- W empik go
Marikowo - ebook
Marikowo - ebook
"Marikowo. Niekończąca się opowieść" to piękna i wzruszająca podróż po świecie dziecięcej wyobraźni. Czy uda się ocalić baśniową krainę przed obezwładniającym smutkiem i rozwiązać tajemnicę czarnej wody?
Marikowo jest wspaniałym miejscem zamieszkałym przez bajkowe istoty. Wszyscy są szczęśliwi i żyją w dostatku. Zjawisko smutku i nudy jest im zupełnie obce. Wielka w tym była zasługa pięknej i odważnej królowej Mariki.
Niestety teraz baśniowy świat traci swoją magię. Ropuch Pit jako pierwszy padł ofiarą nadciągających zmian. Chociaż zawsze chętny był do rozmowy, a często nawet więcej mówił, niż wypada, teraz nikt nie potrafi zachęcić go do dyskusji. Wilk Linuk, rycerz Shin'ji oraz pegazojednorożec Celesi postanawiają rozwikłać tę niepokojącą zagadkę.
Czym jest czarna woda, która pojawiła się w królestwie? Jaki ma związek z rozprzestrzeniającą się apatią? Dzielni bohaterowie mają niewiele czasu. Coraz więcej baśniowych stworzeń poddaje się złemu humorowi. W takim stanie nie da się rozwiązać żadnej zagadki! Jak pokonać smutek?
"Marikowo. Niekończąca się opowieść" to pierwsza książka napisana przez Mario Bjorna. Autor zabiera młodych czytelników w świat pięknych baśni i bajek. Pełne humoru przygody oryginalnych bohaterów nie tylko bawią, ale też niosą ze sobą wiele wartościowych lekcji.
Jak poradzić sobie z silnymi emocjami? Jak wielka może być siła prawdziwej przyjaźni i miłości? Wszystko to można odkryć podczas niezwykłych przeżyć rycerza, wilka i pegazojednorożca, którzy nigdy nie poddają się złemu humorowi.
Książka jest ozdobiona pięknymi ilustracjami, które dodatkowo uprzyjemniają odkrywanie kolejnych sekretów Marikowa.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66616-37-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Witam wszystkich, którzy chcą posłuchać opowieści o niesamowitej krainie oraz przygodach jej mieszkańców. Kraina nazywa się Marikowo i znajduje się na planecie Lowena, całkiem niedaleko Ziemi. Astronomowie nie mogą jej zobaczyć, bowiem jest to jedna z planet magicznych. Myślę, że Marikowo jest jedną z najbardziej tajemniczych krain w całym wszechświecie. Wiele czynników sprawia, że jest jedyne w swoim rodzaju. Już sam kształt Loweny różni ją od wszystkich innych planet, jest to bowiem siedem połączonych serc. Kolejną unikalną cechą jest to, że czas w Marikowie w pewnym sensie stoi w miejscu. Oznacza to, że mieszkańcy w ogóle się nie starzeją. Dotyczy to także roślin, ale nie tylko, bowiem w Marikowie prawie wszystko jest żywe. W tym momencie ktoś mógłby pomyśleć, a nawet zapytać: co rozumiesz przez to, że prawie wszystko jest żywe? To znaczy, że niektóre rzeczy i przedmioty w Marikowie nie są tak naprawdę rzeczami i przedmiotami. Są to żywe istoty. Tak, tak – na przykład skała, która żyje na wschodnim brzegu Jeziora Uśmiechu, nazywa się Pam. Umie mówić i potrafi się poruszać. Co prawda nie tak szybko jak wiatr Wiejko i nie tak daleko jak rzeka Zawijuszka, ale nie jest po prostu niemą, nieruchomą skałą, jak te znane na Ziemi. Tak między nami, przypuszczam, że jedynym powodem, dla którego Pam nigdy nie oddala się od jeziora, jest to, że ona i Jezioro Uśmiechu są od zawsze nierozłącznymi przyjaciółmi. Kolejnym przymiotem tej magicznej krainy jest to, że wszyscy są zawsze szczęśliwi i uśmiechnięci, a także to, że nie istnieje tam słowo „niemożliwe”. Mieszkańcy Marikowa po prostu go nie znają. Wszystko, czego chcą, pragną lub o czym chociażby pomyślą, staje się możliwe i realne. Pod jednym oczywiście warunkiem. Nie może to mieć nic wspólnego z negatywnymi uczuciami, takimi jak złość czy smutek. W Marikowie takie negatywne emocje po prostu nie istnieją. Krótko mówiąc, wszyscy są tam szczęśliwi, a skoro czas na nich nie wpływa, to szczęście nigdy się nie kończy. Chciałbym powiedzieć wam coś więcej o mieszkańcach tego niesamowitego świata. Tak naprawdę to nikt nie wie, ile stworzeń tam mieszka ani jak one wszystkie wyglądają, czy też jak się nazywają. Wynika to z faktu, że w Marikowie może mieszkać każda istota, jaką tylko dziecko potrafi sobie wyobrazić. Nie ma żadnych ograniczeń, jeżeli chodzi o gatunek, kształt czy kolor. Wiadomo jednak, że zawsze zdarzają się wyjątki. Jeżeli mówimy o kolorach, to wyjątkiem jest czarny. W tej krainie nie ma nic czarnego.
W związku z tym, że wyobraźnia i fantazja dzieci nie mają granic, Marikowo ma każdego dnia coraz więcej mieszkańców. A ponieważ planeta rośnie przez cały czas, tak jak powiększa się wszechświat, nigdy nie zabraknie tam miejsca dla nowych chętnych. Królem tej krainy jest chłopiec Bielik, olbrzym o ogromnym i bardzo dobrym sercu, a królową Marika, dziewczynka powszechnie znana ze swojej dobroci i sprawiedliwości. Mieszkańcy porozumiewają się językiem marikowskim. Pewnie jesteście ciekawi, jak brzmi ten język. Zdradzę wam kilka słów. Na przykład „dzień dobry” to _helok_, „do widzenia” – _labami_, a „dziękuję” – _seku_. Mógłbym jeszcze bardzo długo opowiadać wam o tej krainie, ale na pewno nie starczyłoby mi miejsca w tej książce. Poza tym wiele dowiecie się z historii, którą chcę wam opowiedzieć, a która zdarzyła się całkiem niedawno.
Nasza przygoda zaczyna się pewnego słonecznego poranka w domku pegazojednorożca Celesiego.
Celesi zaczął właśnie przygotowywać śniadanie, kiedy ktoś zapukał do jego drzwi. Pegazojednorożec zdziwił się bardzo, bo zazwyczaj nikt nie odwiedzał go tak rano, nie był też z nikim umówiony. Z ciekawością i odrobiną niepokoju otworzył drzwi. Przed progiem ujrzał dwóch z trójki swoich najlepszych przyjaciół. Byli to rycerz Shin-ji oraz wilk Linuk.
– Witam was serdecznie, moi drodzy przyjaciele. Co was do mnie sprowadza tego pięknego poranka?
– Cześć, Celesi. Rzeczywiście poranek jest piękny. Nie chcielibyśmy go zepsuć, ale niepokoją nas pewne wydarzenia i chcielibyśmy je jak najszybciej z tobą przedyskutować – powiedział Shin-ji.
– Tak – dodał Linuk. – Im szybciej, tym lepiej.
– Dobrze. Właśnie przygotowuję kakao i placuszki babuni, więc może razem zjemy śniadanie, a potem omówimy te niecierpiące zwłoki sprawy – zaproponował Celesi.
– Uuu, placuszki babuni. – Oczy wilka rozbłysły. – Cóż za wspaniałe zaproszenie, nie sposób odmówić, mniam, mniam…
Muszę wam powiedzieć, moi drodzy, że placuszki babuni są największym przysmakiem w krainie Marikowo. Już od dnia, kiedy po raz pierwszy przyrządził je według przepisu swojej babci pewien chłopiec. Babcia zawsze smażyła mu je na śniadanie, gdy jeszcze mieszkał na Ziemi.
Trójka przyjaciół weszła razem do jadalni. Shin-ji i Linuk zajęli miejsca przy stole, podczas gdy Celesi wyjął z szafki dodatkowe talerze, kubki i widelce. Na stole stał już dzbanek z ciepłym kakao, a po chwili pojawiła się taca, na której piętrzyła się góra pachnących placuszków babuni. Celesi postawił obok tacy miseczki z miodem, dżemem malinowym oraz powidłami śliwkowymi i powiedział:
– Życzę wam smacznego.
– Dziękujemy i nawzajem – odpowiedzieli jednocześnie rycerz i wilk i cała trójka zabrała się do jedzenia placuszków i picia kakao.
Gdy już się posilili, pozmywali naczynia, a następnie znowu zasiedli do stołu.
– Może opowiem od samego początku – zaczął wilk Linuk. – Wczoraj po południu otrzymałem przez gołębia Nubika wiadomość, że mój wujek Bretor chce się ze mną pilnie zobaczyć. Znacie mojego wujka, jeżeli on mówi, że pilnie, to sprawa musi być naprawdę niecierpiąca zwłoki. Niezwłocznie wybrałem się więc w podróż. Jak wiecie, Bretor mieszka na wschodnim brzegu Jeziora Uśmiechu, niedaleko miejsca, gdzie rzeka Zawijuszka łączy się z jeziorem. Gdy tam dotarłem, trafiłem akurat na podwieczorek. Podczas picia smacznej poziomkowej herbaty wujek opowiedział mi o dziwnych zdarzeniach, które miały ostatnio miejsce w okolicy.
Pierwsza dziwna sytuacja wydarzyła się dwa dni temu, kiedy wujek spacerował nad brzegiem Jeziora Uśmiechu. Szedł akurat ścieżką i przyglądał się nimfom wodnym, które zbierały nektar z kwiatów lilii, gdy w pewnym momencie ujrzał ropucha Pita. Siedział on na przewróconym pniu i głośno płakał. W pierwszej chwili Bretor pomyślał, że Pit płacze po prostu z radości lub ze wzruszenia, co się przecież nieraz zdarza. Ale był to jednak płacz gorzkiej rozpaczy. Wujek, bardzo zdziwiony, zapytał ropucha, co się stało. Dlaczego tak rozpaczliwie płacze? Pit nic nie odpowiedział, tylko rozpłakał się jeszcze bardziej. To z kolei jeszcze mocniej zdziwiło wujka, bowiem Pit był powszechnie znany jako wielki gaduła. Zazwyczaj buzia mu się nie zamykała, nieraz zdarzało się, że godzinami opowiadał o najbardziej pospolitych zdarzeniach ze swojego życia. Na przykład, że wykipiało mu mleko, gdy chciał zrobić kakao, lub że strasznie się wczoraj zmęczył, kiedy wchodził po schodach. Wystarczyło, że miał chętnych słuchaczy, a opowiadał i opowiadał. Teraz nagle płacz i milczenie? Było to bardzo niezwykłe i niepokojące. Wujkowi zrobiło się bardzo żal ropucha, więc go przytulił i zaczął uspokajać. Powoli Pit przestawał płakać i słabym głosem powiedział, że tak naprawdę to nie wie, czemu jest smutny. Dzieje się to od chwili, gdy zadowolony pływał w Jeziorze Uśmiechu i nagle wpłynął w smugę czarnej wody, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Od tamtego momentu zaczął odczuwać ogromny smutek i stracił ochotę do wszelkiej zabawy. Ropuch nie chciał lub nie potrafił powiedzieć nic więcej na temat czarnej wody, więc wujek odprowadził go do domu.
Wczoraj Bretor wybrał się na grzyby do zagajnika niedaleko Jeziora Uśmiechu. Już miał wracać do domu po udanym grzybobraniu, gdy znowu usłyszał płacz. Dochodził on z końca brzozowego lasku. Pomyślał z początku, że to pewnie ropuch Pit. Poszedł w stronę, z której dobiegał płacz. Po chwili zatrzymał się bardzo zdziwiony, bowiem zamiast ropucha zobaczył bociana Klekotkę. Bocian opierał się o brzozę i płakał, a gęste łzy kapały na trawę. Wujek, bardzo zaniepokojony, podszedł do bociana, przytulił go i zapytał, co się stało. Klekotka opowiedział mu swoją historię. Była ona bardzo podobna do tej, która przydarzyła się ropuchowi Pitowi. Rankiem Klekotka brodził wzdłuż brzegu Jeziora Uśmiechu zanurzony po kolana w wodzie i zbierał smakowity plankton. Nagle wszedł w smugę czarnej wody, która pojawiła się przed nim. Wtedy poczuł ogarniający go smutek i od tej chwili czuje go cały czas. Stracił ochotę do zabawy i innych zajęć, łącznie nawet z jedzeniem.
Mój wujek odprowadził Klekotkę do domu, po czym wrócił do siebie i przez gołębia Nubika wysłał mi wiadomość z zaproszeniem na podwieczorek. Po tym, jak Bretor opowiedział mi o tych zdarzeniach, wróciłem do domu i zacząłem się nad nimi zastanawiać. Jak to się stało, że w Jeziorze Uśmiechu pojawiły się smugi czarnej wody, dlaczego wywołują one ogromny smutek u tych, którzy w nie wejdą, i jak ewentualnie można temu zaradzić? Niestety, nie znalazłem ani żadnego wyjaśnienia, ani rozwiązania. Pomyślałem wtedy, że z samego rana powinienem zawiadomić o tym was oraz naszego przyjaciela, starego mądrego kota Ernesta. Myślę, że razem może nam się udać rozwiązać zagadkę związaną z czarną wodą. A następnie zapobiec kolejnym przypadkom smutku wśród mieszkańców Marikowa oraz uszczęśliwić Pita i Klekotkę.
– Jestem bardzo zdziwiony tymi wiadomościami – powiedział Celesi. – Jeszcze nigdy nie zdarzyło się na naszej planecie, żeby ktoś był smutny, a tym bardziej, żeby płakał ze smutku. A tu nagle dwa takie przypadki w ciągu dwóch dni i nie wiemy, czy nie było ich więcej. Myślę, że sprawa jest bardzo poważna. Powinniśmy jak najszybciej powiadomić o tym Ernesta i razem zastanowić się nad rozwiązaniem tego problemu.
– Zgadzam się z tym – stwierdził rycerz Shin-ji. – Ruszajmy natychmiast w drogę.
We trójkę wyszli z domu pegazojednorożca i ruszyli w kierunku północnym, gdzie mieszkał ich przyjaciel, kot Ernesto. Po niedługim czasie dotarli do jego domu.
Ernesto jest bardzo ciekawą postacią. Wszyscy mieszkańcy Marikowa wiedzą, że jest stary i bardzo mądry, ale nikt nie wie, ile ma lat. Często przychodzą do niego z różnymi problemami, a on pomaga im je rozwiązywać. Nietypowy jest także jego wygląd. Ma sierść w pasy we wszystkich kolorach tęczy, zwisające uszy – w przeciwieństwie do innych kotów, a jego wąsy nie są proste, ale zakręcone. Musicie wiedzieć, moi drodzy przyjaciele, że pozostali bohaterowie naszej historii też są niezwykli. Pegazojednorożec Celesi oprócz tego, że umie latać, potrafi ze swojego rogu strzelać strumieniami tęczowej energii, która rozwesela na dwadzieścia chwil. Przydało mu się to nieraz w kontaktach z mieszkańcami innych planet, którzy niekoniecznie są zawsze tak szczęśliwi jak mieszkańcy Marikowa. Celesi zna także podstawowe magiczne zaklęcia i całkiem nieźle potrafi się nimi posługiwać, gdy zajdzie taka potrzeba. Udowodnił to jakiś czas temu, gdy odczarował trąbę słonia Baltazara Bimby, słynnego podróżnika. Otóż została ona zaczarowana przez złego czarownika w czasie jednej z międzyplanetarnych podróży Baltazara. Nie mógł on jej używać do picia, aż do czasu, gdy Celesi ją odczarował. Wilk Linuk ma znakomity węch i jest doskonałym tropicielem śladów. Bardzo się to przydało, gdy trzy tygodnie temu zaginął w puszczy mały bóbr Zębulek. Linuk odnalazł go zaraz po tym, jak został powiadomiony o zaginięciu przez zrozpaczonych rodziców. Jednak największą zaletą naszego wilka jest to, że potrafi się błyskawicznie zmienić w złotego smoka, o czym przekonacie się w dalszej części naszej opowieści. Z kolei rycerz Shin-ji jest mistrzem sztuki walki aidoki, której nauczył się na odległej planecie Nipoja. W walce wręcz nie ma on sobie równych w całym Marikowie, a myślę, że nawet w innych światach ciężko by było znaleźć godnego mu przeciwnika. Trzy lata temu wojownicza rasa Kretyngów z planety Utopia chciała podbić Marikowo. W wyniku negocjacji ustalono, że sprawa zostanie rozstrzygnięta poprzez honorową walkę najlepszych wojowników z każdej planety. Zwycięzca i jego lud mieli pozostać na planecie Lowena, a przegrany i mieszkańcy jego planety – opuścić Marikowo. Rycerz Shin-ji pokonał swojego przeciwnika już w pierwszej rundzie, a niezadowoleni Kretyngowie musieli niezwłocznie opuścić Lowenę i szukać szczęścia gdzie indziej. Rycerz posiada także wspaniały prastary miecz, który w blasku słońca mieni się wszystkimi kolorami, dlatego też niektórzy nazywają Shin-ji Wojownikiem Końca Tęczy. Celesi, Linuk, Shin-ji i Ernesto przyjaźnią się od bardzo dawna. Spędzają dużo czasu na wspólnych grach i zabawach, a także na licznych wyprawach oraz wycieczkach.
Kot przywitał ich z uśmiechem, był bardzo zadowolony z wizyty. Po krótkim, ale serdecznym powitaniu zasiedli razem przy kominku w salonie Ernesta. Przekazali mu informacje na temat niedawnych zdarzeń. Ernesto był bardzo zaskoczony i zdziwiony, być może nawet bardziej niż oni wcześniej. Nie wiedział też, pomimo całej swojej mądrości, dlaczego w Jeziorze Uśmiechu zaczęły się pojawiać smugi czarnej wody, dlaczego powodowały one smutek ani jakie może być ich źródło.
Po krótkiej naradzie przyjaciele zdecydowali, że muszą o wszystkim powiadomić królową Marikę i króla Bielika. Razem wyruszyli do królewskiego pałacu. Znajdował się on na zachodnim brzegu Jeziora Uśmiechu. W drodze do pałacu znajdowała się Landrynkowa Góra. Gdy dotarli na jej szczyt, ich oczom ukazał się piękny widok. U podnóża góry, nad brzegiem jeziora wznosi się królewski pałac o nazwie Polezja. Może was teraz trochę zadziwię, ale ma on kształt babeczki w kolorach różowym, żółtym, niebieskim i złotym. Z niebieskiego dachu wznoszą się dwie strzeliste wieże, sięgające prawie do chmur. Jedna jest złota w kształcie spiralnego lizaka, a druga błękitna w kształcie magicznej różdżki. Dookoła pałacu roztaczają się zielone ogrody otoczone murem z niebieskich cegieł. Powoli zeszli z Landrynkowej Góry i zbliżyli się do bramy. Strzegły jej dwa fioletowe smoki, które należały do gwardii królewskiej. Poinformowali strażników, kim są oraz w jakiej sprawie przychodzą, po czym jeden ze smoków zbliżył się do niewielkiego otworu w murze i powiedział:
– Rycerz Shin-ji, Celesi, Linuk i Ernesto proszą o audiencję u królowej i króla.
Celesi pomyślał, że jest to pewnie ten słynny zaczarowany sposób komunikacji zainstalowany niedawno w zamku. Jakby na potwierdzenie jego myśli zaraz obok otworu w murze zaczęło coś migotać. W miejscu, gdzie przed chwilą było tylko sześć cegieł, pojawił się prostokąt – ni to lustro, ni to okno. Zobaczyli w nim wnętrze komnaty. Na jej ścianach wisiały mapy Marikowa oraz innych krain i planet z wielu zakątków wszechświata. Stały tam także regały sięgające do sufitu i wypełnione grubymi książkami. Pośrodku znajdowało się ogromne biurko, na którym piętrzyły się dokumenty. Przy nim siedział jaszczur Argo, kanclerz królestwa. Była to kancelaria królewska. Argo spojrzał w ich kierunku i powiedział:
– Witam was serdecznie, drodzy przyjaciele, proszę, wejdźcie. Król jest co prawda nieobecny, przebywa bowiem w podróży służbowej na planecie Himba, ale królowa będzie bardzo szczęśliwa, mogąc was przyjąć, i mam nadzieję, że będzie mogła wam pomóc w sprawie, w której przychodzicie.
Gdy Argo skończył mówić, ekran zamigotał i zgasł, a miejsce, w którym przed chwilą widzieli wnętrze kancelarii, z powrotem zmieniło się w kilka cegieł w murze. Po chwili wrota uchyliły się i nasi podróżnicy wkroczyli na dziedziniec pałacu. Na środku zobaczyli basen z piękną fontanną w kształcie syreny. Z jej ust wypływała woda, co chwila w innym kolorze, więc basen wyglądał jak ruchoma kolorowa mozaika. Pływały tam bardzo piękne egzotyczne ryby i bawiło się kilkoro dzieci, a także dwie syreny. Były to Liwa i Riwa, bliźniaczki, które nasi bohaterowie znali z licznych zabaw w wodach Jeziora Uśmiechu. Wszyscy przywitali się z radością. Po chwili z wejścia do pałacu wyłonił się jaszczur Argo. Na plecy miał narzucony błękitny płaszcz z wyhaftowanymi na nim złotą nicią smokami. Wyglądał w nim bardzo dostojnie, jak przystało na królewskiego kanclerza.
– Chodźcie, chodźcie, moi drodzy. Królowa Marika już na was czeka. Akurat miała jeść drugie śniadanie, więc zaprasza wszystkich na posiłek złożony z najsmaczniejszych owoców z wielu zakątków Marikowa – przywitał gości.
Czwórka naszych przyjaciół, a także Liwa, Riwa i kilkoro dzieci, które miały ochotę na smaczną przekąskę, podążyli za Argo w głąb pałacu. Znaleźli się w przestronnej sali królewskiej, oświetlonej promieniami słońca wpadającymi przez duże okna w kształcie serc. Każde okno było w innym kolorze, tak że przestrzeń w pomieszczeniu była wypełniona barwnymi refleksami. Wzdłuż ścian stały donice, w których rosły przeróżne egzotyczne rośliny. Pomiędzy nimi latały kolorowe motyle, a także elfy, które co chwila przysiadały na kwiatach i przyglądały się z ciekawością nowo przybyłym. Były one niewiele większe od motyli i podobne do ludzkich dzieci, tylko że miały przezroczyste skrzydła jak ważki oraz szpiczaste uszy. Przebywając we wnętrzu pałacu Polezja, odczuwało się, iż jest to zaczarowana kraina. Magia była widoczna w wielu miejscach. Sceny w naściennych obrazach były ruchome, a ich bohaterowie żyli własnym życiem. Rzeźby nie stały na podłodze, a wisiały w powietrzu, uśmiechając się do obecnych. Na środku sali stał niski stół, a dookoła niego leżały miękkie poduszki, na których można było wygodnie usiąść. Na stole stały patery wypełnione smakowicie wyglądającymi owocami.
– Proszę, siadajcie i rozgośćcie się – powiedział Argo.
Zdążyli wygodnie rozsiąść się na poduszkach dookoła stołu i w tym momencie do sali weszła królowa Marika – piękna dziesięcioletnia dziewczynka o blond włosach, niebieskich oczach i radosnym uśmiechu. Ubrana była w niebieską lnianą sukienkę, delikatne aksamitne sandałki, a we włosy wpleciony miała wianek z kwiatów polnych.
– Witajcie, moi drodzy przyjaciele, bardzo się cieszę, że mogę was znowu powitać. Stęskniłam się już za wami, mam nadzieję, że zostaniecie na kilka dni i będziemy mogli poświęcić dużo czasu na gry i zabawy.
– Witaj, Mariko, nasza ukochana królowo – zaczął Ernesto. – Jesteśmy bardzo szczęśliwi, mogąc znowu cię zobaczyć. Jednak tym razem nie przybyliśmy, żeby się bawić. Muszę z przykrością powiedzieć, że przynosimy niepokojące wieści z królestwa.
– Ach, rozumiem, w takim razie nasze gry i zabawy będą musiały poczekać. Jestem pewna, że razem rozwiążemy wszystkie problemy i wkrótce nie będziemy już musieli się nimi martwić. Może więc posilimy się trochę świeżymi owocami, a potem opowiecie mi o tym, co was trapi?
– Dobrze – powiedział Ernesto i ochoczo wziął w łapkę soczysty kawałek arbuza. Kot nigdy nie odmawiał, jeżeli chodziło o coś smacznego do przegryzienia.
Po przekąsce Ernesto opowiedział królowej, a także pozostałym członkom zgromadzenia o tym, co przytrafiło się ropuchowi Pitowi i bocianowi Klekotce. Gdy opowieść dobiegła końca, na twarzach tych, którzy jeszcze nie słyszeli o zaistniałych zdarzeniach, malował się obraz ogromnego zdziwienia i niedowierzania. Wszyscy jednak wiedzieli, że zarówno Bretor, jak i nasza czwórka przyjaciół to osoby godne zaufania i na pewno informacje były prawdziwe, a nie był to jakiś złośliwy żart.
– Jest to pierwszy taki przypadek, od kiedy jestem królową Marikowa – powiedziała Marika. – A może ty, mój drogi Argo, słyszałeś, żeby kiedykolwiek wcześniej ktoś był smutny w naszej radosnej krainie?
– Pierwszy raz o tym słyszę – odpowiedział kanclerz – chociaż obiło mi się o uszy bardzo dawno temu, że w przepowiedniach Hanana Efendiego Hasana Beja były jakieś wzmianki o smutku. Ale muszę sprawdzić w królewskiej bibliotece, bo nie jestem pewien, czy coś mi się nie pomyliło.
– Dobrze więc – powiedziała królowa – proszę cię, Argo, byś sprawdził niezwłocznie wszystkie informacje dotyczące smutku, jakie uda ci się odnaleźć w naszych zbiorach. Czy ktoś z obecnych ma jeszcze jakieś pomysły?
W tym momencie z otworu w jednej ze ścian rozległ się głos smoka z gwardii królewskiej, który pełnił straż przy bramie:
– Jednorożec Jula i pegazojednorożec Zuzia proszą o pilną audiencję u królowej.
– Wpuść je, proszę, drogi Rufinusie – odezwała się królowa w kierunku otworu w ścianie – i powiedz im, żeby udały się prosto do sali tronowej.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, szlachetna królowo – odpowiedział Rufinus.
Po chwili do sali tronowej szybkim krokiem weszły Zuzia i Jula. Pokłoniły się królowej, kiwnęły w powitaniu głowami pozostałym, a następnie powiedziały jednym głosem:
– Witaj, królowo Mariko, przepraszamy, że cię niepokoimy, ale mamy bardzo ważne informacje. Są one niepokojące i myślimy, że lepiej będzie, jeśli szybko ci je przekażemy.
– Jesteście zawsze bardzo mile widziane – odpowiedziała królowa – i przyszłyście w bardzo odpowiednim czasie. Właśnie omawiamy pewne niepokojące sprawy, a przeczucie mi mówi, że informacje, które chcecie mi przekazać, będą miały z nimi coś wspólnego. Więc, proszę, może ty, Jula, zacznij.
– Zdarzyło się to dzisiejszego poranka – rozpoczęła Jula. – Bawiłyśmy się z Zuzią na Plaży Słońca. W pewnym momencie usłyszałyśmy płacz dobiegający zza skały, która znajdowała się obok plaży. Od razu pobiegłyśmy w tamtym kierunku. Za skałą zobaczyłyśmy syrenę Tigę, która siedziała na kamieniu i płakała żałośnie. Zuzia zapytała ją, co się stało, ale Tiga, zamiast odpowiedzieć, zaczęła płakać jeszcze mocniej. Przytuliłyśmy ją więc i zaczęłyśmy głaskać po głowie. Gdy po chwili trochę się uspokoiła, Zuzia jeszcze raz zapytała, co się stało. Tym razem Tiga zaczęła powoli, przerywanym głosem opowiadać. Przepływała tego ranka przy brzegu Jeziora Uśmiechu, niedaleko miejsca, gdzie rzeka Zawijuszka wpływa do jeziora. W pewnym momencie ujrzała smugę czarnej wody i podpłynęła do niej zaciekawiona. Bardzo ją to zainteresowało, bowiem nigdy wcześniej w Marikowie nie widziała niczego, co miałoby czarny kolor. Podpłynęła więc bliżej tego dziwnego zjawiska i nagle, nie wiedząc nawet, jak to się stało, znalazła się w środku smugi otoczona czarną wodą. W tej chwili ogarnęło ją bardzo silne uczucie niewytłumaczalnego smutku. Poczuła się bardzo nieszczęśliwa i jedyne, na co miała ochotę, to płacz. Straciła ochotę do zabawy, pływania, śpiewania, a nawet do jedzenia. Starałyśmy się z Zuzią zaprosić ją do wspólnej zabawy, opowiedziałyśmy jej kilka zabawnych historii, ale nic nie było w stanie pocieszyć Tigi. Jedyne, co mogłyśmy dla niej zrobić, to odprowadzić ją do domu i zaparzyć dzbanek miętowej herbaty z miodem i cytryną. Potem zdecydowałyśmy, że musimy jak najszybciej zawiadomić o tym zdarzeniu królową i króla. I dlatego jesteśmy teraz tu, razem z wami.
– Bardzo dobrze, że zdecydowałyście się od razu poinformować nas o tym zajściu – przemówiła królowa. – Niedawno miały miejsce dwa podobne przypadki, także jest to sytuacja, którą powinniśmy rozwiązać jak najszybciej.
W tej chwili do sali wszedł kanclerz Argo, mówiąc:
– Mam, znalazłem księgę przepowiedni Hanana Efendiego Hasana Beja.
Niektórzy z was mogą tego nie wiedzieć, więc wyjaśnię, kim był Hanan Efendi Hasan Bej. Żył on w Marikowie dawno temu, tak dawno, że nikt już nie pamięta, jak wyglądał. Wiele podróżował i pisał swoje przepowiednie na podstawie tajemniczych znaków, które znajdował na odległych planetach. Bardzo dawno temu wybrał się w daleką podróż do innej galaktyki i jeszcze nie wrócił. Od tamtej pory nikt o nim nie słyszał. Została po Hananie księga przepowiedni, którą przechowywano w królewskiej bibliotece. Nie wszyscy wierzyli w przepowiednie Hanana Efendiego Hasana Beja. Niektóre z nich były zupełnie nieskomplikowane, na przykład ta: „W pewien niedzielny poranek obudzisz się, a w twoim ogródku będzie się bawił młody baranek”. Inne natomiast były tak niejasne, że trudno było się domyślić, czego dotyczą, na przykład: „Gdy blask oświetli powierzchnię interbasu, zostanie powołany do życia On, za pomocą kompasu”. Nikt nie wie, co to jest interbas ani kim jest tajemniczy On, więc trudno powiedzieć, do czego ta przepowiednia się odnosi. Dlatego niektórzy mówili, że przepowiednie te to wymysły szalonego umysłu Hanana Efendiego Hasana Beja i nie warto w nie wierzyć. Inni z kolei twierdzą, że są to wartościowe proroctwa i że wiele z nich już się sprawdziło. Jeżeli kiedykolwiek uda wam się poczytać księgę przepowiedni Hanana, będziecie mieli szansę, żeby sami to ocenić, tymczasem wróćmy do naszej opowieści. Jaszczur Argo kontynuował:
– Wyszukałem też w niej fragment odnoszący się, jak myślę, do wydarzeń, które niedawno miały miejsce.
– Nie każ nam długo czekać, drogi kanclerzu, i przeczytaj nam tę przepowiednię – poprosiła królowa.
Argo usiadł przy stole, otworzył księgę w uprzednio zaznaczonym miejscu, założył okulary i zaczął czytać:
– „Z głębi Morza Zagadek pewnego spokojnego wieczoru wyłoni się ciemność i pozbawi wielu dobrego humoru. Jeżeli grupa odważnych odnajdzie tajemnicze przejście, pojawi się szansa, że w Marikowie znowu zapanuje szczęście”. To wszystko, nie znalazłem nic więcej, co mogłoby odnosić się do interesujących nas wydarzeń.
– Myślę, że ta przepowiednia na pewno dotyczy smug czarnej wody – powiedział Ernesto. – Przemawiają za tym wszystkie fakty. Przypomina mi się także pewna stara legenda, którą opowiadał mi dziadek bardzo dawno temu. Nie pamiętam już dokładnie całej historii, ale na pewno była w niej mowa o jaskini z tajemniczym przejściem do innego świata, która znajduje się w głębinach Morza Zagadek. Na pewno jest to to samo przejście, o którym mowa w przepowiedni. Przypuszczam, że chodzi tu o teleport magiczny.
– Bez wątpienia – stwierdziła królowa Marika. – Widzę, że powoli docieramy do sedna wielkiej tajemnicy, o której nic wcześniej nie wiedzieliśmy. Wszystko to brzmi groźnie i enigmatycznie. Wygląda na to, że zagadka czarnej wody, która wywołuje ogromny smutek u mieszkańców Marikowa, jest związana z głębinami Morza Zagadek i przejściem do nieznanej krainy, zapomnianej w odległej przeszłości. Czy ktoś z tu obecnych posiada jeszcze jakieś informacje, dotyczące tego miejsca, które mogłyby nas przybliżyć do rozwiązania zagadki?
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał rycerz Shin-ji.
– Nie przychodzi mi do głowy nic poza tym, że moglibyśmy zapytać o radę słonia Baltazara Bimba. Baltazar Bimbo jest najbardziej znanym podróżnikiem w Marikowie. Zwiedził naszą planetę wzdłuż i wszerz, a także odwiedził wiele światów leżących poza naszą krainą.
– Uważam, że to bardzo dobry pomysł – stwierdziła królowa. – Powinniśmy też stworzyć specjalną drużynę, która zajmie się rozwiązaniem zagadki czarnej wody. Czy są jacyś ochotnicy, którzy chcieliby do niej należeć?
– Ja. – Pegazojednorożec Celesi podniósł w górę kopyto.
– I ja – powiedział wilk Linuk, unosząc łapę.
– Ja też – dodał kot Ernesto.
– I ja, i ja, i ja. – Po kolei zaczęły unosić się łapki, ręce i kopyta.
– Świetnie. – Marika wyglądała na bardzo zadowoloną z faktu, że tylu jej przyjaciół jest zainteresowanych rozwiązaniem zagadki. – W takim razie w skład drużyny wchodzą: Celesi, Linuk, Ernesto, Shin-ji, Zuzia, Jula, Liwa, Riwa oraz Wila i Nando. – Wila i Nando byli to dziewczynka i chłopiec, którzy wcześniej bawili się w basenie z bliźniaczkami Liwą i Riwą. – Ja też przyłączam się do was – dodała królowa. – Jestem bardzo zainteresowana rozwiązaniem tej zagadki, od tego bowiem zależy szczęście w moim królestwie. Myślę, że powinniśmy zabrać zapasy na drogę i wyruszyć niezwłocznie na spotkanie z Baltazarem Bimbą.
– Hurra!!! – krzyknęli mieszkańcy Marikowa, ponieważ ucieszyli się na myśl o rozpoczynającej się przygodzie, a także na wiadomość o tym, iż sama królowa Marika będzie towarzyszem ich podróży.
Kanclerz Argo zaopatrzył całą grupę w plecaki, namioty i prowiant niezbędny na kilkudniową wyprawę. Na ten prowiant składały się batoniki energetyczne, trochę mleka, miodu i kilka gatunków herbaty. Podróżnicy spakowali także śpiwory, ubrania na zmianę oraz plastikowe kubki, miski i sztućce. W Marikowie owoce i warzywa rosły prawie wszędzie, więc nie musieli się o nie martwić, a woda w leśnych i górskich strumykach była tak czysta, że można ją było pić bez przegotowania. Gdy wszystko było gotowe, wyszli z pałacu i skierowali się na południe, w stronę Gór Tęczowych, w których mieszkał słynny podróżnik Baltazar Bimbo.
