Materiał na Pulitzera - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Materiał na Pulitzera - ebook
Milioner Marco Lombardi jest nieustannie celem zainteresowania plotkarskich magazynów. By raz na zawsze uwolnić się od dziennikarki Isobel, która uparcie depcze mu po piętach, godzi się na wywiad. Rozmowa z nią nieoczekiwanie wykracza poza przyjęte ramy…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3234-0 |
Rozmiar pliku: | 714 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Proszę, proszę... Zobacz, kto właśnie zmierza do recepcji – wymruczał Marco Lombardi. W jego głosie brzmiała nieskrywana satysfakcja.
Pochylony nad tabelami księgowy spojrzał na ekran monitoringu. Był ciekawy, czyja wizyta tak ucieszyła szefa.
– Czy to nie jest ta reporterka, która od kilku dni kręci się wokół budynku Sienny? – zapytał, marszcząc brwi.
– To ona. – Marco uśmiechnął się tajemniczo. – Jednak nie musisz się martwić, John. Przyszła, bo ją zaprosiłem.
– Zaprosiłeś? Przecież ty nienawidzisz prasy!
John był zszokowany. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Jego szef, włoski multimilioner, zawsze bronił prywatności przed wścibstwem mediów. Od kiedy się rozwiódł, jego niechęć pogłębiła się. Dlatego zdumiewający był fakt, że dopuszczał do siebie dziennikarkę. I to nie byle jaką! Dziennikarkę Isobel Keyes, której artykuły przysparzały im samych kłopotów. Gdy tylko zbliżała się do zabudowań firmy Marca Lombardiego, zaczynała węszyć. Ostatnio wypytywała o przejęcie Sienny, co miało być tajemnicą, bo kończyły się najdrażliwsze negocjacje. Wszystko odbywało się zgodnie z literą prawa, ale ta kobieta doszukiwała się nieprawidłowości i przez nią John czuł się, jakby zasługiwał na kryminał.
– Przemyślałem to. Jest takie powiedzenie, John. Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Powiedzmy, że zaczynam stosować tę mądrość w praktyce.
– O której jesteś z nią umówiony? Mam wziąć papiery i dokończyć przy moim biurku?
– Nie. Pani Keyes może zaczekać. Powinna być wdzięczna, że w ogóle ją zaprosiłem. Wejdzie tu, jak skończymy omawiać ważniejsze sprawy.
– Ach! – syknął John, dając mu do zrozumienia, że zrozumiał, o co chodzi. – Chcesz jej zaserwować kilka nieistotnych informacji, żeby się odczepiła?
– Niezupełnie. Powiedzmy, że dam jej inne zajęcie. A teraz wróćmy do liczb.
John otworzył notatnik, ale w głębi duszy współczuł dziewczynie czekającej na korytarzu. Zakładał, że jej reporterska ambicja została mile połechtana zaproszeniem nieuchwytnego milionera. Jednak nie miała szans, jeśli sądziła, że uda jej się go zagiąć.
Isobel nie czuła ani odrobiny zadowolenia z sytuacji, w jakiej się znalazła. Godzinę temu była bliska odkrycia, co kryło się za przejęciem Sienny. Została umówiona z jednym z udziałowców firmy na wywiad, ale w końcu do niego nie doszło i wydawca Isobel kazał jej zarzucić temat.
– Mam dla ciebie coś lepszego. – Claudia zachłysnęła się z podniecenia. – Zadzwonił do mnie naczelny. Nie uwierzysz! Wielki Marco Lombardi zgodził się udzielić nam wywiadu!
Ta nowina bardzo zdziwiła Isobel. Mimo że setki razy próbowała przeprowadzić z Lombardim wywiad, nigdy nie doszła dalej niż do jego sekretarki.
– Może uda mi się zapytać go o przejęcie Sienny... – powiedziała z nadzieją, ale szefowa natychmiast jej przerwała.
– Isobel, zapomnij o biznesie! Chcemy uzyskać wgląd do jego życia prywatnego i odkryć, co stało za rozwodem z Lucindą. Tego chcą czytelnicy i redaktor naczelny. Nie masz pojęcia, jak nam dzięki temu wzrośnie sprzedaż! – Claudia napięła się jak struna z ekscytacji.
Isobel zacisnęła pięści, ale po krótkiej chwili rozluźniła je. Wiedziała, że większość dziennikarzy dałaby się pokroić w plasterki za wywiad z przystojnym Włochem. Jednak ona była poważną reporterką, a nie łowczynią plotek. Nie chciała robić z Lombardim wywiadu o jego miłostkach. Chciała pisać o wielkim biznesie, zakulisowych transakcjach, korupcji i ginących miejscach pracy.
– Może pani już wejść, pani Keyes. – Recepcjonistka wyrwała Isobel z zamyślenia. – Biuro pana Lombardiego znajduje się na ostatnim piętrze.
Alleluja! – pomyślała Isobel, patrząc na zegarek. Doskonale wiedziała, że biznesmen umyślnie kazał jej czekać ponad godzinę.
Gdy winda niemal bezgłośnie sunęła ku szczytowi budynku, Isobel mentalnie szykowała się na spotkanie. Musiała być opanowana. Nie miała wyjścia, więc postanowiła wywiązać się ze swojego zadania najlepiej, jak umiała, i dać wydawcom to, czego oczekiwali. Doprowadzało ją to do szału, gdyż Marco był typem człowieka, którym szczególnie pogardzała. Był mężczyzną, który robił, co chciał, nie patrząc na konsekwencje i uczucia innych ludzi. Miała wiedzę na ten temat, bo pamiętała, że to on, Marco Lombardi, wykupił jedenaście lat temu firmę jej dziadka i doprowadził ją do upadku.
– Proszę tędy, pani Keyes. – Sekretarka wyszła zza biurka i otworzyła drzwi pomieszczenia, z którego okien rozciągała się cudowna panorama Londynu. Jednak to nie widoki przykuły jej uwagę, a siedzący za olbrzymim biurkiem mężczyzna.
Wiele o nim słyszała i teraz, gdy wreszcie stanęła z nim twarzą w twarz, poczuła się wytrącona z równowagi. Tajemnica, którą tak bardzo chciała odkryć, znajdowała się tuż przed nią. Musiała to tylko dobrze rozegrać.
Lombardi był zajęty leżącymi na biurku papierami, więc nawet na nią nie spojrzał.
– Pani Keyes, jak mniemam... – wymruczał ni to do siebie, ni to do niej. Jego wymowa była perfekcyjna. Isobel zwróciła uwagę na włoski akcent, który nadawał jego głosowi seksowne brzmienie. Oliwkowa karnacja i gładkie czarne włosy kontrastowały z nieskazitelną bielą koszuli.
Gdy Isobel doszła do biurka, Marco zwrócił ku niej wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Zupełnie niespodziewanie jej serce dziwnie załomotało.
Lombardi był niesamowicie przystojny. Jego rysy twarzy zdradzały siłę i determinację, jednak to oczy rzucały urok i momentalnie przykuwały do miejsca. Były ciemne, wyraziste i hipnotyczne.
Isobel była zdziwiona własnym zaskoczeniem. Nie było dla niej tajemnicą, że trzydziestopięcioletni Włoch jest atrakcyjny. Niemal wszystkie czasopisma były zadrukowane jego fotografiami, a wszystkie kobiety rozwodziły się nad jego cudownym wyglądem. Isobel nie wiedziała, o co robi się tyle krzyku, skoro w jego przypadku piękno nie szło w parze z moralnością. Teraz, gdy spotkała go wreszcie twarzą w twarz, była zakłopotana, że tak bardzo jej się spodobał.
– Proszę, niech pani usiądzie. – Lombardi machnął niedbale ręką w kierunku fotela.
Isobel otrząsnęła się i zaczęła zbierać myśli.
Do diabła! Co się ze mną dzieje? Gapię się na niego jak ostatnia idiotka! – pomyślała.
W tym samym czasie wzrok Lombardiego przesunął się po jej twarzy. Isobel określiłaby go jako skrajnie obojętny, co zupełnie jej nie dziwiło. Wiedziała, że nie dorasta do pięt kobietom, z którymi lubił się umawiać. Był to typ jego byłej żony, gwiazdy filmowej – piękne, niekoniecznie wysokie, szczupłe blondynki. W zestawieniu z nimi Isobel była zwykłą dziewczyną, szarą myszką, której nic nie wyróżniało z tłumu. Ubierała się prosto i klasycznie, niemal jak bizneswoman. Mimo że była szczupła, figurę miała zaokrągloną, a długie ciemne włosy zawsze wiązała w kucyk. Wszystko w jej wyglądzie miało być i było praktyczne. Nie chciała lśnić i powalać kobiecością, bo chciała być w pracy traktowana poważnie.
– Gratuluję panu, panie Lombardi. Udało się panu odwrócić uwagę prasy od przejęcia Sienny – powiedziała zaczepnie, siadając w fotelu.
Marco miał zamiar przetrzymać ją jeszcze chwilę i dokończyć swoją papierkową robotę, ale nie mógł tego zignorować. Musiał na nią spojrzeć. Jej chłodny ton zaskoczył go. Większość kobiet otwarcie z nim flirtowała. Nic nie zapowiadało, że Isobel Keyes miała zamiar przyłączyć się do ich grona.
– Co mi się udało? – zapytał.
– Dobrze pan wie, o czym mówię. I oboje też doskonale zdajemy sobie sprawę, że to był jedyny powód, dla którego mnie tutaj zaproszono.
Interesujące, pomyślał i zaczął się jej uważniej przyglądać. Gdy po raz pierwszy zobaczył ją na ekranie monitoringu, uznał, że ma do czynienia z delikatną i płochliwą dziennikareczką. Z kimś, kogo łatwo będzie zapędzić w kozi róg i pozbawić złudzeń, kto jest panem sytuacji. Teraz Marco czuł, że musi szybko zrewidować tę opinię.
– Jest pani pewna swego.
– Bardzo pewna. Dziś rano widziałam pańskiego księgowego w biurze Sienny.
– To wolny strzelec. Idzie tam, gdzie chce.
– Raczej tam, gdzie pan go pośle – odparła bez namysłu.
Dopiero w tej chwili Marco zwrócił uwagę na jej oczy. Były w kolorze szmaragdu, miały niesamowitą zieloną głębię i błyszczały. Tliła się w nich iskra zadziorności.
Jego wzrok znów przewędrował po jej twarzy. Początkowo myślał, że Isobel dobiega trzydziestki, ale dopiero teraz spostrzegł, że się mylił.
Sposób, w jaki się ubiera, sprawia, że wygląda na starszą, a w rzeczywistości ma około dwudziestu lat, analizował w myślach Marco. Gładka, nieskazitelna cera, zero makijażu. Niewątpliwie byłaby atrakcyjniejsza, gdyby włożyła w swój wygląd odrobinę więcej wysiłku. Wąska w pasie i hojnie obdarzona kształtami przez naturę. Lecz te nijakie ciuchy... Bluzka zapięta pod brodę. Gdyby rozpięła kilka guzików, jej wygląd na pewno wiele by zyskał.
Isobel dostrzegła badawczy wzrok błądzący po jej twarzy i sylwetce. Poczuła się bardzo nieswojo. Zupełnie, jakby jej atrakcyjność podlegała rynkowej wycenie.
Rumienię się! Co za wstyd! – pomyślała, gdy poczuła, jak jej policzki zaczynają płonąć. Zupełnie nie rozumiała tej reakcji. Nie cierpiała Lombardiego, więc jego zdanie na jej temat powinno jej być zupełnie obojętne. Wiedziała, że nie jest kobietą, którą mógłby się zainteresować, a już na pewno on był facetem, którego ona nie tknęłaby, nawet gdyby był ostatnim przedstawicielem płci brzydkiej we wszechświecie.
Nagle pomyślała, że być może patrzył tak na wszystkie kobiety albo próbował zbić ją z pantałyku i odwieść od niewygodnego tematu rozmowy.
– Chce pan przez to powiedzieć, że nie interesuje pana zakup firmy Sienna Confectionery?
Marco uśmiechnął się nieznacznie. Podziwiał jej nieustępliwość, ale postanowił przejąć ster.
– Widzę, że chce pani przeprowadzić ze mną wywiad o biznesie?
– Nie – odparła szybko. – Chciałam tylko powiedzieć, że dobrze wiem, co jest grane.
Na ustach Marca zakwitł nowy uśmiech, tym razem pełen lekceważenia i wyższości. Lombardi sięgnął do telefonu i nacisnął jeden przycisk.
– Deirdre, powiedz szoferowi, żeby za dziesięć minut czekał na dole.
Isobel poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg.
– Chce mnie pan wyrzucić, bo ośmieliłam się zapytać o sprawę, której nie chce pan omawiać? – Isobel zmusiła się i wytrzymała jego wzrok, ale wewnątrz była roztrzęsiona. Jeśli nawali, wyrzucą ją z pracy! Jej wydawca był zdesperowany. Wywiad z Markiem Lombardim był dla „Daily Banner” niespotykaną gratką, więc jeśli coś pójdzie nie tak... – Będę z panem szczera, panie Lombardi. Najchętniej przeprowadziłabym z panem wywiad o ekonomii i interesach, bo tym się właśnie zajmuję. Jestem dziennikarzem biznesu. Jednak „Daily Banner” przysłało mnie, bo pan złożył im pewną ofertę. Powiedział pan, że da nam wgląd w swoje życie prywatne. Może w takim razie przejdźmy do tego. Jeśli nie zrobię tego wywiadu... Cóż... – Isobel zaczęła się jąkać.
– Będzie pani miała kłopoty – dokończył za nią. – Czy mi się wydaje, pani Keyes, czy zdaje się pani na moją łaskę?
Isobel wielkim wysiłkiem woli zachowała spokój i odparła:
– Chyba właśnie to robię.
– Czy zabrała pani ze sobą paszport?
– Paszport? A po co mi paszport? – Nagła zmiana tematu całkiem zbiła ją z tropu.
– Zaproponowałem pani wydawcy ekskluzywny wywiad i rzut oka w moje życie, a że wiele podróżuję... – Marco mówił i jednocześnie pakował papiery do aktówki. – Jutro mam ważne spotkanie we Włoszech i w Nicei. Wyjeżdżam w przeciągu godziny, więc, jeśli chce pani zdobyć materiał na artykuł, musi pani zabrać się ze mną.
– Nie uprzedzono mnie! Powiedziano mi, że zaprasza mnie pan do swojego domu...
– I zapraszam. Mieszkam na południu Francji.
– Ale ma pan też mieszkanie tutaj, w Kensington!
– Mam też rezydencje w Rzymie, Paryżu i na Barbadosie. Jednak mój dom znajduje się na Riwierze.
– Rozumiem – odparła Isobel cicho. – Niestety, nie spakowałam się na wycieczkę do Francji i nie mam ze sobą paszportu.
Marco popatrzył na nią i prawie zrobiło mu się jej żal. Prawie, bo pamiętał, że była dziennikarką – piranią żerującą na donosach z życia innych ludzi. Ludzi takich jak on.
– Wygląda na to, że jest po sprawie.
Z twarzy Isobel uciekły wszystkie kolory.
– Jeśli pojechałby pan na lotnisko, zahaczając o moje mieszkanie, i dałby mi pan piętnaście, do dwudziestu minut, spakowałabym się i mogłabym jechać z panem do Francji – zasugerowała w skrajnej desperacji.
– Nie mam wolnych dwudziestu minut – odparł oschle Marco, wstał i sięgnął po marynarkę. – Jednak deklarując dobrą wolę, dam pani pięć.
Isobel spojrzała mu prosto w oczy i ujrzała w nich rozbawienie. Od razu zrozumiała, że Lombardi nie miał zamiaru zostawić jej w takim położeniu. Bawił się nią tylko jak kot schwytaną myszą.
– Kiedy tylko będzie pani gotowa – rzekł niecierpliwie Marco, bo Isobel nie zrobiła żadnego ruchu w kierunku wyjścia. Zanim zdanie wybrzmiało do końca, Isobel zerwała się na równe nogi.
Cóż mogła zrobić innego, niż poddać się temu, co przygotował dla niej los?
– Proszę, proszę... Zobacz, kto właśnie zmierza do recepcji – wymruczał Marco Lombardi. W jego głosie brzmiała nieskrywana satysfakcja.
Pochylony nad tabelami księgowy spojrzał na ekran monitoringu. Był ciekawy, czyja wizyta tak ucieszyła szefa.
– Czy to nie jest ta reporterka, która od kilku dni kręci się wokół budynku Sienny? – zapytał, marszcząc brwi.
– To ona. – Marco uśmiechnął się tajemniczo. – Jednak nie musisz się martwić, John. Przyszła, bo ją zaprosiłem.
– Zaprosiłeś? Przecież ty nienawidzisz prasy!
John był zszokowany. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Jego szef, włoski multimilioner, zawsze bronił prywatności przed wścibstwem mediów. Od kiedy się rozwiódł, jego niechęć pogłębiła się. Dlatego zdumiewający był fakt, że dopuszczał do siebie dziennikarkę. I to nie byle jaką! Dziennikarkę Isobel Keyes, której artykuły przysparzały im samych kłopotów. Gdy tylko zbliżała się do zabudowań firmy Marca Lombardiego, zaczynała węszyć. Ostatnio wypytywała o przejęcie Sienny, co miało być tajemnicą, bo kończyły się najdrażliwsze negocjacje. Wszystko odbywało się zgodnie z literą prawa, ale ta kobieta doszukiwała się nieprawidłowości i przez nią John czuł się, jakby zasługiwał na kryminał.
– Przemyślałem to. Jest takie powiedzenie, John. Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Powiedzmy, że zaczynam stosować tę mądrość w praktyce.
– O której jesteś z nią umówiony? Mam wziąć papiery i dokończyć przy moim biurku?
– Nie. Pani Keyes może zaczekać. Powinna być wdzięczna, że w ogóle ją zaprosiłem. Wejdzie tu, jak skończymy omawiać ważniejsze sprawy.
– Ach! – syknął John, dając mu do zrozumienia, że zrozumiał, o co chodzi. – Chcesz jej zaserwować kilka nieistotnych informacji, żeby się odczepiła?
– Niezupełnie. Powiedzmy, że dam jej inne zajęcie. A teraz wróćmy do liczb.
John otworzył notatnik, ale w głębi duszy współczuł dziewczynie czekającej na korytarzu. Zakładał, że jej reporterska ambicja została mile połechtana zaproszeniem nieuchwytnego milionera. Jednak nie miała szans, jeśli sądziła, że uda jej się go zagiąć.
Isobel nie czuła ani odrobiny zadowolenia z sytuacji, w jakiej się znalazła. Godzinę temu była bliska odkrycia, co kryło się za przejęciem Sienny. Została umówiona z jednym z udziałowców firmy na wywiad, ale w końcu do niego nie doszło i wydawca Isobel kazał jej zarzucić temat.
– Mam dla ciebie coś lepszego. – Claudia zachłysnęła się z podniecenia. – Zadzwonił do mnie naczelny. Nie uwierzysz! Wielki Marco Lombardi zgodził się udzielić nam wywiadu!
Ta nowina bardzo zdziwiła Isobel. Mimo że setki razy próbowała przeprowadzić z Lombardim wywiad, nigdy nie doszła dalej niż do jego sekretarki.
– Może uda mi się zapytać go o przejęcie Sienny... – powiedziała z nadzieją, ale szefowa natychmiast jej przerwała.
– Isobel, zapomnij o biznesie! Chcemy uzyskać wgląd do jego życia prywatnego i odkryć, co stało za rozwodem z Lucindą. Tego chcą czytelnicy i redaktor naczelny. Nie masz pojęcia, jak nam dzięki temu wzrośnie sprzedaż! – Claudia napięła się jak struna z ekscytacji.
Isobel zacisnęła pięści, ale po krótkiej chwili rozluźniła je. Wiedziała, że większość dziennikarzy dałaby się pokroić w plasterki za wywiad z przystojnym Włochem. Jednak ona była poważną reporterką, a nie łowczynią plotek. Nie chciała robić z Lombardim wywiadu o jego miłostkach. Chciała pisać o wielkim biznesie, zakulisowych transakcjach, korupcji i ginących miejscach pracy.
– Może pani już wejść, pani Keyes. – Recepcjonistka wyrwała Isobel z zamyślenia. – Biuro pana Lombardiego znajduje się na ostatnim piętrze.
Alleluja! – pomyślała Isobel, patrząc na zegarek. Doskonale wiedziała, że biznesmen umyślnie kazał jej czekać ponad godzinę.
Gdy winda niemal bezgłośnie sunęła ku szczytowi budynku, Isobel mentalnie szykowała się na spotkanie. Musiała być opanowana. Nie miała wyjścia, więc postanowiła wywiązać się ze swojego zadania najlepiej, jak umiała, i dać wydawcom to, czego oczekiwali. Doprowadzało ją to do szału, gdyż Marco był typem człowieka, którym szczególnie pogardzała. Był mężczyzną, który robił, co chciał, nie patrząc na konsekwencje i uczucia innych ludzi. Miała wiedzę na ten temat, bo pamiętała, że to on, Marco Lombardi, wykupił jedenaście lat temu firmę jej dziadka i doprowadził ją do upadku.
– Proszę tędy, pani Keyes. – Sekretarka wyszła zza biurka i otworzyła drzwi pomieszczenia, z którego okien rozciągała się cudowna panorama Londynu. Jednak to nie widoki przykuły jej uwagę, a siedzący za olbrzymim biurkiem mężczyzna.
Wiele o nim słyszała i teraz, gdy wreszcie stanęła z nim twarzą w twarz, poczuła się wytrącona z równowagi. Tajemnica, którą tak bardzo chciała odkryć, znajdowała się tuż przed nią. Musiała to tylko dobrze rozegrać.
Lombardi był zajęty leżącymi na biurku papierami, więc nawet na nią nie spojrzał.
– Pani Keyes, jak mniemam... – wymruczał ni to do siebie, ni to do niej. Jego wymowa była perfekcyjna. Isobel zwróciła uwagę na włoski akcent, który nadawał jego głosowi seksowne brzmienie. Oliwkowa karnacja i gładkie czarne włosy kontrastowały z nieskazitelną bielą koszuli.
Gdy Isobel doszła do biurka, Marco zwrócił ku niej wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Zupełnie niespodziewanie jej serce dziwnie załomotało.
Lombardi był niesamowicie przystojny. Jego rysy twarzy zdradzały siłę i determinację, jednak to oczy rzucały urok i momentalnie przykuwały do miejsca. Były ciemne, wyraziste i hipnotyczne.
Isobel była zdziwiona własnym zaskoczeniem. Nie było dla niej tajemnicą, że trzydziestopięcioletni Włoch jest atrakcyjny. Niemal wszystkie czasopisma były zadrukowane jego fotografiami, a wszystkie kobiety rozwodziły się nad jego cudownym wyglądem. Isobel nie wiedziała, o co robi się tyle krzyku, skoro w jego przypadku piękno nie szło w parze z moralnością. Teraz, gdy spotkała go wreszcie twarzą w twarz, była zakłopotana, że tak bardzo jej się spodobał.
– Proszę, niech pani usiądzie. – Lombardi machnął niedbale ręką w kierunku fotela.
Isobel otrząsnęła się i zaczęła zbierać myśli.
Do diabła! Co się ze mną dzieje? Gapię się na niego jak ostatnia idiotka! – pomyślała.
W tym samym czasie wzrok Lombardiego przesunął się po jej twarzy. Isobel określiłaby go jako skrajnie obojętny, co zupełnie jej nie dziwiło. Wiedziała, że nie dorasta do pięt kobietom, z którymi lubił się umawiać. Był to typ jego byłej żony, gwiazdy filmowej – piękne, niekoniecznie wysokie, szczupłe blondynki. W zestawieniu z nimi Isobel była zwykłą dziewczyną, szarą myszką, której nic nie wyróżniało z tłumu. Ubierała się prosto i klasycznie, niemal jak bizneswoman. Mimo że była szczupła, figurę miała zaokrągloną, a długie ciemne włosy zawsze wiązała w kucyk. Wszystko w jej wyglądzie miało być i było praktyczne. Nie chciała lśnić i powalać kobiecością, bo chciała być w pracy traktowana poważnie.
– Gratuluję panu, panie Lombardi. Udało się panu odwrócić uwagę prasy od przejęcia Sienny – powiedziała zaczepnie, siadając w fotelu.
Marco miał zamiar przetrzymać ją jeszcze chwilę i dokończyć swoją papierkową robotę, ale nie mógł tego zignorować. Musiał na nią spojrzeć. Jej chłodny ton zaskoczył go. Większość kobiet otwarcie z nim flirtowała. Nic nie zapowiadało, że Isobel Keyes miała zamiar przyłączyć się do ich grona.
– Co mi się udało? – zapytał.
– Dobrze pan wie, o czym mówię. I oboje też doskonale zdajemy sobie sprawę, że to był jedyny powód, dla którego mnie tutaj zaproszono.
Interesujące, pomyślał i zaczął się jej uważniej przyglądać. Gdy po raz pierwszy zobaczył ją na ekranie monitoringu, uznał, że ma do czynienia z delikatną i płochliwą dziennikareczką. Z kimś, kogo łatwo będzie zapędzić w kozi róg i pozbawić złudzeń, kto jest panem sytuacji. Teraz Marco czuł, że musi szybko zrewidować tę opinię.
– Jest pani pewna swego.
– Bardzo pewna. Dziś rano widziałam pańskiego księgowego w biurze Sienny.
– To wolny strzelec. Idzie tam, gdzie chce.
– Raczej tam, gdzie pan go pośle – odparła bez namysłu.
Dopiero w tej chwili Marco zwrócił uwagę na jej oczy. Były w kolorze szmaragdu, miały niesamowitą zieloną głębię i błyszczały. Tliła się w nich iskra zadziorności.
Jego wzrok znów przewędrował po jej twarzy. Początkowo myślał, że Isobel dobiega trzydziestki, ale dopiero teraz spostrzegł, że się mylił.
Sposób, w jaki się ubiera, sprawia, że wygląda na starszą, a w rzeczywistości ma około dwudziestu lat, analizował w myślach Marco. Gładka, nieskazitelna cera, zero makijażu. Niewątpliwie byłaby atrakcyjniejsza, gdyby włożyła w swój wygląd odrobinę więcej wysiłku. Wąska w pasie i hojnie obdarzona kształtami przez naturę. Lecz te nijakie ciuchy... Bluzka zapięta pod brodę. Gdyby rozpięła kilka guzików, jej wygląd na pewno wiele by zyskał.
Isobel dostrzegła badawczy wzrok błądzący po jej twarzy i sylwetce. Poczuła się bardzo nieswojo. Zupełnie, jakby jej atrakcyjność podlegała rynkowej wycenie.
Rumienię się! Co za wstyd! – pomyślała, gdy poczuła, jak jej policzki zaczynają płonąć. Zupełnie nie rozumiała tej reakcji. Nie cierpiała Lombardiego, więc jego zdanie na jej temat powinno jej być zupełnie obojętne. Wiedziała, że nie jest kobietą, którą mógłby się zainteresować, a już na pewno on był facetem, którego ona nie tknęłaby, nawet gdyby był ostatnim przedstawicielem płci brzydkiej we wszechświecie.
Nagle pomyślała, że być może patrzył tak na wszystkie kobiety albo próbował zbić ją z pantałyku i odwieść od niewygodnego tematu rozmowy.
– Chce pan przez to powiedzieć, że nie interesuje pana zakup firmy Sienna Confectionery?
Marco uśmiechnął się nieznacznie. Podziwiał jej nieustępliwość, ale postanowił przejąć ster.
– Widzę, że chce pani przeprowadzić ze mną wywiad o biznesie?
– Nie – odparła szybko. – Chciałam tylko powiedzieć, że dobrze wiem, co jest grane.
Na ustach Marca zakwitł nowy uśmiech, tym razem pełen lekceważenia i wyższości. Lombardi sięgnął do telefonu i nacisnął jeden przycisk.
– Deirdre, powiedz szoferowi, żeby za dziesięć minut czekał na dole.
Isobel poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg.
– Chce mnie pan wyrzucić, bo ośmieliłam się zapytać o sprawę, której nie chce pan omawiać? – Isobel zmusiła się i wytrzymała jego wzrok, ale wewnątrz była roztrzęsiona. Jeśli nawali, wyrzucą ją z pracy! Jej wydawca był zdesperowany. Wywiad z Markiem Lombardim był dla „Daily Banner” niespotykaną gratką, więc jeśli coś pójdzie nie tak... – Będę z panem szczera, panie Lombardi. Najchętniej przeprowadziłabym z panem wywiad o ekonomii i interesach, bo tym się właśnie zajmuję. Jestem dziennikarzem biznesu. Jednak „Daily Banner” przysłało mnie, bo pan złożył im pewną ofertę. Powiedział pan, że da nam wgląd w swoje życie prywatne. Może w takim razie przejdźmy do tego. Jeśli nie zrobię tego wywiadu... Cóż... – Isobel zaczęła się jąkać.
– Będzie pani miała kłopoty – dokończył za nią. – Czy mi się wydaje, pani Keyes, czy zdaje się pani na moją łaskę?
Isobel wielkim wysiłkiem woli zachowała spokój i odparła:
– Chyba właśnie to robię.
– Czy zabrała pani ze sobą paszport?
– Paszport? A po co mi paszport? – Nagła zmiana tematu całkiem zbiła ją z tropu.
– Zaproponowałem pani wydawcy ekskluzywny wywiad i rzut oka w moje życie, a że wiele podróżuję... – Marco mówił i jednocześnie pakował papiery do aktówki. – Jutro mam ważne spotkanie we Włoszech i w Nicei. Wyjeżdżam w przeciągu godziny, więc, jeśli chce pani zdobyć materiał na artykuł, musi pani zabrać się ze mną.
– Nie uprzedzono mnie! Powiedziano mi, że zaprasza mnie pan do swojego domu...
– I zapraszam. Mieszkam na południu Francji.
– Ale ma pan też mieszkanie tutaj, w Kensington!
– Mam też rezydencje w Rzymie, Paryżu i na Barbadosie. Jednak mój dom znajduje się na Riwierze.
– Rozumiem – odparła Isobel cicho. – Niestety, nie spakowałam się na wycieczkę do Francji i nie mam ze sobą paszportu.
Marco popatrzył na nią i prawie zrobiło mu się jej żal. Prawie, bo pamiętał, że była dziennikarką – piranią żerującą na donosach z życia innych ludzi. Ludzi takich jak on.
– Wygląda na to, że jest po sprawie.
Z twarzy Isobel uciekły wszystkie kolory.
– Jeśli pojechałby pan na lotnisko, zahaczając o moje mieszkanie, i dałby mi pan piętnaście, do dwudziestu minut, spakowałabym się i mogłabym jechać z panem do Francji – zasugerowała w skrajnej desperacji.
– Nie mam wolnych dwudziestu minut – odparł oschle Marco, wstał i sięgnął po marynarkę. – Jednak deklarując dobrą wolę, dam pani pięć.
Isobel spojrzała mu prosto w oczy i ujrzała w nich rozbawienie. Od razu zrozumiała, że Lombardi nie miał zamiaru zostawić jej w takim położeniu. Bawił się nią tylko jak kot schwytaną myszą.
– Kiedy tylko będzie pani gotowa – rzekł niecierpliwie Marco, bo Isobel nie zrobiła żadnego ruchu w kierunku wyjścia. Zanim zdanie wybrzmiało do końca, Isobel zerwała się na równe nogi.
Cóż mogła zrobić innego, niż poddać się temu, co przygotował dla niej los?
więcej..