- W empik go
MDS. Antologia tematyczna Grupy La Noir - ebook
MDS. Antologia tematyczna Grupy La Noir - ebook
Co może łączyć niewierną małżonkę, anioła, seryjnego mordercę, kobietę po przejściach i niedoszłego samobójcę? By poznać odpowiedź na to pytanie, wyrusz z nami w podróż po meandrach erotyki w opowiadaniach zawartych w niniejszej antologii. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich tekstów niech będzie skrót MDS, którego rozwinięcie pozostanie tymczasowo naszą słodką tajemnicą. Jesteście ciekawi czym jest ów sekret? Cóż, przekonajcie się sami, smakując przy okazji mieszanki: słodyczy pierwszych uniesień, pikanterii zakazanych uczuć, goryczy utraconej miłości.
Spis treści
Niespodzianka - La Noir: Anna Tuziak
Nie-boskie stworzenie - La Noir: Katarzyna „Kami” Batko
Majówka - La Noir: Wioletta Szulc
Rok z życia rozwódki - La Noir: Ada „Dev” Kroll
Dwa Oblicza - La Noir: Anna Tuziak
Pewnego razu w drodze do Meksyku - La Noir: Katarzyna Greń
Niewypowiedziane - La Noir: Er & Luca
Trzydzieści cztery kroki - La Noir: Monika Bochenko
Piętno szaleńca - La Noir: Agnieszka Biardzka
Igrając z ogniem - La Noir: Margo Shaw
Zagraj ze mną - La Noir: Er. A. Holden
Miranda - Gościnnie: Magdalena Rewers
Nastia - Gościnnie: Jessica Smeet
Czerwień Amarylis - La Noir: Ada „Dev” Kroll
Opętany - La Noir: Sienna Adell
Idealna - La Noir: Magdalena Mroczkowska
Carezza - La Noir: Anna Tuziak
Inwersja - La Noir: Renata „Rain” Kamińska
Su - La Noir: Anonim
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-595-3 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co może łączyć niewierną małżonkę, anioła, seryjnego mordercę, kobietę po przejściach i niedoszłego samobójcę? By poznać odpowiedź na to pytanie, wyrusz z nami w podróż po meandrach erotyki w opowiadaniach zawartych w niniejszej antologii. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich tekstów niech będzie skrót MDS, którego rozwinięcie pozostanie tymczasowo naszą słodką tajemnicą. Jesteście ciekawi czym jest ów sekret? Cóż, przekonajcie się sami, smakując przy okazji mieszanki: słodyczy pierwszych uniesień, pikanterii zakazanych uczuć, goryczy utraconej miłości.Niespodzianka
La Noir: Anna Tuziak
Gdy otworzył oczy, oślepiło go jasne światło. Zacisnął pospiesznie powieki, chroniąc się przed niepożądanym oddziaływaniem. Poczuł nagły niepokój. Starł się zebrać myśli w logiczną całość, ale przychodziło mu to z ogromnym trudem. Miał wrażenie, że w jego głowie znajduje się jedna ogromna luka i czuł się z tym bardzo niekomfortowo. W ustach miał jakiś cierpki posmak. Leżał na twardej podłodze i nie docierały do jego uszu żadne dźwięki, które mogłyby mu cokolwiek powiedzieć. Gdzie do jasnej cholery był?
Ostrożnie uchylił powieki i od razu zorientował się, że nie zna miejsca, w którym się znajdował. To nie wróżyło niczego dobrego. Całkiem dużych rozmiarów pokój pomalowany był na biało, przez co wszystko wydawało się być jeszcze bardziej przestronne niż w rzeczywistości. Na wszystkich ścianach wisiały liczne kinkiety, a na środku sufitu ogromny żyrandol z tysiącami kryształków. Oprócz tego w pomieszczeniu nie było niczego. Żadnych mebli, żadnych dekoracji, absolutnie żadnego wyposażenia. Jedynie cztery jasno oświetlone ściany, w których nie było ani jednego okna.
Spróbował usiąść, ale dokonał kolejnego niepokojącego odkrycia. Jego dłonie były skrępowane w nadgarstkach. Teraz wystraszył się nie na żarty. Co się stało? Kolejne odkrycie zupełnie go zdezorientowało. Miał rozpięty rozporek, a spodnie lekko zsunięte. Przez chwilę zbierał myśli i coraz bardziej drażniła go ta niewiadoma. Jasna koszula pobrudzona była czerwoną szminką, a obolały członek i resztki spermy na ubraniu jasno dawały mu do zrozumienia, że czyjeś usta sprawiły mu ogromną rozkosz.
– Co tu się dzieje? – mruknął sam do siebie.Nie-boskie stworzenie
La Noir: Katarzyna „Kami” Batko
Ogromne, złocone podwoje... Stałam przed nimi pełna obaw i ciekawości pomieszanej z ekscytacją. Wezwano mnie, a to oznaczało misję. Otrzymam przydział. Pierwszy... Nareszcie...
Czułam podniecające mrowienie na całym ciele i nijak nie byłam w stanie utrzymać skrzydeł w bezruchu, na baczność. Całkiem serio obawiałam się, że nie uda mi się normalnie wkroczyć do środka i wysłuchać spokojnie tego, co Szef ma do powiedzenia. Wpłynę tam po prostu, unosząc się nad podłożem, podrygując i podfruwając z podniecenia, i zrobię z siebie kompletną idiotkę.
Och, dość...! Zrugałam się w myślach za tę dziecinadę. Wzięłam głęboki oddech, zdyscyplinowałam niesforne skrzydła, strzepnęłam z ramienia jakiś niewidoczny pyłek, wyprostowałam się i pchnęłam delikatnie wielkie podwoje. Uchyliły się natychmiast, oczywiście bezszelestnie, a ja wsunęłam się do gabinetu, stąpając pewnie po posadzce.
Szef siedział za biurkiem, z nosem zanurzonym w stercie papierów. Postąpiłam do przodu ze dwa kroki, chrząknęłam lekko dla zaznaczenia swojej obecności. Przełożony podniósł wzrok znad okularów, po czym podsunął je z czubka nosa w górę i odchylił się w fotelu.
– O, Amelio, dobrze, że jesteś – zagaił.
Uśmiechnęłam się skromnie, splotłam dłonie, jak do modlitwy i dygnęłam zgodnie z protokołem.
– Siadaj, dziecko. – Wskazał mi krzesło naprzeciw biurka. – Jak się zapewne domyślasz, mamy dla ciebie przydział.
– Tak jest. – Mój głos przypominał radosny pisk, więc chrząknęłam ponownie i tym razem udało mi się przyjąć normalniejszy ton. – Tak jest – powtórzyłam nieco spokojniej, chociaż w środku wszystko we mnie skakało i wrzeszczało w euforii.
– To nie będzie standardowa robota, moja droga. – Usłyszałam. Czyżby próbował studzić mój entuzjazm? – Twoja misja będzie polegała na nauczeniu podopiecznego, czym jest miłość.
Jejku! Dostanę coś, znaczy kogoś, do kochania! Gęba mi się uśmiechnęła od ucha do ucha i natychmiast zobaczyłam oczyma wyobraźni takie malutkie, słodziutkie, różowe, kochane...
– Nie jest noworodkiem, jest dorosły. – Głos Szefa wyrwał mnie z euforii, a uśmiech, który chwilę wcześniej przylepił się do twarzy, raptownie zgasł. To było coś nowego... Zdarzało się, że czasem ktoś dostawał nietypowy, dorosły przydział, ale takie przypadki dawano wyłącznie doświadczonym, a ja, co? Ledwo skończyłam studia. Byłam pełna zapału, owszem, ale nie miałam żadnej praktyki, doświadczenia. Czy coś takiego, znaczy kogoś takiego, będę umiała kochać? No, niby kochanie powinno być w moim przypadku z urzędu. Jednak w tych okolicznościach, wyobraźnia mi się zawiesiła. Miłość? Yyyy... No, tak. Były jakieś wykłady na ten temat, ale większość, jak większość, przespałam. Nudne były i tyle. Zagryzłam wargę, starając się nie dopuszczać rodzących się obaw do głosu.Majówka
La Noir: Wioletta Szulc
Dyskoteka była wypełniona po brzegi. Rozgrzane ciała tańczącej ciżby niestrudzenie ocierały się o siebie, ulegając sile muzyki. Ta, rozlegająca się z niewidocznych głośników, dudniła nie tylko w uszach, ale i w piersi Kingi. Siedząc na barowym stołku, powoli sączyła kolejnego drinka i obserwowała bawiące się koleżanki. Karolina i Kaśka, lekko już podchmielone, poddawały się dynamicznemu bitowi, który docierał do każdej komórki ciała.
Kinga była zadowolona, że dała się namówić na ten wyjazd. Majowy weekend na Mazurach, kilka dni odpoczynku, spędzonych w towarzystwie najbliższych przyjaciółek, które pozwolą naładować akumulatory przed zbliżającą się sesją. Zawsze trzymały się razem, od pierwszej klasy liceum. Trzy „K” – jak mówił o nich Tomek, starszy brat Kingi, przy czym owo „K” co rusz stanowiło początek innego określenia. Dostawał za to regularny opieprz od siostry, ale – jakby na przekór – wyobraźnia podsuwała mu coraz to nowe pomysły. Uwielbiał ją drażnić, na równi jak ją kochał. Swoje „przyszywane” siostry również.
Przed wyjazdem dostały od niego błogosławieństwo na drogę, a Karolina i Kaśka zadanie zadbania o to, by Kinga w końcu dorosła. Co w jego pokrętnym rozumowaniu znaczyło – zaszalała.
Kretyn, parsknęła w myślach. To, że w wieku dwudziestu jeden lat była dziewicą, nie znaczyło, że było z nią coś nie tak. Po prostu chciała, aby ten pierwszy raz był z kimś, na kim by jej naprawdę zależało, z mężczyzną, którego by szczerze kochała. A że do tej pory nie spotkała nikogo takiego… Nie miała zamiaru zadowolić się byle kim.Rok z życia rozwódki
La Noir: Ada „Dev” Kroll
Spotykałyśmy się co roku w dzień niedoszłego zabójstwa. I tak od ponad dwudziestu lat. To ja o mało co nie zabiłam Kariny, zwanej powszechnie Kają, w pociągu. Jechałam złożyć dokumenty do wymarzonego liceum, razem ze swoją paczką z podstawówki. Chłopcy wybrali jakieś zawodówki i technika mechaniczne, gastronomiczne; dziewczyny wolały licea. W Tarnowskich Górach były wtedy dwa, obydwa dobre i prestiżowe, choć Staszic miał wyższy poziom, ale był też bardziej konserwatywny.
Wygłupialiśmy się, a gdy skład hamował na końcowej stacji, niechcący wpadłam na dwie dziewczyny stojące przy już otwartych drzwiach. To był jeszcze stary typ składów, nazywany pieszczotliwie przez młodzież „piętrusami”, gdzie nie było automatycznych wrót. Siła rozpędu była tak wielka, że jedną wypchnęłam z wagonu. Upadła na plecy, a ja zbladłam. Wyskoczyłam za nią rozbijając kolana przy zderzeniu z podłożem, za sobą słyszałam krzyki.
– Hej! Nic ci nie jest? – wykrztusiłam przez zaciśnięte ze strachu gardło i spojrzałam w zielone oczy.
– Chyba nie – wystękała.
– Czekaj, powoli. – Powstrzymałam ją przed próbą wstania. – Pomogę ci, spokojnie.Dwa Oblicza
La Noir: Anna Tuziak
Spoglądała na swoje koleżanki, uśmiechając się do nich pogodnie, zapytana przytakiwała oraz prowadziła uprzejmą rozmowę, jednak w myślach kłębiły jej się inne słowa. Nie były uprzejme, ani pogodne, były prawdziwe.
– Wyglądasz bosko w tych dżinsach – mówiła jedna z dziewczyn. – Prawda, że świetnie na niej leżą? – Zwróciła się z pytaniem do pozostałych koleżanek, na co wszystkie skrzętnie przytaknęły.
„Jasne, a te zwały tłuszczu, które się z nich wylewają to po prostu zmysłowy dodatek do idealnego całokształtu” – myślała, uśmiechając się do dziewczyny i doskonale zdając sobie sprawę z tego, że gdy tylko odejdzie pozostałe zaczną ją obgadywać.
Czasem zastanawiała się, dlaczego na to pozwalała. Dlaczego uśmiechała się i przytakiwała? Była zdecydowaną osobą o silnym charakterze. Inne dziewczyny czuły przed nią respekt, może właśnie dlatego że miała jakąś taką swoją tajemnicę, inny świat, w którym patrzyła na wszystkich z tej prawdziwej, szerszej perspektywy, nikogo przy tym nie informując i nie pokazując tego, co tak naprawdę się w niej działo. Po prostu gdzieś tam głęboko była kimś innym, szczera do bólu, na zewnątrz pokazywała obojętność i dostosowywała się do otoczenia, niczym mokra tkanina przylepia się do nagiego ciała.Pewnego razu w drodze do Meksyku
La Noir: Katarzyna Greń
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy, pomyślałem, gdy włączyłem kierunkowskaz, sygnalizując zjechanie na pobocze. Radiowóz policyjny musiał mnie śledzić, ale czy szukał łatwej zdobyczy? Czy służby publiczne nie mają już nic lepszego do roboty od prześladowania niewinnych, bogobojnych ludzi? No dobrze, może noszę koloratkę, ale to, co ludzie widzą na co dzień, to nie jestem prawdziwy ja. Wewnątrz ukrywa się ktoś inny, ktoś, kto chce wreszcie uwolnić się z jarzma niewoli, narzuconego mu przez kaganiec moralności. Jednak czasem zaciska się on tak mocno, że niemal się duszę. Może odsiadka mnie oczyści? Uleczy pokrętną duszę i wyzwoli ją? Uniesie ku niebiosom? Choć liczę raczej na Czyściec. To byłoby dla mnie spełnienie marzeń życia po śmierci. Ale czy naprawdę wierzę, że jakieś mnie czeka? Czy to, co próbowano mi wpoić w szkole katolickiej jest coś warte? Nazwijcie to kryzysem wiary, czy chwilą słabości, albo katastrofą! Ja już w nic nie wierzę. Chyba jedynie w mojego pecha.
