mene tekel fares - ebook
Wiersze czasu wojny, pandemii i oczekiwania. Skłaniają do refleksji nad czasem minionym oraz do postawienia sobie pytania, czy już faktycznie wszystko policzono, zważono i rozdzielono.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8324-346-7 |
| Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
inne kobiety
uwiera mnie miłość innych kobiet
jest taka niedopasowana
kanciasta kłująca
nie leżą mi ich ciała
bez cholesterolu
bez glutenu
jak ksylitol słodkie
obojętnie piękne
jak z płócien Modiglianiego
przerażają mnie
kilometry gładkich nóg
stupalczaste dłonie
konstelacje zalotnych spojrzeń
ich usta przesadnie namiętne
ich łzy nie dość słone
na haczykach języków
przynęty obietnic
nie wiem dlaczego
ale na ich widok
liter nie potrafię złożyć w słowa
słów w wiersze
serce mi bije tak jak zawszemodlitwa do św. Judy
nasze marzenia już niemal pełnoletnie
czas stopniowo wysysa z nas kolory
cisza ługiem wypalona
pod złotogłowiem milczenia
my zredukowani
do dotyku pieszczoty spojrzenia
za chwilę odejdziesz
a mi pozostanie wiara w to
że rzeczy na które nikt nie patrzy
nadal istnieją
i modlitwa do św. Judy o to
by nie być najsłabszym ogniwem
w łańcuchu DNA tego świata
by życia nie trzymać w jemiolim uścisku
by być z tobą
tak bardzo jak nie jestemkiedy nie patrzysz na mnie
kiedy nie patrzysz na mnie
samotność rozsiada się
w mym ulubionym fotelu
milczenie dłonią wygładza
szeleszczące słowa
śmierć przechadza się w moich butach
przymierza moje ciało
i narzeka że źle na niej leży
kiedy nie patrzysz na mnie
ślepnie wiara
głuchną telefony
brzeg łóżka to krawędzi otchłań
apoteozę życia drąży wirus smutku
kiedy nie patrzysz na mnie
powoli przestaję istnieć
staję się niewidzialny
bezwonny niebyły nieważny
kiedy nie patrzysz na mnie
tak naprawdę nie czuję tego wszystkiego
czy można nie istnieć i czuć?w obronie Werony
przynosisz mi miłość
a ja tylko słowa słowa słowa
ale to ważne by słowem się dzielić
a nie by dzieliło słowo
dlatego pilnuję by przymiotniki
miały zapach i smak
wyrazy pokrywam ekspresyjną barwą
buduję misterne konstrukcje
z porównań i przenośni
jestem kapłanem septalogii deklinacji
świętych frazeologicznych związków
bronię nas przed samotnością
sonetów egidą
ciętą ripostą
oślą szczęką
Szekspirem Herbertem Szymborską
piórem z ramion wyrwanym
piszę libretto do twych westchnień
a ty pochylasz się
i całujesz mnie mocno
po prostu
i już wiem że Werona nie legnie w gruzach
uwiera mnie miłość innych kobiet
jest taka niedopasowana
kanciasta kłująca
nie leżą mi ich ciała
bez cholesterolu
bez glutenu
jak ksylitol słodkie
obojętnie piękne
jak z płócien Modiglianiego
przerażają mnie
kilometry gładkich nóg
stupalczaste dłonie
konstelacje zalotnych spojrzeń
ich usta przesadnie namiętne
ich łzy nie dość słone
na haczykach języków
przynęty obietnic
nie wiem dlaczego
ale na ich widok
liter nie potrafię złożyć w słowa
słów w wiersze
serce mi bije tak jak zawszemodlitwa do św. Judy
nasze marzenia już niemal pełnoletnie
czas stopniowo wysysa z nas kolory
cisza ługiem wypalona
pod złotogłowiem milczenia
my zredukowani
do dotyku pieszczoty spojrzenia
za chwilę odejdziesz
a mi pozostanie wiara w to
że rzeczy na które nikt nie patrzy
nadal istnieją
i modlitwa do św. Judy o to
by nie być najsłabszym ogniwem
w łańcuchu DNA tego świata
by życia nie trzymać w jemiolim uścisku
by być z tobą
tak bardzo jak nie jestemkiedy nie patrzysz na mnie
kiedy nie patrzysz na mnie
samotność rozsiada się
w mym ulubionym fotelu
milczenie dłonią wygładza
szeleszczące słowa
śmierć przechadza się w moich butach
przymierza moje ciało
i narzeka że źle na niej leży
kiedy nie patrzysz na mnie
ślepnie wiara
głuchną telefony
brzeg łóżka to krawędzi otchłań
apoteozę życia drąży wirus smutku
kiedy nie patrzysz na mnie
powoli przestaję istnieć
staję się niewidzialny
bezwonny niebyły nieważny
kiedy nie patrzysz na mnie
tak naprawdę nie czuję tego wszystkiego
czy można nie istnieć i czuć?w obronie Werony
przynosisz mi miłość
a ja tylko słowa słowa słowa
ale to ważne by słowem się dzielić
a nie by dzieliło słowo
dlatego pilnuję by przymiotniki
miały zapach i smak
wyrazy pokrywam ekspresyjną barwą
buduję misterne konstrukcje
z porównań i przenośni
jestem kapłanem septalogii deklinacji
świętych frazeologicznych związków
bronię nas przed samotnością
sonetów egidą
ciętą ripostą
oślą szczęką
Szekspirem Herbertem Szymborską
piórem z ramion wyrwanym
piszę libretto do twych westchnień
a ty pochylasz się
i całujesz mnie mocno
po prostu
i już wiem że Werona nie legnie w gruzach
więcej..
W empik go