Kiedy słońce było już nisko na niebie, zdecydowali, że trzeba się zatrzymać i rozbić obóz. Shin-ji, Celesi i królowa wybrali się na poszukiwanie chrustu na ognisko, a pozostali zaczęli rozstawiać namioty. Po chwili wszystko było gotowe i nad wesoło migoczącym ogniem na trójnogu wisiał kociołek, w którym gotowała się woda na herbatę. Wila i Nando przynieśli kubki i herbatę jagodową, a Liwa i Riwa poszły do jednego z namiotów po pianki, które mieli upiec nad ogniskiem. Wszyscy usiedli wygodnie wokół ognia i odpoczywali po dniu, który przyniósł im wiele wrażeń i emocji. Gdy już zaparzyli herbatę, nabili na patyki pianki i piekli je nad płomieniem. Po posiłku rycerz Shin-ji zaczął grać na gitarze, z którą nigdy się nie rozstawał, a bliźniaczki Liwa i Riwa wraz z królową zaśpiewały do snu piękną balladę.
Rano obudziły ich radosny śpiew ptaków i promienie słońca przebijające się przez korony drzew. Na śniadanie zjedli świeże owoce, które uzbierali w okolicy. Zaraz po śniadaniu wyruszyli w dalszą drogę. Gdy słońce było już wysoko na niebie, dotarli do podnóży Gór Tęczowych. Przed nimi rozpościerały się niewysokie wierzchołki gęsto porośnięte drzewami. Nikt już nie pamiętał, czy ich nazwa wywodzi się od licznych drzew, które miały liście w kolorach tęczy, czy też od rajskich, bardzo kolorowych ptaków zamieszkujących tylko to miejsce. Gdy weszli między drzewa, usłyszeli cudowny, jakby zaczarowany śpiew ptaków. Po chwili zobaczyli je. Naprawdę zasługiwały na swoją nazwę, miały piękne kształty i kolory. Niektóre pióra wyglądały jak kolorowe rurki wychodzące z głowy lub ogona, a skrzydła zmieniały kolory z każdym ruchem. Oprócz tego, że pięknie śpiewały, rajskie ptaki potrafiły także cudownie tańczyć. Były przeróżne, w tych górach żyło ponad pięćdziesiąt gatunków rajskich ptaków. Królowa zapytała jednego z nich, czy wie, jak dotrzeć do domu Baltazara Bimby.
– Moja piękna królowo Mariko, musicie kierować się prosto na południe, aż dojdziecie do niewielkiego strumienia, który nazywa się Szmerek. Jeżeli będziecie się trzymali jego prawego brzegu, doprowadzi on was prosto do domu Baltazara.
– Dziękuję bardzo za informację, przepiękny ptaku, i życzę miłego dnia – powiedziała królowa, po czym wraz ze swoimi poddanymi udała się w dalszą wędrówkę.
Zbliżał się już wieczór, kiedy idąc brzegiem strumienia, doszli w końcu do domu słynnego podróżnika. Budynek sprawiał ogromne wrażenie. Zdecydowanie różnił się od znanych im domów zarówno wielkością, jak i architekturą. Nie były tam potrzebne drzwi ani okna, bowiem dom miał tylko dwie ściany i dach. Dach znajdował się na dużej wysokości i był wykonany z bambusa oraz liści jakiejś imponującej rośliny. Dom rozciągał się pomiędzy kilkoma drzewami, a trzy z nich rosły w środku i wydostawały się na zewnątrz przez dach. Ściany były zrobione z bambusa. Przy jednej z nich poustawiane były szafki kuchenne, a przy drugiej, od ziemi do samego sufitu, pięły się półki wypełnione książkami. W rogu, w którym obydwie ściany się stykały, stało duże, niskie, wyglądające na wygodne łóżko. Na środku domu znajdował się niewysoki stół, a dookoła niego były poustawiane sofy i trzy fotele. W największym siedział sam Baltazar Bimbo i czytał książkę. Gdy zobaczył zbliżającą się do jego domu grupę z królową na czele, odłożył lekturę, zrobił kilka kroków w jej kierunku i odezwał się:
– Jestem ogromnie zaszczycony wizytą królowej oraz tak znamienitych mieszkańców Marikowa. Wydaje mi się, że takie niezwykłe odwiedziny mogę zawdzięczać jakimś niezwykłym okolicznościom.
– Witaj serdecznie, Baltazarze Bimbo, w istocie do naszej wycieczki przyczyniły się pewne niezwykłe wydarzenia.
– Proszę, rozgośćcie się, siadajcie, a ja poczęstuję was pyszną lemoniadą. Przyrządzam ją z wody, która wybija w niedalekim źródle, i świeżo zerwanych cytryn. Lemoniada ta ma wyborny smak i silne właściwości orzeźwiające.
Wszyscy rozsiedli się wygodnie dookoła stołu, a Baltazar postawił na stole szklanki i nalał do nich lemoniady z dużego dzbanka, po czym usiadł z powrotem na fotelu.
– Proszę więc, powiedzcie, cóż to za niezwykłe okoliczności was do mnie sprowadzają.
Rozpoczął Celesi, mówił o ropuchu Picie i bocianie Klekotce, o tym, co ich spotkało. Później Jula opowiedziała o tym, co przydarzyło się syrenie Tidze.
– To są właśnie sprawy, o których chcielibyśmy z tobą porozmawiać – zwróciła się do Baltazara Marika. – Jesteś najsłynniejszym podróżnikiem w Marikowie, posiadasz obszerną wiedzę na temat różnych miejsc i słyszałeś pewnie wiele różnych historii w szerokim świecie. Być może twoja wiedza pomoże nam rozwiązać zagadkę czarnej wody.
Baltazar Bimbo zastanowił się przez chwilę, po czym zaczął:
– To prawda, słyszałem kilka historii, które mają związek z czarną wodą, i myślę, że mogą pomóc nam zrozumieć aktualne wydarzenia w naszej krainie. Jest tego sporo, więc może zacznę od wyjaśnienia, czym jest czarna woda. Jest to smutek w najczystszej formie. Jest tak bardzo skondensowany, że wystarczy nawet lekkie dotknięcie, aby każda żywa osoba, która go doświadczy, pozostała smutna przez całe życie. Aby ją leczyć, trzeba przedsięwziąć jakieś nadzwyczajne środki. Jestem pewien, że takie istnieją, ale ja ich niestety nie znam.
– Skąd on się bierze, ten skondensowany smutek? – przerwał z zaciekawieniem kot Ernesto.
– Z tego, co mi się obiło o uszy, jedyne źródło znajduje się na planecie Katerina, po drugiej stronie znanego nam wszechświata – odpowiedział Baltazar.
– Słyszałem o tej planecie – powiedział mądry kot Ernesto. – Jest ona tak daleko od nas, że zastanawiam się nad tym, jak ten smutek dotarł do Marikowa?
– No właśnie – dorzucił Linuk. – I w jaki sposób znalazł się w Jeziorze Uśmiechu?
– Wpłynął tam pewnie rzeką Zawijuszką, ponieważ wszystkie przypadki zdarzyły się niedaleko miejsca, w którym rzeka wpływa do jeziora – wywnioskował mądrze Ernesto.
– Tak prawdopodobnie się to odbyło – kontynuował Baltazar Bimbo – bowiem Zawijuszka wypływa z Morza Zagadek, a niektóre legendy mówią o tym, że gdzieś w głębinach tego morza znajduje się jaskinia, w której jest ukryty magiczny portal łączący Marikowo z planetą Kateriną. Jest to co prawda tylko legenda i nie znam nikogo, kto by z tego portalu korzystał lub chociażby go widział. Podobno jeśli nawet istnieje, to od pradawnych czasów jest nieczynny. Jednak z tego, co mówicie, wynika, że coś musiało się zmienić, skoro smutek przedostał się na naszą planetę. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to wniosek, że portal naprawdę istnieje i że znowu działa.
– Zakładając, że nasze domysły są prawdziwe, dalej pozostają dwa pytania: dlaczego ten skondensowany smutek dociera do naszej krainy i jak to powstrzymać? – powiedział Linuk
– Tego nie wiem. – Baltazar pokręcił głową.
– Jest chyba tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć – stwierdził mądry kot Ernesto. – Powinniśmy zasięgnąć rady u jednej z czarodziejek lub czarodziejów. A żeby to zrobić, musimy zdobyć magiczne zwierciadło, za pomocą którego możemy się z nimi skomunikować. Takie zwierciadło można uzyskać tylko od zimowych trolli z zamrożonej planety Dominus-Ruterus, którą wszyscy nazywają potocznie Planetą Zimowych Trolli lub Mroźną Planetą.
– Więc czeka nas kolejna podróż. – Linuk się ucieszył.
– Na to wygląda – powiedziała królowa – ale myślę, że nie ma potrzeby, aby udała się tam cała nasza grupa. Przypuszczam, że konieczne będzie dotarcie do źródła czarnej wody. Dobrze będzie, jeśli część z nas przygotuje wszystko, co może się przydać podczas ewentualnej wyprawy na planetę Katerina. Proponuję, żeby na lodową planetę polecieli wilk Linuk, który potrafi latać, gdy przemieni się w złotego smoka, pegazojednorożec Celesi z rycerzem Shin-ji na grzbiecie oraz pegazojednorożec Jula z kotem Ernestem. W ten sposób będziecie przygotowani na wszystkie ewentualności. Jeśli będzie możliwość załatwienia sprawy dyplomatycznie lub z odrobiną czarów, idealnie nadadzą się do tego celu nasze przemiłe pegazojednorożce. Jeżeli zajdzie potrzeba walki z trollami, będziecie mieli Linuka, który może zmienić się w potężnego smoka, oraz Shin-ji ze swoim mistrzowskim pasem w sztuce walki aidoki pochodzącej z planety Nipoja. A jeśli przyjdzie do rozwiązania trudnych zagadek lub problemów, Ernesto da sobie z tym radę. Zdobędziecie zwierciadło, tego jestem pewna. A tymczasem ja, Zuzia, Liwa, Riwa, Wila i Nando poczynimy niezbędne przygotowania do głównej wyprawy. Ty, Baltazarze Bimbo, także jesteś zaproszony na naszą wyprawę, jeśli oczywiście masz na nią czas i ochotę. Bardzo przydałyby się nam się twoja wiedza i doświadczenie w dalekich podróżach.
– Będę zaszczycony, mogąc wziąć w niej udział, Wasza Wysokość – powiedział Baltazar bardzo uradowany, że otrzymał taką propozycję.
Zbliżał się wieczór, więc uzgodnili, że rozbiją namioty obok domu Baltazara i spędzą tu noc, a z samego rana jedna drużyna poleci na Planetę Zimowych Trolli, natomiast druga z królową na czele wróci do pałacu i poczyni przygotowania do kolejnej wyprawy.
Rankiem, gdy słońce pojawiło się na horyzoncie, podróżnicy zjedli płatki śniadaniowe i obydwie drużyny były gotowe do drogi. Wilk Linuk stanął na małej polance i zaczął się kręcić wokół własnej osi. Wyglądało to tak, jakby gonił swój ogon z coraz większą prędkością. Po chwili wirował tak szybko, że wszyscy widzieli już tylko jego rozmazany kształt. Zwiększał się on coraz bardziej, aż stał się prawie tak duży jak dom Baltazara Bimby. Zaczął zmniejszać obroty i po chwili widzieli już kręcącego się coraz wolniej olbrzymiego złotego smoka. W pewnym momencie Linuk przestał krążyć i stanął przed nimi w całej swojej smoczej okazałości, chwiejąc się lekko na boki.
– Hej, moi drodzy przyjaciele, uh, ale kręci mi się w głowie. Zawsze tak się dzieje po tych moich transformacjach.
W pewnym momencie przestał się chwiać, rozpostarł szeroko skrzydła, pomachał nimi i uniósł się delikatnie w powietrze, po czym z lekkością wylądował z powrotem na ziemi.
– Świetnie, jestem gotowy do podróży, możemy startować.
– Wspaniale – powiedział kot Ernesto, a następnie zwinnie wskoczył na grzbiet pegazojednorożca Julii. To samo uczynił rycerz Shin-ji, lokując się wygodnie na grzbiecie Celesiego i mówiąc:
– Jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, do wieczora powinniśmy być z powrotem, zobaczymy się więc już w twoim pałacu, królowo Mariko.
– Życzymy wam powodzenia, do zobaczenia wkrótce – odpowiedziała, po czym zwróciła się do pozostałych:
– A my możemy już ruszać w drogę powrotną do Polezji. Czeka nas tam trochę pracy z przygotowaniami do wyprawy.
Smok Linuk zamachał skrzydłami i wzbił się w górę, po nim uczynili to Jula i Celesi. Po chwili cała piątka była już tylko znikającą plamką na tle nieba.