- W empik go
Megalopolis 2077 - ebook
Megalopolis 2077 - ebook
Poznaj historię Arrona i Ady. Poznaj Megalopolis.
Rok 2077.
Ona – dziewczyna ze slumsów, żyjąca poza systemem brutalna najemniczka.
On – chłopak z klasy średniej, nieszczęśliwie zakochany szeregowy pracownik korporacji.
Jedyne co ich łączy to Megalopolis – położona na obrzeżach Zjednoczonej Europy, dystopijna aglomeracja przyszłości. Lecz gdy wir wydarzeń splata nagle ich losy, wszystko się dla nich odmienia. Odnajdują wspólny cel w walce o wyzwolenie spod technokratycznego reżimu. W walce o lepsze jutro dla pogrążonego w marazmie, wyniszczonego wojnami, zniewolonego przez technologię społeczeństwa.
Odnajdują wspólny cel w walce, w której tacy jak oni, są z góry skazani na porażkę.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-959645-2-7 |
Rozmiar pliku: | 426 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Todd „Free Man” Nowak ziewnął przeciągle, zerkając przelotnie na tarczę lewitującego ponad biurkiem holozegara. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, jak bardzo przeciągnęła mu się praca. Od dobrych kilku godzin siedział nad materiałem, który w normalnych okolicznościach powinien zmontować w góra kilkadziesiąt minut. Za oknem dawno zapadł już mrok, za ścianą ucichły odgłosy libacji, a on wciąż był daleki od ukończenia filmu.
Doskonale zdawał sobie sprawę, z czego wynikało jego ślamazarne tempo. Po prostu nie potrafił skupić się na produkcji treści, która w tak ewidentny sposób miała wprowadzać subskrybentów w błąd. Bo choć wiele spośród materiałów, jakie umieszczał na swoim kanale w Strumieniu, mogło wydawać się kontrowersyjne, to tym razem miał do czynienia ze zwykłą, wierutną bzdurą.
Wszystkie przeanalizowane przez niego dane, dotyczące najnowszej orbitalnej sieci komunikacyjnej opartej o technologię 7G, jednoznacznie wykluczały jakiekolwiek zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Zaskakująco duża liczba wyświetleń zapowiedzi filmu o roboczym tytule „Śmiercionośna 7G” przekonała go jednak, że mimo wszystko warto opublikować materiał o ewentualnych zagrożeniach. „Z czegoś trzeba przecież żyć, do cholery…” – podsumował w myślach.
Todd sięgnął po leżące na zagraconym biurku pudełeczko i wydobył z niego niewielką czerwoną kapsułkę. Choć takie wojskowe neurostymulanty jak ten nie były powszechnie dostępne dla cywili, to dla niego zdobycie ich na czarnym rynku nie stanowiło większego problemu. Przez lata, jakie spędził na poszukiwaniu spisków, a następnie odkrywaniu ich tajemnic za pośrednictwem swego autorskiego kanału w Strumieniu, wyrobił sobie renomę i kontakty. Poznał ludzi, dla których wojskowe neurostymulanty były po prostu jednym z wielu oferowanych nielegalnych towarów.
Połknął pigułkę, popijając dużą ilością coli, po czym w niemal natychmiastowym przypływie energii zgniótł puszkę w dłoni. Odrzuciwszy opakowanie na zalegającą pod ścianą kupkę śmieci, z nową werwą powrócił do przerwanej pracy. Przez kilka kolejnych minut montaż szedł mu całkiem sprawnie. Wykonując w powietrzu mniej lub bardziej skomplikowane gesty dłoni, przycinał materiał, korygował ostrość, dodawał ścieżki dźwiękowe. Przez cały ten czas praktycznie nie zwracał uwagi na holoporno, wyświetlane na drugim z otwartych nad biurkiem ekranów. W końcu jednak ciekawość wzięła w nim górę i powrócił do śledzenia losów ponętnej blondynki.
***
W chwili, gdy skąpo odziana dziewczyna została osaczona przez grupę transseksualnych, jaszczuropodobnych istot, transmisję przerwał sygnał przychodzącego połączenia wideo.
– Mam dla ciebie bombę, Free Man! – Lewitujące nad biurkiem trójwymiarowe oblicze zdradzało niezdrowe podekscytowanie. – Pieprzoną bombę!
– Bombę, powiadasz…? – Niedbałym gestem Todd zminimalizował wideokonferencję, przywracając tym samym na główny ekran holoporno. – No więc słucham, Miki, co masz dla mnie tym razem? Kolejne podziemne miasto?
– Ech, a ty znowu o tym… – Mężczyzna po drugiej stronie kamery zawahał się, wyraźnie zbity z tropu.
Widząc zmieszanie swego informatora, Todd odczuł swego rodzaju złośliwą satysfakcję. Bo choć w trakcie kilkuletniej współpracy Miki podsunął mu wiele cennych tropów, to jego ostatnie rewelacje okazały się bezwartościowe. Próba zweryfikowania zeszłotygodniowej „bomby” Mikiego kosztowała go kilka godzin błądzenia po śmierdzących kanałach Megalopolis w towarzystwie szczurów, karaluchów i innego tego typu obleśnego robactwa. Nie znalazł ani śladu mitycznego Podziemnego Miasta, a kilka dni po feralnej wyprawie otrzymał wysoki mandat za naruszenie zakazu wstępu do strefy niedozwolonej.
– Ten sukinsyn zarzekał się, że na własne oczy widział to wszystko. Przysięgał na pieprzoną matkę! Opowiedział mi ze szczegółami, jak wygląda to pieprzone podziemne miasto. Narysował mi pieprzoną mapę…
– Dobrze, już dobrze… – Todd uciął wywód informatora, zanim ten zdołał rozkręcić się na dobre. – A teraz do rzeczy, Miki. Mam tu robotę do zrobienia. Mów, co tam dla mnie masz.
– Jakiś czas temu wysłałem ci info o cynku z wodociągów, pamiętasz? Jeden z pracowników działu filtrowania opowiedział mi o podejrzanej substancji, jaką kazali im rzekomo dodawać do pieprzonej wody pitnej. Że niby jakieś nowe unijne normy mieli realizować czy coś takiego. Pamiętasz ten temat?
– No jasne, że pamiętam – potwierdził skwapliwie Todd, nie mając pojęcia, o czym mówił jego informator. – No więc co z tego wynikło?
– Typek z wodociągów przekazał mi próbkę tej całej substancji, a ja zleciłem jej analizę w zaprzyjaźnionym laboratorium biochemicznym. Właśnie dostałem wstępne wyniki i… I niech mnie szlag, Free Man, jeśli to nie jest pieprzona bomba!
– Tak?
– Wychodzi na to, że to jakaś groźna dla ludzi chemia. Pieprzona neurotoksyna czy coś takiego. W każdym razie to coś oddziałuje bezpośrednio na ośrodkowy układ nerwowy i…
– Zaraz, zaraz… – Todd oderwał spojrzenie od holoporno, po raz pierwszy kierując całą uwagę na swego rozmówcę. – Czy ty mi właśnie powiedziałeś Miki, że oni tam w wodociągach, dosypują do wody jakąś cholerną truciznę?
– No przecież mówiłem ci, że pieprzona bomba!
– Ale to potwierdzone info? Masz już plik z analizą z tego laboratorium?
– Na razie tylko wstępne wyniki. Ale już jest pewne, że to jakieś gówno.
– OK, a kiedy szczegóły?
– Pełen opis powinienem dostać za kilka godzin.
– Za kilka godzin?
– Wiem, że powinienem poczekać z tym pieprzonym newsem do tego czasu i nie zawracać ci dupy. Wiem, że pracujesz nad nowym materiałem i w ogóle, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby…
– Słuchaj, Miki, jak tylko dostaniesz ten plik, natychmiast wysyłasz go do mnie. Do tego czasu nikomu ani słowa. Jasne?
– No jasne, że jasne. Wiesz przecież, że ja…
– Do usłyszenia, Miki, liczę na ciebie. – Todd wyłączył wideokonferencję zniecierpliwionym gestem dłoni.
Rozsiadł się wygodnie na swym obszernym gamingowym fotelu i zadumał nad tym, co właśnie usłyszał. Jeśli słowa informatora się potwierdzą, to będzie miał materiał, na który czekał od kilku dobrych lat. Sprawa niezidentyfikowanej neurotoksyny dodawanej do wody pitnej z pewnością przebije jego najpopularniejszy dotychczas materiał o SI przejmującej kontrolę nad rządem światowym. A wraz z wyświetleniami i udostępnieniami filmu oraz nowymi subskrypcjami kanału przyjdą także profity finansowe. Kilka, kilkanaście, lub w najlepszym wypadku nawet i kilkadziesiąt tysięcy eurocoinów zasili jego świecące od dłuższego czasu pustkami konto.
„I wreszcie będę mógł wynieść się z tej pieprzonej dziury…”, pomyślał, uśmiechając do ściany, za którą na nowo rozgorzała conocna libacja.1.
Ada obejrzała się nerwowo przez ramię. Odkąd opuściła Czarszy – największy z bazarów w muzułmańskiej dzielnicy Megalopolis, nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś za nią podążał. W ciasnych, zatłoczonych alejkach, gdzie ludzie kłębili się niczym mrówki w przepełnionym do granic możliwości mrowisku, trudno było jej jednak wypatrzyć rzekomy „ogon”.
Przez pewien czas taksowała wzrokiem przechodniów, wśród których zdecydowaną większość stanowili odziani w luźne białe szaty mężczyźni oraz zakryte od stóp do głów burkami kobiety. Wśród licznych ogorzałych, brodatych twarzy, dostrzegła trzy wyglądające niepokojąco znajomo. Bo choć zawsze miała problem z odróżnianiem od siebie ortodoksyjnych muzułmanów, to była niemalże pewna, że tych trzech widziała już kilkukrotnie.
Mężczyźni zaczęli się nią interesować, gdy chwilę wcześniej targowała się z lokalnym sprzedawcą na Czarszy. Konieczność spierania się o cenę każdego niemalże produktu irytowała ją, podobnie jak wiele innych tradycyjnych muzułmańskich rytuałów zakupowych. Chciałaby po prostu przyjść i kupić, co było potrzebne, lecz gdy tylko pytała o cenę, zawsze na początku podawano jej wielokrotnie zawyżoną wartość.
Podobnie postąpił sprzedawca Tulumby – lokalnego przysmaku, który tak uwielbiała jej córeczka. Po przeszło godzinnej wizycie na Czarszy miała już jednak serdecznie dość słownych przepychanek. Postanowiła więc skrócić negocjacje, prezentując sprzedawcy ostrze implantu bojowego, który swego czasu wszczepiła sobie w prawe przedramię. I choć obranie takiej strategii pozwoliło jej skrócić targi do niezbędnego minimum, to przy okazji zwróciło także na nią uwagę przechodzących tuż obok podejrzanych typków.
Ada najbardziej obawiała się tego, że idący za nią mężczyźni należeli do Karzącej Ręki Boga. Samozwańcza milicja szariatu, choć oficjalnie zakazana przez lokalne prawo, w muzułmańskiej dzielnicy stanowiła realną władzę. A dla takich jak ona fanatyczni milicjanci byli o wiele większym zagrożeniem niż gangi w jej rodzimej dzielnicy. W normalnych okolicznościach fanatycy raczej nie odważyliby się zaatakować jej w biały dzień, ale „normalne okoliczności” przestały obowiązywać w tej części Megalopolis już jakiś czas temu.
Po fali krwawych zamieszek, jakie przez ostatnie półrocze przetoczyły się przez Nowy Damaszek – jak powszechnie nazywano muzułmańską dzielnicę – siły porządkowe praktycznie przestały tu zaglądać. Zamieszkały przez ponad czterystutysięczną społeczność obszar nadzorowały teraz jedynie policyjne drony, lecz te nie były w stanie zapewnić należytego porządku. Miejsce stróżów prawa szybko zajęli więc przedstawiciele Karzącej Ręki Boga, którzy z pełną surowością karali wszelkie przejawy występku oraz bluźnierstwa.
Gdy się teraz nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że w oczach fanatyków trudno było o większe bluźnierstwo niż ona. Młoda, wytatuowana, swobodnie odziana kobieta o azjatyckich rysach, poruszająca się po ulicach bez nadzoru mężczyzny, musiała przyciągać uwagę lokalnych ekstremistów niczym zgniłe mięso muchy. Biorąc to wszystko pod uwagę, i tak miała sporo szczęścia – fanatycy religijni mogli przecież zaczepić ją już wcześniej, zanim zdołała zrobić zakupy na targu.
Pomimo czyhających na nią w Nowym Damaszku niebezpieczeństw nie żałowała swej wyprawy na Czarszy. Dzielnica muzułmańska była jednym z nielicznych miejsc w całym Megalopolis, gdzie ktoś taki jak ona mógł swobodnie nabyć dalekowschodnie produkty spożywcze. Takie rarytasy jak kibbe, moghrabieh, hummus, tulumbali czy arabskie sushi w jej części miasta były dostępne co najwyżej w sieciowych megamarketach. Tam jednak płatności można było dokonać wyłącznie za pomocą chipu kredytowego, którego ona nigdy nie posiadała. Jeśli więc chciała, aby jej córka mogła zjeść od czasu do czasu coś lepszego niż grillowanego szczura, musiała zdobyć się na ryzyko i zapuścić do pilnowanej przez fanatyków dzielnicy.
Ada ścisnęła mocniej torbę z zakupami i przyśpieszyła kroku. Lawirowała zwinnie pomiędzy licznymi przechodniami, kupującymi oraz przekupkami, rozpędzając łokciami co gęstsze zbiorowiska. Na rozstaju dróg niespodziewanie skręciła w jedną z bocznych, mniej uczęszczanych uliczek, mając nadzieję, że w ten sposób zgubi podążających za nią mężczyzn. Odczekała tam dłuższą chwilę i, ukryta za jednym z kontenerów na odpadki, wyczekiwała pojawienia się lokalnej milicji. W końcu odetchnęła z ulgą i nieco już spokojniej ruszyła w głąb zaułka.
– Salam alejkum! – Niski męski głos zabrzmiał niczym uderzenie gromu.
– O kurwa… – Ada zaklęła pod nosem, po czym odwróciwszy się w stronę wejścia do uliczki, uśmiechnęła się zawadiacko i odpowiedziała: – Alejkum salam!
– Wa raḥmatu llāhi wa barakātuh – dokończył jeden z trzech idących nieśpiesznie w jej stronę mężczyzn.
Teraz, gdy miała okazję przyjrzeć się im z bliska, Ada pozbyła się wszelkich wątpliwości co do tego, kim byli podążający za nią mężczyźni. Dobrze zbudowani, wysocy, o ogorzałych, posępnych twarzach, długich czarnych brodach i małych, ziejących nienawiścią oczkach, wyglądali niczym postacie z ulotki rekrutacyjnej Karzącej Ręki Boga. A trzymane na widoku pałki bojowe i złowieszcze, drwiące uśmieszki, nie pozostawiały wątpliwości co do zamiarów, jakie względem niej żywili.
– W czym mogę pomóc, panowie? – zapytała, siląc się na obojętny ton głosu.
– Słyszałeś, Hassan? – Mężczyzna, którego Ada w duchu nazwała przydupasem, zarechotał złośliwie. – Suka pyta, w czym może nam pomóc…
– Twa zuchwałość, niewiasto, jest obrazą dla Najwyższego! – huknął mężczyzna z najdłuższą, sięgającą niemal pasa brodą, bez wątpienia przywódca grupy. – Ręka Boga przybyła, aby wymierzyć ci zasłużoną karę.
– A za cóż to chcecie mnie ukarać, dobrodzieju? – zapytała Ada, parodiując sposób, w jaki przemawiał do niej fanatyk. – Czyżbym była niegrzeczną dziewczynką?
– A to suka, a to bezczelna suka…
– Twój ubiór obraża Najwyższego! Twe zachowanie obraża Najwyższego! Twe słowa obrażają Najwyższego! Twa obecność na naszej świętej ziemi obraża Najwyższego!
– O ile się nie mylę panowie, to wciąż jeszcze jest wolny kraj. Mogę chodzić, gdzie chcę, mówić, co chcę, i ubierać się tak jak mi się podoba. O ile nie jest to sprzeczne z unijnym prawem. A opinia waszego Najwyższego, no cóż, szczerze mówiąc, obchodzi mnie tyle, co…
Ada urwała, widząc jak wytrącony z równowagi „przydupas” rusza w jej stronę. Błyskawicznie wyciągnęła ku niemu rękę, aktywując ukryty w przedramieniu implant bojowy. A gdy z nadgarstka wystrzeliło jej długie na dwadzieścia i szerokie na półtora centymetra ostrze, wykrzywiła twarz w nieprzyjemnym grymasie i dodała:
– Jeszcze krok, sukinsynu, a pociacham cię na kawałki jak pieprzony kebab.
– Oho, kotka pokazała pazurki! – Mężczyzna odzyskał rezon po krótkiej chwili wahania.
– Implanty u niewiasty… – Przywódca grupki fanatyków z dezaprobatą pokręcił głową. – Kolejne bluźnierstwo. Kolejne bluźnierstwo… Rahanie, czyń swą powinność.
Zza pleców przywódcy i przydupasa wystąpił trzeci, milczący do tej pory mężczyzna. Rahan przewyższał pozostałych o głowę i był od nich prawie dwa razy szerszy w barach. A na kwadratowej, poznaczonej bliznami twarzy fanatyka, malowała się żądza mordu.
– Šarmūťä! – osiłek zaklął szpetnie, zrzucając okrywającą go szatę.
Ada cofnęła się o krok, widząc obnażonego fanatyka. Mocno umięśnioną klatkę piersiową niemal w całości pokrywały grafenowe implanty ochronne, a ramiona zastąpione były mechanicznymi chwytakami bojowymi. Oczy mężczyzny jarzyły się na czerwono, zdradzając, że modyfikacje jego ciała sięgają znacznie głębiej, niż mogłoby się to początkowo wydawać.
Ada nigdy nie spodziewałaby się zastać kogoś takiego w szeregach Karzącej Ręki Boga. Nie ulegało wątpliwości, że fanatyków nie byłoby stać na to, aby uzbroić jednego ze swych siepaczy w tak zaawansowaną technologię. Musiała mieć więc do czynienia z jednym z byłych cyberżołnierzy NATO, którzy po zakończeniu brutalnej wojny w Indochinach próbowali znaleźć odkupienie grzechów w religii. Nawróceni kombatanci byli szczególnie niebezpiecznymi przeciwnikami – mieli zarówno umiejętności i narzędzia do zabijania, jak i silną, pochodząca „z góry” motywację.
Mając świadomość, z kim ma do czynienia, Ada zrobiła jedyne, co przychodziło jej do głowy. Obróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki.
– Łapać niewierną! – krzyknął przywódca grupy. – Nie pozwólcie jej uciec!
***
Ada zatrzasnęła za sobą drzwi do opuszczonego magazynu. Oparła się plecami o futrynę, próbując uspokoić rozdygotany oddech. Przez cały czas nasłuchiwała uważnie odgłosów pościgu, lecz ten najwyraźniej nie nadchodził.
Od dobrych kilkunastu minut uciekała przed fanatykami z Karzącej Ręki Boga. Gnając co sił w nogach, kluczyła po nieznanej okolicy i bezskutecznie próbowała zgubić ogon. Kilkukrotnie uniknęła pochwycenia ledwie o włos. Uratowała ją jedynie to, że depczący jej po piętach cyborg pomimo wszystkich swych elektronicznych wspomagaczy miał problem z poruszaniem się po zatłoczonych uliczkach. Masywne cielsko utrudniało mężczyźnie przedzieranie się przez gęsty tłum, skuteczne lawirowanie pomiędzy straganami czy nagłą zmianę kierunku biegu. Ona natomiast w pełni wykorzystywała swe wrodzone atuty – niewielki wzrost, szybkość oraz kocią zwinność. A mimo to wciąż nie mogła na dobre pozbyć się zagrożenia.
Przez cały czas starała się kierować na południe, ku granicy muzułmańskiej dzielnicy. Zdawała sobie sprawę, że tylko ucieczka z Nowego Damaszku może ją uratować od gniewu fanatyków. Pełnoprawny obywatel mógłby w takiej sytuacji teoretycznie liczyć na wsparcie sił porządkowych, lecz ona mogła polegać tylko na sobie. Nie miała wszczepionego chipa komunikacyjnego ani żadnej innej elektroniki, która mogłaby wysłać wezwanie o pomoc i skierować do niej drony policyjne.
„Sukinsyny muszą wiedzieć, że w razie czegoś będą bezkarni, dlatego tak zaciekle mnie ścigają”, przemknęło jej przez myśl.
Ada rozejrzała się niepewnie po przestronnym pomieszczeniu w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia. Wyglądało jednak na to, że stara hala jest całkowicie opuszczona. Ściany zarosły grzybem, większość sprzętów została wyniesiona, dach był częściowo zawalony, na podłodze zalegały stosy śmieci i gruzu, a w pobliżu nie było widać żywego ducha.
Na podstawie oględzin doszła do wniosku, że w trakcie ucieczki trafia do dwudziestowiecznego kompleksu fabrycznego. Była to w zasadzie dobra informacja, bo z tego, co wiedziała, opuszczone hale znajdowały się praktycznie na styku dzielnicy muzułmańskiej oraz slumsów, które nazywała domem. Wystarczyło więc przemierzyć kompleks, a potem jeszcze tylko dwie, może trzy przecznice i znajdzie się na dobrze jej znanym, i stosunkowo bezpiecznym terenie. Fanatycy z Karzącej Ręki Boga raczej nie zapuszczą się za nią do slumsów, gdyż tam sami szybko znaleźliby się na celowniku lokalnych bandytów.
– Allahu akbar! – dochodzący z podwórza okrzyk wbił się w rozważania Ady niczym klin.
Zanim dziewczyna zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, ściana za jej plecami eksplodowała niczym rażona pociskiem przeciwpancernym. W dziurze, jaka powstała w murze w wyniku uderzenia, zobaczyła cyborga – jednego z trzech ścigających ją fanatyków. Stojący w chmurze kurzu drab niedbałym gestem otrzepał resztki rozkruszonych cegieł z barku, po czym ruszył ku niej przez gruzowisko.
Ada błyskawicznie poderwała się na nogi i nie oglądając się za siebie, pognała biegiem w głąb hali. Gdzieś za jej plecami rozbrzmiewał złowieszczo stukot kroków rozpędzającego się cyborga. W pełnym pędzie wpadła do kolejnego pomieszczenia, a ledwie chwilę później usłyszała za sobą huk rozpadającej się ścianki działowej. Fanatyk po prostu wbiegł w ceglany mur i staranował go niczym rozpędzony nosorożec.
Dziewczyna zmieniła kierunek ucieczki, skręcając ostro w prawo. Skierowała się ku pobliskiej taśmie produkcyjnej, mając nadzieję, że kilkutonowa maszyneria choć na chwilę spowolni szarżującego draba. Ten jednak wbił się w kłębowisko metalowych prętów grubości przedramienia niczym nóż w masło i przedostał się na drugą stronę ledwie chwilę po tym, jak przeturlała się pod konstrukcją.
Niczym osaczony zając, Ada ponownie zmieniła kierunek biegu. Tym razem uciekała już jednak na oślep, byle szybciej, byle dalej od rozpędzającego się cyborga. Minęła kolejne drzwi i niemal w tej samej chwili ściana za jej plecami rozpadła się na kawałki w akompaniamencie trzasku pękających cegieł. Czuła, jak odłamki skruszonego kamienia wbijają się jej boleśnie w ciało, lecz w tym momencie praktycznie nie zwracała na to uwagi.
Napastnik wyciągnął ku niej mechaniczne ramię, a metalowe chwytaki zacisnęły się ledwie kilka centymetrów od jej głowy. Wściekły fanatyk wydał z siebie ryk tak przeraźliwy, że pomimo skrajnego wyczerpania przyspieszyła jeszcze kroku. W kilku susach dopadła wielkiej, żeliwnej bramy, odgradzającej halę od przylegającego doń podwórza. Przecisnęła się przez szczelinę w niedomkniętych żeliwnych wrotach i wypadła na niewielki plac.
Chciała uciekać dalej, lecz nagle nogi po prostu odmówiły jej posłuszeństwa. Potknęła się, upadła na twardy bruk, zdzierając sobie kolana do krwi. Próbowała wstać, podnieść się, biec dalej, lecz wówczas od strony hangaru rozległ się odgłos uderzenia. Żeliwo zarezonowało niczym potężny dzwon, gdy rozpędzony cyborg wbił się w bramę z siłą pędzącego pociągu.
W ciszy, jaka zaległa potem, Ada słyszała już tylko swój własny przyspieszony oddech. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, żeby korzystając z okazji czym prędzej się oddalić. Po krótkiej chwili wahania postanowiła jednak sprawdzić, co takiego właściwie się wydarzyło. Starając się nie narobić hałasu, wróciła do wrót, po czym zajrzała ostrożnie do środka hali.
Cyborg leżał na ziemi pod wgniecioną od uderzenia bramą. Z rozbitego czoła sączyła mu się krew, obficie zalewająca nieruchomą niczym maska twarz. Ogromnym cielskiem wstrząsały nieregularne spazmy, a z ust wydobywały się nieartykułowane, mechaniczne dźwięki.
– No to przedobrzyłeś sukinsynu – podsumowała Ada, nieco się odprężając. – Jak to mówią, głową muru nie przebijesz.
Wyglądało na to, że wszczepiony w czoło draba implant nie wytrzymał zderzenia z solidną, żeliwną konstrukcją. Grafenowa płyta pękła, a wraz z nią prawdopodobnie także czaszka mężczyzny. W najlepszym wypadku będzie go to kosztowało wstrząśnienie mózgu, w najgorszym – mentalny powrót do wieku wczesnodziecięcego. Niezależnie od tego, jakie będą konsekwencje wypadku, jedno było pewne – przez dłuższy czas cyborg dla nikogo nie będzie stanowił zagrożenia.
Ada wślizgnęła się do środka hali i wysuwając z przedramienia ostrze implantu bojowego, ruszyła ku obezwładnionemu fanatykowi. Przyszło jej do głowy, że mogłaby teraz bez większego wysiłku go wykończyć. Wystarczyłoby wbić ostrze przez oczodół lub ucho prosto w mózg cyborga, a uszkodzenia byłyby zbyt poważne, aby ktokolwiek zdołał go jeszcze potem przywrócić do sprawności.
Pokusa była silna, lecz dziewczyna zawahała się, zatrzymała w pół drogi do celu. „Lepiej stąd spieprzać, zanim zjawi się pozostałych dwóch” – przemknęło jej przez głowę. Niemalże w tej samej chwili, gdy to pomyślała, w progu wejścia po przeciwległej stronie hali pojawił się drugi ze ścigających ją fanatyków.
Mężczyzna, którego wcześniej nazwała przydupasem, stanął jak wryty, i z niedowierzaniem patrzył na powalonego kolegę. Zaraz jednak dostrzegł wgniecenie w bramie i najwyraźniej skojarzył fakty.
– Niech cię szlag, Rahan, debilu, nigdy się nie nauczysz. – rzucił, kręcąc z dezaprobatą głową, po czym zwracając się już bezpośrednio do Ady, dodał: – No cóż, skoro nasz przyjaciel nie potrafił zająć się bezbożną zdzirą jak należy, to ja będę musiał to zrobić.
Mężczyzna przyłożył dłoń do ukrytego w uchu komunikatora i coś wyszeptał – prawdopodobnie zdradzając trzeciemu fanatykowi swą lokalizację, po czym ruszył w stronę Ady. Szedł nieśpiesznie, raźnie wymachując w powietrzu pałką bojową. Uśmiechał się przy tym złośliwie, zupełnie jakby czekała go konfrontacja z dzieckiem, a nie zaprawioną w bojach uliczną wojowniczką.
Przez krótką chwilę dziewczyna rozważała ucieczkę, lecz beztroska postawa fanatyka przekonała ją, że powinna zostać. Miała ogromną ochotę pokazać przydupasowi, gdzie jego miejsce. Tym razem szanse w jej ocenie były wyrównane – mężczyzna górował nad nią, co prawda, wzrostem, i był kilka dobrych kilogramów cięższy, ale nie z takimi radziła sobie podczas licznych bójek w slumsach. Poza tym przydupas nie wydawał się tak naszpikowany technologią jak jego kolega, prawdopodobnie nie miał nawet żadnych implantów bojowych, co dawało jej swego rodzaju przewagę.
Nie czekając ani chwili dłużej, Ada rzuciła się ku nadchodzącemu mężczyźnie. W kilku długich susach pokonała dzielący ich dystans i niczym sprężyna wystrzeliła z ostrzem wycelowanym wprost w gardło przeciwnika. Ku jej zaskoczeniu cios nie osiągnął jednak zamierzonego celu – mężczyzna zgrabnym ruchem odsunął się na bok, przepuszczając ostrze o kilka centymetrów od twarzy.
Zanim do Ady dotarło, co poszło nie tak, potężny cios pałki bojowej spadł na jej wysunięte w przód ramię. W powietrzu zapachniało ozonem, gdy przez jej rękę, szyję, bark, oraz część pleców, przetoczyło się wyładowanie elektryczne. Ból, jakiego wówczas doznała, nie mógł równać się w swej intensywności z niczym, czego doświadczyła podczas starcia z cyborgiem. Najgorsze było jednak poczucie, że traci kontrolę nad prawą częścią ciała, co musiało oznaczać, że ładunek, jaki właśnie otrzymała, miał właściwości paraliżujące.
Mimo wszystko dziewczyna nie straciła rezonu. Instynktownie wyciągnęła kolano w przód, trafiając w miękkie podbrzusze idącego za ciosem przeciwnika. Tamten zawył wściekłe i rzucił się na nią z impetem, który zwalił ją z nóg. Próbowała się wyrwać, zrzucić z siebie cielsko fanatyka, lecz – częściowo sparaliżowana – nie miała na to najmniejszych szans.
Mężczyzna usiadł na niej okrakiem, przygniatając ją swym ciężarem. Jedną dłonią przytrzymał jej jedyną sprawną rękę, drugą złapał w żelaznym uścisku za gardło.
– Ostra suka, lubię takie – oznajmił, wykrzywiając usta w szpetnym uśmieszku.
W oczach fanatyka zobaczyła błysk, który widywała już wcześniej u mężczyzn, chcących dobrać się do niej wbrew jej woli. A choć z poprzednikami przydupasa radziła sobie zazwyczaj bez większych problemów, to tym razem jej opór stanowił tylko marną namiastkę tego, czym powinien być. Nie mogąc zrobić właściwie nic więcej, spięła się i rzuciła niczym wyciągnięta z wody ryba, a wówczas napastnik grzmotnął ją pięścią prosto w twarz.
– Tylko spokojnie, tylko spokojnie. – Dochodzący do oszołomionej ciosem Ady głos zdawał się odległy i jakby nierealny. – Zabawimy się trochę, a potem… A potem wypruję ci pieprzone flaki, suko, tak jak sobie na to zasłużyłaś.
Świadomość powróciła do niej kilka chwil później. Pierwszym, co poczuła po przebudzeniu z letargu, był przeszywający ból w prawej, ugniatanej właśnie przez fanatyka piersi. Mężczyzna wciąż przygniatał ją swym cielskiem, jedną dłonią przytrzymywał sprawną rękę, a drugą grzebał zaciekle pod jej bluzką. Wyczuwała także wzbierającą w spodniach napastnika erekcję, co bez wątpienia oznaczało, iż wkrótce przystąpi on do realizacji swego niecnego planu.
– Tak cię wypieprzę, suko, że zapamiętasz do końca życia – wysapał, po czym wyraźnie rozbawiony zachichotał i zaraz dodał:
– A że nie pożyjesz długo, no cóż…
Ada z trudem zwalczyła w sobie chęć podjęcia kolejnej próby wyrwania się z objęć fanatyka. Zdawała sobie sprawę, że najpewniej sprowadzi w ten sposób na siebie jedynie następny cios, który znokautuje ją na dobre. Zamiast tego skupiła więc całą siłę woli, na poruszeniu sparaliżowaną dłonią. Odniosła wrażeniem, że udało się jej zgiąć nieco palce, lecz w pozycji, w jakiej się znajdowała, nie mogła tego naocznie zweryfikować. Wciąż było to jednak zdecydowanie za mało, aby stawić czoła fanatykowi.
– O proszę, kolczyk – zauważył, chwytając mocno za drugą pierś bezbronnej dziewczyny. – Pieprzona, perwersyjna suka.
Rozochocony mężczyzna sięgnął do spodni i zaczął wyciągać z nich swe nabrzmiałe przyrodzenie. W chwili, gdy szarpał się z rozporkiem, Ada podjęła kolejną próbę poruszenia bezwładną ręką. Tym razem była już pewna, że udało jej się nieznacznie unieść i przesunąć dłoń bliżej korpusu napastnika. Miała zamiar spróbować raz jeszcze, lecz wtedy poczuła na udzie ciepły dotyk penisa. Mimowolnie jęknęła z obrzydzenia, zwracając tym samym na siebie uwagę fanatyka.
– O proszę, obudziła się wreszcie. No i dobrze. Bo co to za przyjemność pieprzyć taką kłodę? A tak poszarpie się trochę, pokrzyczy, posapie, i już będzie zabawniej. Prawda, su…
Mężczyzna zamilkł, gdy ostrze Ady wbiło mu się w obnażone krocze. Zupełnie zaskoczony takim obrotem sprawy, zerknął niepewnie w dół, akurat w porę, aby zobaczyć, jak ostrze wysuwa się z jego ciała, po czym ponownie w nie wbija. Twarz wykrzywił mu przerażający grymas, wyrażający swoistą mieszankę bólu, przerażenia i niedowierzania. Wysoki, przeciągły pisk, jaki wydobył się w następnej chwili z gardła fanatyka, urwał się w pół dźwięku, gdy klinga po raz kolejny zanurzyła się w jego ciele.
– Teraz ja cię będę pieprzyć, sukinsynu – syknęła Ada przez zaciśnięte ze złości zęby. – To dopiero będzie zabawa.
Ponownie schowała i wysunęła ostrze z przedramienia. Potem powtórzyła tę czynność kolejny raz, a potem kolejny i kolejny. Zupełnie zatraciwszy się w morderczym szale, nawet nie zauważyła, kiedy fanatyk wyzionął wreszcie ducha. Po prostu dźgała i wbijała klingę w swego niedoszłego gwałciciela, tak jak on miał zamiar wbijać się w nią.
Przestała dopiero po dłuższej chwili, gdy sącząca się obficie z licznych ran krew zabarwiła jej kremową tunikę na ciemnoczerwono. Zrzuciła z siebie bezwładne ciało i odturlała się na bok, poza granicę karmazynowej kałuży. Miała zamiar przez jakiś czas poleżeć, odpocząć, zebrać myśli, lecz szybko okazało się, że nie będzie jej to dane.
Promienie przebijającego się przez dziurawy dach słońca, które padały na twarz Ady, przesłonił nagle złowrogi cień. Wyczuwając zbliżające się zagrożenie, dziewczyna spróbowała wstać na równe nogi. Skrajne wyczerpanie organizmu ponownie dało jednak o sobie znać i jedyne, co zdołała osiągnąć, to dźwignąć się niezgrabnie do pozycji półsiedzącej.
Zamarła z przerażenia, widząc przed sobą cyborga. Monstrualny fanatyk, który jeszcze przed momentem leżał pod pobliską bramą, nie dając żadnego znaku życia, teraz kroczył ku niej równym krokiem jak gdyby nigdy nic. Szybko oceniła, że na ucieczkę było już za późno, zresztą w obecnym stanie i tak pewnie nie uciekłaby za daleko. Jedyne, co przyszło jej do głowy, to w rozpaczliwym geście zasłonić głowę ramionami i niczym dziecko wyczekiwać na karcące uderzenie.
Z jakiegoś powodu cios jednak nie nadszedł. Cyborg po prostu przeszedł obok, nie zwracając nawet na nią uwagi. Z równą obojętnością minął poharatane ciało byłego kolegi, niemal na nie następując, i skierował się ku przeciwległemu wyjściu z hali. Na nieruchomej, pokrytej zaschniętą krwią twarzy mężczyzny nie widać było cienia nienawiści, która przed momentem zdawała się wręcz go definiować.
Dopiero po dłuższej chwili, w której trakcie oniemiała Ada gapiła się na odchodzącego bez słowa cyborga, zaczęło powoli do niej docierać, co takiego właśnie się wydarzyło. Systemy podtrzymywania życia fanatyka były prawdopodobnie znacznie bardziej zaawansowane, niż się jej to początkowo wydawało. Swego czasu słyszała o autonomicznych programach, które przejmowały kontrolę nad ludzkim ciałem, gdy było ono zbyt pokiereszowane, aby samodzielnie udać się do punktu medycznego. Nigdy jednak nie widziała takich systemów w akacji, aż dotąd.
W obawie przed niespodziankami, jakie jeszcze mogły kryć się w zrobotyzowanym ciele osiłka, zebrała się, i czym prędzej opuściła halę. „Kto wie, czy sukinsyn na odchodne nie rozpieprzy budynku jakimś ukrytym w dupie działem?”, pomyślała, uśmiechając się mimowolnie.
Odchodząc, słyszała w oddali krzyki trzeciego fanatyka – przywódcy grupy, który bezskutecznie przywoływał swego cybertowarzysza do porządku. Przez moment korciło ją, aby zawrócić i uciszyć go raz na zawsze, lecz ostatecznie porzuciła ten pomysł. Bo choć zabicie brodacza nie powinno przysporzyć jej większego problemu, to raz już się dziś pomyliła w ocenie zagrożenia, i o mało nie przypłaciła tego gwałtem, a może nawet i życiem. Poza tym córeczka już się pewnie zaczynała o nią niepokoić, bo z wyprawy po łakocie powinna powrócić już dobrą godzinę temu.