- nowość
Marzenia z terminem ważności - ebook
Marzenia z terminem ważności - ebook
Czy zdarzyło się Wam kiedyś spełnić swoje największe marzenie? Fantastyczne uczucie, prawda? Ale co, jeśli zorientujecie się niespodziewanie, że to było zupełnie inne marzenie? Albo że nie to marzenie było dla Was najważniejsze?
Marzenia z terminem ważności to opowieść o pogoni za marzeniami. O ich spełnianiu, o odwadze i jej braku, a także, co się dzieje, gdy zapominamy o tym, co dla nas jest najważniejsze i zaczynamy spełniać cudze marzenia. A wszystko opowiedziane przez cztery niesamowite kobiety i czterech interesujących mężczyzn oraz jedną niezwykłą nastolatkę. Wzruszenie, śmiech, a przede wszystkim mnóstwo inspiracji – gwarantowane.
Bo to nie jest zwykła książka... To książka, która odmienia życie na lepsze!
"Świetna książka! Uwielbiam poznawać ludzi, a tu mogłam przyjrzeć się im z bliska i poznać ich najskrytsze myśli. To chyba było najciekawsze, że mogłam dowiedzieć się o niektórych bohaterach więcej niż wiedzą o nich ich bliscy, poznać ich motywacje, wątpliwości i wiedzieć, kiedy udają twardzieli, choć wcale nimi nie są. Nie mogłam przestać czytać, tak bardzo chciałam wiedzieć, co będzie dalej! Fantastyczna lektura z tzw. drugim dnem. Powinna być polecana przez psychologów i terapeutów jako alternatywa dla farmakologii.” Mila
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-851-8 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Apolonia
Aleks
Alicja
Tosia
Anna
Aleks
Anna
Alicja
Andrzej
Misiek
Apolonia
Jan
Tosia
Anna
Alicja
Aleks
Apolonia
Jan
Misiek
Andrzej
Anna
Alicja
Anna
Alicja
Apolonia
Aleks
Jan
Alicja
Anna
Apolonia
Alicja
Tosia
Misiek
Aleks
Anna
Alicja
Jan
Misiek
Aleks
Tosia
Alicja
Anna
Apolonia
Tosia
Alicja
Aleks
Misiek
Alicja
Jan
Tosia
Anna
Aleks
Apolonia
Alicja
Anna
Andrzej
Aleks
Apolonia
Jan
Misiek
Alicja
Aleks
Apolonia
Anna
Jan
Aleks
Tosia
Anna
Alicja
Aleks
Anna
Misiek
Apolonia
Aleks
Alicja
Jan
Apolonia
Anna
Tosia
Aleks
Andrzej
Alicja
Apolonia
Hania
Słowo od autoraApolonia
– Znowu – jęknęła Apolonia.
Wyjrzała przez okno i uśmiechnęła się do siebie. Odkąd pamiętała, lubiła budzić się wcześnie rano, by posłuchać miejskiej ciszy i sprawdzić pogodę na świecie. Naturalnie, na nią wpływu nie miała, ale przynajmniej wiedziała, na co powinna się przygotować. Dzisiaj akurat świeciło piękne słońce, lecz to nie jego widok wywołał jej westchnienie. Powodem była reklama, którą w nocy zawieszono na kamienicy naprzeciwko. Gigantycznych rozmiarów płachta, sięgająca od parteru po dach, zachęcała do zakupu markowych bokserek.
Apolonia przyjrzała się reklamie uważniej i doszła do wniosku, że jeśli ma ona kogoś do czegoś zachęcić, to raczej nie mężczyzn. U nich wzbudzi raczej zazdrość, ale kobiety, i owszem zainspiruje, lecz czy do kupowania męskich majtek? Zauważyła także, że przyrodzenie znajdujące się w środku reklamowanych slipów celuje dokładnie w okna jej mieszkania, z lekkim wskazaniem na sypialnię. Nie, nie poczuła się tym urażona, bardziej rozbawiona, a gdyby miała oceniać wymiar artystyczny całości, musiałaby przyznać, że zatrudnieni przez Calvina Kleina fachowcy znali się na rzeczy. Wiedzieli, jak skutecznie przyciągać uwagę i wpływać na ludzi.
Poza tym, Apolonia wystarczająco długo żyła na tym świecie, by umieć zaakceptować wszystko, co ludzkie i przestać się dziwić. Osiemdziesiąt pięć lat chyba wystarczy, by zdobyć doświadczenie oraz dwóch mężów. Oczywiście, dawno temu i nigdy równocześnie. Obecnie zaś była szczęśliwą posiadaczką narzeczonego.
A jej rozbawienie wynikało po prostu z faktu, że dobrze znała modela z reklamy, osobiście i od dnia jego narodzin. Był bowiem jej ukochanym, jedynym zresztą, wnukiem, który właśnie wrócił do domu.
– Dzień dobry, Apolonio, _I’m back_!
Usłyszała jego radosny głos z końca długiego korytarza, który łączył ich mieszkania. Formalnie całe piętro należało do niej, a Aleks był jedynie lokatorem, w praktyce jednak nie miało to żadnego znaczenia dla ich wzajemnych relacji. Dla niej najważniejsze było to, że Aleks był jedynym członkiem rodziny, który traktował ją normalnie. Jak człowieka, a nie jak zabytek klasy zero będący pod ochroną. Szczerze to doceniała i dlatego właśnie on, również jako jedyny z całej rodziny, dostąpił zaszczytu mówienia jej po imieniu. Ona z kolei znała jego sekrety, a przynajmniej te niektóre...
– Dzień dobry, Aleksie! – Odkrzyknęła głośno, gdyż chciała zostać usłyszana. – Zajrzyj tu do mnie na chwilę, proszę!
Apolonii się nie odmawiało, więc Aleks posłusznie zajrzał.
Wnuk był pilotem i w mundurze koloru chmurnego nieba wyglądał wyjątkowo apetycznie i pewnie na jego widok niejedna dama miałaby ochotę ściągnąć własne majtki przez głowę! Chociaż akurat dzisiaj nie prezentował się najlepiej. Nadal był przystojny, ale wyglądał na mocno przepracowanego i zmęczonego.
Długi lot, długa ciężka i przyjemna noc, albo wszystko razem, wydedukowała Apolonia. Nie o to jednak zamierzała zapytać wnuka...
– Aleksie – zaczęła poważnie, po czym zrobiła pauzę by teatralnym gestem wskazać widok za oknem. – Powiedz mi proszę, mój drogi, czy to wypada, żeby własna babka, ze swojego łóżka oglądała przyrodzenie własnego wnuka?!
Zaciekawiony Aleks spojrzał we wskazanym przez babkę kierunku.
– A to. – Skwitował reklamę niedbałym kiwnięciem głową. – Nieźle płacili. I całkiem nieźle wyszło, prawda, Apolonio?
– Prawda. Choć przyznam ci się, że dziś rano poczułam się nieco niezręcznie. – Uśmiechnęła się. – Nie jesteś już słodkim bobasem, drogi chłopcze, żeby dawać się fotografować nago...
Apolonia nie była do końca pewna, czy wnuk jej słucha, bo w ogóle na nią nie patrzył. Wpatrywał się za to z wyraźnym zachwytem w swój osobisty kawałek ciała, powiększony do rozmiarów kilku pięter.
– Fakt – przyznał, zmieniając wreszcie kierunek swojego spojrzenia. – Ale po pierwsze, nie byłem całkiem goły, a po drugie, i tak mnie kochasz, czyż nie? Miło było cię zobaczyć, Apolonio, ale teraz muszę się położyć. Całą noc leciałem i padam z nóg. Dosłownie i w przenośni.
Aleks skłonił się i szarmancko ucałował jej dłoń.
– Idź, idź – odprawiła go łaskawie. – A ja w spokoju wypiję swoją pierwszą kawę, zanim zjawi się Stefan.
Stefan był narzeczonym Apolonii i w związku z tym zjawiał się u niej codziennie. Może i był o -dzieścia lat młodszy, lecz jedynie według metryki, gdyż duchem i ciałem byli sobie równi. A może nawet ona była tą młodszą? W każdym razie tak się czuła, szczególnie że Stefan kochał się w niej do szaleństwa. Wytrwale znosił jej kwiaty, znosił także jej humory i robił to tak skutecznie, że kilka lat temu wreszcie się doczekał. Został jej oficjalnym narzeczonym, stając się przy tym pełnoprawnym członkiem rodziny. I to wpływowym, gdyż jedynie on oraz Aleks potrafili ją do czegokolwiek przekonać.
Z wyjątkiem jednej rzeczy, chociaż Stefan próbował wytrwale i nieustannie: do ożenku. Oświadczał się Apolonii regularnie, nawet kilka razy w roku, i za każdym razem dostawał kosza.
– Wdową już byłam, mój kochany, nadal zresztą jestem i to podwójną, i nie mam ochoty zostawać nią po raz trzeci – odpowiadała mu Apolonia, całując przy tym czule na pocieszenie.
Te wielokrotne oświadczyny wzruszały ją i bawiły jednocześnie. Oraz trzymały w zdrowiu i urodzie, dlaczego więc miałaby się pozbawić tej niewinnej przyjemności? Dla jednej krótkiej ceremonii zaślubin? Nie warto!
Apolonia bardzo lubiła swoje życie, z jego wszystkimi przyjemnościami, dużymi i małymi, jak na przykład pierwsza poranna filiżanka kawy. Zawsze czarnej i zawsze bez cukru, za to z kawałkiem gorzkiej czekolady. Druga, ta z cukrem, czekała na Stefana, który z idealnym wyczuciem czasu właśnie się zjawił. Jak zwykle ze świeżymi bułeczkami razowymi z ich ulubionej piekarni oraz z kwiatami. Też jak zwykle!
– Dzień dobry, najdroższa. – Ucałował narzeczoną i ucieszył się na widok czekającej na niego kawy. – Dziękuję za ka... – nie dokończył, bo zaniemówił.
Nie dotknął nawet filiżanki, tylko od razu podszedł do okna.
– A to co? Co to jest?! – Przewrócił oczami i oskarżycielsko wskazał palcem reklamę za oknem.
– Męskie majtki – odpowiedziała krótko Apolonia, nie przerywając delektowania się pierwszą kawą.
Stefan spojrzał na nią z niedowierzaniem, by znów przenieść wzrok na kawałek gigantycznego męskiego torsu, dopełnionego obcisłymi slipami, wypchanymi od środka inną częścią męskiego ciała.
– To akurat sam widzę, najdroższa – rzekł już nieco spokojniej, choć nadal bez przekonania. – Ale dlaczego takie wielkie? Kompleksów można się nabawić. A swoją drogą, ciekawe, kto w ogóle pozuje do takich zdjęć?
– Rzeczywiście, bardzo ciekawe – zgodziła się Apolonia i pogłaskała narzeczonego po policzku. – Ale nie martw się tym, kochanie, wiesz przecież, że ja wolę starsze modele. Konkretnie ten jeden – dodała patrząc mu w oczy.
Stefan odetchnął z ulgą. A że nieczęsto słyszał takie słowa z ust ukochanej, był gotów do końca życia patrzeć na umięśnione ohydztwo na oknem.
Apolonia znów go pogłaskała, a jemu przypomniało się niespodziewanie, że idąc na górę, wyjął ze skrzynki kopertę. Elegancką, sztywną i oryginalnie kwadratową, a przede wszystkim zaadresowaną do nich obojga. Wyglądało mu to na zaproszenie, lecz nie domyślał się, z jakiej okazji ani od kogo.
– Aha, najdroższa, byłbym zapomniał, dostaliśmy zaproszenie. W każdym razie sądzę, że to zaproszenie. Lub coś innego, oficjalnego.
– Zaproszenie? – Apolonia szczerze się zdziwiła, po czym dodała niewinnie – może nareszcie dostałeś Pokojową Nagrodę Nobla, Stefanie? Należy ci się, oj należy, kochanie, za te wszystkie lata ze mną...
– Bardzo śmieszne, Apolonio, ha, ha, ha. – Stefan nie dał się podpuścić i podał jej kopertę. – Bądź tak łaskawa i otwórz, zobaczmy, co to jest.
Apolonia była łaskawa. Wzięła kopertę, lecz nie rozerwała jej od razu i byle jak. Zrobiła to elegancko, specjalnym nożykiem do listów. _Noblesse oblige,_ choć musiała przyznać, że teraz i ona się zaciekawiła. Wyjęła ze środka elegancki kartonik, przeczytała uważnie, a gdy skończyła, pokręciła głową.
– Sam zobacz – powiedziała i podała zawartość koperty Stefanowi, który jednak nie zaczął czytać od razu.
On, w przeciwieństwie do Apolonii, potrzebował chwili na znalezienie okularów.
_– Antonina i Andrzej_ – zaczął – _serdecznie zapraszają na uroczysty obiad połączony ze spotkaniem rodzinnym. Uroczystość odbędzie się drugiego czerwca o godzinie trzynastej w Woli Dobrowolskiej, w naszym rodzinnym domu i ogrodzie. Drodzy Goście, przybywajcie w dobrych nastrojach i dowolnych strojach. Obecność obowiązkowa i mile widziana. Do zobaczenia_. – Stefan zdjął okulary i spojrzał pytająco na Apolonię. – Wiadomo ci coś o tym, najdroższa? Cóż to za szczególna okazja? Czyżby rocznica?
Apolonia zastanawiała się przez chwilę, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. Tosia była co prawda jej jedyną córką, ale nie zwierzała się matce zbyt często. A teraz najwyraźniej szykowała jakąś niespodziankę! Cóż, dowiedzą się w swoim czasie, więc nie ma więc sensu gdybać o co komuś może chodzić.
– Nie mam pojęcia, Stefanie. – Wzruszyła ramionami. – Pojedziemy do Tosi i Andrzeja w czerwcu i wszystkiego się dowiemy. Kawy?
Stefan nie odpowiedział. Wyglądał na zamyślonego, jakby miał w związku z zaproszeniem na rodzinny obiad własne przemyślenia. I oczekiwania.
– Skoro będzie obiad, to może Tosia poda swoje słynne naleśniki – rozmarzył się. – Wyznam ci, najdroższa, że odkąd ich spróbowałem, nie mogę przestać o nich myśleć.
Apolonii trudno było przyznać, nawet przed samą sobą, że zachwyt Stefana, a szczególnie rozmarzenie w jego głosie, nie sprawiły jej przyjemności. Oczywiście znała powiedzenie, że przez żołądek do serca, ale sama nie przepadała za gotowaniem. Narzeczony musiał więc być szczęśliwy, jeśli w ogóle coś podała. Zjadał wszystko, a najważniejsze, że potrafił okazać zachwyt, a nawet wdzięczność, za szklankę wody. No cóż, jeśli Stefanowi marzą się słynne Tosine naleśniki, musi na nie poczekać. Cierpliwie i do czerwca.
– Kawy? – spytała jeszcze raz. – Ja ci, kochany Stefanie, naleśników nie usmażę, ale kawę zawsze robię znakomitą.Aleks
Dżizas_,_ ale jestem zmęczony, rozmyślał Aleks.
Dwie doby bez snu i był już tak wyczerpany, że nie mógł zasnąć. Mógł tylko leżeć, ewentualnie przewracać się z boku na bok. Ostatni lot był wyjątkowo trudny i długi, a po nim nastąpił równie długi seks. To pierwsze, jak zawsze satysfakcjonujące, a to drugie... po prostu interesujące. Następnego razu na pewno nie będzie, postanowił i odetchnął z ulgą, że tak szybko udało mu się podjąć decyzję. Nadal jednak nie mógł zasnąć, a prochów na sen brać nie chciał. Nie lubił, a poza tym za trzydzieści dwie godziny czekał go kolejny lot. Nieco krótszy, bo tylko do Szczecina i z powrotem, ale za to z Golonką.
Aleks był wybredny i stałych klientów miał tylko dwóch, a raczej dwoje. Do ubiegłego miesiąca był jeszcze trzeci pracodawca, ale ten właśnie sprzedał swojego starego dwusilnikowca i zastąpił go nowym śmigłowcem. Powód był bardzo praktyczny: chłop nareszcie mógł się przebrać. Wcześniej w swoim małym dwusilnikowym samolociku było mu tak ciasno, że w drodze na spotkanie nie był w stanie zmienić skarpetek. Aleks śmigłowców nie obsługiwał, więc się rozstali. Za klientem szczególnie nie rozpaczał, a nawet cieszył się, że, nareszcie będzie miał więcej czasu dla siebie, a za modeling płacili mu o wiele więcej niż za latanie... Zresztą jego pozostali zleceniodawcy byli wystarczająco marudni. Na szczęście on wiedział, jak z nimi postępować. Tam, w górze, gdy pilotował ich samoloty, to oni byli zależni od niego. A że klient płci męskiej, wdzięcznie nazywany Golonką, lubił czasem nadużyć, dodatkowym obowiązkiem Aleksa była pomoc w utrzymaniu pracodawcy w stanie trzeźwości. Przynajmniej w drodze na spotkanie, bo w drodze powrotnej szef mógł już sobie swobodnie pofolgować. Taki mieli układ. Golonka naprawdę nazywał się Nowacki, ale że dorobił się na mięsie, przezwisko tak do niego przylgnęło, że nikt nie nazywał go inaczej. Zresztą facet był w porządku. W ogóle Aleks uważnie dobierał sobie pracodawców i drugą klientkę, Ewę, również lubił. To właśnie z nią łączyły go od czasu do czasu stosunki o zgoła, _nomen omen_, innym niż służbowy charakterze. Z których to stosunków właśnie postanowił zrezygnować i z powodu których był dzisiaj taki zmęczony.
Jeszcze tylko lot do Szczecina i jadę do domu, postanowił, wciąż próbując zasnąć. Dom, to było miejsce, do którego lubił uciekać. Od pracy, od kobiet, generalnie od ludzi i od świata. Jego kryjówka znajdowała się nieco na odludziu, za wsią, w której mieszkali jego rodzice. Aleks bywał tam rzadko i może dlatego tak bardzo lubił to miejsce. Poza tym były to jego rodzinne włości, które dawno temu należały do przodków Apolonii, z domu Dobrowolskiej, czuł się więc jak prawdziwy właściciel ziemski. Miał nawet pola uprawne, ale wydzierżawił je sąsiadowi. Jemu wystarczał kawałek ogrodu, a konkretnie dwa drzewa potrzebne do rozwieszenia hamaka.
Pobujam się, posłucham śpiewu ptaków, a mama usmaży mi naleśniki. Aleks zwizualizował sobie ten wypoczynek tak realnie, że prawie udało mu się zasnąć. Niestety nie zdążył, gdyż nagle wyjątkowo natrętnie zabuczał smartfon. Dzwoniła starsza siostra, a to oznaczało, że trzeba odebrać.
– Cześć, wujek – usłyszał. – Tu Grześ i Leon. Mama kazała mi do ciebie zadzwonić i powiedzieć, że dzisiaj idziesz z nami do kina.
Aleks, choć prawie spał, od razu przypomniał sobie o umówionym spotkaniu z siostrzeńcami. Uwielbiał filmy dla dzieci! Mógł sobie na nich bezkarnie popłakać i nikt o tym nie wiedział, bo po prostu tego nie widział.
– Cześć, Grześ, pamiętam – zaimprowizował na poczekaniu. – A na co idziemy?
– Jeszcze nie wiem. Razem wybierzemy film, chcesz, wujek?
Propozycja siostrzeńca szczerze rozczuliła Aleksa. Grześ był jego ulubieńcem i chociaż miał dopiero trzy lata, a konkretnie trzy i pół, doskonale wiedział, co, kiedy, a przede wszystkim jak powiedzieć. Dla odmiany jego starszy brat Leon miał lat sześć i w ogóle nie mówił. Słyszał, rozumiał i... milczał, chociaż gdy coś mu się nie podobało, potrafił głośno płakać, a nawet wrzeszczeć. Jego rodzice, czyli Alicja i jej nadęty mąż, prezes Jan, zrobili dzieciakowi dwa miliony badań i testów. Najróżniejsi specjaliści światowej sławy stawiali najdziwniejsze diagnozy i zalecali jeszcze dziwniejsze kuracje. Wszystko na nic, Leon milczał. Pewnie więc dla równowagi jego młodszy brat bardzo wcześnie zaczął mówić i od tamtej pory buzia mu się nie zamykała.
– Chcę – odrzekł poważnie Aleks. – A co mamy do wyboru?
– No... no nie wiem... Poczekaj, zapytam mamę. – W słuchawce rozległ się hurgot i inne odgłosy. A potem cisza, która zresztą nie trwała zbyt długo. – Mama mówi, że nie mamy wyboru i idziemy na _Przyjaciel pies_. Cieszysz się, wujek?
– Cieszę – zapewnił Aleks z największym entuzjazmem, jaki mógł z siebie wykrzesać.
Zaczął znowu przysypiać, gdy Grześ westchnął głośno do słuchawki.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.