- promocja
- W empik go
Maria Magdalena. Kapłanka, dama, apostołka - ebook
Maria Magdalena. Kapłanka, dama, apostołka - ebook
Przed Państwem "Maria Magdalena", druga – po "Królowej Saby" – powieść Ewy Kassali o silnych kobietach w Biblii. Czy byłą kochanką Jezusa? Jawnogrzesznicą opętaną przez demony? Kapłanką Izydy, głoszącą własną ewangelię? Kto i dlaczego nazwał ją doskonałością nad doskonałościami? Maria Magdalena Ewy Kassali jest jedną z nas. Możemy się z nią utożsamiać, bo tak jak my kocha, błądzi, cierpi, waha się, marzy o miłości wiecznej i ponadczasowej. Jest wykształcona i wrażliwa, dobra i obdarzona niezwykłą duchową mocą, ale bywa też naiwna, zarozumiała i próżna. Wychowywana w hermetycznym świecie dobrobytu, nie do końca rozumie rzeczywistość i problemy „zwykłych ludzi”. Jednak przechodzi przemianę, a po upadku na samo dno odradza się do nowego życia. Z wychowanki kapłanek Izydy i salonowej damy staje się apostołką. Po długiej duchowej wędrówce odkrywa swoją życiową misję. Jej zadaniem jest przenoszenie przez czas wiecznego ognia i kobiecej cząstki boskiej energii. Zostaje towarzyszką Jezusa i obok jego matki staje się najważniejszą kobietą w jego życiu. Ta opowieść jest jak wciągający hollywoodzki film – wartka akcja, mocne charaktery, dynamika zdarzeń. Jest też jak lustro – każdy może zobaczyć w niej swoje własne odbicie. I swoją Marię Magdalenę. W swoich książkach Ewa Kassala łączy szerokie naukowe zgłębianie tematu (każda powieść powstaje przy konsultacji z historykami) z literackim talentem, dzięki czemu czytelnik może poczuć atmosferę starożytnego świata. Możesz iść krok w krok z bohaterkami z legend i zamiast zakurzonej historii doświadczać prawdziwych emocji, dylematów i wątpliwości, z jakimi borykały się najpotężniejsze kobiety, jakie kiedykolwiek stąpały po ziemi. Autorka przywołuje do życia mądre, silne i odważne królowe, które nie bały się używać rozumu i kobiecego uroku, by dostawać to, czego chciały.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7835-756-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Upadła na twarz i objęła jego stopy. Pokrywał je pustynny pył, a sandały były tak zakurzone, że nie widać było ich pierwotnego koloru. Szedł z daleka. Dopiero co wkroczył do miasta.
Podniósł rękę. Towarzyszący mu mężczyźni stanęli i otoczyli ją kręgiem. Patrzyli na nią, ciekawi reakcji Mistrza.
Niektórzy z nich wiedzieli, kim była. Maria, pani na Magdali, siostra Marty i Łazarza. Wykształcona w egipskich świątyniach, kobieta światowa, niezależna, pewna siebie, ufna w swoją mądrość, przekonana, że może wszystko. Intrygująca, kontrowersyjna, zdeprawowana. Zamożna, zbuntowana i wolna. A przy tym piękna. Jeszcze do niedawna.
Od kilku miesięcy mówiono, że wstąpiły w nią złe duchy. Że jest szalona, niezrównoważona, nienormalna. Widywano ją na pustyni i nabrzeżach, w niecieszących się dobrą sławą dzielnicach miasta, błąkającą się bez celu, płaczącą i śmiejącą się na przemian. Zawodziła cicho i łkała jak dziecko lub wrzeszczała, z całych sił drapiąc, kopiąc i wyzywając każdego, kto próbował się do niej zbliżyć. Gwałcona, bita, opluwana, wzgardzona. Kobieta z marginesu. Wyrzutek. Opętana.
Wyła jak ciężko ranione zwierzę. Na przemian posypywała głowę piaskiem, krzyczała bez opamiętania, szarpała się za włosy, drapała twarz, rozrywała resztki sukni. Z ust wydobywała się ślina zmieszana z pianą. W jej przekrwionych oczach było widać paniczny lęk, strach, cierpienie i zagubienie, ale też desperację przemieszaną z rezygnacją i bezsilnością.
Niegdyś wspaniała suknia z jedwabiu została postrzępiona i lepiła się do wynędzniałego ciała. Maria Magdalena była obolała i posiniaczona. Jej skórę pokrywały stare i świeże rany. Długie włosy, tak niegdyś starannie pielęgnowane, od dawna nie widziały grzebienia ani olejków. Zmierzwione, potargane i brudne, dopełniały obrazu upadku.
Tłum powiększał się. Ci, którzy jeszcze niedawno rzucali w nią kamieniami i opluwali, teraz patrzyli na Mistrza.
Od dawna szła za nim sława cudotwórcy, uzdrowiciela i nauczyciela. Niektórzy obwoływali go Mesjaszem, a nawet Synem Bożym. Uczniowie i gapie zastanawiali się, jak ten, według którego najważniejszym przykazaniem jest miłość, potraktuje tę, która już dawno powinna zostać ukamienowana.
A ona nie miała siły. Dłużej nie mogła. Uciekała jak śmiertelnie raniona gołębica. Z połamanymi skrzydłami, wyrwanymi piórami i potłuczonym dziobem. Skulona u jego stóp, chciała ujść od okrucieństwa, niesprawiedliwości, braku zrozumienia i losu, który od dawna wydawał się jej nieunikniony. Była na skraju. Pokaleczona do granic ludzkiej wytrzymałości, chciała umrzeć.
Równocześnie musiała wykonać ostatni wysiłek. Była go sobie winna. Sobie, babce, Wielkiej Kapłance, ojcu, matce, siostrze, bratu, przeszłości i ideałom, którym dochowywała wierności jeszcze do niedawna. Kapłankom, które nauczyły ją wiele, ale nie powiedziały, jak bardzo świat bywa okrutny, jak odrzuca odmienność i potępia tych, którzy nie dopasowują się do reguł. „Dostosuj się albo giń powinno być zasadą, której uczą młodych w świątyniach”, myślała.
I pragnęła spojrzeć w oczy temu, który nie bał się żyć po swojemu. Tak jak kiedyś, nad jeziorem Genezaret, gdy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy, gdy ujrzała w nich bezmiar przestrzeni i wolności, za którą tęskniła. Teraz chciała, żeby znów na nią spojrzał, dotknął, oczyścił lub odrzucił, skazując na niebyt. Był jej ostatnią szansą na nowe życie lub śmierć, wreszcie kończącą cierpienia.
Jezus pochylił się. Wyciągnął do niej rękę. Uklękła.
Położył obie dłonie na jej głowie. Trzymał je tak przez chwilę.
– Wstań! Jesteś zdrowa – obwieścił.
Podniosła się i spojrzała mu prosto w oczy. Na jej twarzy nie było już ani śladu obłędu.
– Znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę…1
1 Pieśń nad Pieśniami 3, 4.1.
Urodziła się w czepku, spod którego wychodziły ciemne, gęste i, jak na oseska, całkiem długie włosy. Gdy tylko przyszła na świat, akuszerka położyła ją przy sercu wycieńczonej matki.
– Jest zdrowa, piękna i silna, pani – oświadczyła. – Będzie miała w życiu szczęście. Czepek to gwarantuje.
– Słyszysz, maleńka? – Eucharia pocałowała paluszki dziecka.
– Jest coś jeszcze, pani. – Akuszerka zrobiła tajemniczą minę i znacząco spojrzała w stronę krzątających się w komnacie służących.
– Dziewczęta, zabierzcie naczynia z wodą, brudne płótna i wyjdźcie – zadysponowała Eucharia, rozumiejąc, że kobieta nie chce, by więcej osób dowiedziało się o tym, co odkryła. – Powinnam się niepokoić? – zapytała, gdy za służącymi zamknęły się drzwi.
– Raczej wręcz przeciwnie…
– Więc?
– Dziewczynka ma na lewej dłoni tak ułożone linie, że tworzą gwiazdę – oznajmiła akuszerka z triumfem.
Eucharia rozwarła rączkę córki.
Zobaczyła regularnie przecinające się, mocno zarysowane linie, rzeczywiście ułożone na kształt gwiazdy. Wiedziała, że dla tego, kto otrzymał taki znak, oznacza on nie tylko szczęście, ale szczególną moc, przeznaczenie do wyższych duchowych celów lub zostania przywódcą.
– To nie wszystko, pani. – Akuszerka pochyliła się i zaczęła mówić szeptem – Ma też gwiazdy na spodzie obu stóp!
– Naprawdę? – Eucharia usiadła na łożu. – Pomóż mi, jestem bardzo słaba…
Kobieta uniosła dziewczynkę tak, żeby matka mogła zobaczyć naznaczone miejsca.
– Boże drogi! Naprawdę!
– Właśnie, pani. U nowo narodzonych dzieci rzadko linie są tak wyraźne. A u niej nie dość, że je widać, to jeszcze mają kształt gwiazd!
– Nie mów o tym nikomu – poprosiła Eucharia po chwili namysłu. – Podaj mi, proszę, czarną sakiewkę, która jest w skrzyni. O tam! – Wskazała ręką, a gdy kobieta podała, o co prosiła, wyjęła z woreczka złotą monetę. – To za twoje starania. I spostrzegawczość. – Włożyła złoto w dłoń kobiety. – I proszę cię o dyskrecję. Lepiej, żeby nikt o tym nie wiedział. Ludzie nie przepadają za tymi, którzy są tak naznaczeni.
– To wspaniałe znaki – zdziwiła się akuszerka. – Bóg obdarowuje nimi tylko tych, którzy są najbliżej Niego.
– Chciałabym, żeby moja córka sama zdecydowała kiedyś o swoim losie. Żeby żadne znaki nie wpływały na to, jak będą traktować ją inni i co ona sama będzie myśleć o sobie, rozumiesz?
– Jeśli taka jest twoja wola, pani, uszanuję ją, jednak przynajmniej rabbi2 powinien wiedzieć. Taki znak to przecież naznaczenie przez Adonai3.
2 W tamtym czasie używano miana rabbi; określenie rabin powstało dopiero w II/III w. n.e.
3 Inaczej: „Pan”; imię Boga – Jahwe – było niewypowiadane ze względu na szacunek do Stwórcy.
– Pozwólmy jej dorosnąć w spokoju. To, co jest jej przeznaczone, wydarzy się nawet wtedy, gdy rabbi nie będzie wiedział o gwiazdach, czy tak?
Akuszerka spojrzała w sufit, co znaczyło, że liczy na wsparcie z nieba, bo sama nie wie, co ma sądzić. Ścisnęła otrzymaną monetę mocniej i skinęła głową na znak, że owszem, rozumie, i może bez przekonania, ale się zgadza.
– Dobrze. Niech tak będzie. Ale wiedz, pani, że pierwszy raz w życiu przyjmuję na świat dziecko z taką ilością gwiazd na dłoniach i stopach.
***
Syro klęczał przy łóżku żony. Dzień wcześniej wydała na świat zdrową, silną córkę. Ich pierwsze wspólne dziecko. Szalał z radości. Była dla niego słońcem, radością i podporą. Kochał Eucharię jak nikogo wcześniej, mimo że nie była Żydówką. Ale przecież, pocieszał się, jak mówiły stare księgi, które nie zawsze zgodnie z ich brzmieniem lubił cytować: miłość nie wybiera.
Poznał ją w czasie jednej z podróży handlowych do Egiptu, w domu jej rodziców. Tak jak on, należeli do elity swojej społeczności, bo byli bardzo zamożnymi kupcami. Doświadczył wtedy czegoś, w czego istnienie nie wierzył: zakochał się od pierwszego wejrzenia. Jego ciało i umysł zapłonęły po raz pierwszy. A że, niespodziewanie dla niego, spotkał się ze szczerą wzajemnością, mimo wątpliwości i obaw jej rodziców i tych, które miał on sam, wkrótce odbyła się ceremonia zaślubin.
Byli razem od dwóch lat. Dopełnieniem szczęścia miało być przyjście na świat ich dziecka.
Z poprzedniego małżeństwa zostało mu dwoje. Marta była dwunastolatką, a Łazarz niedawno obchodził dziesiąte urodziny. Ich matkę, surową i zasadniczą, Bóg powołał do siebie dużo wcześniej, zanim smutne oczy Syro zobaczyły piękną Egipcjankę.
Teraz Syro mocno trzymał ukochaną za rękę. Bał się. Wiedział, że nie jest dobrze. Od wielu godzin akuszerka nie potrafiła zatamować upływu krwi. Poród wyglądał na udany, jednak najwyraźniej coś poszło nie tak. Z każdą godziną Eucharia słabła. Jak mówią ludzie w takich sytuacjach, gasła w oczach. „Czyżby Adonai pokarał nas za to, że połączyliśmy się, nie przestrzegając praw Mojżeszowych?”, rozmyślał. „Że wprowadziłem do domu Izraela nie-Żydówkę? Pokarał mnie, tak jak kiedyś Dawida, a potem Salomona i innych?”.
Nie było jednak czasu na rozważania. Należało działać. Gdy drugiego dnia po porodzie akuszerka bezradnie rozłożyła ręce, natychmiast wezwał najlepszego medyka. Ten obejrzał położnicę, podał środki wzmacniające, które równocześnie osłabiły krwotok. Na odchodnym westchnął z rezygnacją.
– Gorączkuje, jest bardzo słaba. Upływ krwi był bardzo duży. Nadzieja tylko w Bogu. Módlcie się.
Dzieci i służba zgromadziły się w holu domostwa. W oczekiwaniu na rabbiego wszyscy cicho odprawiali modły.
– Umieram… – Eucharia była coraz słabsza. – Podajcie mi córkę…
Resztką sił przytuliła maleństwo do serca.
– Daj jej na imię Maria – poprosiła. – Jest piękne i uniwersalne. Nie chcę, by je kiedyś zmieniała, tak jak ja musiałam.
– Dobrze, ukochana. – Syro poczuł, jak coraz bardziej zaciska mu się gardło.
– Obiecaj mi coś jeszcze – skinęła, by pochylił niżej głowę. – Gdy skończy pięć lat, wyślij ją do moich rodziców.
– Jest moją córką, powinna żyć tu – zaprotestował słabo.
Kochał żonę i był gotów spełnić każdą jej prośbę. Szczególnie że czuł, jak bardzo niewiele czasu im zostało.
– Zawsze będzie twoja – zapewniła czule. – Jednak zrób to dla mnie, dla siebie i dla niej. Pozwól, by moi rodzice zajęli się jej edukacją. Niech wyślą ją do File4. A po dziesięciu latach Maria sama zdecyduje, jaka będzie jej dalsza droga. Zgódź się, proszę.
4 Wyspa na Nilu, starożytny ośrodek kultu bogini Izydy.
– To nie jest dobry pomysł…
– Znasz Izrael. Tu kobietom nie jest lekko. Niech wyjedzie. Pozwól jej poznać świat i się kształcić. Wróci tu, wierz mi. I zawsze będzie cię kochać.
Spojrzał w jej zachodzące mgłą oczy.
– Proszę także, żebyś, gdy przyjdzie ci kiedyś opuszczać ten świat, a ja będę czekać na ciebie pod drugiej stronie, zostawił jej połowę majątku.
– U nas majątek dziedziczą chłopcy…
– Więc spisz oddzielny dokument.
– A Marta i Łazarz?
– Dostaną drugą połowę. Oni przecież mają siebie. A gdy ciebie zabraknie, Maria będzie w Magdali całkiem sama. Taki podział zapewni jej spokój i godne życie na ojcowiźnie. Zabezpieczy także Martę. To moja ostatnia wola.
Gdy resztką sił uniosła głowę, z jej ust wypłynęła stróżka krwi.
– Przysięgnij – poprosiła.
– Przysięgam – obiecał, tłumiąc łzy. – Wyślę Marię do Egiptu i zostawię jej połowę majątku.
– Przysięgnij na twojego Boga.
– Przysięgam na Adonai.
Marta i Łazarz stali przy łożu i wsłuchiwali się w słowa ojca. Marta zaciskała powieki. Nie chciała pozwolić płynąć łzom.