Maxima culpa. Co Kościół ukrywa o Janie Pawle II - ebook
Maxima culpa. Co Kościół ukrywa o Janie Pawle II - ebook
Czy Karol Wojtyła wiedział o pedofilii wśród księży, zanim został papieżem? Czy pomagał im uniknąć odpowiedzialności?
Odpowiedź niestety brzmi: tak. Znał problem z czasów, kiedy był arcybiskupem krakowskim.
Jeszcze jako biskup krakowski Karol Wojtyła nieraz stał oko w oko z księżmi, którzy przyznawali się do molestowania dzieci. Nie mógł więc myśleć, że oskarżenia wobec nich są fałszywe. A mimo to wielokrotnemu recydywiście Surgentowi, jak i wielokrotnemu gwałcicielowi Lorancowi przyszły papież pozwolił pozostać duszpasterzami. Surgentowi nawet z zachowaniem prawa do nauczania religii. Bolesławowi Sadusiowi pomógł uniknąć odpowiedzialności przenosząc za granicę, gdzie rozkwitła jego kariera.
A może to wszystko ubeckie prowokacje, które miały skompromitować kościół i przyszłego papieża? Nic nie wskazuje na to, by komuniści preparowali dowody obciążające tych duchownych. Przeciwnie: księża nieraz unikali procesów, chociaż milicja i SB miały przeciwko nim twarde dowody. Władzy nie udawało się propagandowo wykorzystywać oskarżeń o pedofilię właśnie dlatego, że Kościół odrzucał je jako rzekome prowokacje.
Ekke Overbeek, autor głośnej książki „Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią”, wprowadza nas za kulisy swojego śledztwa na temat odpowiedzialności metropolity krakowskiego za tuszowanie pedofilii wśród podległych mu duchownych. Śledzi dokumenty, które przetrwały w archiwach, ale dociera też do miejsc, w których miały miejsce skandale sprzed lat i ich ofiar. Opisuje zbiorową amnezję, która ogarnęła "źle dotkniętych", ale zadaje też pytania, czy w świetle zgromadzonych dowód da się utrzymać tezę o dobrym, oszukiwanym przez watykańskich urzędników papieżu, który bardzo długo nic nie wiedział o patologiach, które trawią kościół.
Niesprawiedliwością byłoby jednak przedstawianie Jana Pawła II jako jedynego sprawcy wszelkiego zła. Sam był dzieckiem swoich czasów, swojego kraju i swojego Kościoła.
Do molestowania dzieci na taką skalę potrzebne było społeczeństwo – autorytarne, zastraszone i przemocowe. W tym, niezamierzonym, znaczeniu Jan Paweł II miał rację, mówiąc, że „społeczeństwo jako całość” ponosi odpowiedzialność za molestowanie dzieci w Kościele.
Ekke Overbeek jest wieloletnim korespondentem w Europie Centralnej dla gazety Trouw i innych niderlandzkich mediów. Już w 2013 roku ukazała się jego książka ‘Lękajcie się; ofiary pedofilii w polskim kościele mówią’, która otworzyła oczy na fakt, że kościół katolicki w Polsce ukrywa prawdę o skali nadużyć seksualnych wobec dzieci. Jest również ko-autorem pierwszego filmu na temat pedofilii w polskim kościele: ‘Silence in the shadow of John Paul II’ (2013)
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-4154-5 |
Rozmiar pliku: | 1 011 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SURVIVOR: You guys have to understand: this is big. This is not just Boston. This is the whole country. This is the whole world. And it goes right to the Vatican!
JOURNALIST: Do you have any proof?
SURVIVOR: Not yet.
Wprowadzenie. Rozdarcie Franciszka
Franciszek niecały rok był papieżem, gdy w niedzielę 27 kwietnia 2014 roku kanonizował Jana Pawła II. Asystował przy tym jego poprzednik, emerytowana głowa Kościoła Benedykt XVI, który trzy lata wcześniej beatyfikował polskiego papieża. Oto spektakl, jakiego świat nie widział: dwóch papieży kanonizuje papieża. Do tego w rekordowym tempie – świeżo upieczony święty zmarł niecałe dziesięć lat wcześniej. Santo subito! – Święty natychmiast! – wołał tłum po śmierci Jana Pawła II. Lud Boży dostał to, czego chciał.
Tymczasem krytycy alarmowali: papież Jan Paweł II był współodpowiedzialny za tuszowanie skandali pedofilskich od prawie czterdziestu lat siejących spustoszenie w Kościele. Można bez przesady mówić o największym kryzysie w Kościele katolickim od czasów reformacji. Nie powinno więc dziwić pytanie o odpowiedzialność człowieka, który był jego głową przez większość tego okresu. Zadawała je między innymi śp. Barbara Blaine, założycielka SNAP – Survivors Network of those Abused by Priests, amerykańskiej sieci wspierania osób seksualnie wykorzystywanych przez duchownych. Tuż przed rozpoczęciem ceremonii beatyfikacji, którą uważała za skandal, stojąc na placu Świętego Piotra w Rzymie, mówiła: „Jan Paweł II mógł powstrzymać przemoc, ale nie chciał tego zrobić. Dla niego reputacja kościelnych dostojników była ważniejsza niż chronienie dzieci”.
Na całym świecie powstały organizacje typu SNAP, bo nie ma kraju o liczącej się społeczności katolickiej, w którym duchowni nie byliby sprawcami nadużyć seksualnych wobec nieletnich. Nie wiemy, o ilu dziesiątkach czy setkach tysięcy ofiar mówimy, ponieważ tylko w krajach anglosaskich oraz w północno-zachodniej Europie zmuszono Kościół do otwarcia archiwów, co umożliwiło zbadanie skali przestępstw.
Liczby przerażają. Raport Johna Jaya z 2004 roku pokazał, że w USA w latach 1950-2002 o nadużycia seksualne zostało oskarżonych 4392 duchownych, czyli 4 procent ówczesnego kleru. W miarę pojawiania się nowych danych liczby te wzrosły. W Niemczech komisja działająca we współpracy z Kościołem ustaliła, że od 1946 do 2014 roku o czyny seksualne wobec nieletnich oskarżono 1670 duchownych – 4,4 procent kleru. Ale i te liczby rosną wraz z pojawianiem się nowych raportów. Badania zakończone w 2021 roku we Francji wykazały, że od roku 1950 ofiarą seksualnych nadużyć księży mogło tam paść 216 tysięcy nieletnich. I można tak wymieniać dalej: Irlandia, Australia, Holandia, Belgia...
Wszędzie tam, gdzie sprawę zbadano, wyniki były podobne. Na razie możemy się tylko domyślać, jakie byłyby w krajach tak bardzo katolickich jak Hiszpania, Włochy, Portugalia czy Polska, gdzie nie doszło jeszcze do systematycznych badań skali nadużyć. I bez tego jednak wiadomo, że kryzys wymknął się spod kontroli w trakcie długiego pontyfikatu Jana Pawła II. Czy rozsądna była decyzja, aby tego papieża ogłosić świętym, podczas gdy jego udział w cierpieniu tak wielu nie został wyjaśniony?
Papież Franciszek odrzucił wątpliwości i krytykę. Wyniósł polskiego papieża na ołtarze po przypisaniu mu dwóch „cudownych” uzdrowień post mortem – za sprawą nieżyjącego papieża miały zniknąć nieuleczalne choroby. Z powodu tych „interwencji” ogłoszono go świętym. Ofiary molestowania w Kościele zadają sobie pytanie, dlaczego nie mógł interweniować za życia, by położyć kres ich cierpieniom.
Wkrótce po kanonizacji Jana Pawła II papież Franciszek obiecał wykorzenić molestowanie seksualne w Kościele. „Potwierdzam raz jeszcze, że ofiary wszelkich nadużyć są mi bliskie. Kościół uczyni wszystko, aby wykorzenić to zło”, powtórzył pod koniec roku 2020. Spotkał się z dużym oporem wewnątrz instytucji, jednak paroma sukcesami może się pochwalić:
W 2014 roku, dwa miesiące po kanonizacji Jana Pawła II, polski arcybiskup Józef Wesołowski został wydalony ze stanu kapłańskiego, po tym jak oskarżenie go o molestowanie seksualne uznano za wiarygodne.
W 2016 roku papież Franciszek stworzył nowe przepisy umożliwiające karanie biskupów, którzy ukrywali księży sprawców.
W 2018 roku Franciszek wydalił ze stanu kapłańskiego dwóch chilijskich biskupów winnych wykorzystywania seksualnego nieletnich. Wcześniej zmusił do rezygnacji cały chilijski episkopat.
W 2019 roku godność kapłańską utracił amerykański kardynał Theodore McCarrick oskarżony o molestowanie seksualne. Rok później Watykan opublikował raport obszernie omawiający genezę sprawy McCarricka.
Od niedawna karząca ręka Watykanu dosięga również hierarchów w Polsce. W rzeczywistości jest to jednak ręka raczej głaszcząca – czterech hierarchów ukarano grzywną i innymi lekkimi sankcjami.
Łagodność Franciszka wobec polskich biskupów, których udział w tuszowaniu nadużyć seksualnych został szeroko udokumentowany, ostro kontrastuje z jego własną obietnicą, że nie tylko ci, którzy molestowali, lecz także ci, którzy chronili molestujących, poniosą odpowiedzialność. Karane będzie zarówno zaprzeczanie przestępstwom pedofilskim kleru, jak i ich tuszowanie – zapewnia. „Wiarygodność Kościoła została poważnie podważona i osłabiona przez te grzechy i przestępstwa, a zwłaszcza przez próby ich negowania lub tuszowania”, przyznaje papież.
Piękne słowa, ale czyny są mniej przekonujące. Gdy tylko pojawia się imię Jana Pawła II, Franciszek się zatrzymuje. Nietrudno zrozumieć dlaczego: papież Franciszek jest rozdarty. Aby odbudować wiarygodność Kościoła, musi ukarać negowanie i tuszowanie przestępstw seksualnych, ale robiąc to, naraża na szwank reputację Jana Pawła II oskarżanego dokładnie o to samo – o zaprzeczanie przestępstwom seksualnym i o ich tuszowanie.
Franciszek nie dopuszcza żadnej krytyki pod adresem Jana Pawła II, pozostaje on dla niego „wielkim świadkiem wiary, wielkim człowiekiem modlitwy, pewnym przewodnikiem dla Kościoła w czasach wielkich zmian”. W obronie Jana Pawła II obecny papież używa dwóch argumentów, które będziemy badać w tej książce.
Po pierwsze: brak wiedzy. Jan Paweł II nie wiedział o molestowaniu. „Również Jana Pawła II wprowadzono w błąd, to jest pewne”, stwierdził Franciszek. Nie był informowany, informacje nie docierały do niego, informacje były przed nim ukrywane, a kiedy wreszcie do niego dotarły, był już ciężko chory i nie był w stanie zareagować. Krótko mówiąc – nie wiedział. Niektórzy widzą w tym nawet dodatkowy dowód jego świętości: on był tak czysty, że nie mógł sobie wyobrazić czegoś tak nikczemnego jak seksualne wykorzystywanie dzieci.
Po drugie: jego polskie pochodzenie uniemożliwiło mu rozpoznanie sytuacji. Franciszek ujął to tak: „Trzeba postawę Jana Pawła II rozumieć, bo pochodził z zamkniętego świata za żelazną kurtyną, gdzie panował komunizm. Tam panowała postawa defensywna. On znał tysiące rzeczy z tamtego świata. Musimy dobrze rozumieć, że nikt nie może podważać świętości tego człowieka i jego dobrej woli. On był wielki”. Inni obrońcy polskiego papieża precyzują ten argument: komuniści fałszywie oskarżali księży o pedofilię, takie Karol Wojtyła miał doświadczenia jako arcybiskup Krakowa i dlatego jako papież nie mógł wierzyć w podobne oskarżenia. Pochodził zza żelaznej kurtyny, gdzie Kościół prześladowano, i przez ten pryzmat patrzył na cały świat.
Proponuję, abyśmy zajrzeli za dawną żelazną kurtynę, by się przekonać, czy te argumenty wytrzymują próbę krytyki.
W tej książce stawiam proste, podstawowe pytanie: Czy Karol Wojtyła wiedział o molestowaniu nieletnich przez duchownych, zanim został papieżem? Odpowiedź musi brzmieć: tak albo nie. Tertium non datur.
Mógłby ktoś powiedzieć: to stare dzieje. Po co się tym zajmować? Dlaczego mam czytać historie sprzed pół wieku o jakichś księżach w kraju, którego już nie ma, w PRL-u? Ano dlatego, że te „stare dzieje” mają przełożenie na dzisiejsze życie. Dlatego, że setki tysięcy ofiar księży nie doczekały się sprawiedliwości. Dlatego, że skandale seksualne nadal niszczą Kościół. Nadal w wielu krajach, nie tylko w Polsce, Kościół tuszuje przestępstwa duchownych. Co więcej, obecny papież zdaje się brać udział w tym tuszowaniu, gdy chodzi o Jana Pawła II.
Od lat 80. ofiary i ich prawnicy próbowali udowodnić odpowiedzialność Watykanu i samego Jana Pawła II za ukrywanie przestępstw seksualnych. Nigdy się to nie udało. Największe skandale – z udziałem Groëra, Degollado, McCarricka – wybuchły pod koniec jego pontyfikatu. Kościół może więc utrzymywać, że świadomość powagi sytuacji zyskał papież dopiero wtedy, gdy nie miał już możliwości skutecznego działania.
Stawka przyjrzenia się polskim „starym dziejom” jest więc wysoka. Bo co, jeżeli znajdą się świadectwa, że nie tylko wiedział, ale że wiedział dużo wcześniej, niż dotąd podejrzewano? I co, jeżeli się okaże, że nie dość, iż wiedział o molestowaniu nieletnich, to jeszcze przenosił sprawców na kolejne stanowiska kościelne? Albo jeszcze gorzej: co, jeżeli się okaże, że sam brał udział w tuszowaniu przestępstw seksualnych? Nawet najbardziej zagorzali obrońcy Jana Pawła II musieliby uznać jego współodpowiedzialność za przypadki molestowania.
Jednak stawka jest jeszcze większa. Polskie archiwa i świadectwa mówią wiele nie tylko o polskim papieżu, ale także o papieżu Franciszku. Bo jeżeli Jan Paweł II tuszował przestępstwa seksualne, to jak nazwać usiłowania obecnego papieża, by ten fakt nie ujrzał światła dziennego? W ostatnich latach to właśnie się dzieje – Franciszek okazuje wyjątkową pobłażliwość wobec polskich hierarchów podejrzanych o tuszowanie pedofilii. Znamienny jest tu przypadek kardynała Dziwisza, który przez większość życia był osobistym sekretarzem Jana Pawła II.
Już w 2010 roku dziennikarz watykanista John Allen porównał hierarchów Kościoła – samych zaufanych ludzi Jana Pawła II – do kostek domina: każdy zdemaskowany hierarcha pociągnie za sobą kolejnego: „To nie jest tak, że ci ludzie, Sodano, Castrillón i tak dalej, działali w próżni. Zostali umieszczeni na tych stanowiskach przez Jana Pawła II i podejmowali decyzje w jego imieniu. Myślę, że w Stolicy Apostolskiej rozumieją, że kiedy te kostki domina zaczną się przewracać... Castrillón upadł pierwszy. Odcięli się od niego. Teraz Sodano jest na krawędzi; to następny klocek domina, który się przewróci. Myślę, że istnieje obawa, że kolejnym może być kardynał Stanisław Dziwisz z Krakowa ; mogą paść trudne pytania o rolę, jaką odegrał. A jeśli ostatecznie i ten klocek domina się przewróci, to skończymy na samym papieżu”.
Od słów Allana minęło ponad dziesięć lat. Przyszła kolej na Stanisława Dziwisza, prywatnego sekretarza Jana Pawła II. Jego rola w chronieniu notorycznych drapieżników seksualnych, takich jak meksykański duchowny Marcial Maciel Degollado czy amerykański kardynał Theodore McCarrick, nigdy nie została wyjaśniona. Później, gdy po śmierci Jana Pawła II został arcybiskupem Krakowa, Dziwisz nie wyjaśnił skarg na siedmiu polskich duchownych. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który złożył owe skargi wraz z dowodami, ma wszystkie kopie przekazanych dokumentów, a Dziwisz zaprzecza, by cokolwiek otrzymał. Ofiara jednego z domniemanych sprawców raz po raz opowiada swoją historię w telewizji, a Dziwisz odmawia spotkania.
I według papieża Franciszka dobrze robi. W czerwcu 2021 roku papież wysłał do Polski kardynała Angela Bagnasco. Miał zbadać zarzuty wobec Dziwisza. „Wiele wskazuje na to, że czeka nas trzęsienie ziemi” – napisał Tomasz Terlikowski, polski komentator spraw kościelnych. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Kardynał Bagnasco nie rozmawiał z ofiarami. Wrócił do Rzymu, a konkluzja jego „śledztwa” brzmiała: „Analiza zebranej dokumentacji pozwoliła ocenić te działania kard. Stanisława Dziwisza jako prawidłowe i w związku z tym Stolica Apostolska postanowiła dalej nie procedować”. Przekaz był jasny: nie tykamy polskich afer.
To, że papież Franciszek boi się wyjaśniania skandali pedofilskich w polskim Kościele, stało się jasne również przy okazji wizyty ad limina polskich biskupów w Watykanie w listopadzie 2021 roku. Według biskupów rozmawiano z Franciszkiem na różne tematy: migracja, pandemia i „kryzys wiarygodności Kościoła”, „kryzys małżeństwa, rodziny oraz młodzież”, Światowe Dni Młodzieży i synod. O seksualnych przestępstwach ani słowa. Według kościelnego portalu Opoka ta kwestia została jednak poruszona: „Odnośnie przestępstw seksualnych i »zaniedbań« biskupów w tym obszarze papież zwrócił uwagę, że jest to problem, z którym biskupi muszą sami sobie poradzić”.
Innymi słowy papież Franciszek uważa, że biskupi podejrzani o tuszowanie seksualnych przestępstw swoich podwładnych powinni sami wyjaśnić swoje „zaniedbania”. Według Franciszka polscy biskupi mogą być sędziami we własnej sprawie.
Czyli nic nie zostanie wyjaśnione. I właśnie o to chodzi. Wyjaśnienie, jak i od kiedy polscy biskupi tuszowali przypadki molestowania seksualnego, nieuchronnie prowadziłoby do pytań o rolę samego Jana Pawła II.
Kolejny dowód na to, że papież Franciszek nie chce, żeby brudy Kościoła wyszły na jaw, pojawił się w styczniu 2022 roku, kiedy „Rzeczpospolita” dotarła do instrukcji Stolicy Apostolskiej skierowanej miesiąc wcześniej do polskich biskupów. W tej instrukcji Watykan zabrania udostępniania kościelnych akt sądom i prokuraturze. Oznacza to, że polski wymiar sprawiedliwości nie dostanie od diecezji żadnych dokumentów odnoszących się do postępowań kanonicznych dotyczących seksualnego wykorzystywania nieletnich przez księży ani nawet kopii tych akt. Polska musi o nie prosić Watykan drogą dyplomatyczną, co mocno utrudnia i spowalnia śledztwa.
Procedura utrudniająca dochodzenie obowiązuje zresztą nie tylko w Polsce. Tak jak inne decyzje papieża Franciszka. Krótko po objęciu Stolicy Piotrowej zmienił zasady funkcjonowania Kongregacji Nauki Wiary, która od 2001 roku ma rozpatrywać wszystkie oskarżenia o molestowanie seksualne przez duchownych. Od 2014 roku przy Kongregacji działa rodzaj sądu rewizyjnego. Franciszek dał księżom skazanym za nadużycia seksualne dodatkową możliwość odwołania się od wyroku. Rezultat opisała włoska watykanistka Franca Giansoldati: „Większość decyzji, które zostały podjęte w odniesieniu do księży włoskich, jest korzystna dla skazanych. Co oznacza, że nawet kapłan skazany i sprowadzony do stanu świeckiego odwołuje się i odwraca wyrok, odzyskuje status kapłański i nadal pracuje jako kapłan. Praktycznie wszystkie wyroki dotyczące włoskich księży zostały anulowane i tylko bardzo nieliczne potwierdziły wydalenie ze stanu kapłańskiego”.
Zapytana, dlaczego Watykan nie tyka polskich spraw, Giansoldati powiedziała: „Polska to problem duży jak stodoła. Bo Polska to kraj Jana Pawła II, to ojczyzna Jana Pawła II, który jest święty. Czy pamiętasz Santo subito? Zbyt szybko zrobili świętym tego papieża”.
Sam Franciszek, podobnie jak jego poprzednik Benedykt XVI, został już dawno „zlustrowany”, czy przypadkiem jako arcybiskup nie tuszował przestępstw seksualnych. Ale Jan Paweł II nie. I Franciszek wyraźnie nie chce, aby ktokolwiek grzebał w przeszłości polskiego papieża – i w ogóle w przeszłości polskiego Kościoła. Jest świadom, że tropy prowadzą do człowieka, którego sam ogłosił świętym? Odpowiedź na pytanie, czy Karol Wojtyła wiedział o molestowaniu w Kościele, zanim został papieżem, z całą pewnością dotyczy obecnego papieża, obecnego Kościoła i ma dalekosiężne znaczenie.
Mało brakowało, a to pytanie pozostałoby bez odpowiedzi. Po opublikowaniu w lutym 2013 roku książki Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią zastanawiałem się, jak dalej pociągnąć temat. Skierowałem uwagę na księży sprawców i znalazłem ich we wszystkich zakątkach Polski. Z tego okresu pochodzą rozmowy zamieszczone w rozdziale drugim. Po jakimś czasie, gdy polscy dziennikarze zaczęli śmielej podchodzić do tematu molestowania w Kościele, zadałem sobie pytanie: dlaczego ja, korespondent niderlandzkich mediów, miałbym się nadal tym zajmować? Zauważyłem jednak, że unikano pytań o rolę Jana Pawła II, prawie wszyscy jakby bezkrytycznie powtarzali historyjkę o dobrym carze i złych bojarach, tyle że w wersji kościelnej: dobry papież, źli kardynałowie. Jakby nie chciano dopuścić myśli, że król może być nagi. Powiedziałem sobie: sprawdzam. I tak, wobec braku dostępu do archiwów kościelnych, na długie lata utknąłem w Instytucie Pamięci Narodowej, gdzie są przechowywane pozostałości archiwum dawnej Służby Bezpieczeństwa.
Błądziłem w labiryncie zakurzonych teczek jak dziecko we mgle.
Aż jesienią 2019 roku stwierdziłem, że dość – znalazłem dużo ciekawych informacji o Kościele w PRL-u, ale o molestowaniu nieletnich tyle co nic. Poza tym zasoby archiwum IPN-u badało już tylu naukowców... Może szukam czegoś, czego nie ma? Skoro jednak pracownicy Instytutu ściągnęli dla mnie jeszcze parę teczek z Krakowa, głupio byłoby ich nie przejrzeć, choćby z grzeczności. I tak usiadłem – po raz ostatni, jak sądziłem – w czytelni IPN-u. Listopadowe popołudnie, na dworze deszcz i ciemność, a na biurku już tylko trzy teczki. Otwieram przedostatnią, a tu niespodzianka: informacja o molestowaniu dziewczynek przez księdza Lenarta (rozdział szósty). Było to na godzinę przed zamknięciem czytelni i całego mojego projektu. Można to nazwać uśmiechem losu lub palcem bożym. Jak kto woli.
Historia księdza Lenarta w porównaniu z przypadkami, które znalazłem potem, może wydawać się mniej znacząca, ale w tamtym momencie dała mi przekonanie, że jestem na właściwym tropie i że nie powinienem się poddawać.
Niecały rok po znalezieniu świadectw poczynań księdza Lenarta znalazłem akta procesowe księży Loranca i Surgenta (rozdziały siódmy i ósmy), a gdy pierwsza wersja książki była gotowa i rozglądałem się za wydawcą, trafiłem na historię księdza Sadusia (rozdział dziewiąty), co mocno opóźniło publikację, ale uczyniło materiał dowodowy jeszcze mocniejszym.
Archiwum SB bywało źródłem wielkich kontrowersji. Jednak to, że jakaś organizacja odegrała złowrogą rolę, nie wyklucza jej spadku materialnego jako historycznego źródła. Nieporozumieniem jest bowiem przekonanie, że esbeckie papiery zawierają same kłamstwa. Pierwszym zadaniem każdej służby specjalnej, niezależnie od systemu politycznego, jest zbieranie jak najpewniejszych informacji. SB nie była wyjątkiem. Owszem, esbecy podrabiali dokumenty i organizowali prowokacje, chcąc osiągnąć „cele operacyjne”, ale żeby takie fałszywki były skuteczne, musiały bazować na sprawdzonych danych.
Konfrontowałem informacje zebrane przez SB z pamięcią żywych ludzi. Wiele z tego, co wyczytałem, udało się potwierdzić. O prawdziwości historii zapisanych w dokumentach świadczą też liczne, często banalne, szczegóły zapamiętane przez uczestników lub świadków tamtych wydarzeń, a pokrywające się z tym, co wiedziała SB.
Należy też podkreślić, że wymienienie kogoś w teczkach SB jako „tajnego współpracownika” – TW – nie musi oznaczać, że był świadomym informatorem. Ale dla tej książki nie ma to znaczenia. Nie o lustrację tu chodzi, tylko o treść informacji.
Pracownicy SB i MO nie byli literatami. Ich raporty pisane są dość drętwym językiem, nieraz z błędami ortograficznymi i interpunkcyjnymi. Na ogół je poprawiałem, żeby niepotrzebnie nie męczyć czytelników. Tu i ówdzie dodałem w klamrach wyjaśnienia. Skróty, o ile wydały mi się czytelne, zostawiłem. Niektóre informacje wygnałem do przypisów, aby głównego tekstu nadmiernie nie obciążyć.
Starałem się ograniczyć do sedna sprawy. Ta książka nie jest monografią trwającego ponad ćwierć wieku pontyfikatu ani monografią kryzysu na tle nadużyć seksualnych w tym okresie. Nie wchodzę w dyskusje na społecznie wrażliwe tematy, takie jak: aborcja, celibat, moralność seksualna, kapłaństwo kobiet, antykoncepcja lub eutanazja, mimo że istnieje wyraźny związek między stosunkiem Wojtyły do tych spraw a jego podejściem do skandali seksualnych. Nie zostanie tu również przedstawiona rola Jana Pawła II w obaleniu komunizmu w Europie Wschodniej. Nie zamierzam obszernie omawiać przyczyn seksafer ani ich tuszowania na wielką skalę. Milczenie, odwracanie wzroku i victim blaming nie będą tu obiektem obszernej analizy. Pytania, dlaczego Jan Paweł II pozostał bierny w obliczu skandali seksualnych, które dewastowały jego Kościół, też tu nie zadaję. Ta książka w żaden sposób nie dotyczy też świętości lub nieświętości polskiego papieża. Świętość i potrzebne do tego cuda nie są domeną dziennikarstwa śledczego ani badań naukowych, ponieważ nie dotyczą faktów, tylko wiary. A głównym celem tej książki jest ustalenie faktów. Innymi tematami będzie można się zająć, gdy poznamy odpowiedź na pytanie, co wiedział Jan Paweł II, a tym samym – w jakiej mierze był odpowiedzialny za cierpienie ofiar.
Książka zaczyna się tam, „gdzie wszystko się zaczęło”, to znaczy w Wadowicach, miejscu urodzenia polskiego papieża. Opisując przypadek molestowania seksualnego w tym mieście, pokazuję, jak blisko polskiego papieża – fizycznie i mentalnie – molestowanie miało miejsce. Nieodparte wrażenie, że musiał wiedzieć, co czynią jego księża, potęguje się w rozdziale drugim, dotyczącym kardynała Dziwisza. Sposób, w jaki ten najwierniejszy z wiernych traktował księży molestantów i ich ofiary, kiedy po śmierci Jana Pawła II zarządzał archidiecezją krakowską, mówi wiele o samym Wojtyle.
W rozdziałach trzecim i czwartym opuścimy na moment Polskę, by przypomnieć światowy wymiar kryzysu w Kościele. Z rozdziału trzeciego dowiemy się, jak w marcu 1985 roku Jan Paweł II został poinformowany o nadużyciach seksualnych swoich amerykańskich podwładnych oraz jak w kolejnych latach reagował na rozlewający się kryzys. Według przytoczonej w czwartym rozdziale argumentacji obrońców papieża z faktu, że w marcu 1985 roku papież się dowiedział, nie wolno wyciągać wniosku, że był współodpowiedzialny za cierpienia zadawane dzieciom w następnych latach. Wszystkie ich argumenty można streścić w dwóch słowach: nie wiedział.
Aby to „nie wiedział” zweryfikować lub sfalsyfikować, wrócimy do Polski, do Krakowa czasów, kiedy Karol Wojtyła rządził tam jako arcybiskup. Rozdział piąty uzbroi czytelnika w podstawową wiedzę o funkcjonowaniu w PRL-u Kościoła katolickiego i Służby Bezpieczeństwa. Następne cztery rozdziały: Przeniesienie, Wybaczenie, Recydywa i Ucieczka, stanowią trzon tej książki. Są to historie czterech księży z archidiecezji krakowskiej, które Karol Wojtyła znał i w których odegrał rolę.
Na szczególną uwagę zasługuje rozdział dziewiąty pod tytułem Ucieczka. Śledząc ścieżkę życia księdza Bolesława Sadusia, trafiłem na niespodziankę. Okazało się, że (anty)bohater mojej opowieści miał dobry kontakt z Hermannem Groërem, zanim ten został przez Jana Pawła II mianowany arcybiskupem Wiednia. Wkrótce po tej nominacji wybuchła jedna z największych afer pedofilskich w Kościele, gdy wyszło na jaw, że Groër przez lata molestował nieletnich i młodych dorosłych. Wiele wskazuje na to, że ten skandal był częściowo konsekwencją wcześniejszej decyzji Jana Pawła II o wysłaniu do Austrii księdza Sadusia, aby ukryć jego przestępstwa seksualne popełniane w Krakowie.
Trzy końcowe rozdziały pokażą, że historie opisane w rozdziałach Przeniesienie, Wybaczenie, Recydywa i Ucieczka nie są wyjątkowe, wręcz przeciwnie – są niczym wierzchołek góry lodowej, której ślady znaleźć można w ocalałych dokumentach. Wszyscy, którzy wątpiliby w wiarygodność wykorzystanych w książce źródeł, znajdą odpowiedź na pytanie, czy SB fałszywie oskarżała księży o niecne czyny wobec nieletnich, po czym zobaczymy, że molestowanie seksualne w Kościele trwało w Polsce na długo przed oskarżeniem pierwszego księdza pedofila w Stanach Zjednoczonych. W konkluzji wrócimy do pytań o współodpowiedzialność Jana Pawła II oraz jej tuszowanie przez papieża Franciszka.
W książce Lękajcie się wykazałem – na podstawie skąpych informacji, jakie wtedy były dostępne – że również w Polsce Kościół katolicki konsekwentnie ukrywa przestępstwa wobec dzieci i młodzieży. To, co wówczas było obrazoburczą nowością, przez ostatnie dziesięć lat stało się wiedzą powszechną. Mimo to nie ucichły oskarżenia z kręgów kościelnych pod adresem dziennikarzy, jakobyśmy prowadzili jakąś wojnę z Kościołem. Czuję się w obowiązku po raz kolejny włożyć te oskarżenia między bajki.
Po pierwsze, to nieprawda, że dziennikarze nieproporcjonalnie dużo uwagi poświęcają nadużyciom w kręgach kościelnych. Wprawdzie, mierząc w liczbach bezwzględnych, do nadużyć seksualnych wobec nieletnich dużo częściej dochodzi poza Kościołem niż w Kościele, ale duchownych jest w Polsce niecałe trzydzieści tysięcy, gdy cała męska populacja liczy około osiemnastu milionów. Za to wszędzie na świecie molestujący stanowią kilka procent kleru, wielokrotnie więcej niż w całej populacji.
Po drugie, księża katoliccy głoszą surową moralność seksualną, a przy tym mają władzę. Według samego Kościoła: „Zgorszenie nabiera szczególnego ciężaru ze względu na autorytet tych, którzy je powodują, lub słabość tych, którzy go doznają”.
Po trzecie, Kościół rzymskokatolicki bardzo skutecznie i na wielką skalę ukrywał przestępstwa seksualne. I w niektórych krajach, między innymi w ojczyźnie Jana Pawła II, robi to nadal.
Po książce Lękajcie się nastąpił w Polsce wysyp artykułów, książek i filmów dokumentalnych, powstał film fabularny Kler o molestowaniu seksualnym w Kościele. To głównie dzięki filmom temat trafił pod strzechy. Ale jedno tabu pozostało: Jan Paweł II.
Polska nadal żyje w cieniu Jana Pawła II. Papież, który zaczął swój pontyfikat od słów „Nie lękajcie się” i który powtarzał, że prawda nas wyzwoli, budzi lęk u tych, którzy szukają prawdy. Dopiero teraz, gdy piszę te słowa, pojawiła się w TVN seria dobrze zrobionych reportaży Marcina Gutowskiego o tym, co świat wie od dawna: są bardzo mocne podejrzenia, że Jan Paweł II wiedział o molestowaniu nieletnich, ale nie reagował. To dobry moment, by pójść krok dalej i zajrzeć do polskich źródeł.
Mam nadzieję, że ta książka urealni postać papieża Polaka, nie tylko nad Wisłą.1. Wadowice
Minęło prawie czterdzieści lat, a Sławkowi Mastkowi wciąż trudno opowiedzieć, co mu się przytrafiło w roku szkolnym 1980/1981. Wspomina, jak poszedł z księdzem Kałwą, opiekunem ministrantów, do domu katechetycznego, katolickiego.
– I tam właśnie przyszedł ksiądz Piotrowski. On się tak do mnie dostawił. Włożył mi rękę pod majtki, do moich genitaliów. Ksiądz Kałwa mówił: Co ty robisz? Wyciągnął rękę, a ja rozpłakałem się i uciekłem stamtąd do domu.
Świadectw seksualnych nadużyć popełnionych przez duchownych jest dużo, ale rzadko się zdarza, by ksiądz dopuścił się molestowania w obecności innego księdza. Chwycił za członek chłopca, gdy obok stał jego kolega ksiądz, tak po prostu, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Sławek miał wtedy trzynaście lat, może czternaście, dokładnie nie pamięta. Nie mógł przestać chodzić do kościoła – w tamtej Polsce, gdzie Kościół katolicki był spoiwem życia społecznego na wsi i w małych miasteczkach. Nieraz spotykał księdza Filipa Piotrowskiego, który w ciągu paru sekund zmienił jego życie.
– Nie przestałem być ministrantem. Natomiast zacząłem unikać tego księdza. Za każdym razem, jak go widziałem, spuszczałem głowę albo kryłem się za jakimś kolegą. A on się zachowywał tak, jakby nic się nie stało.
W 2019 roku polscy biskupi przyznali, że było wielu takich jak Sławek. Po raz pierwszy opublikowali informacje dotyczące molestowania seksualnego nieletnich w Kościele. Zrobili to niechętnie, pod nasilającą się presją mediów i opinii publicznej. Dane przedstawiono na podstawie kwerendy przeprowadzonej w diecezjach oraz zgromadzeniach zakonnych. Stwierdzono, że między 1 stycznia 1990 a 30 lipca 2018 roku zgłosiły się 382 ofiary, z których 198, gdy dochodziło do molestowania, miało mniej niż piętnaście lat. W 95 procentach przypadków wszczęto procesy kanoniczne. Jedną czwartą oskarżonych księży wydalono ze stanu duchownego. Ponad połowa (51,8 procent) dostała lekkie kary i pozostała duchownymi.
Biskupi nie podali nazwisk ani nie ujawnili, na czym polegało wykorzystanie seksualne w tych 382 przypadkach. Autor badania, jezuita Adam Żak, przyznał, że problem jest dużo większy, niż sugerują podane liczby. Tylko mały odsetek nadużyć jest zgłaszany, i to prawie nigdy przez księży. Ponadto dane nie są kompletne, ponieważ nie wszyscy biskupi odpowiedzieli na pytania.
Sławek jest jednym z ujawnionych 382 przypadków. Ale jego historia nie przebiła się w polskich mediach. Krakowskiemu dziennikarzowi, który opisał ją w lokalnej gazecie, nie przedłużono kontraktu. Twierdzi, że stało się to po telefonie z pałacu arcybiskupiego. Nietrudno się domyślić, dlaczego w pałacu przy Franciszkańskiej w Krakowie historia Sławka może szczególnie drażnić. Chodzi o miejsce zdarzenia.
Dopóki Sławek opowiada o swoich przeżyciach do mikrofonu, jego opowieść nie wydaje się wyjątkowa. Kamera to zmienia. Za Sławkiem bowiem rozciąga się widok dobrze znany każdemu Polakowi: ryneczek, biały kościół z wieżą zwieńczoną cebulastą kopułą, a obok dom, „gdzie wszystko się zaczęło”. To tu 18 maja 1920 roku urodził się Karol Wojtyła, znany światu jako papież Jan Paweł II. Całymi klasami młodzi Polacy odwiedzają dom rodzinny narodowego bohatera przekształcony w muzeum Jana Pawła II. Po wizycie tam młodzież odwiedza kościół, gdzie Karol Wojtyła został ochrzczony i przystąpił do pierwszej komunii. Dziś ma on status papieskiej bazyliki. Na koniec wycieczki kremówka w miejscowej cukierni, sławna na cały kraj, odkąd papież w czerwcu 1999 roku na tym rynku wspomniał czas swojej młodości: „Po maturze chodziliśmy na kremówki”.
Wszyscy znamy tę widokówkę: plac Jana Pawła II, kościółek z domem urodzenia po prawej stronie, a po lewej, tuż za świątynią, Dom Katolicki. I właśnie tam ksiądz Filip w roku 1980 wsadził rękę w spodnie małego Sławka. Arcybiskup Karol Wojtyła o tym nie wiedział, bo kiedy to się stało, nie rządził już archidiecezją krakowską, do której należą Wadowice. Trochę wcześniej, w 1978 roku, świat poznał go jako „papieża z dalekiego kraju”, pierwszego nie-Włocha na Tronie Piotrowym od XVI wieku, papieża, który miał zmienić oblicze tej ziemi. Nawet gdyby rezydował jeszcze w Krakowie jako arcybiskup, raczej nie wiedziałby, co wyprawia wikary w jego rodzinnym miasteczku. Molestowane dzieci rzadko opowiadają, co im się przydarzyło. Sławek nie był wyjątkiem.
– Z nikim nie rozmawiałem. Zacząłem się strasznie wstydzić, bałem się odezwać. Kompletnie byłem zgaszony, przygaszony – opowiada w swoim zakładzie fotograficznym przy rynku. – Mama się też zastanawiała, co jestem taki cichy. Bałem się przyznać, bo mi nie uwierzy. I bałem się, że jeszcze mnie paskiem zbije, że mi się dostanie za to, że zwalam wszystko na księdza.
Proboszcz, który był świadkiem napastowania, ksiądz Zdzisław Kałwa, zachowywał się, jakby nic się nie stało. Był przyjacielem rodziny Sławka.
– Na ten temat nigdy z nim nie rozmawiałem. Przestałem do niego chodzić do spowiedzi. Poszedłem do innego księdza. Oczywiście relacje między nim a moimi rodzicami były takie same, tak samo przychodził na imieniny. Ja wtedy wychodziłem z pokoju.
W historiach molestowania przez księży powtarzają się pewne schematy. Sprawcy często cieszą się zaufaniem rodziców ofiary, co na długo zapewnia im bezkarność. Jeśli zdarzy się, że coś wyjdzie na jaw, natychmiast pojawia się nieformalny komitet obrony dobrego imienia „naszego księdza”. A gdy sytuacja grozi większym skandalem, biskup przenosi molestanta do innej parafii, gdzie ten może popełniać kolejne seksualne przestępstwa. W najgorszym dla sprawcy przypadku zostaje on kapelanem w szpitalu, domu opieki, na cmentarzu lub w innej przechowalni, gdzie trudniej o spotkanie z dzieckiem.
Skrzywdzone dziecko zostaje samo ze swoim lękiem i zamętem w głowie. Wychowywane jest w bezgranicznym szacunku dla Kościoła. Ksiądz jest przedstawicielem Boga na ziemi, religia katolicka przypisuje księżom „ontologiczną więź z Chrystusem”, tylko oni mogą dotykać hostii, ciała Chrystusa. Ten respekt graniczący z trwogą jest zakorzeniony w polskim języku. Do osoby duchownej nie wolno zwracać się per „pan”, należy używać tytułu „ksiądz”, „ojciec”, a w przypadku dostojników kościelnych – zawiłej tytulatury. Dziecku wychowanemu w tej tradycji ksiądz ma jawić się jako ojciec. Jako ojciec nad wszystkimi ojcami w parafii. A nad tym ojcem jest jeszcze wyższy ojciec: biskup. A nad tym jeszcze wyższym ojcem jest najwyższy ojciec: Ojciec Święty, namiestnik Ojca naszego, który jest w niebie. Dziecko stoi u stóp tej patriarchalnej drabiny sięgającej samego nieba. Dziecku bardzo trudno jest powiedzieć komukolwiek, że jakiś pan zrobił mu coś, czego przeważnie nie rozumie, a co sprawiło, że czuje się brudne. Gdy sprawcą jest ksiądz, ofiara milczy prawie zawsze. A jeżeli nie milczy, często jest karana za mówienie źle o księdzu. Milcząc, dziecko oszczędza sobie podwójnej zdrady: zdrady „ojca” w Kościele oraz zdrady ojca i matki w domu.
Milczenie ofiar przestępstw seksualnych nie jest odkryciem naszych czasów. Wiedziano o tym w komunistycznej Polsce. „W przytłaczającej większości sytuacji pokrzywdzone występkiem z art. 176 kk dzieci nie zwierzają się swoim rodzicom bądź innym opiekunom z faktu, którego na sobie doświadczyły”. Tak brzmi konkluzja artykułu na temat molestowania w piśmie Zakładu Kryminalistyki Milicji Obywatelskiej z 1982 roku.
W tym samym roku Sławek został wykorzystany po raz drugi. Miał piętnaście lat, kolega zaproponował mu udział w pielgrzymce do miejscowości niedaleko Warszawy. Organizatorem wycieczki był ksiądz Bogusław, znajomy rodziców tego kolegi.
– Spaliśmy we dwójkę w jednym pomieszczeniu z tym księdzem, opowiada Sławek.
W środku nocy się obudził. Ktoś zdjął mu spodnie od piżamy. Ksiądz próbował go masturbować.
– Nic nie mówiłem. Jakby ktoś rzucił na mnie urok. Nie mogłem nic robić. Zaniemówiłem. Powiedział, że mam problemy z napletkiem. Że nie będę mógł mieć dzieci. To było podchwytliwe stwierdzenie, że chce mi jakoś pomóc, żeby to naprawić. Próbował być, jednym słowem, lekarzem.
I tym razem Sławek nie bił na alarm. Wobec tego ksiądz „lekarz” dalej próbował.
– Na tej wycieczce chciał jeszcze raz to zrobić. Nie dałem się.
Po powrocie do Wadowic ksiądz Bogusław przyszedł do Sławka do domu.
– Otworzyłem. Bardzo zdziwiłem się. Zapytał, czy jest ktoś w domu. Mówiłem, że nie. Pierwsza rzecz, co zrobił, to włożył mi rękę do spodni.
Psychiczne szkody spowodowane niezrozumiałymi, wypieranymi przeżyciami z dzieciństwa zniekształcają życie dorosłego. Dla tych, którzy mają szczęście, kończy się niewyrazistymi dolegliwościami, takimi jak chroniczne zmęczenie, zamknięcie w sobie czy nawroty złego samopoczucia. Dla innych – tragicznie. Ksiądz, który molestuje, niszczy nie tylko psychikę dziecka, lecz także fundament znanego mu świata. W nagrodzonym Oscarem amerykańskim filmie Spotlight z 2015 roku o tym, jak dziennikarze z Bostonu odkrywają skalę nadużyć seksualnych w amerykańskim Kościele, jeden z bohaterów tłumaczy, dlaczego ofiary nazywają siebie ocalałymi: „Ważne jest, aby zrozumieć, że to nie jest tylko fizyczna przemoc. Jest to również przemoc duchowa. Kiedy ksiądz to robi, pozbawia cię wiary. Więc sięgasz po butelkę albo po igłę. A jeśli to nie działa, skaczesz z mostu. Dlatego nazywamy siebie ocalałymi”.
Sławek sięgnął po alkohol. Jego małżeństwu groził rozpad. Chociaż obiecywał, że zerwie z nałogiem, dalej pił.
– Chciałem rzucić ten alkohol. Przysięgałem, błagałem na kolanach, płakałem, że to już ostatni raz. Ale wytrzymywałem parę dni. Potem dobrowolnie pojechałem do terapeuty do Bielska, który stwierdził, że jestem alkoholikiem, wspomina. Trzy razy w tygodniu jeździłem na terapię. Nas było siedemdziesiąt, prawie osiemdziesiąt osób, podzielonych na trzy grupy. Tam byli adwokaci, trzej lub czterej księża, dwóch lekarzy, nauczyciele, kobiety.
W końcu zaczął mówić. Opowiedział o molestowaniu żonie (Nie mogła uwierzyć) oraz matce (Mama wybuchła płaczem). Wtajemniczył wspólnika, z którym prowadził zakład fotograficzny. Ten natychmiast go uciszył („Nie waż się nic z tym robić, bo możemy stracić pracę, możemy stracić komunie, możemy stracić śluby kościelne i tak dalej”. No to ja tego nie ruszałem). Fotograf na polskiej prowincji nie utrzyma się bez zleceń na komunie i śluby kościelne. A ich nie można uwieczniać bez pozwolenia Kościoła.
Wadowice są typowym miasteczkiem prowincjonalnym. Osiemnaście tysięcy mieszkańców. W niedziele pełne kościoły. Każdy zna każdego. Nic tu nie pozostaje nieobgadane. W 2011 roku Sławek postanowił kandydować do Sejmu z ramienia Ruchu Palikota, antyklerykalnej partii pod wodzą biznesmena, od którego nazwiska wzięła swoją nazwę. Proboszcz z pobliskiej wioski zadzwonił do wspólnika Sławka.
– Jak to jest? Pański wspólnik należy do Ruchu Palikota? A wy kręcicie komunie? Ja sobie nie życzę, żeby ten pan kręcił komunie!, parafrazuje Sławek tamtą rozmowę. Wspólnik mi zagroził. Mówił, że sobie nie życzy, żebym walczył z Kościołem.
Sławek się przestraszył. Pojechał do tamtego proboszcza, by go zapewnić, że rezygnuje z kandydowania. Pojechał do Krakowa, aby skreślić swoje nazwisko z listy wyborczej. Dali mu oświadczenie potwierdzające, że już nie jest kandydatem partii Palikota. Reakcja proboszcza z Wadowic była lodowata. Sławek poprosił partię o bardziej oficjalne pismo potwierdzające, że zrezygnował.
– Ten papier mu przyniosłem. Oschle przyjął to do wiadomości.
Wtedy Sławek rzucił proboszczowi w twarz:
– To ja przecież byłem skrzywdzony przez księdza.
Po czym opisał sytuację.
– No to proboszcz mnie zbeształ, że ja sobie to wymyśliłem. Jak śmiem obrażać księży!
Wkrótce usłyszał, że już nie ma prawa filmować uroczystości w kościołach. Wycofał się z firmy.
Dziś wspomina:
– Machnąłbym ręką, gdyby nie ci proboszczowie.
Postanowił zgłosić sprawę. 19 maja 2014 roku, po ponad trzydziestu latach, złożył wyjaśnienie przed prokuratorem w Wadowicach. Przy przesłuchaniu obecny był psycholog, który w raporcie stwierdził, że świadek „nie przejawia skłonności do przeinaczeń, wyolbrzymiania, kłamstwa, konfabulacji, zapominania, spowodowanych zaburzeniem sprawności funkcji psychicznych”. Historię Sławka uznano więc za wiarygodną. Mimo to trzy tygodnie później prokuratura umorzyła obie sprawy. Powód: przedawnienie. Poza tym Sławek, gdy padł ofiarą drugiego księdza, miał już piętnaście lat, zatem był w wieku, w którym seks z nim, gdyby wyraził zgodę, nie byłby karalny.
Po roku na bezrobociu założył własny zakład fotograficzny. Szybko jednak przekonał się, że jest fotografem non grata. Nie mógł uwieczniać komunii ani ślubów w całej diecezji. Gdyby proboszczowie okazali choć trochę współczucia, nigdy by nie poszedł do biskupa, zapewnia.
Można by sobie wyobrazić, że Sławek wpada do kurii wściekły, że podniesionym głosem domaga się sprawiedliwości. Przecież nie dość, że jako dziecko został skrzywdzony przez dwóch księży, to jeszcze jest przez proboszczów zaszczuwany. Ale nic z tego. Na nagraniu słychać, że podczas rozmowy z kościelnym adwokatem jest onieśmielony. Mówi grzecznie, wręcz z pokorą. Wie, że zwykły sąd już nie wchodzi w rachubę. Liczy na sprawiedliwość Kościoła. Wie, że Kościół występuje tu jako sędzia we własnej sprawie, ale lepszy rydz niż nic. Sławek chce tylko usłyszeć słowo „przepraszam”.
Stworzono dwie biskupie komisje, dla każdej ze spraw osobną. Ksiądz Bogumił zaprzecza i umiera, zanim proces kanoniczny się skończy. Za to ksiądz Filip, który obmacywał małego Sławka w Domu Katolickim w Wadowicach, przyznaje się do winy. Pisze list do Sławka, w którym prosi o przebaczenie i oferuje skromne zadośćuczynienie finansowe.
Najbardziej zaskakująca jest jednak reakcja trzeciego księdza w tej historii, proboszcza Kałwy, tego, który był świadkiem, jak jego kolega wsadził rękę w spodnie chłopca. Sławek puka do jego drzwi, szukając wsparcia. Przecież ksiądz Kałwa jest znajomym jego rodziców. Sławek proponuje, by razem pojechali do księdza Filipa, bo jako dobry katolik chce zrobić to, do czego Kościół zachęca ofiary molestowania: wybaczyć sprawcy. Ale emerytowany proboszcz uparcie twierdzi, że żadnego molestowania nie widział. Rozmowa została nagrana. Oto jej fragmenty:
Sławek: Moja propozycja jest taka, aby osobiście pojechać podziękować i przebaczyć księdzu Piotrowskiemu. Ale z księdzem. We dwójkę. Bo samemu mi jest ciężko i pewnie by mnie nie wpuścił. Co ksiądz na to?
Ks. Kałwa: No, to jest taka sprawa. Mnie mieszać w tę sytuację... To niezdrowa sytuacja.
S.: Ale ksiądz był świadkiem tego.
Ks.: Czego świadkiem?
S.: Nie pamięta ksiądz tej sytuacji, która była wtedy?
Ks.: Nie, nie pamiętam.
S.: Nie pamięta ksiądz?
Ks.: Sytuacji całej nie pamiętam.
S.: Ksiądz Piotrowski powiedział, że to, co ja zrelacjonowałem, jest prawdą. I że prosi o moje wybaczenie. Ja mu wybaczam, ale chcę mu to osobiście powiedzieć. Nie wymagam od razu odpowiedzi, proszę się zastanowić.
Ks.: To dojdzie do kontrowersji.
S.: Nie dojdzie do kontrowersji. Moje intencje są czyste. Należy sobie wybaczać. Nie kieruję się chęcią zemsty, nie kieruję się chęcią zysku. Jeśli chodzi o księdza Piotrowskiego, to jest sprawa zamknięta. Ksiądz Filip Piotrowski się przyznał. Poszły listy do kurii. Kuria wysłała te listy do Watykanu.
Ks.: Och, tak?
S.: Ksiądz Filip mnie przeprosił. Ze swojej strony proponował pewną kwotę, którą przyjąłem. I ja wobec księdza Filipa nie mam więcej roszczeń.
Ks.: Jeżeli sprawa poszła do Watykanu, to może dla Filipa Piotrowskiego ta sprawa być bardzo krytyczna.
Rozmowa się toczy. Powtarzają się wątki. Aż Sławek pyta wprost, jak sprawy molestowania załatwiano kiedyś. I wtedy emerytowany duchowny mówi:
Ks.: Wtedy te sprawy, tak zwane molestowanie, nie były tak ostro traktowane jak teraz. Po prostu uchodziły uwagi.
S.: A jak reagował wtedy biskup czy przełożony, jak dochodziło do tego?
Ks.: To wtedy przenoszono do innej parafii. Tak było od początku. A potem, jak papieża Benedykta już, za Franciszka, to doszło do takich surowych...
Widać wyraźnie: ksiądz, przyjaciel rodziców Sławka, świadek molestowania ich syna przez drugiego księdza, nie chce pomóc. Jego przekaz jest jasny: o molestowaniu się milczy. Tak to się robiło w czasach arcybiskupa Wojtyły: „Wtedy te sprawy, tak zwane molestowanie, nie były tak ostro traktowane jak teraz. To wtedy przenoszono do innej parafii”. Dopiero później, „za papieża Benedykta już, za Franciszka, to doszło do takich surowych”.
Zaskakująca szczerość. Ksiądz Kałwa na pewno nie miał takich zamiarów, a przecież sformułował oskarżenie pod adresem Jana Pawła II: póki polski papież rządził, te sprawy nie były tak ostro traktowane.
Wiedział, co mówi. Gdy umarł, Katolicka Agencja Informacyjna nazwała go „przyjacielem i współpracownikiem kardynała Karola Wojtyły z czasów krakowskich”.
Najbardziej bulwersujące w całej tej historii jednak jest to, że jeden ksiądz chwycił dziecko za genitalia w obecności innego księdza. Widać nie bał się reakcji kolegi.
Ksiądz Filip nie był nowicjuszem, gdy to zrobił. Święcenia otrzymał w 1966 z rąk arcybiskupa Wojtyły. Mało prawdopodobne, by jego skłonność do chłopców ujawniła się dopiero czternaście lat później. Sławek jest przekonany, że nie był pierwszą ofiarą księdza Filipa.
O tym, że sprawcy molestowania musieli być kryci od dawna, świadczą również liczby przytoczone na początku tego rozdziału. Tylko jedną czwartą księży sądzonych na podstawie kościelnego prawa wydalono ze stanu kapłańskiego. Dane dotyczą wprawdzie okresu po upadku komunizmu, ale trudno uwierzyć, by polscy biskupi stali się pobłażliwi wobec podwładnych dopiero po upadku PRL-u. Bardziej prawdopodobne, że troska o sprawcę od dawna była dla hierarchów najważniejsza.
I to się nie zmieniło. Obecny arcybiskup krakowski Marek Jędraszewski potwierdził kościelne priorytety:
Kościół musi być nieskazitelnie stanowczy w piętnowaniu zła, w walce ze złem, ale musi także – zgodnie z tym, czego uczył nas Pan Jezus – wzywać do nawrócenia, pokuty i okazywać miłosierdzie sprawcom, jeśli oni chcą rzeczywiście podjąć nowe życie, jeśli szczerze żałują i dążą do wewnętrznego nawrócenia. To jest przesłanie Ewangelii, któremu Kościół musi być przede wszystkim wierny.
Od kogo arcybiskup nauczył się takiego podejścia?