-
W empik go
Męski punkt widzenia. Jak być artystą i nie zwariować? - ebook
Męski punkt widzenia. Jak być artystą i nie zwariować? - ebook
Jak być artystą i nie zwariować? Czy można pogodzić twórczą pasję z codziennym życiem? Jak radzić sobie z presją, zwątpieniem i niepewnością? Ta książka to zbiór inspirujących rozmów z artystami, którzy wybrali drogę sztuki i show-biznesu. Każdy z nich ma swoją historię, swoje sukcesy i swoje kryzysy.
Autorka, prowadząc szczere wywiady, nie szuka jednej uniwersalnej recepty na życie artysty. Zamiast tego oddaje głos tym, którzy próbują tworzyć i jednocześnie nie zatracić się w chaosie artystycznego świata, pokazując, że każdy z nas, niezależnie od ścieżki, jaką wybieramy, może prowadzić twórcze życie. Przecież każdy z nas jest kreatorem. Dlatego ta książka to coś więcej niż spojrzenie na świat kultury – to zbiór inspiracji dla każdego, kto chce świadomie podążać własną ścieżką, niezależnie od zawodu, wieku czy płci.
Sięgnij po nią i przekonaj się, że choć droga twórcza – i życiowa – bywa trudna, warto nią podążać na własnych zasadach.
Bohaterami książki są: Krzysztof Antkowiak, Tomasz Jacyków, Tomasz Kot, Rafał Mohr, Conrado Moreno, Szymon Chwalisz, Przemysław Borkowski, Paweł Małaszyński, Piotr Kupicha, Tomasz Organek, Maciej Stuhr, Gromee, Maciej Gąsiu Gośniowski, Arek Kłusowki, Agustin Egurrola.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-67533-56-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak być artystą i nie zwariować? Odpowiedzi na to pytanie poszukiwałam, rozmawiając z kilkunastoma mężczyznami i jednocześnie artystami różnych sztuk od kwietnia do października 2024 roku. Wywiady pokazują, że nie ma jednoznacznej recepty na bycie artystą i funkcjonowanie w artystycznym świecie. Głęboko wierzę, że każda osoba, która weźmie do ręki tę książkę, odnajdzie w niej wartość niezależnie od miejsca, w którym się znajduje. To książka dla marzycieli, zawodowców, kobiet i mężczyzn ciekawych męskiego punktu widzenia…_Spotykamy się w Poznaniu. Dla mnie to przystanek na trasie z Katowic do Warszawy, dla Krzysztofa miasto, z którego pochodzi. Gdy dzwoniłam z propozycją rozmowy, byłam zestresowana. Z perspektywy czasu zastanawiam się: jak mogłam tak się czuć, dzwoniąc do Krzyśka?_
NATALIA ZAKOLSKA: W rozmowie przed wywiadem przytoczyłeś zdanie, że kiedyś była wizja, dzisiaj opinia.
KRZYSZTOF ANTKOWIAK: Kiedyś ludzie mieli wizję i potrafili ją realizować przez sto czy dwieście lat, tworząc piękne rzeczy. Dzisiaj natomiast jest czas opinii, brakuje wizjonerów.
NZ: To mocno namacalne w świecie artystycznym.
KA: Rzeczywistość zmieniły media społecznościowe. Byłem świadkiem, jak moje otoczenie wkraczało w ten świat. Koledzy i koleżanki przychodzili do garderoby, przejmując się, że ktoś napisał coś na ich temat. Aby zachować niezależność i wolność artystyczną, warto pozostawać od tego daleko. Jak wchodziliśmy w erę mediów społecznościowych, trzymałem się od tego na dystans. Wolałem rozmawiać z człowiekiem, niż pisać do niego maila. To prostsze, szybsze i skuteczniejsze. Dogadamy się w pół minuty bez pisania. Dzisiaj opinia innych jest bardzo ważna. Znamy przykłady ludzi, którzy się załamywali, zdarzają się próby samobójcze na skutek fal hejtu. Moim zdaniem osoby publiczne powinny być bardzo ostrożne względem zamieszczanych wpisów i w ich czytaniu. Lepiej siać ziarno i robić swoje.
NZ: Media społecznościowe to ciągły dopływ dopaminy, ale trochę też wymóg branżowej rzeczywistości. Coraz częściej w zdobywaniu pracy liczą się zasięgi.
KA: To bardzo trudne, trzeba mądrze to prowadzić. Spotykam ludzi, którzy cały czas robią sobie zdjęcia i siedzą w internecie. Są w innym świecie, nie ma z nimi kontaktu. To straszne. Dla mnie życie jest tu i teraz, w zapachach, ludziach, a nie w telefonie. Oczywiście, mogę tam zajrzeć, coś napisać, ale nie mam zamiaru dzielić się tym, że jadę na ryby albo zrobiłem ciasto. To bzdury. Skoro mówisz, że to ważne na rynku, żyjemy w świecie, który nie jest rzeczywisty nawet dla określających to osób. Ludzie robią różne rzeczy, nieraz kupują „fanów” w mediach społecznościowych. Tylko potem nie widać tych tłumów przy wpisach. Pytanie, gdzie chcesz być? Ja podążam swoją drogą i jak na razie nie narzekam – wręcz przeciwnie. Od jakiegoś czasu, z roku na rok, jest u mnie coraz lepiej. Dzięki temu wiem, że jestem na właściwej drodze. Jeśli będę musiał coś zmienić, zastanowię się, jak to zrobić, żeby za bardzo nie ucierpieć i zachować balans.
NZ: Czy sukces jest dla ciebie dzisiaj tym samym, co dwadzieścia lat temu?
KA: Na pewno nie. Jako trzydziestolatek myślałem, że zawojuję świat, zrobię zagraniczną karierę. Chciałem osiągnąć w muzyce sukces, którym bym sobie udowodnił, że jestem dobry i ktoś na świecie mnie docenił. Dziś sukcesem jest to, że mogę robić to, co kocham, grać koncerty, na które przyjdą ludzie. Widzę ich twarze, odczuwam reakcje i to, co robię, ma sens. Żyję z muzyki, nie jestem związany z żadną firmą fonograficzną, jestem niezależny i mogę pracować w swojej pracowni. Jednak sukces zawodowy jest dla mnie mniej ważny od osobistego – relacji rodzinnych, przyjaciół. Ogromnym sukcesem jest również to, jak się ze sobą czuję.
NZ: Poczucie sensu często łączy się z poczuciem szczęścia, które wybrzmiewa z twojej wypowiedzi – gratuluję.
KA: Dziękuję. W młodości każdy chce zawojować świat, ma marzenia niezależnie od dziedziny. Potem zaczynasz widzieć świat z innej perspektywy. Nie jesteś już nieśmiertelny, chcesz korzystać z innych rzeczy, bo zmienia ci się perspektywa. Chcesz inaczej żyć.
NZ: Co byś poradził dwudziestolatkowi, który jeszcze chce zawojować ten świat?
KA: Idź po to i rób to mądrze.
NZ: Co znaczy „mądrze”?
KA: Rób tak, by siebie nie ranić. Wiedz, z kim rozmawiasz, docieraj do odpowiednich miejsc, w jednym czasie skup się na robieniu jednej rzeczy. Ciężko wskazać coś konkretnego, bo to właśnie ty musisz wewnętrznie czuć, co jest dla ciebie dobre, a co złe, żeby nie wchodzić w rzeczy, które mogą poturbować. Nie rób nic za wszelką cenę, ale sięgaj po to.
NZ: Jak znaleźć balans między ciałem a umysłem?
KA: Trudne pytanie. Musisz obserwować siebie i być wrażliwym na swoje myśli. Dlaczego mógłbyś w danym momencie coś robić, a sięgasz po coś innego? Każdy się z czymś mierzy, ja też, choć czasem mam poczucie, że tracę czas. Ale tak to lubię, że nie jestem w stanie sobie tego odmówić. Przykładem są mecze piłki nożnej. Mam ileś rzeczy do zrobienia, ale zostawiam je na później, bo jest mecz. To moja pasja. Odkąd pojawiła się u mnie modlitwa i relacja z Bogiem, dużo rzeczy zostało wyprostowanych poza mną. Bywam jeszcze porywczy, bo nie lubię głupoty i chamstwa, a tymczasem modlitwa dała mi dużo spokoju.
NZ: To twoja forma medytacji?
KA: Raczej forma rozmowy z Bogiem, która mi pomaga. Drugą taką rzeczą jest ruch. Sport daje mi siłę. Pływanie czy tenis są cały czas obecne w moim życiu. Kiedyś więcej biegałem, ale potem przeczytałem, że to nie jest do końca dobre dla mózgu, który odczytuje bieg jako komunikat, że coś gonisz albo uciekasz. To informacja, że coś się dzieje.
NZ: Można powiedzieć, że mózg bywa „głupim” narządem. Uśmiech też przekazuje informację o zadowoleniu, nawet jeśli tkwimy w smutku. To, co mnie boli w twoim kontekście, to wkładanie cię cały czas w te same ramy. Medialnie jesteś wiązany z religią albo z przeszłością nałogową, albo z piosenką „Zakazany owoc”. Mało jest innych kontekstów.
KA: Ludzie potrzebują szufladkować. Powiedziałem o nałogach, żeby zainspirować kogoś, kto ma z tym problem, zrobić coś dobrego dla tej osoby. Niedawno dostałem zaproszenie do Łeby na panel związany z uzależnieniami. Nie wiem dlaczego, nie jestem terapeutą.
NZ: Masz historię.
KA: Może tak. Jeśli mogę coś dla kogoś zrobić, nie liczy się cena, którą płacę. Ktoś mnie jakoś postrzega? Dla mnie ważna jest muzyka i to, że wiem, kim jestem. Mogę dzielić się z ludźmi swoją muzyką. A że ktoś mnie szufladkuje? Jestem tego świadomy. Jeśli coś może być kontrowersyjne czy chwytliwe, ludzie się przyczepią do tego jak rzep do psiego ogona. Taka jest natura ludzka, nie myślę o tym i z tym nie dyskutuję. Robię swoje, patrzę na te dobre ziarna, które staram się zasiewać. Co i kiedy z tego wyrośnie – nie jest już moją sprawą.
NZ: Na pewnym etapie swojej muzycznej historii spotkałeś Grzegorza Ciechowskiego.
KA: To był piękny, wartościowy czas, który z każdym rokiem po śmierci Grześka coraz bardziej we mnie rezonuje. Im więcej lat mija, tym wyraźniej dostrzegam, jak bardzo było to dla mnie ważne i jak bardzo zmieniło moje postrzeganie produkcji w muzyce, otwierania się na nowinki. Grzesiek był niezwykłym facetem, wizjonerem. Mam wrażenie, że wyprzedził swoje czasy. Jego teksty są do dzisiaj aktualne. Tekst, który dla mnie napisał, wyprzedził swoje czasy. „Programuję cię” jest teraz bardziej aktualne niż w latach dziewięćdziesiątych.
NZ: Może będzie jeszcze bardziej…
KA: To jest przerażające. Rozwija się AI, co dostrzegam bardzo mocno w muzyce czy fotografii. Sztuczna inteligencja jest coraz istotniejsza w dzisiejszym świecie.
NZ: W technologii wszystko ma swoje dobre i złe strony, od nas zależy, w którą z nich pójdziemy.
KA: A że człowiek wiele razy pokazał, że nóż nie musi służyć tylko do krojenia chleba, ale też do zabijania, to odpowiedź jest prosta.
NZ: Tak samo w świecie artystycznym piękny jest artyzm i wrażliwość, a równolegle do tego to branża, rynek, biznes. Show-biznes.
KA: Czajkowski dostał kiedyś list od kobiety. Napisała w nim, że jest wielbicielką jego talentu, będzie mu przysyłać pieniądze, aby tworzył, pod warunkiem że się nigdy nie poznają. Napisała, że jego talent ją ujął i chce mu pomóc. Była mecenasem jego sztuki. Takowi byli w muzyce, malarstwie, dzięki nim artyści mogli tworzyć i mieli za co żyć. Rynek zaczął się rozpowszechniać i tak zaczął się show-biznes. Artyści są traktowani jak towar. Nie ma sensu z tym dyskutować. Ludzie lubią muzykę przaśną, ale też bardziej szlachetną. Rynek jest taki, jakie są gusta odbiorców.
NZ: Każda sztuka znajdzie swojego odbiorcę, a jednocześnie media chętnie manipulują gustami.
KA: Bardzo manipulują też umysłami ludzkimi. Jeśli chcesz zachować trzeźwość swojego myślenia i zachować też siebie, musisz filtrować to, co się dzieje. Konieczna jest czujność, weryfikacja, jaka myśl, a nawet kapitał stoi za konkretną osobą. Kto ma interes w tym, żebyś myślała tak, a nie inaczej? Może za tą osobą stoi korporacja, która ma kierować twoim postrzeganiem świata? Pracodawcy często wywierają nacisk na ludzi i dają konkretne wytyczne, co możesz publikować, a czasami pozwalają tylko na pozorny wentyl. Tak samo jest z muzyką, która się bardzo ujednoliciła. Jest wypłaszczona emocjonalnie i tekstowo.
NZ: Efekt ujednolicenia myśli.
KA: Masz nie myśleć, bo jak myślisz, ciężej będzie się tobą manipulowało.
NZ: Ciężej będzie ci się sprzedawało.
KA: A jak będziesz zmanipulowana, będziesz kupować to, co chcą. Takie czasy. Staram się patrzeć na dobro, które może wyniknąć ze zła. Jeśli coś jest złe, a jest parę takich rzeczy, boli mnie to. Widzę młodych ludzi, którzy chodzą do psychiatry czy na terapie. To wynik braku miłości, zainteresowania rodziców, braku czasu, wzorców, autorytetów. To też wciskane treści w internecie, które ogłupiają i nie niosą wartości zdolnych chronić przed światem. Potem rozmawiam z ludźmi, którzy tego nie widzą i trąbią, jak to świat zmienia się na lepsze, a my jesteśmy wolni i nowocześni. Co mam powiedzieć? Widzę zagrożenia. Z tego zła może wyniknąć dobro, jeśli ludzie też zaczną pewne rzeczy dostrzegać.
NZ: Dostrzeganie to jedno, a odwaga, by mówić o tym głośno, to drugie.
KA: Tylko prawda ma sens, tylko prawda się obroni. To mocne słowo, może trochę trywialne, ale prawda nas wyzwoli. Jeżeli coś jest fałszem, to nie przetrwa i zostanie zjedzone. Fałsz w muzyce pojawia się często, ale przetrwają ci, którzy są prawdziwi, mają do powiedzenia coś szczerego. Będą tworzyć przez pięćdziesiąt lat. Pozostali będą na szczycie przez rok czy pięć lat, ale znikną. Nie zostaną w świadomości ludzi na pokolenia.
NZ: Autentyczność jest ważna.
KA: Autentyczność, czyli szczerość. To wszystko jest ze sobą połączone.
NZ: Autentyczność jest też formą przekazu w aktorstwie, o które się otarłeś.
KA: Nie wiem, co kierowało Jarosławem Żamojdą, który obsadził mnie w „Młodych wilkach ½” (_śmiech_). Może kiedyś zadam mu to pytanie. Pracowałem z Grześkiem Ciechowskim, skończyliśmy płytę „Delfin”, ale Grzesiek poprosił, abym popracował z nim nad drugą płytą Justyny Steczkowskiej. W międzyczasie zadzwonił do mnie kierownik produkcji, zapraszając na rozmowę z Jarkiem Żamojdą. Wiedziałem, że Jarek to świetny operator, ale nie kojarzyłem go z reżyserią i „Młodymi wilkami”. Poszedłem, myśląc, że chodzi o muzykę. Tworzyłem wówczas dużo muzyki ilustracyjnej, pomyślałem też, że może Grzesiek komuś o mnie powiedział. Na miejscu okazało się, że jest tam Ania Mucha, kierownik produkcji oraz reżyser i chcą, abym coś przeczytał, partnerując Ani. Nie wiedziałem, o co chodzi. Przeczytałem, podziękowali, powiedzieli „odezwiemy się do pana”. Następnego dnia odebrałem telefon z propozycją jednej z głównych ról w filmie „Młode wilki ½”. Kompletnie nie wiem, jak to się stało i dlaczego. Traktowałem to jako przygodę, z której się cieszę. Zobaczyłem, jak powstaje polskie kino lat dziewięćdziesiątych. Mam dużo dobrych wspomnień z pracy na planie. Nie czuję się jednak aktorem, choć mam ogromny szacunek do tej dziedziny. Dla mnie to była jednak zabawa wynikająca z tego, że ktoś zobaczył we mnie to, czego w danym momencie potrzebował.
NZ: Potem znowu zadzwonił telefon z propozycją roli w serialu.
KA: Tak. Poszedłem, bo były do zarobienia pieniądze. Nie wstydzę się o tym mówić. Jeśli ktoś twierdzi, że nie jest to ważne, kłamie.
NZ: Jak zestawiłbyś ze sobą ciężką pracę i fart, szczęście?
KA: Jeżeli ciężko pracujesz na sukces, wylewasz z siebie pot, prędzej czy później to szczęście do ciebie przyjdzie. Musisz tylko je prowokować i mieć otwarte drzwi. Jeśli natomiast siedzisz i czekasz na mannę z nieba, nie doczekasz się jej. Trzeba robić swoje i się nie zniechęcać. Szczęście nie przyjdzie za parę miesięcy czy za rok, bo tobie tak się wydaje. To tak nie działa. Może przyjść w momencie, w którym się tego nie spodziewasz lub nawet tego nie chcesz, a otworzy ci jeszcze więcej drzwi i perspektyw. Wtedy zauważysz, dlaczego masz to teraz, a nie wtedy.
NZ: Złapałeś to szczęście?
KA: Miałem dużo szczęścia, ale na wiele rzeczy też zapracowałem. Nie było tak, że wzięło się z niczego. Gdy byłem nastolatkiem, nikt nie spodziewał się, że do mojego ojca zadzwoni Jacek Cygan czy Krzesimir Dębski z zaproszeniem mnie na płytę, nad którą pracują, a potem wystąpię w Opolu. Tyle że ja od małego grałem na fortepianie, śpiewałem, przychodziło mi to z dużą lekkością. Nawet jeśli dostrzeżenie mnie było szczęściem, potem musiałem na wszystko zapracować. Życie często uczyło mnie cierpliwości, niezłomnego tworzenia mimo złego czasu. Potem każdy kryzys mijał, bo wierzyłem, że to tylko moment, przejściowy etap. Miałem siłę, żeby się temu nie poddać, jednak widzę to z perspektywy prawie czterdziestu lat bycia na scenach i utrzymywania się z tego, co nie jest proste, jeśli chcesz patrzeć sobie w oczy w lustrze.
NZ: Wracamy do kontekstu biznesu.
KA: Miałem sporo propozycji robienia beznadziejnych rzeczy za duże pieniądze. Nigdy z tego nie skorzystałem. Gdyby ktoś przyniósł mi dwie walizki pieniędzy, może bym się nad tym zastanowił. Ale są rzeczy, których bym nie zrobił nawet za dziesięć walizek.
NZ: Pieniądze są ważne do pewnego momentu.
KA: Tak, to praca, która jest w porządku, dopóki mogę spojrzeć sobie w oczy. Nie wszystko jest dziedziną, w której mogę się czegoś uczyć. Doskonalę się cały czas w muzyce. W aktorstwie widocznie jestem samorodkiem, który może komuś coś wnieść do produkcji. Dzisiaj wiem, że dobry aktor to wiele godzin pracy i dużo talentu.
NZ: Z perspektywy czasu zrobiłbyś coś inaczej?
KA: Gdybym miał dzisiejszą wiedzę i doświadczenie – na pewno tak. Dokonywałbym trochę innych wyborów, zamiast instynktami kierowałbym się bardziej rozumem. Teraz jednak nie zmienię przeszłości. Tak samo mogłabyś mnie spytać, czy półroczny szczeniak może zachowywać się jak ośmioletni pies. Nie.
NZ: Jak postrzegasz zawód artysty?
KA: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Często jednak postrzegałem ten zawód przez pryzmat tego, jak postrzegają go inni. Panowały opinie, że artyści mają poprzewracane w głowach, nic nie robią, wchodzą na scenę i w godzinę zarabiają pieniądze, na które inni muszą zasuwać przez miesiąc. Masz ten przywilej, na który składa się twój talent, praca i szczęście. Dajesz ludziom coś, co nie każdy może dać. Ktoś świetnie gotuje, a ktoś jest świetnym aktorem czy muzykiem dającym emocje, z którymi ludzie się identyfikują. Będąc człowiekiem, który coś tworzy, postrzegam to z wielu perspektyw. Mierzę się ze swoimi demonami. Czasem wyrzucam do kosza rzeczy, nad którymi długo pracowałem. Zastanawiam się, czy jeszcze jestem w tym dobry, czy to, co robię, ma sens? Potem coś, co powstawało pięć minut, podoba się innym.
NZ: To dar od Boga.
