- W empik go
Messi. Biografia - ebook
Messi. Biografia - ebook
Ostatni raz odczuwałem presję, gdy grałem w Newell’s. Miałem wtedy osiem lat. Od tamtej pory gram dla przyjemności…
1 maja 2005 roku 17-letni Lionel Messi strzelił swojego pierwszego gola dla FC Barcelony, stając się najmłodszym piłkarzem, który tego dokonał. Od tamtego momentu jego kariera to zawrotna podróż na sam szczyt futbolowego świata.
Guillem Balagué niezwykle dokładnie prześwietla życie Argentyńczyka. Bada jego włoskie korzenie, odkrywa, że niewiele zabrakło, by urodził się w Australii, opisuje początki w La Masíi, gdy „karzeł” z łatwością ogrywał zdumionych Piqué i Fàbregasa.
To pierwsza tak obszerna opowieść o najlepszym piłkarzu świata, swoista biblia dla fanów Messiego. To biografia niemal kompletna, nawet jeśli do ostatniego kopnięcia w życiorysie „Pchły” jeszcze bardzo długa i pełna kolejnych sukcesów droga.
***
13-latek, który nie mógł rosnąć – a wyrósł na największego piłkarza wszech czasów. Niepozorny i cichy człowiek, który sprawia, że z radości wrzeszczą miliony. Nikt wcześniej nie przyjrzał się Messiemu z tak dużą starannością jak autor tej książki.
Krzysztof Stanowski, Weszlo.com
Leo Messi niejednokrotnie bywa nazywany kosmitą, jednak w tej znakomitej książce Balagué przedstawia wyłącznie ludzką stronę tego skromnego chłopaka z Rosario, który stał się najlepszym piłkarzem na świecie. To pierwsza tak dokładna biografia popularnej „Pchły”. Ta lektura to prawdziwy niezbędnik fana Barçy, zresztą jak i każdego miłośnika futbolu.
Jakub Kręcidło, „Przegląd Sportowy”
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7924-358-7 |
Rozmiar pliku: | 9,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Selekcjonerem reprezentacji zostałem po Copa América rozgrywanym w Argentynie. Nasza drużyna odpadła z tego turnieju, choć nie przegrała ani jednego meczu. W fazie grupowej dwukrotnie zremisowaliśmy i pokonaliśmy Kostarykę, a potem w ćwierćfinale zremisowaliśmy z Urugwajem i odpadliśmy po rzutach karnych. Gdy tak silna drużyna złożona z tak dobrych graczy bierze udział w tak ważnym turnieju i nie zdobywa mistrzostwa, wszystkich dopada frustracja, nawet jeśli zespół nie przegra ani jednego meczu, jak w tym przypadku.
To zupełnie normalne, że kiedy zaczyna się nowa era i przychodzi nowy trener, piłkarze formułują wobec niego swoje oczekiwania. Niestety, mieliśmy za sobą okres nie najlepszej gry, bardzo wcześnie odpadliśmy z Copa América. W reprezentacji zastałem mieszane nastroje – panowała atmosfera rozczarowania, piłkarze byli jednak na tyle zmotywowani do dalszej pracy, że dało się w nich wzbudzić optymizm.
Z Leo po raz pierwszy rozmawiałem w Barcelonie. Było to w 2011 roku, wkrótce po mojej nominacji na stanowisko selekcjonera. Wyruszyłem w podróż, by spotkać się z wszystkimi reprezentantami, którzy na co dzień występowali w Europie. Wybrałem się najpierw do Portugalii, potem trafiłem do Barcelony. Nie znałem Leo osobiście, chciałem jednak porozmawiać z nim i z kapitanem zespołu Javierem , którego już spotkałem. Zamierzałem im zasugerować, że to Leo powinien nosić opaskę kapitańską. Pojechałem przede wszystkim po to, by przedstawić się piłkarzom. Dotyczyło to zwłaszcza tych zawodników, z którymi dotąd nie miałem okazji się spotkać. Duże znaczenie miało dla mnie jednak również i to, kto zostanie kapitanem reprezentacji. Chciałem dać wszystkim jasno do zrozumienia, że to Leo będzie liderem zespołu i w charakterystyczny dla siebie sposób stanie na czele drużyny. Inni piłkarze mieli zobaczyć w nim tego lidera – to była kluczowa kwestia.
Spotkaliśmy się we trzech, potem zaś pojechałem do Włoch. Postanowiłem, by rozstrzygnęli tę kwestię między sobą. Mieli poinformować mnie o ostatecznej decyzji. O ile dobrze pamiętam, to Javier zadzwonił do mnie i stwierdził, że Leo będzie kapitanem.
Ponownie spotkaliśmy się w Indiach, na jednym z pierwszych meczów nowej reprezentacji. Zagraliśmy spotkanie towarzyskie z Wenezuelą, następnie w Bangladeszu zmierzyliśmy się z Nigerią. Gdyby jednak doszukiwać się meczu, który zasługiwałby na miano symbolu nowej epoki, to z pewnością należałoby wskazać spotkanie z Kolumbią w południowoamerykańskich eliminacjach do mistrzostw świata w 2014 roku w Brazylii. W Barranquilli przeżywaliśmy trudne chwile, na szczęście jednak chłopakom udało się w tamtym koszmarnym upale odwrócić losy pojedynku. Przegrywaliśmy 0:1, po tym jak po strzale Dorlana Pabóna piłka odbiła się od Mascherano i wpadła do siatki. Na szczęście najpierw wyrównał Messi, a potem Agüero ustalił wynik meczu na 2:1.
Często powtarzam, że w piłce nożnej istnieje coś takiego jak mecz, który sprawia, że drużyna staje się drużyną, zapewniający jej niezbędnego kopa, wskazujący jej nową drogę. Wydaje mi się, że o takim początku można mówić właśnie w przypadku wspomnianego spotkania. Później zaczęliśmy tworzyć zwartą grupę, a zwarta grupa osiąga dobre wyniki, cieszy się wspólną grą i jest w stanie osiągnąć więcej niż zwykła drużyna. To doskonały sposób, żeby nie powiedzieć jedyny, na przezwyciężenie własnych słabości.
Dosyć często spotykam się z pytaniem, czy moim zdaniem tamten mecz nie stworzył przypadkiem nie tylko reprezentacji Argentyny, ale również samego Leo. W końcu to właśnie wtedy w kraju zaczęto go postrzegać zupełnie inaczej. Z pewnością spotkanie z Kolumbią sprawiło, że kibice zaczęli w nowy sposób patrzeć na Leo, moim zdaniem jednak większą rolę odegrał wyjazdowy mecz ze Szwajcarią, który odbył się 29 lutego. To był rewelacyjny występ. Leo strzelił hat-tricka, pierwszego w historii występów w reprezentacji. W Barcelonie zdarzało mu się to często, w błękitno-białej koszulce po raz pierwszy. W tym samym roku strzelił jeszcze trzy gole Brazylijczykom… Ogólnie jednak, tak, mecz z Kolumbią stanowił dla nas – trenerów i piłkarzy – niezbędny zastrzyk pewności siebie.
Leo to bardzo spokojny człowiek. Osiągnął niesamowity poziom sportowy, a niejako przy okazji stał się naturalnym liderem. Co więcej, nikt nie stara się kwestionować jego zdolności przywódczych.
Lubię dawać piłkarzom swobodę, więc pozostawiłem ją także Leo. Żyją pod wystarczająco dużą presją, nie zamierzam zatem dokładać im kolejnych ograniczeń. Opaska kapitana to zarazem większa odpowiedzialność, Leo jednak o tym wie i się z tym godzi. Rola lidera pomogła mu się rozwinąć i dojrzeć. Okazała się dobra również dla jego partnerów z zespołu.
Przemowy Messiego do całego zespołu i prywatne rozmowy z kolegami nie wychodzą poza szatnię, ale mogę zdradzić, że obecnie w drużynie panuje bardziej radosna atmosfera. Abstrahując od samej pracy wykonywanej na treningach, dominuje teraz spokój. Wszyscy są rozluźnieni i szczęśliwi, a to bardzo ważne.
Pomaga to stworzyć idealne dla niego warunki, w których może on w pełni zaprezentować swoje umiejętności. Leo musi czuć się dobrze, przede wszystkim jednak potrzebuje swobody i elastyczności. Musi odnosić wrażenie, że na boisku może w dowolnym momencie zrobić to, co akurat niezbędne. Prawdę powiedziawszy, omawiam z nim tylko najistotniejsze kwestie, sprawy absolutnie kluczowe. Nie chcę wywierać na nim dodatkowej presji. Piłkarze sami doskonale wiedzą, jak duże znaczenie ma każdy mecz i jak istotny jest ich indywidualny wkład.
Kiedy mowa o Messim, trzeba wspomnieć o jego rozwoju, ponieważ – jak się często powtarza – nie jest sztuką dotrzeć na szczyt, sztuką jest się na nim utrzymać. Cztery Złote Piłki z rzędu to niewątpliwie dowód na to, jak wielkie postępy poczynił ten piłkarz. Nie wydaje się, żeby jednokrotne sięgnięcie po to trofeum graniczyło z cudem, ale zwycięstwo w czterech kolejnych edycjach świadczy o tym, jak daleko Messi zaszedł w tym sporcie. W minionych kilku latach Leo dojrzał i nabył umiejętności, dzięki którym cały czas osiąga coraz wyższy poziom piłkarski. Już samo pozostawanie w tak dobrej formie stanowi nie lada wyzwanie, nie wspominając o jej poprawie. Jemu się to jednak udaje.
Jestem przekonany, że rola kapitana reprezentacji mu w tym pomaga. Aby rozwijać się w życiu sportowym i prywatnym, potrzeba wiary całego otoczenia.
Rok 2012 okazał się dla Leo znakomity, jeśli chodzi o jego występy w reprezentacji. Chłopak jest trochę starszy, po prostu dojrzał. Ale co należy robić, gdy pojawiają się głosy, że jakiś piłkarz osiągnął właśnie szczytową formę? Zostawić go samemu sobie? Uważam, że powinienem zadbać o dalszy rozwój takiego zawodnika, o jego odpowiednie ukierunkowanie. Nie ma piłkarzy tak wybitnych, by nie mogli skorzystać z konstruktywnej krytyki i dobrych rad.
Ten, kto chce się przekonać o jego niezwykłych umiejętnościach piłkarskich, powinien obejrzeć pierwszy mecz ligowy Barcelony w sezonie 2013/14, w którym Duma Katalonii rozniosła Levante 7:0. Gdy Leo postanawia odebrać rywalowi piłkę, widać w nim przekonanie i determinację. Nie ustaje w wysiłkach tak długo, aż osiągnie swój cel. Pokazał to w tamtym spotkaniu. Sam odebrał piłkę przeciwnikowi i zdobył trzecią bramkę. Widziałem nawet gole głową autorstwa Messiego. Strzelał je tak, jakby przychodziło mu to zupełnie naturalnie. To po prostu jeden z tych wyjątkowych zawodników, którzy nieustannie się doskonalą, choć w jego przypadku to już skrajnie trudne.
Barcelona wystawia go na środku ataku, my zaś kopiujemy to ustawienie w reprezentacji. Dlaczego? Dlatego że w Hiszpanii sprawdza się ono doskonale. Leo częściej jest tam przy piłce, a im częściej ma futbolówkę, tym lepiej dla wszystkich. Messi dojrzewa, nabiera pewności siebie i piłkarskiej mądrości, nie można zatem odsuwać go na skrzydło. Z robiącymi mu miejsce Higuaínem i Agüero, a także z Di Maríą na boku, Leo zaczyna ze środka i sam decyduje o tym, gdzie pośle piłkę. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dzięki tym piłkarzom stał się mocniejszy, a i oni stali się dzięki niemu lepsi.
Gdy wszystko dobrze się układa, oczekuję od zawodników odrobiny dodatkowego wysiłku w odbiorze piłki. Liczę na to, że będą się cofać i pomagać obrońcom, że dadzą z siebie nieco więcej. Leo ma bronić tam, gdzie się akurat znajduje, w taki sposób, na jaki pozwala mu sytuacja w danym momencie meczu. Nikt nie oczekuje od niego cudów, ponieważ jego największe atuty – podobnie jak mocne strony innych reprezentantów – uwidaczniają się podczas operowania piłką. To właśnie w tym elemencie gra Leo przynosi największe korzyści drużynie.
Najlepsi piłkarze świata grają zazwyczaj w najlepszych klubach świata. Rozgrywają najwięcej meczów i opuszczają najmniej spotkań w sezonie. To oczywiste, że właśnie ten element ich wyróżnia. Ważne, by wypracowali szczytową formę na mistrzostwa świata. Jednym się to udaje, innym nie. Dysponujemy dziś drużyną, która gra dobrze, sprawia wrażenie solidnej i wydaje się zwartym kolektywem – chłopcy udowodnili to choćby w towarzyskim meczu z Włochami 14 sierpnia 2013 roku. Fakt faktem, że drużyna, w której gra Messi, nigdy nie będzie tym samym zespołem bez niego wyjściowym składzie. Musimy jednak wyzbyć się przekonania, że bez Leo nie jesteśmy w stanie wygrywać. Źle to wpływa na morale piłkarzy. Tamtego sierpniowego dnia nie było go na boisku, a mimo to rozegraliśmy znakomite spotkanie. Nie pozostawiliśmy cienia wątpliwości, że bez niego też sobie poradzimy. Oczywiście nie zmienia to faktu, że Leo jest nie do zastąpienia. Nie, bynajmniej nie przeczę samemu sobie.
Messi jest dla nas symbolem i punktem odniesienia, wybitnym zawodnikiem grającym w legendarnym klubie. To być może najwybitniejszy piłkarz wszech czasów.