- W empik go
Marek Edelman: Bóg śpi - ebook
Marek Edelman: Bóg śpi - ebook
Poruszająca, mądra lektura. Dla każdego, bez względu na światopogląd.
Zapis rozmów, które Witold Bereś i Krzysztof Burnetko prowadzili z Markiem Edelmanem, ostatnim przywódcą powstania w getcie warszawskim. Rozmawiali o Bogu i religii z człowiekiem niewierzącym, boleśnie doświadczonym przez życie, a jednocześnie uchodzącym za autorytet moralny. Edelman zapytany o wiarę powiedział, że Boga wymyślili sobie ludzie jako pewnego rodzaju protezę – jak jest ciężko, to człowiek próbuje się wspierać myślą o Bogu, sprawiedliwości.
Autorzy pytają o sens i wartość wszystkich przykazań, wspólnie z Edelmanem analizując je w trudnych i niejednoznacznych kontekstach. Dając przykłady ze swego życia, Edelman tłumaczy, co, dlaczego i kiedy jest najważniejsze.
Pierwsze wydanie książki ukazało się w 2010 roku.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8032-421-3 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ja jestem Pan, twój Bóg,
który cię wywiódł z ziemi egipskiej,
z domu niewoli.
Gdy siadamy naprzeciwko takiego człowieka jak Marek Edelman – zdeklarowanego niewierzącego, ale bez wątpienia będącego wzorem postępowania dla wielu ludzi, w tym również wierzących, pojawia się pytanie: Czy przykazania mogą dotyczyć również tych, którzy owego Boga odrzucają? Czy i w jakim zakresie organizują życie moralne ludzi innych wyznań, a szczególnie – niewierzących? Czy Bóg potrzebny jest przyzwoitym, lecz niewierzącym ludziom? Zresztą – nie tylko warto zauważyć niewierzących, prócz nich podobne problemy miewają wszak wątpiący, poszukujący, zmagający się z wyzwaniami własnej wiary, a nawet jak najsilniej zdeklarowani ludzie religijni, którzy potrafią sobie zadawać trudne pytania.
Czy w ogóle w życiu codziennym współczesnego człowieka cywilizacji zachodniej jest miejsce na Dekalog?
Wiosna 2007 roku. Do Marka Edelmana przyjeżdża grupa uczniów katolickiej szkoły imienia Edyty Stein z Gliwic. To pomysł Jacka Szyndlera, dyrektora i nauczyciela, który organizuje swoim wychowankom spotkania z wielkimi ludźmi. Do Edelmana przywozi już kolejny rocznik uczniów. Dzieciaki siadają, gdzie się da, na wszystkich krzesłach, na łóżku, na podłodze. Jeden z chłopców z wyraźnym przejęciem pyta:
– Czy pan wierzy w Boga?
Osiemdziesięciodziewięcioletni Marek Edelman odpowiada:
– Dajcie mu spokój. On śpi.
.
Najważniejsze pytanie brzmi: co dla pana jest najważniejsze?
Już jest tam takie zdanie gdzieś: najważniejsze jest życie, a jak jest już życie, to najważniejsza jest wolność. Ale potem oddaje się życie za wolność i wtedy nie wiadomo, co jest najważniejsze. Koniec. Brawo. Jakoś tak. I to tak idzie od lat.
To jest gdzieś wydrukowane, już nie powtarzajcie tego. Nie pamiętam tego tak dokładnie, jak powiedziałem, ale to jest ładnie powiedziane.
Tak, to jest dobre.
Kiedyś powiedział pan nam też inną dobrą rzecz. Opowiadał pan, że kiedy wyrzucili pana ze szpitala, to zjawił się u pana stary kolega i mówi: „Jak będzie źle, to cię schowam”. Pan nam spuentował tę historię tak: „Trzeba dać mieszkanie bitemu. Trzeba go schować w piwnicy. Trzeba się tego nie bać. I w ogóle zawsze trzeba być przeciwko tym, którzy biją”.
Rzeczywiście, jak mnie wyrzucili ze szpitala, to z Radomia odezwał się mój kolega, Blachnicki. Pracowaliśmy razem jako studenci na trzecim roku. On potem się bogato ożenił, wyjechał do Radomia i tam od razu został ein grosser ordynator na pięćdziesięciu łóżkach. Fajny chłop. On miał stenozę mitralną, był chory. A wcześniej zdawaliśmy specjalizację – byliśmy już tacy doktorzy, ale wydział zdrowia zażądał, aby wszyscy mieli specjalizację, bo inaczej pensja będzie niższa i tak dalej. Więc profesor Jakubowski powiedział: „Proszę do mnie jutro przyjść na egzamin”.
Stoimy więc na tym korytarzu: Rysiek Fenigsen, Blachnicki i ja, bo tylko trzech takich gówniarzy się znalazło. I nagle Blachnicki mdleje. Pytamy: „Czego ty się denerwujesz?”. On: „Bo nie będę umiał”. Mówię: „Idioto, przecież on cię nie będzie pytał. Jakby miał cię pytać, toby cię dawno wyrzucił”. Weszliśmy do gabinetu, profesor poprosił tylko o protokoły, podpisał i do widzenia.
Ale potem, jak mnie wyrzucili, to był już wielkim ordynatorem w tym Radomiu. Mieli z tą bogatą żoną trzy pokoje z kuchnią, z alkową i tak dalej. Był rok 1968 i wtedy przyjechał do mnie. Była akurat ze mną Elżbieta Chętkowska, którą znał, bo wcześniej robiła u nas staż. I on mówi: „Marek, już wszystko mam rozplanowane. Ta alkowa zostanie przedzielona ścianą, stanie szafa i będziesz mógł przez nią wchodzić i wychodzić. U mnie się przechowasz do końca życia”.
Mówił, jakby była znowu okupacja. Elżbieta się popłakała z wrażenia.
Zawsze, niezależnie od tego, kim jest ten bity, trzeba z nim być...
Ładnie powiedziałem, co? Co, wam się nie podoba?
Bardzo się podoba.
To dobrze. Co tu można komentować? Przecież to jasne, w jednym zdaniu jest całość człowieka. U Romaina Gary’ego w Lękach króla Salomona bohaterka dziwi się, że doktor, który ma wprawdzie dziewięćdziesiąt lat, mówi, że ciężko mu przychodzić do niej na piąte piętro, gdy tymczasem ona przecież wie, w której piwnicy on się chował podczas wojny. Sugeruje: uratowałam mu życie, bo go nie wydałam.
Wedle niej więc wydać kogoś, zdradzić jest czymś normalnym, a nie wydać – to czyn nadzwyczajny. I dlatego ten stareńki lekarz ma wejść do niej na to piętro. Bo jej się należy, bo ona mu dała życie.
To jest ta mentalność nazistowska, która przeniknęła umysły Francuzów, a może i innych Europejczyków. Przecież Francuzi byli wolni. Paryż był miastem otwartym. Niemcy jeździli tam na różne uciechy. Ich marzeniem było jechać do Francji z wojskiem. Piło się koniak, do bajzli się chodziło na dziewczynki i tak dalej. Tam dla nich było nadzwyczajnie! Nawet u nas w getcie można było dostać francuskie koniaki, bo je Niemcy przywozili z Paryża, sprzedawali szmuglerom, a ci przenosili do getta. Trzeba było tylko mieć pieniądze.
Tak, w getcie byli bogaci ludzie. Handlowali z Niemcami, jedni drugich oszukiwali, a handel szedł. Bo Niemcy nie gardzili żydowskimi pieniędzmi. Przeciwnie, byli bardzo zadowoleni.
Na przykład najpierw strzygli się u takiego fryzjera, u Brandta i Mendego, bo umiał dobrze golić. Wydawało się, że do końca będzie miał u nich luksusowe życie. Aż nagle przyszli, zabrali mu cały majątek i zastrzelili go. To ta mentalność, wedle której Żyd nie był człowiekiem, rozumiecie?
Jak mówi Hannah Arendt?
Banalność zła.
Banalność zła... Tyle że zło nie jest banalnością – ono tkwi w charakterze człowieka. To jest dno człowieka. Człowiek jest zły, bo gdyby nie był zły, toby w ogóle nie zaistniał. Był tak zły, że swoich wszystkich przeciwników przed stu czy dziesięciu tysiącami lat wyrżnął. I został, bo jadł i mięso, i trawę, wszystko. Lepiej się przystosował. A konkurentów zniszczył.
Tak samo wielkie państwa opierały się na tym, że zabijały wszystkich dokoła, gdy tylko miały lepsze kusze i strzały.
Dzisiaj też, choćby tu, w Polsce... Co robiono z przyzwoitymi ludźmi za rządów Kaczyńskich? Bo przecież nie trzeba zastrzelić człowieka, żeby go wykończyć.
Na tym polega to nieszczęście: że człowiek jest zły. I zresztą jak popatrzeć w oczy, to widać, który jest dobry, który jest zły. Przychodzi do mnie taka lekarka, wielki naukowiec, międzynarodowe konferencje, książki, nosili ją na rękach. Aż tu jej męża – też lekarza – wsadzili do aresztu i zrobili podejrzanym. Ludzie Kaczyńskiego zresztą. Nie wiem: winny, niewinny... I nagle ona została sama. Ale jej przyjaciółki boją się jej podać rękę. A że do tego nosi jeszcze ładne buty i sweterek, coś tam dalej zarabia, więc dochodzi zwykła zazdrość i jeszcze rośnie niechęć wobec niej.
Człowiek ma podły charakter. Jest wytworem ewolucji, której jeszcze cywilizacja nie utemperowała. Może za tysiąc lat człowiek będzie inny. Może mieć ten sam kształt, ale cywilizacja go utemperuje.
Takim narzędziem temperowania może być Dekalog.
Religia. Dekalog. Chrystus. Piękne rzeczy. Tyle że trzeba było je wprowadzać siłą. Bo przecież dziesięć przykazań wzięło się stąd, że trzeba było jakoś okiełznać tych Żydów idących z Egiptu do Izraela. Bo to byli bandyci, łobuzy. Przez czterdzieści lat nie mogli dojść do tego Izraela, bo jeden drugiego cały czas wyrzynał. Każdy chciał dojść do tego kraju mlekiem i miodem płynącego, ale nikt nie wiedział, gdzie on jest. Wiedzieli tylko wodzowie i napuszczali jednych na drugich. Wreszcie najsilniejsza grupa narzuciła pozostałym te dziesięć przykazań, by ich okiełznać. A kto się nie podporządkował, tego wyrżnęli. Prawda jest taka, że dziesięć przykazań wprowadzono do moralności ludzkiej przymusem.
Ale religia jakoś cywilizuje ludzi.
Owszem. Niektórych cywilizuje. Ale innych nie. I ci są silniejsi, bo ci ucywilizowani miękną. Dziesięć przykazań człowieka zmiękcza, nie daje mu noża do ręki, żeby zabił wszystkich naokoło. Mój kolega deklarował: „Jak mnie biją po jednym pysku, to podstawiam drugi”. Skomentowałem: „Wiesz, to nie jest takie dobre”. On na to: „No tak, ale ja jestem wierzący...”.
A może któreś z tych przykazań jest dla pana jednak aktualne i ważne?
Jakie przykazanie? Dajcie spokój. Przykazania to bajka...------------------------------------------------------------------------
SZEWACH WEISS
Czy trzeba bezdyskusyjnie wierzyć w jednego Boga, aby móc odmówić kadysz na cmentarzu?
Kiedy przed laty przemawiałem w Jedwabnem, przypomniałem swego dziadka, który przed wojną żegnał na stacji kolejowej część rodziny wyjeżdżającej do Izraela. Powiedział mi wtedy: „Synu, obyś tylko pozostał Żydem”.
Od tamtej pory nie przestaję zadawać sobie pytania, co to znaczy być Żydem. I co to znaczy być Żydem po Zagładzie. Zapomnieć? Wybaczyć? Zemścić się? Uwierzyć, że to się już nigdy nie może zdarzyć? A może zbudować żydowskie państwo, w którym nasz los będzie spoczywał w naszych rękach i w którym będziemy dążyli do zbawienia ziemskiego (...) Dziedzictwo zaczyna się wraz ze stu sześćdziesięcioma dziewięcioma słowami dziesięciorga przykazań, które były przewodnikiem moralnym dla nas i dla całej zachodniej cywilizacji. Takie świadectwo nie potrzebuje dodatkowej pieczęci. Wiedziałem, że być Żydem, to żyć w swojej ojczyźnie i nigdy nie schodzić z moralnych szczytów człowieczeństwa.
Marek Edelman nie był człowiekiem religijnym i nie bardzo lubił Izrael. Uważał, że to nie jest państwo żydowskie, tylko religijne. A przecież, owszem, z jednej strony w Izraelu jest wielu Żydów religijnych, ale z drugiej strony wielu niewierzących. Edelman odpowiadał na to, że to nie ma znaczenia, bo idea państwa jest taka, że wszyscy prześladowani Żydzi – a są prześladowani z powodu wiary – przyjeżdżają i stają się obywatelami Izraela.
Tak, w takim szerokim znaczeniu słowa wiara w jednego Boga jest dla Izraela ważna. Ale czy to dziwne i niezrozumiałe?
Spójrzmy na lata przed wojną... Nie istniało jeszcze państwo żydowskie. Wtedy dla Żydów najważniejsze było to, że ich prześladowano. Leon Pinsker, który doświadczył antysemityzmu w Rosji, pod koniec XIX wieku opublikował książkę, w której pisał o antysemityzmie jako o epidemii, która nigdy się nie skończy. I mówił, że wyzwoleniem jest opuszczenie krajów wygnania i powrót do historycznej ojczyzny.
A jak by dziś wyglądał naród żydowski, gdyby ukochana organizacja polityczna Marka Edelmana – Bund – zwyciężyła i Żydzi mieliby autonomię? Czy byliby bezpieczniejsi? Nie. Nie jest też możliwe opisanie dziejów narodu żydowskiego bez uwzględnienia żydowskiej religii. Bez korzeni i identyfikacji wyznaniowej naród ten nie odzyskałby też państwa. Być może ta religijność przyczyniła się do wzmocnienia antysemityzmu. Ale barbarzyństwo wobec Żydów nie miało i nie ma żadnego uzasadnienia.
Lecz wiara w jednego Boga ma swoje inne kłopoty związane z Zagładą. Jeszcze jako poseł izraelskiego Knesetu byłem w Polsce wraz z grupą ludzi, którzy jako dzieci przeżyli eksperymenty oświęcimskie. Wtedy, w ruinach bożnicy w Tarnowie, znaleźliśmy napis: „Tutaj mordowali ludzi, a Bóg milczał”. Bo w naszej religii nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, gdzie był Bóg w czasie Zagłady.
Jedni mówią, że człowiek nie jest w stanie zrozumieć Boga. Inni, że Bóg miał plan, którego nie potrafimy odczytać. Jeszcze inni, że Bóg w czasie Zagłady nie widział tego, co się działo... Albo że uważał, że tak być musi... Albo że choć jest Bogiem, nie umie przeciwdziałać zbrodni...
A część Żydów uznała, że Boga nie ma.
Ja sam ciągle czekam na swoją odpowiedź.
------------------------------------------------------------------------
Izraelski publicysta i polityk, urodzony w Borysławiu w województwie lwowskim (obecnie Ukraina) w 1935 roku; związany z Partią Pracy, był przewodniczącym Knesetu, ambasadorem Izraela w Polsce. Jest przewodniczącym Rady Instytutu Pamięci Yad Vashem, profesorem nauk politycznych na Wydziale Mediów Uniwersytetu w Hajfie oraz na Uniwersytecie Warszawskim, autorem kilkudziesięciu książek: od literatury dziecięcej poprzez nauki polityczne, aż po tematykę Holokaustu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------