Czekałem ze wstrzymanym oddechem, aż funkcjonariusz z radiowozu pojawi się w zasięgu wzroku. Moje ręce prawie wbiły się w kierownicę, pociłem się jak świnia i chciałem, aby już było po wszystkim. Dostanę mandat i odjadę, nie każe mi przecież otwierać bagażnika, bo po co? Starając się uspokoić na tyle, by głos mi nie drżał, wydusiłem z siebie wreszcie:
– Czy coś się stało panie...Niewypowiedziane
La Noir: Er & Luca
Byłam wściekła. Już od dawna nikt tak bardzo mnie nie rozjuszył. Miałam ochotę podejść do faceta i przypieprzyć z całej siły w jego świński ryj, aby zedrzeć ten bezczelny uśmiech z czerwonej mordy.
– Nie podniecaj się tak, dziewczynko. – Usłyszałam za sobą obleśny głos i stwierdziłam, że przegiął.
Zamiast skierować się w stronę autobusu, którego kierowca spoglądał w moją stronę, ja rozejrzałam się po przestronnej hali dworca, nie wiedząc nawet czego poszukuję. Byłam pewna jednego. Cholerny drań pożałuje, że ze mną zadarł.
W którymś momencie mój wzrok natrafił na coś, w czym upatrzyłam rozwiązanie mego problemu. Złapałam za rękę młodszego brata i ciągnąc go bezceremonialnie za sobą, ruszyłam w stronę stojącego przy kasach policjanta.
– Kurwa mać – wypaliłam na wstępie, po czym gwałtownie popchnęłam gówniarza w jego stronę. – Czy on wygląda jak dziewczyna? – zapytałam, a właściwie wykrzyknęłam, wpatrując się dzikim wzrokiem w mundurowego.
Patrzył na mnie zaskoczony, powiedziałabym nawet, że ujrzałam na jego obliczu niepokój, który po chwili przerodził się w lekkie rozbawienie, jakie bezskutecznie próbował ukryć.
– Nie – powiedział i spojrzał na mojego brata, który, zadzierając w górę głowę, uśmiechnął się do niego anielsko. – A to nie jest dziewczynka? – zapytał odwzajemniając uśmiech malucha, a mnie ogarnęła wściekłość.
– Kur….
– Nie. Teraz widzę dokładnie, że to chłopiec. – Przerwał mi, zanim puściłam kolejną wiązankę niecenzuralnych słów, jakie cisnęły mi się na usta w ogromnych ilościach. – Ma bardzo męskie rysy twarzy. – Dodał pośpiesznie. – A tak w ogóle to o co pani chodzi? – zapytał, a ja przypomniałam sobie, po co do niego przyszłam.
– Tamten szaletowy grubas oskarżył mnie o oszustwo. Proszę iść tam i go aresztować – oświadczyłam wzburzona, choć powoli zaczynała docierać do mnie absurdalność moich słów.Trzydzieści cztery kroki
La Noir: Monika Bochenko
Było gorące, lipcowe popołudnie. Ciepłe promienie słońca muskały jej skórę, a wiatr unosił niesforne, rude loki wokół twarzy i szarpał białą sukienkę. W rozgrzanym powietrzu czuła zapach świeżo skoszonej trawy. Nie zwalniając kroku zeszła z asfaltowej drogi na wąską, polną ścieżkę wijącą się w dół. Po obu stronach rosły na pół zdziczałe krzewy i drzewa, których gałęzie łączyły się u góry, tworząc zielony tunel.
Idąc, liczyła kroki. Bezwiednie, z przyzwyczajenia... Jeden, dwa, trzy... Źdźbła wysokiej trawy łaskotały ją w kostki... Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście... Ptaki wesoło śpiewały gdzieś wśród zieleni... Dwadzieścia siedem... Cichy szum wody... Stanęła wreszcie nad brzegiem płytkiego strumyka. Trzydzieści cztery kroki.
Iza zdjęła buty, usiadła na trawie i zanurzyła stopy w chłodnej toni. Lubiła to miejsce odkąd pamiętała. Kiedy była małą dziewczynką zielone przejście zawsze wydawało jej się czymś magicznym. Nawet teraz, gdy była już prawie dorosła coś ją tutaj ciągnęło.
Szum silnika samochodu przerwał ciszę, ktoś się zatrzymał, trzasnęły drzwi.
– Issi... – Lekko zachrypnięty głos.
Odwróciła się. Stał tuż za nią. Błękitne oczy błyszczały w opalonej twarzy, obramowanej jasnobrązowymi kosmykami.
– Cześć. – Uśmiechnęła się.
– Ślicznie wyglądasz. – Usiadł na ziemi za nią i pociągnął ją lekko za ramiona.
– Piotrek! – pisnęła kiedy jej głowa znalazła się na jego kolanach.
– Co Issi? Mmm?
– Pocałuj mnie...
Pochylił się nad nią i jego usta leciutko, delikatnie musnęły jej. Iza wplątała palce w jego włosy. Wszystko dookoła nich znikało.
– Ej! Issi! Piotr! – Krzyk Karoliny sprawił, że oderwali się od siebie.
– Cholera... – Chłopak syknął pod nosem.
– Idziemy! - Krzyknęła Iza, wstając i zerkając na zegarek.
– Powiedz mi, czy ona zawsze musi być przed czasem? – Mamrotał.
– Nie jest. – Pokręciła głową. – Piotruś, jest punkt piąta. To ty się wiecznie spóźniasz.
* * *Piętno szaleńca
La Noir: Agnieszka Biardzka
Stukot obcasów odbijał się echem od ściany starej, ceglanej kamieniczki na przedmieściach. Szczupła sylwetka o ogniście rudych włosach stawiała powolne, przemyślane kroki. Czyniła to w sposób niezbyt skoordynowany, co usprawiedliwiał długotrwały pobyt w pobliskim barze, gdzie nie szczędziła sobie kolorowych drinków. Nuciła pod nosem wesołą melodię z reklamy, którą widziała tego dnia w telewizji. Nie potrafiła pozbyć się jej ze swojej głowy. Cholernie ją to irytowało. Tak samo jak fakt, że dzisiejsze urodziny spędziła, upijając się z żalem, zamiast bawić się gdzieś w klubie z przyjaciółkami.
Odgarnęła drżącymi z zimna palcami wilgotne, przyklejone do twarzy kosmki. W tej samej chwili zachwiała się, gdy obcas jej buta natrafił na niezauważoną wcześniej szczelinę i pod wpływem nacisku złamał się.
– Niech to szlag – wymamrotała wściekle. – Pieprzone szpilki.
Pochyliła się i ściągnęła obuwie. Pokiwała głową z irytacją i ściskając to, co pozostało z ulubionych pantofli, ruszyła ponownie w stronę przystanku metra. Po kilku krokach bolały ją stopy. Kamyczki wbijały się w podeszwy, a mroźny wiatr docierał do najwrażliwszych zakamarków ciała, posyłając fale dreszczy wzdłuż kręgosłupa. Zadrżała, gdy na ciele pojawiła się gęsia skórka, a włoski stanęły dęba.
Tak cholernie marzyła o kubku gorącej czekolady i dobrym romansie w telewizji, co może w małym stopniu poprawiłoby jej humor. Siódmy czerwca, dzień seksu i jej urodziny. Powinnam lepiej uczcić ten dzień, pomyślała i zachichotała.
* * *Igrając z ogniem
La Noir: Margo Shaw
Zajmując swoje miejsce przy oknie, zaczął kolejne w tym miesiącu polowanie. Taksując poszczególne okna, wreszcie znalazł to szczególne, to, które go wyraźnie zainteresowało. Dostrzegł przez jego taflę młodą dziewczynę. Długie włosy o czekoladowej barwie rozsypane były na jej ramionach, podczas gdy ona sama ze skupieniem wpatrywała się w stojak, na którym jak przypuszczał były ułożone kartki z nutami. W pewnej chwili postawiła przed sobą instrument przypominający skrzypce, jednak znacznie większy. W prawą dłoń ujęła smyczek, którym zaczęła przesuwać po strunach wiolonczeli. Mężczyzna żałował, że nie mógł przekonać się na własne uszy jak brzmiała melodia, którą wygrywała nieznajoma. Jednak sądząc po spokoju, jaki malował się na jej twarzy, musiało być to coś subtelnego, brzmienie, które dziewczyna doskonale znała, a które zarazem kochała i nienawidziła. Ta sprzeczność w niej sprawiała, że podobało mu się to, co widział, ale chciał więcej. O wiele więcej.
* * *
Znów ją obserwował. Widział jak przechadza się po swojej sypialni. Nie mógł odmówić sobie tego widoku. Ubrana w czarny, kusy szlafrok odkładała właśnie jakąś książkę na półkę. Ku jego zadowoleniu, skąpe odzienie podciągnęło się ku górze, ukazując jej długie, smukłe nogi w pełnej krasie. Była zachwycająca, w każdym najmniejszym detalu. Czuł to, dlatego niecierpliwie wyczekiwał dalszego rozwoju wydarzeń. Po jakimś czasie otrzymał zapłatę za swoją cierpliwość. Kobieta podeszła do okna, które od dłuższego czasu obserwował i przez chwilę wydawało mu się, że uśmiecha się do niego. Jednak to było niemożliwe. Był przecież ukryty w mroku swojego lokum, a więc nie mogła zobaczyć tego, że jest podglądana. Dreszcz podniecenia przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy brunetka nagle rozwiązała poły szlafroka. Chwilę później zsunęła go z ramion, dzięki czemu mógł podziwiać ją całą. Czarna bielizna, którą miała na sobie, nie pozostawiała wiele dla wyobraźni. Można nawet było się pokusić o stwierdzenie, że kobieta była praktycznie naga. Prześwitujący materiał stanika ukazujący jej idealne piersi doprowadził go do wrzenia, a koronkowe majtki tylko dodatkowo go pobudziły. Jedno spojrzenie na to cudo sprawiło, że stał się twardy w ułamku sekundy. Gorliwie marzył by położyć dłonie na jej pięknym ciele, by się w niej znaleźć. Niestety musiał najpierw się do niej zbliżyć. Nie wiedział tylko jak tego dokonać. Niespodziewanie los sam rozwiązał za niego tę kwestię.
* * *Zagraj ze mną
La Noir: Er. A. Holden
W pomieszczeniu, do którego weszła, panował półmrok. Początkowo nie wiedziała, gdzie się znajduje, lecz po chwili zorientowała się, że jest w jakimś pubie. Nie był to żaden znany jej lokal, choć na samym początku pomyślała, że jest to bar Joe’go. Jednakże wnętrze w knajpce przyjaciela różniło się od tego, w którym teraz była. Zarówno klimatem, jaki w nim panował, jak i wyglądem. Choć oświetlenie pozostawiało tu wiele do życzenia, widziała całkiem wyraźnie skomplikowaną, granatową teksturę na jasnej ścianie, na której wisiały jakieś obrazy, pokryte grubą warstwą kurzu, przez co nie można było zidentyfikować, co tak naprawdę przedstawiają. Pomieszczenie nie było duże, podłużna sala z kilkoma stolikami, każdy w towarzystwie czterech krzeseł. Przy nielicznych siedziało kilka osób. W większości byli to samotni mężczyźni, którzy za towarzysza mieli do połowy opróżnioną butelkę wódki, albo niedopity kufel piwa.
Przy barze stała jakaś para. Kobieta w czerwonej sukience, zbyt przesadnym makijażu i wysoko upiętej, maksymalnie utapirowanej fryzurze, przywodziła na myśl Peggy Bundy z serialu o niezbyt inteligentnym sprzedawcy butów. Robiła uwodzicielskie miny do stojącego obok niej mężczyzny, ubranego w kiepskiej jakości garnitur. Z pod rozpiętej pod szyją koszuli wystawał nadmiar owłosienia, które w zestawieniu z przykrótkimi nogawkami spodni oraz nadwyżką żelu na włosach, nie stanowiły jedynej „atrakcji” podchmielonego człowieka. Nie można było jednoznacznie stwierdzić, które z nich było bardziej pijane, gdyż oboje przytrzymywali się kontuaru, po przeciwnej stronie którego stał barman, oparty łokciami o błyszczący blat. Przez ramię przewieszony miał jasny materiał, prawdopodobnie ścierkę i obojętnie patrzył przed siebie mętnym wzrokiem. Jego mina wyraźnie mówiła, że wolałby być teraz w jakimś innym miejscu.Miranda
Gościnnie: Magdalena Rewers
Leżąc na brzuchu, Miranda rozciągnęła się leniwie na łóżku.
– Filip mi się oświadczył – rzuciła jakby od niechcenia; w jej głosie nie było euforii. Cóż, może inne dziewczyny szalały ze szczęścia, gdy młody, całkiem do rzeczy chłopak padał przed nimi na kolana z propozycją nie do odrzucenia. Ona nie należała do tego grona.
– Jakoś… nie szalejesz ze szczęścia – zauważył Miron. Stał w otwartych drzwiach łazienki, a światło za jego plecami, wpadając do pogrążonej w półmroku sypialni, doskonale eksponowało jego muskularne, diabelnie sexy ciało.
Stał i przyglądał się leżącej w jego łóżku dziewczynie. Wysoka, szczupła, ciemnowłosa, młoda i urodziwa. Można by spytać – czego chcieć więcej? Ale dla niego Miranda była tylko fajną laską, niegłupią i sympatyczną, z którą od czasu do czasu spotykali się na niezły seks. Dziewczyna miała zaledwie dwadzieścia pięć lat i była sporo młodsza od niego. Od trzech lat pracowała w jednym z jego lokali, gdzie tańcząc na rurze i dając solowe pokazy, przyciągała tabuny zauroczonych nią facetów. Może odbiegała od ideału kobiety o jakiej marzył Miron, ale z jej trendy sylwetką – wysoka i chuda jakby pretendowała do tytułu modelki roku – była idealna, by przypaść do gustu lwiej części gości odwiedzających jego klub.Nastia
Gościnnie: Jessica Smeet
Nastia wbiegła do szarego budynku, pozostawiając za sobą mokre plamy i błoto, które odciskało jej, małego rozmiaru, obuwie. Uwielbiała tę parę czółenek. Czerwone, z czarnymi wstawkami po bokach, idealnie pasowały do sukienki. Teraz, co prawda, wyglądała jak poturbowany mop, lecz podczas bankietu prezentowała się nieziemsko.
