Metody uwodzenia - ebook
Metody uwodzenia - ebook
„Zamknęła oczy. I w tym momencie poczuła dotyk ciepłych warg na ustach. Czyżby umarła i poszła do nieba? Uniosła ręce, zarzuciła je Dylanowi na szyję i odwzajemniła pocałunek. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście: Dylan całuje ją na plaży, o zachodzie słońca. Rozkoszowała się chwilą, ciałem, do którego przylegała, smakiem ust, które swoim kunsztem doprowadzały ją do obłędu”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2973-9 |
Rozmiar pliku: | 614 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Emma Rae Bloom nie uprawiała przygodnego seksu. Była pracowita, ambitna i cierpliwa. Słowem – nudna. Po raz pierwszy w życiu wyłamała się z tego schematu na trzydziestych urodzinach swojego sąsiada Eddiego w Havens na Bulwarze Zachodzącego Słońca.
Szalała, piła, straciła zahamowania oraz rozum i wylądowała w łóżku z bratem swojej najlepszej przyjaciółki, przystojnym hollywoodzkim aktorem Dylanem McKayem. Było to tej nocy, kiedy Los Angeles na skutek awarii zasilania pogrążyło się w ciemności.
Dylan… Podkochiwała się w nim, odkąd skończyła dwanaście lat. Porównywała z nim wszystkich chłopców, a potem mężczyzn. Niestety z ich wspólnej nocy niewiele pamiętała. Tak jest, gdy wypije się za dużo mojito.
Teraz stała na jachcie, a Dylan zbliżał się do niej z obandażowaną głową i posępną miną. W ten pogodny dzień brali udział w smutnej uroczystości. Emma poprawiła ciemne okulary, szczęśliwa, że może się za nimi skryć.
Roy Benjamin zginął na planie najnowszego filmu Dylana, filmu o siłach specjalnych amerykańskiej marynarki wojennej. Tragedia wstrząsnęła światem filmowym. Hollywood żyło nie tylko śmiercią kaskadera, ale również amnezją, którą wybuch spowodował u Dylana.
– Trzymaj. – Brooke podała przyjaciółce szklankę wody.
Emma z wdzięcznością wypiła łyk. Koniec z alkoholem; od dziś nie tyka procentów.
Dylan otoczył kobiety ramieniem.
– Cieszę się, że jesteście ze mną.
Emma zadrżała. Nie widziała Dylana od tamtej pamiętnej nocy.
– Oczywiście, że jesteśmy – oznajmiła Brooke. – Roy był również naszym przyjacielem, prawda, Emmo?
Emma skinęła głową. Roy był niemal sobowtórem Dylana, dlatego z powodzeniem zastępował go w niebezpiecznych scenach. Od lat przyjaźnił się z rodziną McKayów. Do Emmy zawsze odnosił się życzliwie.
– Już mi go brak – szepnął Dylan. Stanowił uosobienie gwiazdy filmu: okulary słoneczne, jasne włosy, ciało pięknie wyrzeźbione dzięki godzinom spędzonym na siłowni i joggingowi. Wiódł żywot kawalera, unikał związków. Miał wszystko: urodę, talent, inteligencję.
Emma skarciła się w duchu. Powinna myśleć o Royu, a nie o swoich problemach. Rano, szykując się na dzisiejszą uroczystość, ćwiczyła, co powie, jeśli Dylan zapyta ją o ich wspólną noc. Wiesz, nie byłam sobą. Ta ciemność, w której pogrążyło się miasto, wytrąciła mnie z równowagi. Od dziecka mam koszmarny lęk przed ciemnością, dlatego błagałam cię, żebyś ze mną został. Czy możemy wrócić do poprzednich relacji i znów być przyjaciółmi?
Ale wszystko wskazywało na to, że nie będzie musiała nic mówić. Dylan patrzył na nią tak jak zawsze, czyli jak na przyjaciółkę Brooke. Nie pamiętał, że uprawiali seks. Nie pamiętał też dni poprzedzających wybuch, w którym zginął jego przyjaciel. On sam dostał odłamkiem w głowę; stracił przytomność i obudził się w szpitalu. Lekarze nazywali ten stan – zanik pamięci spowodowany silnym urazem – amnezją dysocjacyjną.
Kiedy cofnął ramię, by podnieść do ust szklankę, Emma dyskretnie odsunęła się. Dziś jej się upiekło. Z tyłu głowy słyszała cichy głos: Może to zostanie twoją małą słodką tajemnicą? Łódź oddalała się od brzegu. W powietrzu krążyły mewy, jedna przysiadła na boi i obserwowała ludzi na pokładzie.
– Już czas – powiedział Dylan.
Chciał sam, tylko z rodziną, rozsypać prochy przyjaciela. Przyjaciół Roya zaprosił na uroczystość pożegnalną u siebie w Moonlight Beach. Firma Emmy i Brooke, Parties-To-Go, zwykle nie obsługiwała styp, ale Dylanowi nie mogły odmówić.
– Roy powtarzał ze śmiechem, że jeśli spadając z dziesiątego piętra, nie trafi w rozciągniętą sieć, to mam rozsypać jego prochy z pokładu „Classy Lady”. Kochał tę łajbę, ale nie sądziłem, że przyjdzie mi spełnić jego życzenie.
Brooke ze łzami w oczach patrzyła na brata. Różnili się pod wieloma względami, ale zawsze stali za sobą murem. Emma zazdrościła im bliskości. Ona sama nie miała rodziny, byli tylko rodzice adopcyjni, ludzie, którzy wzięli ją pod swój dach i zaniedbywali. Nie to co McKayowie, którzy adoptowali Brooke i kochali ją jak własną córkę. Ale McKayowie jej, Emmie, również okazywali więcej serdeczności niż para, która co miesiąc pobierała za nią czek.
Dylan uniósł urnę nad głowę i lekko przechylił. Wiatr zniósł prochy daleko w morze. Gdy się odwrócił, oczy mu lśniły. Emma zacisnęła ręce na poręczy, by nie zgarnąć go w objęcia. Brooke podeszła do brata, przytuliła go tak jak matka tuli dziecko, chwilę szeptała mu coś do ucha. Dylan słuchał z powagą, potem otarł łzy i uśmiechnął się. Znów był aktorem, do którego wzdychają tysiące fanek.
Jego kuchnia, większa niż niejedno mieszkanie, wyposażona była we wszystkie sprzęty, jakie można sobie wymarzyć. Biała i lśniąca stanowiła królestwo Maisey, gospodyni, która przygotowała ciepłe dania dla kilkudziesięciu gości zaproszonych na stypę. Oprócz domowego jedzenia były też doskonałe przystawki zamówione przez Emmę. Zjawili się wszyscy, od szefa wytwórni Stage One Studio po oświetleniowców i wózkarzy. Emma z Brooke, ubrane na czarno, roznosiły tace z jedzeniem i drinkami.
– Widziałaś, jak się Callista wystroiła? – szepnęła Brooke.
Postawiwszy tacę z tartaletkami na stole, Emma zerknęła w stronę salonu. Callista Lee Allen, córka szefa Stage One Studio, trzymała Dylana pod ramię. Miała na sobie połyskliwą srebrną suknię od Versacego.
– Może liczyła, że tu będą paparazzi? – ciągnęła Brooke. – A może zapomniała, że dziś chodzi o Roya?
– Z tobą panna Allen przynajmniej rozmawia. Mnie traktuje jak powietrze.
– Nie masz czego żałować.
Emma cofnęła się, by spojrzeć na stół. Była profesjonalistką w każdym calu. I perfekcjonistką.
– Nie wtrącam się w prywatne sprawy mojego brata – dodała Brooke – ale ten związek nie wyjdzie mu na dobre.
Emma ponownie zerknęła za siebie. Wyciągnąwszy rękę, Callista dotknęła obandażowanej głowy kochanka. Dylan, zajęty rozmową z jej ojcem, nie zwracał na nią uwagi. Emma wzięła głęboki oddech, próbując stłumić zazdrość. Byłaby idiotką, gdyby wierzyła, że ma szansę u Dylana. Przyjaźnili się, to wszystko.
– Dylan jest dużym chłopcem, Brooke. Wie, co robi.
– Całe szczęście, że unika związków. Callista mi się nie podoba. Ale jak mówiłam, nie wtrącam się.
Emma poprawiła serwetki, Brooke wygładziła obrus. Na stole stała świeżo zaparzona kawa, oprócz tego wrzątek oraz pudełko z herbatami. Nagle podszedł do nich Dylan, który po ceremonii na morzu zamienił dżinsy i czarną jedwabną koszulę na elegancki ciemny garnitur.
– Macie chwilę? – Poprowadził je w głąb kuchni. – Powiedzcie, czy Callista i ja… czy znów z sobą chodzimy?
Emma wstrzymała oddech; nie chciała wypowiadać się na temat blondynki w srebrnej sukni. Ale na myśl o amnezji Dylana poczuła wyrzuty sumienia. Może powinna powiedzieć mu o nocy, którą spędzili razem? Może pobudzi to jego pamięć? Z drugiej strony może ich relacje staną się napięte, a tego by nie chciała.
– Nie pamiętasz? – zapytała Brooke.
– Nie. Callista zachowuje się, jakbyśmy za chwilę mieli iść do ołtarza, a mnie wydaje się to mało prawdopodobne. Może się jednak mylę?
– Nie mylisz się – odparła Brooke. – Przed wypadkiem mówiłeś, że zamierzasz z nią zerwać.
– Tak? Nie pamiętam.
Skierował spojrzenie na okno z widokiem na morze, jakby tam szukał odpowiedzi. Wydawał się zagubiony.
– Uważaj. Jeśli Callista twierdzi co innego, to znaczy, że próbuje wykorzystać twoje kłopoty z pamięcią, żeby…
– Okej, rozumiem.
Przeniósł wzrok na Callistę, która stała otoczona innymi aktorami. Rozmawiała z nimi, ale ciągle spoglądała w jego stronę, jakby pilnowała swojej własności.
Brooke ma rację: Callista nie jest odpowiednią dla niego partnerką. Emmie zrobiło się go żal.
– Tylko wam mogę ufać. – Potarł czoło. – Chryste, to takie dziwne. Jedne rzeczy doskonale pamiętam, inne są jakby za mgłą, a jeszcze inne za grubym murem.
Emma wlała do szklanki sok, wrzuciła trzy kostki lodu i podała Dylanowi.
– Dzięki. Chociaż wolałbym coś mocniejszego.
– Lekarz zabronił ci alkoholu, póki bierzesz środki przeciwbólowe – przypomniała Brooke.
Miło było patrzeć, jak bliscy stali się sobie, odkąd lata temu przeprowadzili się z Ohio do Los Angeles.
– Jeden drink mnie nie zabije.
– Po co sprawdzać? Już dość najadłam się strachu, kiedy trafiłeś do szpitala. A mama wyjechała do domu zaledwie dwa dni temu. Jeśli będę musiała do niej dzwonić z wiadomością, że znów jesteś w szpitalu, dostanie zawału.
Dylan wywrócił oczami.
– Ty to potrafisz wzbudzić w człowieku wyrzuty sumienia!
– Oj, potrafi – przyznała ze śmiechem Emma. – Znam jej sztuczki.
Dylan uniósł szklankę w toaście i okręciwszy się na pięcie, ruszył do salonu.
– Da sobie radę – uznała Brooke, odprowadzając go wzrokiem. – Z naszą drobną pomocą.
Emma poczuła ukłucie w sercu. Nie lubiła mieć tajemnic przed przyjaciółką, ale co miała jej powiedzieć? Wiesz, tej nocy, kiedy zgasło światło, błagałam twojego brata, żeby się ze mną kochał. Ale nic nie pamiętam poza ciałem, które leżało na mnie, i słowami szeptanymi mi do ucha. Nie pamiętała, kiedy Dylan wyszedł ani jak się to skończyło. Czy mieli świadomość, że popełnili błąd? Czy Dylan obiecał, że zadzwoni? A teraz… niczego nie pamiętał.
– O Chryste – mruknęła.
– Mówiłaś coś?
– Nie, nic.
– Brooke, wykonałaś kawał świetnej roboty. – Callista pochyliła się nad granitową wyspą, demonstrując ponętny dekolt. Goście już się rozjechali. – Bardzo pomogłaś swojemu bratu.
– Emma również.
Callista popatrzyła na Emmę, jakby dopiero ją zauważyła.
– Tak, ty też, Emmo, spisałaś się fantastycznie – powiedziała protekcjonalnym tonem.
Dlaczego bogate kobiety zawsze zadzierają nosa?
– Bo Dylan to fantastyczny facet.
Callista zmrużyła oczy, po czym ponownie skupiła się na Brooke.
– Nie wiesz, gdzie jest twój brat? Chciałabym…
– Był bardzo zmęczony, poszedł spać. Prosił, żeby cię pożegnać w jego imieniu.
– Już śpi? Może zajrzę do niego i…
– Nie, on musi się wysypiać. Zalecenie lekarskie.
Emma roześmiała się w duchu. Kiedy Brooke była w walecznym nastroju, nikt nie miał z nią szansy.
– Słusznie, masz rację. – Callista popatrzyła tęsknie na schody. – Musi wypocząć, żeby wrócić na plan.
Produkcję wstrzymano na miesiąc, a każdy dzień przestoju sporo kosztował. Dlatego tak ważny był powrót Dylana. Nawet Callista miała tego świadomość.
– Przekaż mu, że zadzwonię jutro.
– Jasne, Callie. Odprowadzę cię.
Po ich wyjściu z kuchni Emma parsknęła śmiechem. Wiedziała, że Callista nie znosi, kiedy ktoś mówi do niej Callie. Brooke uchodziło to bezkarnie, bo była siostrą Dylana.
Uff, co za dzień. Emma cieszyła się, że minął. Od rana gnębiły ją wyrzuty sumienia. Może w swoim mieszkaniu nabierze dystansu do tego, co się stało i uciszy głos, który nalegał, by powiedziała o wszystkim Dylanowi.
Z pomocą Maisey dokończyła sprzątanie, następnie przeszła do salonu i usiadła na białej skórzanej kanapie. Przez moment wpatrywała się w horyzont. Zachody słońca w Moonlight Beach były wspaniałe. Potem zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w szum fal.
– Zadanie wykonane – rzekła triumfalnie Brooke, siadając obok. – Pojechała.
Emma pokręciła ze śmiechem głową.
– Kto by pomyślał, że jesteś taka groźna?
– Normalnie Dylan radzi sobie sam, ale teraz potrzebuje pomocy. Zresztą od czego są siostry?
– Od przeganiania wrednych bab?
– No właśnie. – Brooke oparła nogi o stolik. – A zmieniając temat, jestem przejęta turniejem golfowym. To jedna z naszych największych imprez. W dodatku załatwiłyśmy ją same, bez pomocy Dylana. On nawet nie gra w golfa.
– Na pewno? – Wszedł do pokoju potargany, z jednodniowym zarostem, ubrany w czarne spodnie dresowe i biały T-shirt.
– Na sto procent. – Brooke zmrużyła oczy.
– Żartuję. Wiem, że nie gram. Nie pamiętam, żebym choć raz w życiu zamachnął się kijem.
– Po co wstałeś?
– Nie mogłem zasnąć. Pójdę się przejść. Dzięki jeszcze raz za wszystko.
Brooke otworzyła usta, ale zanim zdążyła się sprzeciwić, znikł za drzwiami.
– Cholera, nadal ma zawroty! Idź z nim, Emmo. Powiedz, że też masz ochotę się przejść.
Emma zawahała się.
– Błagam cię. Narzekał, że brakuje mu joggingu. Jest ciemno. Jeśli straci przytomność, nikt go nie zauważy.
To prawda. W dodatku lekarz zabronił mu wysiłku.
– No dobrze.
– Nie masz pojęcia, jak cię kocham!
Emma wstała.
– Robię to dla ciebie. Dla nikogo innego nie uganiałabym się za najprzystojniejszym aktorem świata. – Wyszła kuchennymi drzwiami i zobaczywszy, jak daleko Dylan się oddalił, ruszyła pędem. – Dylan, poczekaj!
Odwrócił się i zwolnił kroku.
– Pomyślałam, że też się przejdę.
– Przyznaj się, Brooke cię przysłała?
Emma wzruszyła ramionami.
– A może miałam ochotę na spacer?
– A może księżyc jest zielony?
– Wiadomo, że jest zrobiony z sera, a zatem jest żółty.
– Niech ci będzie. Nawet cieszy mnie twoje towarzystwo. – Wziął ją za rękę. Emmie serce zabiło mocniej. – To było ładne pożegnanie, prawda? – spytał.
– Piękne i wzruszające. Godnie pożegnałeś przyjaciela.
– Ja i jego zespół kaskaderów to jedyna rodzina, jaką Roy miał. Był wspaniałym facetem, kochał swoją pracę, całe życie doskonalił numery, jakie wykonywał. Nigdy nie ryzykował. Nie rozumiem, jak mógł zginąć.
– To był wypadek.
Dylan westchnął. Przez chwilę szli w milczeniu. Ciepło bijące z jego ręki przenikało ją na wskroś. Był idealny wieczór na spacer brzegiem morza. Emma podniosła głowę, nie przejmując się, że wiatr zburzy jej misternie upięty kok. Zresztą co tam! Rozpuściła włosy.
– Powiedz, Emmo, co u ciebie słychać?
Zdziwiło ją pytanie, przecież Dylan wie o niej prawie wszystko. Jest przyjaciółką i wspólniczką Brooke. Mieszka w malutkim mieszkanku dwadzieścia minut od Moonlight Beach. Uwielbia swoją pracę, rzadko umawia się na randki…
O Boże! Czyżby coś sobie przypomniał? Zbierając się na odwagę, dyskretnie spojrzała w bok. Dylan patrzył przed siebie, minę miał neutralną. Może po prostu cisza mu przeszkadza? Może zwyczajnie chce pogadać?
– Po staremu. Praca, praca, praca.
– Wciąż chcesz zarobić pierwszy milion przed trzydziestką?
Musiała mu powiedzieć o jej dalekosiężnych planach. Co za wstyd! Od najmłodszych lat żyła w ubóstwie. Jej rodzice adopcyjni mieli niewiele, a tym, co mieli, nie lubili się z nią dzielić. Dorastała, nosząc ubrania z lumpeksów. Kiedy skończyła trzynaście lat, zrozumiała, że musi liczyć na siebie. Uczyła się pilnie, dzięki czemu dostała stypendium do college’u; wtedy obiecała sobie, że przed trzydziestką stanie się niezależna finansowo i zarobi pierwszy milion. Do trzydziestki zostało kilka lat…
– Twoja siostra ma za długi język.
– Nie bądź na nią zła. Powinno się mieć cele, do których się dąży.
– Ale milion przed trzydziestką?
– To jest wykonalne. Obie ciężko pracujecie…
– Gdybyś w nas nie zainwestował, nie miałybyśmy firmy.
– Pomogłem wam, reszta to wasza zasługa.
– Jesteśmy twoimi dłużniczkami, Dylan. Chcemy, żebyś był z nas dumny.
Przystanął w pół kroku. Kiedy odwróciła się, na jego twarzy malował się najprawdziwszy uśmiech.
– Nie jesteście mi nic winne. Zwracacie pożyczkę znacznie szybciej, niż się spodziewałem. A poza tym, Em, musisz coś wiedzieć: nie tylko Brooke ci pomagała, kiedy dorastałyście. Ty jej również. Przyjechała do Kalifornii, marząc o karierze filmowej. Aktorstwo to trudny zawód. Ja miałem fart, ale nie każdy ma. Wierzę, że Brooke jest o wiele szczęśliwsza, prowadząc firmę z tobą, i robiąc to, co kocha. To twoja zasługa.
Pochylił się. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Patrzyła na jego usta, serce jej waliło. Doskonale rozumiała, dlaczego kobiety omdlewają na jego widok.
– Jesteś niesamowita, Emmo.
Objął ją i zbliżył usta do jej policzka. Odprężyła się. To będzie przyjacielski całus. Zamknęła oczy. I w tym momencie poczuła dotyk ciepłych warg na ustach.
Czyżby umarła i poszła do nieba? Uniosła ręce, zarzuciła je Dylanowi na szyję i odwzajemniła pocałunek. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście: Dylan całuje ją na plaży, o zachodzie słońca. Rozkoszowała się chwilą, ciałem, do którego przylegała, smakiem ust, które swoim kunsztem doprowadzały ją do obłędu.
Nagle zreflektowała się, że coś jest nie tak, ale nie potrafiła sprecyzować co. Parę sekund później Dylan przerwał pocałunek i zamiast odsunąć się, z całej siły przytulił ją, tak jak dziecko przytula pluszowego misia. Zaskoczona, stała bez ruchu.
– Dzięki, Em. Potrzebowałem dziś twojego towarzystwa.
Co mogła powiedzieć? Że pewnie przypomniał sobie ich namiętną noc i pragnie powtórki? Nie, biedak pragnął jedynie pocieszenia. Okej, od tego są przyjaciele…
– Jasne. Zawsze służę ci pomocą.