Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Masz nową parę! - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 listopada 2021
Ebook
18,45 zł
Audiobook
19,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Masz nową parę! - ebook

Olga ma 41 lat, właśnie się rozwiodła i szuka miłości na portalu randkowym. Kogo znajduje?

Znudzony żonkoś 30: U ciebie czy w hotelu? Ale płacimy po puł.

Bolo 19: Uwielbiam ostre mamuśki. Chcem być twoim uległym. Zrub ze mnie swojego psa, będe ci lizał buty.

Darek 44: Mogę tylko w ciągu dnia, najchętniej u ciebie. Jak nie pasuje to nara!

Cóż, nikt nie obiecywał, że to będzie proste. Ważne, żeby nie było niemożliwe. Chcesz spróbować randek w sieci? Najpierw przeczytaj tę książkę.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8218-111-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED BURZĄ

PRZED BURZĄ

Musia­łam osza­leć, skoro tuż po swo­ich czter­dzie­stych pierw­szych uro­dzi­nach posta­no­wi­łam zro­bić życiową rewo­lu­cję. Moja świę­tej pamięci bab­cia Łucja padłaby tru­pem po raz drugi, a na pewno, czy­niąc ręką znak krzyża, powie­dzia­łaby „Kto to widział w tym wieku się roz­wo­dzić?! I to bez powodu! Olga, opa­mię­taj się, dzie­wu­cho!”. No bo skoro nie pije, nie bije i nie zdra­dza, to prze­cież żad­nego powodu być nie może. W dodatku kocha, jest dobrym mężem i ojcem, opie­kuje się rodziną oraz domem, pra­cuje, zara­bia, a nawet opusz­cza po sobie deskę sede­sową. Poza tym jest tro­skliwy i nie ma naj­mniej­szych pro­ble­mów z oka­zy­wa­niem uczuć. Tak, Kuba dla wielu kobiet byłby cho­dzą­cym ide­ałem i te kobiety bez wąt­pie­nia mia­łyby rację. Zresztą przez nie­mal cały czas trwa­nia naszego mał­żeń­stwa czu­łam się szczę­śliwa i kochana. Sama też kocha­łam.

No to może seks był do bani? Nie, seks też był pierw­szo­rzędny. Żadne tam dzie­sięć minut po misjo­nar­sku i dobra­noc. Choć zna­li­śmy mapę naszych stref ero­gen­nych na pamięć, ni­gdy nie cho­dzi­li­śmy na skróty. Umie­li­śmy godzi­nami cie­szyć się bli­sko­ścią i lubi­li­śmy eks­pe­ry­men­to­wać w łóżku. Dzie­le­nie się swo­imi sek­su­al­nymi fan­ta­zjami? Bez wstydu i bez pro­blemu. Speł­nia­nie ich? Jak naj­bar­dziej. „Może dziś zoba­czymy jakiś film porno? Z roz­ko­szą. Co powiesz na zakupy w sex sho­pie? Też o nich myśla­łam”. Cał­ko­wite zaufa­nie, brak skrę­po­wa­nia, a przy tym naprawdę dużo cho­ler­nie dobrej zabawy.

Tyle że nagle, któ­re­goś dnia, może oka­zać się, że wszystko co masz w uda­nym dotąd mał­żeń­stwie, prze­staje cie­szyć i prze­staje mieć zna­cze­nie. Nie wiesz, dla­czego. Nic się nie wyda­rzyło, nie poja­wił się nikt trzeci, ale już nie chcesz tego życia, które jesz­cze wczo­raj dawało ci szczę­ście. Wła­śnie to mnie spo­tkało. Poło­ży­łam się spać jako dobra i zado­wo­lona żona, a obu­dzi­łam się jako żona zepsuta i nie­szczę­śliwa.

Zaczęło się jakieś trzy lata temu. Kiedy wra­ca­łam z pracy, zoba­czy­łam przed domem auto Kuby. Pamię­tam bar­dzo dobrze, że pomy­śla­łam wtedy „O nie, już jest w domu…”. Ta myśl mnie zanie­po­ko­iła, bo do tej pory, przez kil­ka­na­ście lat, w takiej sytu­acji cie­szy­łam się, że zaraz go zoba­czę. Jak to się stało, że zaist­niała ta niby sub­telna, a jed­nak bar­dzo zna­cząca róż­nica? Przy­szła tak nie­zau­wa­żal­nie, tak pod­stęp­nie. Coś w tej naszej usy­pia­jąco dobrej i zwy­czaj­nej codzien­no­ści poszło nie tak, coś istot­nego musiało się ulot­nić, nie­po­strze­że­nie znik­nąć. Coś zanie­dba­li­śmy.

Posta­no­wi­łam powstrzy­mać pro­ces prze­ista­cza­nia się szczę­śli­wego mał­żeń­stwa w wypeł­nia­jącą codzienne obo­wiązki pod­sta­wową komórkę spo­łeczną. Małej i nud­nej sta­bi­li­za­cji powie­dzia­łam sta­now­cze „nie!”. Wie­dzia­łam, że muszę zacząć od sie­bie. Uzna­łam, że nie mogę sie­dzieć jak księż­niczka na tro­nie i cze­kać, aż mój mąż kró­le­wicz zbawi mnie i zabawi. Powin­nam dzia­łać, wpu­ścić w rutynę nieco świe­żego powie­trza, może nawet odro­binę sza­leń­stwa. Moja przy­ja­ciółka Zuza jest zawo­dową tan­cerką. Zapi­sa­łam nas do niej na indy­wi­du­alne lek­cje tańca.

Już następ­nego dnia poszli­śmy na salsę. Ja uro­dzi­łam się na par­kie­cie i mogła­bym z niego nie scho­dzić, za to Kuba mimo poczu­cia rytmu ma ogromne kło­poty z koor­dy­na­cją ruchową. W parze szło nam jak po gru­dzie. Moja kochana Zuza robiła wszystko, żeby­śmy w tańcu poczuli ogień namięt­no­ści, ale we mnie pło­nął jedy­nie ogień zło­ści i fru­stra­cji. To było wredne, ale nad emo­cjami i odru­chami trudno mieć pełną kon­trolę. Osta­tecz­nie po kil­ku­na­stu lek­cjach, lub raczej par­kie­to­wych wal­kach, pod­da­li­śmy się.

W walce o rato­wa­nie mał­żeń­stwa nie pod­da­łam się jed­nak tak szybko. Były wspólne narty, podróże, wypady za mia­sto, masaże dla dwojga, bie­ga­nie, mor­so­wa­nie i Bóg wie, co jesz­cze. Tyle że coraz bole­śniej docie­rało do mnie, że jeśli w ser­du­chu jest już popiół, to nie da się zre­ani­mo­wać trupa… Pocho­dzące z zewnątrz atrak­cje sta­no­wiły jedy­nie gadżety, a nie coś, co mogłoby do głębi nas poru­szyć, połą­czyć i na nowo zachwy­cić sobą nawza­jem. Sta­ra­łam się z tym pogo­dzić. Pomy­śla­łam, że „bez tej miło­ści można żyć, mieć serce suche jak orze­szek”. Szybko oka­zało się, że z gorzką rezy­gna­cją żyć się jed­nak nie da. Nie da się żyć bez zako­cha­nia, bez odda­nia, bez podziwu. Kuba zaczął mnie draż­nić. Iry­to­wało mnie nie­mal wszystko. Co mówi, jak mówi, jak cho­dzi, jak siada i jak je. Okrutne, nie­spra­wie­dliwe, ale sil­niej­sze ode mnie. Cią­gle obecne i roz­wi­ja­jące się we mnie nega­tywne nasta­wie­nie do męża spra­wiało, że sta­wa­łam się nie­do­bra, chmurna i sfo­cho­wana.

Kuba od zawsze miał w sobie pewną nie­zdar­ność oraz wyjąt­kową łatwość popeł­nia­nia _faux pas_. Uwiel­bia­łam to kie­dyś. Roz­bra­jał mnie gafami, które popeł­niał. Czę­sto pła­ka­łam ze śmie­chu. Pamię­tam jak kie­dyś po pracy umó­wi­li­śmy się na Saskiej Kępie i każde z nas doje­chało tam wła­snym samo­cho­dem. Udało nam się zna­leźć miej­sca par­kin­gowe w pew­nej odle­gło­ści od sie­bie. Gdy szli­śmy w swoją stronę, Kuba uśmie­chał się pro­mien­nie, a chwilę póź­niej przy­wi­tał mnie sło­wami „Myszko, jak ty dziś pięk­nie wyglą­dasz, zwłasz­cza z daleka!”. No cudne to było po pro­stu! Uwiel­bia­łam te jego nie­tu­zin­kowe kom­ple­menty. Ale to było daw­niej. Teraz każde prze­ję­zy­cze­nie, nie­ści­słość, nie­zręcz­ność Kuby dopro­wa­dzały mnie do bia­łej gorączki. Nie­na­wi­dzi­łam sie­bie za to, ale prawda wyglą­dała tak, że zaczę­łam się dusić w tym mał­żeń­stwie. Gdyby na moim ramie­niu znaj­do­wał się guzik z napi­sem „kochaj męża”, naci­ska­ła­bym go bez prze­rwy, ale to tak nie­stety nie działa.

Z cza­sem życie ze sobą, a tak naprawdę obok sie­bie, stało się dla mnie nie do znie­sie­nia. Zaczę­łam marzyć o odzy­ska­niu wol­no­ści, śniło mi się nawet, że miesz­kam sama. Nasza córka Lena osią­gnęła peł­no­let­ność i wła­śnie zaczęła stu­dia w Wiel­kiej Bry­ta­nii, ale i tak myśla­łam, że nie mogę jej tego zro­bić, nie mogę roz­bić bańki rodziny ide­al­nej. Mio­ta­łam się mię­dzy pra­gnie­niem odzy­ska­nia wol­no­ści i sie­bie, a wewnętrz­nym naka­zem wypeł­nia­nia roli dobrej żony i matki.

Aż któ­re­goś nie­dziel­nego przed­po­łu­dnia po pro­stu się stało. Chcia­łam popro­sić Kubę o kawę, ale zamiast tego powie­dzia­łam:

– Kubuś, nie dam dłu­żej rady. Prze­ży­li­śmy razem wiele szczę­śli­wych lat, ale to się skoń­czyło. Coś się we mnie wypa­liło. Już cię nie kocham i odcho­dzę.

Oczy­wi­ście, że to był grom z jasnego nieba. Oczy­wi­ście, że skrzyw­dzi­łam Kubę i to bar­dzo. Miał prawo nie rozu­mieć, dla­czego roz­pada się zgodne mał­żeń­stwo, które wła­ści­wie nie umiało się nawet porząd­nie pokłó­cić. Zapy­tał czy jest ktoś inny, ale nikogo innego nie było, naprawdę nie było. Chyba uwie­rzył.

Potem już zeszła cała lawina kon­se­kwen­cji. Nasza Lena przy­jęła to ze smut­kiem, ale – o dziwo - także ze zro­zu­mie­niem.

– Życie! – powie­działa – Macie prawo wal­czyć o to, żeby je prze­żyć jak naj­le­piej. Jeśli nie potra­fi­cie razem, trudno, pró­buj­cie osobno. Kiedy ona tak wydo­ro­ślała? Wycho­wa­li­śmy naprawdę wspa­niałą dziew­czynę.

To ja się wypro­wa­dzi­łam, bo to ja roz­wa­li­łam nasze mał­żeń­stwo. Wyna­ję­łam coś na mie­ście i zaczę­łam zała­twiać kre­dyt na kupno swo­jego miesz­ka­nia. Roz­wód był w toku.

Tak roz­po­czę­łam życie sin­gielki.NOWA JA

NOWA JA

Nie mia­łam ochoty od razu wpa­dać w męskie ramiona, nie byłam na to gotowa. Chcia­łam naj­pierw nauczyć się nowej sie­bie, obej­rzeć nową Olgę w jej samot­ni­czym życiu. Moja kochana Zuza, która jest nie tylko tan­cerką, ale i tre­nerką men­talną, uprze­dziła mnie, że przej­ście przez zmianę, nawet tę ku dobremu, bywa bole­sne. I rze­czy­wi­ście było. Po kilku pierw­szych eufo­rycz­nych dniach, peł­nych imprez i strze­la­ją­cych szam­pa­nów, nastało zwy­kłe życie z powro­tami po pracy do pustego domu i z samot­nymi wie­czo­rami. Bra­ko­wało mi zwy­kłych rze­czy, krzą­ta­nia się po swo­jej kuchni, gła­ska­nia kota, który został u Kuby, wspól­nego oglą­da­nia fil­mów. Ta nowa prze­strzeń była taka obca, taka nie moja. Tłu­ma­czy­łam sobie, że to nor­malne, że to osa­dze­nie w nowej rze­czywistości musi tro­chę potrwać. Prze­cież nikt nie roz­łoży przede mną czer­wo­nego dywanu i nie wrę­czy paczki z napi­sem „Nowe Szczę­śliwe Życie”. Ale racjo­nalne podej­ście jakoś nie poma­gało. Sta­wa­łam się coraz smut­niej­sza, coraz bar­dziej roz­cza­ro­wana.

Tym­cza­sem Kuba, mój Kuba, już po trzech mie­sią­cach zna­la­zła sobie kobietę. W dodatku bar­dzo do mnie podobną, tyle że młod­szą o jakieś dwa­na­ście lat. Jak on śmiał?! Zdrajca! Prze­cież zawsze mówił, że jestem miło­ścią jego życia, że nie mógłby być z inną, choćby nawet nosiła tytuł miss świata! Więc ja tak długo nie odcho­dzi­łam od niego, bo bałam się, że sko­czy z mostu albo co naj­mniej wpad­nie w nie­koń­czącą się depre­sję, a on zna­lazł sobie atrak­cyjną, młodą dupę! I to po trzech mie­sią­cach. Czyli żałoba po moim odej­ściu trwała tylko pie­przone trzy mie­siące?! Co za strasz­liwe upo­ko­rze­nie!

Zuza posta­no­wiła pier­dol­nąć mnie patel­nią w łeb i przy­wo­łać do porządku.

– A czego ty się, gwiazdo, spo­dzie­wa­łaś? Miał tonąć we łzach i wić się u twych stóp, bła­ga­jąc o jesz­cze jedną szansę? I to pew­nie przez dłu­gie lata, naj­le­piej do końca życia! Oczy­wi­ście ty mia­ła­byś go cen­tral­nie w dupie. Ważne, żeby leżał w two­jej zamra­żarce do usra­nej śmierci. Tylko po to, byś miała go pod ręką, w razie gdyby ci się nie udało. Jako wariant awa­ryjny!

– Ale…

– Żadne „ale”! Cho­lerna ego­istka z cie­bie, pies ogrod­nika. Sama nie weź­miesz, ale innej też nie dasz. I bar­dzo dobrze, że się chło­pak tak szybko ogar­nął. Po tym, co mu zafun­do­wa­łaś, zasłu­guje na tro­chę szczę­ścia i na zako­chaną kobietę. Wstydź się, Olga! Zamiast zazdro­ścić mu szczę­ścia, rozej­rzyj się za wła­snym.

I za to Zuzę kocham. Ni­gdy nie pogłasz­cze mnie po gło­wie, gdy postę­puję źle. Taką wła­śnie, cza­sem szorstką szcze­rość w przy­jaźni nie­zmier­nie sobie cenię. Pew­nie, że przez chwilę byłam na nią wście­kła, ale zaraz potem musia­łam przy­znać, że ma abso­lutną rację. Poza tym bar­dzo dobrze mi zro­bił kubeł zim­nej wody. Jesz­cze tego samego dnia wie­czo­rem zdo­by­łam się na napi­sa­nie wia­do­mo­ści do Kuby.

Ja: Kubuś, bar­dzo się cie­szę, że w Twoim życiu poja­wiła się piękna dziew­czyna, szczę­ściara z niej. Mocno trzy­mam za Was kciuki!

Kuba: Ale miło, że napi­sa­łaś, bar­dzo Ci dzię­kuję! Zosia Cię pozdra­wia, jest Ci wdzięczna, że zwró­ci­łaś mnie światu . Mam nadzieję, że Ty też wkrótce znaj­dziesz wspa­nia­łego faceta. Zasłu­gu­jesz na naj­lep­szego. A póki co pamię­taj, że jeśli obe­rwie ci się w miesz­ka­niu jakaś półeczka czy zepsuje kran, to ja chęt­nie się tym zajmę!

Naprawdę zaje­bi­sty z niego facet. Skoro ja, głu­pia, nie potra­fi­łam tego doce­nić, niech inna się nacie­szy. Poczu­łam ulgę, a nawet coś na kształt rado­ści, że tak miło mię­dzy nami się uło­żyło.

Powoli prze­sta­wa­łam smę­cić. Sta­ra­łam się wypeł­niać po brzegi dzień po dniu. Zapra­sza­łam do sie­bie przy­ja­ciół i z lubo­ścią gości­łam ich upich­co­nymi przez sie­bie potra­wami. Sama też czę­sto wycho­dzi­łam z domu, do zna­jo­mych, na siłow­nię, na spa­cer, do kina. Przez kilka mie­sięcy zoba­czy­łam wię­cej fil­mów w kinie i spek­ta­kli w teatrze niż przez ostat­nich dzie­sięć lat. Powoli moje emo­cje się wyre­gu­lo­wały i zaczę­łam lubić swoje nowe życie.

Kiedy to nowe życie zostało przy­pie­czę­to­wane orze­czo­nym roz­wo­dem, doko­nało się. Wra­ca­łam na rynek!CHŁO­PAKI, NAD­CHO­DZĘ!

CHŁO­PAKI, NAD­CHO­DZĘ!

Bez żad­nych wyrzu­tów sumie­nia i zupeł­nie na legalu zaczę­łam roz­glą­dać się za poten­cjal­nym kan­dy­da­tem na part­nera. Na pewno nie za mężem, bo do tej wody nie zamie­rza­łam wcho­dzić. Miesz­kać z kimś też nie chcia­łam. Nie po to odzy­ska­łam wol­ność, żeby znów prać czy­jeś skar­pety, cho­dzić na nie­chciane kom­pro­misy i każ­dego dnia cze­kać w kolejce do łazienki. Ale silne ramię tuż obok? Czemu nie. Niech­by poja­wił się przy mnie facet, który w sekundę będzie umiał mnie roz­śmie­szyć. Chcia­ła­bym łazić z nim po górach i leżeć pod kocem, kochać się bez opa­mię­ta­nia i jeść kola­cję ze śnia­da­niem. Niech ma swoje życie, swoje pasje i przy­ja­ciół, byle nie żonę. Niech będzie sin­glem tak jak ja. Każda nasza randka niech będzie świę­tem. Cza­sem spo­tkamy się u mnie, cza­sem u niego, cza­sem wyje­dziemy za mia­sto lub spon­ta­nicz­nie wsią­dziemy do samo­lotu i pole­cimy na sza­lony week­end gdzie­kol­wiek. Zama­rzyło mi się doj­rzałe, ale i rado­sne part­ner­stwo. Bez ciśnie­nia, zabor­czo­ści, ogra­ni­czeń, z zaufa­niem i uważ­no­ścią na sie­bie nawza­jem. I tak bar­dzo bym chciała znowu poczuć motyle w brzu­chu!

Hmmm… Tylko jak zna­leźć ide­al­nego kan­dy­data? W pracy cią­gle te same twa­rze, spo­tka­nia towa­rzy­skie też mniej wię­cej w tym samym gro­nie. W kra­jach połu­dnio­wej Europy można liczyć na miłą i fine­zyjną zaczepkę zauro­czo­nego nie­zna­jo­mego, ale w naszej sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej męż­czyźni nie zacze­piają w ten spo­sób kobiet. Może cza­sem jakiś pod­pity gość krzyk­nie „Hej, lalka!”, ale nie takiego męż­czy­zny szu­ka­łam. Cóż, trzeba wyjść do świata, dać się poznać, wysłać sygnał, że chęt­nie poznam inte­re­su­ją­cego faceta. Zro­bi­łam naradę z przy­ja­ciół­kami i padło na Tin­dera. Podobno naj­bar­dziej popu­larny por­tal rand­kowy, w któ­rym face­tów jest tylu co butów w CCC. Oby z ich jako­ścią nie bywało podob­nie jak z tymi butami…

– Musisz przy­go­to­wać się na to, że połowa z nich to zjeby i zbo­czeńcy. Ale jak uzbro­isz się w cier­pli­wość, to za czter­dzie­stym podej­ściem tra­fisz na sen­sow­nego gościa. Może.

Monia, która w rand­ko­wa­niu w sieci ma spore doświad­cze­nie, spraw­dzała wiele róż­nych por­tali tego typu. Zako­chi­wała się wiele razy i czę­sto sły­sza­łam, że teraz to już na pewno, a nawet na sto pro­cent ten wła­ściwy. Nie­stety, ni­gdy się nie spraw­dziło. Trudno się zatem dzi­wić, że jest nieco scep­tyczna, choć na­dal zde­ter­mi­no­wana i rand­ku­jąca. Boję się tylko, że wciąż będzie przy­cią­gać typów spod ciem­nej gwiazdy. Uwiel­bia epa­to­wać swoim nie­za­prze­czal­nym sek­sa­pi­lem. W krót­kich spód­nicz­kach eks­po­nuje zgrabne nogi, a w obci­słych blu­zecz­kach duży, ponętny biust. Poza tym jest otwarta jak sto­doła, bez skrę­po­wa­nia mówi o sek­sie i uwiel­bia prze­kli­nać (choć w jej ustach prze­kleń­stwa brzmią uro­czo). Przy­ciąga przez to face­tów pro­stych jak kon­struk­cja cepa, któ­rzy myślą, że Monia wysyła im sygnał „weź mnie teraz!”. Tak naprawdę to dusza czło­wiek z wiel­kim ser­cem i jesz­cze więk­szym mózgiem. Nikt by nie zgadł, że ta rudo­włosa kocica jest dyrek­torką na pół Europy potęż­nej firmy z branży meblo­wej i że czuwa nad wie­lo­mi­lio­no­wymi trans­ak­cjami.

Klara to jej prze­ci­wień­stwo. Roz­ważna i roman­tyczna. Ubrana z klasą, dba­jąca o roz­wój duchowy i inte­lek­tu­alny, szcze­rze prze­jęta losami pla­nety oraz bied­nymi ludźmi, któ­rzy mają dużo gorzej niż inni. Roz­krę­ciła już trzy ogól­no­pol­skie akcje cha­ry­ta­tywne. Jako wzięta praw­niczka raz w tygo­dniu udziela potrze­bu­ją­cym bez­płat­nych porad, a jako miło­śniczka psów odbywa wolon­ta­riat w schro­ni­sku dla zwie­rząt. Jest piękną i zgrabną kobietą, ale nie lubi tego poka­zy­wać. Jedy­nym atry­bu­tem, który eks­po­nuje są blond loki w iście hol­ly­wo­odz­kim stylu. Ona też szu­kała szczę­ścia na Tin­de­rze i na Łuka­sza tra­fiła już za trze­cim razem. Są ze sobą bar­dzo szczę­śliwi już ponad dwa lata. Nic więc dziw­nego, że Klara sta­rała się mnie nasta­wić na przy­godę z por­ta­lem rand­ko­wym bar­dziej opty­mi­stycz­nie niż Monia.

– Daj spo­kój, Monia, nie strasz Olgi. Ja swo­jego skarba zna­la­złam bły­ska­wicz­nie. I znam trzy udane mał­żeń­stwa z Tin­dera. Koniecz­nie daj sobie szansę, Olga, a na pewno znaj­dziesz faceta, który będzie cie­bie wart.

– Przede wszyst­kim zacznij od prze­my­śla­nego pro­filu.

Zuza ma zawsze garść cen­nych porad. Trudno, żeby było ina­czej, skoro jako coach na co dzień pra­cuje z kobie­tami szu­ka­ją­cymi u niej ratunku z dra­ma­tycz­nych życio­wych sytu­acji. To zdu­mie­wa­jące, jak mądrze Zuza połą­czyła w życiu dwie pasje: taniec i psy­cho­lo­gię. Od czasu do czasu orga­ni­zuje taneczno-roz­wo­jowe warsz­taty dla kobiet. Poprzez taniec otwiera kur­santki, poka­zuje im ich atuty, pozwala poczuć wła­sną cie­le­sność, kobie­cość, sen­su­al­ność i sek­su­al­ność. Na takim grun­cie kobiety łatwiej docie­rają do przy­czyn pro­ble­mów i do swo­ich praw­dzi­wych, czę­sto głę­boko skry­wa­nych potrzeb. Sama Zuza jest naj­lep­szym przy­kła­dem na to, jak roz­sąd­nie budo­wać dzień po dniu war­to­ściowy zwią­zek. Z Mariu­szem two­rzą od czte­rech lat zgrany duet, wspie­rają się i na­dal patrzą na sie­bie zako­cha­nym wzro­kiem. Pew­nie wkrótce zatań­czę na ich weselu. Piękna i mądra Zuza. Niby fili­gra­nowa, ete­ryczna blon­dy­neczka, ale o ogrom­nej sile cha­rak­teru i deter­mi­na­cji.

We cztery two­rzymy kolo­rową mie­szankę – ruda, dwie blon­dynki i bru­netka. Róż­nimy się też bar­dzo cha­rak­te­rami i tem­pe­ra­men­tami, ale te nasze róż­nice cud­nie się uzu­peł­niają i od ośmiu lat udaje nam się trwać jako wspie­ra­jący się team musz­kie­te­rek – jedna za wszyst­kie, wszyst­kie za jedną.

– Wrzuć na pro­fil dobre zdję­cia – pora­dziła Zuza – i nie prze­sa­dzaj z retu­szem, ze wszyst­kimi tymi fil­trami upięk­sza­ją­cymi rze­czy­wi­stość. Zresztą po co one ogni­stej czar­nuli o nie­bie­skich oczach? Może jesteś tro­chę za chuda i masz za małe cycki, ale nie­któ­rzy faceci to lubią. I koniecz­nie napisz kilka zdań o sobie, szcze­rze i nie­tu­zin­kowo, ale też bez nie­po­trzeb­nego prze­chwa­la­nia się. Nie wspo­mi­naj, broń Boże, że jesteś szy­chą w tele­wi­zji.

– Bo więk­szość face­tów pomy­śli, że jesteś pier­dol­nięta, a pozo­stali zesrają się z wra­że­nia – sub­tel­nie wyja­śniła Monia.

Dziew­czyny rwały się do tego, żeby mój pro­fil stwo­rzyć za mnie, ale grzecz­nie odmó­wi­łam. Chcia­ła­bym na tym por­talu zna­leźć kogoś, kto sam napi­sze kilka słów o sobie, a nie wyrę­czy się w tej kwe­stii kole­gami.

Ze zdję­ciami nie mia­łam więk­szego pro­blemu, prze­cho­wy­wa­łam ich w tele­fo­nie mnó­stwo. Wzię­łam pod uwagę tylko te z ostat­niego roku, żeby nie sprze­da­wać młod­szej wer­sji sie­bie. Naj­pierw wrzu­ci­łam zdję­cie por­tre­towe – uśmiech­nięte i natu­ralne. Córka zro­biła mi je na bal­ko­nie w sło­neczny, letni dzień. Na dru­gim widać całą syl­wetkę, ale tyłem. Stoję na tle morza w obci­słej, czer­wo­nej sukience. A co! Niech będzie tro­chę tajem­ni­czo i tro­chę sek­sow­nie. Doło­ży­łam jesz­cze trzy, zupeł­nie nie­po­zo­wane foty w ple­ne­rach, na któ­rych wyglą­dam jak sym­pa­tyczna i chyba cał­kiem atrak­cyjna dziew­czyna z sąsiedz­twa. Taka, z którą chęt­nie wysko­czy­łoby się na kawę lub na rower. Żad­nego ze zdjęć nie upięk­szy­łam, poszły takie, jakimi zostały zro­bione. Zga­dzam się z Zuzą. Nie rozu­miem, dla­czego nie­które kobiety wrzu­cają do Inter­netu wyre­tu­szo­wane zdję­cia. Prze­cież potem, gdy zła­pany w sieć facet przyj­dzie na randkę w realu i zoba­czy mocno odbie­ga­jący od pier­wo­wzoru egzem­plarz, to albo dys­kret­nie się skrzywi albo uciek­nie z krzy­kiem. A już na pewno będzie roz­cza­ro­wany i wku­rzony. Wcale się nie dzi­wię. Po co tak oszu­ki­wać, po co to sobie robić? Żeby potem zoba­czyć w oczach męż­czy­zny zawód? Bez sensu. Z wie­kiem podob­nie. Po jaką cho­lerę się odmła­dzać? Mogę napi­sać, że mam 30 lat, ale potem koleś spyta z jakiego wehi­kułu czasu wysia­dłam. A zatem prawda i tylko prawda!

Opis zaczę­łam od odważ­nej dekla­ra­cji. Obra­łam nick: Olga 41.

I co dalej? Chyba ze sto razy zaczy­na­łam zda­nie, by ska­so­wać je chwilę póź­niej. Albo wyda­wało mi się na siłę zabawne, albo pre­ten­sjo­nalne, albo bar­dzo sztam­powe i napom­po­wane. Osta­tecz­nie wyszło tak:

_Jestem doro­słą, wolną i kocha­jącą życie kobietą. Doro­sła córka wyfru­nęła w świat. Za mną piękny etap życia, przede mną cudna nie­wia­doma. Będzie dobrze, bo moja szklanka zawsze jest w poło­wie pełna. Uwiel­biam to, co dobre: dobre książki i dobry film, ale nade wszystko uwiel­biam dobrych ludzi. Pra­cuję w mediach, czyli i frajda, i stresy. Dużo się ruszam, bie­gam, ćwi­czę, tań­czę. Na lans i small talki szkoda mi czasu. Jeśli jesteś mądrym opty­mi­stą, zarad­nym, ale dobrym czło­wie­kiem, cie­ka­wym świata i ludzi gościem – ode­zwij się_

Może bez szału, ale napi­sa­łam szcze­rze, jak jest, dając jasno do zro­zu­mie­nia jakiego męż­czy­zny szu­kam. Tak mi się przy­naj­mniej wyda­wało…

Naj­pierw ode­zwało się kilku zje­bów i zbo­czeń­ców, przed któ­rymi ostrze­gała mnie Monia.

Ogier 28: Wygrzmocę cie tak star­szawko, że usły­szą cie w kosmo­sie!

Bąd 29: Jakie lubisz pozy­cje? Ja lubie wjeż­drzać od tyłu i lizać cipkę!

Piter 24: Jakie masz cycki? Uwiel­biam mega balony!

Znu­dzony żon­koś 30: U cie­bie czy w hotelu? Ale pła­cimy po puł.

Bolo 19: Uwiel­biam ostre mamuśki. Chcem być twoim ule­głym. Zrub ze mnie swo­jego psa, będe ci lizał buty. I musisz mnie karać, bij mnie jak zasłu­rze!

Mistrz minety 23: Ostry seks w parach, truj­kon­tach i orgie.

No tak, nie okre­śli­łam wide­łek wie­ko­wych i młode, napa­lone na seks z doj­rzałą kobietą byczki pomy­ślały, że mamuśka szuka jedy­nie sek­su­al­nych wra­żeń. Nie ma się co zra­żać. Kilku napa­lo­nych mało­la­tów mają­cych poważne pro­blemy z orto­gra­fią nie sta­no­wią tu, mam nadzieję, grupy repre­zen­ta­tyw­nej. Muszę po pro­stu okre­ślić prze­dział wie­kowy poten­cjal­nych kan­dy­da­tów. Niech będą mak­sy­mal­nie pięć lat młodsi lub pięć lat starsi, to jest chyba w sam raz. Moja roz­wie­dziona, samotna cio­cia Ola na pyta­nie, dla­czego nie chce się z nikim umó­wić, odpo­wia­dała:

– Bo widzisz… Mło­dego się wsty­dzę, a sta­rego brzy­dzę.

No to niech mój Romeo nie będzie ani za młody ani za stary, 36-46, enter!

Tym razem obro­dziło żona­tymi. Polu­bił mnie Darek 44 z opi­sem:

_Żony nie szu­kam, bo już mam. Chcę gorą­cej i napa­lo­nej kobiety do dys­kret­nych spo­tkań raz w tygo­dniu. Mogę tylko w ciągu dnia, naj­chęt­niej u cie­bie. Jak nie pasuje, to nara!_

No już lecę! Na co taki koleś liczy? Czy naprawdę ist­nieją kobiety, które odpi­szą Dar­kowi, że chęt­nie, że choćby zaraz? Może tak teraz jest… W końcu niczego nie wiem o świe­cie wir­tu­al­nych zna­jo­mo­ści. Ostat­nio rand­ko­wa­łam w cza­sach, gdy rodzice gdzie­nie­gdzie aran­żo­wali mał­żeń­stwa.

Krótki opis Kazika 42 zasko­czył mnie i zain­try­go­wał:

_Tylko ONS lub FWB._

O rany, jakieś tajem­ni­cze skróty, zaszy­fro­wane wia­do­mo­ści, nic mi to nie mówiło. Monia na pewno będzie wie­działa, o co cho­dzi.

– Hej Monia, już jestem na Tin­de­rze i na razie słabo, same zboki lub żonaci. Ale polu­bił mnie rok star­szy ode mnie Kazik. Przy­stojny, dobrze mu z oczu patrzy. Tylko opis jakiś taki ubogi i zaszy­fro­wany: Tylko ONS lub FWB. Wiesz może, co to może zna­czyć?

Monia omal nie udu­siła się ze śmie­chu. Zupeł­nie nie rozu­mia­łam, co ją tak roz­śmie­szyło. Wresz­cie uspo­ko­iła się na tyle, że mogła mówić.

– Ty to, Olga, albo jesteś dino­zau­rem z innej epoki albo wczo­raj się dopiero, kurwa, uro­dzi­łaś! ONS to _One Night Stand_, rozu­miesz? Ero­tyczna przy­goda na jedną noc. Krót­kie bzy­ka­nie dla roz­ła­do­wa­nia ciśnie­nia i tyle, cześć pie­śni!

– No coś ty! Tak wprost?! Prze­cież żadna kobieta na to nie pój­dzie!

– Zdzi­wi­ła­byś się, kochana, ile lasek szuka dobrego rucha­nia bez zbęd­nych kom­pli­ka­cji. W domu mają nud­nego męża i ryczące dzie­ciaki, w robo­cie zasu­wają jak pie­przone auto­maty i chcą się roz­ła­do­wać bez cere­gieli. Na dłuż­sze romanse nie mają ani czasu ani siły. Ama­to­rów takiego łóż­ko­wego fast foodu jest naprawdę sporo i po męskiej, i po żeń­skiej stro­nie.

– No dobra, rozu­miem… cho­ciaż nie rozu­miem… A to FWB?

– _Friends with Bene­fits_, przy­ja­ciele z korzy­ściami. Cho­dzisz na regu­larne spo­tka­nia, ale bez żad­nych nie­po­trzeb­nych emo­cji i bez zobo­wią­zań, żad­nego pla­no­wa­nia wspól­nego domu z ogród­kiem. Oczy­wi­ście znowu głów­nie cho­dzi o seks, ale powta­rzany od czasu do czasu. Przy odro­bi­nie szczę­ścia może­cie się nawet polu­bić. Wtedy po rucha­niu…

– Monia, bła­gam, nie mów tak wul­gar­nie, bo mi się ode­chciewa!

– Wtedy po pie­prze­niu się można chwilę poga­dać lub zoba­czyć razem jakiś film. Ale ni­gdy się w takim nie zako­chuj, bo od razu ci spier­doli, mówiąc na do widze­nia: prze­cież uma­wia­li­śmy się tylko na FWB, niczego ci nie obie­cy­wa­łem. Twój Kaziu to albo znu­dzony pier­do­lony żon­koś albo Pio­truś Pan, który nie chce doro­snąć, nie chce się wią­zać i brać odpo­wie­dzial­no­ści za jakąś babę. Obsta­wiam to dru­gie. Żonaci raczej nie wrzu­cają zdjęć z twa­rzą, no chyba, że są do reszty poje­bani. Na pro­filu żona­tego zoba­czysz albo fotkę jego nie­ko­niecz­nie wypa­sio­nej bryki, albo męską syl­wetkę na skał­kach albo - jesz­cze czę­ściej - suge­stywne zdję­cie ero­tyczne. Na przy­kład prze­kro­joną soczy­stą brzo­skwi­nię à la cipka, męskie slipy wypeł­nione nabrzmia­łym fiu­tem, kaj­danki lub pej­cze. Poje­bani poeci obrazu. Kaziu­tek jest raczej nie dla cie­bie. Ale nie zra­żaj się, mała, szu­kaj dalej.

Całe to rand­ko­wa­nie prze­stało się jawić tak pro­sto, jak sobie wyobra­ża­łam. W roli szyb­kiego zaspa­ka­ja­cza świet­nie spraw­dza się wibra­tor, a przy­ja­ciela do łóżka mogła­bym zna­leźć wśród… swo­ich przy­ja­ciół. Oj, nie­je­den zgło­siłby się na ochot­nika. Wpraw­dzie nie szu­ka­łam przy­szłego męża, jed­nak zale­żało mi na uczci­wej rela­cji na wyłącz­ność. I chcia­ła­bym się jesz­cze zako­chać ze wza­jem­no­ścią, widzieć to zako­cha­nie w jego oczach. Pew­nie nie­po­prawna ide­alistka i roman­tyczka ze mnie. Może jed­nak gdzieś na tym por­talu jest rów­nie naiwny i roman­tyczny facet? Tylko naj­pierw musimy na sie­bie tra­fić i wza­jem­nie się polu­bić. Tak będzie, na pewno tak będzie!

Naj­wy­raź­niej pozy­tywne myśle­nie pro­gra­muje pozy­tywne zda­rze­nie, bo oto po kilku dniach poja­wił się ON.MILONGA MAN

MILONGA MAN

Krzysz­tof 47 wyglą­dał jak gwiaz­dor fil­mowy. Nie taki z fil­mów klasy B z wyże­lo­wa­nym wło­sem. Raczej jak z arty­stycz­nego kina nie­za­leż­nego. Ostro zary­so­wana żuchwa, wydatne kości policz­kowe, wyjąt­kowo mądre i głę­bo­kie spoj­rze­nie nie­zwy­kle jasnych oczu. Ale włosy ciemne, lekko zmierz­wione, gdzie­nie­gdzie poprze­ty­kane srebr­nymi nit­kami. Cho­lera, tro­chę dla mnie za wysoki… Przy moim metrze sto sześć­dzie­siąt pięć męż­czy­zna nie­mal dwu­me­trowy to lekko gro­te­skowa róż­nica. Ale jeśliby wło­żyć nie­bo­tyczne wyso­kie szpilki na plat­for­mie i upiąć wysoko włosy? W końcu kilka mar­nych cen­ty­me­trów nie może prze­kre­ślić mojego szczę­ścia. Oczy­wi­ście nie tylko jego melan­cho­lij­nym ramio­nom, wyspor­to­wa­nej syl­wetce i magne­tycz­nemu spoj­rze­niu dałam lajka. Pew­nie, że wnę­trze, dusza i wraż­li­wość na świat i ludzi są naj­waż­niej­sze… Ale jeśli przy oka­zji męż­czy­zna jest tro­chę ład­niej­szy od dia­bła to prze­cież nie taka to znowu wielka wada. Ujął mnie szczery, nie­tu­zin­kowy opis:

_Gna­łem, nie wiem za czym, kolek­cjo­nu­jąc chwile, przy­gody, emo­cje. Czę­sto nic nie­warte, głu­pie. Od zmierz­chu do świtu, na zatra­ce­nie, na łeb na szyję, do dna. Aż usły­sza­łem rytm tanga… Ono mnie oca­liło i uwio­dło. Rytm tańca sto­pił się z ryt­mem bicia mojego serca. W tangu odna­la­złem praw­dziwe uczu­cia, moc i sens. Chcę Cię zapro­sić do tańca. Jeśli chcesz czuć i żyć naprawdę, masz odwagę wejść ze mną na par­kiet i prze­żyć naj­wspa­nial­szą podróż swo­jego życia, to na Cie­bie tu cze­kam!_

Tak! Chcę! Zatańcz ze mną! Tak, chcę żyć naprawdę! Taaaak, mam odwagę! Ooo, nawet nie wiesz, jak wielka jest moja odwaga! Gigan­tyczna! Jestem odważna jak Lara Croft i dzika jak Dżana z dżun­gli! To na mnie cze­kasz na tym par­kie­cie!

Oczy­wi­ście nie mogłam mu poka­zać, jak pio­ru­nu­jące zro­bił na mnie wra­że­nie. Takiemu face­towi trzeba napi­sać coś intry­gu­ją­cego, zaczep­nego, ale powścią­gli­wego jed­no­cze­śnie… Żeby była w tym obiet­nica, ale i tajem­nica. Nic dosłow­nego, raczej tro­chę meta­fory ze szczyptą pikan­te­rii.

Ja: A czy w tym tangu mocno przy­du­szasz?

Krzysz­tof: ???

Aaaaaa!!!! Jestem debilką! Naj­więk­sza gafiara flirtu to ja! Słoń w skła­dzie por­ce­lany to ja! Zde­spe­ro­wany pry­mi­tyw w spód­nicy to ja! Natych­miast muszę to nad­ro­bić, bo zaraz poprosi do tańca inną!

Ja: Och, to taki żart :) No wiesz… że nie­zna­jomy, że może Kuba Roz­pru­wacz. Poza tym w ten meta­fo­ryczny i zawo­alo­wany spo­sób chcia­łam dowie­dzieć się, czy w tym tańcu zosta­wiasz kobie­cie tro­chę prze­strzeni, wol­no­ści, nie­za­leż­no­ści. Ale jakby co, to ja chęt­nie z Tobą w to tango pójdę ;)

Krzysz­tof: Muszę nieco ochło­nąć… Po kolei. Nie, nie jestem Kubą Roz­pru­wa­czem, ani wam­pi­rem, ani dusi­cie­lem. W życiu cenię kobiety nie­za­leżne i uwa­żam, że obie strony muszą dać sobie prze­strzeń na wła­sne pasje i przy­jaź­nie. Jed­nak na par­kie­cie poczu­jesz mój oddech. Takie jest tango. Bo ja naprawdę tań­czę tango i od kilku lat namięt­nie cho­dzę na milongi. Byłaś kie­dyś?

Ja: Nie, ni­gdy nie byłam, ale zawsze chcia­łam.

Krzysz­tof: To zapra­szam Cię ser­decz­nie w pią­tek do Księ­ży­co­wej Milongi. Spo­tkajmy się przed wej­ściem o 21.20. Zatań­czymy?

Tak! Tak! Taaak! Tylko ty, ja i boskie tango! To będzie nasza noc!

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: