Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Meet Cute - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
3 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Meet Cute - ebook

Zawiedzione nadzieje, problemy rodzinne i emocje skrywane między prawniczymi aktami. Pełen miłosnego napięcia i humoru romans w stylu enemies to lovers!

Pierwszego dnia studiów prawniczych Kailyn dosłownie wpadła na aktora, w którym kochała się jako nastolatka. Co więcej, okazało się, że ów przystojniak – Daxton Hughes – również studiował prawo, i to w grupie Kailyn! Ta fascynacja szybko przerodziła się w przyjaźń. Zauroczona dziewczyna nie spodziewała się jednak, że tuż przed zakończeniem studiów przyjaciel totalnie ją rozczaruje…

Kilka lat później Dax niespodziewanie zjawia się w jej biurze i prosi o poradę prawną. Jego rodzice właśnie zginęli w wypadku samochodowym, a na nim spoczął ciężar opieki nad trzynastoletnią siostrą. Mimo dawnej urazy Kailyn współczuje Daksowi i zrobi wszystko, aby mu pomóc. Przy okazji może zyskać na polu zawodowym i zostać wspólniczką w kancelarii! Musi tylko wykorzystać trudną sytuację życiową Daksa i namówić go na przejście do ich firmy.

Sprawy się komplikują, kiedy w kwestie zawodowe wkraczają uczucia. Kailyn przekonuje się, że z każdym dniem coraz bardziej zależy jej na Daksie i jego siostrze… Co okaże się ważniejsze: miłość czy awans?

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-6721-7
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

UPA­DEK FANKI

Ka­ilyn

Osiem lat temu

– Klu­czem do suk­cesu jest wi­zu­ali­za­cja. – Ko­jący głos przy­kuwa cał­ko­wi­cie moją uwagę głów­nie dla­tego, że mam w uszach słu­chawki, które blo­kują wszystko inne. Opie­ram się chęci, aby jesz­cze raz spraw­dzić plan; do­sko­nale wiem, gdzie mam za­ję­cia, bo wczo­raj po­ko­na­łam całą trasę, więc znów sku­piam się na pod­ca­ście. Dziś jest mój pierw­szy dzień na pra­wie i po­sta­no­wi­łam so­len­nie, że roz­pocznę go z czy­stym umy­słem. – Za­mknij oczy i wy­obraź so­bie swój suk­ces. Wy­obraź so­bie suk­ces.

– Wy­obraź so­bie suk­ces – mru­czę i za­my­kam oczy, prze­ci­na­jąc otwartą prze­strzeń traw­nika. Jest to skrót, a jed­no­cze­śnie ulu­bione miej­sce stu­den­tów do spę­dza­nia czasu mię­dzy za­ję­ciami.

– Z wy­de­chem wy­puść stres. – Au­torka pod­ca­stu mo­ty­wa­cyj­nego robi mi wy­dech do ucha. – A z wde­chem wpuść suk­ces. – Pro­wa­dząca wciąga ze świ­stem po­wie­trze.

– Wdy­chaj suk­ces. – Świeży za­pach trawy i drzew ła­sko­cze mnie w nos, a w po­bliżu znaj­duje się też chyba ktoś spry­skany wodą ko­loń­ską, bo do­ciera do mnie i taka woń.

Uchy­lam po­wiekę, żeby się upew­nić, że nie zba­czam z toru.

– Jak wy­gląda twój suk­ces? Wy­obraź so­bie swój suk­ces. Po­wta­rzaj za mną...

Za­my­kam oczy i po­wta­rzam, wy­obra­ża­jąc so­bie eg­za­miny koń­cowe, roz­da­nie dy­plo­mów, naj­lep­szy moż­liwy staż, naj­lep­szą śred­nią w gru­pie, naj­lep­szą pracę. Po­wta­rzam man­trę, wciąż idąc przez otwartą po­łać traw­nika, co­raz bar­dziej pod­eks­cy­to­wana na myśl o pierw­szych za­ję­ciach. W tym roku dam czadu. Sko­pię ty­łek każ­demu z mo­jej grupy i dojdę na sam szczyt. To bę­dzie jak zdo­by­cie Eve­re­stu, tyle że nie aż tak prze­ra­ża­jące i nie­bez­pieczne.

Wy­obra­żam so­bie wła­śnie pierw­szą wy­graną sprawę, kiedy do­ciera do mnie gło­śny krzyk. Otwie­ram oczy i wi­dzę le­cące w moją stronę fris­bee. Gor­szy niż samo fris­bee jest jed­nak zwa­li­sty chło­pak, który ska­cze, żeby je zła­pać – robi nie­sa­mo­wity wy­skok, ale nie­stety usta­wia go to na kur­sie ko­li­zyj­nym z prze­szkodą, którą sta­no­wię ja.

Ple­cak zsuwa się mi z ra­mie­nia i po­ty­kam się o niego, usi­łu­jąc unik­nąć zde­rze­nia albo z fris­bee, albo z chło­pa­kiem. Man­tra w mo­ich uszach cich­nie, bo wy­su­wają się z nich słu­chawki.

– Uwa­żaj! – wrzesz­czy ktoś.

Od­wra­cam się zdez­o­rien­to­wana i w tym sa­mym mo­men­cie ta­ra­nuje mnie ko­leś z nie­sa­mo­wi­tym wy­bi­ciem.

– O cho­lera! – krzy­czy.

Przy­trzy­muję się jego ra­mion, bo po­ty­kam się o mój durny ple­cak, i po­cią­gam go­ścia za sobą w dół. Upa­damy na zie­mię z gło­śnym łup­nię­ciem. Na­dal za­ci­skam dło­nie na jego ko­szulce, usi­łu­jąc zro­zu­mieć, jak do tego do­szło, oraz uzmy­sła­wia­jąc so­bie, że zu­peł­nie nie tak wy­obra­żam so­bie suk­ces.

– Prze­pra­szam. Nic ci się nie stało? – Chło­pak pod­trzy­muje się na przed­ra­mio­nach, nie­jako ro­biąc nade mną pompkę.

Gdy­bym nie czuła się tak za­że­no­wana, by­ła­bym pod wra­że­niem.

– Nie mu­siał­byś py­tać, gdyby lu­dzie pa­trzyli, gdzie lezą – mru­czę, jed­no­cze­śnie pró­bu­jąc wy­plą­tać swoje koń­czyny spo­mię­dzy jego wła­snych, tak by nie uszko­dzić przy tym żad­nego z nas.

Chło­pak sie­dzi okra­kiem na mo­jej no­dze, więc ja­ki­kol­wiek gwał­towny ruch mógłby skut­ko­wać mało przy­ja­znym spo­tka­niem mo­jego ko­lana z jego przy­ro­dze­niem. Za­uwa­żam, że gość pach­nie świe­żym pra­niem, dez­odo­ran­tem i odro­biną wody ko­loń­skiej za­ak­cen­to­wa­nej gumą ar­bu­zową.

Jego twarz znaj­duje się tylko kil­ka­na­ście cen­ty­me­trów od mo­jej twa­rzy, więc mars na czole wy­raża dość oso­bi­stą urazę.

– We­szłaś w sam śro­dek gry.

Zer­kam w kie­runku grupki gra­ją­cej we fris­bee i uświa­da­miam so­bie, że ma ra­cję. Tak bar­dzo za­ab­sor­bo­wała mnie wi­zu­ali­za­cja suk­cesu, że ze­psu­łam im za­bawę.

– Naj­moc­niej prze­pra­szam. Słu­cha­łam podca... – Znów na niego pa­trzę, a wy­ja­śnie­nie utyka mi w gar­dle, bo po raz pierw­szy do­brze się mu przy­glą­dam.

Roz­po­znaję jego twarz. Fan­ta­zjo­wa­łam o niej bez końca jako na­sto­latka. I jako do­ro­sła ko­bieta też. Nie da­lej jak w ze­szłym ty­go­dniu.

Lekka iry­ta­cja na jego twa­rzy prze­cho­dzi w roz­ba­wie­nie, kiedy ga­pię się na niego z roz­dzia­wio­nymi ustami. Wciąż za­ci­skam pię­ści na jego ko­szulce. A on wciąż robi nade mną pompkę. Mam mię­dzy no­gami udo Da­xtona Hu­ghesa.

– O cho­lera! – Mój głos jest zbyt wy­soki i o wiele za gło­śny, szcze­gól­nie że na­sze twa­rze dzieli od­le­głość kil­ku­na­stu cen­ty­me­trów. Prawdę mó­wiąc, wy­daję z sie­bie prze­ni­kliwy pisk. Jak­bym znów była je­de­na­sto­latką. – Ty je­steś Da­xton Hu­ghes! Uwiel­biam cię!

Zu­peł­nie go za­ska­kuję, gdy za­rzu­cam mu ręce na szyję, przez co traci rów­no­wagę i prze­wraca się na mnie. Jest dość ciężki, ale zu­peł­nie mi to nie prze­szka­dza, bo na­sze ciała leżą cia­sno złą­czone. Nie za­po­mnę tej chwili do końca ży­cia. Da­xton Hu­ghes na mnie leży! Szkoda, że nie je­ste­śmy na plaży w stro­jach ką­pie­lo­wych. Albo w łóżku. Nago.

Wciąż go obej­muję, kiedy pod­ciąga mnie do po­zy­cji sie­dzą­cej. Sy­tu­acja jest bar­dzo krę­pu­jąca, bo każde z nas ma ko­lano nie­bez­piecz­nie bli­sko kro­cza tego dru­giego. Za­uwa­żam też, że Da­xton zro­bił się spięty, i mam świa­do­mość tego, co przed chwilą po­wie­dzia­łam i co te­raz ro­bię. Znaj­du­jemy się na sa­mym środku roz­le­głego traw­nika, wo­kół jest pełno lu­dzi.

Pusz­czam go prze­ra­żona i wy­co­fuję się ra­kiem, nie­mal ko­piąc go w klej­noty. Pod­no­szę się nie­zdar­nie i ro­bię krok w tył, pod­czas gdy on też się pod­nosi i staje pro­sto w ca­łej oka­za­ło­ści. Mój Boże, jest wy­soki, wyż­szy, niż się spo­dzie­wa­łam, a do tego sze­roki w ba­rach. Za­pewne na­brał masy, od­kąd wy­stę­po­wał w moim ulu­bio­nym se­rialu. Za­czy­nam wy­ma­chi­wać rę­kami. Dla­czego wy­ma­chuję rę­kami? Moje ciało musi prze­stać ro­bić dziwne rze­czy, ale stra­ci­łam nad sobą kon­trolę, a wła­dzę nade mną prze­jął stres, zmu­sza­jąc mnie do obłą­kań­czo że­nu­ją­cego za­cho­wa­nia. Wo­kół jest zbyt wielu świad­ków.

Jego nie­bie­sko­zie­lone oczy barwy oce­anu w tro­pi­kach są sze­roko roz­warte, a z twa­rzy znika wid­nie­jący na niej przez chwilę znie­wa­la­jący uśmiech. Co jest w pełni zro­zu­miałe, bo je­stem tą dziew­czyną. Ni­gdy nie je­stem tą dziew­czyną. Tylko te­raz.

Od­zy­skuję względną kon­trolę nad swo­imi dłońmi, ogra­ni­cza­jąc bez­ładne wy­ma­chi­wa­nie do nie­sko­or­dy­no­wa­nego, lek­ce­wa­żą­cego ski­nię­cia, jak­bym chciała spró­bo­wać wy­ma­zać swoje ostat­nie słowa. Ale jest już za późno, żeby je cof­nąć. Nie je­stem też w sta­nie po­wstrzy­mać że­nu­ją­cego sło­wo­toku, któ­rym go za­le­wam.

– To zna­czy uwiel­bia­łam se­rial, w któ­rym wy­stę­po­wa­łeś. I to jesz­cze jak. To był mój naj­uko­chań­szy se­rial. Przez wiele lat oglą­da­łam go w każdy wto­rek. Przez całe gim­na­zjum, a po­tem w ogól­niaku w week­endy le­ciały te week­en­dowe ma­ra­tony Mo­jego ży­cia i ra­zem z ko­le­żan­kami uma­wia­ły­śmy się na no­co­wanki i oglą­da­ły­śmy se­rial do bia­łego rana. By­łeś nie­sa­mo­wity w roli Du­stina. Chyba naj­bar­dziej lu­bi­łam se­zon trzeci, a może czwarty. O Boże. Nie wie­rzę, że tu je­steś. Nie wie­rzę, że cię po­zna­łam. – Nie wie­rzę, że bu­zia mi się nie za­myka.

Z każ­dym moim gło­śnym wy­zna­niem na jego twa­rzy po­ja­wia się ner­wowy tik. Nie umiem stwier­dzić, czy jest za­że­no­wany czy po­iry­to­wany. Za­pewne jedno i dru­gie. Ktoś po­wi­nien zdzie­lić mnie w łeb i zno­kau­to­wać, że­bym prze­stała się tak upo­ka­rzać. Do­sta­łam kom­plet­nego fioła na punk­cie gwiaz­dora ekranu i cho­ciaż wiem, że ro­bię z sie­bie idiotkę, nie je­stem w sta­nie tego prze­rwać.

– Dasz mi au­to­graf? Może mógł­byś mi się pod­pi­sać na pla­nie za­jęć. Albo na mapce uczelni. O! Mo­żesz pod­pi­sać się na mnie! – Pod­no­szę ple­cak oraz te­le­fon. Słu­chawki cho­wam do kie­szeni dżin­sów. Wci­skam dłoń do przed­niej kie­szeni ple­caka, by zna­leźć coś do pi­sa­nia. Wy­cią­gam garść róż­nych przy­bo­rów, w tym ja­skra­wo­ró­żowy za­kre­ślacz. – My­ślisz, że ten ko­lor bę­dzie wi­dać na mo­jej skó­rze? O! A może le­piej na bluzce? To zna­czy ró­żowy nie bar­dzo pa­suje, ale kto by się tym przej­mo­wał, prawda?

Da­xton na­krywa moją dłoń. Znów mnie do­tyka. Ce­lowo! Wo­dzi wzro­kiem do­koła i na­chyla się do mnie.

– Pod­pi­szę, co ze­chcesz, ale cho­ciaż cie­szy mnie twój en­tu­zjazm, mó­wię se­rio, to pró­buję nie zwra­cać na sie­bie uwagi, a ty masz na­prawdę mocne płuca. – Mówi znacz­nie cich­szym gło­sem niż ja, co mi uświa­da­mia, że w ten spo­sób stara się mnie uspo­koić.

Za­sła­niam usta dło­nią.

– No tak. Prze­pra­szam. O Boże. Tak mi przy­kro. Ale wstyd. Ja po pro­stu... nie masz po­ję­cia, jak to jest. Choć wła­ści­wie pew­nie masz. Nie są­dzi­łam, że je­steś taki wy­soki. Z bli­ska je­steś jesz­cze przy­stoj­niej­szy. Za­wsze mi się wy­da­wało, że mu­sisz no­sić so­czewki kon­tak­towe. Masz bar­dzo ładne oczy. – Za­ci­skam po­wieki. – Na­prawdę po­win­nam się przy­mknąć.

Da­xton par­ska śmie­chem.

– Ty też masz ładne oczy.

Uchy­lam po­wiekę, a on po­syła mi krzywy uśmiech, a po­tem wy­ciąga mi z ręki cien­ko­pis i pod­pi­suje się na moim ple­caku. Ni­gdy w ży­ciu się go nie po­zbędę.

– Hu­ghes, mu­simy le­cieć – woła ktoś do niego.

Chło­pak unosi pa­lec, a po­tem za­myka cien­ko­pis i mi go od­daje.

– Mu­szę iść na za­ję­cia, ale być może do zo­ba­cze­nia gdzieś na kam­pu­sie. – Pusz­cza do mnie oko i od­wraca się, a po­tem od­biega, ła­piąc w lo­cie torbę rzu­coną przez jed­nego z ko­le­gów.

– Spo­tka­łam Da­xtona Hu­ghesa, który mi po­wie­dział, że mam ładne oczy – mó­wię do sie­bie, ru­sza­jąc znów przez zie­lony dzie­dzi­niec.

Dwie dziew­czyny sie­dzące pod drze­wem pa­trzą na mnie dziw­nie, ale mnie to nie ob­cho­dzi. To naj­lep­szy pierw­szy dzień stu­diów praw­ni­czych pod słoń­cem. Ro­bię krótki przy­sta­nek w ła­zience, żeby nie do­pu­ścić do hi­per­wen­ty­la­cji z nad­miaru emo­cji, a wtedy do­pada mnie wstyd. Za­cho­wa­łam się jak ob­se­syjna wiel­bi­cielka, a on był taki miły. I mnie do­tknął.

Za­wsze mi się wy­da­wało, że gdy­bym spo­tkała jed­nego z mo­ich ulu­bio­nych gwiaz­do­rów, za­cho­wa­ła­bym pe­łen luz, po­de­szła­bym do tego z zu­pełną swo­bodą, po­trak­to­wa­ła­bym go jak zwy­kłego czło­wieka. Wi­dać bar­dzo się my­li­łam.

Spę­dzam za dużo czasu w ła­zience, upew­nia­jąc się, że wy­glą­dam w miarę przy­zwo­icie, więc po­tem mu­szę przy­spie­szyć kroku, żeby dojść do gma­chu, w któ­rym mam za­ję­cia. Przy­cho­dzę na dwie mi­nuty przed ich roz­po­czę­ciem. Nie mam szans na zna­le­zie­nie do­brego miej­sca. Nie szko­dzi. Wy­obraź so­bie suk­ces.

Wcho­dzę do sali wy­kła­do­wej tyl­nymi drzwiami, że­bym nie mu­siała mi­jać pro­fe­sora. Roz­glą­dam się cała spo­cona i w nie­ła­dzie. Zo­stało tylko kilka wol­nych miejsc. Mru­cząc prze­pro­siny, prze­ci­skam się mię­dzy rzę­dami, zmu­sza­jąc lu­dzi, żeby prze­su­wali nogi i torby. Kiedy je­stem już bli­sko celu, staje mi na dro­dze para wy­cią­gnię­tych nóg i znów mam­ro­czę „prze­pra­szam”. Je­stem na ta­kim haju z po­wodu nie­sa­mo­wi­tego po­ranka, że nie za­uwa­żam pa­ska od torby li­sto­noszki. Znowu się po­ty­kam i lą­duję pła­sko na czy­ichś ko­la­nach.

– Co jest gra... – Na pod­łogę spada ku­bek z kawą na wy­nos i na­pój pry­ska mi na twarz i bluzkę, a pod fo­te­lem, na któ­rym za­mie­rza­łam usiąść, for­muje się spora ka­łuża.

Pró­buję się pod­nieść, tak żeby nie wło­żyć ręki w ba­joro z kawy.

– O Boże, naj­moc­niej przep... – Po raz drugi w ciągu dwu­dzie­stu mi­nut pa­trzę w zna­jome oczy. – To jak w tym od­cinku w dru­gim se­zo­nie! – Tym ra­zem pil­nuję, żeby mó­wić ci­cho.

Da­xton się uśmie­cha, być może na wspo­mnie­nie od­cinka, o któ­rym mó­wię. Tego, w któ­rym dziew­czyna po­tyka się i lą­duje mu na ko­la­nach, a po­tem cho­dzą ze sobą przez ko­lejne trzy se­zony.

Sie­dzący obok chło­pak od­zywa się, nie da­jąc mu dojść do słowa.

– Jezu, Hu­ghes, nie można cię ni­g­dzie za­brać, bo wiel­bi­cielki od razu rzu­cają ci się do stóp!

Wszy­scy wy­bu­chają śmie­chem, ale Da­xton tylko prze­wraca oczami.

– Nie bądź świ­nią, McQu­een, i usuń torbę. To przez cie­bie dziew­czyna się po­tknęła.

Da­xton prze­suwa nogi i po­maga mi się pod­nieść. Sia­dam na wol­nym miej­scu obok niego. Ko­men­tarz jego ko­legi spra­wił, że mam za­ci­śnięte gar­dło i pło­nące z za­że­no­wa­nia po­liczki. Za późno, żeby po­szu­kać in­nego miej­sca, poza tym przy­cią­gnę­łam już do sie­bie aż za dużo spoj­rzeń. Lu­dzie ga­pią się na mnie i re­cho­czą. Mu­szę złą­czyć stopy, żeby trzy­mać ple­cak na ko­la­nach i nie wdep­nąć w roz­laną kawę. Bar­dzo się cie­szę, że mam dziś roz­pusz­czone włosy, bo te­raz już cała moja twarz pło­nie ży­wym ogniem.

– Mamy za­cząć ro­bić za­kłady o to, ile wnio­sków o za­kaz zbli­ża­nia się bę­dziesz mu­siał wnieść w tym roku do sądu? – pyta gło­śno je­den z jego kum­pli.

Żo­łą­dek skręca mi się nie­przy­jem­nie, a skóra jest go­rąca i wil­gotna. Chce mi się pła­kać, więc wbi­jam pa­znok­cie w dło­nie. In­cy­dent na dzie­dzińcu to jedno, ale te­raz jest wo­kół mnó­stwo par oczu, przed któ­rymi nie je­stem w sta­nie uciec przez naj­bliż­szą go­dzinę.

Na szczę­ście wy­kła­dowca przy­wo­łuje grupę do po­rządku i he­heszki obok mnie cichną. Po za­koń­cze­niu za­jęć wbi­jam wzrok w torbę i cho­wam do niej pod­ręcz­nik. Na moim sto­liku lą­duje zło­żona kar­teczka.

– Do zo­ba­cze­nia w przy­szłym ty­go­dniu. – Da­xton uśmie­cha się do mnie pół­gęb­kiem i za­rzuca so­bie ple­cak na ra­mię, a po­tem idzie za kum­plami.

Cze­kam, aż wy­jadą, i do­piero wtedy roz­kła­dam kartkę.

„Do­kład­nie jak w dru­gim se­zo­nie ;)”

Ni­czym za­ko­chana bez pa­mięci idiotka no­szę ze sobą ten li­ścik przez resztę roku, a po­tem cho­wam go bez­piecz­nie w szu­fla­dzie z bie­li­zną. Za każ­dym ra­zem, kiedy Da­xton mówi mi „cześć”, nie­mal mdleję z wra­że­nia. Kiedy przy­cho­dzi na za­ję­cia póź­niej niż ja, siada za mną, i uśmie­cha się, kiedy mija mnie na kam­pu­sie. A pod­czas in­sce­ni­zo­wa­nych pro­ce­sów za­wsze wy­stę­pu­jemy prze­ciwko so­bie. Flirt na ca­łego.

Ale ko­niec koń­ców, nie­za­leż­nie od tego, jak ser­deczna może się wy­da­wać na­sza ry­wa­li­za­cja, każde z nas my­śli tylko o so­bie. Więc nie po­winno mnie dzi­wić, że kiedy na ostat­nim roku zwra­cam się do niego o po­moc, wy­sta­wia mnie do wia­tru, aby sa­memu do­stać to, na co tak ciężko pra­co­wa­łam.

Na wiele mi się zdała cała ta wi­zu­ali­za­cja suk­cesu.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: