je­ździe po­sta­no­wił zo­stać ma­ry­na­rzem, za­pro­szo­ny zo­stał do hrab­stwa Nor­thamp­ton, by spędził ty­dzień z sio­strą, nim wy­ru­szy na mo­rze. Mo­żna so­bie wy­obra­zić ży­wio­ło­wą ra­do­ść ich spo­tka­nia, za­chwyt, że są ra­zem, go­dzi­ny we­se­la i szczęścia i chwi­le po­wa­żnych roz­mów, mo­żna też so­bie wy­obra­zić re­zo­lut­no­ść i opty­mizm chłop­ca, aż do ostat­nich chwil, i smu­tek dziew­czyn­ki, gdy brat ją opusz­czał. Na szczęście owa wi­zy­ta mia­ła miej­sce pod­czas Bo­że­go Na­ro­dze­nia, kie­dy Fan­ny mo­gła na­tych­miast szu­kać po­cie­chy u ku­zy­na Ed­mun­da, ten zaś opo­wia­dał jej tak cu­dow­nie o tym, co Wil­liam będzie ro­bił i do cze­go kie­dyś doj­dzie w swo­im za­wo­dzie, że mu­sia­ła wresz­cie przy­znać, iż ta roz­łąka jed­nak na coś się przy­da. Ed­mund oka­zy­wał jej nie­słab­nącą przy­ja­źń. Kie­dy sko­ńczył Eton i po­sze­dł do Oks­for­du, nic się nie zmie­ni­ło w jego życz­li­wym na­sta­wie­niu, miał tyl­ko częst­sze oka­zje, by da­wać tej życz­li­wo­ści świa­dec­two. Nie chwa­lił się, że robi wi­ęcej niż inni, i nie oba­wiał się, że robi za wie­le, ale nie­ustan­nie dbał o nią i zwa­żał na jej uczu­cia, sta­rał się zwró­cić uwa­gę in­nych na jej za­le­ty i po­ma­gał jej prze­zwy­ci­ężyć nie­śmia­ło­ść, któ­ra te za­le­ty skry­wa­ła; do­ra­dzał, po­cie­szał i krze­pił.

Usu­wa­na przez wszyst­kich w cień, nie mo­gła dzi­ęki nie­mu jed­ne­mu na­brać śmia­ło­ści, ale oka­zy­wa­na jej życz­li­wo­ść przy­no­si­ła inne ogrom­ne ko­rzy­ści – wspo­ma­ga­ła roz­wój jej umy­słu i po­zwa­la­ła czer­pać z tego przy­jem­no­ść. Ed­mund wie­dział, że jest in­te­li­gent­na, by­stra i roz­sąd­na, że ma za­mi­ło­wa­nie do czy­ta­nia, a to, wła­ści­wie ukie­run­ko­wa­ne, może samo w so­bie rów­nać się edu­ka­cji. Pan­na Lee na­uczy­ła ją fran­cu­skie­go i prze­py­ty­wa­ła co­dzien­nie z wy­zna­czo­nej daw­ki hi­sto­rii, ale to on za­le­cał jej ksi­ążki, któ­re w chwi­lach od­po­czyn­ku bu­dzi­ły jej za­chwyt, on kszta­łto­wał jej gust i ko­ry­go­wał sądy; dzi­ęki nie­mu jej lek­tu­ry przy­no­si­ły po­ży­tek, gdyż je z nią oma­wiał, zwi­ęk­sza­jąc ich urok ro­zum­ną po­chwa­łą. Za to wszyst­ko ko­cha­ła go bar­dziej niż wszyst­kich in­nych na świe­cie, z wy­jąt­kiem Wil­lia­ma: jej ser­ce na­le­ża­ło do nich dwóch.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: