- W empik go
Marcelka i szkolne sprawy - ebook
Marcelka i szkolne sprawy - ebook
Marcelka jest coraz zdrowsza. Robi zdumiewające postępy w rehabilitacji i doskonale sobie radzi z opieką nad swoim psem Rozrabiakiem. Polubiła chodzenie do szkoły i ma wielu przyjaciół. I nagle w klasie pojawia się nowa uczennica, od której wszyscy się odsuwają. Marcelka też nie ma ochoty na kontakty z Patrycją, choć dobrze pamięta, jak sama się czuła jeszcze niedawno, kiedy to ją pokazywano palcami… Jest problem i jakoś trzeba go rozwiązać, tylko jak? Przypadek sprawia, że to właśnie Marcelka będzie musiała to zrobić. Czasem warto się poradzić mamy, bo mamy miewają dobre pomysły.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-462-9 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od pewnego czasu Marcelka musiała wstawać rano nieco wcześniej niż zwykle. Mama z początku nie wierzyła, że córka tak pilnie będzie się zajmowała pieskiem, którego dostała w zeszłym roku. Myślała, że szybko jej się to znudzi. I chyba trochę się zdziwiła, że Marcelka posłusznie zaczęła wstawać pół godziny wcześniej, żeby mieć czas wyjść z nim na poranny spacer!
Dziś jednak na tym porannym spacerze dziewczynka trochę się zdenerwowała. Rozrabiak węszył wszędzie jak zwariowany, wygrzebywał łapą jakieś rzeczy z trawy, a dwa razy próbował je zjeść! Co najgorsze, za pierwszym razem mu się udało, zanim został odciągnięty… Za drugim razem Marcelka zdążyła temu zapobiec, a potem postanowiła obejrzeć, co takiego chciał pożreć.
Spojrzała tylko raz i od razu wiedziała, że nie powinna była na to patrzeć. Miała nadzieję, że ujrzy kawałek kiełbasy, ale to było coś znacznie gorszego! No, ale ciocia Basia, od której Marcelka dostała Rozrabiaka, często ostrzegała, że psy uwielbiają różne takie dziwne rzeczy. Coś zgniłego, śmierdzącego – podobno psy lubią takie okropieństwa najbardziej na świecie! Dziewczynka miała co prawda nadzieję, że jej Rozrabiak będzie pod tym względem wyjątkiem, ale dziś okazało się, że jednak nim nie jest.
Gdy wracała do domu, nagle usłyszała głośny okrzyk.
– Marcela! – wydzierał się ktoś nad nią. – Hej, Marcelka!
Uniosła głowę i uśmiechnęła się, widząc swojego najlepszego kolegę Maćka, który wychylał się z okna i machał jak szalony.
– Uspokój się! – krzyknęła ze śmiechem. – Bo wypadniesz!
– Nie wypadnę! – odkrzyknął wesoło. – Mogę jechać z wami do szkoły?
– Pewnie, że tak! – ucieszyła się. – Ja tylko zaprowadzę Rozrabiaka do domu i niedługo wyjdę, razem z mamą!
– To ja będę na was czekał na parkingu! – I już go nie było.
Maciek to dobry przyjaciel. To on pomógł jej w zeszłym roku, gdy koleżanka z klasy, taka jedna Nikola, śmiała się i drwiła z Marcelki. Głównie z tego powodu, że Marcelka musiała się podpierać kulą przy chodzeniu. Ale teraz dziewczynka prawie już nie używała kuli, a pan doktor powiedział, że wraca do zdrowia niezwykle szybko! Tak, użył tego słowa: „niezwykle”! Marcelka często myślała sobie, że w sporej części to zasługa Rozrabiaka. Bo to właśnie z jego powodu tak często wychodzi teraz z domu, długo z nim spaceruje, a to podobno pomaga w tej całej rehu… rehy… no, rehabilitacji. Prawda, że coś w tym musi być?
*
A jednak prawie się spóźnili do szkoły! I to wcale nie przez Marcelkę ani przez Rozrabiaka, ani przez Maćka… Nawet nie przez mamę, choć to ona miała swój udział w tym, co stało się w domu.