Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Mechaniczny Filozof - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
25 marca 2025
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mechaniczny Filozof - ebook

Londyn, 1879. W zadymionym mieście parowych machin Edmund Hale, genialny wynalazca, konstruuje Mechanicznego Filozofa – mosiężną maszynę zdolną odczytywać ludzkie myśli i przewidywać wybory. W podziemiach Royal Society lord August Sinclair poddaje się jej analizie, Katherine Whitmore szuka prawdy, a doktor Elias Crowe dostrzega zagrożenie. Gdy maszyna pyta "Kim jesteś?", granica między człowiekiem a technologią zaczyna się zacierać. Czy Hale stworzył klucz do doskonałości, czy narzędzie chaosu? Steampunkowa opowieść o ambicji, świadomości i cenie postępu, która zmusza do pytania: gdzie kończy się ludzkość, a zaczyna maszyna?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 34 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mechaniczny Filozof

**Wstęp**

Londyn tonął w mgle – gęstej i duszącej jak dym sączący się z setek kominów. Powietrze smakowało żelazem i węglem, a ulice dudniły rytmicznym stukotem kół powozów i sykiem parowych mechanizmów, które pchały świat naprzód. Miasto żyło, tętniło, lecz w jego trzewiach czaił się chłód – chłód maszyn, chłód logiki, chłód przyszłości wymykającej się ludzkim dłoniom.

W podziemiach Royal Society, wśród zegarowych mechanizmów i szklanych kolb, Edmund Hale pochylał się nad swoim największym dziełem. Mechaniczny Filozof stał przed nim – wysoka, złowieszcza konstrukcja z mosiądzu i stali, której wnętrze skrywało coś więcej niż zębatki i parę. Hale przesunął palcem po krawędzi panelu sterowania, tam, gdzie metal nosił ślad po dawno zaschniętej kropli krwi – pamiątce po nocy, gdy zbyt długo walczył z opornym trybem, a jego ręce, blade i poorane cienkimi liniami, zdradzały więcej, niż kiedykolwiek powiedziałby na głos. Maszyny nie były dla niego tylko narzędziami – były jego spowiedzią, zapisem pytań, na które nikt inny nie szukał odpowiedzi.

„Wszystko jest gotowe” – pomyślał, wpatrując się w błyszczące wskaźniki. Wiedział, że ten moment zapisze się w historii. Mechaniczny Filozof nie był zwykłą maszyną – potrafił rozplątywać ludzkie myśli, przepowiadać skutki wyborów, wytyczać ścieżki wolne od chaosu, który Hale widział w oczach ludzi od najmłodszych lat. Wierzył, że dzięki temu stworzeniu świat stanie się precyzyjny, doskonały – jak mechanizm, który nigdy nie zawodzi.

A jednak w jego umyśle tliła się niepewność, cicha jak szum niewidzialnych przewodów.

W sali byli też inni – lord August Sinclair, który jako pierwszy zażądał użycia maszyny; Katherine Whitmore, dziennikarka wyczuwająca, że to coś więcej niż wynalazek; oraz doktor Elias Crowe, którego spojrzenie, głębokie i niepokojące, zdawało się przenikać mrok.

– Proszę usiąść – powiedział Hale, wskazując Sinclairowi fotel naprzeciw maszyny. Jego głos był spokojny, ale dłonie, naznaczone bliznami, drżały lekko – nie ze strachu, lecz z oczekiwania.

Lord zajął miejsce, a mechaniczne ramiona urządzenia uniosły się, oplatając jego głowę. Wokół rozległo się ciche tykanie, jakby pokój stał się sercem gigantycznego zegara.

– Mechaniczny Filozof zada pytanie – oznajmił Hale. – A ty odpowiesz.

Sinclair zamknął oczy. Maszyna zatrzeszczała, zapadki ruszyły, a z jej trzewi wydobył się metaliczny, bezduszny głos:

– Kim jesteś?

Lord nabrał powietrza i otworzył usta… lecz po chwili zamilkł, wahając się.

Coś się zmieniało.

Hale obserwował to z fascynacją i lękiem zarazem. Czy był świadkiem narodzin nowego człowieka… czy końca tego, co ludzkie?

Rozdział 1 – Mechaniczne Proroctwo

Londyn, 1879.

Deszcz dudnił o dachy, spływał strugami po poczerniałych od sadzy fasadach i rozmywał blade światła gazowych latarni w kałużach na bruku. Uliczki Shoreditch wypełniał zgiełk – stukot kół powozów mieszał się z odległym sykiem parowych silników, a krzyki przekupek ginęły w szumie wody ściekającej do rynsztoków. Miasto pulsowało życiem, ale tej nocy zdawało się bardziej niespokojne niż zwykle – jakby samo wyczuwało, że coś się zmienia. W zaułkach szeptano o wynalazku, który miał przewrócić świat do góry nogami. O maszynie, która rozumiała ludzi lepiej, niż oni sami rozumieli siebie.

Edmund Hale szedł szybko, kryjąc twarz w cieniu szerokiego ronda kapelusza. Krople deszczu bębniły o jego długi płaszcz, szumiąc jak cichy szept ostrzeżenia. Co chwilę zerkał przez ramię – miał nieodparte wrażenie, że ktoś go śledzi. Cienie między budynkami zdawały się poruszać, choć może to tylko deszcz igrał z jego zmęczonym umysłem. Nie przyspieszył jednak kroku. Jeśli ktoś rzeczywiście deptał mu po piętach, wkrótce przekona się, że prawda, której szuka, może być ciężarem nie do uniesienia.

Dotarł do niepozornego zaułka na tyłach gmachu Royal Society. Między dwoma wysokimi kamienicami, za stertą skrzyń cuchnących mokrym drewnem i smołą, kryły się masywne drzwi – żelazne, pokryte rdzą, jakby od lat nikt ich nie otwierał. Hale wyjął z kieszeni klucz, jego dłoń drżała lekko od chłodu i napięcia. Metal zazgrzytał w zamku, a mechanizm kliknął cicho, ustępując pod naciskiem. Drzwi uchyliły się z jękiem, odsłaniając wąskie, kręte schody prowadzące w dół, w głąb ziemi.

Zszedł ostrożnie, wsłuchując się w echo własnych kroków. Powietrze w podziemiach było ciężkie, przesycone zapachem oleju maszynowego, ozonu i czegoś jeszcze – metalicznej nuty, która drapała w gardle. Gdy dotarł na dół, jego oczom ukazało się laboratorium: rozległa sala o sklepionym suficie, oświetlona ciepłym blaskiem gazowych lamp. Ściany pokrywały pergaminowe schematy, gęsto zapisane równaniami i precyzyjnymi rysunkami – żyły maszynerii, którą Hale poświęcił lata swojego życia. Wzdłuż półek piętrzyły się mosiężne narzędzia, szklane kolby i zwoje przewodów, a wśród cieni migotały refleksy światła odbijające się od polerowanej stali.

W samym centrum stał Mechaniczny Filozof.

Był wyższy, niż Hale pamiętał – niemal trzy metry konstrukcji z mosiądzu i żelaza, opleciony siecią przewodów przypominających nerwy. Jego korpus zdobiły tarcze i pokrętła, a między nimi poruszały się delikatnie zębatki, wydając cichy, rytmiczny pomruk. Nie miał twarzy, nie miał oczu, a jednak sprawiał wrażenie, jakby patrzył. Jakby wyczuwał obecność Hale’a, zanim ten jeszcze przekroczył próg.

W sali czekało kilka osób.

Lord August Sinclair stał wyprostowany jak zawsze, wsparty o laskę ze srebrnym uchwytem w kształcie głowy orła. Jego siwe włosy kontrastowały z ostrym spojrzeniem, którym obrzucił Hale’a – spojrzeniem człowieka, który rzadko ufał komukolwiek, a już na pewno nie maszynom. Obok, w smudze światła lampy, stała Katherine Whitmore – reporterka The London Chronicle, z notatnikiem w dłoni i piórem zawieszonym nad kartką. Jej rude loki wymykały się spod kapelusza, a spojrzenie zdradzało coś więcej niż zawodową ciekawość – jakby przeczuwała, że to, co zobaczy, zmieni wszystko. W głębi sali, z rękami splecionymi za plecami, stał doktor Elias Crowe. Nie odzywał się, ale jego obecność była wyczuwalna – jak cień, który rzuca więcej pytań niż odpowiedzi.

– Spóźniłeś się – rzucił Sinclair, unosząc brew. Jego głos miał tę samą chłodną precyzję co zawsze, ale Hale wyczuł w nim nutę niepokoju.

– Deszcz – odparł krótko, strząsając krople z płaszcza. – I ostrożność.

Katherine uniosła wzrok znad notatek.

– Ostrożność? Myślałam, że to twoja pasja nas tu sprowadziła, nie strach.

Hale uśmiechnął się blado, ale nie odpowiedział. Podszedł do stołu zarzuconego narzędziami i spojrzał na Mechanicznego Filozofa.

– Możemy zaczynać? – zapytał Sinclair, stukając laską o podłogę.

Hale skinął głową.

– Mechaniczny Filozof jest gotowy.

Sinclair podszedł do maszyny z wyraźną rezerwą. Usiadł w fotelu ustawionym naprzeciwko, a metalowe „nerwy” urządzenia zadrżały, jakby wyczuły jego obecność. Mechaniczne ramiona uniosły się powoli, otaczając jego głowę – nie dotykały jej, ale ich ruchy były precyzyjne, niemal organiczne. W powietrzu rozległo się ciche tykanie, jakby sala zamieniła się w gigantyczny zegar.

Hale zajął miejsce przy pulpicie sterującym, gdzie migotały tarcze i wskaźniki. Wziął głęboki oddech.

– Mechaniczny Filozof zada pytanie – powiedział. – A ty odpowiesz.

Sinclair zamknął oczy, a maszyna zatrzeszczała delikatnie. Zapadki zaczęły się obracać, przewody zadrgały, a z jej wnętrza dobiegł głos – metaliczny, zimny, ale jednocześnie głęboki, jakby rezonował w samych kościach obecnych.

– Kim jesteś?

Sinclair otworzył oczy i spojrzał na Hale’a, jakby szukał potwierdzenia, że to naprawdę się dzieje. Po chwili wyprostował się w fotelu.

– Jestem lord August Sinclair – odparł wyraźnie, choć w jego tonie czaiło się wahanie.

Maszyna milczała. Przewody pulsowały słabym światłem, a tykanie stało się wolniejsze, bardziej miarowe. Hale zmarszczył brwi – spodziewał się reakcji, czegokolwiek. Ale Mechaniczny Filozof nie odpowiedział.

– Kim jesteś? – powtórzył głos, tym razem ostrzej, jakby pytanie wbiło się w umysł Sinclaira.

Lord zacisnął dłonie na podłokietnikach. Na jego czole появился drobny pot, choć w sali było chłodno.

– Powiedziałem przecież – rzucił z irytacją. – Lord August Sinclair. Członek Izby Lordów, patron Royal Society. Co jeszcze chcesz wiedzieć?

Cisza.

A potem coś się zmieniło.

Powietrze w laboratorium zgęstniało, jakby niewidzialna fala przeszła przez pomieszczenie. Katherine upuściła pióro, które z cichym stuknięciem potoczyło się po podłodze. Crowe wyprostował się, a jego oczy błysnęły nagłym zainteresowaniem. Hale poczuł mrowienie na skórze – nie usłyszał głosu, a jednak coś dotarło do jego umysłu, jak obca myśl, której nie potrafił nazwać.

– Kim jesteś? – zapytała maszyna po raz trzeci, ale tym razem głos zdawał się dochodzić z wnętrza Sinclaira, jakby to jego własne myśli przemówiły.

Lord zesztywniał. Jego oddech przyspieszył, a spojrzenie stało się dzikie, jakby zobaczył coś, czego nie powinien.

– Ja… – zaczął, ale urwał. – Nie wiem.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij