Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Matki na Fejsie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Matki na Fejsie - ebook

Hejka, Mamusie!

Co robicie, kiedy dziecko zjadło psią kupę?

Jakie macie sposoby, żeby wasz bombelek przesypiał noc?

Czy mocna kawa z fusami może wywołać poród?

Co zrobić, jeśli właśnie odkryłyście, że chłop zdradza was z młodszą laską???

Elegancka Luiza, nieśmiała Paulina, roześmiana Klaudia i wyszczekana Lala – wydawałoby się, że pasują do siebie jak ananas do pizzy. Ale dziwnym zrządzeniem Losu dziewczyny, które spotkały się w sali poporodowej numer jeden, z miejsca stały się mamuśkowym dream teamem.

Żadna nie spodziewała się jednak, w jak pojechany sposób potoczy się ich dalsza historia. Dlaczego mąż Luizy coraz częściej wyjeżdża w delegacje? Czy sielankowy związek Pauliny przetrwa narodziny dziecka? Czemu teściowa Klaudii tak dziwnie się zachowuje? W jakie szemrane interesy wplątał się ojciec dziecka Lali?

Jak matkowa drużyna poradzi sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu? Czego dowiedzą się po drodze? No i najważniejsze! Co powie Szczelajonca Andżela?

Dołącz do ekipy matek na fejsie i poznaj kobiety, z którymi będziesz śmiać się do łez, znajdziesz wspólny język, a być może nawet odnajdziesz siebie w którejś z nich.

Prestiż, beka jak rzeka i zabawa na cztery fajerki gwarantowane.

Melka Kowal – autorka pięciu książek i matka trójki dzieci. Na Instagramie i TikToku tworzy komediową serię „Matki na fejsie”, która nie tylko przyniosła jej popularność, ale również stała się inspiracją dla najnowszej książki.

 

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8367-773-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Życie to splot zbiegów okoliczności, dziwnych przypadków i zrządzeń losu. Na niewiele rzeczy mamy wpływ, ale jeśli fortuna jest dla nas łaskawa, rozda nam w swojej grze takie karty, które odpowiednio rozegrane zaprowadzą nas tam, gdzie powinniśmy się znaleźć.

Nikt nie powinien się zatem dziwić, słysząc, że losy czterech bohaterek były ze sobą splątane na długo przed tym, zanim roztrzepana pielęgniarka umieściła je razem w sali. Nikt też pewnie nie będzie zaskoczony, słysząc, że w tym szpitalu rzadko się zdarzało, by w jednej sali przebywały więcej niż dwie pacjentki. Rzadkością było też to, by ta konkretna placówka przechodziła tak ogromne oblężenie właśnie w tym konkretnym terminie.

Ktoś bardzo chciał, by te cztery linie życia się ze sobą przecięły. Skąd to wiem? No cóż…

To ja byłam tym kimś.1

Dwie kreski

_Styczeń 2023_

Paulina

– Nie, to zwyczajnie niemożliwe – wymamrotała zaszokowana.

Wpatrywała się w dwie różowe i doskonale wyraźne kreski, jakby samą siłą spojrzenia mogła sprawić, że znikną.

– Paula, wyłaź! – Patrycja rozpaczliwie łomotała w drzwi łazienki, zupełnie nieświadoma tego, co właśnie przeżywa jej współlokatorka. – Dobra, ostrzegałaś mnie, że ostry kebab na noc to zły pomysł, ale to jeszcze nie powód, żeby tak się znęcać!

Paulina nie odpowiedziała, zbyt zajęta próbami opanowania rozszalałego z emocji serca.

– Milewska, albo wyjdziesz, albo jak bogackiego narobię ci do tych sukowatych szpilek, które kupiłaś w zeszłym tygodniu! – wykrzyczała Patrycja zbolałym głosem i jeszcze raz walnęła pięścią w drzwi z cienkiej sklejki. Gdyby zrobiła to odrobinę mocniej, mogłaby wybić w nich dziurę i przez nią przejść. Tyle że wtedy od razu dowiedziałaby się, dlaczego Paulina z samego rana zabarykadowała się w łazience i podejrzanie długo stamtąd nie wychodziła.

– Już, zaraz! – odkrzyknęła i zgarnęła wszystkie dowody do podręcznej kosmetyczki. Pośpiesznie opuściła ciasną łazienkę, unikając morderczego spojrzenia Patrycji.

Cóż. Każda z nich miała swoje dramaty. Jedna właśnie się dowiedziała o nieplanowanej ciąży, a druga cierpiała z powodu nieroztropnych wyborów żywieniowych. Jak to mawiają, co chatka to zagadka. I choć Paulina doskonale wiedziała, kto jest ojcem jej dziecka, zagadką pozostawało to, jak pogodzi ostatni rok studiów z ciążą i wychowaniem maluszka. Nie bardzo wiedziała też, jak miałaby zmieścić łóżeczko dziecięce w swoim małym pokoju na krakowskich Bronowicach.

Paulina niemrawo weszła do pokoju, w którym spędziła ostatnie dwa lata, i nie mogła nie zacząć się zastanawiać, jak to możliwe, że taka wpadka zastała ją właśnie tutaj. Przecież była ostrożna. Brała tabletki antykoncepcyjne z dokładnością co do minuty. Mogła sobie wiele zarzucić, ale brak systematyczności nie był jedną z tych rzeczy.

Wśród koleżanek ze studiów słynęła ze swojego zdyscyplinowania, uporządkowania i bycia przygotowaną na wszystko. Tyle że nie przygotowała się na fakt, że gorący romans rozpoczęty na siłowni skończy się równie gorącą wizytą na porodówce. Paula była przerażona tym, że miałaby teraz zostać matką. Miała przed sobą całe życie, studia do skończenia, świat do zwiedzenia… Jak w tym wszystkim miałaby jeszcze znaleźć miejsce na wychowanie dziecka?

Z malutkiego białego biurka wciśniętego w róg pokoju zgarnęła telefon, by zadzwonić do jedynej osoby, która siedziała w tym pieluszkowym bagnie razem z nią. Potrzeba było tylko dwóch sygnałów, by współciężarny odebrał. Paula nie dała mu nawet szansy się przywitać.

– Bartuś – załkała do słuchawki. – Musisz przyjechać do mnie _right now_.

– Paula, co ci mówiłem o mieszaniu polskiego z angielskim – odpowiedział niski rozbawiony głos.

– To nie ma teraz znaczenia. Piesiulku… Jestem w ciąży – wydusiła przez łzy.

Klaudia

Wdech i wydech. Klaudia uruchomiła minutnik na telefonie. Miała teraz równe pięć minut – ale mogłaby przysiąc, że tak naprawdę trwały one jakieś dwie godziny. By zabić czas, który niczym perfidny, złośliwy dziad wlókł się w nieskończoność, udała się do kuchni. Co miesiąc o tej porze próbowała zaklinać rzeczywistość, przekonując sama siebie, że jeśli nie będzie patrzeć, to jej wymarzone dwie kreski wespną się po nóżkach szafki łazienkowej i wpełzną na pasek testu ciążowego.

Z rosnącą gulą w gardle nastawiła czajnik i z przyzwyczajenia wyciągnęła z szafki herbatkę na płodność, którą znalazła gdzieś w internecie. Wiedziała, że to zwyczajny scam, ale skoro w chwili słabości zapłaciła za nią stówę, to równie dobrze mogła ją wypić. Scamerskie ziółka były w sumie całkiem smaczne i to na tym zamierzała skupić się Klaudia.

Z parującym kubkiem w dłoni podeszła do okna i spojrzała na zaśnieżoną ulicę. Kwiaciarnia Peonia była jej wielkim marzeniem. Można by nawet powiedzieć, że jej dzieckiem… Tyle że po czterech latach prowadzenia biznesu Klaudia zrozumiała już, że aby czuć się prawdziwie spełnioną, potrzebuje czegoś więcej niż realizacja pasji i zaciszna pracownia wypełniona aromatem chryzantem i róż. Zrozumiała, że najbardziej na świecie chciałaby zostać mamą.

Jakim zdziwieniem było dla niej, gdy okazało się, że mimo młodego wieku ma marne szanse na zajście w ciążę. Przecież miała wszystko, by przyjąć na świat dziecko. Wspaniałego męża, z którym była w szczęśliwym związku od liceum, pracę, którą uwielbiała, i stabilną sytuację finansową, która pozwalała jej spać spokojnie, nawet jeśli kwiaciarnia nie przynosiła na razie zysków. Niestety po wielu nieudanych próbach zajścia w ciążę oboje z Kostkiem zrozumieli, że bez pomocy specjalistów nigdy nie zostaną rodzicami. Mijały właśnie dwa lata, odkąd starali się o dziecko metodą _in vitro_, i choć Klaudia bardzo nie chciała tracić nadziei, każdy kolejny nieudany transfer sprawiał, że w jej sercu coś pękało.

– Nie wiem, ile jeszcze zniosę, Januszku – szepnęła, gładząc biało-rude futro znalezionego kiedyś w śmieciach kota.

Oczywiście Januszek jak to Januszek… Zamiast okazać jej wsparcie, użarł ją w rękę. Niewdzięczne kocisko miało dosłownie zero empatii i gdy tylko wyczuwało u któregoś z opiekunów chwilę słabości, pilnowało, by nie skończyła się ona zbyt prędko. Klaudia już zaczęła poważnie zastanawiać się, czy nie wrzucić na Fejsa ogłoszenia z informacją o kocie szukającym domu, gdy rozległ się dźwięk minutnika.

– Oho… – wymamrotała pod nosem i powłócząc nogami, udała się w stronę łazienki.

Dłonie przestały jej drżeć gdzieś po trzecim negatywnym teście. Ot, kolejne ukłucie żalu i kolejny miesiąc prób oraz złudnych nadziei, które niczym chwast odrastały niedługo po tym, gdy jeden pasek w okienku bezlitośnie je niszczył.

– Do licha – rzuciła z frustracją Klaudia, gdy test wysunął jej się z rąk, zanim zdążyła zobaczyć wynik. Patyczek upadł pod szafkę i bez miotły nie miała szans go wyciągnąć.

Ze zmarszczonym czołem poczłapała do przedpokoju i z wąskiej szafki wyciągnęła odpowiednie narzędzie. Policzki miała czerwone z irytacji. Sama nie wiedziała, czemu się tak wścieka o taką drobną niedogodność, ale odkąd przyjmowała hormony, jej ognisty charakter rudzielca jeszcze bardziej dawał o sobie znać. Nie tylko Januszek był wściekłym miedzianowłosym demonem, Klaudia raźno dotrzymywała mu kroku i biedny Kostek musiał uważać, by umykając przed złością żony, nie zostać ugryzionym w dupę przez mściwego Januszka.

– Mam cię! – krzyknęła triumfalnie dziewczyna, wygrzebując spod szafki test razem z toną kurzu, od którego aż zakręciło jej się w nosie. Klaudia zdecydowanie nie była demonem porządku.

Strzepnęła farfocle z kawałka plastiku, sprawdziła wynik i… W pierwszej chwili pomyślała, że w kurzu, który przed chwilą wzbiła w powietrze, musiały się już wytworzyć jakieś związki halucynogenne, bo chyba zaczęła widzieć podwójnie. Ale nie, dwie grube różowe kreski w okienku były równie prawdziwe jak leżąca obok miotła i zimne kafelki, na których siedziała wciąż Klaudia.

Z piskiem zerwała się i trzymając test w dłoni niczym sztandar, pobiegła do salonu, by uściskać Januszka, który wyraźnie zniesmaczony tym wybuchem czułości wyrwał się z jej objęć i na dokładkę ugryzł otumanioną szczęściem Klaudię w łydkę. Ta jednak jakby nigdy nic znów chwyciła go w objęcia i zaczęła tańczyć po pokoju, szepcząc czule w opuszczone gniewnie uszy kocura:

– Będę mamą, betoniarzu, i albo będziesz miły, albo nie kiwnę palcem, kiedy junior spróbuje wyrwać ci ogon.

Januszek spojrzał na nią zmrużonymi oczyma i z lekkim wstrętem polizał ją po ręce – chyba pierwszy raz w ich wspólnej karierze.

Luiza

Torsje targały jej drobnym ciałem raz po raz. Jakby postanowiły dręczyć ją tak długo, aż przyzna sama przed sobą, co się święci. Bo przecież wiedziała. Czuła to pod skórą. Widziała w lustrze swoje piersi, które nagle się zaokrągliły, a brodawki stały się szersze i wrażliwe. Nawet Beniamin wyczuł tę zmianę i ślinił się niemożebnie na widok pełnego biustu żony, choć zazwyczaj wykazywał niewielkie zainteresowanie jej osobą.

Przestań – napomniała się w myślach, przepłukując usta wodą. – Ben po prostu ma dużo pracy.

Znów go tłumaczyła. Tyle że jej mąż miał dokładnie tyle samo pracy co wcześniej. A może nawet mniej, skoro teraz miał pod sobą zastęp asystentów i menadżerów, którzy mogliby go wyręczyć w tak wielu sprawach. Gdyby mógł, pewnie przydzieliłby któremuś z nich zajmowanie się Luizą, zamkniętą w nowoczesnej willi na Woli Justowskiej niczym egzotyczny ptak w klatce. Oczywiście niedosłownie zamkniętą, ale im dłużej kobieta o tym myślała, tym bardziej czuła się jak zwierzę w potrzasku.

Rozważała nawet rozwód i już prawie złożyła papiery, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki ciąży. Czy to planowała? Absolutnie nie. Na palcach jednej ręki mogłaby policzyć, ile razy uprawiali seks w ciągu ostatnich miesięcy. Ale w głębi duszy cieszyła się z takiego obrotu spraw. Może ich związek znów stanie się pełny, gdy przestrzeń między oddalającymi się małżonkami wypełni dziecięcy śmiech?

Nie miała jednak czasu na rozmyślania, musiała zagęścić ruchy, by dotrzeć na czas do doktor Zapędowskiej. Ginekolożka liczyła sobie siedemset złotych każdorazowo, nawet jeśli pacjentka nie dotarła na wizytę, i choć dla Luizy siedem stów było jak siedem groszy, to jednak z domu rodzinnego wyniosła szacunek do pieniędzy, który nie pozwalał jej na taką lekkomyślność. Szkoda, że szacunek ten znikał, jak tylko Luiza przekraczała progi salonów Louis Vuitton albo Chanel.

Nałożyła pastę na szczoteczkę soniczną i zaczęła myć zęby, wsłuchując się w jej kojący szum. Mimowolnie spojrzała w swoje odbicie w lustrze i skrzywiła się na widok ciemnych cieni pod oczami. Dotrzymywały jej towarzystwa, odkąd zaczęły się pierwsze mdłości, i nie opuszczały posterunku nawet wtedy, gdy Luiza z uporem maniaczki nacierała skórę niebotycznie drogim kremem ze śluzu „z dupy ślimaka” – jak nazywała ekskluzywne specyfiki jej mama. Najwyraźniej nawet moc ślimaczej dupy ma swoje ograniczenia.

Piętnaście minut później Luiza już nieco bardziej przypominała samą siebie. Blond włosy, ścięte na modnego boba, błyszczały wygładzone prostownicą. Przy każdym ruchu roznosiły wokół aloesowy aromat mgiełki, jedynej, która nie wywoływała u niej teraz mdłości. Luiza uwielbiała perfumy, miała na ich punkcie obsesję. Przed każdym wyjściem z wielkim upodobaniem budowała zapach na swoim ciele. Co zabawne, prawdopodobnie przez to wybierała się właśnie do ginekolożki zamiast do spa, ale o tym za chwilę.

Nałożyła wełniany karmelowy płaszcz, a na stopy wsunęła ciepłe uggsy, nie przejmując się tym, że przy tak śliskiej podeszwie może wywinąć orła na lodzie i poważnie się uszkodzić. Jechała tylko do ginekolożki, a doktor Zapędowska miała podgrzewany podjazd, więc ryzyko było żadne.

Niewielki kluczyk obwieszony kilkoma błyszczącymi breloczkami ożywił stojące w garażu auto. Mimo że Luiza miała je już rok, nadal się uśmiechała, słysząc zmysłowy pomruk silnika. Uśmiech ten był jednak zaprawiony goryczą, bo luksusowy samochód był tak naprawdę wynagrodzeniem za noc spędzoną przez Bena poza domem. Noc, po której pachniał inną kobietą. Gdy następnego dnia podjechał pod dom nowiusieńkim mercedesem i z czarującym uśmiechem przekazał kluczyki żonie, Luiza wiedziała, że to rekompensata, która ma uciszyć jej zranione serce i sprawić, by nie zadawała pytań. Niestety od tego czasu prezentów wciąż przybywało, za to zainteresowanie Beniamina żoną proporcjonalnie malało.

Ledwie przekroczyła próg przychodni, a już recepcjonistka wzięła od niej płaszcz, zaproponowała coś do picia i poprowadziła ją do drzwi gabinetu.

Nie była ani trochę zdziwiona, gdy lekarka pokazała jej na ekranie ultrasonografu niewielki pęcherzyk. Doktor Zapędowska przyglądała się pacjentce, ostrożnie sondując, czy „cieszymy się z ciąży”, czy jednak nie bardzo. Sekundy mijały, a Luiza jak zaczarowana wpatrywała się w ciemny ekran i widoczną na nim szarą plamkę.

– Dziecko… – wyszeptała z przejęciem.

Wiedziała, że jest w ciąży, ale chyba dopiero zobaczenie tego na własne oczy sprawiło, że cała ta sprawa stała się dla niej o wiele bardziej realna.

– Z praktycznego punktu widzenia to dopiero zarodek… – zaczęła lekarka, ale urwała na widok łzy cieknącej po wymuskanym policzku Luizy.

Zamierzała zapytać, czy pacjentka chce zatrzymać ciążę, ale ten rozanielony wzrok, lekki uśmiech na twarzy i załzawione oczy widziała już wystarczająco wiele razy, by z góry wiedzieć, jaka będzie odpowiedź.

– Wygląda na to, że termin wypada dwudziestego czwartego września.

Dokładnie dziewięć miesięcy po Wigilii… – pomyślała Luiza i zaśmiała się w duchu. Cóż za ironia losu.

Lekarka nie przestawała mówić, ale Luiza nie słyszała ani jednego słowa. Myślami była nadal przy wieczorze, kiedy obwieściła mężowi, że się wyprowadza. Specjalnie na tę okazję zamiast drogich perfum Chanel do budowania zapachu wykorzystała feromony. Chciała, by niewierny mąż się kajał i z miejsca żałował, że zaniedbał taką kobietę jak ona. Nie sądziła jednak, że jego łzawe błagania podziałają na nią z równą siłą co jej zapach na Beniamina, a ich sypialnia, od dawna ziejąca chłodem, na powrót zamieni się w miłosne gniazdko.

Niestety wystarczyło tylko, by Ben upewnił się, że Luiza na razie go nie zostawi, a żar jego miłości zgasł równie szybko, jak się rozpalił. Ale teraz, gdy siedziała rozebrana od pasa w dół na fotelu doktor Zapędowskiej i znosiła nieprzyjemny ucisk głowicy aparatu do USG, Luiza nie mogła nie zastanawiać się, czy to naprawdę był przypadek, że zaszła w ciążę akurat wtedy, gdy najbardziej chciała odejść…

Tak czy siak, właśnie tego styczniowego poranka dowiedziała się, że zostanie mamą.

Lala

– Zalewasz – powiedział Krystian, patrząc na Lalę ze zmarszczonymi brwiami.

– Z technicznego punktu widzenia to ty zalałeś. A ja mówię zupełnie poważnie. – Lala rzuciła na stół trzy różne testy ciążowe. Zrobiła je wszystkie tego ranka, by się upewnić, że każdy z nich mówi to samo, co poprzednie dwa wykonane wczoraj.

– Po tym, jak spadłem z trzepaka, myślałem, że strzelam ślepakami – zarechotał nerwowo Krystian.

Wstał od stołu i zaczął krążyć po kuchni jak lew w klatce, najwyraźniej ostro coś rozkminiając. Lala oczami wyobraźni widziała, jak jego dwie szare komórki łapią się za mikrorączki i próbują rozbujać mózg na tyle, żeby faktycznie coś wymyślił. Milczała, nie chcąc przerywać tego szalonego i rzadko spotykanego u Krychy stanu zamyślenia.

Ta ciąża to tak w sumie wynikła z jej winy… No i wina ogólnie. W dużej ilości. Cisza przeciągała się i sprawiała, że atmosfera gęstniała jeszcze bardziej. Krystian może i był średnio rozgarnięty, ale nawet on musiał mieć świadomość, dlaczego do tego doszło. W końcu Lala nie wytrzymała ciszy.

– Co zrobimy? – zapytała, wyrywając Krystiana z tej szalonej galopady myśli.

– Wiesz… Ja nie mam nic przeciwko dzieciom tak w sumie. – Powiedział to takim tonem, jakby rozmawiali nie o dziecku, a o tapecie do przedpokoju.

– Ja chyba też nie, ale nie wyobrażałam sobie, że zajdę w ciążę… No wiesz, akurat z tobą.

Krystian machnął ręką lekceważąco.

– Daj spokój, Lalunia, trochę poszaleliśmy, ale nie ty pierwsza zaciążyłaś, bo przypadkiem wyrzygałaś tabletkę. Moja matka zawsze powtarza, że kiedy zaszła w ciążę ze mną, to była taka impreza, że powinienem się cieszyć, że nie szczekam.

Kiedy Lala patrzyła na jego przystojną twarz i pozbawione rozumu oczy, była nawet w stanie uwierzyć, że w tej historyjce jest ziarno prawdy. I choć ewidentnie ciąża z psem urągała prawom biologii, Lalę pocieszało to, że nie ona jedna popisała się w taki sposób.

– Mam już trzy dychy na karku, same nieudane związki na koncie i w najbliższym czasie brak perspektyw na coś poważniejszego – myślała na głos, ignorując fakt, że z każdym jej słowem Krystianowi rzednie mina.

Westchnęła, także wstała od stołu i ominęła stojącego przy kuchence Krystiana. Liczyła na to, że chłodna woda pomoże jej podjąć decyzję i ostudzi emocje.

– Chyba lepiej mieć dziecko z kimś, kogo szczerze się lubi, i potrafić pozostać z tą osobą w koleżeńskich stosunkach. To i tak więcej, niż może o sobie powiedzieć wiele par – mamrotała pod nosem.

– A jeszcze lepiej będzie, jak już weźmiemy ślub – powiedział nagle rozpromieniony Krystian.

Lala aż zakrztusiła się wodą.

– Krystuś, skąd pomysł, że ja bym w ogóle chciała wychodzić za ciebie za mąż? – zaprotestowała, odzyskawszy oddech.

– A czego tu miałabyś nie chcieć? – Wskazał na swoje wysportowane ciało i sugestywnie poruszył brwiami. – Wszystko to już na zawsze może być twoje, maleńka.

Lala po raz kolejny w ciągu ostatnich dziesięciu minut przewróciła oczami. Jasne, zawsze chciała założyć rodzinę, ale niekoniecznie taką, której częścią byłby Krystian. Tyle że najwyraźniej to nie był koncert życzeń, a Lala nie zamierzała zmarnować swojej szansy na macierzyństwo, kiedy jeszcze miała wystarczająco dużo siły, by się nim nacieszyć.

– Wiesz co… – zwróciła się do mężczyzny, który chwilowo zajęty był całowaniem napiętego bicepsu. – Myślę, że urodzę to dziecko… Pod warunkiem, że będziesz pomagał w wychowaniu i dokładał się do budżetu.

Oblicze Krystiana rozjaśnił uśmiech.

– Ma się rozumieć. Będę ojcem na medal – rzucił, wypinając do przodu pokaźną klatkę piersiową.

Nie był zbyt bystry, za to kochankiem był niesamowitym, i choć na pierwszy rzut oka nadawał się na ojca jak świnia na astronautę, Lala uznała, że warto spróbować. Uznała za dobry znak to, że po pierwszym szoku zareagował dość entuzjastycznie. Mógł przecież wyjść po mleko i nigdy nie wrócić.

Krystian złapał zamyśloną Lalę za biodra, ukląkł przed nią i z rozanieloną miną przyłożył ucho do wciąż płaskiego brzucha.

– Rozkręcam nowy biznes i jeśli to wypali, będę się podcierać dolcami – zadeklarował, niezrażony tym, że brwi Lali powędrowały aż pod linię włosów, a na jej usta wypłynął drwiący uśmieszek. – Przyda mi się dziedzic, który przejmie moje imperium.

Ledwie powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Krystian pracował w rodzinnej firmie jako stolarz. Od dawna mówił, że chce otworzyć coś swojego, bo ma dość trocin we włosach… Ale ten nowy biznes miał chyba konkurować przynajmniej z Microsoftem, skoro Krystek jeszcze dobrze nie zaczął, a już potrzebował dziedzica.

Mężczyzna wstał z klęczek, wyciągnął dłoń i pieszczotliwie pogładził policzek Lali. Choć był głąbem, miał magiczne dłonie… i nie tylko. Możliwe, że tylko dlatego udało mu się utrzymać ten półroczny romans z Lalą – gdyby nie jego atrybuty i łóżkowe zdolności, pogoniłaby go, jak tylko otworzył usta. Odepchnęła jednak dłonie Krystiana. Nie zamierzała go zwodzić i bawić się z nim w rodzinkę. Nie zamierzała nigdy wychodzić za niego za mąż, nawet jeśli między nimi pojawił się nierozerwalny węzeł w postaci dziecka. Wierzyła, że jakoś uda im się to ogarnąć. A na pewno była gotowa spróbować.

I choć Lalę ogarniała lekka panika na myśl o tym, jak wiele się zmieni w jej życiu, nic nie mogło przyćmić faktu, że tego ranka, siedząc przy kuchennym stole, dowiedziała się, że zostanie mamą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: