Melodia miłości - ebook
Melodia miłości - ebook
Benedetto Franceschi – najbogatszy i najprzystojniejszy arystokrata w Europie – nie cieszy się dobrą sławą. Krążą o nim niestworzone plotki, zrodzone z faktu, że dwie ze swoich sześciu żon pochował, a cztery zniknęły bez śladu. Teraz chce poślubić jedną z sióstr Charteris. Tylko najmłodsza Angelina, która kocha grać na fortepianie i chce żyć inaczej, niż nakazują rodzinne tradycje, postrzega w małżeństwie szansę na wyrwanie się z domu. I to ją wybiera Benedetto…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7641-2 |
Rozmiar pliku: | 581 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jej siostry wpadły w popłoch. Nie było w tym nic niezwykłego. Petronella i Dorothea potrafiły z każdej igły zrobić widły, a raczej trójząb Neptuna. Angelina, najmłodsza siostra, którą zwykle wolały wykluczyć ze swoich spraw, zazwyczaj je ignorowała. Jednak dzisiaj, biegnąc przejściem dla służby, by po całym dniu ukrywania się przed rodziną przebrać się do kolacji, zatrzymała się. Wznoszące się i opadające głosy sióstr tym razem dochodziły do niej wyjątkowo wyraźnie – nie rozmawiały o tym, co zwykle, czyli o powodach swego uwięzienia w rodzinnym mauzoleum, podczas gdy ich młodość mijała… Nigdy nie wpadły na pomysł, żeby wyrwać się i zawalczyć o własną przyszłość, tak jak planowała zrobić Angelina. One wolały siedzieć i narzekać.
– Zaszlachtują nas we śnie! – zaskrzeczała Petronella po drugiej stronie cienkiej jak papier ściany salonu.
Nawet jak na uwielbiającą dramaty Petronellę zabrzmiało to… niepokojąco.
– To będę ja, z pewnością! – zawyrokowała Dorothea drżącym głosem wczesnochrześcijańskiej męczennicy. Uwielbiała takie role.
– Porwie mnie. Nie, Petronello, nawet nie próbuj mnie pocieszyć! To poświęcenie, ale jestem na nie gotowa. Dla dobra naszej rodziny!
Angelina zamrugała z niedowierzaniem. Co tu się wyprawia?
Petronella wybrała ten moment, by wypróbować swoje popisowe zawodzenie, którego uczyła się kilka lat temu przez całe lato, budząc przy tym wszystkich domowników dźwiękiem opisanym przez matkę lodowato jako „zarzynany kot”. Tamtego lata Petronella chciała pojechać na kurs pilates na Bali z grupką kobiet zajmujących się głównie próżnowaniem i prześciganiem się w zamieszczaniu selfies w mediach społecznościowych. Twierdziła, że jej zawodzenie nie miało nic wspólnego z faktem, że ojciec odmówił finansowania jej wyjazdu.
– Teraz tylko krew i ból, Dorotheo! – zawyła. – Przepadłyśmy!
Angelina wzniosła oczy do nieba i zdała sobie sprawę, że czas ucieka, a jej spokój zależy w dużej mierze od tego, jak długo uda jej się pozostać niewidoczną dla matki. Ruszyła więc ku schodom prowadzącym do rodzinnego skrzydła domu, który popadł w ruinę, choć wszyscy udawali, że tego nie dostrzegają. Urokliwy, twierdziła matka stanowczo, czy ktoś pytał, czy nie.
Angelina świetnie zdawała sobie sprawę, że w wiosce używano innych słów, bardziej adekwatnych, takich jak „rudera”, by opisać posiadłość niegdyś dumnego rodu Charterisów, ukrytą w zakątku francuskiej wsi, jedynego, którego jej ojciec nie sprzedał, by spłacić długi.
Podczas gdy siostry Angeliny dramatyzowały, ona spędziła miło czas, grając na pianinie w oranżerii. Żadne z członków jej rodziny nie zajrzało tam od wielu lat. Głównie dlatego, że nic tam już nie pozostało, oprócz starego pianina. Angelina zdecydowanie wolała towarzystwo Bacha, Mozarta i Beethovena niż swoich sióstr. Marzyła o tym, by uciec od rodziny i wybrać się do Paryża, gdy tylko skończy osiemnaście lat. Albo gdziekolwiek indziej, byle z dala od domu. Niestety na jej „próżny projekt”, jak nazwał to ojciec, nie starczyło pieniędzy. Znalazły się za to fundusze na „rok jogi” Petronelli i na „mediolańską sztukę” Dorothei, po której pozostało jedynie kilka zmazanych płócien. Od tamtego czasu, gdy ojciec jeszcze udawał, że miał pieniądze, minęły wieki.
– Oczywiście, że nie ma pieniędzy na twoje granie – parsknęła swego czasu Dorothea. – Skoro nie stać go nawet na porządny bal debiutantek dla mnie i Petronelli, mimo że żyłyśmy skromnie i o nic go nie prosiłyśmy!
Angelina dawno już zrozumiała, że nie warto się kłócić ze starszymi siostrami. Dyskusja z nimi przypominała stąpanie po ruchomych piaskach. Nie wytknęła więc Dorothei wieku, choć bal debiutantek w trzydziestej wiośnie życia, a w przypadku Petronelli w dwudziestej szóstej, wydawał się mocno spóźniony. Zwłaszcza gdy rodzina popadała w ruinę i rozpaczliwie trzymała się pazurami obrzeży europejskiej elity.
Teraz Angelina wślizgnęła się do swojego pokoju o zdobionych zaciekami wilgoci ścianach i suficie. Matka udawała tradycjonalistkę i zachwalała zalety ogrzewania domu kominkami. Tworzą atmosferę – twierdziła. Taki rodzinny zwyczaj – dodawała, czy ktoś pytał, czy nie.
Nawet letnie upały nie potrafiły ogrzać przesiąkniętych desperacją kamiennych murów. Dom był stary, ograbiony z mebli, obrazów i dywanów, i zawsze zimny, nawet teraz, w czerwcu. Matka zbywała to śmiechem, twierdząc, że minimalizm jest w modzie. Ojciec wracał z kolejnych wypraw w interesach coraz smutniejszy, a dom popadał w coraz większą ruinę. Angelina w ogóle o to nie dbała. Miała swoje pianino i muzykę, a w przeciwieństwie do sióstr nie marzyła o wystawnym życiu influencerek i arystokratek. Chciała tylko grać. Już jako dziecko znajdowała azyl w muzyce, a z wiekiem zaczęła myśleć o swej pasji, jako o szansie na ucieczkę z domu i od rodziny, z którą nie łączyło jej nic oprócz dziwnego zrządzenia losu.
Umyła się pospiesznie zimną wodą w umywalce. Nadchodził wieczór, co oznaczało codzienną paradę do jadalni, gdzie spożywali uroczystą kolację, by zachować choć resztki pozorów dawnej świetności. Margarete Charteris, znana w młodości jako jedna z legendarnych sióstr Laurent, nie akceptowała dżinsów i dziurawych swetrów stanowiących podstawę garderoby Angeliny. Aprobaty matki nie wzbudzały również rozczochrane blond włosy i nieprzytomne spojrzenie, będące wynikiem godzin spędzonych w świecie pięknych, wysublimowanych harmonii. Świat wokół mógłby płonąć, a od Angeliny nadal oczekiwano grzecznego uśmiechu, przyzwoitego stroju i godnej damy fryzury, czyli ciasnego koka.
Angelina spojrzała krytycznie w lustro. By uniknąć gniewu matki, wybrała ze swej skromnej garderoby żakardową sukienkę, w której wyglądała jak aktorka z filmu o latach czterdziestych. Dorzuciła też piękne słodkowodne perły, prezent na szesnaste urodziny od świętej pamięci babci, bo wiedziała, że zirytuje tym siostry. Zazwyczaj trzymała je w ukryciu, by nie wpadły w szpony matki, sióstr ani Matrice, cwanej gosposi. Równo o dziewiętnastej, wraz z biciem zegara, wyszła z pokoju. Dostojnym krokiem ruszyła głównym korytarzem, potem wielkimi schodami zeszła na parter, gdzie ze ścian przestronnego holu spoglądali na nią z obrazów skrzywieni z niezadowoleniem przodkowie.
Weszła do salonu wraz z ostatnim uderzeniem zegara.
– Z czego się tak cieszysz? – przywitała ją chłodno matka znad niekończącej się robótki ręcznej.
Szlachetnie urodzone kobiety dziergały nie po to, by coś uszyć, ale by wypełnić swój obowiązek, twierdziła matka. Na samą myśl o jedynej mądrości życiowej, jaką jej przekazała rodzicielka, rzeczywiście zachciało jej się śmiać.
– Natychmiast się opanuj!
Angelina pochyliła głowę, by ukryć rozbawienie, i usiadła na najmniejszej kanapie naprzeciw sióstr zajmujących większą i wygodniejszą. Dorothea w swej jaskrawej zielonej sukni wyglądała jak wypchana kura, natomiast Petronella wybrała ciemne szarości, by podkreślić swą rzewną urodę. Jednak dzisiaj jej blada twarz, smutne oczy i wydęte usteczka były rozpalone i pokryte czerwonymi plamami. Wygląd siostry zaniepokoił Angelinę. Czyżby naprawdę coś się stało?
– Powiedziałaś jej?
Angelina dopiero po chwili się zorientowała, że Petronella zwraca się do matki oskarżycielskim tonem, na który najmłodsza z sióstr nigdy by sobie nie pozwoliła.
– Powiedziałaś jej, jaki marny los ją czeka?
Dorothea spiorunowała siostrę wzrokiem.
– Nie bądź śmieszna, moja droga, przecież on nie wybierze Angeliny. To jeszcze dzieciak.
Petronella westchnęła żałośnie.
– Wiesz, jacy są mężczyźni. Im młodsza, tym lepsza. A tacy jak on, mogą sobie pozwolić na każdą zachciankę.
– Nie mam pojęcia, o czym mówicie – stwierdziła chłodno Angelina. Jak zwykle, dodała, ale tylko w myślach. – Chciałabym tylko zauważyć, że nie jestem dzieciakiem. Kilka miesięcy temu skończyłam dwadzieścia lat.
– Nie wybierze Angeliny – powtórzyła skrzekliwie Dorothea, potrząsając swoją modną blond fryzurą na pazia. – Ja, jako najstarsza z sióstr, muszę się poświęcić. Dla dobra rodziny!
– Daj spokój – zbeształa ją Petronella. – W twoich snach! Pozbył się już sześciu żon, więc na pewno odrąbie ci głowę w noc poślubną, ale co tam! Zresztą, na sto procent wybierze mnie.
– Niby dlaczego? – Dorothea zmierzyła siostrę lodowatym spojrzeniem.
– Mam atuty, które mężczyźni cenią – mruknęła z udawaną skromnością Petronella.
– Liczni mężczyźni, zbyt liczni – odgryzła się Dorothea.
Siostry zaczęły, jak zwykle, obrzucać się coraz bardziej obraźliwymi insynuacjami, więc Angelina zwróciła się do matki.
– Powinnam wiedzieć, o czym one mówią?
Margareta obrzuciła swe starsze córki nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie miała pojęcia, skąd się wzięły w jej domu.
– Twój ojciec stworzył nam fantastyczną szansę, moja droga – odpowiedziała matka.
„Moja droga” brzmiało w jej ustach wyjątkowo złowrogo. Angelina wyprostowała się odruchowo. Matka nie używała takich serdecznych słów, więc musiało to oznaczać, że sytuacja jest wyjątkowa.
– Szansę?
– Tak, szansę. – Matka podniosła głos, ale tylko odrobinę. – Twój ojciec dwoi się i troi, próbując zadbać o rodzinę. I czy ktoś okazuje mu za to wdzięczność?
Angelina wiedziała, że nie powinna odpowiadać na to pytanie.
– Nie rozumiem, dlaczego los pokarał tak wspaniałego człowieka aż trzema niewdzięcznymi córkami?
Angelina podejrzewała, że matka się zastanawiała, dlaczego los pokarał ją mężem nieudacznikiem. Margarete, zwłaszcza po kilku kieliszkach wina, zapewniała wszystkich, że w swoim czasie mogła przebierać w kawalerach. Dlaczego więc wybrała Anthonego Charterisa, ostatniego z podupadłego w wyniku nagłych zwrotów historii rodu? Czy dla pieniędzy, które, jeśli Angelina zrozumiała dobrze podsłuchane ukradkiem rozmowy, i tak po ślubie stracił w wyniku chybionych inwestycji i skłonności do hazardu?
– Chce nas wydać za mąż – wyjaśniła w końcu łaskawie Petronella z ponurą miną. Dorothea pokiwała głową i dodała:
– Jesteśmy towarem, który można sprzedać, jak krowę albo worek zboża.
– Nie wyda was wszystkich trzech za jednego mężczyznę – zauważyła chłodno matka. – Gdyby płacono za wymyślanie niestworzonych historii, nasza rodzina nigdy nie popadłaby w tarapaty, a ojciec nie musiałby się zniżać do takich grubiańskich transakcji. Wasi przodkowie w grobach się przewracają.
– Transakcji? Matko, to egzekucja. – Dorothea nie spuszczała z tonu.
Angelina spodziewała się, że matka westchnie i poradzi córkom karierę w teatrze dramatycznym, choć w rzeczywistości dostałaby zawału ze wstydu, gdyby którakolwiek z nich postanowiła spełnić się na scenie. Jednak matka nie odpowiedziała, a jej twarz zastygła w kamiennej masce dezaprobaty. Angelina zaczęła się bać.
– Oczywiście zawsze wiedziałyśmy, że powinnyśmy z czasem znaleźć sobie bogatych mężów – zauważyła ostrożnie. Zazwyczaj unikała tego tematu jak ognia, łudząc się, że zanim pojawi się na horyzoncie odpowiedni, zdaniem rodziców, kandydat, jej uda się uciec w świat. – Jeśli istnieją tacy, którzy byliby skłonni zainteresować się takimi żebraczkami jak my.
– Żebraczkami! – Matka wyglądała na poważnie urażoną. – Gdybym cię sama nie urodziła, nigdy bym nie uwierzyła, że jesteś moją córką.
Angelina nie czuła się specjalnie zraniona, matka regularnie raczyła ją takimi uwagami.
– Nie chodzi o małżeństwo – zapewniła płaczliwie Petronella. – Osobiście zawsze chciałam wyjść za mąż.
Dorothea parsknęła pogardliwie.
– Jeszcze w zeszłym tygodniu twierdziłaś, że aranżowane przez rodziców małżeństwo to średniowieczny zwyczaj.
Petronella machnęła niecierpliwie ręką, ale nie odgryzła się siostrze, co zaniepokoiło Angelinę tak bardzo, że poczuła, jak po karku spływa jej strużka zimnego potu.
– Tu nie chodzi o małżeństwo, ale o morderstwo. – Petronella wyprostowała się teatralnie. – Mówimy przecież o Rzeźniku z Czarnego Zamku.
Na dźwięk imienia jednego z najczarniejszych charakterów w Europie Angelina wstrzymała oddech.
– Czy ktoś mi w końcu wyjaśni, o czym wy mówicie?
– Może chciałabyś nazwać naszego gościa Rzeźnikiem w jego obecności, Petronello? Ciekawe, jak zareaguje, zwłaszcza jeśli jest tym, za kogo go uważasz. – Margarete spiorunowała córkę wzrokiem.
Ku zdumieniu Angeliny, jej siostra, która rzadko kiedy unosiła głowę znad telefonu, na którym oglądała swe liczne selfie, pobladła.
– Benedetto Franceschi – wyrecytowała uroczyście. – Najbogatszy człowiek w Europie. I najbardziej zabójczy.
– Natychmiast przestańcie. – Margarete rzuciła robótkę na stolik i wstała gwałtownie, szeleszcząc suknią. – Nie będę tego tolerować.
– Nadal nie wiem, co się dzieje – jęknęła Angelina.
– Bo wolisz chować się za pianinem i skradać po schodach dla służby – warknęła matka. – Obawiam się, że czas zmierzyć się z prawdziwym życiem.
Teraz już Angelina była śmiertelnie przerażona. Wydawało jej się, że matka, zajęta tworzeniem fikcji, w której zamiast ostatecznej ruiny czekał je rychły powrót do dawnej świetności, nie zwracała uwagi na poczynania najmłodszej córki. Angelina opuściła głowę.
– A wy? – zwróciła się lodowatym tonem do Petronelli i Dorothei. – Petronello, nie szanujesz się, przez co twoja wartość spadła już prawie do zera. Bogate dziedziczki mogą sypiać z kim popadnie, ale co ty masz do zaoferowania potencjalnemu mężowi? Dorotheo, ty gonisz za sławą jak pierwsza lepsza prostaczka i wydajesz pieniądze, których nie mamy. W dodatku wzgardziłaś bardzo przyzwoitym kandydatem na męża!
– On był w wieku ojca! Robiło mi się niedobrze na samą myśl o nim!
– A jego obecna żona jest od ciebie młodsza. I może sobie pozwolić na wszystko, na co ty próbujesz wyciągać pieniądze od ojca. Żadna z was nie zrobiła nic, by ratować rodzinę. Potraficie tylko brać. Koniec z tym – podsumowała zdecydowanie Margarete.
– Na kolacji gościć dziś będziemy Benedetta Franceschiego – matka zwróciła się do Angeliny. – Szuka żony, więc ojciec zgodził się, by wybrał sobie jedną z was. Nie obchodzi mnie wasze zdanie w tej sprawie. Oczekuję od was współpracy. Zrozumiano?
– Ależ on miał już sześć żon, a każda z nich albo zmarła, albo zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Każda! – syknęła Petronella.
Angelina nie wierzyła własnym uszom. Zmroziło ją, choć w głębi duszy poczuła złowrogie pulsowanie. Znała ze zdjęć w internecie Benedetta, Rzeźnika z Czarnego Zamku, jak barwnie opisała go Petronella. Mieszkał na własnej wyspie, na którą można się było dostać wąską drogą tylko przy odpływie. Ci, którzy się tam wybrali, nigdy nie wracali, tak przynajmniej szeptano, zasłaniając dłonią usta. Jego żony faktycznie znikały, ale policja nigdy nie wszczęła postępowania w sprawie ich zaginięcia. Jako dziewczynka, Angelina wraz z koleżankami ze szkoły wzdychały do jego zdjęć w brukowcach. Miał czarne niczym skrzydło kruka włosy, smoliste płonące oczy i grzeszne usta, które dziewczynkom ze szkoły zakonnej nie dawały spać w nocy. Jeśli mnie wybierze, będę mogła się stąd wreszcie wyrwać, przemknęło jej przez myśl.
– Ojciec zgodził się oddać córkę w zamian za spłatę długów?! – Petronella aż trzęsła się z oburzenia. – Nie wiem, kto jest gorszy: ten kto zażyna swoje żony, czy ten, kto mu je dostarcza!
Angelina wstrzymała oddech, spodziewając się, że matka wybuchnie, ale na dźwięk zegara wybijającego wpół do ósmej, Margarete wyprostowała się nerwowo.
– Już czas, idziemy – rozkazała.
Żadna z sióstr się nie zbuntowała. Zdawały sobie sprawę, że nie mają wyjścia.
– Na śmierć – mruknęła pod nosem Petronella, ruszając posłusznie do jadalni.
Angelina nie potrafiła opanować ekscytacji. Warto było zaryzykować, by pożyć naprawdę, nawet jeśli tylko przez chwilę.