KA: Ludzie mówią, że mam charakterystyczną barwę głosu. Na resztę trzeba zapracować. Jest takie piłkarskie powiedzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Jeśli ktoś strzelił trzy gole, nie znaczy, że w kolejnym spotkaniu strzeli choć jedną bramkę. Też muszę cały czas się pilnować, być czujny i konfrontować się z ludźmi. Robię to dla innych, nie tylko dla siebie, chociaż grając i śpiewając, czuję się świetnie. To moment, w którym przenoszę się w świat, który absolutnie mnie kręci. Jestem w nim szczęśliwy i ludzie to czują, a co będzie dalej, zdefiniuje kolejny koncert.
NZ: To obszerny temat.
KA: Zdaniem niektórych mam fajnie, bo nie muszę chodzić do korporacji i patrzeć na ludzi, których niekoniecznie lubię. Tak, tylko że mierzę się z innymi rzeczami. To samotność, w której sam wytyczam sobie cele, ścieżki. Gdybym nie miał samodyscypliny, nic bym nie robił. Każdy ma w sobie trochę lenia. Podoba mi się to, co robi Murakami. Pisząc książki, wychodzi z domu, wraca do niego, jakby wchodził do pracy. Potem pracuje, pisze, po czym znowu wychodzi z domu i wraca – jakby wracał tym razem faktycznie z pracy do domu. Ja też czasem jadę do pracowni, siedzę godzinę i niczego nie mogę stworzyć. Czuję się beznadziejnie. Po czym coś się otwiera, pracuję osiemnaście godzin i mam dwa nowe utwory. To niezmierzona i niezgłębiona materia dla mnie samego, pomimo że mam doświadczenie i klucze, którymi się posługuję. Cały czas odkrywam, że jest to dla mnie nowe, i mierzę się z całkowicie nowymi dla mnie emocjami. Cieszę się, że mam ten dar, a z drugiej strony nie jest łatwo w tych czasach być artystą.
NZ: Tutaj media społecznościowe są wsparciem w dotarciu do ludzi.
KA: Wielu moich znajomych ma hakowane konta i traci klientów. W każdej chwili też może mi się to zdarzyć i praca włożona w budowanie społeczności pójdzie na marne. Konta społecznościowe są podrabiane, kradzione. Żyjemy w świecie puzzli nie do końca zależnych od ciebie. Dzisiaj jesteś, za chwilę może cię nie być, bo technologia to zabierze i nie będziesz mogła do nikogo napisać. Dlatego nie mogę traktować mediów społecznościowych jako bazy mojego życia. Opieram swoje życie na rzeczach namacalnych. Wolę tak, wolę mniej i wolę inaczej, niż wchodzić w rzeczy niezależne ode mnie. Pozostałe mogę realnie dopracować swoimi rękoma i w znacznej mierze kontrolować. Każdy człowiek może paść ofiarą internetu. Rzeczywistość na to pozwala, ludzie się przyzwyczają do rzeczy, które pozwalają eksplorować świat i są przy tym wielkim zagrożeniem. Tak samo jest ze sztuczną inteligencją, która może pomagać i zabierać.
NZ: Jak sobie radzisz z puzzlem „wewnętrzny krytyk”? To płaszczyzna, na którą mamy wpływ.
KA: Jeśli jestem czegoś pewien, to jestem. Ciężko powiedzieć, dlaczego w tworzeniu coś akceptuję, a czegoś innego już nie. Jeżeli coś zrobię – od razu wiem, czy jest fajne, czy nie. Ale bywało też tak, że zrobiłem coś, co mi się nie podobało, wracałem do tego po paru miesiącach i nagle się okazywało, że jest to fajne! Tego dnia było niedobre, a po roku zobaczyłem w tym utworze wartość.
NZ: To często zależy od dnia.
KA: Przeżywając chwilowy kryzys z poczuciem załamania, braku sensu, oceniamy gorzej siebie i swoją twórczość. Paradoksalnie bardzo dobre rzeczy tworzy się, odczuwając smutek. To bardzo szczera emocja, którą się wylewa w procesie twórczym. Zauważam to u siebie, podobnie mają znajomi muzycy, rzeźbiarze, malarze… Jak wszystko jest dobrze, nie masz potrzeby tworzyć. A gdy coś cię dotyka, przeżywasz głębokie rozterki, coś się wydarzyło, wychodzi z ciebie ta prawda. Nie unikam w życiu melancholii. Kiedyś zagłuszałem ją ludźmi, imprezami. Dzisiaj jestem smutny, szukam przyczyny, wchodzę w ten stan i wiem, że przejdzie za dwa, trzy dni. Są też świetne dni, kiedy jestem sprawczy, a czasem potrzebuję się gdzieś zaszyć, wyciszyć telefon na parę godzin, poczytać, pooglądać film. Taki czas też jest potrzebny. Przestałem walczyć ze sobą, przyjmuję smutek jako coś naturalnego. Wewnętrzny krytyk jest zależny od dnia, jednak nie potrafię ci powiedzieć, dlaczego coś uważam za dobre, a coś innego nie.
NZ: Intuicja?
KA: Wydaje mi się, że to bardzo dobre słowo. To taki klik w duszy, że jest OK, zostaw to.
NZ: Zgoda ze sobą.
KA: Być może też. Ciężko zmierzyć intuicję czy zgodę ze sobą, jednak na pewno odgrywają tu istotną rolę.
NZ: Dzielisz się swoimi przeżyciami z odbiorcami, czyli obcymi ludźmi.
KA: Kiedy dopada mnie melancholia, staram się tym nie epatować. Mam poczucie, że nie chcę obarczać nią innych.
NZ: Przekłada się to jednak na twórczość.
KA: Ludzie zupełnie inaczej postrzegają artystów. Zagrałem w życiu bardzo dużo koncertów w różnych konfiguracjach. Często mi się wydawało, że poszło super, i odwrotnie – że zagrałem bardzo zły koncert i o dziwo tutaj reakcje publiczności są dużo lepsze. Jakie to dziwne, że moje własne odczucia nie rezonują z odbiorem ludzi! Dlatego ta melancholia wchodzi ze mną w ten koncert, jednak nie zwracam na nią uwagi. Jestem jak sportowiec. Maciej Żurawski, piłkarz Wisły Kraków, kiedyś powiedział, że jak fatalnie czuł się przed meczem, wszystko go bolało, grał świetne mecze. Tak samo jest z artystą. Wchodzisz na scenę i wszystko ci mija, jesteś znowu pełen energii. Scena i ludzie dają nowe siły.
NZ: Adrenalina łagodzi ból, chroni organizm.
KA: Musi wytwarzać się w ogromnych ilościach, bo działa bardzo skutecznie.
NZ: Jak być artystą i nie zwariować?
KA: Istotne, by mieć wokół siebie ludzi, dla których jesteś ważny. Przyjaciele są życzliwi, ale mają odwagę powiedzieć ci bolesną prawdę, robią to w trosce o ciebie. Nie można słuchać tylko komplemenciarzy i przyklaskiwaczy. Dużo cenniejsza jest krytyka. Jako artysta jesteś nieobiektywny, widzisz ze swojej perspektywy. Potrzeba osób, które od serca powiedzą ci, że coś jest nie tak, nawet jeśli nie będzie to miłe. Może jednak mają rację i warto ich posłuchać. Druga rzecz to robić swoje i zostawiać, nie oglądać się. Nie zakładaj, że masz się wszystkim podobać. Musisz wiedzieć, że tworząc pewne rzeczy, nie będą cię wszyscy lubić. Dla ciebie są odbiorcy, do których trafia twoja wrażliwość. Jeśli będziesz się mierzyć ze swoimi wyobrażeniami i zaczniesz się tym przejmować, polegniesz. Masz robić, a to, co z tego wyniknie, nie zawsze jest od ciebie zależne. Warto o tym pamiętać, mieć dystans do tego, co się robi. Najbardziej zawsze uderzało mnie to, że są artyści pokazujący się jako artyści w każdym momencie życia. Tworzą wokół siebie aurę artysty, po czym okazuje się, że zrobili niewiele. Są artystami w swoim mniemaniu, a tymczasem to często bajeranci oszukujący innych. Nie chcę być artystą sam dla siebie.
NZ: Na pierwszym miejscu jest człowiek.
KA: Tak, dlatego powtarzam sobie „jesteś przede wszystkim człowiekiem”. Można być bratem, synem, narzeczonym, ale wszystko sprowadza się do człowieka. Potem dopiero jest się artystą. Nie odwracajmy tej kolejności. Artysta to zawód, tak samo jak każdy inny. A najpierw każdy jest człowiekiem. Dlaczego jednych lubi się bardziej, a drugich mniej? Maradona był świetnym piłkarzem, ale miał w sobie taki pierwiastek człowieczeństwa, który był mi bardzo bliski. To jakiś rodzaj wrażliwości, nieobliczalności obecnej w każdym człowieku. Był kolorowym ptakiem z charyzmą. A Messi to świetny piłkarz, ale nie poszedłbym z nim na kawę. Nie ma charyzmy Maradony. To zawodowiec, ale najpierw człowiek, a potem dopiero piłkarz. Artysta też jest najpierw człowiekiem, a potem artystą.
NZ: Nie każdy potrafi zachować tę równowagę.
KA: Artyści to jednak ludzie wrażliwi. Jeżeli trochę wnikną w siebie, to też wyjdą poza siebie i zobaczą, że na świecie jest wiele innych bardzo istotnych rzeczy, osób, problemów. Świat jest piękny i warto go smakować. Wtedy nabierasz dystansu i zauważasz, że nie chodzi o to, by jak Werter cierpieć za cały świat.
NZ: W wyniku ogromnej wrażliwości często zakłada się maski, obudowuje się murem, stąd niekoniecznie chce się iść z tymi osobami na kawę…
KA: Też przeżywałem taki etap. Rozumiem osoby pogubione na swojej drodze przez popularność. Pogubione osoby zatracają wyczucie wśród innych ludzi i bywają chamskie. To może bardzo dotknąć. Tak samo dotyka hejt w internecie. Byłem świadkiem sytuacji, kiedy dziewczyna płakała w garderobie po tym, jak dostała niefajne komentarze. Strasznie to przeżywała, była załamana. Poprosiłem ją, żeby się nie przejmowała, że to nie jest życie, tylko paru frustratów, którzy coś piszą. Sam również śledzę jakieś strony, ale jeśli ktoś mi nie odpowiada, nie będę mu o tym pisać. Nie pasuje mi, więc się tym nie zajmuję.
NZ: Te maski wynikają z tego, że ludzie sobie po prostu nie radzą z popularnością.
KA: U mnie był to system obronny. Napinało się całe ciało, bo w młodym wieku doznałem skrajnych emocji – od uwielbienia po zazdrość. Bycie wśród dużej liczby ludzi mnie usztywniało. Potem wyszedłem z tego etapu. Życie było dla mnie ciekawe, działo się dużo dobrych rzeczy, więc radziłem sobie z pozostałymi. Niemniej jednak nigdy nie oceniam człowieka, który może przywalić dziennikarzowi czy powiedzieć komuś coś niefajnego. Staram się zawsze rozumieć, bo nie jestem na miejscu tej osoby, nie wiem, z czym się mierzy.
NZ: Padło po drodze ważne słowo: zazdrość.
KA: To jedna z cech człowieka. Jak się nad nią nie pracuje, to potem jest, jak jest. Kiedyś ludzie więcej nad sobą pracowali. Dzisiaj niby pracują. Tworzy się wiele niezdrowych mód. Badania wykazują, że potrzebujemy dostarczać organizmowi różnorodnych składników, a wiele diet je eliminuje. Dekalog uczy cię na przykład, żeby nie kraść, nie wchodzić do łóżka czyjejś żonie. Uczy dobrych rzeczy. Jeśli to jest dla ciebie istotne, pracujesz nad sobą, masz w sobie jakąś refleksję. Bez tego nie pracujemy nad zazdrością, pychą, egoizmem. Zaczyna zanikać empatia, bo liczy się sukces, pieniądze. Jesteś na diecie, chodzisz na siłownię, masz nawet trenera personalnego, niby wszystko jest fajnie, ale czy robisz coś dla swoich dzieci? Spędzasz z nimi czas, mówisz, że je kochasz? To są proste rzeczy. Tymczasem niby się rozwijamy, ale na wielu polach tak naprawdę się zwijamy. Tak to widzę.
NZ: Żyjemy w pędzącym świecie, ciężko się zatrzymać.
KA: Jesteśmy coraz bardziej przebodźcowani. Ktoś znosi to lepiej, ktoś inny gorzej. Aby uniknąć przebodźcowania, trzeba chyba zamieszkać w skansenie. Wszyscy się z tym mierzymy. Pytanie, co robimy z tym w sobie? Pracujemy nad tym czy zostawiamy? Tak jak alkoholik, który codziennie sobie powtarza, że przestanie pić, a tego nie robi. Pomimo tego wszystkiego trzeba patrzeć na dobre strony i być ciekawym życia i ludzi.