Płaszcz zwisał ciężko na jej ramionach, a wilgoć już dawno przedarła się piętro niżej, aż do cienkiego materiału. Czuła, jak po plecach powoli spływa strużka wody. Wycięcie w materiale nie osłaniało zupełnie nic. Nawet skrawka skóry. Miała tylko nadzieję, że makijaż jeszcze jakoś wygląda, a tusz nie spłynął po twarzy.
Początek czerwca zapowiadał się słonecznie, lecz pogoda jak zawsze zaskoczyła mieszkańców, przynosząc zimny deszcz. Z uśmiechem na ustach włożyła klucz do zamka i energicznie otworzyła drzwi do swojego małego skrawka raju. Najlepszy dzień dobiegał końca, lecz Nastia nie miała zamiaru ot tak, zamykać ostatniego rozdziału, nie wpisawszy nowego początku.Czerwień Amarylis
La Noir: Ada „Dev” Kroll
To miała być zwykła randka. Taka w ciemno, z nieznajomym. A skończyło się…
Nigdy nie byłam w związku, który by trwał dłużej jak rok. Tak jakoś wychodziło, że po dwunastu miesiącach rozstawaliśmy się, z różnych powodów. Najważniejszym było jednak to, że ja nie potrafiłam się zaangażować na poważnie. Kiedyś, jeszcze w liceum zostałam porzucona przez chłopaka, który był całym moim światem. No może nie tak do końca porzucona, po prostu się przeprowadził i nie mogliśmy się tak często widywać. Dla niektórych pięćset kilometrów to pestka, ale dla nas było to tak jakbyśmy wylądowali na różnych planetach. Tęskniłam, płakałam, pisałam listy, dzwoniliśmy do siebie, a potem… No cóż, skończyło się.
Teraz byłam trzydziestoletnią panną, która robiła zawrotną karierę, jako architekt, zadbaną i pewną siebie. Opuściłam swoje zaściankowe miasteczko, przenosząc się do stolicy i znajdując azyl w wielkim mieście. To mój wspólnik postanowił umówić mnie ze swoim jakimś dalekim kuzynem, który właśnie wrócił z zagranicy. Od dłuższego czasu znów byłam sama, a że lubię wyzwania, zgodziłam się. Umówiliśmy się w jednej z tych modnych restauracji na rynku, na kolację.Opętany
La Noir: Sienna Adell
Nikt nie ostrzegł mnie, że krok do przodu bywa nieraz krokiem w przepaść. Przekonałem się o tym dopiero na własnej skórze.
* * *
Siedząc na ławce w parku, zastanawiałem się jak mógłbym skończyć ze swoim życiem. Miałem do wyboru wiele sposobów, jednak żaden z nich nie wydawał się wystarczająco bezpieczny. Bezpieczeństwo podczas samobójstwa - zupełnie bezsensowna sprawa. Jednak nie potrafiłem wyrzucić z głowy obaw, że coś pójdzie nie tak, a ja skończę jako warzywo, świadomy tego, co dzieje się wokół, ale pozbawiony możliwości reagowania. Chyba byłem tchórzem.
Może jednak nie powinienem się już dłużej zastanawiać i po prostu to zrobić? Gdy w końcu zakiełkowała we mnie odwaga, postanowiłem wrócić do domu, gdzie od tygodni czekały odpowiednie tabletki. Nie patrząc przed siebie, zacząłem biec alejką, pragnąc zdążyć przed wątpliwościami. Nagle zderzyłem się z kimś, kto szedł od przeciwnej strony. Zachwiałem się, jednak siła odrzutu nie była na tyle duża, by spowodować mój upadek. Druga osoba nie miała tyle szczęścia.Idealna
La Noir: Magdalena Mroczkowska
Niewielka kuchnia gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku, a pośrodku niej wysoki, ciemnowłosy mężczyzna – niepewny, co też takiego właściwie miał zrobić.
Hugo rozgląda się z uwagą i po chwili dostrzega rzecz, która przyciąga jego wzrok. Nieduży brązowy notes. Notes jego wspomnień. Chwyta stojący po prawej stronie czajnik i nalewając do niego wody, stawia na gazie, zastanawiając się, czy jest sens ponownie do tego wracać. Jakiś czas później, trzymając już w ręku kubek z gorącą herbatą, podchodzi do malutkiego stolika w rogu pomieszczenia. Siada na sofie i wyciąga dłonie przed siebie, przejeżdżając palcami po brązowej skórze oprawy. Zniszczona już przez czas, z przetartymi miejscami i plamami po jedzeniu, była świadkiem tak wielu zdarzeń. Można by powiedzieć, że tych najważniejszych w jego życiu. Przyciąga album do siebie i ostrożnie otwiera na pierwszej stronie. Ze środka wygląda na niego zdjęcie, stare bo niemalże jedenastoletnie. Obraca je na drugą stronę, nie chcąc patrzeć na ten ukochany uśmiech. Drobny napis na dole sprawia, że wzdycha ciężko, pocierając powieki.
„Drogi Hugo, abyś nigdy o mnie nie zapomniał. Specjalność dnia to Twój uśmiech, którym mnie częstujesz. Twoja na zawsze M.R.”Carezza
La Noir: Anna Tuziak
A jeśli wszystko pójdzie dobrze, jestem tutaj…
Istnieją różne sztuczki, ale sztuką jest oszukać siebie…
To tylko słowa, które są jak liście na wietrze…
Przemieszczając się po fali, w tym morzu dni… Które zlewają się w jedność…
Zniecierpliwiony poszedł za kobietą. Nie miał ochoty na nowe znajomości, ale ona była zawsze dla niego taka uprzejma, że nie potrafił jej odmówić, choć w tym momencie jedyne, o czym myślał, to nowe auto wujka, do którego przyjechał na wakacje. Przed drzwiami sypialni kobieta odwróciła się do niego, po czym kładąc palec na ustach, szepnęła:
– Shhh, ona jeszcze śpi.Inwersja
La Noir: Renata „Rain” Kamińska
Epizod 1 – Kuszenie losu
Jade sama nie do końca rozumiała, co właściwie robi w takim miejscu. Tonący w półmroku i gęsty od papierosowego dymu lokal powinien był ją odstraszyć, albo przynajmniej zniechęcić. Tymczasem tkwiła tu od kwadransa, samotnie, przy barze, skupiając na sobie spojrzenia kilku siedzących przy stolikach mężczyzn.
Gdyby od razu złapała taksówkę, nie dotarłaby aż tutaj, ale chciała się przejść, a potem, choć próbowała jakąś zatrzymać, mijały ją, jakby była niewidzialna. Właściwie nie zależało jej na szybkim powrocie do domu, gdzie coraz częściej czuła się, jak element wyposażenia. Na rogu kolejnej z przecznic trafiła na nieduży bar. Bez zastanowienia pchnęła drzwi, zagłębiając sie w jego odmętach.
Cicha, rockowa muzyka, sącząca sie leniwie z głośników wprawiła w ruch jej szczupłą, odzianą w czarną szpilkę stopę, którą zaczęła wystukiwać rytm na metalowym podnóżku krzesła. Wyglądała jak zjawiskowy motyl w wypełnionym przez ćmy pomieszczeniu. Ubrana w delikatną sukienkę z kolorowego muślinu, zupełnie nie pasowała do tego miejsca i każdy z obecnych zdawał się potwierdzać to swoim spojrzeniem. Można było odnieść wrażenie, że śledzą jej każdy ruch, powoli zdzierając z niej tą cienką, letnią sukienkę w kolorowe kwiaty. Niemal czuła na plecach ich oddechy, nic sobie z tego nie robiąc, jakby celowo kusiła los. Miała dość bycia niewidzialną. Łaknęła męskich spojrzeń, nawet tych tutaj. Potrzebowała ich, żeby uwierzyć, że jest jeszcze kobietą wartą uwagi. Wartą grzechu...Su
La Noir: Anonim
Jest siedem grzechów głównych. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew oraz lenistwo. Ona jest mym ósmym grzechem.
Jest siedem cudów świata, piramida Cheopsa, wiszące ogrody Semiramidy, świątynia Artemidy w Efezie, posąg Zeusa w Olimpii, mauzoleum w Halikarnasie, Kolos Rodyjski i latarnia morska w Faros. Ona jest mym ósmym cudem świata. I choć nienawidzę ósemek, ją kocham jak szalony.
Ile grzechów z tych siedmiu popełniłem? Wszystkie, a nawet jeszcze więcej. I wszystkie je uczyniłem w jej kontekście.
Dlaczego odeszła? Dlaczego tak po prostu jej nie powstrzymałem, gdy zamykała za sobą drzwi? Jej spojrzenie nigdy mnie nie opuści. Ten żal, ból oraz zawód. Nieme pytanie, dlaczego? Czy śmierć może być dobrą odpowiedzią na to pytanie? Jeżeli nie, to niestety jest jedyną, jaką mogę się zasłonić. Chcieliśmy jej tego zaoszczędzić, nie przewidzieliśmy, że jedynie ją tym skrzywdzimy.
Gdy zebrała już swe żniwo, bez zastanowienia wsiadłem z powrotem do auta i byłem u niej w zaledwie kilkanaście minut. Do tej pory nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się pokonać tą odległość w czasie tak krótkim. Gdy ją ujrzałem mógłbym przysiąc, że moje serce na moment stanęło. Wstrzymałem oddech i wpatrywałem się w nią, gdy zagubiona oraz zamyślona stąpała po szarych płytach chodnika. Twarz miała wymalowaną smutkiem i obojętnością, zrezygnowaniem. Była jak pozbawiona energii bateria. Patrzyłem na nią z przerażeniem, w okrutnym poczuciu świadomości, że jestem jedną z przyczyn stanu, w jakim się znajdowała.