Martwe spojrzenie - ebook
Martwe spojrzenie - ebook
CZY MOŻESZ CZEMUKOLWIEK UFAĆ, JEŚLI TWOJE ŻYCIE TO KŁAMSTWO?
Dziesięć lat temu Alexandra Quinlan była główną podejrzaną w sprawie zamordowania swojej rodziny. Jej twarz pokazywana była we wszystkich programach informacyjnych i na pierwszych stronach gazet, a media nadały jej przezwisko: Martwooka. Teraz jako Alex Armstrong poświęca się temu, by inni mogli odnaleźć swoją sprawiedliwość. Gdy znika Laura McAllister, młoda studentka dziennikarstwa, która miała nagłośnić sprawę napaści seksualnej na terenie kampusu i jej tuszowania przez władze uczelni, Alex zostaje wciągnięta w sprawę, która może zagrozić jej nowemu życiu.
Gdy zagłębia się w zaginięcie Laury, odkrywa niespodziewane powiązania ze sprawą zamordowania jej rodziny. Choć zbrodnie wydają się zupełnie inne, obie wiąże jedna brutalna prawda: nikt nie jest dokładnie tym, za kogo uchodzi…
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-738-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
15 stycznia 2013 roku
Grzech był zagadką.
Niektórzy wierzyli, że ich grzechy pozostają niezauważone i mogą być popełniane bez konsekwencji. Inni pokutowali z przekonaniem, że wszechmocny Bóg wszystko widzi i bezwarunkowo im wybacza. Strzelec, ubrany w wysokie buty i długi trencz, wierzył w coś jeszcze innego. Uważał, że najobrzydliwsze grzechy powinny być zawsze dostrzegane i nigdy nie należy wybaczać, a ci, którzy się ich dopuścili, zasługują na karę.
Strzelec wszedł cicho po schodach, gdy cała rodzina spała. Kiedy dotarł na górę, podszedł do drzwi głównej sypialni i pchnął je lufą shotguna. Zawiasy zaskrzypiały, zakłócając panującą w domu ciszę. Drzwi uchyliły się na tyle, że mógł się wślizgnąć do środka. Gdy przekroczył próg, podszedł do łóżka. Ciche oddechy kobiety słychać było mimo głośnego, wręcz zwierzęcego chrapania mężczyzny, który spał tuż obok.
Strzelec uniósł shotguna i zabezpieczył go, mocno wspierając o ramię, a potem przycisnął prawy policzek do zimnego metalu i wycelował w chrapiącego mężczyznę. Położył palec na spuście, znieruchomiał, a następnie nacisnął, oddając strzał. Ciało śpiącego szarpnęło się, gdy przeszył je śrut. Jego żona usiadła gwałtownie, zdezorientowana. Była tak zamroczona, że nie zauważyła strzelca stojącego w nogach łóżka ani lufy shotguna, która została w nią wycelowana. Drugi strzał odrzucił jej ciało, aż odbiła się od wezgłowia.
Strzelec sięgnął do kieszeni płaszcza, wyjął trzy zdjęcia i rzucił je na łóżko. Gdy strzały ucichły, usłyszał skrzypienie desek podłogowych na korytarzu. Szybko otworzył shotguna i pozwolił, by puste łuski wypadły ze środka. Ręką osłoniętą lateksową rękawiczką sięgnął do drugiej kieszeni i wyciągnął nowe naboje, załadował je do wciąż dymiącej komory i zamknął lufę, po czym wycelował w stronę drzwi sypialni. Minęła cała wieczność, zanim zawiasy zaskrzypiały, a drzwi stanęły otworem. W progu stał chłopiec.
Raymond Quinlan miał trzynaście lat, a dla strzelca był to kłopotliwy wiek – dzieciak był wystarczająco duży, by być wiarygodnym świadkiem, lecz na tyle mały, że decyzja, którą musiał podjąć, nie należała do łatwych. Raymond starał się zrozumieć to, na co patrzył, ale strzelec nie pozwolił chłopcu na opanowanie się. Lufa shotguna została wycelowana w jego pierś, a w domu rozszedł się trzeci ogłuszający huk.
Kiedy strzał odbił się echem od ścian sypialni, pojawiła się melancholia, jednak strzelec szybko ją przepędził. Na przygnębienie przyjdzie czas, gdy misja zostanie zakończona. Robota, która jeszcze chwilę temu pozostawała zakończona, teraz była wykonana w siedemdziesięciu pięciu procentach. Wyszedł szybko z sypialni. Raymond leżał na korytarzu, a wokół niego rozlewała się kałuża krwi. Strzelec spojrzał w stronę sypialni i zobaczył odznaczające się na dywanie łuski po nabojach. Ale nie musiał się tym martwić. Ani samą bronią. Wstępnie plan był taki, by położyć shotguna w nogach łóżka, gdy wszystko zostanie skończone, ale Raymond pokrzyżował mu plany. Przeszedł nad ciałem chłopca i popędził do najbardziej oddalonej sypialni. W domu znajdował się jeszcze jeden członek rodziny, którym trzeba było się zająć.
Strzelec dotarł na koniec korytarza i lufą broni pchnął drzwi, by je otworzyć, jednak tym razem ani drgnęły. Zostały zamknięte. Obrócił gałkę, a gdy drzwi nadal nie ustąpiły, uniósł kolano i kopnął ją piętą buta. Drewno pękło, ale nadal nie ustąpiło. Przy drugim kopnięciu drzwi stanęły otworem, a górny zawias został wyrwany, przez co drzwi wisiały krzywo. Strzelec wszedł do środka i zobaczył puste łóżko ze zmiętą pościelą. Dotknął prześcieradła i poczuł, że wciąż było ciepłe. Ktoś musiał tam chwilę temu leżeć. Gdy odwrócił się od łóżka, skupił wzrok na szafie. Wiklinowe drzwiczki były zamknięte. Podszedł i zapukał w nie lufą.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, powoli otworzył drzwi do szafy. Ale tam było pusto, tak samo jak w łóżku. Poczuł chłód na łydkach, a potem pod połami płaszcza. Po drugiej stronie pokoju powiewały zasłony, wypełniając wnętrze nocnym powietrzem. Popędził przez pomieszczenie, odsunął gwałtownie tkaninę i otworzył okno na oścież. Moskitiera leżała na chodniku na dole, wyłamana z framugi. Ostatni członek rodziny uciekł przez okno.
To był problem. Poważny problem spowodowany błędami w planowaniu, a na dodatek nie jedyny, który popełnił tego wieczora.Rozdział 1
Sąd Rejonowy
26 września 2013 roku, czwartek
15:05
Garrett Lancaster wszedł na sądowe podium, podczas gdy kamery telewizyjne nagrywały każdy jego ruch, a miliony oglądały to sprzed telewizorów. Sprawa o zniesławienie Alexandry Quinlan wytoczona stanowi Wirginia przyciągnęła uwagę narodu. Od nocy, gdy rodzina Quinlan została zamordowana, a siedemnastoletnia córka za to aresztowana, zafascynował się nią cały kraj. Najpierw została osądzona o popełnienie zbrodni i uznano ją za sadystyczną morderczynię. Potem, gdy oczyszczono ją z zarzutów, bo pojawił się dowód na jej niewinność.
A już zwłaszcza teraz, kiedy Alexandra postanowiła pozwać stan Wirginia, twierdząc, że w departamencie policji w McIntosh oraz biurze prokuratora z Alleghany nie tylko zawalili śledztwo w sprawie zamordowania jej rodziny, ale przy okazji zniszczyli jej życie.
Przez to, jak wielką uwagę przyciągnęła sprawa morderstwa rodziny Quinlanów, proces o zniesławienie Alexandry szybko przykuł uwagę mediów.
Zgodnie z prognozami z ostatnich dwóch tygodni proces szedł zgodnie z planem. Przez pierwsze kilka dni – od poniedziałku do czwartkowego ranka – ława przysięgłych wysłuchała zeznań świadków ostrożnie dobranych przez Garretta Lancastera i wzywanych w strategicznej kolejności. Teraz Garrett miał całe czwartkowe popołudnie oraz piątek, by dokończyć prezentowanie sprawy. Zamierzał zapełnić te godziny zeznaniami dwóch osób, jego ostatnich świadków. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, obrońcy pozwanego stanu przez te ostatnie dwa dni siedzieliby w ciszy. Nie odważyliby się próbować podważyć zeznania, które dzisiaj usłyszeli, i nawet nie przeszłoby im przez myśl, by wziąć jego jutrzejszego świadka w krzyżowy ogień pytań.
Garrett doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jakiej pozycji miał postawić obrońców. Wiedział to, bo Lancaster zwykle zajmował się właśnie obroną. Tylko dziwaczny zbieg okoliczności sprawił, że znalazł się w niezwykłej pozycji reprezentowania Alexandry Quinlan, która pozywała stan Wirginia za zniesławienie. Jako partner w jednej z największych kancelarii na Wschodnim Wybrzeżu Garrett był z zawodu obrońcą, a zatem znajdował się w wyjątkowej pozycji, bo znał swoich przeciwników od podszewki.
Bardzo ostrożnie zaplanował swoją strategię. Choć naprawdę kusiło go, by wezwać dwóch najważniejszych świadków wcześniej, żeby ława usłyszała ich zeznania na samym początku, gdy najłatwiej im zaimponować, zachował te zeznania na teraz – czwartkowe popołudnie i piątkowy poranek. Plan był taki, by zamknąć wszystko w piątkowy poranek, przed lunchem, a potem przekonać sędziego, by odroczył sprawę. Garrett chciał, by zeznania jego dwóch ostatnich świadków – jak również ich twarze, łzy i łamiące się głosy – pozostały świeże w pamięciach przysięgłych, gdy będą na weekend opuszczać salę sądową. Chciał, by te zeznania zawisły w powietrzu, zanim sędzia zarządzi wznowienie sprawy w poniedziałek, a ława wysłucha obrońców stanu Wirginia, którzy będą się sprzeciwiać stwierdzeniu Alexandry, że policja w McIntosh była niekompetentna, a biuro prokuratora okręgowego w Alleghany skorumpowane.
– Wysoki Sądzie – powiedział Garrett, docierając do podium. Ubrany w wyprasowany granatowy garnitur oraz żółty krawat bez pośpiechu porządkował swoje notatki, emanując opanowaniem i pewnością siebie.
Wiedział, że miliony oglądały ten proces, a on nie obawiał się skupionej na sobie uwagi. Garrett, jako przystojny mężczyzna po pięćdziesiątce, potrafił wykorzystywać swoją prezencję, by pracować nad ławą przysięgłych, i miał doświadczenie w dużych, medialnych sprawach.
– Oskarżenie wzywa na świadka Donnę Koppel.
Piętnastego stycznia to Donna Koppel pierwsza dotarła do domu Quinlanów. To najpierw ona weszła na piętro i ujrzała rzeź w głównej sypialni. Pozostali czterej funkcjonariusze, którzy odpowiedzieli na wezwanie w sprawie strzałów na Montgomery Lane 421, już złożyli swoje zeznania. Garrett ekspercko wykorzystał ich słowa, by przedstawić ławie przysięgłych, co dokładnie zastali funkcjonariusze tej nocy, gdy weszli do domu Quinlanów.
Ich zeznania były identyczne – wszyscy opisali rozlew krwi w rodzinie zamordowanej w środku nocy. Wszyscy powiedzieli o tym, jak znaleźli młodą dziewczynę, zidentyfikowaną jako Alexadra Quinlan, siedzącą na podłodze sypialni rodziców i trzymającą w rękach shotguna, którym zamordowano jej rodziców oraz brata. Garrett nie próbował w żaden sposób łagodzić sprawozdania funkcjonariuszy z tego, co zastali na miejscu zbrodni. Wręcz przeciwnie, dopilnował, by każdy z nich dokładnie i szczegółowo opisał wydarzenia tamtej nocy – od chwili, gdy dotarli na miejsce wezwania, po wejście po schodach i przejście nad ciałem Raymonda Quinlana, by móc wejść do głównej sypialni, gdzie w łóżku leżały ciała Dennisa oraz Helen Quinlanów.
To była część strategii Garretta. Zainicjowanie ich zeznań i wyciągnięcie z nich każdego najdrobniejszego szczegółu, dzięki czemu przekreślał plany obrony na przesłuchanie krzyżowe. Z tych świadków nie dało się wyciągnąć więcej. Garrett nie zaprzeczał temu, co funkcjonariusze zeznali na temat wszystkiego, co zobaczyli, gdy dotarli do domu Quinlanów. Zamiast tego uznał ich zeznania za coś dobrego i potwierdził, że słowa całej czwórki doskonale się pokrywają i identycznie opisują tę makabryczną noc, która wstrząsnęła nimi do głębi, oraz miejsce zbrodni, które zadziwiło cały naród.
Na początku tygodnia Garrett wezwał sądowych specjalistów, którzy zeznali, że broń użyta do zabicia rodziny Quinlanów to Stoeger Coach kaliber 12 należący do pana Quinlana. We wtorkowy poranek Garrett dramatycznie zaprezentował shotguna ławie przysięgłych. Kiedy o to zapytał, wielu z nich przyznało, że do tej pory nie widzieli takiej broni na żywo, tylko w telewizji. Garrett wiedział, że ośmiu przysięgłych nie miało żadnego doświadczenia z bronią, a cztery osoby z ławy były zarejestrowane na liście jej posiadaczy. Trzymanie broni, którą zabito trzy osoby, i prezentowanie jej z bliska ławie przysięgłych było zaskakujące, ale to również zostało przez Garretta zaplanowane. Zrobił to, bo gdy jutro będzie przesłuchiwał swojego ostatniego świadka, ponownie sięgnie po tę broń, a wtedy wyda się zwyczajniejsza i mniej śmiercionośna. Dzięki temu Alexandra Quinlan nie będzie wyglądała jak obłąkana nastoletnia zabójczyni, lecz inteligentna młoda kobieta.
To przedstawienie chciał jednak zostawić na jutro. Dzisiaj stał na podium i patrzył na Donnę Koppel, gdy szła, stukając obcasami o podłogę sali sądowej. W tym samym czasie na galerii rozlegały się szepty funkcjonariuszy, jej byłych współpracowników. Cała policja z McIntosh uznawała zeznanie Donny za zdradę. Sytuacja zrobiła się tak napięta, że jeszcze przed procesem funkcjonariuszka Koppel musiała wziąć urlop, by nie pojawiać się na posterunku policji McIntosh. Jej wolne miało zakończyć się wraz z procesem, ale Garrett podejrzewał, że istniały naprawdę niewielkie szanse na to, że kiedykolwiek wróci do pracy na posterunku w McIntosh.
Donna przeszła przez drewnianą bramkę i minęła Garretta. Zauważył jej krótkie spojrzenie z ukosa. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, padłby trupem w tej sekundzie. Ale on dostrzegł w jej krótkim spojrzeniu jedną myśl, która przebiegła przez jej głowę: Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
Donna usiadła na miejscu dla świadków.
– Proszę unieść prawą rękę – powiedział sędzia siedzący po jej lewej stronie.
Donna postąpiła zgodnie z poleceniem.
– Czy przysięga pani mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?
– Przysięgam.
– Bardzo proszę – powiedział sędzia, wskazując na Garretta.
Garrett niespiesznie przerzucił kilka stron w swoim notesie. Tym razem nie robił tego, by zaimponować ławie przysięgłych swoim opanowaniem i kompetencją. Zrobił to dla Donny, dawał jej chwilę, by złapała kilka oddechów i się opanowała. Gdy zobaczył, że jest gotowa, znalazł właściwą stronę w notesie i spojrzał na miejsce dla świadka.
– Pani Koppel – zaczął Garrett. – Czy może pani powiedzieć sądowi, jaka jest pani rola w departamencie policji McIntosh?
– Jestem funkcjonariuszką.
– Jak długo jest pani zatrudniona w tym departamencie?
– Osiemnaście lat.
– I przez cały ten czas była pani funkcjonariuszką?
– Tak.
– Czy w tej chwili pracuje pani jako funkcjonariuszka policji?
– Obecnie przebywam na urlopie.
– Dlaczego?
Donna przełknęła ślinę.
– Moje dzisiejsze zeznanie nie jest… popularne pośród policji w McIntosh.
– Nie jest popularne, ale nie będzie w żaden sposób nieszczere, zgadza się?
– Tak.
– Dlaczego uważa pani, że to zeznanie będzie niepopularne?
Donna zawahała się i zerknęła szybko w stronę galerii, gdzie znajdowali się jej współpracownicy.
– Bo nie zgadza się z przyjętą narracją.
– A jaka to narracja?
– Ta obowiązująca w Departamencie Policji McIntosh, dotycząca wydarzeń z nocy piętnastego stycznia, zarówno tego, co wydarzyło się w domu ofiar, jak i później na komisariacie.
– W porządku – powiedział Garrett. – Ale skoro nikt tutaj nie chce wygrać konkursu na popularność, a wszyscy pragniemy sprawiedliwości za błędy popełnione tamtej nocy, wierzę, że pani zeznanie jest istotne, mimo że pani współpracownicy go nie szanują. Zgodzi się pani ze mną?
– Sprzeciw – rzucił obrońca.
– Podtrzymany – odpowiedział sędzia.
Garrett kiwnął głową do sędziego i przeniósł wzrok na Donnę.
– Zanim zaczniemy, czy może pani powiedzieć sądowi, jak jesteśmy ze sobą związani?
– Jesteśmy małżeństwem.
Garrett opuścił swoje stanowisko i podszedł do miejsca dla świadka.
– Hej – powiedział, stając obok niej.
Donna się uśmiechnęła, a przysięgli zaśmiali się cicho.
– Cześć – odpowiedziała.
– Piętnastego stycznia tego roku pracowałaś na nocnej zmianie, zgadza się?
– Tak.
– Czy dostałaś tej nocy wezwanie?
– Tak. Byłam na standardowym patrolu, gdy poinformowano mnie o strzałach w jednym z domów.
– Co wtedy zrobiłaś?
– Natychmiast odpowiedziałam na wezwanie. Znajdowałam się kilka ulic dalej.
– Czy byłaś pierwszą funkcjonariuszką na miejscu?
– Tak.
– Funkcjonariuszko Koppel, czy możesz nam wszystko po kolei opowiedzieć? Od chwili, gdy przybyłaś na miejsce zbrodni. Co zrobiłaś i co zauważyłaś?
Donna wzięła głęboki oddech, a Garrett czuł jej zdenerwowanie. Bez względu na to, ile razy ćwiczyli to w domu, nie dało się odtworzyć stresu, jaki towarzyszy świadkowi siedzącemu w tym miejscu, kiedy mówi do zatłoczonej sali sądowej oraz dwunastu przysięgłych, którzy słuchają każdego słowa, w dodatku gdy wszystko jest nagrywane przez kamery telewizyjne.
No dalej, kochanie, Garrett zachęcił swoją żonę nieznacznym skinieniem głowy. Poradzisz sobie.McIntosh, Wirginia
15 stycznia 2013 roku
00:46
Donna zatrzymała radiowóz i skierowała światła w stronę frontu domu, oświetlając dwupoziomowy budynek w pogrążonej w ciemności okolicy. Odpowiadała na zgłoszenie strzałów na Montgomery Lane 421 i była pierwszą policjantką, która dotarła na miejsce. Ponieważ było bardzo późno, w środku nie paliły się światła, a poza odgłosami wydawanymi przez kilku kręcących się w pobliżu sąsiadów dookoła panowała cisza.
W stronę radiowozu ruszył mężczyzna, a Donna wysiadła zza kierownicy. Zatrzymała go, wyciągając rękę przed siebie, drugą położyła na pistolecie. Mężczyzna stanął w niewielkiej odległości i podniósł ręce.
– Mieszkam obok – powiedział. – To ja zadzwoniłem pod dziewięćset jedenaście.
Donna dzieliła uwagę między dom, stojącego przed nią mężczyznę i rosnący tłum sąsiadów, którzy powoli się dookoła niej zbierali.
– Co się stało? – zapytała.
– Oglądałem telewizję, gdy usłyszałem huk. Ściszyłem telewizor, a potem usłyszałem kolejny, więc otworzyłem drzwi i wyszedłem na ganek. Kilka sekund później znowu huknęło. Tylko że tym razem stałem na zewnątrz i rozpoznałem, że to strzał z broni. Shotguna, pewnie kaliber dwanaście. Jestem myśliwym, więc znam ten dźwięk.
Donna wskazała na dom oświetlony światłami samochodu.
– Jest pan pewien, że strzały dobiegły z tego domu?
– Jak cholera, proszę pani. Przepraszam za język.
– Strzelano w środku?
– Tak, proszę pani.
Nie odrywając wzroku od drzwi frontowych, Donna dotknęła przypiętego do ramienia radia.
– Tu funkcjonariuszka Koppel. Jestem na miejscu, gdzie zgłoszono strzały, Montgomery Lane czterysta dwadzieścia jeden.
– Proszę kontynuować.
– Świadek potwierdził strzały dobiegające z wnętrza domu. Proszę o wsparcie.
– Przyjąłem. Wsparcie dotrze za trzy minuty.
– Mam dużo broni, proszę pani – zaoferował pomocny sąsiad. – Jedno słowo, a dostanie pani potrzebne wsparcie.
– Proszę tu zostać – powiedziała i ruszyła w stronę domu. Jej cień stawał się coraz dłuższy, im bardziej oddalała się od samochodu, aż czarna sylwetka wspięła się na ganek i stała nad nią niczym widmo. Wyciągnęła zza pasa latarkę i zaświeciła w okno, ale zasłony blokowały widok. Kiedy dotarła do drzwi, zastukała w nie latarką.
– Policja! Proszę otworzyć.
Gdy nie doczekała się odpowiedzi, obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że obserwuje ją grupa sąsiadów. Na szczęście w oddali zobaczyła światła kolejnego radiowozu, co oznaczało, że dotarły posiłki. Minutę później stała na ganku w towarzystwie dwóch innych policjantów. Trzeci poszedł na tył, żeby sprawdzić, czy nikogo tam nie ma, a teraz słuchali jego głosu przez radio.
– Cisza. Żadnych świateł ani oznak życia.
Donna dotarła na miejsce pierwsza, dlatego to ona dowodziła. Sięgnęła w stronę drzwi. Ku jej zaskoczeniu te były otwarte i ustąpiły, kiedy tylko przekręciła gałkę. Spojrzała na towarzyszących jej funkcjonariuszy, którzy skinęli głowami. Wyciągnęli broń i weszli do środka.Rozdział 2
Sąd Rejonowy
26 września 2013 roku, czwartek
15:30
Garrett wrócił spokojnie na podium, a tam wsparł się o boki mównicy. Przyjrzał się swoim notatkom.
– W tej chwili, funkcjonariuszko Koppel, gdy weszłaś do domu, co czułaś? Co myślałaś?
Donna milczała przez chwilę.
– Denerwowałam się.
– Był tam świadek, który mieszkał tuż obok Quinlanów, i powiedział ci, że słyszał strzały dobiegające z wnętrza ich domu. Myślę, że w takiej sytuacji każdy odczuwałby zdenerwowanie. Ale co jeszcze czułaś ty i towarzyszący ci policjanci?
– Sprzeciw – powiedział Bill Bradley, główny obrońca w sprawie Alexandry Quinlan kontra stan Wirginia. – Funkcjonariuszka Koppel nie może odpowiadać na pytanie o to, co tamtej nocy czuli inni policjanci.
– Podtrzymany – odpowiedział sędzia.
– Poza zdenerwowaniem – kontynuował Garrett – co jeszcze czułaś?
– Mnóstwo adrenaliny.
– Czyli byłaś zdenerwowana i pełna adrenaliny. Twoim zdaniem pozostali mundurowi czuli to samo?
– Sprzeciw – powiedział Bill Bradley.
– Pytam funkcjonariuszkę Koppel o to, z jakim nastawieniem wchodziła do tego domu. To pytanie nie dotyczy jej współpracowników.
– Oddalony – powiedział sędzia. – Proszę kontynuować.
– Czyli byłaś zdenerwowana, przepełniona adrenaliną i czułaś, że towarzyszący ci funkcjonariusze mogą doświadczać tego samego?
– Tak.
– Czy przez te osiemnaście lat, które pracowałaś dla policji w McIntosh, odpowiedziałaś wcześniej na wezwanie do strzałów bądź aktywnej strzelaniny?
– Nie.
– Czy którykolwiek z towarzyszących ci policjantów odpowiedział kiedykolwiek na takie zgłoszenie?
– Nie.
– Czyli gdy wchodziłaś do tego domu, podejrzewając, że w środku może być strzelec, było to dla ciebie nowe doświadczenie?
– Tak.
– Poza treningami w twoim departamencie nie miałaś doświadczenia praktycznego?
– Nie.
– Funkcjonariuszko Koppel, czy to rozsądne powiedzieć, że w bardzo stresującej, niebezpiecznej i nowej sytuacji, jakiej nigdy wcześniej się nie doświadczyło, mogło dojść do zaniedbań i niewłaściwego zajęcia się sprawą?
Donna milczała przez chwilę, a potem ciężko przełknęła ślinę.
– Tak.
– Czy to możliwe, że pod wpływem nerwów i adrenaliny, jakie mogli odczuwać funkcjonariusze policji w sytuacji, w której nigdy się nie znajdowali, mogło dojść do niewłaściwej interpretacji zdarzeń w domu Quinlanów?
– Tak.
– Czy z posiadaną dzisiaj wiedzą postąpiłabyś tamtej nocy inaczej?
Donna miała łzy w oczach, gdy odpowiadała.
– Tak.
– Czy możesz opowiedzieć sądowi, co zastałaś na miejscu, gdy weszłaś do domu Quinlanów tamtej nocy, piętnastego stycznia?
Donna wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić, zamrugała, by przegonić łzy, i powiedziała wszystkim, co ona oraz towarzyszący jej funkcjonariusze zastali wtedy w środku.McIntosh, Wirginia
15 stycznia 2013 roku
00:54
– Halo?! – zawołała Donna, wchodząc do środka i trzymając pistolet przed sobą. – Policja! Czy ktoś jest w domu?
Dochodziła pierwsza w nocy, w domu panowała ciemność, a ostatnie, czego chciała, to zaskoczyć w środku posiadającego broń właściciela domu i dowiedzieć się, że to nieporozumienie. Razem ze swoimi współpracownikami od samego początku robiła dużo hałasu, by było ich słychać.
– Policja! – zawołała ponownie. – Czy ktoś jest w domu?
Odpowiedziała im niepokojąca cisza. Rozdzielili się, każde z nich włączyło latarki i ruszyli przez pomieszczenia na parterze. Nic nie było przewrócone, nie dostrzegli też śladów włamania.
Donna zapaliła światło w korytarzu. Górne piętro zabezpieczała barierka, można było stamtąd patrzeć na foyer. Powoli zaczęła wchodzić po schodach, broń miała wycelowaną przed siebie. Gdy była blisko pierwszego piętra, dostrzegała przez barierki drugi koniec korytarza. Jedne z drzwi były mocno uszkodzone i zwisały na zawiasie.
– Na górze! – krzyknęła do pozostałych funkcjonariuszy, którzy szybko wbiegli po schodach z wyciągniętą bronią, by do niej dołączyć. – Sypialnia na końcu korytarza. Drzwi wyglądają tak, jakby ktoś je wyważył – powiedziała, wciąż kucając przed samym szczytem schodów, przez co nadal nie widziała głównej sypialni. – Pójdę przodem. Osłaniajcie mnie.
Policjanci pokiwali głowami i wszyscy razem zaczęli się skradać, krok po kroku. Gdy dotarła na samą górę, zauważyła masakrę przed główną sypialnią. Na podłodze leżał chłopiec. Wokół niego rozlewała się kałuża krwi, a rana na środku klatki piersiowej wszystko jej powiedziała. Ten sąsiad rzeczywiście słyszał strzały.
– Cholera jasna – powiedziała Donna i sapnęła, gdy poczuła ucisk w piersi.
Funkcjonariusze szybko pokonali resztę schodów, przykucnęli gotowi do strzału i wycelowali broń w stronę otwartych drzwi prowadzących do głównej sypialni. Donna poczuła nagle, że strzelec wciąż może być w domu. Chwyciła za przyczepione do ramienia radio.
– Wzywam wsparcie i ratowników medycznych na Montgomery Lane czterysta dwadzieścia jeden. Mamy przynajmniej jedną ofiarę postrzału.
– Przyjąłem – odpowiedział skrzekliwy głos z radia. – Wsparcie w drodze. Wzywam ratowników i ambulans.
Donna wskazała w kierunku głównej sypialni. Starała się nie patrzeć na leżącego na podłodze chłopca, a zamiast tego skupiała się na drzwiach oraz na tym, co mogło znajdować się w tej sypialni. Gdy podeszła bliżej, usłyszała głos. Podniosła rękę, by funkcjonariusze się zatrzymali. Nasłuchiwała, aż miała pewność, że się nie myli – ktoś płakał. Płacz dobiegał z głównej sypialni. Podeszła bliżej, a szloch się nasilił. Brzmiał jak płacz dziecka.
Przywarła plecami do ściany i krzyknęła.
– Policja! Musisz podnieść ręce. Rozumiesz?
Płacz nie ustępował, a ona nie dostała żadnej odpowiedzi. Z adrenaliną krążącą w żyłach Donna rozluźniła palec, który trzymała na spuście, bo wiedziała, że nie potrzeba było wiele, by broń wypaliła. Przeszła nad martwym ciałem chłopca i weszła do sypialni. Kucnęła, gotowa do strzału, i wycelowała przed siebie. To, co zobaczyła, wprawiło ją w dezorientację. Na podłodze, oparta o ramę łóżka, siedziała nastolatka. Koszulę nocną miała czerwoną od krwi, a na jej kolanach znajdował się shotgun, kaliber dwanaście. Na materacu za dziewczyną leżały ciała dwóch dorosłych, cała pościel była pokryta krwią. Rozbryzg czerwieni widniał także na ścianie nad łóżkiem.
Donna starała się zrozumieć to, na co patrzyła. Te ciała. Dziewczyna.
Broń.
– Ręce do góry! – powiedziała dziewczynie, celując w podejrzaną. Nastolatka nie przestawała płakać, ale wypełniła polecenie i uniosła ręce.
Gdy Donna nie przestawała w nią celować, jeden z funkcjonariuszy wpadł do środka i zabrał shotguna z kolan dziewczyny. Drugi przycisnął ją twarzą do podłogi i skuł jej ręce za plecami. Trzeci z towarzyszących jej policjantów sprawdził sypialnię i potwierdził, że nikogo więcej tam nie ma.
Donna podeszła powoli do szlochającej dziewczyny i skinęła na trzymającego ją mężczyznę, sugerując, by dał jej trochę przestrzeni. Poza tym, że tu dowodziła, była jedyną kobietą, dlatego normalne wydawało się, że to ona będzie rozmawiać z dziewczyną. Pomogła jej usiąść i w tym czasie przyjrzała się dokładniej krwi, która pokrywała piżamę nastolatki.
– Moi rodzice nie żyją – powiedziała dziewczyna.
– Zastrzeliłaś ich?
– Mój brat też nie żyje.
– To ty ich zastrzeliłaś? – zapytała jeszcze raz Donna.
Dziewczyna popatrzyła na nią, otwierając szeroko oczy.
– Oni wszyscy nie żyją.
– Jak się nazywasz?
Płacz dziewczyny osłabł.
– Alexandra Quinlan.Rozdział 3
Sąd Rejonowy
26 września 2013 roku, czwartek
15:50
– Jakie było twoje pierwsze odczucie, gdy weszłaś do sypialni państwa Quinlanów? – zapytał Garrett, wciąż stojąc na podium.
– Zobaczyłam trzy ofiary i uzbrojoną podejrzaną.
– Jak opisałabyś atmosferę w pokoju?
– Była napięta. Wszyscy mieliśmy wyciągnięte pistolety, ja byłam mocno zdenerwowana. W pierwszej chwili pomyślałam, że Alexandra zastrzeliła rodziców i brata i że stanowiła zagrożenie dla siebie oraz mojego zespołu.
– Dlatego ją rozbroiliście?
– Tak. Postępowaliśmy zgodnie z protokołem rozbrojenia strzelca.
– A potem skuliście Alexandrę?
– Tak.
– Czy zgodzisz się, że te pierwsze chwile, gdy przeszłaś nad ciałem Raymonda Quinna, weszłaś do głównej sypialni, gdzie zobaczyłaś ciała Dennisa oraz Helen Quinnów, zakrwawioną pościel, krew rozbryźniętą na ścianie i nastolatkę, która siedziała na podłodze z shotgunem na kolanach, można uznać za dezorientujące?
– Tak.
– Funkcjonariusz Diaz – powiedział Garrett, przerzucając strony notesu – który pojawił się na miejscu zbrodni jako drugi, opisał ten widok jako „przerażający”. Czy zgodziłabyś się z tym określeniem?
– Tak, wszyscy bardzo się baliśmy.
– Sprzeciw – powiedział Bill Bradley. – Funkcjonariuszka Koppel nie może stwierdzać w swoim zeznaniu tego, jak czuli się jej współpracownicy.
– Podtrzymany.
– Wysoki Sądzie, rozumiem, że funkcjonariuszka Koppel nie może się wypowiadać za swoich współpracowników, ale oni już złożyli zeznania i zostało to odnotowane. Każdy z nich mówił o swoim zagubieniu, przerażeniu, smutku i poczuciu przytłoczenia tym, co zastali w domu Quinlanów. Ja tylko pytam funkcjonariuszkę Koppel, czy czuła to samo.
– Sprzeciw został podtrzymany, panie Lancaster – odpowiedział sędzia. – Proszę mówić dalej.
Garrett odczekał chwilę, po czym kiwnął głową i ponownie zwrócił się do Donny.
– Funkcjonariuszko Koppel, po wejściu do sypialni Quinlanów czułaś bardzo silne emocje. Czy odczuwałaś też dezorientację?
– Tak.
– Przerażenie i szok?
– Tak.
– Smutek?
– Tak.
– Czy miałaś poczucie, że to wszystko było przytłaczające?
W oczach Donny pojawiły się łzy.
– Tak.
– Skoro odczuwałaś to wszystko naraz, to czy istnieje taka możliwość, że na widok nastolatki siedzącej w nogach łóżka jej zabitych rodziców mogłaś źle zinterpretować to, co widziałaś?
– Tak. To oczywiste, że wszyscy tak zrobiliśmy.
– Przy tak rozchwianych emocjach założyłaś, że Alexandra Quinlan zamordowała swoją rodzinę. Prawda?
– Tak, tak założyłam.
– Czy podczas pobytu w domu Quinlanów choć raz założyłaś, że istnieje inne wyjaśnienie tego, co tam zastaliście?
– Nie, nie na miejscu zbrodni.
– Czy rozmawiałaś z którymkolwiek z towarzyszących ci oficerów o scenariuszach, które mogłyby wyjaśnić to, co zastaliście na miejscu?
Donna pokręciła głową.
– Nie podczas pobytu tam.
– Ale była taka chwila, funkcjonariuszko Koppel, gdy dotarło do ciebie, że źle zinterpretowaliście zdarzenia, do których doszło na miejscu zbrodni?
– Tak. Gdy wróciliśmy na komendę i obserwowałam przesłuchanie Alexandry. Wtedy zaczęłam podejrzewać, że źle na to wszystko spojrzeliśmy.
– Ile czasu minęło od chwili, gdy weszłaś na miejsce zbrodni i przeżyłaś wszystkie te przytłaczające emocje, aż do momentu, gdy zrozumiałaś, że coś jest nie tak? Kiedy dotarło do ciebie, że mogliście postąpić niewłaściwie?
– Mogły minąć jakieś dwie godziny.
Garrett sprawdził notatki.
– Odpowiedziałaś na wezwanie do domu Quinlanów czterdzieści sześć minut po północy. Dwanaście minut później poprosiłaś o wsparcie. Detektyw Alvarez zaczął przesłuchanie Alexandry Quinlan o trzeciej dwadzieścia rano. Czyli minęły niemal trzy godziny od chwili odpowiedzi na zgłoszenie do momentu, gdy obserwowałaś przesłuchanie Alexandry. Czy dobrze mówię?
– Tak.
– Czyli po wejściu do sypialni Quinlanów potrzebowałaś trzech godzin, żeby przetworzyć obrazy i emocje, których w swojej karierze doświadczyło niewielu funkcjonariuszy. Potrzebowałaś trzech godzin, by te przytłaczające emocje przestały cię kontrolować. Minęły trzy godziny, zanim zrozumiałaś i podeszłaś logicznie do dezorientujących wydarzeń, zanim zdrowy rozsądek wziął górę. Czy mam rację, jeśli chodzi o przekrój czasowy?
Donna przytaknęła i otarła łzy.
– Tak.
Garrett milczał przez chwilę dla lepszego efektu. Stał w ciszy na tyle długo, by ta wprawiła ławę przysięgłych w dyskomfort. By byli uważni i mocno skupieni.
– Funkcjonariuszko Koppel, gdy zapanowałaś nad emocjami, gdy zaczęłaś myśleć logicznie i rozsądnie, co zauważyłaś?
Donna odchrząknęła.
– Obserwowałam przesłuchanie Alexandry, które odbywało się w sali przesłuchań, i dotarło do mnie, że już nie była zszokowana, tak jak wtedy, gdy znaleźliśmy ją w sypialni. Właśnie wtedy zobaczyłam dziewczynę zagubioną i zdezorientowaną tym, o co była posądzana.
– Dostrzegłaś to po trzech godzinach. Tyle czasu potrzebowała Alexandra, by przetworzyć, co się wydarzyło. To właśnie wtedy w końcu zrozumiała, że posądzano ją o zamordowanie rodziny. A gdy to do niej dotarło, co się zmieniło w zachowaniu Alexandry?
– Już nie była w transie. Według mnie wyglądała, jakby wreszcie zrozumiała, że jest przesłuchiwana. Wyglądała, jakby była przerażona i zagubiona, jakby potrzebowała pomocy.
– Czyli siedemnastolatka, która jako jedyna przetrwała tamtą noc, gdy zamordowano jej rodzinę, potrzebowała pomocy od otaczających ją dorosłych. Czy tak właśnie myślałaś?
– Tak.
Garrett zszedł z podium i stanął przed ławą przysięgłych.
– To, że młoda dziewczyna w takiej sytuacji potrzebowała ochrony od dorosłych, wydawało się rozsądne, prawda?
– Sprzeciw. Pytanie sugerujące odpowiedź.
– Podtrzymany.
– Wydaje się, że pierwsze, co dorośli powinni zrobić, to chronić dziewczynę, która właśnie straciła matkę, ojca oraz brata. Ale zamiast pomóc Alexandrze Quinlan funkcjonariusze źle zinterpretowali miejsce zbrodni i wyciągnęli pochopne wnioski, zgadza się?
– Sprzeciw! Pytanie sugerujące odpowiedź.
– Podtrzymany.
– Zamiast otrzymać pomoc, Alexandra Quinlan musiała zmierzyć się z agresywnym detektywem podczas nielegalnego przesłuchania nieletniej o trzeciej trzydzieści rano, gdy posądzono ją o zamordowanie rodziny. Zamiast otrzymać pomoc, Alexandra Quinlan w nagrodę za przetrwanie dostała dwumiesięczny pobyt w ośrodku poprawczym dla nieletnich. Zamiast otrzymać pomoc, Alexandra Quinlan została wywleczona z domu w kajdankach, podczas gdy reporterzy nagrywali i emitowali każdą sekundę i pokazywali ją światu. Zamiast otrzymać pomoc, Alexandra Quinlan musiała mierzyć się z tygodniami, w czasie których w nagłówkach artykułów osądzano ją o zamordowanie rodziny… bo wszyscy wiemy, że krew przyciąga uwagę mediów. Wiemy też, że szybko się kogoś osądza, ale wycofanie się z tego zajmuje bardzo dużo czasu. Wszystko zakończyło się tym, że Alexandra Quinlan zmierzyła się z naznaczeniem i pomówieniami. Otrzymała nadane przez nadgorliwą reporterkę obrzydliwe przezwisko „Martwooka”, które bardzo chętnie podchwyciły później wszelkie media w Wirginii i w całym kraju. A wszystko to, bo nastolatka miała czelność wyglądać na zagubioną i zdezorientowaną tuż po tym, jak odnalazła swoją zamordowaną rodzinę. Wszystko, co spotkało Alexandrę Quinlan, było przeciwieństwem tego, co cywilizowane społeczeństwo, a także etyczny i bezstronny wymiar sprawiedliwości powinni jej zaoferować.
– Sprzeciw! – Bill Bradley zerwał się z miejsca, wściekły. – Wysoki Sądzie, pan Lancaster wygłasza przemowę końcową, choć powinien przesłuchiwać świadka.
– Panie Lancaster – powiedział sędzia – testuje pan moją cierpliwość. Czy ma pan jeszcze jakieś pytania do funkcjonariuszki Koppel?
– Tak. – Głos Garretta złagodniał, gdy przeniósł wzrok z ławy przysięgłych na Donnę. – Rodzina Alexandry została zamordowana w nocy piętnastego stycznia. Alexandra przetrwała. Funkcjonariuszko Koppel, czy zgadzasz się, że źle przeprowadzona akcja policji miasta McIntosh oraz działania podjęte w następujących tygodniach już do końca życia będą miały negatywny wpływ na życie Alexandry?
– Sprzeciw!
Garrett patrzył, jak Donna zaczyna płakać. Wykorzystanie roli swojej żony w tej sytuacji niemal go zniszczyło.
– Wycofuję pytanie, Wysoki Sądzie. Nie mam więcej pytań.
– Panie Bradley – powiedział sędzia – świadek należy do pana.
Bill Bradley zamknął tylko oczy i pokręcił głową na sędziego. Nie zamierzał porywać się na przesłuchanie krzyżowe. Nie, gdy było widać, jak rozemocjonowana jest ława przysięgłych.
– Funkcjonariuszko Koppel – powiedział sędzia – jest pani wolna.
Gdy Donna opuściła miejsce dla świadków i ruszyła środkiem sali, dookoła panowała cisza. Garrett dostrzegł, że tym razem nie nawiązała z nim kontaktu wzrokowego, a z galerii nie dochodziły żadne szepty.
– Panie Lancaster, ma pan jeszcze jakichś świadków? – zapytał sędzia.
– Tylko jednego, Wysoki Sądzie. Ostatniego. Alexandrę Quinlan.
Sędzia spojrzał na zegarek. Było po szesnastej.
– Biorąc pod uwagę późną godzinę i zgadując, że przesłuchanie Alexandry Quinlan z pewnością zajmie dużo czasu, wznowimy rozprawę jutro o dziewiątej rano.
Sędzia uderzył młotkiem. Ława przysięgłych opustoszała, a na galerii zrobiło się głośno od szeptów, gdy widzowie i reporterzy dyskutowali o tym, co widzieli podczas rozprawy. Obrońcy spakowali się i wyszli. Garrett zebrał notatki z podium i usiadł przy stole dla oskarżyciela. Wziął kilka głębokich oddechów, bo wiedział, że został mu już tylko jeden dzień, by wszystko naprawić.
Ciąg dalszy w wersji pełnej